Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

denaturat

Zamieszcza historie od: 11 kwietnia 2014 - 23:52
Ostatnio: 20 grudnia 2017 - 14:33
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 941
  • Komentarzy: 96
  • Punktów za komentarze: 528
 
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 13) | raportuj
17 stycznia 2016 o 21:43

Kiedy w końcu ludzie się nauczą, że przy kotach się siatkuje okna i balkony? Nie ma czegoś takiego jak "mądry kotek który nie skoczy". Wystarczy, że zapoluje na jakiegoś ptaszka albo się czegoś przestraszy i amen, wiele przypadków kończy się śmiercią lub kalectwem.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
12 stycznia 2016 o 2:15

@sla: Z centrum na obrzeża się nie dojdzie, ale do miejsca z którego kursują inne autobusy - spokojnie. Z parku Agrykola kiedyś szłam na Wschodni i mniej niż dwie godziny trwało. Nawet jak byli na jakimś przysłowiowym zadupiu, to przez te dwie godziny doszliby do drogi z której kursuje coś innego. Zakładam, że byli naćpani albo pijani.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
7 stycznia 2016 o 0:44

@rodzynek2: Sieć liczyła na dodatkowe zyski, ale InPost wcale utargów nie zwiększył, więc niestety dodatkowych zysków nie ma. Dlatego niedługo kończą współpracę. @PiekielnyDiablik: Akurat ta "piekielność" bardziej mnie bawi, bo polityka i ministerstwa nie są winne temu, że ludzie zidiocieli do tego stopnia, że nie potrafią przeczytać ze zrozumieniem kilku zdań na papierku ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
5 stycznia 2016 o 12:41

@PiekielnyDiablik: Jesteś uszczypliwy i to bardzo. InPost to "zysk" 70 zł miesięcznie na głowę. Biorąc pod uwagę ogrom roboty jaki przy tym jest - nie, nie opłaca się to. Schowaj swoje nastawienie do kieszeni, bardzo proszę, bo widzę że próbujesz być wszechwiedzący i najmądrzejszy, a nie bardzo Ci się to udaje. Miałam rzucić fajną pracę, gdzie mam fajną szefową, fajnych klientów (w większości) w której zarabiam lepiej niż w jakiejś kawiarni czy fastfoodzie tylko dlatego, że istnieje w niej jedna durna rzecz, która niedługo ma i tak wylecieć? Co do pytania: nie dowiedziałam się niczego konkretnego poza właśnie tym, że najwyższe stopnie szefostwa nie są z interesu zadowolone i koniec jest tuż-tuż (okres wypowiedzenia), dokładniej w momencie gdy Poczta Polska ponownie przejmie przesyłki sądowe. O żadnych karach mowy nie było.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
4 stycznia 2016 o 23:06

@InessaMaximova: W wielu marketach jest takie połączenie. Akurat "mój" salonik mieści się w markecie na N. :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
4 stycznia 2016 o 1:53

A ja się nie dziwię (punkt pierwszy), za pensję barmanki nie chciałabym wykonywać pracy barmanki i sprzątaczki jednocześnie, sorry, są pewne granice.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
2 stycznia 2016 o 16:42

@Canarinios: Wątróbka ma mnóstwo wit. A, przedawkowanie jest groźne. Można podawać malutkie ilości, u mnie ostatnio do kilku kg Barfa weszło zaledwie 150 gram wątróbki.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
2 stycznia 2016 o 16:39

Karmienie kotów, koty ogólnie - mój ulubiony temat, pełen piekielności niestety. Kot jest drapieżnikiem, przystosowanym do jedzenia mięsa - niezależnie od rasy. Sucha karma to najgorsze co można podawać kotu, absolutnie nie nadaje się na podstawę żywienia (zbyt małe nawodnienie, za dużo węglowodanów, wysoki stopień przetworzenia, wbrew mitom wcale nie czyści zębów). Sucha karma jest jednym z głównym powodów nadwagi u kotów i chorób nerek. Dużo ludzi uparcie karmi koty wyłącznie suchą albo marketowymi saszetkami typu whiskas (śladowe ilości mięsa, głównie odpady z rzeźni, roślinne wypełniacze - białko o bardzo małej przyswajalności). Argument - dobre jedzenie jest drogie. Otóż - nie. Za dobre mokre jedzenie (plus np SUROWE* skrzydełka do czyszczenia zębów) zapłacimy miesięcznie mniej więcej tyle samo co za marketowy szajs. Powodem własnie jest przyswajalność - przeciętny kot o wadze 4 kg dobrej mokrej karmy zje dziennie ok. 200 gram, whiskasowych saszetek ok. 4 - 5 sztuk (400 - 500 gram). Ja osobiście karmię kota BARFem (surowe mięso - tłusta wołowina, indyk, kurczak, część w kawałkach żeby dbać o kocie zęby, reszta zmielona i wymieszana z suplementami). Jak kupię droższe mięso to zamykam się w 70 zł miesięcznie, jakbym się postarała to zamknęłabym się w 50 zł miesięcznie. Używam specjalnego kalkulatora, całym sensem tego modelu żywienia jest odwzorowanie składu procentowego tego co kot je w naturze. Temat długi i momentami skomplikowany, można sobie poczytać więcej np na forum Barfny Świat. Moje kocisko pięknie rośnie, co ciekawsze odkąd jest na surowiźnie kupa w kuwecie jest raz na dwa dni i nie śmierdzi - trzeba zajrzeć do kuwety żeby zobaczyć co kot stworzył. Na początku po łapance jak miałam dostęp tylko do fundacyjnych marketówek walił bomby biologiczne. Kotka przyjaciółki, którą kiedyś często się zajmowałam - to samo póki nie przestawiłam jej na puszki dobrej jakości. Dobrej mokrej karmy w sklepie nie uświadczysz (poza niektórymi zoologicznymi, ale jest piekielnie drogo). Polecam sklepy internetowe i karmy takie jak Catz Finefood, Grau, Feringa Menu, Granata Pet, Terra Faelis. Co do podawania surowego mięsa z kością - tak, można, nic się nie stanie. Groźne są jedynie kości ugotowane. Sucha karma dla kota - jeśli już - dodatek, zaledwie dodatek. Koniecznie bez zbóż z niską zawartością węglowodanów. Weterynarze często wciskają Royala czy inne bzdety - przeczytajcie skład i zauważcie, ile w tym jest węglowodanów. W naturze kot ma ich w diecie ok. 5-8%. W karmach tego typu jest ich często aż ok. 40%! Ciężko się dziwić, że po czymś takim koty tyją. Polecam poczytać zagraniczne źródła - np stronę internetową Dr. Lisy A. Pierson, książkę Nataschy Wille "Backyard Predator".

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
30 grudnia 2015 o 19:25

Coś dziwnego jest w ludziach. Pracuję w saloniku prasowym, który mieści się w budynku marketu. Klienci są wobec mnie mili, przepraszają jak płacą stówką, dzień dobry, do widzenia, uśmiech, wesołych świąt... W bardzo wielu z nich wstępuje szatan, gdy robią już zakupy w markecie- burknięcie, fuknięcie, przynieś wynieś pozamiataj. Stali klienci. Zadziwiające.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
30 grudnia 2015 o 19:11

@Fomalhaut: Rodzice durni, dzieci szkoda - bo to normalne, że dzieci są żwawe, ale po to są rodzice właśnie żeby pilnować i wychowywać. Dziecko samo z siebie się nie nauczy, że w pewnych miejscach się nie biega i należy zachowywać spokój...

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
30 grudnia 2015 o 19:09

@misiafaraona: Na szczęście nie. Ps - jestem kobietą :)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
28 listopada 2015 o 18:16

U nas nigdy praktycznie nie ma grosików. Czasami ktoś przyjdzie i sypnie groszem, ale godzina i nie ma (salonik prasowy, nie market). Zawsze pytam o końcówkę, albo o grosz gdy mam akurat dwugroszówki. Jak ktoś nie ma - trudno, wydaję bez grosika, nikt nie płacze. W drugą stronę to też działa - jak komuś braknie grosza czy dwóch czy nawet trzydziestu to nie robimy problemu. Jak brakuje złotówki czy dwóch to "pan da następnym razem". I przynoszą. Czasami nawet z tymi 10 groszami przybiegają na drugi dzień. Oczywiście kasjerka w markecie nie może sobie pozwolić na to "przynieś pan potem te 50 groszy" bo może sobie narobić problemów, ale kompletnie nie rozumiem sytuacji w której ktoś chce te 2 grosze dać, ona nie chce i jeszcze bez słowa wydaje mniej. To już jest trochę chamstwo.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
27 listopada 2015 o 0:30

Ludzie tak mają - pracuję w saloniku prasowym, który mieści się w budynku marketu netto. Pracownicy netto mają koszulki z logiem, ja biegam w czerwonej bluzie z logiem saloniku - nie mamy własnej kuchni i toalety, korzystamy więc z zaplecza marketu. Praktycznie za każdym razem ludzie mnie pytają "a gdzie jest to i to, kiedy będzie to i to", a raz typ prawie zrobił mi awanturę, że za mało kas jest otwartych i nie docierało "nie pracuję w netto i się tym nie zajmuję", bo skoro wyszłam z zaplecza, to powinnam wiedzieć dlaczego kasy są nieotwarte :D

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
27 listopada 2015 o 0:26

@PolitischerLeiter14_88: Ale kogo to obchodzi? Jednemu odpowiada praca w trybie 5 godzin dziennie, innemu 14 godzin co kilka dni.

[historia]
Ocena: 23 (Głosów: 25) | raportuj
27 listopada 2015 o 0:21

Podejrzewam, że jesteś nowa w temacie szukania pracy. Błędem jest odwoływanie rozmów, bo ktoś zadzwonił z "pewną" ofertą. Nie ma czegoś takiego jak pewna oferta i lekkomyślne jest "ok, mówi że mnie weźmie to tam idę od razu". Zawsze trzeba pójść na kilka rozmów, porównać warunki, przemyśleć, zobaczyć jakie wrażenie sprawia pracodawca lub inni pracownicy i jaka panuje tam ogólna atmosfera.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
19 listopada 2015 o 20:46

Zawsze w autobusie korzystam z telefonu, często coś interesującego czytam albo ogarniam mniej lub bardziej ważne sprawy. Nie jestem Matką Teresą i nie siadam po to, żeby potem przez całą podróż uważnie się rozglądać, czy ktoś by nie chciał usiąść. Oczywiście jak wejdzie mocno starsza osoba, matka z dzieckiem czy kobieta w ciąży to wstaję, mnie to nie zaboli a takiej osobie siedzenie się bardziej należy. To czego nie rozumiem to roszczeniowi ludzie, którzy się zachowują tak jakby każdy miał mieć oczy dookoła głowy i nie miał prawa poświęcić uwagi jakiejś prywatnej sprawie. Zawsze można powiedzieć "przepraszam, może mi pan/pani ustąpić miejsca?" gdy ktoś nie zwraca akurat uwagi na otoczenie zamiast zaczynać awanturę. Straszne są też autobusy w godzinach szczytu - wsiadam na początku trasy i wysiadam po 15 minutach. Po kilku przystankach autobus jest tak pełny, że bardzo ciężko się poruszać. Zawsze zajmuję miejsce na samym końcu w kąciku, na które trzeba wejść po schodkach bo taszczę wielką torbę z laptopem i innymi gratami, bo wiem że w ten sposób nikomu nie wadzę i z opuszczeniem pojazdu problemu nie będzie, bo razem ze mną wysiada na owym przystanku sporo ludzi. Mimo to często zauważam rozeźlone spojrzenia dobiegające z połowy autobusu albo zniesmaczone miny ludzi przy drzwiach. Serio, mam wstawać, przepychać się przez ludzi obok mnie, przepychać się przez zatkane schodki, a potem ta osoba ma się przeciskać między tymi wszystkimi ludźmi żeby usiąść? Dzięki bogu takie rewelacje to tylko w jednej linii, najczęściej kursujący warszawski autobus z największym obłożeniem ludzi, cuda wianki się dzieją a ZTM nie jest w stanie tego rozwiązać

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
19 listopada 2015 o 20:27

Na dziewczyńskiej facebookowej grupie sporo było o Rossmanowych promocjach. Podobno dzicz straszna, dziewczyny potrafią się przepychać albo nawet bić (!) o ostatnią sztukę przecenionej rzeczy, otwieranie wszystkiego i rzucanie "bo jednak nie" też norma. Straszne to jest, głupia promocja i nagle z setek wypachnionych, wymalowanych, eleganckich dziewczyn wychodzi po prostu... no, wiadomo co.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 listopada 2015 o 19:57

@Fomalhaut: Sto procent racji. Ktoś miał pomysł, miało być fajnie, wyszło jak wyszło...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 4) | raportuj
16 listopada 2015 o 15:40

@sla: Owszem, co nie oznacza, że będę sobie pozwalać na buractwo i znieważanie mnie.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
16 listopada 2015 o 15:00

@krogulec: Trzeba dzwonić na infolinię, co czasami trwa wieki, wtedy spisujemy nr przesyłki i telefon do klienta i oddzwaniamy, gdy sprawa się wyjaśni. Chociaż u nas takie coś zdarzyło się raz.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
16 listopada 2015 o 14:58

@sla: Drogi sla, ja się do wielu rzeczy mogę przyzwyczaić, ale na pewno nie do buractwa i obwiniania mnie za coś, co moją winą nie jest. Zwykłe pretensje czy burknięcie zanim coś wyjaśnię mnie nie rusza. Swoją drogą, moja szefowa za pojawienie się inpostu nie jest odpowiedzialna. A ludzie zamiast wyżywać swoje frustracje na osobach które za coś nie odpowiadają, mogliby uderzać w odpowiednie miejsce, czyli sam inpost, może wtedy coś by się zmieniło. Póki co na zjechaniu pracowniczki kiosku czy warzywniaka zazwyczaj się kończy ;)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
16 listopada 2015 o 14:54

@PiekielnyDiablik: Jak nie dostał, to szukam, bo znalezienie po ulicy i mniej/więcej dacie nie trwa u mnie w saloniku aż tak długo, ale proszę o cierpliwość jeżeli jest kolejka (chociaż zwykle nie muszę, bo ludzie sami przepuszczają kupujących).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 listopada 2015 o 14:28

@PiekielnyDiablik: U nas nie ma takiego obłożenia, w skrzyni jest ok. 300 listów i mamy czas żeby to poukładać wg dat i ulic, nic się nie gubi bo nie ma jak (więc jak czegoś nie ma to wina doręczyciela lub sortowni). Swoją drogą muszę złapać szefową i pogadać o możliwościach pozbycia się tego punktu u nas. PiP i sąd pracy to dobry pomysł.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
16 listopada 2015 o 14:21

@krogulec: 3. Ale Ty już mówisz o sytuacji z historii autorki, ja takich sytuacji nie miałam i w komentarzach mówię o swojej pracy. Swoją drogą nie mamy czegoś takiego jak komputer w który wpisujemy numery. Robota idzie papierkowo + terminal. Nie da się czegoś wpisać źle, bo kody idą przez skaner. 2. Moja szefowa buractwa nie znosi i również umowy z inpostem nie ma, więc jak ktoś oberwie to góra, która za ten cyrk odpowiada.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 8) | raportuj
16 listopada 2015 o 14:10

@sla: Podanie przybliżonej daty dostania awizo to serio taki wielki problem? Tak, klient będzie wkurzony, często ludzie są wkurzeni z różnych powodów, TO ROZUMIEM (mimo, że wkurzenie nie upoważnia do buractwa!). Natomiast w momencie gdy wytłumaczę klientowi, za co odpowiadam ja, za co nie i gdzie może zgłosić skargę, a on nadal ma pretensje do mnie - sorry wielkie, ale ja się nie będę dawać gnoić.

« poprzednia 1 2 3 4 następna »