Profil użytkownika
budyniek
Zamieszcza historie od: | 19 kwietnia 2013 - 17:51 |
Ostatnio: | 16 czerwca 2016 - 6:41 |
- Historii na głównej: 23 z 28
- Punktów za historie: 18592
- Komentarzy: 104
- Punktów za komentarze: 945
« poprzednia 1 2 3 4 5 następna »
ponad 20 lat temu działki w tej okolicy były znacznie tańsze ;)wtedy obok były pola i krowy, teraz jest dzielnica willowa, wiec ceny poszybowały znacznie. Pieniądze miała ze sprzedaży własnego mieszkania, oraz mieszkania dziadków, wtedy wystarczyło. I cóż, dla mnie to normalne, że matka miała swój honor i póki nie przymierałyśmy głodem to o pomoc się nie prosiła. A czy żal, że nie pomagał? żal o tyle, że gdy ja tej pomocy potrzebowałam to jej nie udzielił, mimo, że "zaoszczędził" nie płacąc nigdy.
niestety nie. Autko przy mężu się wstydzi zgasnąć, więc po zapaleniu, mąż na siedzeniu pasażera spoczął i właściciel dojechał do warsztatu w jego towarzystwie. normalny kierowca, ani nie gazuje, ani cudów nie wyczynia ;) chyba, że źle głaszcze drążek ...
Akurat tu nie pasuje niestety, bo autko wzieliśmy na weekend nawet. zaliczyło i podróże króciutkie (1400 m na zimnym) i dłuższe (100 km ciurkiem na gorąco i na zimno). Przetestowane w normalnym codziennym użytkowaniu. Zakochało się, inne opcje póki co zawiodły :)
u nas wisi taka wariacja: Cennik: Patrzenie mechanikowi na ręce + 100% Patrzenie i podpowiadanie + 130% Twierdzenie, że klient wie lepiej + 180% Twierdzenie, że klient zrobiłby to lepiej + 200% Żądanie dokumentacji zdjęciowej z naprawy + 300 % (tak tak.. są klienci, którzy chcą, żeby robić zdjęcia z odkręcania każdej śrubki, ba kilku nawet zażyczyło sobie film z całego procesu...)
Chyba przestaje mi być żal starszej pani... Ale poczekamy jeszcze kilka dni, zapewne dalszy ciąg nastąpi.
Nam kobiety żal bardzo. Przejęła się, prosiła, żeby nigdzie nie zgłaszać, i tylko ze względu na nią ciągle czekamy na pieniądze, zamiast iść drogą prawa. Nie uwierzyliśmy też w jej oburzenie i cofnięcie przelewu, dlatego osobiście wybraliśmy się sprawę wyjaśniać. To tylko i wyłącznie wina syna, że w swoje kłamstwa wciąga bogu ducha winną kobiecinę.
Macie rację, nie sprecyzowałam. Nie wiem jakie są zależności, (czy umowa pisemna, czy nieodpłatna pomoc matki), ale: 1. Firma jest zarejestrowana na Oszusta. 2. W siedzibie za biurkiem siedzi matka, ona obsługuje petentów, dzwoniliśmy na numer podany firmowy Często potocznie mówi się "jej firma", bo tam siedzi cały czas ;) Nie atakowalibyśmy matki, gdyby nie miała nic wspólnego z działalnością. Skoro jego prywatny numer nie odpowiadał, to poszukaliśmy danych jego firmy, gdzie siedzi za ladą jego mama i dzwoniliśmy na stacjonarny, który wiedzieliśmy, że ona odbierze, bo on tam bywa z doskoku, stąd zwrot, że "dzwoniliśmy do niej" ;)
jestem nieślubnym bękartem ;)
nie umiem edytować komentarza, przepraszam za literówkę Smal.
MadDog Widnieje jako ojciec na akcie urodzenia. Nie wiedziałam, że nawet jako osoba dorosła mogę go pozbawić praw rodzicielskich. A boję się, bo nie wiem czego się można spodziewać po tym osobniku, biorąc pod uwagę dotychczasowe dokonania... Slam Właśnie to jest sytuacja, której się boję, i chyba dlatego wolę póki co zapewnić spokój córeczce i kupki nie dotykać. choć korci mnie dopisanie danych, może akurat jakimś cudem jego dzieci/wnuki dowiedzą się prawdy...
Niestety nie sposób tego przetłumaczyć mojemu Mężowatemu, który właśnie dopuścił do tej sytuacji, mimo ostrzeżeń, że z przyjaciółmi i znajomymi to najlepiej nie mieć żadnych wspólnych interesów. Liczę, że w końcu to do niego dotrze...
Gdy byłam nastolatką szanowałam wolę matki, która nie chciała do niego pieniędzy. Matka zmarła jak ledwo przekroczyłam 20stkę, nie uczyłam się już i nawet nie wiedziałam, że mogę zarządać czegoś wstecznie. Chyba w głębi duszy liczyłam, że pomoże choć drobną kwotą, bo byłam w nieciekawej sytuacji. Teraz chyba nie chcę przeżywać tego ponownie i słuchać, jak obraża osobę, która poświęciła się, żeby mnie samotnie wychować. Niedługo na świecie będzie nasza pierworodna kruszynka i chcę otoczyć się atmosferą miłości, a nie wojny. A bez jego ochłapów poradziłam sobie po stracie rodziny, więc poradzimy sobie i teraz, gdy kilka lat minęło.
Szczerze mówiąc, oboje byliśmy w tak głębokim szoku, że nie wiedzieliśmy jak zareagować, bo nie spodziewaliśmy się takiej szczodrej propozycji. został wywalony, wręcz wypchnięty. Ja pamiętam to lekko przez mgłę, po jego wyjściu siedzieliśmy długi czas w ciszy, nie wiedząc nawet jak to skomentować. Gdzieś w głębi liczyłam chyba na jakąś pomoc, że przejmie się sierotą, która została z chałupą, bez żadnej bliskiej osoby, ledwo po przekroczeniu 20stki. bardziej się przejął śmiercią hydraulika niż matki, kilkanaście razy przeżywał śmierć biednego Pana Stasia...
Czasem lepiej nikogo nie mieć na świecie... bezpieczniej dla serca, które jest po stracie nadłamane i grozi pęknięciem na pół. Obawiam się, czy dziad nie pozwie mnie do sądu o alimenty na starość. Mam czasem ogromną ochotę powiadomić rodzinę szanownego o jego lewym bękarcie...
odpowiem ogólnie ;) Przyznaję, nasze frajerstwo w 100%! Znajoma męża, znali się ponad 10 lat grubo, nie chciałam się zbytnio wtrącać, a, że mąż ma serducho mięciutkie, to się dawał robić. na swoją obronę mam to, że po tej sytuacji kilka razy dzwonili i znów się wpraszali. Gorąco zapraszałam, jak najbardziej, niech wpadają. Jedynie nie deklarowałam, że po nich przyjedziemy ;) a, że z naszej wiochy to kilka kilometrów z buta na najbliższy pks, to zawsze z wielkim wyrzutem kończyło się na "to my zadzwonimy, jak wykombinujemy transport" ;) dwie sytuacje są z zeszłego roku, i niestety (albo i stety...) poszłam za radą większości z Was i wymyśliłam sposób na pensjonatowanie... kupiliśmy nowe meble, w tym komplet wypoczynkowy, który nie działa jak kanapa ;) więc goście mogą spać na materacu (jest tylko jeden 2 osobowy). Odstraszyło to większość chętnych ;) szkoda, że dużo osób się też poobrażało, oskarżając nas o egoizm przy wyborze mebli (w tym teściowie ;) )
Inwektyw nie słyszałam, szybko weszłam do gabinetu, a wychodząc już Pana nie zauważyłam. Nie czuję potrzeby przekonywania, chciałam się podzielić historią i tyle. Rwać szat nie zamierzam ;) Zazdroszczę, że wszyscy starsi ludzie, których spotykasz to anioły. Nawet mnie ciężko uwierzyć w kilka sytuacji, których byłam świadkiem, bo nie spodziewałabym się takich zachowań po ludziach rozumnych. (np leżąc w szpitalu na oddziale ginekologicznym miałam w pokoju starszą panią, która reagowała histerią i paniką na zapalone światło. Zimą już o 16 było szarawo, ale światło musiało być zgaszone i telewizor wyłączony, inaczej rzucała we współlokatorów różnymi fantami, krzyczała, zanosiła się płaczem czy potrafiła wylać na mnie butelkę wody mineralnej. Ciężko to sobie wyobrazić. Pielęgniarki miały serdecznie dość, kobieta teoretycznie normalna, po usunięciu jajnika, więc nie przewiozą do innego szpitala. Nie mam pojęcia dlaczego nie można jej było unieruchomić czy zrobić czegokolwiek.)
Jeśli mój mąż byłby na miejscu, to zapewne skończyłoby się policją. Podchodzę do świata pozytywnie, ciężko mnie zirytować tak mocno, żebym wezwała policję, jeśli podziałało spacyfikowanie przez innych obecnych w poczekalni. Nie słyszałam inwektyw, bo zaraz poszłam do gabinetu, a wychodząc dziadunia już nie zauważyłam :) Bedrana Bardzo miło mi za "panienkę"! Zawsze mi teściowa powtarza, że staro wyglądam, ale skoro czasem jestem brana za "panienkę" to aż serce rośnie! Rejestratorka przy mnie nikogo nie wezwała, Dziadzio nie odzywał się gdy wchodziłam do gabinetu, a gdy wyszłam to już go nie zauważyłam. Ochrony nigdy w przychodni nie zauważyłam, żeby kogokolwiek "zatrzymać" do przyjazdu policji, poza tym, chyba zbyt małe przewinienie jak na wzywanie policji ;)
żeby koło się odkręciło, śruby musiały by być praktycznie na wylocie. A nawet połowicznie nie dokręcone śruby powodują buksowanie przy prędkości powyżej 20 km/h. Ewidentnie wtedy słychać, że jest coś nie tak, koło buczy, brzęczy, buksuje, bije, trzęsie, czuć niepoprawną pracę. Nie działa to tak, że nie poczujemy poluzowanych śrub, jedziemy 60km/h i nagle koło odpada...
Nie wpadłam na to, żeby poszukać opinii, byłam na etapie dzielenia się euforią z całym światem ;) Dla mnie doświadczenie parszywe, ale co ma w mózgu lekarz przyrównując dorosłą kobietę z obrączką do prostytuującej się nastolatki...
Okropne jest to, że "mały szaraczek" z <10 numerami nie może nic załatwić i wszędzie traktuje się go jak g*wno, NIKT by po godzinach nie został, żeby mu coś załatwić, ba cięzko cokolwiek uzyskać, a klient "elitarny" ma wszystko zrobione od ręki...
miękkie serce, cóż, zdarza się. Lubię ludziom pomagać, wiem, że czasem może się w życiu nie udać. Mogę w setkach liczyć blizny na plecach od tych, którym pomogłam ;) kaucja w wysokości miesięcznego czynszu pobierana jest, jak najbardziej, kilka razy się ugiełam przed płaczem i lamentem, że biedak nie ma. Wszystko na piśmie, umowa najmu, warunki najmu, zastaw na piśmie z terminem spłaty i jej wysokością, wystawiane paragony na usługę hotelową (to główny numer naszego PKD) najbardziej piekielnie mi się odbiła pomoc znajomemu i pozwolenie na mieszkanie za darmo, ale to temat na oddzielną historię ;)
to było w 6 tygodniu ciąży, teraz jestem 1,5 miesiąca przed porodem, wolę sobie oszczędzić nerwów ;) opinie o lekarzu w internecie są też ciekawe, widać nie jestem jedyną osobą, którą potraktował ordynarnie i chamsko.
dobrze o tym wiem :) jak się ma miękkie serce to zadek trzeba mieć twardy. Ciężko mi bylo wywalić na bruk człowieka płaczącego w rękaw ;)
Drabineczko, od zdarzenia minęło prawie 5 lat. Wtedy, jako młoda dziewczyna zostałam zupelnie sama na świcie, bez żadnej żyjącej rodziny, więc ciężko było mi zadbać o wszystko i nie stać mnie bylo ani psychicznie, ani fizycznie na procesowanie się. Teraz mam dziecko w drodze, połamaną doszczętnie nogę i wspaniałego męża, nie chcę rodzinie fundować piekła związanego z dochodzeniem roszczeń, z resztą nie sądzę, żeby cokolwiek udało się po tym czasie udowodnić. (zaraz po przewiezieniu do drugiego szpitala wykonano szereg badań i od razu zdiagnozowano pękniętego tętniaka)
Gwoli małego wyjaśnienia. Szpital w mieście wojewódzkim, w centralnym województwie Polski. Mamę zabrano do szpitala ukierunkowanego na leczenie chorób układu oddechowego, przewieziono ją do tej placówki w okolicach 16, w drugiej placówce znalazła się w okolicach 17 dnia następnego (pamiętam, gdyż sympatyczni lekarze w drugim szpitalu pozwolili mi czekać do końca długiej operacji)