Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5300
 

#24070

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dedykacją dla wszystkich narzekających na beznadziejność Polski, polskiego prawa, administracji, krętactwo i cwaniactwo narodu polskiego.

Anglia - jedne z wakacji w czasach licealnych poświęciłem na szlifowanie języka i zarobienie paru groszy na wyspach.

Akt I. Urzędnicy.
Pracowałem legalnie, z ubezpieczeniem, podatkami, miejscowym ZUS-em, itp. W związku z tym musiałem sobie wyrobić ichniejszą kartę ubezpieczeniową. Akurat właściciel mieszkania w którym mieszkałem, pracował w instytucji zajmującej się tymi ubezpieczeniami, więc załatwił mi termin spotkania. Mieszkałem w Sheffield. Na spotkanie w sprawie ubezpieczenia miałem pojechać do Cambridge, 200 km drogi w jedną stronę. Dlaczego nie mogłem się zarejestrować w urzędzie w Sheffield? "Bo to system komputerowy przydziela, my nie możemy nic zrobić".
Co więcej, urzędniczka na miejscu musiała na kalkulatorze upewniać się, czy nie kłamię co do daty urodzenia, "bo przecież skoro teraz (2007 rok) masz 17 lat to MUSIAŁEŚ się urodzić w 1993 roku..."

Akt II. Prawo.
Na mojej ulicy grupa angielskich chuliganów dotkliwie pobiła Pakistańczyka. Afera jakich mało, prasa lokalna rozpisuje się o rasizmie, nienawiści rasowej i ksenofobii. Miesiąc później grupa czarnoskórych dotkliwie pobiła i okradła Anglika. Krótka wzmianka w prasie, że policja nie uznała relacji 2 światków zdarzenia za wiarygodną więc umarzają sprawę. Pytam znajomego - o co chodzi?!
"Przecież jakby zamknęli murzynów za pobicie białego, to były by zamieszki w mieście, że policja jest rasistowska..."

Akt III. Służba zdrowia.
W trakcie pobytu w Anglii obluzował mi się pierścień w stałym aparacie ortodontycznym. Byłem ubezpieczony, więc idę bezpłatnie do publicznego ortodonty. Fakt, żadnego czekania. Niestety ortodonta był Pakistańczykiem niemal wcale nie mówiącym po angielsku. Z ledwością udało nam się wyjaśnić mu, o co chodzi. Aparat naprawił tak, że cały czas odczuwałem dyskomfort, polska ortodontka (też publiczna!) jak kontrolowała mnie po powrocie to włosy z głowy rwała co to za fuszerka. A gabinet był obskurniejszy niż jakikolwiek polski publiczny zakład opieki zdrowotnej jaki na oczy widziałem.

Akt IV. Cwaniactwo.

Czekając na rozmowę w sprawie ubezpieczenia (w Cambridge, patrz akt I), zagadał do mnie jakiś miejscowy nastolatek. Gadka szmatka co tam jak tam, w końcu zaczął mi dawać rady. Otóż polecał mi rzucić robotę, umówić się z jakąś ciężarną dziewczyną (jak chcesz to dam ci numer do znajomej!) żeby zadeklarować się jako ojciec jej dziecka, zgłosić to w urzędzie i pobierać zasiłek na dziecko. Po podzieleniu na 2 osoby wychodziłoby więcej niż zarabiałem uczciwie pracując (dostawałem 70% minimalnej krajowej jako niepełnoletni).

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (555)

#23667

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako dzieciak trenowałem karate.
Egzaminy na kolejny stopień Kyu odbywały się w ten sposób, że uczniowie na dużej sali wykonywali równocześnie zadane ćwiczenie, a Sensei chodził między rzędami i wyłapywał błędy.

Pewnego razu, nie pamiętam dlaczego, egzamin odbywał się na dużo mniejszej sali, więc staliśmy stłoczeni jak sardynki. Mieliśmy właśnie pokazać "kata" - ustalony układ ciosów, którego elementem był szybki obrót połączony z "prawym prostym".
Widziałem, że akurat Sensei zbliża się do mnie, więc w obrót i następujący po nim cios włożyłem całe serce. Niestety pięść, zamiast w próżnię, trafiła kolegę obok dokładnie w nos. Polała się krew. Konsternacja, co robić, kurka wodna za coś takiego pewnie mnie wywalą z egzaminu!
Otóż nie. Sensei pozwolił mi wyjść - zdałem z wyróżnieniem za idealny cios, a kolega poszkodowany oblał za "nietrzymanie tempa i brak reakcji na zagrożenia".

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 692 (818)

#23071

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzień babci przypomniał mi pewną historię.
Moja prababcia miała dwóch synów i córkę. Póki "wujkowie" mieli małe dzieci, bardzo chętnie opiekowali się prababcią, jak dzieci podrosły prababcia została odesłana do córki (mojej babci). I tak sobie mieszkała prababcia z córką i wnukami... przez ponad 30 lat. "Wujkowie" przez ten czas o matce jakby całkowicie zapomnieli. Aż tu nagle moja 60 już letnia babcia zachorowała na raka. Naturalne zdawałoby się, że synowie zajmą się matką (już 90 letnią, wymagającą ciągłej opieki) w czasie leczenia ich siostry (mojej babci). Niedoczekanie...

Co prawda jeden z "wujków" prababcię na początku przygarnął, ale już po tygodniu się rozmyślił. Co zrobił? Odwiózł ją do mieszkania mojej mamy. Zostawił na klatce w bloku Prababcię i torbę jej rzeczy, odjechał, po czym telefonicznie poinformował moją mamę, że prababcia czeka na dole i trzeba by się nią zaopiekować. Niestety fizycznie nie byliśmy w stanie opiekować się kolejną osobą w domu, więc z własnych pieniędzy opłaciliśmy Prababci miejsce w domu spokojnej starości, równocześnie kierując sprawę do sądu o ustalenie opieki.

Na rozprawie wujkowie utrzymywali, że Babcia wcale nie ma raka, tylko wyjechała na wakacje nad morze, a wszystkie zaświadczenia lekarskie są sfałszowane. Babcia na procesie obecna być nie mogła - była już w stadium terminalnym... Koniec końców płacić za opiekę nad Prababcią musieli "wujkowie".
Najlepsze dopiero przed nami.

Całkiem przypadkiem prababcia przyznała się moim rodzicom, że "wujkowie" dali jej do podpisania "jakieś papiery". Okazało się, że zlikwidowali oni jej książeczkę oszczędnościową (na niemałą kwotę) oraz zameldowali w mieszkaniu chorej Babci swoje dzieci - jawna próba przejęcia mieszkania, do którego nie mieli żadnych praw. Kolejna batalia sądowa o odzyskanie mieszkania, niestety już nie Babci a po Babci. Wygrywamy.
Odsłona trzecia: 10 lat później. Prababcia i Babcia leżą już na tym samym cmentarzu. Dziwnym trafem wieńce i kwiaty które kładziemy na grób Babci często znajdujemy po tygodniu na grobie Prababci...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (762)

#21853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idiotyczny kawał + zbieg okoliczności.
Przez noc rozładował mi się telefon (to ten zbieg okoliczności). Po włączeniu widzę kilkadziesiąt (!) nieodebranych połączeń od rodziców, siostry, masę wiadomości w stylu "proszę zadzwoń szybko!". Przeraziłem się, ktoś umarł czy co? Oddzwaniam.

Nie wiem jakim trzeba być debilem, żeby zadzwonić do czyiś rodziców o 3 w nocy, podać się za policjanta i powiedzieć, że syn został zatrzymany za rozbój po pijanemu. Skubany nawet wiedział jak się nazywam, czym uwiarygodnił się w oczach rodzicieli. Jak zaczęli zadawać pytania: a w jakim mieście? a gdzie jest? - życzył szczęśliwego nowego roku i się rozłączył. Numer zastrzeżony.

Ja sobie spokojnie spałem całą noc w moim łóżeczku w Krakowie, rodzice w Katowicach umierali ze strachu, a jakiś !@^%$#*&^ miał polew. I jeszcze ten rozładowany telefon.
Zabić to mało.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 704 (788)

#21809

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Komers po liceum.
Oficjalnie nie byliśmy już uczniami, więc nauczyciele razem z nami wznosili toasty. Na parkiecie dokazywała jedna z nauczycielek, dajmy na to, języka hiszpańskiego. Kobieta lekko po czterdziestce, niezamężna, "słynna" z romansów z młodymi wuefistami. No i niestety niezbyt urodziwa.
W pewnym momencie zatacza się na mojego znajomego odbijając go partnerce, i wcale nie siląc się na ściszenie głosu, pyta go:
- Chcesz spróbować jak smakuje dojrzała kobieta?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 542 (660)

#21520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozdrawiam gorąco debila, który zakleił wszystkie kasowniki w autobusie gumą do żucia. I kanara, który mimo to wlepiał mandaty. Smażcie się w piekle.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1203 (1255)

#20536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkałem kiedyś w akademiku, gdzie poznałem pewnego kolesia - z rodzaju tych dla których nauka na studiach do niemiły dodatek do ciągłego imprezowania. Specjalną sympatią do siebie nie zapałaliśmy, ale mieliśmy sporo wspólnych znajomych, więc siłą rzeczy jakieś w miarę normalne relacje utrzymywaliśmy. W połowie wakacji po pierwszym roku przypadkiem spotkałem go na drugim końcu Polski, więc poszliśmy na piwko pogadać co tam i jak tam. Temat w pewnym momencie zszedł na wykwaterowywanie się z akademika w czerwcu - oj dużo piekielnych historii mógłbym o tym napisać, ale pewne zdanie kolegi mnie totalnie rozłożyło na łopatki:

- Najbardziej to współczuję tym kolesiom co ze mną byli w pokoju. Ja się szybko zmyłem, a oni zdając pokój będą musieli go dokładnie posprzątać - chciałbym zobaczyć ich miny jak za moim łóżkiem znajdą składzik zużytych prezerwatyw z całego roku. Tam już pewnie jakaś cywilizacja powstaje, Haha, niezła beka, nie ziom?

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 573 (669)

#20043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się kiedyś, że miałem wypadek na autostradzie w Serbii. W sumie nic poważnego, utrata kontroli, piruecik i lekko obity stanąłem tyłem do kierunku jazdy, lekko na skos. W zdarzeniu uczestniczyłem tylko ja i barierka, nikomu nic się nie stało, wszyscy byli szczęśliwi (szczególnie serbski mechanik, który za ogarnięcie autka skasował jak za cnotę własnej córki).

Co w tym piekielnego? Inni kierowcy. Stoję na awaryjnych, sprawdzam czy wszyscy w aucie żyją, a wokół mnie pojazdy śmigają nic nie zwalniając, biorą mnie z obu stron (nie wiem nawet, jak mogli się zmieścić). Gdyby jakiś przejeżdżający Niemiec się nie zatrzymał, nie miałbym nawet szans sturlać się na wstecznym na pobocze. Zamknęli mnie po prostu w dwa ognie.

serbian highway!

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (486)

#19166

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechałem kiedyś z grupą znajomych na 2 tygodnie do domku w górach. Miły wypoczynek, sielanka... dopóki nie trzeba czegoś ugotować. Jeden ze znajomych był wegetarianinem. Czegośmy się nie nasłuchali!

- Nie napiję się piwa, na którym w składzie nie jest wyszczególniony chmiel, bo to znaczy że w ramach oszczędności browary dodają do piwa byczej żółci (nie dodają, akurat browarnictwo to moja branża).

- Nie będzie jadł tańszych czipsów niż Lays, bo tańsze, w ramach oszczędności, są smażone na smalcu (o.0).

- Nie będzie jadł sosu z torebki, bo dodają do nich suszony tłuszcz wołowy. Studiujemy dokładnie skład surowcowy - jest tłuszcz roślinny, ani słowa o tłuszczach zwierzęcych. Komentarz kolegi - "Oni na pewno kłamią".

- Poprosił nas o przyniesienie ze sklepu jakiejś wegetariańskiej przekąski na deser. Kupiliśmy jogurty. Wydarł się na nas, że jest w nich żelatyna (fakt, była w składzie, nie zwróciliśmy uwagi bo nie wiedzieliśmy co znaczy E441). Zamiast zrozumieć, że się pomyliliśmy, strzelił strasznego focha, że na siłę chcemy zrobić mu na złość.

- Nie będzie jadł żółtego sera, bo go robią na podpuszczce z krowich żołądków. Tak, wiem, podpuszczkę w serowarstwie się używa, ale syntetyczną - z krów by tyle nie uzyskali, zresztą po co płacić za oczyszczanie naturalnej...

- Cały czas zarzeka się, że nie ma zamiaru nikogo do wegetarianizmu przymuszać, ale jak kładliśmy kiełbaski na grilla, to cały czas mruczał pod nosem (choć dość donośnie) coś o mordercach, brutalach, ludziach bez serca.

Zastanawia mnie tylko, jak taki fanatyczny obrońca zwierząt może z zaciętą satysfakcją rozsmarowywać na ścianie komary, krzycząc "A masz je*any skur*w*synu!".

ciekawe poglądy kolegi Wege

Skomentuj (101) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (772)

#19171

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o głuchym hydrauliku przypomniała mi głupiego hydraulika sprzed wielu, wielu lat.

Jakieś 10 - 12 lat temu mieliśmy w mieszkaniu remont salonu. Ściany już pomalowane, niektóre meble już wstawione, wykładzina leży na podłodze, efekt całkiem całkiem. Trzeba tyko zamontować nowy kaloryfer. Pan hydraulik na pytanie, czy będzie brudno, stwierdził, że na pewno nie, on ma taką nową metodę, że nawet kropla wody na dywan nie kapnie.

Tu ważna dygresja; mieszkamy na 1 piętrze 10 piętrowego bloku.

Ta genialna metoda pana hydraulika polegała na... zamrożeniu rur doprowadzających wodę do grzejnika ciekłym azotem. Rodzice (oboje po studiach inżynierskich) się dziwili, kręcili nosem, ale - o naiwności! uwierzyli zapewnieniom "fachowca", że to sprawdzona metoda. Zamroził rurki, zdjął kaloryfer, rzeczywiście nawet kropla nie pociekła. Niestety nowego grzejnika założyć nie zdążył - korki lodowe w rurach się rozpuściły. Z niczym nie zabezpieczonej rury trysnął strumień gorącej, brudnej i śmierdzącej wody pod ciśnieniem. Całe ściany pochlapane, dywan po kilku sekundach cały przesiąknięty. Hydraulik próbuje ratować sytuację zatykając wylot rury palcem i wrzeszczy na ojca żeby znalazł jakiś zawór i odciął dopływ wody. Po kilku długich minutach ojciec znalazł rzeczony zawór w piwnicy, ale pozostało ciśnienie wody z 9 pięter nad nami... Pan hydraulik heroicznie próbował zatamować wyciek, nacierpiał się przy tym strasznie, mimo wszystko woda wciąż bryzgała po całym mieszkaniu. Jakoś (nie pytajcie jak, bo nie wiem) razem z ojcem prowizorycznie zaczopowali wylot rury.

Hydraulika odebrała od nas karetka (biedaka dość paskudnie poparzyło, a i palce które wtykał do rury wyglądały... zupełnie nie jak palce), inny hydraulik dokończył dzieła, powtórny remont pokoju zabrał kolejny miesiąc. Za wszystkie szkody na szczęście zapłaciła spółdzielnia mieszkaniowa (to oni, na naszą prośbę, przysłali swojego hydraulika).

fachowcy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 656 (684)