Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ruda_kotka

Zamieszcza historie od: 16 czerwca 2012 - 22:52
Ostatnio: 24 grudnia 2017 - 11:41
  • Historii na głównej: 10 z 22
  • Punktów za historie: 6666
  • Komentarzy: 42
  • Punktów za komentarze: 274
 

#60058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapisy na zabiegi. Piekielności wiele i trochę już mi się przelewa.

1. Skierowanie pilne dla małego dziecka na ćwiczenia. Siedzę, głowię się. Jest! Dzień, dwa i są ćwiczenia/zabiegi. Uradowana informuję mamę/tatę o terminie. Reakcje:
- a tu nie mogę, mam kosmetyczkę
- ale Asia/Antek/Wiola/Szymon mają ważne zajęcia w przedszkolu i Pani przedszkolanka będzie zła jak go/jej nie będzie (tak, tak, przedszkole ważniejsze od zdrowia)
- ale dziecko się musi wyspać to za wcześnie (godzina np. 9 rano).
Efekt? Dzieci które potrzebują natychmiast pomocy otrzymują ją za miesiąc/dwa. Rekordzistka umówiła pilne niemowlę na termin za 8 ! miesięcy.

2. Przy zapisywaniu informuję rodziców, że nieobecność musi być zgłoszona minimum dzień wcześniej. Jak nie, termin przepada. Tak jak często tłumaczę, że to są jedyne terminy, szybkie, ale nie mam miejsca by dziecko mogło choć jeden termin odrobić jak opuści. Efekt? Wielkie awantury, płacze, zastraszanie jak mamusia/tatuś zapomni.

Rekordzistka z dziś. Zajęcia na 8.30. 8.40 telefon od zaspanej mamusi że samochód się jej zepsuł i ona już natychmiast chce termin najlepiej na jutro!

3. Dorośli. Trudny orzech do zgryzienia. To praca, obowiązki. Staram się dostosowywać zabiegi jak mogę. I zawsze mówię, że w przypadku nieobecności proszę o informację, bo może inny pacjent skorzysta. Notorycznie pacjenci nie przychodzą w ogóle. Albo dzwonią tego samego dnia. Dorośli ćwiczą w seriach 10 dni pod rząd o tej samej godzinie. Nie da się odrobić np. 1 dnia, bo po serii wchodzi następna. Dziś również dzwoni Pani że ona nie ma ochoty wstawać i jechać do nas i na pewno znajdziemy kogoś na jej miejsce. Jasne. Na 20 min przed planowanymi zabiegami.

4. Awantury "Czemu nie mogę się zapisać telefonicznie? Ma Pani natychmiast mnie zapisać!". Albo "Ja nie zostawię skierowania! To moje i mogę się zapisać w innych miejscach! Oddawaj!"

Krótko i zwięźle. By móc wykonać zabiegi musimy mieć ORYGINAŁ skierowania. A podczas zapisów MUSI on zostać. Jeśli Pan/Pani zapisze się na to samo skierowanie w kilku miejscach tworzą się sztuczne kolejki, a terminy nagle wydłużają się o rok/dwa. Ale tłumaczę i jak grochem o ścianę.

5. Pacjenci, którzy ROZKAZUJĄ mi wykonać już zabiegi. I tłumaczenie, że nawet nie mam sprzętu, wykształcenia, znajomości tematu nie dociera. Mistrzem był Pan, który rozebrał mi się w gabinecie, położył na biurku i kazał masować.

6. Próby przekupstwa. Przychodzi Pani/Pan daje mi skierowanie, a na biurko/pod biurko wkłada reklamówkę/kawę/cukierki/kopertę i zawsze to samo "ale szybko tak poproszę". No nie. Nie przyjmuję łapówek, to raz. Dwa ja wpisuję na pierwszy możliwy wolny termin. Nic więcej nie wymyślę. Często pacjenci nie umieją tego zrozumieć, są nachalni. Nie raz musiałam taką osobę wypraszać po prostu.

7. Rodzice i tzw. instruktaże, czyli ćwiczenia pokazowe z dzieckiem by rodzic ćwiczył z nim w domu. Od razu zaznaczam, przy zapisie, że nie wolno nagrywać zajęć. No i jak głową w mur. Rodzice nie potrafią zrozumieć, że rehabilitanci na tą wiedzę pracowali kilka lat, nie potrafią zrozumieć że "kuzyneczce Ani" się to nie przyda bo ćwiczenia są dostosowywane indywidualnie do dziecka. 2 Panie z przychodni chodzą po sądach, bo film z ich udziałem znalazł się na youtube.

8. Zapisuję pacjenta. Przed drzwiami kolejka. I co chwila ktoś wchodzi pytając jak długo. To naprawdę przeszkadza a i wydłuża czas oczekiwania.

9. CODZIENNIE walczę z pacjentami by móc wyjść na przerwę. To paranoja. Siedzę wiele godzin, i nawet do toalety nie mogę wyjść bo stają w drzwiach i stwierdzają, że czekają X godzin i mam ich zapisywać a nie "się bawić" cokolwiek to znaczy. Przyznam, że jest mi przykro po prostu. Czasem się zastanawiam czy pokazowo się nie posikać jak mnie tak będą trzymać :D

10. Zastraszanie by dostać szybszy termin. Może to być w wersji "Nie wiesz kogo ja znam" albo "Ja znam XXXXX popamiętasz mnie ku%$". Ale też akcje rzucania przedmiotami. Mogą być to np. pełne pieluchy, kwiatki, długopisy, butelki.. Co się nawinie.

Lubię moją pracę. Są i mili pacjenci, wdzięczni, czasem z kimś można pogadać, pośmiać się, czasem pomagam i opiekuję się przez chwilę jakimś dzieckiem. A i dzieciaki same fajne. Ale przez takie przypadki jak powyżej czasem się odechciewa. I traci wiarę w ludzi.

Ufff.. Wyżaliłam się.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (685)

#59905

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed godziny. SOR. Kraków.
Byłam jako osoba towarzysząca, koleżanka cierpiąca to i wspierać i pilnować trzeba. Ale nie o tym.

Na korytarzu obok siedzi dziewczyna. No ma te 18 lat, skończone parę dni temu. Zapłakana, trzęsąca się i wręcz mdlejąca z bólu.

Każdy z kolejki co chwila chodził i prosił by się dzieckiem zająć (mimo 18 to nadal dziecko, a tym bardziej w takiej sytuacji). Na każdą prośbę warknięcie "Czekać!".

A to czemu nie przyjmują cierpiącej dziewczyny? Bo karetki mają pierwszeństwo..

Pierwsza karetka: awanturujący się pijak.

Druga karetka: uśmiechnięta Pani częstująca wszystkich cukierkami, wręcz biegająca po korytarzu.

Trzecia karetka: pijak proszący by go puścić bo nic mu nie jest... a w zasadzie próbujący coś mówić w tym stylu.

Czwarta karetka: pan biznesmen sadząc po ubiorze, potrącony przez rowerzystę, chcący OBDUKCJĘ, co gromko wykrzykiwał grożąc wszystkim w ogół że go popamiętają...

A dziewczyna wiła się z bólu..

Nie umiem tego skomentować. Rozumiem przepisy, pierwszeństwo karetek.. Ale jeszcze trzeba być człowiekiem..

słuzba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (651)

#59700

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w rejestracji w przychodni rehabilitacyjnej. A dokładniej zapisuję na zabiegi. Część idzie tzw. od ręki, czyli przy pacjencie zapisujemy, a czasem skierowanie idzie do kolejki. Różnie, nie ważne są szczegóły tego systemu.

Jak skierowanie jest w kolejce, to w końcu docieramy do niego i dzwonimy by ustalić termin.

Wstęp był potrzebny byście zrozumieli o co kaman...

Dziś dzwoni telefon..
- Ruda Kotka, przychodnia rehabilitacji Kotowo, w czym mogę pomóc?
- Ty kur$%, dziw%$.... - i w ten deseń przez chyba 5 minut na jednym wdechu.
- Najmocniej przepraszam, w czym mogę pomóc? - niestety muszę być miła...
- Skierowanie mojego ciężko chorego dziecka zostawiłam w styczniu! Mieliście dzwonić! Oszuści! Złodzieje!
- Nazwisko dziecka poproszę, zaraz udzielę Pani informacji.

Dobrą chwilę szukałyśmy jak głupie skierowania. Ale jest. W archiwum.

- Proszę Pani, dzwoniliśmy do Pani 8 razy, daty to: xxxx - podałam dokładne daty godziny. Panią chyba zatkało.

- To.. yyy.. To proszę mnie natychmiast zapisać bo ja tyle czekam! A telefon dziecko wtedy miało! Już! Natychmiast masz mi podać terminy.

Nienawidzę tego. Nic nie "mam" a mówienie mi per "ty" doprowadza mnie do szału. Może jeszcze jakby przeprosiła, może jakby zrozumiała swój błąd, ominęłabym procedury.

- Niestety, nie mogę tego zrobić. Ze względu na brak z PANIĄ kontaktu, skierowanie na nowo ląduje w kolejce i będziemy dzwonić. Proszę o odbieranie telefonów. Życzę miłego dnia - odpowiedziałam najsłodszym głosikiem.

- Ty kur@$, dz.. - to był koniec mej cierpliwości. Trzasnęłam słuchawką.

Smaczek? Dziecko lat 17, lekkie skrzywienie kręgosłupa. Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (544)

#59507

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może i nie piekielne, ale wyjaśniające dużo. Chciałam o tym napisać w komentarzu do historii o cyganach / travellersach, ale dużo tego jak na komentarz.

Większość osób wie o cyganach z własnych obserwacji, brud, kradzieże, agresja.. Ale skąd oni się wzięli? Jest to lud (UWAGA) pochodzący z Indii. Lud koczowniczy, który wiele wieków temu ruszył w stronę Europy. Ktoś teraz może zadać mądre pytanie, dlaczego, pomimo tylu lat mieszkania wśród "nas" tak bardzo się różnią, zachowaniem, wyglądem, obyciem. W teorii powinni się wymieszać, zmienić.

Jednak oni mają swoje Prawo. W każdym mieście, powiecie, województwie i kraju mają oni swojego Króla. Ich Prawo, mówi o tym że:
- nie wolno pracować dla nieswoich, bo to niehonorowe
- wolno bić, okradać, pogardzać etc nieswoich
- nie wolno żenić się/mieć dzieci z nieswoimi - to zdrada (za zgodą Króla można, ale osoba z zewnątrz musi nauczyć się i stosować ich Prawa)
- nie muszą, ba nie mogą, stosować się do prawa danego kraju bo mają swoje, które jest najważniejsze
- każdy kto łamie Prawo, wychodzi do ludzi wokół, żyje normalnie, pracuje jest pogardzany, często atakowany, czasem nawet zabijany. i to jest zgodne z ich Prawem.
- oni mają wręcz obowiązek nienawidzić nieswoich, uprzykrzać im życie - są z tego dumni.

To tak bardzo ogólnie. Ale to wszystko jest w nich zakorzenione od najmłodszych lat. Tak samo Prawo nakazuje odcinać dzieci od naszego świata i wpajać im ich zasady.

Pusty śmiech mnie bierze jak słucham jak oni są pokrzywdzeni, pogardzani, że bez powodu. I mówią to cyganie doskonale znający prawo cygańskie. To obłuda, po to by ukraść jeszcze więcej.

W momencie, gdy próbujemy egzekwować nasze prawo, naszą nietykalność osobistą i stajemy okoniem, czy wzywamy Policję mają oni OBOWIĄZEK nas ukarać. Bo jesteśmy śmieciami. Im większe siły stają przeciw nim, policyjne, czy obywatelskie oni się skrzykują, mają obowiązek bronić się i walczyć wspólnie.

Dla nich to wszystko to norma. Po prostu. I nie potrafią nawet spojrzeć inaczej na otaczającą rzeczywistość.

I chore jest to, że jak się atakuje cyganów, to potem afery, więzienia. A jak oni atakują to strach ich ruszyć.

Plus ich Prawa jest taki, że względnie się nie narzucają porównując np. do muzułmanów. Teraz Subway zmienia menu, bo oni sobie tak życzą. Ale to osobny temat.

cyganie

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 629 (785)
zarchiwizowany

#59544

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Późna już godzina, ale historia o porzuconym kociaku, przypomniała mi jak prawie padłam na zawał.

Pojechałam z kolegą na imprezę do znajomych do Bielska. Wracając, ok. 3 w nocy do Krakowa, w mgle nagle zauważyłam że coś się rusza. Zaczęłam krzyczeć, kolega zahamował z piskiem opon.

Tym czymś ruszającym się we mgle był piękny młody pies. Nie wiem jaka to rasa, ale naprawdę piękny zwierzak. Stał na środku drogi, nawet nie wiedział, że samochód może go zabić.

Wyskoczyłam z auta, na łańcuszek od spodni go złapałam. No i co dalej. Awaryjne, i myślimy. Pies duży do uno nie wejdzie chyba w żaden sposób. Decyzja - dzwonimy po Policję. Dzwonimy, nie wiedzieliśmy w sumie nawet gdzie jesteśmy, nikt nie zwraca za bardzo na trasie o 3 w nocy uwagi na nazwy mijanych wsi, jednak okazało się po opisaniu co widzimy, że dyspozytor mieszka w tej wsi i wie dokładnie gdzie jesteśmy.

Myśleliśmy, że długo poczekamy na patrol, ale po max. 10 minutach byli na miejscu. Młodzi funkcjonariusze, zachwycili się psiakiem. Nawet jeden stwierdził, że zabrać go od razu nie może, bo to oficjalne zgłoszenie, i jest procedura, ale jak tylko się ona zakończy to zabierze psiaka.

Na razie historia nadaje się bardziej na Wspaniałych. Gdzie piekielność? Otóż, pies wyglądał na +/- pół roku. Cała akcja miała miejsce w czerwcu. Prosty rachunek pokazuje nam nieudany prezent pod choinkę, zbędny na czas wakacji.

Zbliża się ten właśnie okres - więc APELUJĘ, nie wyrzucajcie psów na ulicę. Jak już koniecznie musicie się go pozbyć, oddajcie do schroniska. Tam ma szansę żyć a nawet znaleźć nowy, dobry dom.

zwierzaki

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (337)
zarchiwizowany

#59517

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Idąc w temacie mniejszości narodowych ;)

Pracowałam w gastronomi. Może to być śmieszne ale w Polsce, będąc Polką czułam się jak mniejszość narodowa.

Szefem knajpy był Polak, jednak cały team na kuchni z wyłączeniem mnie był narodowości ukraińskiej. Były jeszcze 2 kelnerki polki, jednak były żonami ukraińców. One się w nic nie wtrącały, i nie o nich historia.

Dziewczyny na kuchni nie dawały mi żyć. Nie mogłam nawet wody się napić, byłam wyzywana, poniżana na wszelkie możliwe sposoby. Wołały na mnie "polska ku#$a".

Wytrzymałam tyle by znaleźć inną pracę.

Koszmarem było to, że nie dało się w żaden sposób nad tym zapanować. Nawet szef się bał z nimi zadrzeć.

Wisienką na torcie było jak wpadła kontrola ze Straży Granicznej. Oznaczało to dłuższą przerwę, więc chciałam wyjść na papierosa. Strażnik zaczął mnie szarpać i krzyczeć że mam pokazać paszport albo mnie aresztuje. Był w szoku gdy mu się wyrwałam, nakrzyczałam że nie życzę sobie takiego traktowania, a paszportu nie potrzeba mi do przebywania we własnym kraju.

Potem parokrotnie pracowałam z ukrainkami na kuchni, było ok. Może to filozofia tłumu? Nie wiem, ale już nigdy nie dam się w coś takiego wkopać.

mniejszości narodowe

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (344)
zarchiwizowany

#58431

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z wakacji zeszłego roku.

Zmieniałam na chwilę miasto, podążając za miłością. Związane było to z intensywnym poszukiwaniem pracy. Po wysłaniu x CV miałam wiele odpowiedzi, i chodziłam na wszystkie rozmowy o pracę.

Zaproszono mnie między innymi na rozmowę do restauracji na stanowisko kelnerki. Nie był to szczyt moich marzeń, ale zawsze warto zobaczyć jak to wygląda. Zaproponowano mi niezłą stawkę, więc stwierdziłam, że przyjdę na 3 dni próbne. Zawsze to jakieś pieniądze póki nie znajdę czegoś lepszego.

Pierwszego dnia było nieźle, byłam tylko na pół zmiany i to bardziej ucząc się systemu, i innych potrzebnych do pracy rzeczy. Drugiego dnia zostawiono mnie samą na cały ogródek. Praca miła, ciężka, ale ok. Problemem byli cyganie narzucający się gościom. Miałam obowiązek ich odganiać. Po jakimś czasie, jak doszłam do wniosku, że walka z cyganami może się źle skończyć (byli naprawdę agresywni) zeszłam ze stanowiska prosto do biura szefostwa, bardzo miłego w czasie rozmów o pracę, którzy nagle zmienili się o 180 stopni. Zostałam okrzyczana, jak śmiałam zejść ze stanowiska, że jestem normalnym pracownikiem i nie będą mnie słuchać do końca zmiany. Próbowałam wytłumaczyć, że to mój dzień PRÓBNY i to próba ich dla mnie jak i moja dla nich. Nie docierało. Koniec końców zostawiłam fartuszek, notatnik i portfel w barze i po prostu wyszłam.

Następne 3 tygodnie miałam telefony z pogróżkami jakie to mnie nie czekają konsekwencje ze opuszczenie stanowiska pracy i jaka jestem niekompetentna.

Kto tu był piekielny? Cyganie, szefostwo czy ja? Oceńcie sami.

PS. moja poprzedniczka na tym stanowisku została zwolniona za to, że przez pół roku leżała w śpiączce, po tym jak ją przetrzymano w pracy do późnych godzin nocnych (mimo że w umowie wyraźnie miała zaznaczone, o co się starała, że może pracować tylko do 20 ze względu na to, że mieszka poza miastem) i ktoś na nią napadł gdy wracała do domu.

gastronomia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (294)
zarchiwizowany

#58003

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytam historie o szukaniu pracy i tak mi się przypomina...

Parę lat temu poszłam na swoje.. Młodość durna i chmurna. Nadszedł moment wysyłania setek CV, prawie pustego ;) Ma radość była niesamowita, gdy zostałam zaproszona na rozmowę. Stanowisko : asystentka szefowej. Brzmi super, dali szansę młodej i niedoświadczonej osobie, miałam nadzieję, że zdobędę super doświadczenie.

Upały były straszne, a ja wystrojona jak stróż w boże ciało, biała koszula, piękne,acz niewygodne pantofelki.. szczyt elegancji :)

Mały biurowiec w centrum miasta, bardzo elegancki. Gdy weszłam, miła asystentka zaprosiła mnie do pokoju, podała sok i dokumenty do wypełnienia. Po paru minutach zaprosiła mnie do pokoju oznaczonym tabliczką "Dyrektor".

Wewnątrz czekała elegancka Pani, w domyśle szefowa i młody mężczyzna w garniturze. Rozmowa była bardzo miła, na poziomie. Czułam się jak w innym świecie. Choć nie było rozmowy o obowiązkach związanych z pracą, bardziej była ona o mnie i moich predyspozycjach personalnych.

Dowiedziałam się,że wypełnione dokumenty są do umowy (nawet padło magiczne słowo Umowa o Pracę). Poproszono mnie do pokoju obok. Dodano, że wieczorem dostanę umowę do podpisania.

W kolejnym pokoiku było ściśniętych ok. 15 osób. Ubranych różnie.. Od garniturów po zwykłe japonki i t-shirty. No ok...

Po chwili weszła ONA. Kobieta +/- 60 lat, w pomalowanych na czerwono włosach, z odrostami, zielonej bluzce lepiącej się od potu, rybaczkach i klapkach.. Kazała wszystkim iść za nią. Wyprowadziła nas na ulicę. Tu wszyscy się zatrzymali, nie wiedząc o co chodzi. Na co ONA stwierdziła, że obejrzymy ją przy pracy... i jedziemy do najmniej przyjemnej dzielnicy w naszym mieście. W tym momencie wszyscy zrozumieli... akwizycja. Mniej-więcej połowa osób się ulotniła.. Jeszcze wtedy nie wiedziałam co znaczy to magiczne słowo. Ja dotarłam do przystanku, nim udało mi się z niej wyciągnąć o co kaman. Gdy zrozumiałam, byłam w szoku...

Ot, takie pierwsze zetknięcie z rynkiem pracy ;)
Od tamtej pory nauczyłam się szybciej wyciągać o co chodzi w danej pracy i szybciej sie ewakuować.

Najgorsze jest oszustwo i tracenie czasu kandydatów jak i samych firm na takie przekręty.

praca

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (214)
zarchiwizowany

#57956

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kochana służba zdrowia..

Ot, taka mała piekielność, którą odkryłam po roku.

Zeszłej zimy zachorowałam, nie wiedziałam co się dzieje, gdy zatkało mi się ucho. Uczucie okropne, ucisk... Po paru dniach miałam dość. Rundka do lekarza rodzinnego, cudem udało się dostać. Werdykt od razu do laryngologa, super, przyjmuje tego samego dnia, zgodził się wcisnąć moją skromną osobę poza zapisami. Wyczekałam 8 godzin w poczekalni z nadzieją, że mój koszmar dobiega końca. Stary, obleśny, spocony doktorek przyjął mnie w końcu. Dobra, nie powinnam oceniać po pozorach. Spytał co się dzieje, dał receptę na, jak się dowiedziałam później sterydy i tyle. Byłam wdzięczna, że mnie przyjął.

Przeszło po ponad 2 tygodniach koszmaru. W kolejnym tygodniu akurat miałam wizytę u endokrynologa i okazało się, że przy moim stanie zdrowia sterydy zapisane przez doktorka mogły mnie nawet zabić. Super. No ale uznałam, że i tak przyjął mnie poza kolejką, nic się nie stało.

Zapomniałam o całej sprawie.

Jednak teraz przy kolejnym przeziębieniu znów pojawił się problem z uchem. Znów zatkane, szlag mnie trafiał, udałam się do laryngologa, tym razem innego.

Zdziwiłam się bardzo, zajrzał mi on do nosa, uszu, gardła. Zapisał leki na katar i... przedmuchał mi ucho! Byłam w szoku bo od razu ucisk odpuścił. Okazało się, że żadne sterydy na ucho nie są potrzebne, problemem jest katar, na razie trzeba go wyleczyć po prostu, a potem mam brać szczepionką na odporność. Dodatkowo powiedział, że jak znów się ucho zatka od razu mam przychodzić, bez kolejki po prostu wchodzić do gabinetu by mi ulżył przedmuchując ucho.
Dodatkowo zebrał dokładny wywiad medyczny o tym jakie biorę leki, przypilnował by nic nie kolidowało.

Gdyby nie sytuacja, że trafiłam przypadkiem na innego lekarza nie wiedziałabym w ogóle że może być inaczej, że faktycznie można mi pomóc. Gdybym znów trafiła na tamtego konowała, pewnie znów naraziłby moje życie nie pomagając mi.

Aż zastanawiam się czy nie złożyć skargi. Nie rozumiem tylko dlaczego taka osoba ma tytuł doktora i leczy ludzi?

Przyjmuje on w Krakowie na ulicy pełnej fiołków - jak ktoś będzie chciał wiedzieć kogo unikać, podam na priv

słuzba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (37)
zarchiwizowany

#56046

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Dysfolid przypomniała mi 2 szkolne sytuacje od których zawrzała i dziś mi krew w żyłach.

Wiem, że dzieciaki są okrutne. Nie raz mi ktoś dogryzał, nawet czasem pobił. Bywa różnie. Jednak co innego obrywać samemu a co innego obrażać czyjąś rodzinę.
I o tym pierwsza moja opowieść.

Byłam to ja w gimnazjum, elitarnym, prywatnym, ba ! nawet katolickim prowadzonym przez siostrzyczki (ot wymysł rodzinki mimo że już wtedy byłam zadeklarowaną ateistką) mimo wszystko całokształtu nie wspominam źle.

Jednak jak co jakiś czas nadszedł czas wyborów samorządowych. Mój ojciec zdecydował się startować. No cóż jego decyzja mi nic do tego, nie lubię polityki i chciałam być jak najdalej od tej całej farsy.

Niestety farsa dopadła mnie.

Moi kochani koledzy ze szkoły pozrywali plakaty mojego ojca z połowy miasta i dosłownie WYTAPETOWALI nimi szkołę. Ze wszelkimi możliwymi wulgaryzmami, penisami, ryjkami i wszelkimi dziwactwami na jakie im ich małe mózgi pozwoliły.

Da się? Da.

Oczywiście dyrekcja kazała uprzątnąć i zamiotła sprawę pod dywan bo tatuś jednego z prowodyrów akcji wpłacił sporą sumkę na renowację budynku.


Sytuacja nr 2.

Już liceum, 2 klasa, czas wyborów Prezydenta Szkoły (brzmi dumnie).
Była Pani Prezydent tejże elitarnej szkoły w Krakowie, z Królem jako patronem (kto wie to wie o której mowa) miała już ustanowione kto ma być jej następcą. Może i miała ale mamy demokrację podobno.
Wybory zostały ustalone na dzień jakiegoś wyjścia całej szkoły, że ciężko było głosować. Byłam jedną z niewielu osób która jako przykładny obywatel zamiast po wycieczce lecieć do domu stwierdziła że zagłosuję.

Na miejscu okazało się że mimo że mnie nie było w szkole ZAGŁOSOWAŁAM !
Co prawda mój podpis nie miał nic wspólnego z moim pismem za to był bardzo podobny do reszty podpisów na liście.

Dyrektora już nie było ani nauczycieli, więc stwierdziłam że zgłoszę sprawę dnia następnego.

Nie chodziło mi tylko o wynik wyborów. Najgorsze było to że Pani Prezydent aspirowała do zostania politykiem, Pan V-ce Prezydent do zostania prawnikiem.... a podrabiali bezczelnie podpisy. Za to niezależnie na jakim szczeblu grozi więzienie ( z tego co pamiętam chyba 5 lat).

Tak więc udałam się w końcu do Dyrektora... no ok. Wezwał całą ekipę odpowiedzialną za wybory... nie było tylko jaśnie Pana V-ce. Pani Prezydent zagadywała Dyrektora dość długo tak że gdy w końcu udało mi się zaprowadzić go do kańciapy Samorządu V-ce kończył niszczenie papierów... W końcu były takie przepisy...

Najgorsze było to ze Dyrektor był zadowolony że nie musi się sprawą zajmować.

I powiedzcie mi proszę jak tu patrzeć w przyszłość jak rośnie nam taki kwiat?

ps. przepraszam że tak chaotycznie, ciśnienie mi skoczyło. i i tak nie będę czytać dyskusji która powstanie pod tymi opowieściami - przemyślenia zostawcie dla siebie.

szkoła

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (367)