Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

myscha

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2011 - 14:35
Ostatnio: 17 maja 2024 - 10:19
  • Historii na głównej: 38 z 63
  • Punktów za historie: 22961
  • Komentarzy: 186
  • Punktów za komentarze: 2071
 

#54942

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapraszam Was dzisiaj na dobre, polskie, wiejskie wesele, gdzie jest co pojeść, popić, a i zabawić się można. A jak zabawa, to wiadomo, że sztachety w płotach bezpieczne nie są. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Na takim weselu pojawił się pan S. (dajmy na to S jak Sebastian), lat sporo po trzydziestce, ze swoją uroczą towarzyszką. Na tym samym weselu bawił się pan O. (jak Olgierd), prywatnie ojciec pana S. Obydwaj, chociaż z urodzenia Polacy, przyjechali z innego kraju.
Jedzenie, a zwłaszcza picie zaszumiało w głowach i nie wiadomo z jakiego powodu pan S. zaczął okładać swoją partnerkę pięściami. Pan O. nie pytając o przyczyny wspomniał dawne czasy, kiedy zajmował się boksem (waga mniej więcej niedźwiedzia) i jednym celnym ruchem unieszkodliwił agresora, pozwalając niedoszłej synowej oddalić się na bezpieczną odległość, po czym wrócił do przerwanych czynności, czyli spokojnej konsumpcji. Nie zważając na stos inwektyw z ust syna pod swoim adresem.

Minęło trochę czasu, do O. podszedł znajomy S. prosząc go o wyjście na zewnątrz. O. pewien, że tamten oprzytomniał i chce przeprosić, spokojnie wyszedł. Synek z dzikim błyskiem w oku czekał z przygotowanym bejsbolem w ręku. Dostał nim jednak inny gość, który zdążył odepchnąć O. Łomot spuszczony synowi był bardzo konkretny i zakończył się (po powrocie do domu) kompletnym notarialnym wydziedziczeniem syna-jedynaka. Bez prawa do zachowku, a uwierzcie, spadek zapowiadał się imponująco.

rodzina

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (801)

#54711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od wielu lat współpracuję z firmą zajmującą się ogólnie rzecz biorąc produkcją różnego typu pamiątek. Ja zajmuję się drukiem tego, czego sobie klient życzy. A to wkłady do breloczków, a to jakieś obrazki.

Pewnego dnia do firmy przyszedł klient, który chciałby obrazki komunijne dla dzieci ze swojej parafii. Niewiele, może ze 30 sztuk. Ale mają być z obrazem, który wisi u nich w kościele, żadnym innym.
Z szefem firmy mam taką umowę, że jeżeli potrzeba podjeżdżam w odpowiednie miejsce, on mi organizuje dojazd na swój koszt, a ja nieodpłatnie robię zdjęcia obiektu. Wiadomo, że przy współpracy z klientem poniesione koszty z nawiązką się zwrócą.
Tak i wtedy zaproponowałam, że podjadę (blisko było) i sfotografuję obraz.

Propozycja przyjęta była z entuzjazmem - "Bardzo proszę, fotografowanie u nas w kościele kosztuje xxx zł".
Sumy dokładnie nie pamiętam, ale znacznie przekroczyła wartość zamówienia.

Cóż, nie wiem jakie obrazki miały dzieci... i skąd.

uslugi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 852 (884)

#53757

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historię opowiedziała mi koleżanka, która pracuje w niewielkiej firmie produkcyjnej w niezbyt dużej miejscowości. W firmie jest ok. 10 osób, warunki dobre, szefostwo bardzo w porządku, między pracownikami zgoda. Nie ma za to szczegółowo rozdzielonych zakresów obowiązków, każdy zajmuje się tym, co właśnie jest do wykonania.

Aby dotrzeć do budynku, należy przejść dość wąskim chodnikiem od furtki, przy której stoją pojemniki na odpady.

Pewnego dnia na teren wkracza raźno młody mężczyzna. Akurat od strony pojemników wracała kobieta z pustym koszem na śmieci. Niezbyt młoda, niezbyt atrakcyjna, na ubranie założony miała fartuch ochronny. Mężczyzna przepchnął się obok niej nie mówiąc nawet "przepraszam", trzasnął jej drzwiami wejściowymi przed nosem i prawie wbiegł do budynku.
Kobieta spotkała go przed biurem.

K: - Dzień dobry, pan w jakiej sprawie?
M: - Sprzątaczce nie będę się tłumaczył.
K: - Nie jestem sprzątaczką, ale może będę mogła pomóc.
M: - Nie będziesz mogła. Chcę się widzieć z szefem, z panem Aleksandrem P.
K: - To musisz poczekać. Szef będzie za 10 minut.
M: - Od kiedy jesteśmy na "ty"?
K: - Wydawało mi się, że od przed chwili. Jeżeli pan nie życzy sobie takiego traktowania, to proszę mnie też tak nie traktować.

Kobieta wpuściła gbura do biura. Właściwie jedyne miejsce, gdzie mógł poczekać i być "na oku". Poburczał sobie coś, ale usiadł. Kobieta zajęła miejsce za biurkiem i zaczęła pakować jakieś druki, instrukcje obsługi, zszywać, układać, ogólnie robota mało rozwijająca, ale potrzebna.
Facet znów coś komentował na temat niskich kwalifikacji kobiety, że musi papiery przebierać i śmieci wynosić. W tym czasie przyjechał szef.
S: - O, zajęłaś się instrukcjami? Dużo zostało? Zaraz ci pomogę.
K: - Wszyscy zajęci, więc wzięłam. Ten pan na ciebie czeka.
S: - Dzień dobry panu, pan w jakiej sprawie?
M: - Czy moglibyśmy gdzieś w osobnym miejscu?
Szef i mężczyzna wyszli do drugiego pokoju, Po chwili szef wychodzi, woła panią "od instrukcji"
S: - Czy możesz przyjść do nas. Pan pyta o możliwość zatrudnienia.
I do faceta:
S: - To jest moja żona. Doskonały fachowiec, inżynier, firmę zna jak własną kieszeń. Proszę z nią porozmawiać o pracy dla pana.

K: - Myślę, że ten pan nie ma pojęcia o pracy i traktowaniu współpracowników. Niezależnie od kwalifikacji, dziękujemy panu.

Historia obiegła firmę w mgnieniu oka. Sam szef opowiadał ją jak przyszedł na produkcję nosić paczki.

mała firma

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2948 (3002)

#37309

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciotka moja akurat pieliła coś w ogródku. Do domu obok niedawno sprowadzili się nowi właściciele, więc przez płot nawiązała się rozmowa z sąsiadem. Gdzies pomiędzy grządkami a grabiami, pan sąsiad przedstawia się:
- Jan Piekielny. Doktor.
Ciotka przez chwilę łapała oddech, odpowiedź szybko przyszła.
- Anna złośliwa. Teściowa magistra inżyniera.

Dom

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 621 (793)

#33232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność z lekkim przymrużeniem oka.

Rzecz się działa kilkanaście lat temu. Dwie siostry mojego taty zapragnęły odwiedzić rodzinę w Warszawie (same mieszkają na zachodzie Polski), wsiadły więc w pociąg i to właśnie mi przypadł w udziale zaszczyt odebrania ciotek z dworca. Zapakowałam obydwie i ich bagaże do mojego ówczesnego pojazdu marki Fiat 126 i potoczyłyśmy się przez miasto do domu.
Akurat upalne lato, w samochodziku miejsca i powietrza mało, klima w postaci dwóch okien rozkręcona na maksa, a ciotki dalej gadać. Obydwie kobitki bardzo fajne, buzie im się nie zamykają całą drogę. Jedna z nich zaczęła opowiadać historię motoryzacyjną:

- No i wtedy, ta gówniara wyjechała mi z podporządkowanej, sama się przestraszyła, bo stanęła kawałek dalej, a ja do niej... - Tu się ciotka nakręca, próbuje przekrzyczeć pokasłujący z tyłu silnik i drugą ciotkę. Nie zwraca uwagi, że stajemy pod światłami. - ...Ty gówniaro, gnojówo jedna, kto cię jeździć uczył, prawo jazdy to ty chyba na bazarze kupiłaś, powinni ci zabrać, nie powinnaś za kierownicę siadać!
Wtedy z samochodu obok wychyla się dosyć barczysty pan:
- Babo jedna, czego od dziewczyny chcesz, radzi sobie jak umie i źle jej nie wychodzi. Chcesz, to ja ci k... nawrzucam.

Światła się zmieniły, pan odjechał, pozostawiając nas w niemym osłupieniu. Do samego domu ciotka się nie odezwała.

za kierownicą

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1027 (1081)

#19348

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niewielka parafia gdzieś na wschodzie. Mały kościół, ale obok kościoła ołtarz polowy, źródełko cudownej wody, ławeczki na powietrzu. Nie było żadnego nabożeństwa, ani nic podobnego, zwykły dzień.
Na jednej z ławeczek przed źródełkiem siedział proboszcz i jacyś ludzie i rozmawiali. Normalnie, nie ściszając głosu, słychać było o czym, ale treść ich rozmowy nie jest tutaj ważna. Nie dotyczyła bynajmniej teologii, ani ważnych życiowych problemów.
Bliżej źródełka usiadło dwóch staruszków. Zaczęłam mimowolnie przysłuchiwać się rozmowie starszych panów i jakoś tak ciepło mi się zrobiło. Rozmawiali o swoich kolegach, którzy już nie żyli, wspominali, widać było, że w tym miejscu jakoś wyciszają się, uspokajają. I nawet na mnie ta rozmowa wpłynęła bardzo pozytywnie.
Do momentu, aż ksiądz przerwał swoja rozmowę, wstał i wydarł się:
- Tu jest miejsce modlitwy, jak chcecie porozmawiać, to wynocha gdzieś indziej, tu ma być cisza!

księża

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (578)

#15017

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz działa się, gdy mieszkałam w Warszawie. Z mężem wynajmowaliśmy niewielkie mieszkanie, którego okna wychodziły na dość ruchliwą ulicę, której uwieńczeniem były tory tramwajowe. Jakoś można było się przyzwyczaić, szczególnie, że w nocy tramwaje nie jeździły.
Pewnej letniej nocy, upał spory, więc okna otwarte, tramwaje przestały już jeździć, można iść spać. Ze snu wyrwało mnie nagle rytmiczne, głośne uderzanie jakby czymś metalowym. Leżałam jeszcze chwilę, próbując uświadomić sobie gdzie jestem i co słyszę, co się dzieje. A, już wiem, torowisko miało być remontowane, nocami, i teraz właśnie rozładowują nowe szyny, które przyjechały wielką ciężarówką. Przyzwyczaiłam się już do rytmicznego "łup", kiedy usłyszałam (i chyba wszyscy inni obudzeni sąsiedzi w rejonie kilku sąsiednich ulic):
- A co ja się będę k...a, p...ł!
W tym momencie wywrotka ciężarówki przechyliła się i cały pozostały ładunek szyn wyleciał na ulicę.
Przynajmniej raz, a dobrze.

tramwaje warszawskie

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 615 (669)

#12661

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dawnych czasów, którą uraczył mnie właśnie mój tata.

Pewnemu panu w sklepie bardzo spodobał się garnitur. Jak na niego szyty, materiał idealny, zdecydowany był, żeby kupić. Następnego dnia miał wyjechać, garnitur potrzebny, ale miał przy sobie za mało pieniędzy. Garnitur kosztował dajmy na to 2400 zł, on miał tylko 1900. Kierowniczka sklepu okazała mu zaufanie, sprzedała garnitur za 1900, wierząc, że pan przyniesie resztę po powrocie z wyjazdu.
I nie pomyliła się. Wdzięczny klient oddał resztę pieniędzy, przyniósł kwiaty, dziękował, w pas się kłaniał. Ale jak wiadomo, nadgorliwość gorsza od faszyzmu, pan wystosował do "centrali" list z podziękowaniami, gdzie dokładnie opisał całą sytuację, podając szczegóły i sumy pieniędzy.
Dyrekcja zainteresowała się tym, co sprzedała kierowniczka i okazało się, że garniturów za 2400 to oni w ogóle nie mają, a ten zakupiony powinien kosztować 1600 zł.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 977 (1043)