Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Annis666

Zamieszcza historie od: 17 grudnia 2011 - 23:15
Ostatnio: 10 lipca 2018 - 21:34
  • Historii na głównej: 8 z 13
  • Punktów za historie: 8278
  • Komentarzy: 31
  • Punktów za komentarze: 151
 
zarchiwizowany

#53180

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie przeczytałam refleksje mijanou odnośnie egzaminów na prawo jazdy. I w pełni się z nią zgadzam. Mój brat niedawno próbował zdać egzamin praktyczny. Czwarty raz. Przejechał przez miasto, wrócił do WORD-u. Jako, że egzaminor nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń w trakcie jazdy zaparkował szczęśliwy, że w końcu mu się udało. I co się okazało? Nie zdał. Dlaczego? Bo egzaminator stwierdził, że co prawda dobrze jeździ i nie popełnił żadnego błędu, ale... Zbyt słabo zna miasto w którym odbywał się egzamin i on w związku z tym nie może mu tego egzaminu zaliczyć... Ręce mi opadły. I tylko brata mi szkoda.

WORD

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (35)
zarchiwizowany

#48206

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj mój eks, razem z kobietą, z którą był przed związkiem ze mną dobitnie mi udowodnili, że rozumem to oni nie grzeszą. Parka owa ma córkę, 9-cioletnią. Poznałam ją jak zaczęłam się spotykać z jej ojcem, jakieś 5 lat temu. Od tamtej pory, mimo mojego rozstania z eksem, mamy ze sobą kontakt dość regularny, tym bardziej, że jakby na to nie patrząc, moja córa jest jej przyrodnią siostra, a Kasia( tak ją nazwijmy), bardzo chce się z młodszą siostrą widywać. Jak Kasia miała ok.5-6 lat wykryto u niej nowotwór, w wyniku czego usunięto jej oczko i nosi protezkę. Rzeczą wiadomą jest, że dziecko rośnie, więc protezę trzeba wymieniać, a przede wszystkim bardzo dbać o oczodół. Jak się z Kasią widziałam przed świętami, to oczko jej lekko ropiało i od razu ją o to zapytałam. Powiedziała, że nie zabrała z domu soli fizjologicznej i nie miała czym umyć. No ok. Ale to, co zobaczyłam wczoraj, sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. Oczko małej było dosłownie zalepione ropą. Mimo tego, że co chwila je przecierała, nie zauważyłam, żeby jej było mniej. Złapałam za telefon, dzwonię do eksa i mu tłumaczę, że coś jest nie tak i żeby małą szybko do lekarza zabrali. Powiedział mi, że to jest tylko alergia (przy zdrowym oku nie ma śladu ropy) i że mam nie panikować, bo ona i tak zaraz jedzie na kontrol do kliniki. Jej matka zareagowała tak samo. Kasia ma powiedziała, że najbliższą kontrol ma za 3 miesiące, a jak były ostatnio, to jej rodzice nawet nie wspomnieli, że cos jest nie tak ( a juz wtedy dość mocno jej to oczko ropiało, wtedy tez im o tym mowiłam). Może ktoś uzna, że jestem przewrażliwiona i się wpieprzam w nie swoje sprawy, ale nie jestem w stanie zrozumieć jak można bagatelizować ropiejącą ranę, która jest stale narażona na bakterie u dziecka, które dopiero co wygrało z nowotworem....

rodzice roku

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (365)

#45321

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni przed świętami zadzwonił do mnie ojciec mojej córki i poinformował mnie, że niestety nie może małej odwiedzić w Wigilię, bo okazało się, że ma nowotwór i musi pilnie się położyć w szpitalu. Dwa dni później dostałam od niego sms, że jest już po operacji i będzie zaczynał chemię. Lekko mnie zdziwiło to zawrotne tempo, ale pomyślałam, że może faktycznie z nim kiepsko i nawet się trochę zaczęłam o niego martwić... Głupia ja!

Spotkałam go pół godziny temu. Piwko kupował. Miał się kwitnąco.

Tak, Panie i Panowie, szanowny sprawca wymyślił sobie, że jak mi powie, że jest chory, to nie będzie musiał do dziecka z prezentem przychodzić. Mam nadzieję, że moja córa po tatusiu rozumu nie odziedziczy...

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 907 (1045)
zarchiwizowany

#45039

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu wrzuciłam tu historię o Gosi, mojej przyjaciółce z dzieciństwa i jej sytuacji rodzinnej. Jej mąż poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że zachował się "jak gnój, bydło i w ogóle jak straszliwy gówniarz" - jego słowa, żeby nie było - i ubłagał Gochę, żeby pozwoliła mu wrócić. A wkrótce okazało się, że będą mieli drugiego maluszka. Niestety, jak ktoś kiedyś stwierdził, karma is a bitch. Jakiś czas temu Gosia pojechała z Krzysiem, ich synkiem, na kontrolne badania do Wrocławia bodajże. Dostałam od niej sms-a, że wrócą kilka dni później, bo Krzyś ma zapalenie płuc, więc zobaczymy się po świętach. No ok, wiadomo, że zdrowie dziecka najważniejsze. Niestety, dwa dni później dostałam wiadomość, że Krzyś "odszedł do Aniołków"... Do tej pory nie do końca to do mnie dociera, a co ona przeżywa nawet nie próbuję sobie wyobrażać.

Ale do sedna, Annis, do sedna!
Wczoraj do mnie zadzwonił jej mąż, wściekły tak, że aż mu para z uszu szła i od razu zaczął przepraszać, że głowę zawraca, ale komuś się musi wygadać, a Gosi serce pęknie jak to usłyszy. Co się stało? Ano spotkał jakiegoś dalekiego kuzyna, czy innego pociotka, który mu powiedział, że powinni się cieszyć ze śmierci Krzysia, bo garb z pleców zdjęty, a teraz to już nawet wyprawki dla drugiego dzieciaka kupować nie będą musieli...

Rodzina ach rodzina...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (303)

#34033

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam koleżankę, Gosię. Znamy się lat 20 i kilka, z jednej piaskownicy robaki jadłyśmy i takie tam. Gosia pochodzi z dość nieciekawej rodziny (rodzice piją, siostra w wieku 19 była matką trójki dzieci... Nie, nie z tym samym facetem). W związku z tym, jakieś 5 lat temu bardzo ucieszyła mnie wiadomość o ślubie Gochy z naszym wspólnym znajomym z dzieciństwa. "Chociaż jej się życie ułoży jakoś ′normalnie′ pomyślałam".
Jakiś czas później spotkałam spotkałam ją z Marcinem (jej mężem) w mieście i zostałam poinformowana, że zostaną rodzicami. Ostatni raz widziałam Gosię jakieś 3-4 tygodnie przed porodem, a później kontakt miałyśmy raczej sporadyczny...

Kolejny raz spotkałam ją prawie dwa lata później. Dowiedziałam się wtedy, że dziecko urodziło się poważnie upośledzone. Nie wiem, czy to wina lekarzy, czy komplikacji przy porodzie, ona nie mówiła, a ja pytać nie chciałam, bo niezręcznie jakoś. No, ale mimo tego jakoś sobie radzą, "Marcin wyjechał do Niemiec, żeby zarobić na rehabilitacje dla Krzysia, może będzie z nim lepiej". Życzyłam im tego z całego serca.

Kilka miesięcy temu, Gosia mnie poprosiła, żebym jej pomogła jak najszybciej znaleźć jakieś mieszkanie do wynajęcia. Moją pierwszą myślą było, że chcą się przeprowadzić do miasta, żeby nie wydawać tyle na dojazdy, ale dowiedziałam się, że przeprowadzają się tylko Gosia z Krzysiem. Trochę mnie to zdziwiło, ale doszłam do wniosku, że jak będzie chciała, to sama mi wszystko opowie. W tak zwanym międzyczasie spotkałam sąsiadkę, która poczuła nieprzepartą chęć podzielenia się ze mną informacjami kto, z kim, kiedy i dlaczego. I czego się dowiedziałam? Otóż:

Gosia się od kilku tygodni tuła się z ciężko chorym dzieckiem po znajomych, gdyż Marcin podczas wyjazdów do pracy doszedł do wniosku, że on tego "nie udźwignie", więc Gośka wyprowadziła się z synkiem do rodziców, skąd po kilku dniach wyrzucił ja ojciec, bo wezwała policję, kiedy jej rodzice zaczęli się po pijaku okładać czym popadnie.

A co w tym wszystkim jest najbardziej piekielne? To, że większość żałuje jej męża, "bo jakie to (w sensie, że upośledzenie synka) musiało być dla niego trudne, nic dziwnego, że sobie z tym nie poradził".

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 842 (918)

#32492

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przed chwilą upewniłam się, że bardzo słusznie zrobiłam ograniczając ojcu mojej córki prawa rodzicielskie.

Kilka dni temu tatuś szanowny zadzwonił do mnie, że niedługo Dzień Dziecka i w ogóle, więc chciałby coś małej kupić i się z nami zobaczyć. Nie ukrywam, że jak to usłyszałam, to byłam w lekkim szoku, bo do kontaktów z małą to on nigdy wyrywny nie był, no ale skoro sam proponuje, to nie ma sprawy.

Umówiliśmy się na dziś, na 14. Ubrałam małą, wyszłam z domu i czekam w umówionym miejscu. 5 minut. 10 minut. 20 minut.... Już zaczyna mnie k*****a łapać, ale może coś się stało. Więc w tzw. międzyczasie dzwonię do padre. Odebrał za 7 lub 8 razem, po czym poinformował mnie, że on jednak się nie zjawi, bo jest teraz u starszej córki, a tak w ogóle, to razem ze swoimi rodzicami (!!!) doszedł do wniosku, że nie ma sensu nic małej kupować, bo jest w sumie jeszcze jest mała i nie będzie pamiętała, czy coś dostała, czy nie. A już na pewno nie będzie pamiętała, że to od niego.

Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Pomijam to, że dorosły facet z rodzicami konsultuje to, czy ma coś kupić własnemu dziecku, czy nie. Ale, do cholery, czy nie mógł o tym, że się nie zjawi poinformować wcześniej??? Do tej pory mną telepie.

tatuś

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 925 (1133)

#32060

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałabym z tego miejsca czule i serdecznie, środkowym palcem pozdrowić panów z działu windykacji Eurobanku, którzy przez ostatnie dwa tygodnie z uporem maniaka wydzwaniali do mnie po 30-40 razy dziennie, nie przyjmując do wiadomości, że osoba z którą chcą rozmawiać jest za granicą, a w Polsce jest raz na miesiąc (nawet dokładną datę im podałam). Niezmiernie wdzięczna jestem również za to, iż wszelkie próby dialogu z mojej strony zbywali słowami "Nie będę z panią o tym rozmawiać " oraz rzuceniem słuchawki. Nie ma to jak miłe i profesjonalne podejście do potencjalnego klienta.

A o co poszło? O to, że była niecała złotówka niedopłaty przy spłacaniu jednej z rat. Peace!

eurobank

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 711 (759)
zarchiwizowany

#32859

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, jak Annis narkomanką została....


Jak jeszcze mieszkałam ze swoim eksem, moja babcia poprosiła nas, żebyśmy jej na działce pomogli. Babci się nie odmawia, więc załadowaliśmy się w samochód i hajda! Na miejscu eks złapał za kosiarkę, a ja za grabie. No i wbiłam sobie wbiłam w dłoń cholernie długą drzazgę.

Po powrocie do domu próbowałam ją wyjąć, ale zołza głęboko wlazła i po dobroci wyjść nie chciała. Więc co zrobiła Annis? Złapała za skalpel, żeby sobie rękę naciąć i cholerę wyciągnąć. Usiadłam sobie w kącie łóżka, założyłam słuchawki i wzięłam się do roboty. I kto wtedy wpadł w gości? Moniczka znana z jednej z poprzednich historyjek. Popatrzyła na mnie jakoś dziwnie, posiedziała chwilę i wyszła.

Na drugi dzień telefon od rodziców - "Annis!!!!!! W tej chwili do nas przyjdź, musimy poważnie porozmawiać!" Zachodzę do rodziców, a tam rodzice, brat, ciotka i babka. I od razu, że po co mi to, że mieli mnie za mądrzejszą, że testy robić antynarkotykowe... No proszę bardzo, możemy zrobić, ale o co kaman tak w ogóle???

Okazało się, że Monisia, która sama sobie lubiła wciągnąć nosem to i owo, zadzwoniła do mojej kuzynki aby ją poinformować, że była u nas, a ja siedziałam w kącie, z nikim nie gadałam i się cięłam! Na pewno naćpana byłam, bo kto normalny tak się zachowuje???? Kuzynka zaalarmowała całą rodzinkę, że się stoczyłam, rodzice w szoku, no ale udało mi się to odkręcić.

Myślałam, że dziewuchę zamorduję. Wyszłam od rodziców i dzwonię da szanownej. Nie odbiera. Ale chyba mimo wszystko był to chyba mój szczęśliwy dzień, bo Moniczka była w naszym mieszkaniu jak wróciłam... Takiej awantury sąsiedzi dawno nie słyszeli. Niewiele brakowało, żebym laskę wypieprzyła przez okno. Z dziewiątego piętra. A na pożegnanie zawinęła mi nowe perfumy. Jedyny plus, że chyba przez pół roku się u nas nie pojawiała, a na mój widok przechodziła na drugą stronę ulicy. Nie żeby jakoś specjalnie mnie to martwiło.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (191)

#30269

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tok myślowy niektórych osób mnie poraża....

Niedaleko mnie mieszkało z rodzicami dwóch chłopców, nazwijmy ich Janek i Marcin. Byli bliźniakami. Świetne dzieciaki, służyli w harcerstwie, tańczyli hip-hop... Wszędzie było ich pełno. W kwietniu ubiegłego roku Janek zachorował na nowotwór, a w listopadzie, po długiej i ciężkiej walce zmarł w wieku 15 lat.

Jak często bywa w takich sytuacjach, na pogrzebie Janka pojawiły się tłumy. Część po to, żeby pożegnać się z Jankiem i okazać wsparcie jego rodzinie, a część z ciekawości. Miałam wątpliwą przyjemność stać za takimi właśnie paniami. Pomijam komentowanie tego, jak wyglądała ceremonia, bo to jest temat na osobną historię. W pewnym momencie usłyszałam taką dyskusję:

P1 - No, patrz ile tu tych harcerzy, to wszystko przez nich przecież!
Zatkało mnie, ale słucham dalej.
P2 - Pewnie, wiadomo, że oni tam tylko pija, ćpają i k*rwią się! A potem się dziwią, że na raka chorują!
P1 - A tak w ogóle, to ja nie rozumiem tej ich rozpaczy, przecież mają jeszcze drugiego dzieciaka, takiego samego!

Szczęka mi opadła do samej ziemi. Zastanawiam się jakim trzeba być człowiekiem, żeby powiedzieć, że w sumie to nic takiego się nie stało, bo mają jeszcze jedno dziecko...

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1179 (1221)
zarchiwizowany

#30222

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka dni temu, w związku z rozprawą o podwyższenie alimentów, kolejny raz miałam styczność z ojcem mojej córeczki. I muszę wam się przyznać, że znów udało mu się mnie zdziwić.

Wiadomo, że w takich sytuacjach sprawdza się możliwości finansowe obojga rodziców, a wszelkie wydatki muszą być udokumentowane. Oczywiście koronnym argumentem eksa "na nie" był fakt, iż oboje rodzice mają obowiązek łożenia na dziecko. W związku z tym eksio mi zarzucił, że z faktu posiadania małego dziecka (mała ma 2 lata) zrobiłam sobie alibi, żeby nie pracować i żerować na nim (!), biednym pokrzywdzonym żuczku. Sędzia wystąpił więc wcześniej do PUP, żeby sprawdzić jakie mam szanse na znalezienie pracy. Wynikło z tego, że w chwili obecnej są one zerowe, a że siedzę w domu i zajmuję się małą spełniam swój obowiązek alimentacyjny poprzez "sprawowanie bezpośredniej opieki nad małoletnią".

Nadszedł czas przesłuchania tatusia i zaczął się kabaret. Nie wiedziałam, czy mam sie śmiać, czy płakać, kiedy na pytanie sądu czy kupił cokolwiek dla dziecka, ON odpowiedział " Nie, a po co, przecież jest mała więc i tak niczego nie zapamięta". Po czym nastąpił długi wywód o tym, jak to on finansuje leczenie swojej starszej córki. Sędzia na to "No dobrze, ale ja mam przed sobą dokumentację medyczną i z niej wynika, że terapia już się zakończyła i to dość dawno, więc na czym to leczenie polega?" Odpowiedź? "Eeeee.... Yyyy..... Ja się nie orientuję tak do końca". Mina sędziego bezcenna. Ale najlepsze nastąpiło na koniec. Okazało się, iż szanowny padre, za namową mamusi, zatrudnił się w firmie prowadzonej przez "słupa", więc nie można uzyskać żadnych dokumentów dotyczących pracy padre tamże. Wyszłam z siebie i stanęłam obok. Aż się mnie sędzia zapytał, czy się dobrze czuję, bo podobno się zrobiłam tak blada, że bał się, że mu na sali zemdleję ;). Rozprawa został odroczona, a padre po wyjściu z sali zapytał, czy się na niego gniewam... Miałam ochotę go zrzucić ze schodów, ale się jakoś powstrzymałam. Aczkolwiek nie wykluczam, że w przyszłości coś podobnego nastąpi.

sąd rodzinny

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (232)