Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Armagedon

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2012 - 15:36
Ostatnio: 28 kwietnia 2024 - 11:04
  • Historii na głównej: 9 z 10
  • Punktów za historie: 3129
  • Komentarzy: 8367
  • Punktów za komentarze: 67887
 

#90907

przez ~lekstaz ·
| Do ulubionych
Wiele mówi się o tym, jak to dochtóry są niedouczone. Jako niemal świeżo upieczona absolwentka kierunku lekarskiego, a od niespełna dwóch miesięcy stażystka - zgadzam się z tym stwierdzeniem. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami.

Studiowałam w jednym z największym polskich miast. Uczelnia stara, z tradycjami, znanymi nazwiskami. Z zewnątrz wszystko wygląda pięknie, regularnie zajmuje wysokie pozycje w rankingach uczelni medycznych. Gdy jednak zajrzy się pod kocyk rankingowy, już tak wesoło nie jest. Wyniki Lekarskiego Egzaminu Końcowego (LEKu), czyli egzaminu zawodowego organizowanego przez zewnętrzną instytucję (taki sam test dostają absolwenci wszystkich polskich uczelni), co roku są jednymi z najniższych. Przewyższają nas nawet pogardzane przez wielu profesorów mniejsze uczelnie jak Białystok czy Szczecin.

Zajęcia to jeden wielki rollercoaster, z którego powypadało część śrubek i chwieje się na zakrętach. Plan niby jest, ale fizycznie nie da się do przerobić. Rozkład przedmiotów i ilość godzin poświęcona na nie jest prawie taka sama, jak 30 lat temu. Nie nadąża za rozwojem wiedzy - oczekuje się, że w tym samym czasie wchłoniemy wiedzę taką, gdy chorób było sporo mniej. I wiecie co? Ani prowadzący nas nie są w stanie tego nauczyć, ani by sami z książek, bo chyba trzeba by było nie spać. Ale wszystko ładnie zdajemy, a od momentu gdy zaczynają się zajęcia kliniczne jest naprawdę luźno. Dlaczego? Bo większość egzaminów jest na podstawie testów z zeszłych lat (nie ma pytań otwartych, bo LEK też jest tylko testem), prowadzący nas albo nie odpytują, albo robią to bardzo pobieżnie; takich którym się chce można policzyć na palcach jednej ręki. Do tego są bolączki poszczególnych katedr, jak trzy różne plany zajęć, przez co nie wiadomo czego się uczyć (wszystkiego się nie da), prowadzący kończący po 1 godzinie zamiast po 4 (idźcie do domu, ja mam pacjentów) i takie tam.

Kończymy więc studia, mając wiedzę na zasadzie: przy zapaleniu płuc prawidłowym postępowaniem jest "wszystkie powyżej" (bo tak wygląda pytanie na egzaminie). Lekka hiperbola, ale lekka. Praktycznego nauczania mieliśmy tyle, co kot napłakał. Prawie nie badaliśmy pacjentów, nie ocenialiśmy wyników badań, nie wiemy nawet, jak przeprowadzać diagnostykę różnicową. Nie wiemy, jak dopasować poszczególne leki do sytuacji szczególnych, jak zaplanować leczenie nadciśnienia czy jak wprowadzać leki przeciwzakrzepowe - zupełne podstawy pracy lekarza. Miały nas nauczyć tego studia. Nie zrobiły tego.

To co, nauczymy się na stażu, prawda? Hehehe... nie. Trafiłam do Szpitala Uniwersyteckiego - duże litery oddają ego dyrektora (żeby oddać je w pełni, powinno być CapsLockiem). Poszłam tam dlatego, że jest w nim oddział, na którym w przyszłości chcę pracować. Wydawało by się, że skoro to taka poważna placówka, to umieją się zająć stażystami, prawda? Nope. W teorii staż jest po to, by wiedza nabyta na studiach została doszlifowana w praktyce pod czujnym okiem doświadczonych lekarzy. Mamy ograniczone prawo wykonywania zawodu, co znaczy że możemy robić tylko niektóre rzeczy - jednak jest ich sporo: badanie, pisanie dokumentacji, w porozumieniu z lekarzem wystawianie skierowań, a nawet stwierdzenie zgonu. Ba, na wielu oddziałach ma się swoich pacjentów, ale większość rzeczy dogaduje z doświadczonymi. Świetna sprawa, pozwala poznać pracę w bezpiecznych warunkach.

Niestety, nie w Szpitalu Uniwersyteckim. Dlaczego? Żeby zlecać te wszystkie rzeczy, musi to przejść przez system szpitalny. A do tego potrzebne jest konto. Stażyści zaś kont nie mają. Dlaczego? Bo (zapnijcie pasy) niektórym profesorom się nie podoba, że stażyści mają dostęp do wielu oddziałów, podczas gdy oni mają tylko do swojego. Co prawda można zrobić tak, by był dostęp tylko do jednego z nich na czas stażu na nim, a potem było to usuwane. Ale nie, nie można i kropka. Dyrektor stanął oczywiście po stronie profesorów. A żaden lekarz nie pozwoli stażyście na samowolkę na swoim koncie (do którego zgodnie z prawem nie mamy dostępu), bo wszystko idzie na jego konto. Z braku czasu zazwyczaj oni zlecają co potrzeba, my tylko patrzymy. Czasem się udaje np. napisać obserwację czy zlecić badania laboratoryjne, ale tyle zostało z bycia "małym lekarzem". Co innego, gdy trzeba samemu decydować, a co innego gdy się tylko patrzy.

Staż kończę za niecały rok. Dostanę pełne prawo do wykonywania zawodu, będę miała pełną odpowiedzialność za ludzi, których leczę. W moim przekonaniu i wielu moich znajomych - nie będąc do tego przygotowanym. Nasza nadzieja w tym, że trafimy na pracodawców, którzy będą nam dawali coś w rodzaju taryfy ulgowej na początku, choć nawet nie muszą tego robić. Przecież 7 lat edukacji za nami...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (119)

#90981

przez ~cherokee ·
| Do ulubionych
Ktoś poruszył kwestię szkodliwości influencerów, więc dodam coś od siebie.

Kilka lat temu przeżyłam dość ciężki okres w życiu. Nałożyło się na to kilka kwestii - rozstałam się narzeczonym, mieszkałam daleko od rodzinnych stron (przeprowadziłam się tam dla niego, a pół roku później rozstaliśmy się), byłam skłócona z najlepszą przyjaciółką. Na początku jakoś sobie radziłam, potem wybuchła pandemia, groziła mi utrata pracy. Miałam poczucie, że życie wali mi się na głowę.

I tak trafiłam do środowiska skupionego wokół coachów, internetowych terapeutów, influencerów. Zaczęło się od oglądania filmików na YT i rozmyślania o tym, jakie mądre jest to, co oni mówią. Wkręciłam się w czytanie komentarzy, potem czytanie postów na fb, oglądanie relacji na insta. Spędzałam w ten sposób cały mój wolny czas, a miałam go wtedy naprawdę dużo. Głównie oglądałam filmiki o tym, jak akceptować siebie, jak odcinać się od toksycznych ludzi, jak pogodzić się z rozstaniem itd. Byłam tak wkręcona, że komentowałam prawie każdy post, filmik, zaczęłam sama doradzać ludziom zgodnie z teoriami głoszonymi przez tych ludzi. Byłam święcie przekonana, że to, co głoszą ta najprawdziwsza prawda, nigdy tego nie kwestionowałam. Zresztą, jak to kwestionować, skoro tyle osób pisze, że dzięki radom danej osoby poukładali sobie życie, są szczęśliwi.

Bawiłam się w to od rana do nocy i sama zaczęłam czuć, że jestem szczęśliwa. Po pewnym czasie zaczęłam kwestionować wszystkie decyzje podjęte do czasu "oświecenia". Gdy ktoś z rodziny albo ze znajomych kwestionował, to co mówiono na tych filmikach od razu widziałam w nich wroga, uważałam, że chce dla mnie źle. Podobnie traktowałam ludzi, którzy w internecie negatywnie wypowiadali się o tych treściach. Z perspektywy czasu - zachowywałam się jak członek sekty.

A jak się z tego wyrwałam? Proces uwalniania się spod wpływu influencerów i coachów rozpoczęła jedna dyskusja w komentarzach. Na jednym z filmików pewna gwiazda internetów z namaszczeniem przekazywała swoim widzom, że są wspaniali, najlepsi, że jeśli ktoś mówi im inaczej to muszą się od niego odciąć. Wiele osób pisało, że odcięło się od toksycznych rodziców, wyszło z toksycznego związku, z toksycznej przyjaźni itd. Potakiwałam w myślach z podziwem, w duchu obiecując sobie, że jeśli jeszcze raz moja mama zacznie mi mówić, że powinnam wyjść do ludzi, odezwać się do byłej BFF albo ich odwiedzić to zrobię to samo, bo przecież ja sama wiem, co jest dla mnie najlepsze i z czym mi dobrze. A potem poszłam do kibla.

Zastanawiacie się do czego zmierzam. W łazience spojrzałam w lustro i zobaczyłam starą, zaniedbaną babę. Ziemista cera, brudne włosy, brudna piżama. Potem przyjrzałam się mieszkaniu - brud, syf, w lodówce sam fast food. Na początku pomyślałam tylko, że ok, muszę posprzątać i się wykąpać, nic takiego. Znów zanurkowałam w filmiki. Ale coś się zmieniło w mojej percepcji. Zauważyłam, ile jadu w stosunku do otoczenia pojawia się w komentarzach pod nimi. W tych komentarzach każdy był skrzywdzony przez złych ludzi, otoczony toksykami, stłamszony, mimo, że zawsze był dobrym, wręcz krystalicznym człowiekiem. Nagle zaczęłam rozumieć krytyczne komentarze, mówiące o tym, że widzowie danego kanału czy konta nie są zdolni do żadnej samokrytyki, a nie autorzy filmików nigdy nie skupiają się na tym, aby uczynić siebie lepszym człowiekiem, tylko zawsze na tym, żeby odcinać się od kolejnych osób, nie dać się krytykować.

Zaczęłam dostrzegać sprzeczności typu "odetnij się od egoistów" - "myśl tylko o sobie" "nie pozwól się krytykować" - "mów głośno co myślisz" itd. Ale oglądałam nadal, nadal dyskutowałam, choć już bardziej krytycznie. Aż doszło do sytuacji, w której jakaś kobieta napisała, że odcięła się od toksycznej matki i jest jej lepiej, a potem napisała coś w stylu "nienawidzę tej grubej, rozmemłanej, drobnomieszczańskiej piSSdy, całe życie w garach i pieluchach, nigdy nie rozumiała, że ja tego nie chcę! Spieprzyła sobie życie i za samo to nią gardzę" - a pod spodem pełno komentarzy w stylu "masz rację" "takich ludzi jest dużo, przegrywów, co pouczają innych". A ja pomyślałam, skoro jest ci lepiej to dlaczego tyle w tobie nienawiści? Czy naprawdę tak ci dobrze bez kontaktu z mamą? A może lepiej byłoby Ci, gdyby udało Ci się dojść z nią do porozumienia? I sama nie wie, kiedy naklepałam to na klawiaturze i dałam "wyślij".

Reakcje na mój komentarz - wyzwiska, zarzuty o to, że namawiam kogoś do niszczenia sobie życia, domniemanie, że sama jestem nic nie wartą, zakłamaną wieśniarą. Wtedy już wiedziałam, że czas najwyższy porzucić te klimaty.

Gdy zdarza mi się teraz obejrzeć taki filmik i przejrzeć komentarze - widzę tylko frustrację, zapewnienia, jak to ludziom lepiej po zmianach w życiu, bo odcięli się od wszystkich na około. Wierzę, że części z tych ludzi naprawdę jest lepiej, ale ile jest takich osób, które po prostu nie potrafią przyjąć innego punktu widzenia i wszyscy, którzy się z nimi nie zgadzają są od razu toksyczni?

coach internet

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (165)

#90852

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzień z życia likwidatora szkód. (Pisownia zgłoszeń oryginalna)

- Po drugie robot przestał się wypróżniać przy każdym odkurzaniu (Ustawia się ale nie wypróżnia)

- Nie jestem zadowolona ponieważ zglaszajac szkode kilkakrotnie i nie została szkoda naprawiona

- Dzień dobry państwu chczial bym wedziecz kedy kujer bendzie bo serwis nie otpowiada na tel kujer mial bycz pientek ale go nie bylo a dzisz nikt na telefon nie otpowiada serwisu

- Dzień dobry chciała bym sglosic telewizor z przypadków ukadzono matrycę proszę o kontakt 
dzień,dobry,chcialam,sie,zapytac,kiedy,moge,oczekiwac,na,telefon,bo.mam pożyczony,a,nie,wiem,ile,czasu,jeszcze,trzeba,czekac,

-Ja Jolanta Piekielna podczas mycia naczyń, talerz który został umyty był mokry przez co był śliski niechcąco uderzyłam o rant suszarki odkładając go na suszarkę do naczyń która znajduje się nad zalewem a kuchenka indukcyjna znajduje się na prawo od zlewu wyślizgnął mi się niechcący owy talerz i talerz spadł na rant od szkła kuchenki indukcyjnej doprowadzają do uszkodzenia kuchenki indukcyjnej.

- Witam dziękuję za odesłanie zepsutego sprzętu i informuje że ta sprawa trawią do zacznij praw konsumentów dziękuję

- u mnie nie pracuje przycisk żywienia w laptope

- Uprzejmie prosimy o dokładny opis uszkodzenia
- Opis urządzenia mają państwo w polisie!

- nie zgadzam sie w faktem mega nieszczęśliwego wypadku zatopienia telefonu w muszli klozetowej gdyż to było moje nagłe i nie umyślne spowodowanie szkody gdyż to było nagłe zajście iść do toalety z powodu nagłej biegunki którą w tedy miałem nie chciałem się w to zagłębiać przez infolinie bo nie każdemu chyba dobrze by się mówiło gdyż zaraz mieli by narobić w spodnie i zrobiłem wszystko co w mojej mocy by ten telefon uratować czyli w momencie opuszczania spodni telefon wypadł mi nagle z tylnej kieszeni wyszczuwając się z niej i na skutek wpadając do muszli kolejowej nagła ma reakcja była szybkie wyjęcie telefonu po czym usiadłem i wypuszczałem demona z mej dupci i wycierałem ten oto tenefon papierem toaletowym od wody po czym gdyż dobrze go wytarłem ekran zaczął przeskakiwać pewnie od wody która tam mogła się dostać i szybko ten telefon wyłączyłem już suchy z myślą taką iż telefon wyschnie po czym demon z mej dupci wyszedł telefon był już wyłączony i odłożony dalej wytarłem się i dzień później do wasz zadzwoniłem bo to były godziny wieczorne moim zdaniem nieszczęśliwy wypadek mógł być lecz dla mnie to był bardzo nagły nieprzewidziany proces i chciał bym o ponowne rozpaczanie tego wniosku

Po takich wpisach, zapominam jak się poprawnie pisze

szkoda likwidacja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (162)

#90304

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To chyba o tym jak religijność czyni lepszym człowiekiem.

Wymyśliłam sobie, że chciałabym mieć naturalne siwe włosy. A że nie znoszę odrostów, to wydało mi się świetnym pomysłem ogolić na zero to, co mam i zacząć fresz siwe. Nie pierwszy raz w życiu ogoliłam, ale pewnie ostatni. A to dlatego, że nie wzięłam pod uwagę, że coś, co u 20+ czy 30+ letniej kobiety wygląda na awangardę, to u 50+ letniej już wygląda jak efekt chemioterapii. I tak ludzie to odbierają. No trudno, już niedługo będą takiej długości, że ludzie nie będą mnie pytali jak się czuję.

Ale wczoraj musiałam być w urzędzie. Zwykłym wydziale komunikacji, no co złego może człowieka tam spotkać? Otóż spotkała mnie starsza pani i mówiąc starsza mam na myśli 80 z okładem. Czekała na coś czy kogoś. Popatrzyła na mnie i zagaiła rozmowę: a pani się leczy?

Poinformowałam, że nie, to z fanaberii. Nie usłyszała albo nie uwierzyła i zaczęła właściwie monolog. O tym, co wszyscy, że teraz coraz młodsi, bo to przez te brudy w powietrzu, a bo coś tam, "ale ja pani powiem, że to dlatego, że ludzie się od Boga odwracają, gdyby się modlili, ukorzyli to by tego nie było. Grzeszą, są źli zwyczajnie. No pani na ten przykład. Niby pani młoda (sic! no może w porównaniu... przyp. red.), a ma pani raka. I to niby za niewinność? Pan Bóg wie kogo karać. Dobrzy ludzie nie mają raka! Bo nie zasłużyli. Zrobi pani rachunek sumienia, pomodli się, przeprosi to i się rak wyleczy."

Pozostaje pani tylko pogratulować, że jej najbliżsi są tylko dobrzy i religijni i nie mają raka.

Nie mam pojęcia, jak by się poczuł człowiek faktycznie chory, gdyby coś takiego usłyszał. No i co jej pan Bóg powie na panią, która tak radośnie popełnia grzech pychy, a sądząc po gabarytach, nie ten jedyny grzech główny ma na sumieniu.

religia

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (222)

#89654

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałam komentarze w historiach "okołoalkoholowych" i tak mnie wzięło na wspominki.

Mniej więcej 1/3 mojej klasy w podstawówce na wsi (lata 90.) miała przynajmniej jednego rodzica alkoholika.

Największe szczęście mieli ci, których ojcowie po pijaku się zabili. Dzieci dostawały rentę rodzinną i po czasie było widać, że odżywały, były lepiej ubrane, wyniki w nauce też na plus.

Część dzisiejszych już dziadków miała amputowaną nogę, choć jeden też pechowo złapał gangrenę i podobno umierał dwa dni w męczarniach.
Oczywiście można to tłumaczyć tym, że takie czasy, pili wszyscy itd., dziś to już zupełnie inna kultura.

Mimo tego w zeszłym miesiącu pożegnaliśmy pierwszego kolegę z klasy. Utopił się pijaku w wieku 30 lat. Pił mniej więcej od 16. roku życia z ojcem, właściwie bez przerwy.

Alkohol

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (132)

#89799

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś do wrzucenia własnego wpisu zainspirowali mnie Piekielni.

Tak, reakcja (dużej) części użytkowników na historię przedszkolną, oraz komentarze usprawiedliwiające oddawanie do przedszkola chorych dzieci. Nie będę się jednak zagłębiał tylko w ten konkretny temat, jednak jest to według mnie jeden z wskaźników tego jak wygląda dzisiejsze społeczeństwo.

A jest to społeczeństwo narcyzów. Tylko Ja, ja, JA! To co moje najważniejsze i ponad wszystko. Nie zrozumcie mnie źle, robienie wszystkiego tylko dla innych to też piekielność, tyle że w przeciwnym kierunku. Chodzi mi o zapatrzenie tylko w to co sobie, dla siebie, mi, moje. A inni niech spieprzają (dziady)! Zero empatii, czy choć chęci zrozumienia innych. To się nie liczy, to nic nie znaczy.

MOJA praca (w korpo - hehehe) jest najważniejsza, niech całe przedszkole będzie chore. Chcesz zaparkować auto? Nie, MOJE auto będzie stać tak, żeby go nikt nie zarysował, żeby mi wygodnie było wysiąść (czyli na dwóch miejscach). Nie ma tu miejsca do parkowania, zastawiam wyjazd? To co, JA tylko na chwilę. JA nie będę stać w korku, masz mnie wpuścić jak wymuszam po chamsku pierwszeństwo. MOJE dzieci nie muszą się cywilizowanie zachowywać w miejscu publicznym. To jest problem innych, nie mój.

Mógłbym tak cały dzień. O cholernych pępkach świata, którzy nie widzą dalej jak czubek własnego nosa. Jesteśmy (jako społeczeństwo) dla siebie sk*rwielami. A nie musimy. Dużo lepiej by się wszystkim żyło, jeśli by szanowali siebie nawzajem, pomyśleli jak to co JA teraz robię wpływa na innych. Najgorsze w tej sytuacji jest też to, że nawet starsi ludzie, którzy żyli i funkcjonowali w PRL w dużej mierze dzięki wzajemnej pomocy, obecnie są największymi sk*rwielami dla innych. Także to problem głębszy niż współczesny model wychowania.

Pozdrawiam wszystkich, którzy nie uważają siebie za pępki świata.

pępek świata

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (258)

#90277

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Motto dla poniższego zaczerpnęłam z historii: https://piekielni.pl/40237
Cytuję Autorkę: ""Polacy nie gęsi i swój język mają" jak mawiał poeta. Żeby jeszcze wiedzieli jak go używać."

Kolejny dzień z życia likwidatora szkód:

- "Dzień dobry w posiadaniu jestem mail Na którym reklamacja każe zgłosić się po zwrot ubezpieczenia do ubezpieczyciela"

- "Witam zwracam się z prośbą o zwrot kosztu za Polsce ze względu na oddanie towaru"

- "Telewizor zespól się 4 razy"

- "W DNIU 27 MARCA W NIEDZIELE POJECHAŁEMZ KOLEGA NAD RZEKE N A PIKNIK WZIOŁEM ZE SOBOM TEN GŁOSNIK A KOLEGA AGREGAT PRONDOTWURCZY USTAWIŁEM GŁOSNIK NA WALE I WŁONCZYŁEM MUZYKE POCZYM POSZLISMY NA PIWKO DO OGNISKA PO JAKIMS CZASIE MUZYKA PRZESTAŁA GRAC POSZLISMY ZOBACZYC TO GLOSNIKA JUZ NIE BYLO SBADL Z WALU DO ZEKI CHODZIL TYLKO AGREGAD I WIDOCZNY URWANY KABEL OD GŁOŚNIKA .BRAK ZDJEC BO SKOND"

- "Nie zgadzam się z waszym decyzjom ponewasz ja jestem pełno letni"

- "Wasza firma to złodzieje nie będę polecać waszych usług spotkamy się w sondzie!"

- "Witam przebieg powstania szkody odbył się w następujący sposób podczas sprzątania sypialni żona strzepywala kordle na której był zawieruszony pilot od telewizora i podczas strzepywania wyleciał z niej i uszkodził ekran telewizora"

- "Dnia …..r. powstało nagłe i nieprzewidzialne prawidłowe funkcjonowanie zmywarki do którego nigdy wcześniej nie doszło"

- "Na szybce zbiło się w dwóch miejscach jedno obok aparatu przedniego a drugi po lewej stronie od domu"

- "Dzień dobry. Kilka miesięcy temu mąż kupił mi telefon i spadł mi na ziemię"

- "W trakcie wykonywania czynności domowych w pokoju stojąc na drabince domowej, mąż nieumyślnie wpadł na drabinkę, na której stałam i upadłam z drabinką na odbiornik telewizyjny"

- "Chciałam zgłosić nieumyślne uszkodzenie sprzętu, a dokładnie tablet który został mi wytrącony z ręki idąc do biura w rezultacie tego nastąpiło pęknięcie wyświetlacza"

szkoda zgłoszenie ubezpieczenie

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (164)

#90209

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z rodzinnej wsi.

Chłopak z dziewczyną spotykali się od wieku nastoletniego. Oboje z zamożnych rodzin dobrze prosperujących gospodarzy. Pojechali razem na studia do dużego miasta, na prestiżową prywatną uczelnię, którą opłaciły im rodziny. Tak samo opłaciły im apartament, by nie mieszkali w akademiku i dawali pieniądze na bieżące potrzeby. Młodzi ustalili, że po studiach wezmą ślub i wybudują dom.

Wszystko było cacy do momentu, gdy młodzi oświadczyli rodzinom, że nie biorą ślubu kościelnego, a cywilny.

Ojcowie obojga zapytali tylko, czy są pewni. W obu rodzinach (a rodziny duże, wielodzietne) wszyscy mają kościelne. Młodzi odparli, że są pewni, bo są dorośli i będą robić co chcą, nikt nie będzie im rozkazywał i nie pozwolą się do niczego zmuszać.

Głowy rodzin nie miały zamiaru do niczego ich zmuszać, uszanowały ich decyzję i temat został zamknięty.

Zamiast tego ojcowie postanowili nauczyć młodych, ale już dorosłych, innego aspektu dorosłości, jakim jest odpowiedzialność. Po krótkiej naradzie oświadczyli im, że za wesele płacą sobie sami, za podróż poślubną sami, dom budują za swoje, a za apartament i swoje utrzymanie od przyszłego miesiąca też płacą sami.

Niestety ten aspekt dorosłości wybitnie nie przypadł młodym do gustu. Wyszli obrażeni, złorzecząc. Uświadomienie sobie sytuacji, w jakiej się znaleźli, zajęło im kilka dni. Wrócili z podkulonymi ogonami, przepraszając. Wzięli ślub kościelny, zgodnie z rodzinną tradycją.

A tacy byli wielce dorośli...

ślub kościelny

Skomentuj (124) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (253)
poczekalnia
Piekielna dziewucha z Sinsaya.

Kilka dni temu, kupowałam w jednym salonów Sinsaya, znajdującym się w gdyńskim CH Riviera dwie sztuki ubrań.

Nawet nie wchodziłam do przymierzalni, bo znam ichnią rozmiarówkę, wiem w co się mogę zmieścić, więc wybrałam co chciałam i ruszyłam do kasy.

Zapłacone, paragon wręczony, idę do wyjścia i wtem - wyją bramki. Biegnie za mną dziewucha w niebieskim sweterku i żąda, bym z nią poszła na zaplecze "celem wyjaśnienia czegoś".

Roześmiałam się. Powiedziałam, że nie jestem zobowiązana nigdzie z nią chodzić, jeśli coś ma do wyjaśniania, proszę bardzo - wyjaśniajmy to tutaj. Dziewucha dalej mówiła swoje "zapraszam na zaplecze" niczym mantrę.

Uznałam, że z takim zafiksowanym na jednym zdaniu dziewuszysku, nie mam obowiązku rozmawiać, pożegnałam ją stanowczo i postanowiłam wyjść, bo rozmowa z kimś, kto zachowuje się jakby miał IQ płytki chodnikowej, nie leży w moich upodobaniach.

Dziewucha wybiegła za mną, wrzeszcząc, i żądając abym z nią wróciła do Sinsaya.
Cóż, zwabiony krzykami napatoczył się galeryjny cieć-stójkowy , o IQ podobnym do tej dziewuchy, i wysłuchując jej bełkotu zaczął mi wmawiać, że coś ukradłam.

Ciśnienie mi się podniosło i warknęłam :

- Tak? Jest pan tego taki pewien?
Dobrze, proszę wezwać Policję, ale jeśli NIC przy mnie nie znajdą oprócz zapłaconych rzeczy, będziecie mieć grube kłopoty - za bezpodstawne wezwanie i pomówienie. Proszę się zastanowić czy Wam się to opłaca.


Widocznie opłacało im się, bo stójkowy zadzwonił po Policję.

Piętnaście minut później nie było im tak wesoło, bo przybył patrol Policji, przeszłam razem z nimi i tą dziewuchą na zaplecze Sinsaya. Oprócz opłaconych rzeczy, portfela, telefonu komórkowego i lekko zmęczonych życiem słuchawek JBL, funkcjonariusz kontrolujący nie ujawnił nic innego w mojej torbie.

Panienka tłumaczyła patrolowi, że jestem podobna do innej dziewczyny, która to rzekomo kilka dni wcześniej dokonała kradzieży, więc z góry założyła, że mogę mieć coś jeszcze upchane w torbie.
Przedstawiła im nagranie, i niestety - tu trzeba być chyba niepełnosprytnym,albo ślepym - gdzie nizszej, 3x grubszej i posiadaczce krótkich włosów do mnie, która mam 176 cm wzrostu, włosy półdługie i sylwetkę naznaczoną lekkim brzuchem. Nawet funkcjonariusze popatrywali po sobie z ubawem w oczach.

Patrol uznał, że mogę sobie iść, więc wyszłam, ale skargi do LPP, oraz ewentualnego pozwu o pomówienie, chyba nie odpuszczę.


A Wam drodzy czytelnicy powiem od siebie tylko jedno - bramka została wzbudzona specjalnym pilocikiem, bowiem ubrania w Sinsayu nie mają klipsów.

Pamiętajcie, że sprzedawca ma tyle praw, co zwykły Kowalski i nie dajcie się złapać na teksty, takie jakie puszczała do mnie ta dziewczyna. Nie jesteście zobowiązani z nim nigdzie chodzić, szczególnie tam gdzie nie ma kamer, bo może coś cichcem podrzucić, albo wmawiać Policji, że ukradliśmy to i to.

Skomentuj (166) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (140)

#90087

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórym lekarzom rodzinnym powinno się odebrać uprawnienia i wywalić na zbity ....!

Jak się wybiera internę, to niestety ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Jak w każdym zresztą zawodzie.

W sobotę rano w domu zmarła kobieta od urodzenia głęboko upośledzona ruchowo. Ot, prawdopodobnie organizm odmówił posłuszeństwa lub była jakaś choroba niezdiagnozowana, bo ze względu na brak komunikatywności nie można było dowiedzieć się od niej, że coś ją boli.
Opiekowała się nią tylko starsza matka.

Wezwana karetka, stwierdzenie śmierci, ale kartę zgonu wystawić miał rodzinny. Być może w karetce byli tylko ratownicy.
Telefon do doktorka, a ten rzucił hasłem, że nie przyjedzie, bo to jest sobota, on jest po godzinach pracy i ma wolne.
Matka musiała wydzwonić z powiatowego miasta lekarza NiŚOM, a ten jakimś medycznym pojazdem dojechał dopiero po południu, bo miał pacjentów. Przez pół dnia pod domem zmarłej czekał patrol policji. Podobno taka jest procedura, nim lekarz poda przyczynę zgonu i można wezwać truponoszy z karawanem.

A nasz rodzinny miał to w głębokim odwłoku, bo jest weekend.
Już więcej empatii i odpowiedzialności mają weterynarze. Jak było trzeba dojechać w nagłym wypadku to nawet w czasie świąt w środku nocy nie odmawiali pomocy, a przez kilkanaście lat trochę się ich przewinęło przez moje podwórko.

Lekarz rodzinny

Skomentuj (79) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (185)