Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

glan

Zamieszcza historie od: 10 marca 2012 - 0:44
Ostatnio: 5 marca 2024 - 19:08
  • Historii na głównej: 58 z 74
  • Punktów za historie: 28457
  • Komentarzy: 1140
  • Punktów za komentarze: 12265
 

#53887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii okołopracowych dodam coś o wypłatach.

Pracowałem kiedyś w małej firmie, w której wszystkie przelewy szef robił osobiście. Jak miał czas były pierwszego, jak nie, były 10. (ustawowy termin).

Ale czasem... na parę dni przed terminem potrafił wyjechać na 3 tygodniowy urlop. Oczywiście przelewów przed wyjazdem nie zrobił.

Po powrocie z urlopu jak każdy ma do ogarnięcia całą masę zaległych maili, spraw itp. Przelewy poczekają.

Na moje pytanie, czy wie, że ludzie (około 30 osób) się niecierpliwią (delikatnie to ujmując) odpowiedział ze zdziwieniem:

- Naprawdę? Nie wiedziałem.

praca w małej firmie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 610 (656)

#54130

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/7278 przypomniała mi kolegę, który postanowił zrobić karierę sprzedając super drogie odkurzacze, które piorą, prasują, tapetują, robią kawę z mlekiem i inne cuda.

Niestety kolega nie był zbyt przekonującym sprzedawcą. Jego kariera ograniczyła się do sprzedania jednej sztuki odkurzacza sąsiadowi, którego ulubionym zajęciem było inwestowanie w płynne procenty. Sprzedaż odbyła się gdy sąsiad znajdował się w "procentowym" stanie umysłu.

Czyn naganny sam w sobie. Ale...

Sąsiad obciążony kredytem za odkurzacz był zmuszony pożegnać się ze swoim nałogiem. Co więcej, konieczność spłaty rat zmusiła go do założenia firmy zajmującej się odkurzaniem dywanów.

I tak oto niechcący kolega wyciągnął sąsiada z alkoholizmu.

Każda piekielność ma dwa końce.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1436 (1488)

#52261

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wysyp historii o prawnikach przypomniał mi jedną.

Opowiadał mi to znajomy adwokat. O sposobie na zarobek jaki kilku jego kolegów praktykowało jeszcze podczas studiów prawniczych.

Recepta na zarobek jest prosta:

Krok 1: Idziemy na imprezę do klubu. Bierzemy sobie na cel jakiegoś klubowicza ubranego w markowe dresy (takiego, po którym widać, że jest wypłacalny).

Krok 2: Podchodzimy i głośno określajmy np. jego inteligencję, zawód i prowadzenie się jego matki itp. aż do skutku. Ważne - agresja tylko słowna.

Krok 3: Dajemy się pobić.

Krok 4: Sprawa sądowa o odszkodowanie za leczenie i straty moralne.

Krok 5: Zysk!

Nie wiem czy bardziej piekielna jest sama taka metoda zarobku czy fakt, że to działa.

prawnicy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (609)

#52075

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urzędy... temat rzeka, ale tego typu historii jeszcze tu nie widziałem.

Moja kamienica z początkiem tego roku przeżywała remont. Same prace remontowe o dziwo nie obfitowały w piekielne sytuacje, jednak co opowiedział mi potem szef firmy remontowej...

Otóż trzeba było postawić rusztowanie. Co za tym idzie, firma wystąpiła do urzędu o zgodę na zajęcie chodnika.

W teorii - 2 tygodnie zgoda być powinna.

W praktyce - urząd się spóźnił o miesiąc z wydaniem zgody.

Nie przeszkodziło to jednak dzielnym urzędnikom w wizytowaniu codziennie miejsca remontu, aby sprawdzić czy przypadkiem rusztowanie nie stoi. W takim przypadku byli gotowi na walkę z bezprawiem złych prywaciarzy i wystawienie mandatów za postawienie rusztowania bez zezwolenia.

Czyli - opóźnimy zgodę, może terminy cię przycisną, to uda nam się cię udupić.

Dzięki dzielnym urzędnikom dbającym o przestrzeganie prawa, czuję się w tym kraju o wiele bezpieczniej.

złośliwość urzędów

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 840 (882)

#42248

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/22043 przypomniała mi sytuację, gdy sam zakładałem parę lat temu działalność gospodarczą.

Było to parę lat temu, w początkach funkcjonowania jednego okienka (dla niezorientowanych - przychodzisz z jednym formularzem i wychodzisz już jako przedsiębiorca). Spodziewałem się typowo urzędniczych problemów - brakuje jakiegoś papierka, danych itp. Ponieważ wujek Google mnie lubi, pomógł mi przygotować się do stawienia czoła urzędniczej hydrze. W godzinę wytłumaczył mi wszystkie niuanse zakładania firmy, w drugą wypełniliśmy razem odpowiedni wniosek. Teraz tylko drukarka i idziemy do urzędu.

Urząd... na 7 stanowisk otwarte 6. Biorę numerek - przede mną 20 osób. Myślę sobie - jest nieźle, powinno szybko pójść. W końcu to tylko jeden formularz.

Stoję i czekam przy okazji zerkając co tam się dzieje na stanowiskach. Do jednego podszedł właśnie petent z wnioskiem - nie wie jak wypełnić. Urzędniczka mu pomaga. Przytaczam tu same wypowiedzi urzędniczki:

- Tu wpisuje pan swoje dane.

- W to pole oznaczone imię i nazwisko wpisuje pan swoje imię i nazwisko.

- Tu jest pole PESEL, proszę wpisać swój numer pesel.

- Nie NIP tylko PESEL.

- Ma pan go w dowodzie osobistym.

- Adres zamieszkania w polu adres.

- Tak, ulica, numer domu, kod pocztowy, miasto.

- Tylko kod pocztowy nie razem z miastem a tu, w rubryce "kod pocztowy".

- Pana urząd skarbowy tu, gdzie jest rubryka z urzędem skarbowym.

- No urząd właściwy dla pana miejsca zamieszkania.

- Nie wie pan, to już sprawdzamy... mieszka pan przy ul. Piekielnej to pana urząd będzie Urząd xxx przy ul. Diabelskiej 5.

- Data rozpoczęcia działalności czyli od kiedy pan zaczyna działalność.

- Tak, może pan wpisać dzisiejszą datę.

- Dziś jest 16.

- Marzec .

- Adres prowadzenia działalności czyli gdzie pan będzie prowadził działalność.

- W to pole oznaczone jako "numer telefonu" wpisuje pan swój telefon.

Tak mija czas. Pełen obaw nadstawiałem ucha aby zobaczyć co się stanie, gdy dojdą do rubryk z kodami PKD (wpisuje się w nich rodzaj działalności, jaką się będzie prowadzić). Nie będę opisywał co się działo aby nie narażać na zawał ewentualnych pracowników administracji czytających tą historię.

Całe wypełnianie wniosku trwało dwie godziny. Podziwiam urzędniczkę za stoicki spokój i cierpliwość. Inni przyszli przedsiębiorcy przy innych okienkach byli nieco bardziej ogarnięci (ale tylko "nieco").

A ja... czekałem w kolejce prawie 3 godziny.

Gdy już przyszła na mnie kolej podałem wydrukowany wniosek. Urzędniczka przeczytała, zrobiła wielkie oczy, stwierdziła, że pierwszy raz ktoś jej przyniósł gotowy wniosek. Podpisałem. Nie minęło 5 minut, a wychodziłem z urzędu nie będąc już prywatną osobą tylko gotowym do wypłynięcia na szerokie wody rekinem biznesu ;)

Zastanawiałem się tylko - jak wyżej opisany przedsiębiorca poradzi sobie z prowadzeniem firmy?

urząd miasta we Wrocławiu

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 836 (894)

#40910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O paragonach było już trochę to i ja dorzucę.

W sklepie ze śrubkami kupowałem różne metalowe drobiazgi - parę nakrętek, śrubki gwoździe czy co tam. Ogólnie mało - przeważnie wtedy nie patrzę nawet na ceny.

Przychodzi do płacenia. Daję 10 zł. Dostaję jakieś 5 zł reszty. Stoję...

Sprzedawczyni się patrzy...

Ja się patrzę...

Sprzedawczyni się patrzy...

[S] Czy coś jeszcze podać?
[J] Tak, paragon.

Tymi słowami wywołałem popłoch niczym stonoga w obuwniczym. Sprzedawczyni pobiegła do koleżanki. Razem wezwały jeszcze kolegę. We trójkę zaczęli klikać w komputerze, cicho szepcząc między sobą.

W końcu do lady wraca kolega kasjerek. Daje mi paragon i... dodatkowe 2 zł reszty.

Ciekawe ilu klientów dało się w ten sposób nabrać. Sklep już na szczęście nie istnieje.

sklep ze śrubkami

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1242 (1276)

#38972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez moją byłą, która pracowała swego czasu w sklepie zoologicznym.

No więc do sklepu przyszła klientka. Oznajmiła, że sprawiła sobie małego kociaka i potrzebuje wyprawki.

Jak się okazało, wcześniej nie miała do czynienia z kotami, jednak zależało jej na dobru zwierzaka. Wyprawka z podstawowej przerodziła się w full-wypas gdyż klientka chciała jeszcze to, tamto, a to może się przyda aby kotek miał dobrze. Dziewczyna cieszyła się, że futrzaste stworzonko będzie miało dobrze (a i przy okazji utarg będzie dobry, choć to drugorzędne wobec dobra kota). Wspomogła fachowymi radami, jako że sama należy do kotofilii.

Mija dzień-dwa...

Do sklepu wpada ta sama klientka z nosidełkiem (z wyprawki) wraz z zawartością w ręce i lekkim przerażeniem w oczach.

- Bo wie Pani, od paru dni coś się kotu dzieje z gardłem, może chory, jakąś chrypkę ma? Ma Pani jakieś lekarstwo na to? Kot jakoś tak charczy jak oddycha. O proszę zobaczyć, właśnie teraz.

Dziewczyna rzuciła okiem na prześliczne puchate maleństwo i korzystając z fachowej wiedzy (studia weterynaryjne) i praktyki ze zwierzętami szybko mogła postawić odpowiednią diagnozę:

- Proszę Pani, ten kot mruczy.

sklep zoologiczny

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1709 (1793)

#27086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem wczoraj na poczcie. Najbardziej piekielnej chyba w PL a na pewno we Wrocławiu (były nawet artykuły w wyborczej o piekielności tej placówki).

Stoję w kolejce, przy okienku facet przyszedł po parę poleconych i coś tam nadać. Na koniec prosi o sprawdzenie, czy jeszcze coś na niego nie czeka.

[P]ani sprawdza i mówi, że jest pobranie. Dyskusja z [k]lientem wyglądała mniej więcej tak:

[P]: Jest dla pana pobranie
[K]: To znaczy przelew pieniędzy z obrania?
[P]: Nie, przesyłka pobraniowa, to taka, że musi Pan zapłacić za odebranie (i tu pokazuje klientowi paczuszkę).
[K]: Ale to ja wysyłałem, widać przyszedł zwrot
[P]: No ale kwota do zapłaty 130 zł
[K]: Niech Pani spojrzy na nadawcę, to ja wysyłałem tą przesyłkę i klient nie odebrał więc wróciło
[P]: No tak, ale mam pobranie więc musi Pan zapłacić
[K]: To mam płacić sam sobie za paczkę, którą wysyłałem?

i tak przez chwilę...

Na szczęście przyszła kierowniczka i okazało się, że wystarczy opłata za przesyłkę tam i z powrotem, jakieś 7 zł.

piekielna poczta we Wrocławiu

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (702)