Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TomX

Zamieszcza historie od: 27 marca 2011 - 0:18
Ostatnio: 17 stycznia 2022 - 11:29
  • Historii na głównej: 46 z 91
  • Punktów za historie: 27836
  • Komentarzy: 538
  • Punktów za komentarze: 5300
 

#45838

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwszy rok studiów. Aby nie było nam za łatwo, ćwiczenia z pewnego trudnego przedmiotu prowadził mojej grupie dr H. Istny sadysta, którego życiowym celem jest oblanie jak największej liczby studentów. Całym sobą wyrażał bezgraniczną pogardę do nas, studentów, jego stałym tekstem było "bo ja na studiach jak dostawałem pałę, to brałem się do nauki, a nie to co wy!". A pał potrafił wstawić po 3 każdej osobie z grupy w ciągu jednych ćwiczeń.

Podstawą zaliczenia ćwiczeń były sprawozdania - 3 zadania obliczeniowe do rozwiązania i rozrysowania w domu, oddawane co tydzień. Ogromną ilość wysiłku i poszukiwań w książkach kosztowało mnie poprawne ich rozwiązywanie, w związku z czym jako jedna z 3 osób w 30 osobowej grupie na koniec roku miałem pozytywną średnią ocen. Po ostatnich zajęciach w semestrze okazało się, że doktor nie ma mojego sprawozdania z ostatnich ćwiczeń. Oczywiście twierdzi, że to ja go nie oddałem, więc nie zaliczam przedmiotu. Ja się upieram, że oddawałem - co jak co byłem tego pewny bardziej niż własnego nazwiska. Po dłuższej dyskusji doktor zgadza się poszukać sprawozdania w swoim gabinecie. Zanim do niego doszliśmy zostałem uraczony litanią zapewnień, że On ma idealny porządek w dokumentach, nigdy nic mu się nie zawierusza, że nie mam najmniejszych szans znaleźć tego sprawozdania, bo go nie oddałem a teraz bezczelnie kłamię.

Wchodzimy do jego gabinetu. W pierwszym momencie uderza mnie totalny chaos - teczki poustawiane w stosy wysokości człowieka pod ścianami, niektóre stosy przewrócone i bezładnie zgarnięte do kąta. Znalezienie teczki mojej grupy trwało kilkanaście minut. Gdy to się udało, doktor rozsiada się wygodnie w fotelu i każe mi szukać tego sprawozdania w teczce, cały czas powtarzając, że go nie znajdę. A ono jak na złość leży na samym wierzchu teczki, sprawdzone, z maksymalną ilością punktów!

Jak myślicie, zostałem przeproszony? Doktor jakkolwiek skomentował fakt, że jednak to on się pomylił?

- Indeks proszę! - wysyczał przez zęby. Wpisał 4.0
- DO WIDZENIA! - pożegnał mnie. Na szczęście więcej się nie spotkaliśmy.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 559 (627)

#45167

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ładnych kilka lat temu mój Ojciec pracował na stanowisku Prezesa Zarządu dużego zakładu przemysłowego będącego własnością Skarbu Państwa. Jako, że większość sprzętu pamiętała czasy wczesno powojenne, pracownicy na potęgę kradli surowiec a związki zawodowe skutecznie utrudniały podjęcie jakiejkolwiek restrukturyzacji a nawet modernizacji (bo nowa maszyna potrzebuje 2 ludzi do obsługi zamiast 5, więc się nie zgadzamy! Strajk!)zakład nieustannie walczył o przetrwanie, ale jakoś udawało się wyjść na minimalny plus.

Koniec drugiej kadencji mojego Ojca zbiegł się z wymianą ekipy rządzącej krajem. Chyba bardzo im zależało na obsadzeniu wszystkich spółek Skarbu Państwa swoimi ludźmi (Ojciec nigdy nie należał do żadnej partii, ani otwarcie nikogo z lokalnych polityków nie popierał). Oto, jakie wymagania dla kandydatów na stanowisko prezesa przedstawiła rada nadzorcza, a zatwierdziło ministerstwo:
- Biegła znajomość angielskiego, przynajmniej komunikatywny Czeski (a do Czech fabryka wysyłała znikomy procent produkcji...)
- Prawo jazdy kategorii C+E (oczywiście to prezes prowadzi ciężarówki z surowcem...)
- Ukończone studia wyższe na kierunku psychologia produkcji (wtf?!)
- Dalsze wymagania standardowe, nie budzące podejrzeń.

Dziwnym trafem wszystkie "kreatywne" wymagania spełniała tylko jedna osoba, słynąca jako regionalny aktywista pewnej, ówcześnie rządzącej, partii. Zgadnijcie kto wygrał?

Dość powiedzieć, że obecnie fabryka od kilku lat pozostaje w stanie upadłości, a moje miasteczko ma drugą najwyższą stopę bezrobocia w regionie...

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (674)

#45075

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z Nowego Roku sprzed jakiś 5 lat.

Mieszkam w dużym bloku. W Noworoczny poranek mnie, całą rodzinę jak i zapewne pół bloku budzi potężny huk eksplozji. Nie zwyczajna detonacja fajerwerków ale naprawdę ogłuszający huk od którego zatrzęsły się ściany.
Wychodzimy na klatkę schodową sprawdzić, co się stało. Korytarz zadymiony, po podłodze walają się szczątki na prawdę dużej petardy hukowej (stary dobry "Achtung!", sądząc po strzępach). Oprócz tego pełno drobnych kawałków... metalowego drutu. Szczególnie dużo powbijanych niczym strzały w drzwi sąsiada.
Wygląda na to, że jakiś geniusz postanowił zdetonować mi na klatce dużą petardę obwiązaną drutem. Dobrze, że ten domowej roboty granat nikogo nie zranił, choć straty materialne były niemałe.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 676 (720)

#41755

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu pisałem o piekielnych na basenie. Dzisiejsze 45 minut pływania poszerzyło moje horyzonty w tym zakresie.

Na moim torze znalazła się zakochana parka. Bite 10 minut siedzieli wtuleni w siebie w kącie basenu, intensywnie się całując i obmacując. Naprawdę się z tym nie kryli.

Oboje byli piękni i młodzi, więc mnie to nie oburzało ani nie odrzucało, ale nie takich "atrakcji" szukam na pływalni.

Zniszczył mnie za to szatan na sąsiednim torze. Płynąc żabką dość dobrze widzę co dzieje się przede mną pod linią wody. Rzeczony delikwent, najwyraźniej zainspirowany kochasiami z kącika, też intensywnie oddawał się uprawianiu miłości. Sam ze sobą. Przy małej wizualnej pomocy sąsiadów... Na szczęście "działał" wewnątrz kąpielówek.

Cóż, odechciało mi się dalszego pływania. Gdybym umiał zabijać wzrokiem, ten facet już by nie żył.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 853 (927)

#33888

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam znajomego. Znajomy ma mamę - lekarkę. I jakąś bardzo dziwną, mega rzadką chorobę, której nazwa składa się ze słowa "zespół" i kilku nazwisk. Przynajmniej tak twierdzi jego mamusia.

Choroba ta ma się objawiać między innymi niekontrolowanym tyciem, problemami z koncentracją i milionem innych rzeczy, ale przede wszystkim ogólną życiową niezaradnością (w stylu niezdolność do samodzielnego zaparzenia herbaty - serio!). Jakbym ja miał stawiać diagnozę to powiedziałbym, że koleś jest nieziemsko rozpuszczony przez matkę - ale na szczęście nie jestem lekarzem.
Spędzałem z omawianym przypadkiem wakacje w domku w górach - mimo wszystko dość dobrze się dogadywaliśmy. Pod nieobecność mamusi chłopak zaczął próbować wykonywać różne codzienne czynności (zmywanie garów, zamiatanie podłogi, przynoszenie zakupów ze sklepu) których normalnie ze względu na chorobę nie wolno mu było nawet spróbować, a o dziwo lepiej lub (zwykle) gorzej dawał radę. Miał z tego radochę taką, że w końcu postanowił spróbować porąbać drzewo na ognisko. Machnął parę razy siekierą, rozłupał parę pniaków.

Na drugi dzień na jego nieprzyzwyczajonych do pracy fizycznej dłoniach pojawiły się bolesne odciski. Dowiedziałem się o tym słysząc (mimo woli) paniczną rozmowę kolegi z matką - o tym, że zauważył nowy objaw choroby. Tak, chodziło o pęcherze na dłoniach... Nie dawał sobie wmówić, że to od rąbania drewna. Cały dzień spędził szukając w internecie jaka choroba daje takie objawy, każdy trop konsultując telefonicznie z mamą.
Kolega ma 22 lata. Nie pracuje, nie studiuje, bo stan jego zdrowia na to nie pozwala... zdaniem matki.
Żyje w przekonaniu, że jest wyjątkowym przypadkiem medycznym, którego badanie posunie naukę do przodu.

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 971 (1007)

#28066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja siostra na pewnym etapie życia (studia) miała manię czystości. Zużywanie kostki mydła w 2 dni (mycie rąk co 15 min, nawet jak w międzyczasie tylko siedzi przed telewizorem), jazda autobusem w lecie w rękawiczkach - bo na uchwytach i siedzeniach są zarazki, chusteczki dezynfekujące noszone w torebce używane do przecierania każdej klamki w miejscach publicznych, którą musi otworzyć - to jeszcze pikuś. Na domówkach u kogoś prosiła żeby nie robić jej drinków - zrobi sobie sama, ale najpierw sama umyje szklankę, bo nie wierzy, że ktoś wcześniej zrobił to dobrze. Restauracje, kluby, bary odpadają, bo tam nie może sama umyć naczyń. A żebyście słyszeli te karczemne awantury jakie urządzała, jak zauważyła w domu chociaż odrobinę brudu, jaką plamkę z sosu na podłodze w kuchni czy inną pierdołę! Cóż, normalne to to nie jest, ale przynajmniej z przyjemnością sprzątała nam dom 3 razy w tygodniu, bo przecież my nie zrobimy tego dobrze :)

O tym, że przegina, została uświadomiona podczas kupowania swojego pierwszego samochodu. Otóż wybrała ładne autko w komisie, więc jazda próbna. Siostra wsiada do auta i obowiązkowy rytuał - odkażenie kierownicy i drążka zmiany biegów chusteczką dezynfekującą. Jak się właściciel komisu nie wydrze:

- Co Pani kufa robi! To jest ze spirytusem, jak mi lakier na skórze uszkodzisz to zabulisz!

Na szczęście lakier się nie uszkodził, a siostra z czasem znormalniała - dziś nawet pod namiot z nią jeżdżę i nie nosi już mydła w torebce. :)

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (621)

#27740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to zostałem podpalaczem.
Mieszkam na skraju blokowiska, za którym rozciągają się rozległe "pola" czy też raczej nieużytki zarastające wszelkim krzaczorem. Jako dzieciaki uwielbialiśmy się w tych krzakach bawić. Pewnego upalnego i suchego jak pieprz lata mały Tomek i jego kolega bawiąc się spotkali dwoje innych, nieznanych dzieci, robiących coś na ziemi po kryjomu. Zignorowaliśmy ich, schowaliśmy się do naszej kryjówki odległej od "intruzów" o jakieś 20 metrów. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyki, wspomniani chłopcy biegiem uciekli, a my patrząc w ich stronę zobaczyliśmy szybko rosnącą kulę ognia - łobuzy podpaliły wyschnięte zarośla. W te pędy polecieliśmy na pobliską budowę, złapaliśmy jakiegoś stróża i krzyczymy:

- Proszę Pana! Tam się krzaki palą! Niech Pan coś zrobi!
- Jak żeście podpalili to sami teraz gaście, gnojki!
- Nie my! My tylko zobaczyliśmy!
- Ja już znam takich smarkaczy, niech no z waszymi rodzicami pogadam...

Po czym koleś zaczął nas gonić. A ogień - na początku wcale nie ogromny - zaczął się coraz szybciej rozprzestrzeniać. My, zwinne dzieciaki, uciekliśmy do domu, rodzice wezwali straż pożarną. Ogień szybko wymknął się z pod kontroli, wkroczył na teren budowy i zniszczył sporo materiałów. Straż przyjechała, gdy wszystko samoczynnie zaczęło dogasać...

A wystarczyło wziąć gaśnicę i zdławić pożogę w zarodku, zamiast ganiać za dzieciakami, winnymi, czy nie.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 642 (680)

#27346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko po pochowaniu Babci, jak dopiero co postawiliśmy Jej pomnik na cmentarzu, miała miejsce taka oto sytuacja:
Stoimy całą rodziną (rodzice, ja i siostra) nad grobem, skupieni na cichej modlitwie, gdy podchodzi do nas pewien starszy pan. Ot koleś po 50-tce, w przybrudzonych ubraniach, nieogolony, ale na oko nie żaden straszny żul. Uprzejmie nas nie zaczepiał, poczekał aż skończmy się modlić i wtedy zagadnął:

- Oj złota kobieta była. Często jak tu do męża na grób przychodziła to ją spotykałem. Taka szkoda, że odeszła, ciężko mi się dla niej grób kopało (acha, czyli grabarz - spodnie przybrudzone błotem się wyjaśniają). Piękny pomnik państwo matce postawiliście, naprawdę, godny taki. Tylko tu przy pomniku takie błoto, ja bym mógł to żwirkiem wysypać, a tu z przodu kostkę położyć, żeby to jakoś ładnie tak było. Tylko na materiał by Państwo 50zł dali to jutro zrobię...

Mama już z łzami wdzięczności w oczach, mi się ta akcja nie podoba, ojciec też podejrzliwie łypie na gościa, ale żeby nie robić mamie przykrości dał te pieniądze. Grabarz podziękował, pobłogosławił i poszedł. Żwiru i kostki na oczy nigdy nie zobaczyliśmy, za to wyrzucając stare znicze często na cmentarnym śmietniku widujemy butelki po bełtach.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 543 (609)

#25178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu na letnim wyjeździe w góry, w niedzielę, poszedłem do malutkiego wiejskiego kościółka aby spełnić nakaz sumienia. Msza - jak msza, kościół - jak kościół (ale baaardzo mały, wręcz kapliczka), ksiądz - jak ksiądz, wszystko normalne.

Przed mszą spowiedź. Niby norma, ale w tej parafii wszyscy spowiadali się na głos, tak więc chcąc nie chcąc słuchałem o bluźnierstwach pewnego dziadka i cudzołóstwie młodszej kobiety. Ciekawy zwyczaj...

Przychodzi czas zbierania ofiary. Wierni, okoliczni mieszkańcy, na bogatych nie wyglądali, ale każdy twardo wrzucał na tacę banknoty - a to 10, a to 20zł (zaciekawiła mnie ta hojność, więc zwróciłem uwagę; 50zł żadnych na tacy nie było). Moja kolej - swoim zwyczajem wrzucam 2 zł. Brzdęk! Donośny odgłos uderzenia monety o metalowy pojemnik sprawił, że ksiądz przerwał modlitwę w pół słowa i tak jak wszyscy zgromadzeni wbił we mnie wzrok. Do końca mszy czułem, że skupiam na sobie uwagę zebranych, i to w niezbyt przyjaznym znaczeniu.

Bulwersuje mnie osobiście takie wyrachowanie, bo podejrzewam, że to ksiądz tak sobie "wychował" parafian.
Ot jedno ze zdarzeń które uczyniło mnie wierzącym, praktykującym antyklerykałem.

księża

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 629 (721)

#24329

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po skończeniu studiów znajoma wraz z kilkoma koleżankami postanowiły zaszaleć i pojechały na kilka dni do Paryża - ot zobaczyć co tam ciekawsze, pogapić się na witryny drogich sklepów, zjeść croissanta pod wieżą Eiffela. Lato, słońce, zaraz po przyjeździe zostawiają bagaże w hostelu i chcą iść na miasto. Ale muszą czekać na jedną dziewczynę - Olkę, która to zabunkrowała się w pokoju i nie wychodzi... W końcu wyszła - zupełnie inna Olka. "Wypindrzona", ostry makijaż, szpilka 8 cm, krótka kiecka, cyc (prawie) na wierzchu. Na ogólne WTF? rzuca tylko:

- No co! To Paryż! Stolica mody! Nie będę jak jakaś wieśniara w trampkach i dżinsach się pokazywała!

Rób jak chcesz, miłego wielogodzinnego spaceru po mieście w takich szpilach. Pogląd Olki na sprawy mody został diametralnie zmieniony jeszcze tego samego dnia, gdy jakiś facet na ulicy zaczepił ją z pytaniem:

- How much for a blowjob?*

Ponoś do końca ich pobytu Olka z hostelu wychodziła tylko w golfach.

* Dla nie spikających: "Ile za loda?"

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 834 (900)