Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Armagedon

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2012 - 15:36
Ostatnio: 10 maja 2024 - 16:56
  • Historii na głównej: 9 z 10
  • Punktów za historie: 3129
  • Komentarzy: 8403
  • Punktów za komentarze: 68102
 

#89532

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno przeczytałam gdzieś o matce eksponującej pierś, karmiącej dziecko w autobusie. To ja to dziś przebiję.
Dziś w tramwaju matka dziecko przewijała. W przejściu. Każdy zainteresowany i nie mógł popatrzeć i powąchać.
Nie jestem z tych, co żalą się w internecie, a na miejscu zdarzenia buzia w ciup.

Zareagowałam. Ludzie w tramwaju prawie mnie zjedli.
Nie wiem, kto był bardziej piekielny.

madka tramwaj przewijanie

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (175)

#89472

przez ~Kurdebalans ·
| Do ulubionych
Przeczytałem sobie historię "Byłegokanara", oraz komentarze pod nią i szlag mnie trafił.

Myślałby kto, że wszyscy jesteście tacy przeuczciwi, nikt nigdy nie jechał komunikacją bez biletu nawet jednego przystanku, nawet gdy lało i wiało, nawet gdy nie było na bilet, nawet ekstremalnie się śpiesząc... Tiaaa, na pewno!

A autorowi jak się oberwało! Jaki on wredny wobec pracodawcy, dyscyplinarkę powinien dostać, bo zamiast rypać kary - kazał gapowiczom kupować bilety, lub opuścić pojazd. I nieważne, że wcześniej to pracodawca okazał się złośliwy wobec autora.

Bo wobec pracodawcy ZAWSZE należy być w całkowitym porządku. Na przykład - nie brać zwolnienia lekarskiego "na ciążę" (lub na wakacje - bo urlop za krótki).

Nie dziwi, zatem, że gapowicz - miast okazać wdzięczność i podziękować - naburmuszał się, lub pyskował. Widocznie czuł się sponiewierany brakiem wypisanej kary, więc miał plamę na honorze. Pewnie sam powinien poskarżyć się na "Byłego", bo co to za porządki?

No i... co wy wszyscy, kurła, z tą KRADZIEŻĄ? Naprawdę nie wiecie co to słowo oznacza? Służę definicją.

"Kradzież jest to zabór rzeczy ruchomej w celu jej przywłaszczenia. W jej wyniku właściciel/posiadacz traci władztwo nad rzeczą."

Jak widać, kradzież może dotyczyć tylko rzeczy ruchomych. Mało tego.

"Kradzież to występek, który podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat."

Przejazd bez biletu nie jest nawet przestępstwem, jest wykroczeniem. Określa się go jako szalbierstwo.

"Szalbierstwo – wykroczenie polegające na wyłudzeniu bez zamiaru uiszczenia należności świadczeń lub usług takich jak:

-przejazd bez biletu koleją lub innym środkiem lokomocji po raz TRZECI w ciągu roku, pomimo nieuiszczenia nałożonej dwukrotnie kary pieniężnej (...)

-jednokrotny przejazd środkiem lokomocji należącym do przedsiębiorstwa, które nie dysponuje karami taryfowymi (...) [powiedzmy - tramwajem wodnym]

-inne podobne świadczenie, o którym sprawca wie, że jest płatne.

Szalbierstwo obejmuje głównie wyłudzenie świadczenia płatnego od razu lub natychmiast po jego spełnieniu, dotyczy drobnej kwoty. (...) Dokonywane jest przez sprawcę będącego konsumentem, który przez przystąpienie zawarł umowę z pokrzywdzonym przedsiębiorcą.

Powyższe cechy odróżniają szalbierstwo od przestępstwa OSZUSTWA." [Czyli - również NIE kradzieży.]

Więc przestańcie już bredzić o tych ZŁODZIEJACH, co to OKRADAJĄ komunikację miejską jadąc bez biletu, bo mi się flaki wywracają.

I jeszcze coś.

"W Warszawskim Transporcie Publicznym opłata dodatkowa za przejazd bez odpowiedniego biletu wynosi 266 zł, co odpowiada 38-krotności ceny biletu jednorazowego przesiadkowego normalnego, obowiązującego w strefie 1 i 2."

Więc, drodzy krzykacze, złapany pasażer dostaje wystarczająco mocno po dupie. A to jak zachowa się kanar - zależy tylko od jego dobrej, lub złej woli. Bo "puszczając wolno" pasażera - szkodzi, przede wszystkim, sam sobie. Ponieważ rezygnuje z własnego wynagrodzenia, które jest wyłącznie prowizyjne. Im więcej "mandatów", tym wyższa pensja.

Więc zupełnie mnie nie dziwi, że czasem kanar macha ręką, jeśli widzi, że złapał jakiegoś bidoka, który, prawdopodobnie, nawet komorniczo jest nieściągalny - bo prowizji za niego i tak się nie doczeka.

komunikacja_miejska

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (263)

#81450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co do historii https://piekielni.pl/81439 z uwagi na zażartą dyskusję. Wiem, że zamawiający u nas wyroby Janusz biznesu ma działalność cateringową i sporo przetworów nie kupuje w hurtowniach, ale woli u producenta, bo raz taniej, a dwa jak używa sporo, to może decydować o składzie i jednocześnie cenie.

U nas zamawia: pasztet, kilka rodzajów sosów do smarowania coś w stylu majonezu, dżemopodobne coś ze składu można powiedzieć.
Co z tego, że ledwo spełnia to normy żywieniowe a skład przypomina E..E..E...E aromaty jak naturalne, pyszna chemia, woda i coś tam jeszcze.
Sporo bierze zwłaszcza sosu majonezowego do kanapek, sałatek itd. A wszystko produkowane ze składników najgorszego sortu, bo ma być cena. A gotowe jedzenie sprzedaje hmm… dość drogo.

Kolega z innego zakładu dał mi kiedyś kg kiełbasy produkowanej dla tego klienta i powiedział aby zważył i wrzucił na 12h do suszarki.
Z dorodnej kiełbasy powstał kabanos tyle w tym wody i spulchniaczy było.
Ale klient zamawia i karmi tym ludzi.

janusze

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (117)

#81454

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od niedawna pracuję w Centrum Handlowym na wyspie sprzedającej gry planszowe. Prywatnie gry planszowe, tabletop RPG i bitewne to moje wielkie hobby (m.in. współorganizuję cotygodniowe spotkania z grami bez prądu w miejskim centrum kultury) i przyznam, że ta praca daje mi wiele satysfakcji. Ale do rzeczy.

Historię tę przytaczam z relacji kolegi ze zmiany, na której mnie nie było. Nie mam powodu, by mu nie wierzyć.

Przychodzi mężczyzna pod pięćdziesiątkę i zaczyna oglądać. Kolega gotowy do obsłużenia go, wyjaśnienia, na czym gry polegają, już otwiera usta, na co facet tonem wyrażającym zdecydowaną agresję burzy się, że uwaga:

- Jakim prawem wy tu stoicie z tymi grami?! Dzieciaki widzą i chcą dostać, a nie wszystkich na to stać!

No cóż... Na miejscu tego pana zadałbym to pytanie inaczej:

- Jakim prawem istnieją jakiekolwiek sklepy?! Oferują różnorodne towary, wszyscy chcą jakieś mieć, a nie wszystkich na to stać!

PS: Zagadka dla znawców tematu. Stoisko należy do polskiego wydawnictwa specjalizującego się w grach dla dzieci i familijnych, choć w swojej ofercie ma też bardziej "dojrzałe" tytuły. Dużo gier jest na niemieckiej licencji. O kogo chodzi?

centrum_handlowe wyspa gry_planszowe

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (123)

#85821

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak rodzice sami zabijają kontakt z własnym dzieckiem.

Gdy byłam mała, matka miała dwa standardowe typy odpowiedzi na prawie wszystko, co mówię. Albo coś w stylu "Co ty gadasz? xD", "Nie wymyślaj", "Nie filozofuj", albo (gdy powiedziałam coś w miarę mądrego) "Kto ci to powiedział?!". Było to wręcz krzyczane, tonem, jakbym zrobiła coś złego/dziwnego.

Podobnie, jak opowiadałam o jakichś wydarzeniach, to zawsze były przytyki, bo coś mogłam zrobić inaczej, coś innego powiedzieć, mój znajomy też by mógł być inny, itd.

Wydźwięk tego był taki, że jeśli sama coś wymyślam/robię, to jest to głupie/złe/dziwne/śmieszne, a jeśli jednak takie nie jest, to znaczy, że "ktoś mi nagadał" i powtarzam.

Jak to na mnie wpłynęło? Przestałam rodzicom cokolwiek opowiadać, bo zawsze była krytyka. Starałam się jak najprościej, najszybciej zakończyć rozmowę. Jak w szkole? Dobrze. Co u koleżanki? W porządku.

Jednak takie traktowanie siada trochę na mózg, mimo że może się to wydawać pierdołą. Jest różnica, gdy doświadczy się tego raz, a gdy doświadcza się całe życie, od małego dziecka, w domu rodzinnym. Dlatego wpłynęło to też na moją samoocenę i pewność siebie - w sytuacjach społecznych bałam się, że powiem coś dziwnego, głupiego, bo przecież tylko tak potrafię, przecież jestem głupia. Więc mówiłam coraz mniej i wycofywałam się coraz bardziej, bałam się zgłaszać na lekcji i inicjować jakiekolwiek aktywności, bo przecież na pewno to głupie, ośmieszę się tylko, ludzie źle na to spojrzą.

Później byłam też krytykowana, że na rodzinnych imprezach siedzę przy stole i nic nie mówię - powinnam być fajna i rozbawiać towarzystwo.

Nieśmiałość, fobia społeczna, niska samoocena, itd. często mogą mieć źródło w domu rodzinnym.

Obecnie jestem dorosła, nie utrzymuję już kontaktu z piekielnymi rodzicami. Powodów jest dużo więcej, ale o tym może innym razem :)

rodzina

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (191)

#88050

przez ~Amay ·
| Do ulubionych
Będzie krótko.

Mój były twierdzi, że jego córka nie jest jego, bo często wychodziłam z domu.

Kurtyna.

Ludzie

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (198)

#88174

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem parę dni temu w Sopocie.

Nieopodal molo rozstawiła się grupka w większości starszych osób i zaczęła odprawiać "publiczny różaniec". Przez mikrofon.

Nie ma co, byłem na urlopie, siedziałem obok przy stoliku, popijałem kawkę i marzyłem o tym żeby słuchać różańca. Tak, dla mnie było to piekielne. Tak, uważam, że od takich rzeczy jest kościół.

Gdybym chciał sobie posłuchać nabożeństw to bym poszedł do kościoła.

Sopot

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 289 (333)

#57520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę w związku z ostatnią nagonką na WOŚP, ale nie tylko.

Tak się ostatnio zastanawiałem, jak to jest, że nasz wspaniały kraj i my, jako społeczeństwo, jesteśmy mistrzami w marnowaniu kolejnych szans, dlaczego praktycznie wszystkie przemiany można skwitować stwierdzeniem: "a miało być tak pięknie". Kto jest temu winny, że wciąż zamiast przeć do przodu drepczemy praktycznie w miejscu? Kiedyś, jeszcze do 1989 roku można było zwalić na "onych" - w zależności od epoki zaborców, okupantów, komunistów - a dziś?

A dziś niestety okazuje się, w moim odczuciu, że piekielni jesteśmy my sami, sami sobie rzucamy kłody pod nogi, lecz pretensje mamy oczywiście do całego świata.
Fakty są takie, że w naszym wspaniałym (mimo wszystko) kraju istnieje dziwny zwyczaj gnojenia i mieszania z błotem tych nielicznych, którzy przynajmniej coś zmieniać próbują, coś robią i do czegoś doszli, czego najlepszym przykładem jest właśnie ostatni cyrk wokół WOŚP.

Nie twierdziłem nigdy i nie twierdzę, że wszystkie kierunki zmian i wszystkie próby robienia czegokolwiek są słuszne i prawidłowe, nie twierdzę, że przy okazji nie dochodziło i nie dochodzi do wypaczeń czy pomyłek. Problem polega jednak na tym, że zdecydowana większość krytyków i oskarżycieli nie próbuje zrobić nic. Siedzą w cieplutkich papuciach przed komputerem czy TV i klną na czym świat stoi na takich Owsiaków, Ochojskie czy innych, ale sami nie mają ochoty ruszyć czterech liter z fotela. Wieszają psy na politykach od prawa do lewa, ale na wybory nie pójdą, bo ważniejsza jest wizyta w centrum handlowym, czy kolejny odcinek mody na sukces.

Dziś sami niszczymy symbole, sami deprecjonujemy to, z czego powinniśmy być dumni, sami na siebie sprowadzamy taki a nie inny los, bo nam się nie chce podnieść dupska z krzesła i po prostu przynajmniej próbować coś zrobić, choćby na mikro skalę, w swoim najbliższym otoczeniu. Łatwiej siedzieć i narzekać, krytykować, obrażać, wtedy czujemy się mocni. "Ale mu pojechałam/em" "Ale ze mnie gość, bo naplułem na tego czy owego" Tak większość niestety myśli i tak uważa.

Jasne, że każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, każdy ma prawo mieć inne zdanie. Lecz zamiast marnować energię na plucie i pomawianie innych, sam/sama wstań z krzesła i pokaż jak to twoim zdaniem powinno być zrobione.

Pewnie ta historia pobije rekord minusów i poleci do kosza, ale co mi tam, może choć jedna osoba się nad tym zastanowi.

Polska

Skomentuj (193) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (1019)

#80143

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O odpowiedzialności zbiorowej i dlaczego jest tak podła.

Mój Ojciec, lat 70. Oficer MO i Policji, gdzie dosłużył się stopnia inspektora. Kryminalny, z wieloma odznaczeniami, który całe swoje życie służył Polsce i Polakom, polując na najgorszych sukinsynów, jacy podnosili rękę na współobywateli. Medale, nagrody, pochwały. Naprawdę wspaniała kariera.

I teraz okazuje się, że państwo, któremu całe swoje życie służył, dla którego nadstawiał własną głowę, napluło mu w twarz i odbiera środki do życia, pozbawiając go wysłużonej emerytury, rzucając w zamian ochłap w postaci nieco więcej niż dwa tysiące złotych brutto.

Dlaczego? Czy był esbekiem, sługą czerwonych kacyków? Nie - skończył sławne Legionowo, najlepszą w Polsce uczelnię, która, obok wszelkiej maści esbeków, szkoliła oficerów MO - kryminalnych, kryminologów, taktyków.

I teraz zadajmy sobie proste pytanie - czy żołnierze, policjanci, którzy obecnie służą Polsce, mogą być pewni swego dalszego losu? Tego, że jakaś kolejna władza nie uzna ich za niegodnych i nie pozbawi tego, na co z państwem się umówili, wkładając mundur?

Czy jakaś władza, nie uzna, że Monoślad, który służył zbrodniczym reżimom Kwaśniewskiego i Komorowskiego, ciemiężył narody, biorąc udział w misjach, także jest ostatnim parszywcem, niegodnym emerytury?

Czy to jest zachęta dla ludzi, którzy myślą o mundurze?

Osobiście wątpię...

PS. Ojciec podsumował: "Jeden Kaczyński dał mi medal, drugi zabiera emeryturę, dziwna rodzina”.

Edytka: Poczytałem komentarze i dochodzę do wniosku, iż źle wyłuszczyłem sedno problemu, skupiając się na jednostkowym przypadku jednej z najbliższych mi osób.

Zmierzam do czegoś innego.

Do tego, że nie wolno wrzucać wszystkich do jednego wora, bo świat nie jest czarnobiały, a pełen szarości. Umieszczanie funkcjonariusza, który polował na morderców, gwałcicieli i podobnych (staruszek siedział w WZ właśnie) w jednej szufladzie z ludźmi, którzy ubili Popiełuszkę, to cholernie grube nieporozumienie. To jedna kwestia.

Druga to złamanie umowy, którą, gdy my, mundurowi, zawieramy z naszym państwem, przysięgając służyć mu swoim życiem i z tego obowiązku się wywiązujemy, oczekujemy, by i państwo ze swej części umowy się wywiązało.

Co do wysokości emerytur mundurowych, napiszę tak. Przesłużyłem (wliczając oczywiście SO), dwadzieścia sześć lat. Jako misjonarz spędziłem na wojnie łącznie pięć lat. Udało mi się nie zapłacić krwią, natomiast mojemu krajowi oddałem małżeństwo i życie osobiste. Dlatego właśnie oczekuję, by mimo szacunku dla codziennego trudu ludzi we fabrykach itp., otrzymać jednak zaopatrzenie znacząco wyższe.

A jeśli ktoś twierdzi, że nie zasługujemy, to zapraszam na wycieczkę choćby do Syrii czy Afgana.

I uprzedzam teksty "sam się prosiłeś na misje" - polecam określenie: "być wyznaczonym na ochotnika".

Polska. Niestety...

Skomentuj (127) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (363)
Dziś o januszach i grażynach... Jedne z moich ulubionych opowieści. Ale cóż, do rzeczy. Stereotypy nie biorą się znikąd, zatem...

Akcja gdzieś na północy Polski, otwieramy pewien niebieski market budowlany. A że otwarcie, to wiaderka za darmo (jeden paragonik, jedno wiaderko (yhy jasne), to i promocje i rabaty, to i janusze i grażyny.

Niby nic nadzwyczajnego, natomiast nasuwa się wiele pytań. Gdzie jest sens? Po co? Dlaczego? Można walczyć z samym sobą, a i tak nic się z tego nie da wywnioskować. Ludzie to jednak dziwny byt.

Sytuacja Pierwsza

Grażynka wesoło kopytkuje do kasy z promocyjnym storczykiem. Po rejestracji towaru na kasie pada pytanie.
(G)raża : Pani! Dzie so te wiaderki?! Bo ja dwa poczebujem!
(K)asjerka: Przykro mi, ale niestety już się skończyły.
(G)raża: *J3but w koleżankę storczykiem * To jest chamstwo! *Wychodzi*

O.o?

Sytuacja Druga

Grażynka przerwała jakieś majerany w doniczce, wybiera i podchodzi do kasy (bez „dzień dobry" ani „pocałuj mnie w oko Saurona” rzecz jasna).
(G)raża: Pani, pani! Usmarowane to takie od ziemi, da mi pani papiura, czy cuś, to wytre.
(K)asjer: Niestety nie mam papieru, ale mogę zaproponować reklamówkę.
(G)raża: O, to ja poproszę, kochana.
(K)asjer: To będzie 35 groszy.
(G)raża : To jest bezczelność! Pani jest niekompetentna, ja to zgłoszę!

Serio? ^.-

Pomijam już fakt pytania się pierdylion razy, co za darmo można zabrać.
Pomijam fakt wynoszenia gratisowych wiader całymi sztaplami, wracanie się i kręcenie afer koperkowych, że nie ma do nich przykrywek.
Pomijam fakt prób kradzieży, jawnych (wychodzenie na żywca z wkrętarką).

Przejdźmy do spraw reklamacji/zwrotów.
Piasek, woda, kamienie etc. w farbach to chleb powszedni. Szafki niekompletne etc. Temat rzeka, wyobrażam sobie, jak janusze mocno sapią pod wąchem z radości, że udało się oddać zużytą szlifierkę.

Ale do rzeczy...

Była kiedyś reklamacja, która stała się legendą! Opowiadana przez osobę z innej lokalizacji. Na potrzeby historii nazwijmy ją Hanna.

Wpada na zwroty zasapany typowy janusz z grażynką z sedesem pod pachą (świeżo zdemontowanym uprzednio z pomieszczenia zwanego toaletą tudzież "sralnią" w mniemaniu janusza).

Janusz: Pani, kurła, co wy tu sprzedajeta za bubel, kurła, no jak to może być, jak robię kupę, to mnie woda chlapi w dupe, kurła, dupa mokra, jaja mokre, jak ja na fotel potem mam usiunść?!

Drze japę dość konkretnie, więc sytuacją zaczynają zainteresowywać się osoby trzecie, w tym pracownicy i kierownicy.

Hanna stoi zdębiała, cała czerwona z zażenowania, zdobyła się na siłę wyciągnięcia ręki, która wskazała januszowi kierunek serwisu, na który ma się udać.

Janusz na serwisie dwa metry dalej robi riplej tego, co mu nie pasuje, głośniej, więcej ludzi się schodzi...

Wtem zza monitora wychyla się grażka i szepcze do Hanny: Bo wie pani co... Bo jak się robi psi psi... To woda chlapie do pusi. :(

Hanna kiwnęła głową w geście zrozumienia i udaje się na serwis, już fioletowa.

Poinformowano janusza, że reklamacja przyjęta, i że spisujemy adnotację. Janusz z grażyną odchodzą w skowronkach...

Natomiast w adnotację, która idzie do serwisu zewnętrznego TRZEBA coś wpisać. I napisano, cytując klienta: "Klient twierdzi, że gdy robi kupę, woda chlapie mu w dupę”.

Uprzedzając pytania, reklamację uznano. Życzę miłego dnia.

Sklepy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (215)