Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

gamarim

Zamieszcza historie od: 30 sierpnia 2013 - 10:43
Ostatnio: 2 lutego 2017 - 8:14
  • Historii na głównej: 5 z 10
  • Punktów za historie: 3377
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 163
 
zarchiwizowany

#76933

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja koleżanka przeprowadziła się z córką na wieś na początku roku. Nowa praca, mieszkanie, życie… Zaczęła prace w pobliskim mieście, a córa szkołę w gimnazjum w pierwszej klasie. Dziecko codziennie dojeżdżało do szkoły autobusem- linie prywatne. Styczeń, zajęcia skończyły się dość późno i wracając do domu pomyliła autobusy. Ponieważ zrobiło się na zewnątrz szybko szarawo dziewczyna zorientowała się dopiero na końcu trasy, że coś jest nie halo. Kierowca autobusu wysadził ją na końcowym przystanku na totalnym zadupiu w 10 stopniowy mróz i odjechał. Brakło 1,5zł na bilet powrotny. Dzieciak wracał na butach do domu 15 km. Zanim koleżanka zwolniła się z pracy i dojechała do niej, dzieciak był w szoku, przemarznięty, zwyty, zasmarkany. Skończyło się silnym przeziębieniem, wizytą u lekarza i fobią autobusową. Jakim trzeba być człowiekiem,żeby tak potraktować dziecko?

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (35)

#71549

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do mojego dziadka wdowca zaczęła zaglądać dawna znajoma z pracy, pani Jasia. Pani Jasia była trochę jak dla mnie za wścibska i wszędobylska. Dziadek emeryt zaangażował się w tę znajomość: wspólne wojaże, zakupy, wycieczki.

Ponieważ Pani Jasia była wdową (jedyny syn zginął w wypadku samochodowym), pomieszkiwała sobie w małym domku, który lata swojej świetności miał już za sobą. Dziadek namówił panią Jasię, aby odszkodowanie, które dostała po śmierci syna przeznaczyła na remont domku. I tak się też stało. Dziadek pomagał, woził, załatwiał, ale pani Jasi było mało i ciągle miała pretensje, że czynnie nie pomaga robotnikom. Dziadek miał 70 lat i zaawansowaną cukrzycę. Przyjaźń niestety skończyła się dość szybko.

Ja z panią Jasią zetknęłam się dwa razy w życiu i dość mocno utkwiła mi w pamięci. Pewnego razu odwiedzając dziadka natknęłam się na panią Jasię. Pierwsze wrażenie bardzo dobre: miła, ciepła starsza pani. Rozwodziła się nad opłakaną sytuacją sąsiadki: matki czworga dzieciąt w wieku od 7 do 1,5 roku, mąż alkoholik, ona bez pracy. Sytuacja owej pani nie do pozazdroszczenia. Otóż sąsiadka, żeby mieć co do garnka włożyć, pomagała pani Jasi w domu, w ogródku, za niewielkie gratyfikacje.

Niewiele myśląc spakowałam mnóstwo rzeczy po moich dzieciach, ubranek, zabawek (wyszło tego sporo) i zawiozłam do seniora rodu, żeby ten przekazał potrzebującej rodzinie. Jakiś czas później przejeżdżając koło domu pani Jasi spostrzegłam kobiecinę myjącą okna, podeszłam i przywitałam się z sąsiadką. Zapytałam, co u niej słychać i czy dzieciaczki ucieszyły się z zabawek i czy ma jeszcze jakieś potrzeby. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że pani Jasia wcale nie przekazała rzeczy dla dzieci. Zaczęła wykorzystywać sąsiadkę i za prace w domu czy w ogrodzie "płaciła" rzeczami, które miała oddać. Zabawki i pomoce do szkoły kupiłam: kredki, flamastry, bloki rysunkowe, piórniki - dziwnym sposobem wyparowały. Kiedy zażądałam od pani Jasi zwrotu przekazanych rzeczy ta odparła, że tego nie zrobi. Tłumaczyła, że ona musiała tak postąpić, żeby sąsiadka była bardziej wdzięczna. Piekielna pani Jasia usłyszała parę słów prawdy o sobie.

Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak wykorzystywać drugiego w potrzebie?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 397 (417)

#66923

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziadkowie roku.

W sobotę moja córa (studentka medycyny) z mężem odwiedziła sklep IKEA. Godziny poranne, więc wybrali się na śniadanie. Popijają sobie kawkę rozmawiają, gdy obok nich zasiedli dziadek, babcia i dwoje wnucząt. Towarzystwo rozsiadło się z deserkami, soczkami i kawusią. Sielanka, tylko zdjęcie zrobić.
Co w ty obrazku było piekielnego? A więc do rzeczy.

Szanowni dziadkowie wybrali się na konsumpcję z dzieckiem chorym na ospę. Dziewczynka, dziewięciolatka, obsypana była wyjątkowo intensywnie i wszystkie krosty dobrze zapudrowane; wyglądała jak muchomor sromotnikowy. Moją córę wmurowało. Sklep i restauracja pełna kobit w ciąży, matek z małymi dziećmi, a tu sobie dziadkowie przyprowadzają „tykająca bombkę biologiczną”.
Nie wytrzymała, wstała i podeszła do opiekunów dziewczynek, grzecznie tłumacząc, że powinni szybko opuścić sklep i restaurację, ponieważ stwarzają zagrożenie dla wielu osób.
Ciekawa była reakcja dziadka, bo przestraszył się i spytał, czy on się może zarazić od wnuczki jak spali w jednym pokoju.
Generalnie wynieśli się po chwili (po dojedzeniu ciastek) siejąc naokoło postrach. Jakim trzeba być ignorantem, żeby przyprowadzić chore na zakaźną chorobę dziecko do restauracji pełnej ludzi?

Tak w telegraficznym skrócie; zarażenie ospą kobiet w okresie do 20 tygodnia ciąży skutkuje zwykle do obumarciem płodu lub uszkodzeniem pod postacią: zniekształcenia kończyn, wystąpienia małogłowia lub wodogłowia itp. zdrowe osoby mogą zachorować na ospę lub półpasiec. Dzieci zwykle przechodzą tę chorobę dość łagodnie, natomiast dorośli (którzy nie chorowali na nią w dzieciństwie) mogą ją przechodzić gwałtownie z powikłaniami.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 420 (516)

#65020

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam piekielny problem.

Od jakiegoś czasu odbieram z częstotliwością co parę dni telefony od napalonych gości. Nie mam już siły, a mąż dostaje szału. Okazuje się, że ktoś zalogował się w znanym serwisie randkowym i nawiązuje korespondencje drogą emaliową z różnymi panami podając do kontaktu mój numer telefonu. Efektem działalności „tego kogoś” są telefony w późnych godzinach wieczornych z propozycjami spotkań na sex. Dzwonią, bo sobie chcą poświntuszyć przez słuchawkę z chęcią na coś więcej. Moje tłumaczenia, że to pomyłka i prośby zaniechanie kontaktów wyzwalały w panach tylko agresje i kończyły się zazwyczaj wiązanką niecenzuralnych epitetów w moim kierunku.

Próbowałam załatwić sprawę przez portal randkowy, ale tu okazało się, że muszę znać login „tego kogoś”. Niestety żaden z „kochasiów” nie chce mi go podać. No i jestem w „kropce”. Nie bardzo wiem co teraz robić, a numeru telefonu nie mogę zmienić bo to służbowy.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 427 (491)
zarchiwizowany

#62910

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wybrałam się z synem we wtorek na chodzenie po „górkach”. Nasz wybór padł na rezerwat przyrody „Prządki”. Dzień był przepiękny, ale że już jesień przygotowałam nas odpowiednio: kurtki, buty trekingowe, plecak z wałówką. Pospacerowaliśmy trochę, połaziliśmy po tych „wapniaczkach”, górki jak górki nieco niebezpieczne. Spotkaliśmy masę ludzi w tym grupę wspinaczkową, która ćwiczyła wychodzenie po ściance. Skałki są rozsiane na dość dużym terenie, więc żeby nikomu nie przeszkadzać; wpięliśmy się z synem się na jedną półkę skalną i rozsiedliśmy się żeby odpocząć i coś zjeść. Wtem nadeszła rodzinka: Pani w kozaczkach na wysokim obcasie a Pan w garniturku i w lakierkach, dwoje dzieciaczków w „adidaskach”. Dzieciaki zaczęły skakać i biegać po skałkach a rodzice nic. Powiem szczerze, że zdenerwowałam się okrutnie, bo gdyby któreś poślizgnęło się spadłoby z wysokości około 15-20 metrów. Gdy zwróciłam grzecznie uwagę na niebezpieczeństwo, matka wpadła w jakiś amok. Jeszcze w życiu swoim nie usłyszałam tylu obraźliwości. Poprosiłam, żeby nie przeklinała w obecności mojego 10-cio letniego syna a wtedy usłyszałam: s… dalaj !
Na koniec spotkaliśmy „młodą parę” w trakcie robienia zdjęć ona oczywiście w sukni i szpilkach.
Naprawdę pogratulować głupoty!

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (58)
zarchiwizowany

#58691

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść o tym jak wiedzie się w naszym pięknym kraju osobom niepełnosprawnym i ich opiekunom.
Moja koleżanka z pracy jest księgową z zamiłowania. Lubi swój zawód i chętnie pomaga wszystkim znajomym dobrą i fachową radą. Z uwagi na intensywny okres rozliczeń ze „skarbówką” jest teraz więcej niż bardzo zajęta, a racji uprawianej profesji nieźle zna przepisy podatkowe. Spotyka, więc razu pewnego moja koleżanka księgowa swoją sąsiadkę już emerytkę, która opiekuje się dwoma niepełnosprawnymi ruchowo synami; obaj na wózkach. Matka przystosowała całe mieszkanie pod potrzeby synów, bo ani wykapać ani przebrać. Środki pozyskiwała różnie: trochę zaoszczędziła z tej nędznej emerytury, trochę dołożył PEFRON. Za radą koleżanki zbiera przez fundacje 1% i tak kobiecina uzbierała na turnus rehabilitacyjny dla jednego dziecka. No a co z drugim? Od słowa do słowa okazało się, że przysługuje jej ulga rodzinna na niepełnosprawnych synów nawet jak ukończyli już 26 lat.
Kobitki ruszyły sprawę z miejsca i udało się uzyskać zwrot podatku z 5 lat do tyłu. Nie do uwierzenia jak chłopaki się cieszą, że razem pojadą na turnus rehabilitacyjny, a matka trochę „odpocznie”. Może ktoś zapytać gdzie tu jakaś piekielność?
A ja się pytam, dlaczego osoba opiekującą się niepełnosprawnymi dziećmi nie była poinformowana o takiej możliwości? Gdzie opiekun z MOPS-u czy społeczne kampanie informacyjne?

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (350)
zarchiwizowany

#55431

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego ranka…..

Spotykałam się, przez jakich czas z pewnym ciekawym chłopakiem, który zadziwiał mnie swoim spontanicznym zachowaniem, luźnym podejściem do życia. Mój wybranek miał manierę spania jak go „bozia stworzyła”, a ponieważ był to osobnik charakteryzujący się nocnym trybem życia; rano po prostu był zupełnie niekomunikatywny. Swoją aktywność rozpoczynał głównie około godziny dziesiątej rano, a wiec budzenie go o siódmej rano było czynnością wprost niemożliwą, a jednak. Mój luby mieszkał wówczas ze swoją siostrą, która dostała prace w poważnym banku. W pierwszym dniu pracy chyba z emocji zapomniała dzień wcześniej nastawić budzik i efekcie budząc się rano odkryła z przerażeniem, że zostało jej 15 min do odjazdu pociągu. Narobiła takiego wrzasku, że brat „stanął na baczność” i nie wiele myśląc rzucił: Siora nie pękaj odwiozę cię!! I faktycznie ona zebrała się w 5 min a on narzucił na siebie szlafroczek, pantofelki i rura na dworzec. Fiat 125p chyba pobił wtedy rekord szybkości, ale najlepsze było na końcu. Wracają już spokojnie do domu zauważył kobiecinę, która obładowana produktami swojej rolniczej działalności zmierzała na pobliski ryneczek upłynnić te „płody role”. Ponieważ tobołki miała ciężkie zaczęła machać na okazje, no i złapała. Zapakowała się z tobołkami do fiacika i kiedy już ruszyli zauważyła, że szlafroczek się nieco rozchylił. Reakcja była dość paniczna, bidna kobiecina wysiadała w biegu nie omieszkała przy tym okrasić to odpowiednimi epitetami. Szkoda tylko tych jajek, co je wiozła bo chyba nic z nich nie zostało. Komentarz do całego zajścia był taki, że on naprawdę chciał tylko pomóc.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (323)

#54556

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dosłownie z piekła rodem...

Moja córka, już studentka 4-roku, razem z koleżanką musiały zmienić w tym roku lokum. Zaczęły szukać mieszkania do wynajęcia w połowie sierpnia i pod koniec umówiły się bodajże z trzema najemcami. Po wizji lokalnej, dziewczynom spodobało się mieszkanko dwupokojowe z kuchnią i łazienką po remoncie. Problem był taki, że mieszkanie było „gołe” bez mebli. Właścicielka mieszkania wyszła naprzeciw oczekiwaniom studentek i zaproponowała, że je umebluje. Została podpisana umowa przedwstępna, umówione warunki wynajmu mieszkania (czynsz + media i kaucja wynosząca dwukrotną wartość czynszu). Dziewczyny wpłaciły zadatek i zgodnie z umową miały wprowadzić się na początku września.

Obładowane tobołami w umówiony dzień wprowadziły się do zupełnie pustego mieszkania. Właścicielka, jako „bizneswoman” nie miała czasu umeblować mieszkania, przeprosiła i zobowiązała się, że w ciągu tygodnia wstawi meble. Po około 10 dniach, w mieszkaniu pojawiły się meble, ale dosłownie wyzbierane ze śmietnika.
Brudne śmierdzące wersalki, szafy w stanie „rozkładu”, wyrwane drzwi z zawiasów; każda półka z innej parafii. Sprzęt AGD wyzbierany powodzianom, lodówka po prosu „żyła” własnym życiem pleśni i grzybów. Gdy dziewczyny próbowały interweniować przez telefon, słyszały tylko krzyki, nie mogły nawiązać żadnej spokojnej rozmowy.

Córka na dwa dni przed podpisaniem umowy zadzwoniła do mnie, że nie mogą dogadać się z właścicielką i poprosiła mnie o przyjazd. Rzadko moje dziecię wykonuje do mnie takie telefony, jest osobą rozgarniętą komunikatywną i radzi sobie z tego rodzaju sprawami. Niewiele myśląc pognałam ponad 200 km zastanawiając się, co jest grane.

Gdy przyjechałam i zobaczyłam te cudowności na miejscu, zatkało mnie lekko, gwoździem programu była wersalka w pokoju mojej córki.. Jak ją otworzyłam myślałam, że umrę z wrażenia; nie będą opisywać tego brudu i robactwa.
Trochę byłam poirytowana i zdziwiona, że ktoś do świeżo wyremontowanego mieszkania zwłóczył brudne zarobaczone meble; do tego ta lodówka i kuchenka w ogóle nie nadawały się do użycia. No nic.. pogadałam z dziewczynami ustaliłyśmy, że wynajmiemy to mieszkanie i zaproponujemy właścicielce, że samodzielnie je umeblujemy, w zamian za odstąpienie od części czynszu.

Pani zjawiła się z umową spóźniona prawie pół godziny i lekko zdenerwowała się na mój widok.
Spokojnie zaczęłam czytać umowę i w trakcie usłyszałam:
(P) Co tak studiujecie tę umowę, jakbym chciała was oszukać?!!!!
(Ja) Zawsze czytam umowy przed podpisaniem.
Zaczęłam spokojnie tłumaczyć, że zapisy tej umowy są nie do przyjęcia. Pani ujęła sobie w umowie, że dziewczyny stracą kaucje, jeżeli wypowiedzą umowę najmu - totalna bzdura.

I wtedy się zaczęło istne „tornado” babka zaczęła się drzeć, że to standardowa umowa ściągnięta z Internetu, że ona jej nawet nie czytała.
Gdy próbowałam poruszyć sprawę „umeblowania” mieszkania, znowu krzyk, że „księżniczki” chciały tylko łóżko, szafę i biurko, a ona się tak postarała i umeblowała w standardzie. Jak się zapytałam czy swoje dziecko położyłaby na takim łóżku, to lekko ją przytkało, a potem poleciała po bandzie.
(P) Trzeba było córce pokój w hotelu wynająć!!

Ja zrywam umowę (krzyk) i zaczęła dzwonić po męża.

Koniec opowieści jest taki, że w ciągu pół godziny wyniosłyśmy wszystkie rzeczy, zapakowałyśmy do samochodu i przewiozłyśmy do znajomego. Pani oddała dziewczynom po negocjacjach połowę zadatku - stwierdzała, że została oszukana.
Jeszcze w tym samym dniu dziewczyny wynajęły piękne mieszanie w pełni umeblowane i wyposażone. Właściciel spokojnie i rzeczowo rozmawiał z nami, samo załatwienie sprawy – godzina.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (733)

#54059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uczciwość...
Kiedy o tym myślę to mam nadzieje, że jeżeli ja znalazłabym się w podobnej sytuacji to ten "Ktoś" zachował by się tak jak ja, czyli uczciwie.

Niedawno mój synek przez nieuwagę usiadł na mojej torebce i tak się nieszczęśliwie złożyło, że pękł ekran telefonu. I się porobiło, po prostu tragedia, nawet nie chodziło o ten telefon bo niewiele watr, ale przyzwyczajam się do przedmiotów i trochę mi szkoda fajny był... Mąż elektronik wpadł na pomysł żeby kupić coś używanego za niewielkie pieniądze; zrobi podmiankę i telefonik będzie hulał. Jak mi "połowica" doradziła tak uczyniłam, za bodajże 50 zł telefon zakupiłam i okazało się, że jest w lepszym stanie wizualnym niż ten mój stary. To myślę sobie szkoda grzebać, wgram sobie kontakty i będzie OK.

Kiedy podpięłam telefon do komputera okazało się, że poprzedni właściciele i owszem wyczyścili pamięć telefonu, ale zapomnieli o zewnętrznej karcie pamięci. I ujrzałam!!! a wcale nie jestem pruderyjna, ale to co zobaczyłam zatkało mnie i uwierzcie zaczęłam się czerwienić ze wstydu.
Okazało się, że telefon był własnością młodej kobiety, którą filmował jej partner. Nagrane było parę filmików z serii "domowe porno". Pani wcielała się w różne zwierzątka, a Pan ją skutecznie poskramiał, wszystko to okraszone pikantną konwersacją. Jako wisienka na torcie ukazały się liczne zdjęcia tej Pani również mocno roznegliżowanej.

Nic, skasowałam to wszystko, kartę sformatowałam i wysłałam Pani emaila z informacją, że trafiła na uczciwą osobę. Tak na marginesie poradziłam zwykłą ostrożność na przyszłość.
Mąż do tej pory ma żal... chciał za darmochę pooglądać.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 643 (789)
zarchiwizowany

#53895

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pani Menadżer pełną gębą.

Wiosna już nadeszła, a z nią upały afrykańskie. Mój Szef człowiek dbający o ludzi około godziny pierwszej zmobilizował moją osobę do udania się na zakupy „około firmowe”. Chodziło o zakup wody do picia dla pracowników, środków czystości i innych niezbędnych artykułów. Ponieważ było sporo do dźwigania Szef stwierdził, że pojedzie zemną i porobi chwilę za „wielbłąda”. Na te wiekopomne zakupu udaliśmy się do pobliskiego sklepu „Biedronka”. Obładowani wodą i może jeszcze było w koszyku ze dwa artykuły z chemią; stanieliśmy do kasy. Przed nami starowinka około 80-tki dokonywała zakupów. Babcia nie wzięła ze sobą okularów i mała problemy z uzbieraniem całej kwoty z drobniaczków. Pan kasjer uprzejmie pomagał skrupulatnie wyliczając cała kwotę. My spokojnie i cierpliwie czekamy na swoją kolej, bo w końcu seniorom należy się wyrozumiałość (my też będziemy kiedyś mieć po te latek).
Wtem za nami zaczyna się jazda piekielnej Paniusi. „Zrobiona” jak należy Pani menadżer zaczyna na cały regulator:
(M) Co ta za obsługa!!, Proszę wezwać drugiego kasjera parzcież ja tu stoję i stoję. Może by się Pan pośpieszył z tym kasowaniem!!
i zerka na nasz kosz wyładowany wodą.
(M) I jeszcze Ci! Co wody w domu zabrakło do kąpania?
Mój szef zbaraniał i zapytał tylko:
(SZ) Pani może do mnie pije?
Kasjer w tym czasie spokojnie pomógł zapakować zakupy starowince spojrzał na nas i grzecznie:
(K) To może ja Panią skasuje , proszę podać..
A Pańcia na taśmę dwie zupki chińskie ryp..
(M) Tylko szybko, bo mi się śpieszy na lunch!
Mój Szef podnosi brew i tonem zaczepnym, (bo mu Pańcia ciśnienie dźwignęła skutecznie)
(SZ) Chwilę, co to za przepychanie! Co w ciąży Pani jest czy co?
(M) A co nie widać???
(SZ) A widać, widać jeszcze się Pani nogi trzęsą!!!

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (43)

1