Profil użytkownika
Mornigstar ♀
Zamieszcza historie od: | 5 października 2016 - 11:10 |
Ostatnio: | 8 listopada 2017 - 16:16 |
- Historii na głównej: 8 z 8
- Punktów za historie: 1639
- Komentarzy: 117
- Punktów za komentarze: 720
« poprzednia 1 2 3 4 5 następna »
Czyli Twój znajomy stwarza na drodze podwójne zagrożenie. Raz, że prędkością, a dwa - swoim głupim zachowaniem.
@Golondrina: tu się zgodzę. Nie neguję pomocy przy sprzątaniu, bo moja mama np. nie wyrabiała się ze swoimi obowiązkami i czasem potrzebowała kogoś, kto pomyje okna, ogarnie ogródek, bo same we dwie byśmy nie dały rady, mając może dwie godziny na to (u rodziców jest duży, piętrowy dom z pokaźnym ogrodem). I też panie do sprzątania omijały te miejsca, o których moja mama mówiła, żeby koniecznie tam zajrzeć. Ile razy wściekła poprawiała po nich sama. Stąd po prostu przywykłam do tego, że jak chcę mieć porządek wedle mojego uznania w mieszkaniu, to muszę to zrobić sama. Nie lubię sprzątać, ale nie lubię też, jak ktoś inny to za mnie robi, bo według nie robi to "nie tak", widzę te ominięte miejsca na podłodze czy szafkach. Płacenie za usługi nie jest czymś złym. Niemniej nie chciałabym mieć sprzątaczki czy gosposi w domu. Przywykłam do tego, że to ja dbam o moje mieszkanie i na koniec sprawia mi to satysfakcję, że odwaliłam kawał dobrej roboty.
@Odril: u mnie w mieszkaniu jest to samo. Można otwierać bramę bez podnoszenia słuchawki. A mieszkania zrobione zostały na miejscu dawnych pralni na poddaszu bloku, więc też z tych tańszych i studenckich
Przy sprzęcie Apple nie wolno palić. Jest zapis u nich w regulaminie, że jeśli użytkownik Maca palił przy nim, to nie obowiązuje go gwarancja.
@SunnyBaby: Też nie lubię. Ba, nienawidzę sprzątać, ale to moje mieszkanie i powinnam o nie dbać, logiczne. Może mam zwyczajnie inne podejście do życia i nie lubię szastać pieniędzmi za usługi, które mogę sama spokojnie wykonać, jak właśnie sprzątanie mieszkania. Nikt nie pozuje na Matkę Polkę. Zwyczajnie człowiek powinien dbać o siebie i swoje najbliższe otoczenie. Rozumiem problemy zdrowotne, rozumiem kompletny brak czasu, bo ma się zajmującą pracę, bo dzieci, bo przykry wypadek w rodzinie. Ale na zasadzie "phi, mam hajs, nie chcę sprzątać, rób ktoś to za mnie" - dla mnie to trochę poniżej poziomu. Ale cóż, każdy człowiek jest inny.
@Asmena: dokładnie. I ich związek też się rozpadł, a mój dotrwał do narzeczeństwa. Teraz były przyjaciel próbuje naprawić stare relacje, ale dla mnie jest już mocno za późno, to już nie to samo, nie to zaufanie.
Mój dziadek uwielbia jeździć na rowerze. Nawet po wielu zabiegach, jak bypassy czy po naświetlaniach (rak), dalej uparcie jeździ na rowerze i robi niemałe trasy. Raz wyjechał do banku, oczywiście rowerkiem, ale zasłabł i upadł na środku chodnika. Gdyby nie fakt, że znajomy babci go poznał, to też by tak leżał, dopóki ktoś by się łaskawie nad nim zlitował i sprawdził, co się stało. A pewnie upłynęłoby za dużo czasu, żeby ktoś się łaskawie przełamał.
@Alien: Zazdrosna o przyjaciółkę swojego faceta? Nawet, jeśli i tak była w związku z innym facetem? Między mną a przyjacielem nigdy nie było "chemii", w naszym gronie byłam kumplem, nie kumpelą. Zazdrość to jedno, ale odcinanie na siłę dwóch osób od siebie ze swoich zakompleksionych pobudek jest bardzo egoistyczne.
A coś się stało, że sama nie możesz posprzątać w domu? Naprawdę aż ojca musiałaś ściągać do mieszkania 40m2 i mu za to płacić? To ja przy ogarnianiu swojego interesu, zwierza, jakiegoś życia codziennego jestem w stanie jeszcze ogarnąć swoje 56m2. Nie na błysk, ale w "syfie nie będę siedzieć", jak to sama napisałaś w poprzedniej historii. Trochę tego nie rozumiem.
13 lat przyjaźni poszło się bujać, bo dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela była o mnie zazdrosna. Robiła wszystko, żeby nas od siebie oddzielić. Dochodziło do tego, że widywaliśmy się np. raz w tygodniu na 5 minut na papierosa, jak kumpel od niej wracał i zahaczał o moje osiedle po drodze. Ostatecznie doszło do sytuacji "która z nas", bo jego dziewczyna nie potrafiła zaakceptować przyjaciela w formie żeńskiej. Dotąd mnie to boli.
@oszi90: a ja zazdroszczę tego facetom. Że mogą sobie dać po mordzie, a potem iść ramię w ramię na piwo i dalej się kumplować. A dziewczyny? Dramy ciągnące się czasem latami. Cóż, z jakiegoś powodu mam tylko dwie przyjaciółki, więcej mi nie trzeba.
A tu Cię zaskoczę. Wystarczyło mi skierowanie od internisty i dostałam się od razu do szpitala na trzy dni: rezonans i tomograf, z kontrastem i bez, parę RTG i badania ogólne. Z takim skierowaniem do razu poszłam na SOR i bez problemów mnie przyjęto na neurologię.
@anszelik: Na całe szczęście nie mam. Mam za to młodszego brata i u mnie nigdy nie stosowało się tego typu podawania wieku.
Bardzo dobrze Cię rozumiem. Kiedyś przez głupią zabawę dostałam w głowę od koleżanki na tyle mocno, że do dziś mam problemy z błędnikiem i chodzę lekkim zygzakiem, nie umiem ustać też prosto i bujam się na nogach, balansuję ciałem łapiąc równowagę. Niemniej nikt nie ma wypisane na czole, co mu dolega. Szkoda tylko, że najłatwiej jest tak ludzi zaszufladkować.
Pomijając sedno historii, to baaardzo źle się ją czyta. Interpunkcja leży, wszystko jest takie chaotyczne. No i te "wypociny"... Historia jest piekielna, ale tylko przez to, w jaki sposób została napisana. Polecam przeczytać to, co się napisało, kilka razy przed publikacją.
@kitusiek: Latam samolotami już kilkanaście ładnych lat. Raz leciałam z mamą, która była po wypadku i miała kołnierz ortopedyczny. Zero pomocy, zero informacji, zero zainteresowania.
@Zmora: Takie badania nie zostały nawet zlecone?
@Ara: Nie zawsze. Moja babcia jest sędzią i wciąż wścieka się, jak niektóre matki przychodzą z małymi dziećmi dla rozczulenia sędziny. Babcia jest twarda i zazwyczaj wyprasza dzieci (najczęściej na sali są też babcie, dziadkowie i inni członkowie rodziny, którzy mogą zająć się dzieckiem). Upomina, że to sąd, a nie przedszkole, sama mówi, że jej to przeszkadza, jak co sprawa rozwodowa czy o przyznanie alimentów ma lament dzieci na korytarzu, których tam w ogóle nie powinno być. I cóż, nie przyznaje każdej matce praw "z automatu". Ale to "tylko" moja babcia.
Mieliśmy sznaucerkę. Urosła jej najpierw krosta na szyi, potem zrobił się z tego dość sporawy guzek. Weterynarz, do którego najpierw trafiła nasza psina wyciął guza, ale zamiast dać go do badania, to sam go sobie pociął na miliard kawałeczków, bo był ciekawy, co to jest. To był rak. I psa byśmy uratowali, jakby tylko jakiś konował zwierzęcy nie zaczął się bawić tym guzem, tylko od razu wysłał do badań. ROK się męczyła psina pod okiem tego idioty. Dopiero potem dowiedzieliśmy się o tym, że to nie jest zwykły guz, że wycięcie nie pomaga, że są w Polsce zaledwie trzy kliniki dla zwierząt z nowotworami. Psina dała radę później przetrzymać na chemii i po pół roku - połowę więcej, niż rokowania. I może byłaby tu jeszcze z nami. Dotąd nie możemy sobie wydarować tego, że tle czasu pozwoliliśmy na męczenie suni pod okiem tamtego "weterynarza".
@maat_: Co zabawne, wczoraj w wiadomościach był podobny artykuł o tym. Nawet kwoty by się zgadzały.
Czemu "15 miesięcy" a nie po prostu rok? Dalej nie rozumiem tej manii podawania wieku dziecka w miesiącach. Do roku jeszcze rozumiem, ale później to dla mnie totalny chaos, zupełnie niepotrzebny. I rzeczywiście - smoczek? Żeby tylko się nie uparł na smoczka zbyt długo. Moja sąsiadka chodziła ze smoczkiem do 7 roku życia, nieźle się teraz jąka i dziwnie mówi.
@thebill: A dziwisz się? Do podjęcia jakichkolwiek działań oni MUSZĄ wiedzieć, w jakim stanie jest ten człowiek. Co im po tym, że zadzwonisz i powiesz, że "ktoś leży w trawie". Też wychodziłam na spacer, kładłam się na trawie i słuchałam muzyki. I tak sobie odpoczywałam od wszystkiego. Wezwałbyś do mnie karetkę? Bo leżę i się nie ruszam? Prawdę Ci powiedzieli - nie pomogłeś.
@Kecaw: Ale znowu za granicą w takich sklepach, gdzie jest kasa fiskalna, to nie ma opcji na targowanie się. Kasjer/kasjerka twardo mówi, że nie ma opcji i koniec. Jak nie ma kasy - targujesz się. Proste. I jakoś za granicą widzę, że potrafimy sobie z tym poradzić, jakoś to ogarnąć, przyswoić, zapamiętać. Stoi kasa - nie targujemy się, bo nic się nie wytarguje. Ale u nas w Polsce gdzie się nie obejrzeć, ktoś chce rabat, bo tak. Nawet na allegro jak widzę zamówienia i adnotacje do nich od klientów, to opierają się na "czy ze względu na duże zakupy mogę liczyć na rabat i gratis?". A zakupy za ledwie 100zł. No halo, co jest.
@KrzaQ: Właśnie nie, na allegro mam taniej ze względu na tą marżę. Trochę to pokomplikowane, ale i tak zaraz się na szczęście przenoszę z allegro na osobną stronę.
@z_lasu: To wiem i tak oczywiście robię :)