Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bronzar

Zamieszcza historie od: 26 września 2010 - 10:35
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 9:34
  • Historii na głównej: 36 z 43
  • Punktów za historie: 13095
  • Komentarzy: 328
  • Punktów za komentarze: 2759
 

#10033

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z wczoraj. Chciałem zakupić w kiosku bilet autobusowy. Przede mną chłopak, którego znam z widzenia (i wiem, że ma ukończone 18 lat) kupował papierosy. Ekspedientka była jednak żywcem wyjęta z niektórych historii zamieszczanych na piekielnych:

C: Poproszę dwie paczki Piekielnych czerwonych.
E: Dowód!
C: Nie mam przy sobie, ale chyba widzi pani, że 18 lat skończyłem już dawno.
E: Bez dowodu nie sprzedam!

W tym momencie postanowiłem wkroczyć do akcji.

J: Słuchaj, to ja ci kupię.
E: Dowód!
J: Proszę bardzo (okazując dowód).
E: I tak nie sprzedam!
J: Na jakiej podstawie, mogę wiedzieć?
E: Bo dasz te papierosy jemu, a on jest niepełnoletni.
J: Po pierwsze, to nie jesteśmy ze sobą na Ty, po drugie ten Pan jest pełnoletni, bo go znam (ma już nawet kilkuletniego synka), a po trzecie to nie powinna się pani interesować co zrobię z zakupionym towarem.
E: Ale i tak nie sprzedam!
J: (bogaty w doświadczenia opisywane na tym portalu) Nie ma prawa pani odmówić sprzedaży towaru bez uzasadnionej przyczyny, godzi za to grzywna do 5 tys. zł.
E: Nie będziesz mnie straszył, i tak nie sprzedam, mam przyczynę!
J: Kolejny raz powtarzam, że nie jesteśmy na 'Ty'! I jaka to niby przyczyna?
E: Skąd mam wiedzieć, że ten dowód nie jest sfałszowany.
J: Pytam jeszcze raz i dzwonię na policję, będziesz świadkiem ok? (zwróciłem się do kolesia), sprzeda mi pani dwie paczki Piekielnych czerwonych?
E: Nie, do cholery!

Wyciągnąłem, więc telefon i wykręciłem numer na policję. Do pana policjanta wypowiedziałem mniej więcej te słowa:

J: Dzień dobry, chciałem zgłosić wykroczenie. W kiosku na ulicy Piekielnej sprzedawczyni odmawia mi sprzedaży towaru, który jest wystawiony, a do tego jednoznacznie oskarża mnie o sfałszowanie dokumentu państwowego jakim jest dowód osobisty, chciałbym w obecności Policji wyjaśnić tą sprawę.

Wtedy odezwała się ekspedientka:

E: No dobra, dobra sprzedam CI już, pożartować tylko chciałam, a Pan taki od razu jest.

J: (do słuchawki) Dziękuję, wygląda na to, że sam telefon skłonił sprzedawczynię do zmiany stanowiska, przepraszam za kłopot.

Ekspedientka sprzedała papierosy z uśmiechem na ustach, choć było widać, że wewnątrz życzyła mi śmierci. Znajomy powiedział mi, że chyba nikt mu nie uwierzy jak opowie jak załatwiłem to "chamskie babsko z kiosku".

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 894 (1020)

#10044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym świadczę usługi zegarmistrzowskie. Pewnego dnia przyszedł do mnie klient:

K: Dzień dobry, proszę nastawić mi ten zegarek.
J: Dzień dobry, a co się dzieje?
K: Eeeee, nooo.... no... niech Pan sam sprawdzi.

Wziąłem zegarek do ręki, ale kątem oka widzę szyderczy uśmieszek na twarzy klienta. Pomyślałem, że facet coś kombinuje. Pomyślałem, że na 99% coś w zegarku musi być uszkodzone, a facet chce winę zrzucić na mnie i pewnie wyłudzić darmową naprawę.

J: Proszę wyciągnąć koronkę (wręczając klientowi zegarek).
K: Yyyyyy... a czemu ja, to Pan jest fachowcem.
J: Proszę wyciągnąć koronkę, ja tego nie zrobię.

Facet wziął i niepewnie zabrał się za wykonanie tej czynności i... oczywiście odpadła razem z wałkiem. Była wyrwana. Myślałem, że facet się zawstydzi i zacznie mówić, że teraz się to dopiero stało etc. Jednakże się myliłem.

K: O cholera, co żeś Pan zrobił, że to odpadło.
J: zegarek miałem w rękach kilka sekund, na pana oczach, widział Pan, że nawet nie dotknąłem koronki.
K: No ja widziałem, że coś Pan tam grzebał, proszę mi to teraz naprawić!
J: Proszę Pana za próbę oszustwa i oskarżanie mnie, to nawet odpłatnie tego nie zrobię.
K: Ja pójdę do urzędu konsumenta!
J: Proponuję udać się tam od razu, bo rozmowę z Panem skończyłem!

Wyszedł charakterystycznie prychając "pffff". Cóż, tym razem mu się nie udało. Przynajmniej jak na oszusta był naprawdę kulturalny, bo zwracał się do mnie per 'Pan' i nie unosił się.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 660 (752)

#10042

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka, acz nader pouczająca sytuacja.

Podchodzę do pustej kasy w hipermarkecie celem skasowania jednej butelki wody mineralnej. Podbiega do mnie starsza kobieta, pchając pełny wózek zakupów, a za nią spokojnie idzie jej mąż. Kobieta zaczyna się wydzierać w moją stronę:

K: Halo! Halo! Proszę pana, ja tutaj stałam, ja pierwsza byłam, HALOOOO!

Wtem odzywa się ze wściekłością jej mąż:

M: K...a, po...na babo. Jedną rzecz ma facet, a ty i tak musisz próbować się wp....lić!

Niektórzy chyba to robią dla sportu ;)

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 993 (1071)

#9733

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep. Dzień w którym wydarzyła się ta historia był dniem targowym - niesamowicie duży ruch dookoła, ze względu jednak na branżę, którą się zajmuję u mnie było dość spokojnie. Wtedy przyszedł do mnie facet w średnim wieku.

F: Dzień dobry, ma Pan rozmienić dwie stówy?
J: Niestety nie, nawet w kasie jeszcze tyle nie mam (z uśmiechem)

Facet podszedł do laty, zauważył kółko do kluczy za 0,20 zł:

F: To ja poproszę to koluszko (dokładnie tak to nazwał, dla historii nieistotne, ale warte przytoczenia ;) )
J: Proszę, dwadzieścia groszy.
F: Proszę.

I tutaj szczęka mi opadła, rzucił mi na ladę dwustuzłotowy banknot, a do tego wyraz jego szyderczego uśmieszku był nad wyraz irytujący. Po prostu chciał mnie zmusić do rozmienienia, z tym, że rzeczywiście wtedy nie miałem, a w dzień targowy rozmienienie szybko dwóch stów graniczyło z cudem.

J: Poproszę drobniej, bo nie mam wydać.
F: (Tonem oburzonym) A co mnie to obchodzi.
J: Proszę Pana, ale naprawdę nie mam jak wydać.
F: Gówno mnie to obchodzi, to Pana zasrany obowiązek wydać resztę klientowi!
J: Ale nie mam, nie wyczaruję.
F: To niech Pan idzie rozmienić, według prawa to Pana obowiązkiem jest wydać resztę klientowi.
J: Rozumiem, że ciężko jest Panu rozmienić, bo pewnie nikt nie ma, ale to nie powód, żeby próbować się chamsko wyręczać innymi.
F: Lecisz czy od razu mam dzwonić na policję?
J: Niech Pan mnie nie straszy, jest duży ruch na zewnątrz, nie zostawię sklepu, żeby zarobić dosłownie kilka groszy. Panu się nie chce rozmieniać, to straszy mnie Pan policją, żeby się mną wyręczyć, niestety nic z tego, proszę dzwonić na Policję.
F: Zadzwonię, żebyś Pan wiedział i do urzędu konsumenta pójdę, jak Pan sprzedawać nie potrafisz, to ja zamknę Ci ten interes!

Po czym wyszedł. Oczywiście nigdzie nie zadzwonił i nigdzie nie poszedł. Rozumiem, że obowiązkiem sprzedawcy jest wydać. Jednak nie zawsze jest taka możliwość. Czy taki problem mieć dla klienta kilka drobniaków w kieszeni? Czasem są takie dni, że kilkaset złotych drobniaków potrafi się rozejść w kilka minut jak klienci grubymi płacą. Według mnie próba zapłaty tysiąc razy większym nominałem i robienie ze sprzedawcy pieska na posyłki jest przesadą ze strony klienta.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (742)

#9731

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hipermarket, stoję w kolejce do kasy. Przede mną kilku klientów po kilka produktów. Ja również w koszyku mam kilka rzeczy do jedzenia. Spieszy mi się niemiłosiernie do pracy, już jestem spóźniony. Za mną ustawia się kobieta z wyładowanym wózkiem prawie po brzegi. Kobieta odzywa się do mnie:

K: Niech Pan mnie przepuści, mam mało.
J: (Patrząc na jej wózek i pokazując moje drobiazgi) Chyba sobie Pani ze mnie żartuje?
K: Ale ja muszę szybko do toalety, nie wytrzymam.
J: To może sobie Pani zostawić wózek z zakupami, wyjść do toalety, wrócić i skasować zakupy.
K: Ale mi się na autobus spieszy.
J: Proszę Panią, mi też się na autobus spieszy, kasjerka mnie skasuje w kilka sekund, a Pani ma cały wózek!
K: Ale ja mimo to i tak proszę o przepuszczenie!
J: Przykro mi, ale nie, już tłumaczyłem dlaczego. (w tym momencie kasjerka zaczęła kasować moje produkty)
K: (Krzykiem, aczkolwiek nie głośnym) i czemu mnie Pan nie przepuścił, co? Może trochę uprzejmości, może trochę zrozumienia dla innych (płacę za zakupy), Pan jest nieuprzejmy...
J: Do widzenia (odchodząc od kasy).

I całe jej pretensje o te dosłownie kilka sekund...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (783)

#9857

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz działa się rok temu w niewielkim osiedlowym supermarkecie. Po wrzuceniu do koszyka wszystkiego co było mi potrzebne, udałem się w kierunku kas (a były aż dwie). Przede mną na taśmę wykładała towary kobieta. Była na wysokich szpilkach, miała elegancką sukienkę - ot wyglądała na typową elegantkę.
Wyłożyła kilka produktów na kasę, kasjerka zaczęła kasować, a owa pani stwierdziła, że czegoś jeszcze zapomniała i idzie na sklep. Kasjerka szybko skasowała te kilka produktów i zaczyna się czekanie.

Kolejka w drugiej kasie zrobiła się dość duża, za mną ustawiło się też już kilku klientów. Nagle spostrzegam coś co doprowadziło mnie momentalnie do czerwoności. Owa paniusia spacerkiem przechadza się wśród półek z niemal pełnym koszykiem i jak gdyby nigdy nic kontynuuje spokojnie zakupy. Pytam więc kasjerki:

J: Ta pani zablokowała kasę, żeby później nie stać w kolejce i robi sobie spokojnie zakupy. Czy nie może pani z uwagi na kolejkę wycofać tych produktów?
K: Wiem, wiem, ona tak zawsze robi, ale cóż ja mogę zrobić. Jak wykłada na kasę produkty, nie mogę odmówić rozpoczęcia kasowania. Wycofać teraz już niestety nie mogę, musiałabym kierowniczkę wołać, a zanim ona przyjdzie to tamta pani już się pewnie zdąży uwinąć.

Patrzę na te skasowane produkty - jakiś ryż, jakaś kasza, ziemniaki, olej i kilka pomniejszych drobiazgów - w sumie wszystko co się i tak zawsze w domu przyda, a cena za to niewielka, jakieś dwadzieścia parę złotych. Postanowiłem więc utrzeć piekielnej klientce nosa. Zapytałem więc kasjerkę:

J: A czy może pani do tych produktów doliczyć moje drobiazgi jeśli zapłacę cały rachunek?
K: Teoretycznie towar nie jest podpisany...
J: To proszę kasować!

W kolejce za mną kilka osób wyraziło aprobatę mojego czynu i nawet rozpoczęły się dyskusje jak "to babsko zareaguje" (sic!).
Kasjerka w kilka sekund wszystko skasowała, podała cenę, ja sięgnąłem po portfel. Wtem zauważyła to paniusia i zaczęła biec w moją stronę wrzeszcząc:

P: TO MOJE, TO MOJE, CO PAN ROBI, NIECH PANI TEGO NIE KASUJE, KRADNĄ MI!
J: Proszę Pani, to własność sklepu, którą kupuję, nic pani nie kradnę.
P: NIECH PANI TEGO NIE KASUJE, NIECH PANI NIE BIERZE TYCH PIENIĘDZY.
K: Przykro mi, ale nie mogę odmówić klientowi sprzedaży towaru.
P: ALE TO MOJE BYŁO, JA TO TAM DAŁAM.

Wtem w kolejce ludzie zaczęli wytykać kobiecie:

- cicho kobieto
- blokować kolejkę nam będzie
- czekać tyle ludzie muszą, bo wielka pani przyszła
I inne tego typu teksty.

Wychodząc, uśmiechnąłem się szeroko do paniusi, która dosłownie stała oniemiała z otwartymi ustami. Jeszcze spytała, jakby sama siebie:
- I co ja mam teraz stać ze wszystkimi?
Na to ktoś z kolejki odpowiedział:
- Jak chcesz to możesz zatańczyć.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1779 (1885)

#9788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym sprzedaję zegarki. Pewnego dnia, kilka miesięcy temu kobieta kupiła u mnie zegarek męski (za około 150 zł). Kilka dni temu zawitała do mnie do sklepu i od wejścia z krzykiem:

K: Co za buble Pan sprzedaje, tyle piniendzy (sic!) to kosztowało!
J: Dzień dobry, proszę mi powiedzieć o co chodzi.
K: Kupiłam pół roku temu zegarek mężowi na rocznicę ślubu i nie działa już!
J: Ale co się...
K: Tyle piniendzy, tyle piniendzy kosztował.
J: Proszę panią, proszę spokojnie, być może to tylko bateria, jeśli tak to wymienimy i będzie po problemie.

Wziąłem zegarek do ręki, patrzę - działa, pytam więc klientkę jaki dokładnie problem.

K: Ja go kupiłam na rocznicę i leżał w półce, bo wtedy akurat piniondze miałam i chciałam go dać jutro mężowi, ale nie działa!
J: Proszę panią działa.
K: Ale mi go pan ustawiał, a teraz złą godzinę pokazuje!

Sprawdzam i rzeczywiście, zegarek spóźnia godzinę i skoro ustawiałem go to pewnie równo ze swoim zegarkiem. Co było najdziwniejsze spóźniał dokładnie godzinę, co do minuty. Już wiedziałem co się stało.

J: Proszę pani, a czy podczas zmiany czasu na letni przestawiała pani na tym zegarku godzinę do przodu?
K: (głosem jakby ją coś bolało) Nieee...

Po czym wzięła zegarek i wyszła ze sklepu. Rozumiem, że można się pomylić, ale po co od razu krzyki? ;)

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 674 (784)

#9792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep, który znajduje się na pasażu handlowym w hipermarkecie. Pewnego dnia zauważyłem jak na pasażu kobieta z dzieckiem w wózku spacerowym spotkała najwyraźniej swoją znajomą. Chwilę porozmawiały, a że na pasażu ruch był spory, więc aby nie tamować ruchu weszły do mojego sklepu kontynuując rozmowę. Akurat zajmowałem się pracą wymagającą precyzji. Kobiety mnie trochę irytowały, bo nie lubię słuchać np. o tym w jakich butach na wesele poszła dziewczyna brata koleżanki jakiejś Kaśki, ale cóż, nie chciałem być nieuprzejmy.
Po około 15 minutach rozmowy dziecko w wózku zaczęło płakać. Po chwili płacz zamienił się w wycie. Dziecko ujadało jak oszalałe, ale mamusia nic sobie z tego nie robiła. Kobiety z uśmieszkami na twarzy kontynuowały rozmowę, a we mnie narastała frustracja.
Po kolejnych kilku minutach poddałem się. Nie potrafiłem się skupić na tym co robię w takim hałasie. I tutaj punkt kulminacyjny historii: wstałem i naprawdę bardzo grzecznym i uprzejmym tonem zapytałem kobiety:

J: Przepraszam bardzo, czy którejś z Pań mogę służyć pomocą?

Kobiety nie przerywały swojej arcyciekawej rozmowy, matka dziecka nie odwracając głowy powiedziała jedynie głośne "NIE", po czym zniżyła ton do poprzedniego i kontynuowała swe opowieści.

J: Przepraszam, czy mogą Panie na chwilę przerwać?

Tym razem kobiety ucichły, obróciły się w moją stronę, a matka dziecka wypaliła:

M: Co Pan znowu chce?
J: Jeśli nie mają Panie u mnie niczego do załatwienia, to bardzo Panie proszę o uspokojenie dziecka lub opuszczenie zakładu, gdyż w tym hałasie nie jestem w stanie pracować.

Druga kobieta stała bez słowa, a piekielna mamuśka wpadła niemal w szał:

M: COOOOO? Ja jestem matką z dzieckiem, może trochę szacunku!
J: Bardzo Panią szanuję, ale mam pracę do wykonania, której słysząc ten ryk nie jestem w stanie wykonać.
M: Pan mnie chce ze sklepu wyrzucić? Przecież to skandal! Dyskryminacja matek z dziećmi, to zgłosić trzeba, jak Panu nie wstyd, jak Pan śmie tak traktować klientów?
J: Przeszkadza mi Pani w pracy, a poza tym klientami zwykłem nazywać osoby, które coś kupują.
M: NIE BĘDZIESZ MI UBLIŻAŁ WARIACIE!

Po czym szybko oddaliła się z koleżanką ze sklepu. Jej zachowania jakoś nie potrafię odpowiednio skomentować.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 797 (927)

#9355

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce jakiś czas temu w hipermarkecie. Stałem w kolejce do kasy (jako ostatni), przede mną jakiś młody facet. Podchodzi przede mnie kobieta z wózkiem wypełnionym zakupami. Facet też miał na taśmie sporo zakupów. Z ich zachowania wywnioskowałem, że są to znajomi. Wreszcie facet zaproponował kobiecie, aby skasowała swoje zakupy razem z jego, coby nie musiała czekać w kolejce.

K (do mnie): Ja z tym Panem jestem.
J: OK.

Po paru minutach przyszła na nich kolej (mi akurat się dość spieszyło). Kobieta powiedziała do kasjerki:

K: Proszę to skasować osobno (oddzielając swoje produkty od produktów znajomego.
J: Jak osobno, to sobie Pani za mnie wejdzie.
K: Ale o co Panu znowu chodzi? Co? (oburzonym tonem).
J: Przepuściłem Panią, bo powiedziała mi Pani, że robi zakupy wspólnie z tym Panem.
K: Ale się rozmyśliłam, nie?
J: To proszę za mnie.
(Facet stojący za mną w kolejce): I za mnie
(kolejny facet): I za mnie.
K: Dobrze, będę później godzinę produkty oddzielać, bo Panu się nie chce poczekać minutki dłużej.
J: Chodzi o zasadę.

PS: Według mnie jeśli każdy będzie ustępował dla świętego spokoju, to wychowamy grupę bezpardonowych chamów, którzy będą przekonani, że wszystko im wszędzie wolno.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 786 (916)

#9000

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym m. in. dorabiam klucze, również do samochodów. Przychodzi więc klient, mężczyzna koło 50 lat:

K: Dzień dobry, chciałem dorobić ten klucz do auta, ile mnie będzie kosztować? (pokazuje mi klucz)
J: Z immobiliserem?
K: Bez.
J: W tym kluczyku może być, więc może sprawdzę dla pewności.
K: Bez jest! Chyba wiem co mam!
J: Jak Pan sobie życzy, to będzie 25 zł.
K: Proszę zrobić.

Chwila grzebania przy maszynie, kilka zgrzytów i kluczyk gotowy. Klient odbiera, płaci, wychodzi, lecz po 5 minutach wraca.

K: Nie działa!
J: A co się dzieje?
K: No nie działa!
J: Drzwi otwiera?
K: Yyyyy... tak.
J: Stacyjkę przekręca?
K: No tak, ale chyba coś jest niedoszlifowane, bo auto od razu gaśnie po odpaleniu.
J: Skoro przekręca to dorobiony jest dobrze, ale stacyjka nie ma kodu z immobilisera więc blokuje dopływ paliwa i auto gaśnie.
K: A to ja takiego nie chcę, co nie odpala.
J: Proszę Pana, zwrotu nie przyjmę gdyż informowałem Pana, że może być immobiliser.
K: No ale ja nie wiedziałem, myślałem, że nie ma. To Pan ma wiedzieć, Pan ponoć jest fachowcem.
J: Poinformowałem Pana, ale nie powiedział Pan, że nie wie, wręcz przeciwnie, nawet nie pozwolił mi Pan sprawdzić mówiąc, że wie Pan co Pan ma.
K: A z immobiliserem ile kosztuje?
J: 100 zł.
K: Za drogo, nie chcę.
J: No trudno.
K: To odda mi Pan pieniądze? Taki jest mi niepotrzebny.
J: Bardzo mi przykro, ale sam Pan teraz płaci za swój błąd, ja nie zamierzam tego robić.

Po tym tekście klient bez słowa wyszedł.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (701)