Profil użytkownika
Armagedon ♀
Zamieszcza historie od: | 19 listopada 2012 - 15:36 |
Ostatnio: | 28 kwietnia 2024 - 11:04 |
- Historii na głównej: 9 z 10
- Punktów za historie: 3129
- Komentarzy: 8367
- Punktów za komentarze: 67887
Zamieszcza historie od: | 19 listopada 2012 - 15:36 |
Ostatnio: | 28 kwietnia 2024 - 11:04 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Tak się tu dziwujecie i wyśmiewacie autorkę, a pewnie większość z was dałaby się naciągnąć, bo facet stosował socjotechniczne sztuczki i całkiem zgrabne techniki manipulacji. (Może to był jakiś psychologiczny, uliczny test?) Myśli to się przed kompem, kiedy jest czas się zastanowić. - Ktoś do ciebie podchodzi. - Zadaje kilka pytań, żeby cię zatrzymać i zaciekawić. - Mówi skąd pochodzi i przedstawia się imieniem, co wzbudza życzliwość, zaufanie i stwarza pozór bliższej relacji. - Legenda potrzeby zbiórki pieniędzy pojawia się na końcu (nieistotne jaka). - Informacja "zbieram na" sugeruje, że akcja jest legalna i oficjalna. - Kwestujący nie chce niczego dla siebie, żaden "panda", "bomiś", ani płaczek. - Akcja musi być krótka, żeby się ktoś nie zdążył ogarnąć, zniecierpliwić, lub pomyśleć. I "żebrak" z całą pewnością by kasę dostał, gdyby z góry nie upomniał się o banknoty. Więc, albo był aż taki bezczelny, albo tej kasy wcale nie potrzebował. Naprawdę mało kto wyskoczy od razu z "papierka". Żebracy powinni o tym wiedzieć. Lepiej mieć piątaka w pudełku, niż nic. Ale, być może, ten wyłudzacz miał długoletni staż, praktykę i doświadczenie, dzięki któremu wypracował sobie własną socjotechnikę. Nie zmienia to jednak faktu, że skuteczną, więc może czasem i stówka do pudełka mu wpadła.
@karakan112: A inni nie mogą?
@janhalb: Człowieku, z tobą jest coś nie tak. Nigdzie nie pytałam ani o twoją matkę, ani w ogóle o to co palacze robili 50 lat temu. Moje pytanie to: "A gdzież ten dym tytoniowy JEST tak powszechnie obecny w twoim otoczeniu, żebyś ty, drogi janhalb, miał okazję do biernego palenia i permanentnego wdychania "cudzego" dymu?" (Ale zdanie jest złożone i, faktycznie, mogłeś go nie pojąć.) Twoja odpowiedź to "WSZĘDZIE". No koń by się uśmiał. Jak ci uświadamiam, że kłamiesz, bo już od bardzo dawna nie można palić "wszędzie" - to odwracasz kota ogonem, bo "kiedyś to było", a blisko 15 lat temu to "palacze darli dzioby i miauczeli" przeciw zakazom palenia w lokalach. Ale DZIŚ zakaz funkcjonuje i (sam piszesz) palacze DAJĄ RADĘ. Chwilę potem przeczysz sam sobie i nadal z tępym uporem twierdzisz, że "mam prawo protestować, kiedy trujesz innych (w tym mnie)." A ja, równie uporczywie, będę pytać GDZIE? Bo, że ty mnie trujesz swoimi spalinami na ulicach - nie ulega kwestii. Ale twoja mentalność jest taka. "Ja będę nadal produkował spaliny, bo mogę, zakazu nie ma. Za to ty rzucisz palenie - i będzie git." I gówno cię obchodzi, że ja również nie mam zakazu palenia na ulicy. https://recigar.pl/mandat-a-palenie-papierosow-gdzie-i-kiedy-mozemy-zostac-ukarani/ Tu sobie o tym poczytaj. Okazuje się, że nie ma zakazu palenia nawet na balkonie i klatce schodowej - co mnie jednak mocno zaskoczyło. A mimo to osoby palące nie jarają na klatkach schodowych, a na balkonach raczej rzadko. Krótko mówiąc - odtniutniaj się. Wymaluj sobie baner i idź protestować pod jakieś ministerstwo.
@AdamK: Przecież wszyscy wiedzą, że nie można palić na przystankach. Palacze tego przestrzegają. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś palił pod wiatą. Zawsze odchodzi gdzieś dalej. W opisanej historii - do jakiegoś "prześwitu" w budynku, gdzie zakazu palenia nie ma.
@janhalb: Głupi to ty jesteś. Co mnie obchodzi, że twoja matka pół wieku temu paliła przy dzieciach? Mnie obchodzi, że osoby takie jak ty dzisiaj wieszają psy na normalnych ludziach bez większego powodu, tylko dlatego, że palą papierosy. Sracie ogniem na lewo i prawo, pomstując w niebogłosy, że tacy jesteście osaczeni przez palaczy, że nawet głębszego oddechu złapać nie możecie. Gdzie się nie obrócić - tylko dym i dym papierosowy. Degenerat-palacz jara WSZĘDZIE. A głównie tam, gdzie nie wolno - bo chce otruć niepalących. Taki ma plan. Powiedz mi janhalb, po jakiego wuja wypisywać takie kłamliwe opinie? Bo to jest gównoprawda, że ludzie palą w sklepach, w kinach, w kawiarniach, halach sportowych, restauracjach, dworcach, szkołach, szpitalach, biurach, urzędach, pociągach, bibliotekach i mlecznych barach. Ale - twoim zdaniem - od półwiecza nic się w tym temacie nie zmieniło. Cały czas opresyjny palacz zmusza cię do biernego palenia, gdzie byś się nie pojawił. Jednocześnie jesteś głęboko przekonany, że trucie ludzi spalinami nie ma tu nic do rzeczy, bo dym z papierosa jest gorszy i ważniejszy. Wyeliminujesz palaczy - i świat będzie piękny. Na pewno byś wtedy nie zachorował na raka płuc. "Tak, jeżdżę samochodem, tak, produkuję spaliny, tak, truję ludzi, ale MI WOLNO, bo przecież palacz i jego dym jest większym zagrożeniem dla ludzkości. Poza tym, JA NIE ZMUSZAM osób postronnych do wdychania trującego syfu, bo smrodzę wyłącznie na ulicach, a tam trujący syf jest nieszkodliwy. Szkodliwy jest dym z papierosa wypuszczony przez palacza na tej samej ulicy." Mam rację?
@Habiel: Jasne. Zapalić papierosa można WSZĘDZIE, a skręta z maryśką już nie, mimo, że to jest skręt terapeutyczny, przepisany ze wskazań medycznych i przecież TEŻ dymi. Piwka również nie można napić się wszędzie. Ależ ci palacze mają przywileje. Wiesz co? Zacznij ty może jakąś inną terapię, bo terapeutyczne jaranie zielska w 4 ścianach ci nie służy.
@janhalb: "Zanieczyszczone spalinami powietrze jest jedną z głównych przyczyn wielu chorób cywilizacyjnych, takich jak nowotwory, astma, alergie czy choroba wieńcowa. Najbardziej szkodliwe dla ludzi są tlenki azotu. Tlenki azotu długofalowo uszkadzają drogi oddechowe i w dużym stężeniu są w stanie doprowadzić do zgonu." - https://www.autozyk.pl/spaliny-samochodowe-a-zdrowie/ "Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że oddychanie mocno zanieczyszczonym powietrzem jest podobnie szkodliwe jak nałogowe palenie papierosów. W ciągu roku z powodu smogu rejestrujemy blisko 8,8 miliona zgonów, podczas gdy liczba umierających nałogowych palaczy to średnio 7,2 miliona." - https://loveair.pl/zdrowie/wplyw-smogu-i-papierosow-na-zdrowie "Jego duże stężenie [smogu] w powietrzu może przyczynić się do uszkodzenia serca i wielu schorzeń układu krwionośnego. Tlenki azotu powstają m.in. podczas emisji spalin. Nawet krótkotrwała ekspozycja może doprowadzić do podrażnienia dróg oddechowych i oczu." - https://loveair.pl/zdrowie/jakosc-powietrza-a-zdrowie "Eksperci są zgodni – smog, który wdychamy prowadzi do rozwoju groźnych chorób, a jedną z nich może być rak płuca. Dotychczasowe ustalenia wskazują na silny związek pomiędzy ekspozycją na zanieczyszczone powietrze, a występowaniem negatywnych skutków zdrowotnych, w tym zwiększonym ryzykiem rozwoju niektórych nowotworów." - https://www.zwrotnikraka.pl/czy-smog-powoduje-raka/ "Smog w powietrzu ma związek m.in. z rozwojem raka płuc, objawami POChP oraz alergii, a także z infekcjami dolnych oraz górnych dróg oddechowych." - https://airly.org/pl/jak-zanieczyszczone-powietrze-dziala-na-uklad-oddechowy-czlowieka/ "...[AOŚ] uznała nawet dym tytoniowy obecny w otoczeniu za jeden z najgroźniejszych czynników rakotwórczych. "Bierne palenie" (wdychanie "cudzego" dymu) jest równie szkodliwe." A gdzież ten dym tytoniowy jest tak powszechnie obecny w twoim otoczeniu, żebyś ty, drogi janhalb, miał okazję do biernego palenia i permanentnego wdychania "cudzego" dymu? Bo wiesz, ja - żeby się nawdychać "cudzego" smogu - nawet z domu wychodzić nie muszę. Wystarczy, że otworzę okno. Zwłaszcza w godzinach, tak zwanego, szczytu.
@aikido: Nie uprawiaj demagogii. Prędzej dostaniesz raka płuc z powodów genetycznych, trującej żywności, wysokiego stężenia miejskiego smogu, lub korzystania z toksycznych chińskich bubli - niż od chmurki (a nawet kilku) z papierosa palacza. Nikt nie neguje, że palenie jest szkodliwe. Ale ta, histeryczna wręcz, nagonka na palaczy przybrała już formę polowania na czarownice. Pewnie dlatego, że palacze potulnie i bez szemrania wycofali się grzecznie ze wszystkich możliwych przestrzeni publicznych i nawet nie próbują zawalczyć o "swoje" restauracje/kawiarnie, o palarnie w biurach, teatrach, czy, na przykład, o wydzielone wagony w pociągach dalekobieżnych. Pozwolili wejść sobie na łeb, godząc na całkowitą dyskryminację, ze względu na dobro osób niepalących. Ale to przecież za mało. Trzeba zdominować palaczy tak dalece, żeby przeforsować zakaz palenia nawet na ulicach. Jeszcze trochę, a usłyszę, że we własnym mieszkaniu w bloku też jarać nie mogą, bo dym "przechodzi" wentylacją. A to już podpada pod paranoję. I ciężką hipokryzję. Na przystankach jest zakaz palenia. Na balkonach - również, jeśli byś nie wiedziała. Więc jak ci ktoś dmucha do mieszkania - masz prawo wezwać "służby". I ten ktoś zostanie pouczony, a jak to nie pomoże - przypieprzą mu bolesny mandacik. Ale nie masz prawa "rządzić się" na ulicy i operdalać ludzi, że palą w miejscu, w którym wolno im palić. Bo jaśnie pani ma życzenie tamtędy właśnie przechodzić. Zajmij się lepiej tym sąsiadem z dołu. Wyjdź na swój balkon i jego opiedol, bo tu byś miała rację. Uświadom gościa, gdzie ten jego dym trafia, bo może tego po prostu nie wie? Ale tego, akurat, pewnie nie zrobisz, bo możesz sobie zaszkodzić. Lepiej się wyżyć na obcych w bramie, nie?
@Waldas: Przestań bredzić. Palący NIE MAJĄ prawa palić w miejscach publicznych. Zaś co do "pierdzieli"... Każdy jest pierdzielem i każdy sobie popiarduje od czasu do czasu, bo to jest oznaka prawidłowego trawienia. Chciałbyś zakazać ludziom pierdzenia na ulicy? Może jednak lepiej zacząć od zakazu pierdzenia w autobusach, windach, sklepach (zwłaszcza spożywczych), przychodniach, szpitalach, kawiarniach, restauracjach(!), urzędach, kinach, pociągach i stacjach paliw? Na powietrzu niech sobie pierdziele pierdzą na zdrowie. Nawet bardzo smrodliwie.
@katem: Ludzie palą najczęściej we własnych domach. Na ulicach - raczej rzadko. Ale, oczywiście, zdarza się. I jak to zobaczy jakiś zarozumiały nadęty bufon z kijem w tyłku, megaloman-arogant, któremu wydaje się, że jest buk wie kim - zaczyna się szopka. "Nie będą mi tu menele jedne, śmierdzący petem podludzie i degeneraci, kalać moich szlachetnych nozdrzy wstrętną dla mnie wonią." Bo w to, że się boją "trucia" i "raka płuc" od jakiegoś przypadkowego dymka, który wiatr przedmuchał kilka metrów dalej - naprawdę nie wierzę. Chodzi o to, żeby mieć pretekst do okazania swej wyższości, oraz pogardy i braku szacunku dla osób palących. Bo - tak naprawdę - to, że ktoś zapalił na ulicy (do czego zresztą miał prawo) jest sprawą drugorzędną.
@aikido: Aż się dziwię, że jeszcze ciebie ktoś nie opiedolił. Na przystanku palić nie wolno, a w bramie zakazu nie ma. W końcu nikt ci na klatkę schodową nie włazi, a w bramie jest, tak zwany, cug. Czyli przewiew. A brama nie jest "twoja", tylko publiczna.
@aikido: "Ulicą chodzą dzieci, młodzież, ciężarne i serio muszą być trute bo Ty"... ... masz ochotę zajmować się produkcją groźnego dla życia smogu - jeżdżąc swoją furką nawet do sklepu za rogiem? Palacz szkodzi PRZEDE WSZYSTKIM sam sobie. A to STRASZNE zagrożenie dla przechodnia, który poczuje zapach z papierosa na ulicy, kwituję serdecznym rechotem i między bajki wkładam.
@anwute: Nic nie zrozumiałaś. Setki tysięcy ludzi pracuje za minimalną. Nawet w największych miastach i największych firmach, wyobraź sobie. Na taką pensję się zatrudniają świadomie. I nikt do nikogo pretensji nie ma, póki pracodawca wywiązuje się z płatności, a pracownik otrzymuje pensję regularnie i w całości. Gorzej, jak w trakcie zatrudnienia pracodawca zmienia warunki umowy, bo "go nie stać" na pracowników. Albo zwalnia ludzi, a ich obowiązkami obarcza pozostałych - nie podnosząc im pensji nawet o 100 złotych. Każdy mógłby sobie "otworzyć" własny interes i zatrudniać ludzi za piątkę na godzinę na śmieciówce. I jeszcze się chwalić, jaki jest wspaniały, bo ludziom pracę daje. W końcu to 4 dyszki dniówki, wcale nie tak mało. Jak nie pijesz i nie palisz - z palcem w uchu ci wystarczy.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 21 kwietnia 2024 o 10:24
@Bedrana: W punkt! A jeszcze dodam, że biznes kuleje, bo się nie zrobiło rzetelnego biznesplanu, ani rozeznania w rynku. A chciałoby się od razu wielkich pieniędzy. Właściciel firmy powinien pamiętać, że - jeśli chce się rozwijać - przynajmniej połowę dochodu powinien przeznaczać na inwestycje. Jeśli dochód jest niewielki - nic z tego nie będzie. Pójdzie on na pensje i bieżące potrzeby właściciela. A często jeszcze bywa tak, że nawet jeśli zysk jest spory - szefu przeznaczy go głównie na życie "ful wypas", bo musi się szybko dorobić chałupy, dobrego samochodu, żaglówki i egzotycznych wakacji dla całej rodziny. Inwestycje poczekają. Tę minimalną krajową, trudno, płacić trzeba, ale ani grosza więcej.
@Shi: Nie mędrkuj. Masz tu definicję - za SJP PWN: "turlać się 1. pot. «o czymś okrągłym, walcowatym: obracając się wokół własnej osi, przemieszczać się po jakiejś powierzchni» 2. pot. «o człowieku lub zwierzęciu: przesuwać się w jakimś kierunku, obracając się raz na plecy, raz na brzuch» 3. pot. «o pojeździe: jechać WOLNO, z trudem» 4. pot. «o człowieku: iść POWOLI, z wyraźnym wysiłkiem»
Wiem, że mi nie odpowiesz, bo nie posiadasz konta, ale mnie z całej tej historii najbardziej interesuje jedna sprawa. SKĄD WZIĘŁAŚ W SZPITALU ALKOHOL??? I takie wnioski mi się nasuwają. Albo do szpitala poszłaś już z flaszką skitraną do torby razem z ręcznikiem i piżamą, albo, w tych ciężkich boleściach, przebrałaś się w kiblu i poleciałaś po trunki do najbliższego monopolu, względnie - pognałaś tam w szlafroku. Bo nie ma opcji, żebyś na terenie szpitala kupiła gdzieś butlę. Zatem, następny wniosek nasuwa się taki, że jesteś wysoko funkcjonującą alkoholiczką. Trudno się dziwić, że po takim numerze jaki wykręciłaś personelowi (pijany pacjent na oddziale) nie głaskali cię po główce. Wuj wie co ty tam wyrabiałaś? Sama nie wiesz, bo nie pamiętasz. Zatem, przenieśli cię na oddział, gdzie mogli cię mieć na oku. Dlatego jak zaczęłaś wygibasy na łóżku wyczyniać - od razu zjawiła się lekarka. A czy - jak już tam była - nie mogłaś jej poprosić o wodę z plecaka? Nie sądzę, by ci odmówiła. Ale może nie chciałaś, bo wody w plecaku nie było - tylko lekarstwo na kaca? Wypisać się na własną prośbę też nie mogłaś, bo nie byłaś trzeźwa (czyli w pełni władz umysłowych) i nie byłaś zdolna kierować własnym postępowaniem. "Zrozumiałam, że dla mnie już nie ma pomocy." Ja też.
Widzę, że masz pretensję do rodziców, ale nie wiem czy słuszną? Zbyt mało napisałaś na temat okoliczności całego zdarzenia. Po pierwsze, nie wiadomo czy chciałaś spędzić u rodziców tylko jedną noc, żeby się wypłakać i pożalić, czy "postanowiłaś spakować plecak i WRÓCIĆ do rodziców" na stałe? Jeśli to drugie - trochę się ich reakcji nie dziwię. Zwłaszcza, jeśli cię wcześniej ostrzegali i przed ukochanym, i przed inwestowaniem w związek przed ślubem. Może i powinni ocierać ci łzy, ale pewnie przeważyło "a nie mówiliśmy, że tak będzie?". Ale możliwe, że chodziło tylko o nocleg, bo przecież piszesz "koniec końców przenocowała mnie przyjaciółka". Wtedy, faktycznie, mogliby cię wesprzeć, pocieszyć, czy udzielić jakiejś porady. Wiele również zależy od tego, czy twojego partnera akceptowali i lubili, czy nie. Swoją drogą, ciekawe jak się cała historia skończyła? Od przyjaciółki wróciłaś do chłopaka, czy jednak do rodziców? Związek przetrwał kryzys, czy też byłemu zostawiłaś dom, niech sobie ma? Spłacił cię, czy nie miał czym i zostałaś z gołym tyłkiem na lodzie? I rodzice nadal wypominają ci twoją wcześniejszą niefrasobliwość? A może dom udało się sprzedać i kasę odzyskałaś? No, ale to jest moja zwykła babska ciekawość i masz prawo totalnie ją zlekceważyć.
@voytek: No wiesz... Skoro zwiała ze wspólnego domu, pakując na biegu do plecaka co potrzebniejsze rzeczy, to ta awantura musiała być naprawdę GRUBSZA.
@trolik1: I postępujesz rozsądnie. Jak widać - myślenie nie boli. Zaś, co do wysepki... W historii nie był o niej ani słowa. Ale nawet gdyby tam była, a pieszy nie zdążył jeszcze do niej dotrzeć - historia po prostu by nie powstała, bo by nie było powodu. A gdyby na wysepkę już dotarł, autorka i tak powinna go bezwzględnie na pasach przepuścić.
@Shi: No, spoko. Ten większy jest chamem i arogantem, bo cię lekceważy i "wymusza", wiedząc, że mu ustąpisz. Tylko się zastanawiam, czy on - w związku z tym, że jest silniejszy - uważa ciebie za świętą krowę, która ulicą jedzie jak chce? Chodzi o to, że kierowcy (nie wszyscy, oczywiście) nie dość, że sami łamią przepisy drogowe względem pieszych (jak w opisanej historii), to jeszcze obwiniają tych pieszych, że to oni "źle chodzą", bo są świętymi krowami. Przepisy dotyczące przejść dla pieszych zmieniły się już na tyle dawno, że był czas, by do nich przywyknąć i zacząć stosować na co dzień. A pieszy na przejściu, w zasadzie, JEST świętą krową. Ma prawo tam być i czuć się bezpiecznie. O ile, oczywiście, nie wbiega na pasy nagle, metr przed jadącym samochodem. Jakiś czas temu była tu ciekawa dyskusja. Otóż, wyobraź sobie, kilkoro KIEROWCÓW twierdziło, że jak autobus na prawym pasie stoi na przystanku (bez zatoczki) przed przejściem, to oni nie mają obowiązku, jadąc pasem lewym, przed tym przejściem się zatrzymać. Dlaczego? Bo autobus stoi NA PRZYSTANKU. I jak im sprzed autobusu ktoś wyjdzie na przejście - to znaczy, że święta krowa wtargnęła na ulicę. No to o czym my tu rozmawiamy?
@Shi: Nie jestem taka pewna. "Turlać się" - czyli jechać za wolno. Określenie "wreszcie się doturlał/przyturlał ma wydźwięk pejoratywny.
Wydaje się, że masz jakieś problemy ze wzrokiem. To chyba zawężone pole widzenia. No nie może inaczej być, skoro nie dostrzegasz ruchu kątem oka, a pieszego widzisz dopiero jak "wynurzy" ci się przed maską. Tak przynajmniej wynika z twoich opisów. Zastanawia mnie, jak KILKORO pieszych może "schować się" za słupkiem(???) oddzielającym przednią szybę od drzwi kierowcy? To tak, jak ja bym powiedziała, że moje dziecko schowało mi się za kijem od szczotki. W drzwiach kierowcy chyba też jest szyba, nie? Sytuacji pierwszej też nie rozumiem. Jakim cudem mogłaś nie widzieć pieszego, który przeszedł już połowę jezdni - bo go wcześniej przepuścił jadący za tirem osobowy? Zauważ, kochana, że obie opisywane przez ciebie sytuacje dotyczą pieszych przechodzących przez jezdnię z twojej lewej strony. Więc, albo najwyższa pora odwiedzić okulistę, albo zweryfikować swoją wiedzę o ruchu drogowym. Bo jak pieszy JUŻ znajduje się na przejściu lewego pasa idąc w twoim kierunku - TY masz zakichany obowiązek, zatrzymać się przed przejściem na pasie prawym.
@Annysz: No i to jest właśnie owa posrana mentalność, jakiej u niektórych mamuś i żoneczek po prostu nie trawię. Wraca chłop do domu pijany? To NA PEWNO nie jest jego wina, tylko kolegów. Zawsze mu na siłę wódę w gardło leją. A jak jeszcze któryś kolega trzeźwy - no to już w ogóle przegwizdane ma. Sam nie pije, cwaniak, a innym każe. Moja rozrywkowa kumpela spotykała się kiedyś z 10 lat starszym, "ustawionym" facetem. Jej matka go znała i ceniła. Facet nie nadużywał, nie palił i w ogóle był poukładany i odpowiedzialny. Któregoś razu kumpela umówiła się z nim na wieczorne kino. Tyle, że po pracy "zaliczyła" firmową imprezkę okolicznościową, a za kołnierz wylewać nie lubiła, więc na spotkanie przyjechała nawalona w trzy dupy. Facet uznał, że z kina raczej nic nie będzie, zgarnął dziewczę do taryfy i odwiózł do domu. Konkretnie - odstawił do mieszkania, żeby jej co głupiego po drodze do głowy nie przyszło. Matka panny drzwi otwiera, córcia wtacza się do przedpokoju podtrzymywana przez faceta, a mamuśka do niego z ryjem. - Panie Zbyszku!!! CO TO MA ZNACZYĆ???!!! - i łypie na niego wściekłym okiem. A pan Zbyszek spokojniutko. - SAM chętnie bym się dowiedział. Pani z tych bardziej obytych i kulturalnych, więc go ścierą po twarzy nie lała. Ale też uznała początkowo, że - zamiast do kina - zaciągnął Zbysio córcię do siebie, a tam spił i wykorzystał. Córcia dorosła, dobrze po dwudziestce, i nie raz wracała do domu na dobrej bani. A w temacie historii... Nigdy, przenigdy nie szperałabym po kieszeniach pijanej, półprzytomnej osobie. Wiedząc w dodatku, że ma przy sobie kupę kasy. Przecież to aż się prosi o kłopoty. Gdyby widziała to osoba trzecia - nie miałaby cienia wątpliwości, że właśnie próbuję oskubać pijanego gościa. Poza tym, sama nie wiem co bym sobie pomyślała, gdybym - przecknąwszy się z pijackiej drzemki - przyłapała kogoś na grzebaniu mi w torebce, lub przeszukiwaniu kieszeni. Będąc na twoim miejscu, autorze, tak długo szarpałabym gościa (a nawet strzeliła w japę), aż by oprzytomniał, a potem kazała mu szukać telefonu samemu. Chyba że, mimo tych zabiegów, nie dawałby "oznak życia" - wtedy dopiero próbowałabym poszukiwań na własną rękę. Ale w twojej sytuacji nic by to nie dało, bo gościu telefonu nie miał. I co byś zrobił mając przed sobą "zwłoki" z kupą kasy w zanadrzu? Bo raczej byś go na plecach do domu nie dodźwigał, zwłaszcza po schodach nad torami. Więc musiałbyś, albo czekać aż się sam obudzi, albo zostawić go z kasą na ławce i iść do domu, albo zabezpieczyć jego kasę w swoim portfelu i iść po brata z samochodem. (Potem, oczywiście, kasę zwrócić, ale i tak pewnie by było, że oddałeś nie wszystko.) Jak niefart - to niefart. No cóż... nie chcę się mądrzyć, ale uważam, że warto zainwestować w power bank. Zwłaszcza, gdy się pracuje kawał drogi od chałupy, a jeszcze wraca czasem do domu po nocy.
@Michail: No jak to co? Że jak byś protestował w kwestii muezina drącego się z minaretu - to by ci "ciapate" łeb ucięli.
@Morog: Nie strasz, nie strasz...