Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bronzar

Zamieszcza historie od: 26 września 2010 - 10:35
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 9:34
  • Historii na głównej: 36 z 43
  • Punktów za historie: 13095
  • Komentarzy: 328
  • Punktów za komentarze: 2759
 

#8980

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym sprzedaję również zegarki. Pewnego dnia przyszedł do mnie młody facet:
K: Dzień dobry, chciałem oddać zegarek na gwarancję.
J: Dzień dobry, proszę zatem o zegarek i kartę gwarancyjną.
K: Proszę bardzo.

Na karcie gwarancyjnej widniała pieczątka i adres innego sklepu, w całkiem innym miejscu Polski.

J: Zegarek nie był kupowany u mnie.
K: No wiem, na allegro, a co?
J: To, że proszę sobie go przez allegro reklamować.
K: Czemu?
J: Temu, że gdy coś jest nie tak idzie się do miejsca zakupu lub serwisu, u mnie pan nie kupił, serwisu również nie prowadzę.
K: Ale ma pan takie same zegarki!
J: Jakie to ma znaczenie?
K: No ku..a, wie pan na pocztę jest kawałek, nie chce mi się iść, a i wysyłka tam pewnie droga, do tego może długo iść i nawet się nie będę mógł dowiedzieć kiedy będzie.
J: Bardzo mi smutno z tego powodu, ale to nie mój problem.
K: Ej.. no... weź koleś wyślij mi to ku..a, masz takie zegarki to co ci szkodzi.
J: Nie jestem twoim kolesiem od tego zacznijmy. Tobie się nie chce iść na pocztę, płacić, czekać i nie mieć informacji co się z zegarkiem dzieje, więc pomyślałeś, że ja chętnie w misji społecznej zrobię to za ciebie. I jeszcze później będziesz mnie opierdzielał co tak długo to trwa. A to wszystko dlatego, że przypadkowo handluję tą samą marką. Idioty szukasz?
K: Nie to nie tak, ja tylko...
J: Do widzenia!

Skąd tacy się biorą?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (741)

#8930

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym sprzedaję m. in. zegary. Pewnego dnia przyszło starsze małżeństwo i kupili u mnie tzw. zegar szafkowy. Jest to zegar mechaniczny z wahadłem, zawieszany na ścianie. Zamknięty jest w drewnianej, zdobionej obudowie i stąd pewnie jego nazwa. Małżeństwo było bardzo miłe, a że zegar był dość drogi, otrzymali ode mnie 50 zł rabatu. Ponownie pojawili się u mnie tydzień później. Tym razem od wejścia dość bojowo nastawieni (B - Babcia, D - Dziadek, J - ja).

B: My przyszliśmy oddać ten zegar.
J: A co się stało?
B: Nie chcemy go już.
J: Droga Pani, ale zakup nie podlega zwrotowi, to nie jest kwestia, że przedtem się chciało, a teraz się nie chce. Nie przyjmujemy zwrotów, to klient bierze odpowiedzialność za nieprzemyślane decyzje, a nie sprzedawca.
D: Ale on nie działa.
J: Proszę mi go podać.

Zawiesiłem na ścianie, nakręciłem i działa!

J: Przecież działa?
B: Ale nie bije, a miał bić.

Nakręciłem drugą sprężynę odpowiedzialną za bicie, przesunąłem wskazówkę na pełną godzinę i bije!

J: Przecież bije?
D: Ale widzi Pan, że jest 12, a bił tylko 8 razy!
J: Racja, tak się dzieje gdy przy ustawianiu godziny nie poczeka się aż zegar wybije wszystkie przez które przechodzi wskazówka. Jest to napisane w instrukcji. Nie ma jednak problemu, zaraz przekręcę o 12h i samo się wyreguluje.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem.

J: Teraz jest wszystko w porządku.
B: Ale on nie chodzi punktualnie! Spóźnia!
J: Droga Pani. Jest to zegar mechaniczny, wahadło może nabrać innego przyspieszenia w zależności od krzywizny ściany. W instrukcji jest wyraźnie napisane jak można sobie go wyregulować.
B: Niech Pan wyreguluje.
J: Nie jestem w stanie zrobić tego na miejscu, gdyż zegar trzeba poobserwować przez dłuższy czas. Bez problemu zrobią to Państwo w domu według instrukcji. Wystarczy pokręcić śrubką u spodu wahadła.
B: A czemu w ogóle nie dostaliśmy dokumentacji do tego zegara? Jak tak można w ogóle sprzedawać?
J: Momencik. Instrukcje Pani dostała, kartę gwarancyjną, paragon, co jeszcze Pani by chciała?
B: Dokumentację! Jak są śrubki poprzykręcane, jak koła są poukładane, jakby się coś stało, żeby wiedzieć co tam w środku jest.
J: Chwilę... Pani ode mnie oczekuje planu budowy zegara?
B: Tak! Powinien być, jak może nie być?
J: Do żadnego urządzenia nie dokłada się planów.
B: Ja nie chcę takiego bez planu!
J: Trzeba było spytać o to przed zakupem. Teraz oddaje zegar jako sprawny, proszę.

I tyle z miłego małżeństwa. Problemów jednak nie koniec. W następnym tygodniu przyszli ponownie.

B: My już nie chcemy tego zegara! Źle działa, nie bije, krzywo wisi i w ogóle, to zatrzymuje się co chwilę.
J: Tak jak Pani widziała, gdy sprawdzałem wszystko było w porządku. Trzeba go tylko wyregulować, co trzeba zrobić sobie już samemu.
D: Ale zatrzymuje się! Chcemy inny nowy, a najlepiej to pieniądze.
J: Proszę państwa, to nie jest takie proste. Proszę zostawić go u mnie na przynajmniej tydzień. Ja go wyreguluję, zobaczę jak wisi i jeśli coś będzie nie tak, to wtedy będziemy mogli rozmawiać.
B: No właśnie, krzywo wisi!
J: Ale jak dokładnie?
B: No na ukos! W ogóle pionu nie trzyma.
J: Sprawdzę to.
D: Przyjedziemy za tydzień!

Dość łatwo udało mi się ich spławić, ale tym razem zegar został u mnie. Nakręciłem, nastawiłem i przez tydzień obserwowałem. Wszystko było idealnie. Prosto wisiał, bił wtedy kiedy miał bić i tyle razy ile trzeba było, chodził idealnie jak zegar kwarcowy. Krótko mówiąc dobre, solidne urządzenie. Minął jednak kolejny tydzień i pojawili się piekielni klienci:

B: I jak?
J: Chodzi bez zarzutu, bije bez zarzutu, wisi bez zarzutu, świetny sprzęt! Już pakuję.
B: Ja go nie wezmę!
J: Dlaczego?
B: Ja nie wiem co wy z nim zrobiliście, grzebaliście pewnie w nim, wybrakowany już jest, ja go nie chcę, pieniądze proszę mi oddać (jasne, tego tylko brakowało, żeby po miesiącu użerania się okazało się, że robiłem to za darmo).
J: Proszę Pani, o zwrocie pieniędzy nie ma jakiejkolwiek mowy. Zegar jest sprawny, przychodzili Państwo do mnie z wyimaginowanymi problemami, których nie było, poświęciłem Państwu dużo czasu.
D: Panie, ale my już nie chcemy tego zegara!
J: To że się Państwu odwidział to nie moja wina, nie będę ponosił tego kosztów.
B: Ale on nie działa! Wybrakowany, grzebaliście w nim!
J: Proszę Pani, jeśli nie ufa Pani naszej firmie, to trzeba było nie robić zakupów u nas, nie podoba mi się to, że oskarża mnie Pani o jakieś oszustwa.
B: Ja chce pieniądze, albo inny.
J: (Po chwili namysłu). Wie Pani co, właściwie zegar jest w stanie idealnym, więc jestem skłonny wymienić Pani go na inny.
B: Niech już będzie! (z łachą w tonie głosu).

Po czym zabrali się do oglądania zegarów. Po chwili upatrzyli sobie jeden:

B: Ten chcemy.
J Oczywiście, ale będzie trzeba dopłacić 50 zł
B: Co? Przecież cena ta sama!
J: Niby tak, ale na ten dostali Państwo 50 zł zniżki, której nie mogę dać na inny zegar.
B: Dał nam Pan zniżkę, bo jest zepsuty.
J: Dałem zniżkę, bo byli Państwo bardzo mili, teraz Pani się tylko na mnie wydziera, a krzyczenia na mnie nie będę honorował rabatami.
B: Nie będziemy nic dopłacać! Chcemy w takim razie taki sam zegar tylko nowy!
J: Nie mam identycznego na stanie.
B: To niech Pan sprowadzi.
J: Niczego nie będę extra sprowadzał, bo nie ma ku temu podstaw. Proszę zabrać sobie ten zegar, który Państwo kupili.
B: Niczego nie zabierzemy, zostawimy go tutaj, ma Pan mi nowy załatwić i nie będę tu już jeździła, zostawię Panu adres i do tygodnia ma mi Pan przywieźć (tym razem już było to wypowiedziane szaleńczym krzykiem).
J: Proszę sobie ze mnie nie żartować, nic nie sprowadzę i nic Państwu nie dowiozę!
B: (Do męża) Słyszałeś? Słyszałeś? Ja tu zaraz na serce padnę, już się cała trzęsę.

Po czym wyciągnęła jakieś tabletki i kilka z nich połknęła.

B: (Tym razem już tonem szaleńca): Ja na milicję z tym pójdę, i do Sprawy dla reportera i do TVN do Uwagi!
J: (Już z kpiną, bo miałem dość tej sytuacji): I do Strasburga?
B: Tam też!
J: Proponuję się najpierw do psychiatry udać.
B: (Cała zapłakana do męża) Weź ten zegar, chodź stąd od tych złodziei! Już tutaj nigdy nie przyjdziemy! Oszukują!

I tutaj koniec historii. Dodam jeszcze, że zegar był na prawdę w 100% sprawny i nie znalazłem w nim chociażby najdrobniejszej usterki. Pytanie tylko czy zegar im się znudził? Nie pasował do mebli? Czy ta kobieta tak świetnie grała, czy sama siebie przekonała, że coś jest nie tak?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 864 (952)

#8926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swego czasu sprzedawałem markowe portfele w swoim sklepie. Producent narzucał ceny, marże były bardzo liche i niewiele mogłem z tym zrobić (dlatego już zrezygnowałem).

Pewnego dnia przyszło do mnie małżeństwo. Oboje po około 40 lat. Chwilę się poprzyglądali po czym poprosili mnie abym otworzył gablotkę i pokazał portfele z bliska. Pooglądali chwilę i zaczęły się pytania: (k - kobieta, m - mężczyzna, j - ja)
k: A ile da nam pan upustu za ten portfelik za 139 zł? (marża wynosiła jakieś 10% góra 15%).
j: Niestety, ale na te firmowe portfele nie mogę dać upustu.
k: Ale ja już u pana trzeci portfel kupuję, proszę zobaczyć.

Pokazała mi swój portfel i męża, rzeczywiście firma się zgadzała, myślę, że nie kłamała i rzeczywiście kupowała u mnie, jednak nigdzie nie zaznaczałem, że jak ktoś u mnie trzecią rzecz kupuje, to należy mu się jakiś rabat.

j: Rzeczywiście, ale cóż mogę poradzić.
m: Niech pan mi tutaj nie pieprzy, gdyby pan chciał to by pan cenę opuścił. Do widzenia.

I wyszli. Po 5 minutach wrócili, znowu pooglądali i znów mnie zawołali.

K: A na ten za 149 ile pan upustu da?
j: Powtarzam, nie mogę dać upustu.
m: Jeśli nie dostaniemy jakiegokolwiek rabatu, to nic u pana nie kupimy, my tu często kupujemy i jakieś zasady muszą być.
j: Jak tak bardzo państwu zależy to mogę 5 zł zejść z ceny. (żeby się już odrypali ode mnie)
m: (Z satysfakcją w głosie). Ooooo widzi pan, nagle się da. To jak da się 5, to da się i 30! Z wami tak zawsze, nie będę wam samochodów sponsorował, zarabiać na ludziach chcą!

No i to wystarczyło, żeby mnie zdenerwował.

j: Skoro pana nie stać, to mam również ładne, chińskie portfeliki ze skaju po 19 zł, a i zniżkę dam z uwagi na pana stan materialny.

Facet zrobił taką minę, aż myślałem, że mu ze wściekłości oczy wybuchną. Wziął żonę za rękę i niemal wybiegli ze sklepu. Z oddali usłyszałem jedynie słowo "SKANDAL".

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 711 (783)

#8975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep gdzie dorabiam również klucze. Pewnego dnia przyszła do mnie starsza pani twierdząc, że źle jej dorobiłem zestaw kluczy. Nie kojarzyłem jej, ale ciężko każdego klienta spamiętać, paragonu nie miała, ale żeby nie robić problemów poprosiłem ją, aby pokazała mi w czym rzecz.
Dała mi do ręki pęk trzech kluczy. Każdy z nich miał na główce odlane logo konkurencji wraz z adresem zakładu (na popularnych typach kluczy często się tak zdarza).

J: Droga pani, pani tych kluczy nie dorabiała u mnie.
K: U pana! U pana! A gdzie niby indziej?
J: W zakładzie po drugiej stronie miasta, na ul. Piekielnej.
K: Przecież wiem gdzie robiłam.
J: Proszę zauważyć co jest odlane na kluczu, nazwa tamtego zakładu i adres.
K: A no tak, ale ja je u pana robiłam.
J: Jakoś dziwnie się składa, że nie sprzedaję kluczy z logo konkurencji.
K: Ale ja je u pana robiłam!
J: Niech pani ze mnie nie robi idioty!
K: Co za różnica gdzie robiłam? Dorabianie kluczy to dorabianie kluczy!
J: Może dla pani to nie sprawia różnicy, ale dla mnie tak, bo ja zapłaty za nie nie otrzymałem, więc nie będę za nie odpowiadał. Mogę zrobić nowe za opłatą.
K: Nie będę drugi raz płacić, niech mi pan zrobi za darmo, albo pieniądze odda!
J: Czy ja mówię po chińsku? Niech sobie pani idzie tam, gdzie pani robiła!
K: Niechże mi pan odda pieniądze, albo nowe zrobi, mi się nie chce, ja stara jestem zbyt żeby na drugi koniec miasta chodzić, a wy się już między sobą rozliczycie!
J: To już jest kpina... Proszę wyjść i mnie nie denerwować!
K: (wychodząc, smutnym tonem) Wszędzie tylko oszukaństwo i wyzysk... każdy by tylko zarobić na starym chciał...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 881 (969)

#8972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym dorabiam klucze. Pewnego dnia przyszedł klient, któremu jakiś czas temu dorobiłem klucz (przynajmniej tak twierdził, bo ja go nie pamiętałem):

K: Dzień Dobry, dorabiałem u Pana klucz, ale nie działa, oto paragon.
J: OK, proszę pokazać mi ten klucz to poprawię, albo zrobię nowy.
K: Nie, ja już nie potrzebuję, bo sobie gdzie indziej dorobiłem, proszę mi pieniądze oddać.
J: OK, rozumiem, proszę o kluczyk (wyliczając już kwotę 6 zł w kasie).
K: Nie mam, po co Panu?
J: Jeśli chce Pan zwrot pieniędzy, to proszę mi oddać niedziałający klucz dorabiany u mnie, takie są zasady.
K: Wyrzuciłem, na cholerę miałem go trzymać skoro nie działał.
J: Proszę Pana, mam tutaj paragon na komputer z pobliskiego sklepu, może Pan tam pójdzie, powie że się zepsuł i żeby dali nowy, ale starego Pan nie ma, bo skoro się zepsuł to go Pan wyrzucił. Jeśli przyjdzie mi Pan tutaj z nowym komputerem, to oddam Panu dziesięciokrotność wartości klucza.
K: Ach no tak (smutnym tonem), do widzenia.

Najwidoczniej bez problemu zrozumiał o co mi chodziło.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 598 (692)

#8925

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego dnia przychodzi do mnie klientka i poprosiła o wykonanie pewnej usługi. Po jej wykonaniu i podaniu przeze mnie ceny nawiązał się dialog:
k: Chyba dostanę jakąś zniżkę (cena wynosiła 6 zł)
j: Ale na jakiej podstawie?
k: Ja jestem stałą klientką, często tutaj kupuję.
j: Gdyby była Pani stałą klientką to kojarzyłbym Panią, a tymczasem wydaje mi się, że widzę Panią po raz pierwszy. Dodam jeszcze, że akurat cena jest na tyle niska, że nie ma z czego tutaj już opuszczać.
k: Nie kojarzy mnie Pan, bo ja zawsze przychodzę akurat jak jest inny sprzedawca.
j: Niestety tutaj nie pracuje żaden inny sprzedawca.
k: No dobrze, może ja tutaj nie chodzę, ale mój tata czasem chodzi... no i... ciocia kilka razy też była.
j: (z nieukrywanym szyderczym uśmiechem na ustach: 6 zł się należy.

Klientka zapłaciła. Zastanawia mnie w tym wszystkim jedno. Czy na prawdę za złotówkę upustu ludziom chce się z siebie debila robić?

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 698 (804)

#8928

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przychodzi do mnie klient i pyta:
k: Ile kosztuje wymiana baterii w zegarku (i pokazał jaki ma zegarek).
j: 12 zł proszę pana.
k: Dlaczego tak drogo?
j: (Nigdy nie wiem co odpowiedzieć na takie pytania poniżej poziomu) Ponieważ chcę zarobić.
k: CO? NA MNIE? NA MNIE CHCESZ ZAROBIĆ ZŁODZIEJU? NA BIEDNYCH LUDZIACH CHCESZ ZARABIAĆ? PÓJDĘ SOBIE TAM GDZIE SĄ UCZCIWI, JA CIĘŻKO ZAP..LAM, A TY CHCESZ SOBIE ZAROBIĆ NA MNIE?
j: Chciałem zapłaty za moją pracę, ale usługi już nie wykonam. Idź sobie człowieku gdzie indziej, tylko szybko, bo za nazwanie mnie złodziejem to zaraz ja mogę Ci odpowiednio wypłacić.

Powiedziałem to bardzo spokojnym tonem i chyba otarło bo wyszedł bez słowa. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Ten pan wyraźnie do tego dnia był przekonany, że sklepy są prowadzone w ramach charytatywnej misji społecznej.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 524 (690)

#8934

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym naprawiam również zegarki. Pewnego dnia wszedł do mnie facet około 50 lat. Bez żadnego słowa przywitania dosłownie rzucił mi na ladę (z odległości metra) zegarek na ladę i patrząc w telefon rzucił tekstem tonem jakby przyszedł do mnie za karę i robił mi tym wielką łaskę:

F: Jak za dychę to naprawisz, to rób.

Spojrzałem na zegarek, rzuciłem nim na ladę z podobnym impetem i odpowiedziałem:

J: Za dychę to pie...lę. (taka terapia wstrząsowa dla chamstwa)

Facet jakby dostał obuchem w głowę, nagle się otrząsnął i jednocześnie wielce zdziwionym i oburzonym tonem powiedział:

F: Pan jest niemiły!

J: Wchodzi Pan do mnie do zakładu, nie powie nawet 'Dzień Dobry', czego kultura wymaga gdy do kogoś się wchodzi jako gość, nie popatrzy Pan nawet na mnie, rzuca jak psu, woła do mnie na 'ty' i oczekuje może, że za tą dychę, którą mi Pan łaskawie zaoferował może jeszcze do dupy Panu wejdę?

Facet zrobił oczy, jakby ducha zobaczył, wyszedł ze słowami "Do widzenia Panu". Takiego zachowania gdzieś musiał się jednak nauczyć i niejedną osobę przy tym sponiewierać.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1029 (1107)

#8589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym m. in. sprzedaję zegary ścienne. Pewnego razu na hurtowni udało mi się znaleźć kilka sztuk z wizerunkami Matki Boskiej, Papieża i kilku świętych katolickich. Zakupiłem je i wystawiłem na sprzedaż. Sprzedawały się całkiem nieźle wśród starszych wiekiem klientów. Pewnego dnia jednak do sklepu weszła staruszka na oko może z 75 lat. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zegar z Matką Boską, nagle wykrzykując "po babciowemu" wyraźnie akcentując "sz" i "cz":

- Synu szatana!!! Kupczysz Chrystusem!!!

Po czym jak gdyby nigdy nic, wyszła ze sklepu.
Zastawiam się, czy tak samo wydziera się na księży sprzedających dewocjonalia.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 395 (583)

#8134

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem historia z osiedlowego sklepiku. Poszedłem tam pewnego sobotniego popołudnia po kilkanaście rzeczy na niedzielę. Pani sprzedawczyni wszystko mi podała, a na koniec poprosiłem o tackę warzyw (taki zestaw w sam raz do rosołu). Pani podała mi ową tackę, ale musiałem powiedzieć:

J: Przepraszam, ale tutaj marchewka i pietruszka są całkiem zgniłe.

Pani bez słowa podała mi inną tackę, ale ku mojemu zdziwieniu nie była wiele lepsza.

J: Wie Pani co, ale z kolei tutaj jest cebula w złym stanie. Czy mógłbym dostać jadalne warzywa?
S: To sobie odkroi, a nie wydziwiał mi będzie.
J: (Wychodząc już ze sklepu i pozostawiając sprzedawczynie z towarem, który mi podawała). To ja dziękuję za zakupy. Rzeczywiście francuz ze mnie, że zgniłych warzyw nie chcę.

Wychodząc usłyszałem jeszcze pomruk jakiejś kobiety stojącej w kolejce, że zawsze wciskają stare warzywa i wędliny.

Jednak to nie koniec historii. Kilka dni później poszedłem do tego samego sklepu w celu zakupienia wody mineralnej (miałem nadzieję, że nie będzie zgniła). Godziny wieczorne, wchodzę do sklepu i słyszę awanturę. Facet, który musiał być [w]łaścicielem po prostu mieszał kobiety tam pracujące z błotem, a przy tym sypał takie epitety, że język mi w gardle stanął - a wszystko na oczach klienta - mnie. Wyglądało to mniej więcej tak:

W: Co wy sobie k..y myślicie, p...dy z was j....ne. K...a znowu tyle strat, do burdelu robić szmaty jak w sklepie towaru nie potraficie sprzedać.

Po prostu oniemiałem. Wiązanka była o wiele dłuższa i z całą masą przykrych epitetów. Kobiety miały łzy w oczach. Domyśliłem się, że właśnie dla uniknięcia takich sytuacji wciskały klientom stary towar. Wreszcie krzyknąłem:

J: K...a Człowieku, czy ty nie masz matki, żony, córki?
W: (Obracając się w moją stronę). Hmm, że co?
J: Życzę ci, żeby jakiś frajer też je kiedyś tak potraktował.

W tym momencie musiałem opuścić sklep, bo czasem w człowieka wstępuje coś takiego, że mógłby nad sobą nie zapanować. Wiem, że świata dwoma zdaniami nie zmienię, ale może akurat (choć szansa jest mała) jednemu chamowi udało mi się do rozsądku przemówić.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 544 (746)