Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lenka

Zamieszcza historie od: 4 marca 2012 - 10:28
Ostatnio: 21 kwietnia 2023 - 13:57
  • Historii na głównej: 7 z 14
  • Punktów za historie: 5852
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 1359
 

#83579

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem odporna na ból, ale taki ból zęba jaki miałam jakiś czas temu rozłożył mnie na łopatki. Akurat miałam wyznaczoną tydzień później wizytę kontrolną więc myślę sobie - przeciwbólowe i dam radę. Niestety, łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Kryzys dopadł mnie pewnego wtorku około godziny 21-szej. Z pomocą męża skorzystałam z jedynej dostępnej najbliższej opcji, czyli lecznica stomatologiczna 24h.

Pięknie, kolejki nie ma, przyjmują mnie od razu na fotel. Tłumaczę, że boli po lewej stronie, ale już zgłupiałam i nie wiem czy szóstka, czy siódemka. Pan doktor ledwie zerknął w moją wykrzywioną bólem jamę ustną i zawyrokował - prawa dolna szóstka do ekstrakcji.
W zasadzie ciężko nazwać to zębem, z tą szóstką miałam problem już od dawna, duża część się po prostu wykruszyła i w zasadzie został głównie korzeń.

Otumaniona bólem i proszkami byłam łatwym celem, zgodziłam się. 10 minut roboty i ząb wyrwany. Gdzie piekielność?
Ekstrakcja bez jakiegokolwiek zdjęcia, za którą zapłaciłam prawie 300 zł, okazała się bez potrzeby. Wyrwana prawa szóstka - a jak bolało, tak nie przestało. Po wizycie u "mojej" dentystki okazało się, że do leczenia jest lewa siódemka...

Dentysta

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (122)

#68562

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w call center. Większość z Was zapewne orientuje się, jak wygląda praca w takim miejscu - każdy ma swoje biurko, na nim komputer, a po bokach wysokie, nieprzezroczyste ścianki, aby konsultanci mieli względną ciszę i spokój.

Niestety, zawsze trafi się ktoś, kto ten spokój lubi zakłócać. Tak też było w moim zespole. Pewien Chłopak ciągle przeszkadzał innym pracownikom, stukając w ścianki i biurko, klaszcząc, wydając z siebie dziwne dźwięki ... Nie skutkowały prośby, groźby, zwracanie uwagi.

Pewnego dnia wracając z przerwy obiadowej, spojrzałam w monitor aby sprawdzić czy wszystko ok. Jest dobrze, większość osób dzwoni, 3 osoby na przerwie, w tym nasz Nałogowy Przeszkadzacz. Po upływie 25 minut NP dalej na przerwie. Zdziwiło mnie to trochę, bo zazwyczaj nie wykorzystywał aż tyle przerwy naraz. Po kolejnych 15 minutach postanowiłam sprawdzić co jest grane i poszłam na drugi koniec sali gdzie siedział NP.

Owszem, siedział, ale nie przy biurku. Jego krzesło było przywiązane linką do kaloryfera pod oknem, on sam tak ściśle okręcony że nie mógł się poruszyć nawet o centymetr. Dłonie zwinięte w pięści i oklejone taśmą, tą samą taśmą zaklejone usta. Uwolniłam czerwonego ze wstydu chłopaka. Nie chciał powiedzieć co dokładnie się stało.

Nigdy nie dowiedziałam się kto za tym stoi. Wiem jedno - od tego czasu NP nigdy nie odważył się zastukać w biurko.

call_center

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (549)
zarchiwizowany

#34668

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponad miesiąc temu ktoś na ulicy ukradł mi portfel. Trochę gotówki i dokumenty stracone, wiadomo. Miałam płonną nadzieję że ktoś znajdzie portfel i odeśle mi chociaż dokumenty, ale uważałam to za mało prawdopodobne. Tak więc najpierw wizyta na komendzie, później obchód gminy, uczelni i wydziału komunikacji aby uzyskać duplikaty.

Wszystkie potrzebne mi dokumenty odebrałam dwa tygodnie temu, o sprawie zapomniałam. Dziś spotkałam przypadkiem kolegę z uczelni. Ucieszyliśmy się na swój widok, uściskaliśmy, po czym on z zadowoloną miną wyciąga... mój portfel! Wprawdzie bez gotówki, ale z kompletem dokumentów!

Na moje pytania co, jak i dlaczego wyjaśnił, że znalazł go przypadkiem miesiąc temu na uczelni (widocznie ktoś musiał podrzucić) i miał mi oddać, ale zawsze zapomniał wziąć go ze sobą... Szkoda że nie raczył poinformować mnie o fakcie zanim zaczęłam wyrabiać sobie nowe dokumenty.
Nie wiem, czy to piekielność czy zwykła głupota.

Aha, wiecie może co teraz zrobić z podwójnym dowodem osobistym, prawem jazdy i legitymacją?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (266)

#31604

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło się tak, że wyparował mi z torebki portfel. Jako że portfel raczej nie jest rzeczą, która ulega sublimacji, musiał mu w tym ktoś pomóc. Stąd szybka decyzja - idę na policję.

Posterunek na Gocławiu. Mówię dyżurnemu panu, o co chodzi. Pan patrzy się na mnie, pyta jak to się stało, mówię że z torebki... I w tym momencie odbieram urażone spojrzenie wraz z pretensjami, że jak to! Z torebki! Trzeba się było pilnować a nie teraz od policji oczekiwać niemożliwego! A tak w ogóle to oni się takimi sprawami nie zajmują, trzeba jechać gdzie indziej!

Dostałam adres, kieruję się w stronę drzwi, gdy słyszę jak wchodzi drugi policjant i pyta:
-Co to za hałas, co się dzieje?
-Aaa, tej portfel ukradli. Z torebki, wyobraź sobie!
-Niemożliwe. - Od razu odpowiada tamten. - Jak złodziej mógłby znaleźć cokolwiek w babskiej torebce...

Pamiętajcie, to nie złodzieje kradną portfele! One się same gubią w naszych torebkach...

policja

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 785 (929)

#30720

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyszła do mnie młoda suczka. Mały, uroczy kundelek. Tylko chuda niesamowicie i wystraszona. Ale że nikt jej nie wyganiał, jeść dostała, to i została. Suczka w zamian za jedzenie i kąt do spania odwdzięcza się niezwykłym przywiązaniem.

Ale niestety, pies nie jest mój. Mogło tak być, że ktoś ją wyrzucił, ale mogło też się zdarzyć, że ktoś czeka, aż jego własność do niego wróci. Rozwiesiłam więc ogłoszenia, że znalazłam takiego a takiego psa i czekam. Czekam tydzień, dwa tygodnie. Nikt się nie zgłasza. Suczka dostała na imię Sonia i zadomowiła się ostatecznie.

Dziś odwiedzili mnie panowie policjanci z jakimś oburzonym panem. Dowiedziałam się, że ukradłam psa i w najlepszym wypadku zapłacę panu niemałe odszkodowanie. Pan skakał wokół mnie oburzony, domagając się pieniędzy. Dopiero po dłuższym czasie zdołałam wyjaśnić - że piesek przyszedł sam, pokazałam ogłoszenia, które wywiesiłam w okolicy i że mogę w każdej chwili psa oddać. Z ciężkim sercem, ale w końcu to nie ja jestem prawowitą właścicielką.

Policjanci popatrzyli po sobie, stwierdzili że oddam panu psa i po problemie. Nie ma sensu płacić kary, a już tym bardziej zakładać sprawy. Niestety, pan był innego zdania. On nie przyjechał tu po psa, ale po pieniądze! Odszkodowanie! Po co mu jakiś zapchlony kundel! Gdzie są jego pieniądze!

Koniec końców sprytny, przedsiębiorczy pan nie dostał ani psa, ani pieniędzy. A Sonia leży obok, przy swojej nowej właścicielce.

"Awantura o ... Sonię"

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 971 (1007)
zarchiwizowany

#31014

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeglądając poczekalnię, przypomniała mi się historia z czasów, kiedy byłam pełną sympatii do świata i ludzi osiemnastolatką.

Pewnego październikowego dnia odebrałam swój oczekiwany, pachnący niemal farbą, świeżutki dowód osobisty. Chcąc go "wypróbować" i zarazem oblać, postanowiliśmy wybrać się ze znajomymi do pobliskiego pubu. Lokal w miarę tani, więc dosyć często tam zaglądaliśmy.

Po przybyciu skierowałam się od razu do baru, aby pierwszy raz w życiu samodzielnie zamówić sobie piwo. Z sokiem. Obsługiwała mnie (P)ani, która poprosiła mnie od razu o dowód i parę długich sekund go studiowała, po czym stwierdziła:
(P): To nie jest pani dowód.
Myśląc, że babka żartuje, zaśmiałam się lekko, ale ona nadal miała śmiertelnie poważną minę.
(J): Ależ oczywiście, że to jest mój dowód!
(P): To nie jest pani dowód, widzę przecież że na zdjęciu jest inna osoba!
Tak... Na zdjęciu miałam rozpuszczone włosy, natomiast tego dnia uczesałam je w kucyka. Po krótkiej, aczkolwiek intensywnej kłótni, pani zdecydowała sprzedać mi to piwo z sokiem.

A raczej- sok z piwem. Napój w kuflu miał intensywnie różowy kolor i ledwie wyczuwalny smak piwa.
Następne piwo zamówił mi kolega.

pub

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 49 (177)

#29643

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiadomo, jak ciężko w Warszawie znaleźć dobre i, co ważniejsze, tanie lokum, szczególnie jeśli jest się studentką rozpoczynającą naukę i nie zarabiającą jakoś szczególnie dużo.

Na czas poszukiwań wprowadziłam się do przyjaciółki, która zajmowała kawalerkę w Wawrze. Kawalerka mała, więc nie chciałam dziewczynie długo siedzieć na głowie, dlatego też od razu po pracy biegałam oglądać mieszkania do wynajęcia. W związku z tym wychodziłam z domu rano, wracałam późnym wieczorem. Jadłam na mieście, więc myślę, że nie byłam jakąś szczególnie uciążliwą lokatorką. W domu jedynie kąpałam się i jeśli wieczorem nie wróciłam zbyt późno, robiłam sobie pranie. Ubrania wywieszałam na noc na mały balkon, aby sobie spokojnie schły, suche zdejmowała albo koleżanka, albo ja.

Pewnego dnia zaspałam rano, więc ubierałam się w pośpiechu. Niestety, jak na złość, nie mogłam znaleźć drugiej skarpetki. Byłam pewna, że gdy wcześniej robiłam pranie, wrzuciłam do pralki obie. Wiadomo jednak, jakie złośliwe potrafią być rzeczy kiedy się śpieszymy, wybrałam więc coś innego i w biegu wybiegłam z domu.

Ku mojemu zdziwieniu, sytuacje takie zaczęły się coraz częściej powtarzać. Zginęło mi parę pojedynczych skarpetek, dwie sztuki bielizny, a nawet jeden T-shirt. Pytałam przyjaciółki, czy nie schowała gdzieś przypadkiem, stwierdziła że nie, a wręcz powiedziała, że jej też zginęło parę skarpetek i jedna para rajstop.

Przez ostatnich parę dni wiał dość silny wiatr, więc zgodnie stwierdziłyśmy, że mogło nam po prostu zwiać rzeczy z balkonu. Ustaliłyśmy, że kupię parę spinaczy jak będę wracać z pracy i będzie po problemie.

Tamtej nocy siedziałam do późna, pisząc jakąś pracę na zaliczenie. Koleżanka spała, więc usiadłam w kącie przy oknie z laptopem na kolanach i starałam się zachowywać cicho. Zbliżała się północ, dookoła cisza i spokój, wdycham świeże powietrze wpadające przez uchylone okno, gdy nagle... słyszę jakieś dziwne szuranie. Przesądna nie jestem i w duchy nie bardzo wierzę, ale jednak zrobiło mi się trochę nieswojo. Jeszcze bardziej się wystraszyłam, gdy usłyszałam jakieś stękanie, które wyraźnie dochodziło z zewnątrz. Położyłam laptopa na podłodze, wstałam chcąc zamknąć okno gdy nagle... moje figi, świeżutko po praniu, unoszą się w powietrzu! Dodam jeszcze, że jest na nich rysunek wysuniętego języka.

To wszystko tak mnie zaskoczyło, że krzyknęłam, przyjaciółka się przebudziła, ja wyskoczyłam na balkon ale nie zdążyłam. Figi tajemniczym sposobem poszybowały w górę i zniknęły.

Okazało się, że nad nami mieszka pewna pani, która za pomocą sprytnie skonstruowanej pułapki (którą okazał się kawałek kija z uczepionym na końcu haczykiem), podbierała nam rzeczy.

Do dziś nie wiem, do czego jej były potrzebne pojedyncze skarpetki.

złodziejka ubrań ;)

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1119 (1155)
zarchiwizowany

#29036

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie historia mojej znajomej (lat 43), dziś mi opowiedziana.
Znajoma ma syna, teraz chłopak jest już prawie dorosły, ale jak był mały to przysparzał jej wielu problemów- niegrzeczny był niesamowicie.
Znajoma przypomniała sobie, jak ciężko było zapanować nad małym urwisem w momencie, gdy była na mszy w kościele i zobaczyła młodą matkę z chłopcem. Chłopiec był niegrzeczny, nie słuchał się matki, biegał po kościele i kopał wiernych pogrążonych w modlitwie. Znajoma przypomniała sobie, że na jej syna czasami działał system pochlebstw- po prostu chwaliła go, jemu robiło się głupio i była chwila spokoju. Dlatego też, gdy chłopiec przechodził koło niej, kucnęła i powiedziała do niego:
-No proszę, kogo my tu mamy, co za grzeczny chłopczyk.
Chłopiec spojrzał na nią z jawną pogardą i odpowiedział:
-Wcale nie jestem grzeczny!
Zastanowił się chwilę i dodał z satysfakcją, głosem ociekającym jadem:
-Ty stara babo!
Po czym sprzedał jej kopniaka w rękę i pobiegł dalej.

ach te dzieci...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (69)

#27611

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice mają spory kawałek pola, jak to na wsi. Sieją tam różne warzywa, ostatnio była tam między innymi marchewka. Obok pola jest polna droga, prowadząca do dużego jeziora, gdzie latem licznie zjeżdżają rybacy, posiedzieć dzień, czasem ewentualnie rozstawiają sobie namiot i nocują. I dziwnym trafem, zawsze przy drodze tych warzyw było mniej.

Pewnego razu tatuś wracał do domu, późnym wieczorem, więc już było dosyć ciemno. Przejeżdżał niedaleko swojego pola, kiedy zauważył samochód jadący tą polną drogą. No cóż, nie on pierwszy i nie ostatni. Dziwniejsze było to, że w pewnym momencie samochód zatrzymał się i światła zgasły. To już było bardziej podejrzane, więc tata postanowił sprawdzić co tam się stało. Podszedł cicho, na przełaj przez pola. I oto co zobaczył - pewien pan stał sobie w najlepsze między rządkami marchwi i wykopywał sobie szpadlem co najładniejsze. Zauważył jednak tatę i zdążył doskoczyć do samochodu. Tata przybył na miejsce, dowodów kradzieży nigdzie nie dostrzegł, spytał więc pana, cóż on tu porabia, w środku nocy, na polnej drodze? Pan zaczął mętnie się tłumaczyć.
- A, na ryby jadę i coś mi zaczęło pukać w samochodzie, sprawdzić chciałem, to się zatrzymałem.
- I do tego potrzebny panu szpadel? - Tata wskazał na oparte o samochód narzędzie.
- Zawsze wożę, w razie jakbym się zakopał.

Pan miał odpowiedź na wszystko, tata natomiast skradzionej marchewki nie dostrzegł, a przecież nie będzie mu w samochodzie sprawdzał. Powiedział tylko:
- To dobrze, mam tylko nadzieję, że nie zatrzymał się pan aby ukraść mi marchewkę, prawda?
Pan gorąco zaprzeczył, że skąd, on nie, nigdy w życiu. Dziwne natomiast było to, że stał dalej w miejscu, nie miał zamiaru pojechać dalej i czekał, aż tata odejdzie. Tata to zauważył, wszedł na pole i zaczął jak gdyby nigdy nic oglądać rządki marchwi, kątem oka obserwując nieznajomego. Pan się zdenerwował czekaniem, w końcu wsiadł do samochodu i odjechał. Dlaczego czekał aż to tata pierwszy odejdzie? Ponieważ skradzioną marchew schował pod samochód. Tata mu niestety przeszkodził i nie zdążył jej schować do bagażnika.

Jednak bardziej piekielne było to, że następnego dnia duży kawałek pola przy drodze był zjeżdżony samochodem. Terenówką. Nie muszę chyba dodawać, że dziwnym trafem tamten pan posiadał również terenówkę.

wieś

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 652 (680)
zarchiwizowany

#28226

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio panuje "moda" na wypalanie suchych traw. W połączeniu z brakiem deszczu i silnym wiatrem może to mieć niezbyt ciekawe skutki.

Historia przydarzyła się moim- być może- przyszłym teściom. Mieszkają oni na wsi, w pewnej odległości od reszty sąsiadów. Gdy pewnego dnia wyjechali do pobliskiego miasteczka, ktoś "inteligentny inaczej" postanowił wypalić suche trawy w okolicy ich domu. Oczywiście po chwili niewinne ognisko zamieniło się w poważny pożar, obejmujący zabudowania. Najpierw zajął się garaż. Najprawdopodobniej spłonęło by wszystko, gdyby nie to, że na pobliskich polach było dwóch sąsiadów, którzy wezwali straż i przyjechali ciągnikami pomóc ratować dorobek życia. W międzyczasie wrócili też teściowie, straż pożarna, ogień udało się zagasić. Garaż jednak spłonął doszczętnie, razem z samochodem osobowym którego nie udało się już wyciągnąć i mnóstwem innych cennych rzeczy. Dom ocalał, chociaż stopiły się jakieś kabelki (wybaczcie, nie znam się na tym), w związku z czym przez jakiś czas w domu nie było prądu.

Nie będzie jednak o piekielności "dowcipnego" podpalacza traw, ale o sąsiadach pomagających przy gaszeniu pożaru.

Teść postanowił podziękować za okazaną pomoc, wybrał się więc do pierwszego sąsiada, jak to w Polsce przyjęte, z flaszką czystej. Posiedzieli, pogadali, podziękowania przyjęte. Kolej na następnego sąsiada, który ciągnikiem wyciągnął samochód dostawczy z płonącego garażu. Teść poszedł, usiedli, podziękowania za pomoc. Sąsiad zadowolony, miło się siedzi przy wódeczce, czy czegoś więcej trzeba? Jak się okazuje:
-Wiesz, Janek, ale taka flaszeczka to trochę mało, sam wiesz, paliwo do ciągnika teraz drogie a i od roboty się oderwać musiałem. Paru polskim złotym bym nie odmówił.

Teścia zatkało.

wieś

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (159)