Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KoparkaApokalipsy

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2011 - 19:25
Ostatnio: 26 października 2022 - 14:35
  • Historii na głównej: 98 z 148
  • Punktów za historie: 55885
  • Komentarzy: 1844
  • Punktów za komentarze: 13305
 
zarchiwizowany

#88193

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem w takim wieku, że większość znajomych ma dzieci w wieku już nieco kumającym, tzn. przedszkolno-wczesnopodstawówkowym, stąd zdarza mi się ostatnio wiele rozmów o problemach rodzinnych oraz wychowaniu dzieci.

W wielu z nich pojawia się ten sam wątek: babcie, które za świętą misję przyjęły sobie... kij wie co, bo na pewno nie poszerzanie wiedzy ani kształtowanie charakteru dzieci.

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jak one sobie wyobrażają skutek swoich działań, ani czy w ogóle się nad tym zastanawiają.

Gdyby opowiadały dzieciom o historii chrześcijaństwa albo fajnie pokazywały wartości zwiazane z tą religią, byłoby nawet okej.

Ale nie.

Powielają tyle, ile same rozumieją, czyli "trzeba chodzić do kościółka i klepać paciorki".

Znam kilka rodzin, w których wystarczy dziecko i babcię na moment spuścić z oka, a seniorka natychmiast każe małemu/małej klękać, składać ręce i powtarzać jakieś zaklęcia, z których dziecko nie ma szans nic zrozumieć. Albo przy każdym rodzinnym obiedzie pyta, co rodzinka robiła w weekend i wpada w święte oburzenie, że nie byli w kościółku, bo przecież wszyscy dobrzy ludzie chodzą do kościółka, a w takim razie oni są źli.

Po co?

Jedyne, co tym osiągają to napięcie i kłótnie między jego bliskimi, wymuszanie trudnych rozmów, na które dziecko jeszcze może nie być gotowe, i podkopywanie jego wiary w to, że jego bliscy są mądrzy, godni zaufania i chcą dla niego dobrze. Bo jak małemu wyjaśnić, że nie musi babci słuchać i że ona nie postępuje właściwie bez rujnowania obrazu babci jako kochającej opiekunki, a rodziny jako bezpiecznego azylu?

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (32)
zarchiwizowany

#87696

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Reklamy na youtube.

Tak, wiem, jak to działa. Rozumiem, że są konieczne. Słuchanie ich to swego rodzaju cena, jaką trzeba zapłacić za korzystanie z darmowej wersji serwisu; niedogodność, którą należy przecierpieć, aby zapłacić usługodawcy nie swoją gotówką, lecz swoim czasem i uwagą.

Nie są przyjemne. Nie mają być przyjemne. Nikt ich nie słucha, jeśli nie musi.

Zatem, drogi twórco autotunowego rapu, drogi znawco stu sposobów blanszowania marchewki, droga pani lipsynchująca do stockowej muzyki na tle greenscreenowej plaży...

Jeśli wykupujesz czas reklamowy na YT i jako reklamę zamieszczasz własny utwór lub kilkuminutowy podcast to akceptujesz fakt, że ich wysłuchanie to dla odbiorcy tortura. Rozumiesz, że nikt nie słuchałby Twoich dzieł, gdyby nie musiał i nikt ich nigdy z własnej woli nie posłucha.

Wiesz to. Rozumiesz to. Zdajesz sobie sprawę, że Twoja twórczość jest słaba, Ty jesteś słaby, Twój ród jest słaby i nie przetrwacie zimy.

Zatem może pora przestać?

reklama dźwignią handlu

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (66)
zarchiwizowany

#77751

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sumie mało piekielne, ale zastanawiające.

Coraz mniej przyjemnie mi się ostatnio robi zakupy w niebiesko-żółtych supermarketach, co to tanie są. Nie chodzi o jakiś konkretny market, bo denerwująca mnie polityka obowiązuje chyba we wszystkich.

Chodzi mianowicie o kasowanie na wyścigi. Ja rozumiem, że powinno być szybko, że trzeba rozładować kolejki, ale wszystko ma jakieś granice. Ja rozumiem szybkie kasowanie. Też mnie denerwują spokojne, nawszystkoczasmające kasjerki z pietyzmem wklikujące kod każdego produktu i oglądające go na wszystkie strony, jakby się zastanawiały, czy mi go nie ukraść. Żółto-niebieski market przegina jednak w drugą stronę.

Wściekli kasjerzy z czołami zroszonymi potem i z obłędem w oczach przerzucają moje Bogu ducha winne serki, chlebki i soki przez taśmę z taką agresją, że chyba powinnam zabierać ze sobą Dudka, żeby je łapał. Ręce kasjerów migają z prędkością godną najlepszych prestdigitatorów. Cały zysk z tego taki, że produkty chyba są świeższe, bo latają z taką prędkością, że znaczenie ma już dylatacja czasu.

Może to pryszcz, ale po prostu za każdym razem czuję się jak persona non grata, jakby kasjer co prędzej chciał się mnie pozbyć, najchętniej poprzez wy*dolenie moich zakupów na podłogę. Nie nadążam z pakowaniem ich do siatek, a naprawdę nie jestem zniedołężniałą staruszką. Wypadałoby, żebym na zakupy brała szuflę i taczki, żeby jednym ruchem zgarnąć narastającą kupę skasowanych produktów i najlepiej od razu wypruć sprintem ze sklepu, aby swoim bezczelnym staniem i istnieniem nie narazić się na straszliwy gniew kasjera. Czuję się jak ostatnia ofiara losu, gdy marnuję jakże cenne sekundy na wkładaniu paczek i siatek do torby - byle jak, byle szybko - a kasjer lub kasjerka już bębni palcami w swoją katedrę, żądając jak najszybszej zapłaty i to broń Boże nie gotówką i nie kartą na PIN, bo to tyle trwa, a jak to tak?

Ja rozumiem, że taka polityka, ale może włodarze firmy mogliby zrozumieć, że prędkość obsługi nie zależy tylko od sprawności kasjera, ale też od sprawności klienta w pakowaniu, a jeśli ten ostatni jest opieszały (czyli po prostu nie ma nadnaturalnych mocy), to ciskanie na niego gromów i strojenie min naprawdę nikomu nie pomoże.

No szkoda, bo mają fajne ciastka z orzechami i syropem klonowym, ale ja chyba naprawdę nie jestem godna ich sklepów.

.... jest tani

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (188)
zarchiwizowany
Jakiś czas temu wywiązała się dyskusja o obyczajach w publicznych toaletach, a konkretnie o pukaniu oraz zamykaniu drzwi. Ku mojemu zdumieniu pojawiły się głosy, że pukanie jest bez sensu; że trzeba od razu szarpać za klamkę - jeśli ktoś się zamknął, to się zamknął, a jeśli nie, to jego strata (i szarpiącego w sumie też, ale wina na pewno tylko i wyłącznie aktualnego użytkownika przybytku).

Dzisiaj mimo złotych rad użytkowników tego portalu postanowiłam zapukać, albowiem jak to zwykle bywa w starszych tego typu przybytkach czerwone oznaczenie "zajętości" przy klamce było już wytarte i z zewnątrz nie dało się określić, czy budka jest zajęta. Usłyszałam głos pełen oburzenia:

"No już, już! Co się tak dobija?!"

Babeczka jeszcze przy wyjściu spojrzała na mnie wilkiem, jakbym co najmniej bluźniła w jej obecności przciwko Świętemu Szymonowi Słupnikowi.

Przy okazji przypomniało mi się, że często zapukawszy i nie usłyszawszy odpowiedzi zabieram się dziarsko za klamkę i zastaję drzwi zaryglowane, a po chwili z kabiny wyłazi użytkowniczka, która na moje pukanie nawet nie pisnęła, że zajęte. Zaczynam się zatem wahać... całe życie wydawało mi się, że nie ma nic sensowniejszego nad pukanie do kibelka, a tu proszę. Może faktycznie coś robię nie tak?

ludzie

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (139)
zarchiwizowany

#70126

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio głośno się zrobiło o spocie kampanii społecznej, w którym nienarodzona dziewczynka prosi tatę o opiekę i interwencję, gdy w swoim przyszłym życiu będzie wyśmiewana, molestowana, gwałcona przez kolegów (na trzeźwo i po pijaku, a co ciekawe, po pijaku w wieku 16lat) i na koniec bita przez męża. Wedle spotu dziewczynka ma taki los jak w banku. Inaczej być po prostu nie może, no bo przecież ma dwa chromosomy X.

No dobra. Przestępstwa na tle seksualnym to jedne z najcięższych doświadczeń dla ofiary. Przemoc domowa też nie jest łatwym tematem, ale...

Czy tylko mnie się wydaje, że przesłaniem tego spotu jest podział ludzi na zezwierzęconych oprawców oraz bezwolne ofiary, gdzie jedynym kryterium jest płeć? Czy tylko mnie się wydaje, że ilość jadu, jaką ocieka ten spot (i to pod adresem przedstawicieli obu płci) powinna sprawić, że każdy przedstawiciel naszego gatunku poczuje się dotknięty? Czy tylko ja nie chcę, żeby propagować taki obraz przedstawicielek mojej płci, według którego jak zazstraszone kretynki znosimy upokorzenia, bicie i wyzwiska? Czy tylko ja mam wielu wspaniałych koletów, których obraża twierdzenie, że są bezmyślnymi pawianami, gwałcącymi koleżanki po kiblach i parkach?

czemu ten spot jest tak popularny?

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 49 (265)
zarchiwizowany

#68284

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Deptak i ścieżka rowerowa na jednym "pasie ruchu", sprawiedliwie podzielonym pół na pół między pieszych i skołowanych. Nie, że jakoś daleko do chodnika i trzeba iść ścieżką albo że rowerzyści mają 5 metrów a piesi pół.

I tą ścieżką ojciec roku popycha wózek z niemowlakiem jedną ręką, drugą prowadzi na trójkołowym rowerku ledwie przedszkolnego (a może i nie) smarka, a przed nim na dwukołowym rowerku uczy się utrzymywać starszy przedszkolak: widać, że to jego pierwsza czy druga samodzielna jazda, bo grawitacja miota nim od skraja do skraja tak, że o ile koło ojca z wózkiem i smarkiem dałoby się jeszcze przecisnąć, to tropiącego węża dzieciaka już ominąć nie sposób.

No i rowerzyści zjeżdżają na deptak, piesi z deptaka źli, rowerzyści źli, przemoc rodzi przemoc, gwałt się gwałtem odciska, a ojciec roku patrzy na zwracających mu uwagę jak na idiotów. No bo wózek i wehikuły jego latorośli mają koła. A jak koła, to na ścieżkę.

Skołowani

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (238)
zarchiwizowany

#67682

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Takie małe narzekalnictwo na ogólną sytuację - zainspirowane historiami Złodzieja_Zapalniczek, zwłaszcza http://piekielni.pl/63494 i http://piekielni.pl/65034 .

Rzeczywiście szerzy się moda na niewiedzę. Nie chodzi mi o samą ignorancję, ale o coraz modniejsze podejście, że wiedzieć się nie musi; ba, że wiedzieć to wstyd i frajerstwo, a dowiadywanie się to strata czasu.

Pewien chłopak był wyśmiewany przez współpracowników, bo w czasie dyskusji, gdy nie był czegoś pewien i nie chciał być gołosłowny, na bieżąco wyszukiwał informacje w Internecie.

Inny pan przez 20 minut kłócił się, że zdanie, które napisał ( z błędem) znaczyło to, co on miał na myśli. Nie liczy się fakt, że zgodnie z zasadami gramatyki znaczyło zupełnie co innego. To tylko kwestia "interpretacji". Na końcu zwyzywał rozmówczynię od "polonistek" (straszna obelga w jego mniemaniu).


Nagminnie ludzie wykłócają się o proste sprawy, bo ktoś im tak powiedział. Nie pomoże przytaczanie artykułów, słownikowych definicji, znanych faktów. Jakiś pan Mietek czy Zenek im powiedział, że jest tak a tak, więc jest tak a tak. Nieważne, że cała współczesna wiedza pokazuje, że jest inaczej. W Internetach bzdury wypisują i tylko frajerzy to czytają. Pan Mietek tak powiedział i już.
Ewentualnie druga opcja: "Ty mi powiedz".
Tłumaczę, że jestem taką samą specjalistką, jak rozmówca i w temacie orientuję się słabo, ale google na pewno pomoże.
"E, co ja tam będę szukać. Ty mi powiedz."

Serio, niedługo będzie można trzepać niezłą kasę za korepetycje z przedmiotu, o którym nie ma się pojęcia. Wystarczy otworzyć Wikipedię, przeczytać artykuł leniowi i 30 zł/h samo wskoczy do kieszeni.

ludzie

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (205)
zarchiwizowany

#66754

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajomości z Internetów znów nie zawiodły oczekiwań.

Poznana w Internetach dziewczyna skarżyła się i żaliła na związek z przemocowcem. Że bicie, że gwałty, że szantaż (zarówno emocjonalny jak i taki najzwyklejszy, za pomocą homepornu). Że chce z tym skończyć, ale nie może, bo szantaż.

Postanowiłyśmy (w sensie ja i partnerka) jej jakoś pomóc, wesprzeć. Pochodziła z miasta, które nieźle znamy, więc doradzałyśmy poradnie psychologiczne, centra pomocy ofiarom przemocy domowej, czytałyśmy ustawy i tłumaczyłyśmy "na nasze", wymyślałyśmy różne opcje wybrnięcia z sytuacji.

Po kilku dniach intensywnych rozmów doszłyśmy do wniosku, że mądrej głowie już wystarczy, a z niemądrą na pohybel.

Co więcej, w międzyczasie zorientowałyśmy się, że w związku przemoc rzeczywiście jest, ale z obu stron. Z jednej taka bardziej typowa i dostrzegalna (musisz ze mną być, bo jak nie, to opublikuję nasze figle migle), z drugiej zaś subtelna i wyrafinowana (musisz ze mną być, bo jesteś stary i brzydki; żadna inna cię nie zechce; musisz mi kupować drogie prezenty, bo jesteś tak brzydki, że za darmo żadna ci nie da...). Ogólny obraz sytuacji był taki, że dziewczyna używała swojego ciała jako jedynej karty przetargowej a potem dziwiła się, że ludzie traktują ją jak prostytutkę. Tym mniej miałyśmy zatem chęci, by ją ciągle wspierać.

Okazało się jednak, że uwolnienie się od dziewczyny nie będzie takie proste. Wydzwaniała i wypisywała dziesiątki SMSów o każdej porze dnia i nocy, ignorując nawet fakt, że postanowiłyśmy ją ignorować.

Gdy już byłyśmy bliskie poświęcenia tej godzinki na wizytę u operatora i zablokowanie numeru, dostałyśmy niecodzienną propozycję.

Dziewczyna napisała, żebyśmy się od niej nie odwracały, bo na znajomości z nią możemy wiele zyskać.

Z wiadomości wyskoczyły też bez żadnego ostrzeżenia... Jej nagie zdjęcia...

człowiek człowiekowi wilkiem a kiwi

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (269)
zarchiwizowany

#66045

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
TLK. W sumie nie wiem, co było przyczyną. Stan taboru? Złośliwy konduktor? Diabeł pociągowy? Illuminaci? Żydomasoni? W każdym razie w głowie rodzą się teorie spiskowe, gdy jedzie się pociągiem i słyszy się:


"Uwaga pasażerowie. Następny planowany postój pociągu na stacji ...y..i ...ar...e" (nie stykają kable i słychać tylko ułamki sylab)


"Uwaga pasażerowie. Następny planowany postój pociągu na stacji tit tiri tit tiri tit tiri tit" (znany wszystkim odgłos komórki logujacej sie do sieci)


"Uwaga pasażerowie. Następny planowany postój pociągu na stacji WZIIIIIIUUUUUUUUUUMMMMM" (mijamy się z innym pociągiem, huk jak sto diabłów, nic nie słychać)


"Uwaga pasażerowie. Następny planowany postój pociągu na stacji BRZRZIIIIIIIIIIIII" (jakiś piskowizg nieznanego pochodzenia, sprzęganie czy co?)

Cztery razy pod rząd.

No k*wa. Ja już nie wiem... Kosmici chyba.

EDIT: Pojawiły się głosy, że to leci z automatu. Może w niektórych przypadkach tak, w tym przypadku facet gadał sam osobiście. Widziałam na własne oczy.

PKP

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (244)
zarchiwizowany

#65350

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może i mało piekielne, ale mnie wk*ło nielicho.

Poznałam swego czasu faceta, czarnoskórego imigranta mieszkającego w Polsce już ho-ho. W gadce-szmatce wyszło, że pracuje w jakiejś organizacji pomagającej imigrantom z problemami. Szczerze zaciekawiona spytałam zatem, jakież to są najczęściej problemy.


Działacz natychmiast zaczął biadolić, że im gminy piniondza nie dają. OK, rozumiem, że piniondz potrzebny na działalność, ale mnie interesowało, jaka to działalność, tzn co to za problemy imigrantów rozwiązują.

Gość z trudem przełknął fakt, że ktoś może uważać, iż działalność organizacji nie polega na zbieraniu piniondza na działalność i że można uważać, iż zebrawszy już fundusze powinni tę działalność uskutecznić.

Zapytałam po raz kolejny, co to za problemy rozwiązują, na co działacz spytał, czy byłam kiedykolwiek poza Polską.

Troszkę się zdziwiłam, ale ok - facet nie ma obowiązku zakładać, że nie jestem zwierzęciem osiadłym. Faktycznie istnieją osoby, które w życiu poza heimat nosa nie wystawiły. Grzecznie odparłam, że tak i poprosiłam, by odpowiedział na trzeci raz przeze mnie zadane pytanie.

Koleś tego nie zrobił. Poprosił za to o wyliczenie krajów, które odwiedzałam.

Tu już mnie za przeproszeniem lekko ch*j strzelił i oznajmiłam, że reguły dobrego wychowania wymagają, aby odpowiedzieć na powtarzane kilkakrotnie pytanie lub po prostu oznajmić, że się nie ma takiego zamiaru. Oczywiście uszanowałabym odmowę, ale gość twierdził, że wszystko mi opowie, ale najpierw musi mnie doedukować, a żeby mnie doedukować musi koniecznie znać pełną listę krajów, w których kiedykolwiek postała moja noga.

Pewnie w normalnej sytuacji po prostu bym podziękowała za znajomość, ale naprawdę chciałam od kuchni zobaczyć, co tacy ludzie robią.

Facet uparcie twierdził, że bez listy nie bangla. W zawoalowany sposób dał mi do zrozumienia, że jestem za durna, by zrozumieć ewentualną odpowiedź, dlatego musi swoje wyjaśnienia zacząć od "dawno dawno temu, gdy Ziemia była jeszcze gorącą kulą materii".

Równie grzecznie i w równie niebezpośredni sposób poprosiłam, by sprawdził empirycznie swoje przekonanie o mojej durnocie i powiedział wreszcie, co to za problemy imigrantów rozwiązują. Obiecałam, że jeśli rzeczywiście nie zrozumiem, poproszę o wyjaśnienia.

Po 20 minutach wymiany podobnych uprzejmości wreszcie udało mi się wydusić z pana działacza magiczne słowo "WIZA". Nie, nie powiedział, że jego podopieczni mają z tym problemy. Spytał, czy wiem, co to jest. Nawet nie, czy wiem co to jest, ale czy kiedykolwiek słyszałam takie słowo.


Tutaj już ch*j mnie strzelił całkiem konkretnie i podziękowałam panu za znajomość, życząc mu powodzenia w zaskarbianiu sobie sympatii Polaków poprzez robienie z nich idiotów.

działacz

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 265 (421)