Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GburciaFurcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2016 - 11:33
Ostatnio: 26 stycznia 2021 - 8:31
  • Historii na głównej: 0 z 0
  • Punktów za historie: 0
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 464
 

#19624

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuje na ochronie.
Jak wiadomo, stereotyp ochroniarza zobowiązuje: 100 kg wagi, 2 metry wzrostu, bicepsy jak uda przeciętnego śmiertelnika. Taki też jest Benek, kolega z branży z którym dziś rano jechałem autobusem. Co znamienne, Benek przynależy do subkultury "metali", co widać po jego ubiorze i fryzurze.
W autobusie, poza nami, jechała też matka z dzieckiem w wózku i jakaś kobieta w wieku mocno średnim. My, jak przystało na kolegów, ucięliśmy sobie pogawędkę na tematy ogólne. W pewnym momencie Benedykt troche sie zapomniał i użył swojego normalnego, potężnego głosu którym w wolnych chwilach growluje. Starsza kobieta momentalnie zaatakowała.
- Może by tak ciszej?! Tu jest niemowlę! - krzyknęła tak, że obudziłaby cały pułk dzieci. Zdecydowanie głośniej niż Benek.
- Pani nie mówi o noworodkach. - odparł Benedykt smętnym głosem - Głodny sie robię.
Najpiękniejszy w tym wszystkim, był czysty i szczery śmiech matki, do którego po chwili dołączył chichot malca w wózku.

Autobus

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1270 (1394)

#73563

przez ~onlyone ·
| Do ulubionych
Historia sprzed 20 lat - jak pomóc w ochronie lasu.

Mój dziadek był leśniczym. Jako "dorosłej" ośmiolatce każdy ostatni miesiąc wakacji pozwalał spać z nim w takiej wypasionej wieżyce leśnej. Dom dziadków był od niej oddalony o 2 kilometry.
Oglądaliśmy wtedy codziennie wschody słońca i podróżowaliśmy cały dzień po lesie(zachodząc tylko do babci po obiad).

Któregoś pięknego poranka wstałam wcześniej od dziadka. Nie było wolno mi chodzić po lesie samej, ale wpadłam na genialny pomysł. Postanowiłam zawieźć babci naczynia i pojemniki z wczorajszego obiadu, żeby nie musieć wracać do domu tego dnia.
Wymknęłam się po cichu, nie budząc dziadka.

Mój dziecięcy móżdżek w tym cudownym planie nie brał pod uwagę ubrań czy butów. Tak więc o czwartej rano przez las biegnie bosa ośmiolatka z długimi poplątanymi brązowymi lokami w białej koszuli nocnej. Biegnę sobie szczęśliwa i nagle BUM!
Przewróciłam się o jakiś kamień czy korzeń.
Z buzi leci krew, panika, szybkie ogarnięcie sytuacji... trzy zęby na ziemi.
Jako że byłam tym rodzajem dziecka, które całe dzieciństwo nosiło się w sinikach i zadrapaniach zdobytych podczas zabaw, trzy stracone mleczaki były błahostką.

Tak więc bez większego przejęcia biegnę zasłaniając usta dłonią, z której wyciekała nadal krew. Naglę słyszę dźwięk stłuczonego szkła. Zatrzymuję się, odwracam szybko, a tam czterech miejscowych pijaczków.
Ja stoję i patrzę na nich, oni znieruchomieli w różnych przypadkowych pozycjach - wszyscy stoją tak w milczeniu przez kilkanaście sekund.

Nagle doszło do mnie jak to wygląda i zaczęłam im tłumaczyć wszystko... to znaczy chciałam, bo udało mi się tylko wydać z siebie jakiś dziwny bełkot.
Przysięgam, że nigdy w życiu nie widziałam, żeby ktoś w takim wieku tak szybko biegł wrzeszcząc, wzywając Boga i płacząc równocześnie.

Panowie byli prawdziwym utrapieniem dziadka, które przypadkowo rozwiązałam. Bywali w lesie niemal codziennie śmiecąc i w każde wakacje pędzili bimber pełną amatorką.

Przez lata we wsi krążyła historia o lesie nawiedzanym przez zamordowaną małą dziewczynkę.
PS Lania na szczęście nie dostałam, dziadek darował :)

las

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (423)

#37565

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziewczyny, historia o tym jak chłopaków NIE podrywać.

Mój kumpel, Seba, ma rodzinę na wsi. Córka sąsiadów tejże rodziny rozpoczęła w październiku ubiegłego roku studia we Wrocławiu. Kuzyn, znający Kasię od lat, poprosił Sebę, aby pomógł się dziewczynie w nowym miejscu zaaklimatyzować, bo ponoć nieśmiała, skryta, trudno nawiązuje kontakty, nie ma przyjaciół.

Seba zabrał ją parę razy na spotkania w gronie znajomych, sprawiała wrażenie miłej i dość poczciwej osoby, nie dało się jednak ukryć, że źle czuje się na większych spotkaniach. Siedziała, sączyła piwko, z nikim nie gadała, gdy ktoś ją zagadywał, odpowiadała jednym słowem. Seba zatem spotkań więcej nie proponował, powiedział tylko, że jeżeli będzie potrzebowała jakieś pomocy, to może się do niego zgłosić, postara się jakoś pomóc.

Minęły ze dwa tygodnie. Seba ma taką pracę, w której nie może mieć włączonej komórki. Wychodzi pewnego dnia z pracy, włącza telefon. I tak... 17 połączeń nieodebranych i ok.20 smsów od Kasi. Smsy mniej więcej tej treści (po kolei, wszystkich nie przytoczę):

"Cześć, dlaczego nie odbierasz?"
"Słuchaj, mam pewien problem mógłbyś mi pomóc? Daj znać"
"Dlaczego się nie odzywasz? To pilne"
"Błagam cię, odezwij się, dlaczego mnie olewasz?"
"Cholera, nie rozumiesz, idioto, że mam problem? Jak nie chcesz mi pomóc to powiedz, nie wiem, co mam robić!!!"
"Świetnie. Najpierw mówisz, że możesz mi pomóc, a teraz się wypinasz!!! Idiota!"
"Chciałam tylko, kretynie, żebyś mi powiedział, gdzie mogę sobie UrbanCard wyrobić, teraz mam cię w dupie!"
"Jesteś chory psychicznie, wal się!"

Seba w szoku, oddzwonił do Kasi i tłumaczy, dlaczego nie mógł odebrać. Kasia:
- Aha... nie no, ja myślałam, że mnie zlewasz... chyba każdy by tak pomyślał.
- Skoro dzwoniłaś to wiesz, że miałem wyłączony telefon, a nie cię olałem, nie?
- Dobra, a pojedziesz ze mną do tego biura, po tę kartę?
- Dzisiaj? Nie mogę, zresztą jest już zamknięte na pewno.
- Jednak palant i dupek z ciebie, i jeszcze wpierasz, że w pracy byłeś! - rozłączyła się.

Parę dni później. Kasia dzwoni:
- Hej, jestem smutna, nie mam z kim pogadać, spotkamy się?
- A co się stało?
- A nic, nie chcę o tym gadać przez telefon...

Niezbyt chętnie Seba się z nią spotkał.
- No to jaki masz problem?
- A wiesz... bo ja nie wiem, czemu ty się do mnie nie odzywasz...
- Bo zwyzywałaś mnie od idiotów, może dlatego?
- No bo mnie wkurzyłeś, dziwisz się?
- Tak, dziwię się, mogłaś się wkurzyć, ale po co od razu milion smsów z wyzwiskami?
- Bo się z tobie zakochałam!!!
- Eeee... no to ciężko...
- Ja wiem, że ty we mnie też!
- Co?
- Skoro nie, to po co mnie na imprezy zapraszałeś?
- Bo mnie Mariusz (kuzyn) prosił, żebym ci tu pomógł jakichś znajomych znaleźć.
- Nieprawda, wiem, że ci się podobam!

I tak dalej. Skończyło się awanturą, Kasia wyszła obrażona, zamilkła na parę miesięcy. Po paru miesiącach pisze:

"Myślę o Tobie"
Seba:
"To przestań, bo ja o tobie nie"

I tu milion smsów od Kasi typu: "Jesteś idiotą", "Kocham cię", "Bydlak z ciebie", "Wal się na ryj", "Nigdy nikogo tak nie kochałam", itd.

Jakoś kilka dni po tej akcji ja i moja kumpela spotkałyśmy Kasię na mieście. O akcji wiedziałyśmy, mimo to zagadałyśmy do niej, po prostu zapytać jak leci. Zaczęła się żalić, że nie wie dlaczego Seba ją olewa, czemu już (!) jej nie kocha, czemu tak łatwo zrezygnował z ich związku (!). Sugeruję więc nieśmiało, że mało który facet leci na dziewczynę, która piszę mu w ciągu kilku godzin 20 smsów z wyzwiskami. Poradziłyśmy jej przystopować i Sebę zostawić w spokoju, bo tylko się ośmiesza. Kasia:

- Ale na mnie chociaż spojrzał, a was to w ogóle ma w dupie, zazdrosne idiotki.

A my się dziwiłyśmy czemu nie ma znajomych O_o

Znajomi

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1066 (1150)

#37216

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnych historii miałam wiele. Ale ta, najbardziej zapadła mi w pamięć, choć mnie nie dotyczyła.

Nie tak dawno temu, miałam staż/praktykę w szpitalu. Szpital "zaprzyjaźniony", moja ciocia tam "rządzi", a ja od małego tam bywałam i wiele lekarzy i pielęgniarek mnie zna. Ponieważ chciałam zostać położną, kręciłam się głównie między porodówką, salą poporodową, ale także takimi oddziałami jak patologia ciąży.

Już po kilku dniach moją uwagę przykuła pewna para, gdzieś przed trzydziestką. Ona o wyglądzie i figurze modelki, z widocznym już, zgrabnym brzuszkiem, on też niebrzydki. Wyglądali na szczęśliwych, podekscytowanych i dumnych. Jedna z pielęgniarek powiedziała mi o nich kilka słów. Że bardzo się cieszą na to dziecko, ale [M]amuśka ma problemy, a właściwie dzieciątko. I dlatego często przebywa w szpitalu, i na patologii ciąży. A podczas każdej takiej wizyty, nawet jednodniowej przychodzi cała delegacja rodziny, przyjaciele, przynoszą misie, kwiaty, czekoladki, balony... No ma-sa-kra.

Po takim zapoznaniu się z sytuacją, byłam przygotowana na wiele. Przyszli rodzice rzeczywiście często pojawiali się w szpitalu, i rzeczywiście delegacje były. O ile sami przyszli rodzice byli w miarę ok, o tyle ich goście już całkiem nie. Pytania typu "a gdzie kawa dla gości?". Na odpowiedź, że można kupić w automacie, mówili, że to pielęgniarki powinny nosić(?) I opiernicz, za głupoty, na które nie miałam wpływu (kolor ścian).

Jakoś to przeżyłam. Już pod koniec ciąży owej pani, wyjawiała się jej piekielność.
Trafiła na patologię ciąży, różne zagrożenia jak wiadomo, którymi piekielna mamuśka się nie przejmowała. Razem z ojczulkiem zamówili fotografa do zdjęć w szpitalu. Raczej nie wolno robić sesji w takich miejscach, ale piekielna mamuśka się uparła i mimo sprzeciwu pstrykanie było słychać wszędzie. Co więcej, sesje te były bardzo charakterystyczne. Mamuśka w pończochach i szpilach 15 cm (WTF!?) w koronkowych stringach, a piersi zasłaniał jej partner. Ok, wszystko dla ludzi, ale żeby na szpitalnym łóżku!?

Generalnie cyrk się dział, telefony się urywały, a mamuśka tylko powtarzała, ze jej mała księżniczka już ma umówioną sesję zdjęciową, bo przecież jest najśliczniejsza na świecie!
Pomijając fakt, że dziecko się nie narodziło jeszcze i było zagrożone Zespołem Downa, o czym mamuśka doskonale wiedziała, ale powtarzała tylko "na pewno będzie zdrowe". Nie mam nic przeciwko optymizmowi, to dobrze, że tak myślała, ale kurde, po co to całe świrowanie?!!

Miałam to "szczęście" że w dniu porodu byłam w szpitalu. Bezpośrednio przy porodzie nie, ale to, co działo się na sali porodowej było podobno koszmarem. Fotograf zamówiony, z całym sprzętem (statyw, lampy, itp) nie został oczywiście wpuszczony, a mamuśka wnerwiona zaczęła płakać, błagać, aż w końcu zaprotestowała "NIE BĘDĘ PRZEĆ!!!"

Jednak po niedługim czasie, jak wiadomo ciężko być ofuczonym, trzeba działać. Poród ok, mamuśka tylko krzyczy, żeby ładnie ją "tam" zrobić... Sprawdziły się przypuszczenia lekarzy, dziecko z lekkim Zespołem Downa (naprawdę są różne stadium tej choroby, a dzieci wcale nie muszą być ciężarem dla rodzica!), matka na widok dziecka, które było prześliczne - krzyk - "NIE MOŻE BYĆ! TO NIE MOJE DZIECKO!" i kilka innych.
Zanim wyjechała z sali porodowej, już poinformowała, że ona dziecka nie chce.

Po przyjeździe na salę poporodową, przeszła samą siebie. Zaczęła namawiać inną matkę, żeby ta zamieniła się dzieckiem!!! Nie wierzyłam, ze tacy ludzie istnieją. To co robiła ta kobieta, było straszne. Nie chciała widzieć dziecka, zażądała natychmiastowego wypisania ze szpitala, a "DZIECKO SE ZOSTAWCIE".
Oczywiście istnieje taka opcja, ale nie jest to takie łatwe, trzeba podpisać kilka papierków, których mamuśka podpisać nie chciała. Ojczulek non stop był przy piekielnej mamuśce, całował ją po czole i wtórował jej. Wszyscy pogodziliśmy się z tym, że mała zostaje w szpitalu, ale serce się nam krajało. Nie wiem, jak sytuacja się skończyła, bo musiałam wyjść, ale podobno wychodząc ze szpitala, dzwoniła do wszystkich zapłakana, że "dziecko umarło"...

Powiedzcie mi, jak można być tak podłym, zapatrzonym w siebie i wyidealizowanym!? Pewnie, gdyby urodził się chłopczyk, też by go zostawiła, bo "nie księżniczka"...

służba_zdrowia

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1066)

#11188

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mieszkanie, w którym obecnie urzęduję, dzielę ze współlokatorem. Ja zajmuję jeden pokój, współlokator drugi, przy czym on swój teoretycznie jednoosobowy pokój dzieli ze swoją dziewczyną, która na bezczelnego waletuje u nas (z przerwami) od listopada. I o tej dziewczynie historia będzie.
Aśka reprezentuje typ niedomytej elegantki – obcasy, kapelutki, sukienki, pełny makijaż, a pod kapelutkiem rozczochrane, niemyte ze dwa tygodnie włosy, obgryzione paznokcie, z dezodorantem w ręce jej na oczy nie widziałam. Taki trochę kocmołuch, cały czas wygląda jakby nie miała kontaktu z wodą przez ostatni tydzień.
Podczas całego jej mieszkania – czyli już ponad pół roku – nie zauważyłam żadnych jej kosmetyków czy przyborów toaletowych w mieszkaniu. Zauważyłam za to znikające w tajemniczych okolicznościach moje podpaski, suszarkę do włosów samoczynnie zmieniającą miejsce pobytu, ubytki w żelu pod prysznic… Zgody na dzielenie się z nią czymkolwiek nie wyrażałam, ale nic nie mówiłam, bo myślę sobie, może mam jakąś paranoję albo inną sklerozę i się okaże, że dziewczyna niewinna, a ja się czepiam, bo zapomniałam, że zużyłam? Ostatecznie na gorącym uczynku jej nie złapałam.
I tak sobie żyliśmy w miarę zgodnie, aż do kilku godzin temu. Bowiem gdzieś koło 21 Joanna zapukała do mojego pokoju i rzekła tak:

‘Słuchaj, ja bym miała do ciebie prośbę… Mogłabyś kupować trochę ciemniejszy puder, bo mi ten odcień nie pasuje, jest za blady?’

Na moje O.o, ona się wycofała i wyszła z domu, a ja póki co siedzę i dalej zbieram szczękę z podłogi;
tak się tylko zastanawiam: głupota czy skrajna bezczelność?

domowe zacisze

Skomentuj (101) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1187 (1231)

#72437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed dwóch dni. Ochłonęłam i wyszłam z szoku na tyle, żeby się nią podzielić.

Jadę sobie autobusikiem KM, tłoku nie ma ale wszystkie siedzące miejsca zajęte więc stoję pośrodku. Na jednym z siedzeń siedzi chłopak, na oko z 16 lat z nogą w gipsie.Na przystanku wsiada staruszka i widać za cel obiera sobie właśnie ww chłopaka. Staje nad nim i zaczyna marudzić, że młody powinien ustąpić a ona starsza stoi i nogi ją bolą, i dwie wojny przeżyła i zero szacunku od młodzieży...

Z siedzenia obok poderwała się dziewczyna i mówi, ze proszę że tu niech pani siada, ja zaraz wysiadam. Ale babcia nie, ona na tym miejscu lubi siedzieć i na innych miejscach nie siada. Nie i już. Chłopak lekko speszony ale jednak odmawia bo gdzie ze złamaną nogą będzie stał jak może siedzieć.

Staruszka niepocieszona, innych miejsc nie chce ale żali się na głos w dalszym ciągu. I tak jedziemy, przystanki mijają. Chłopak powoli wstaje i zbiera się do wyjścia. Stałam naprzeciwko niego i widzę, ze wstając wysunął mu się portfel z kieszeni i został na siedzeniu. Zanim zareagowałam babcia hyc, i siada na wolnym miejscu. Mówię do chłopaka, że wypadł mu portfel na siedzenie. On oklepał kieszeń - faktycznie, wzrok mnie nie mylił - portfela niet. Odwraca się i pyta staruszkę, czy może wstać bo coś zostawił na siedzeniu. Co na to babcia? Nie. Nogi ją bolą, jak usiadła to siedzi.

Chłopak zdenerwowany, inni pasażerowie zaczynają się wtrącać, ja mówię ze na pewno widziałam portfel na siedzeniu jak wstawał, babcia w zaparte że czułaby że na czymś siedzi a wstawać na darmo nie będzie... I w tym momencie ktoś z pasażerów poradził pójść do kierowcy żeby zjechał i wezwał policję bo wygląda to na próbę kradzieży (nie wiem czy kierowca mógłby się tak zachować - w każdym razie podziałało).

Babcia nagle wsuwa rękę do torebki i wyciąga z niej rzeczony portfel. Jak tak szybko go tam schowała nie wiem. Chłopak wziął co jego, wysiadł a co na to babcia? "Ech, gówniarze, a mnie by się tak na leki przydało..."

komunikacja_miejska

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 389 (413)

#37428

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Do koleżanki na kasie opodal, podchodzi bardzo nieletnio wyglądający chłopaczek i prosi o bilet na film dozwolony od lat 15.
Poinformować tu muszę, że wpuszczenie kogoś w nieodpowiednim wieku jest u nas najszybszym i najpewniejszym sposobem na wylecenie z pracy, więc nie mamy litości dla ściemniaczy.

[Koleżanka:] Legitymację, paszport albo cokolwiek ze zdjęciem i datą urodzenia masz?
[Chłopię:] Nieee...
[K., już tylko pro forma:] Ile masz lat?
[Ch.:] Yyyy, szesnaście.
[K.:] Data urodzenia?
[Ch.:] Ósmy kwietnia tysiąc dziewięćset... osiemdziesiąt cztery?
[K.:] Aha. Czyli masz szesnaście lat, ale tak naprawdę dwadzieścia osiem?
[Ch.:] Oj weeeź...

Odchodzi, przez jakieś dwadzieścia minut buja się przy stoliczkach opodal, napierniczając w swój smartfon. Wraca, ustawia się w kolejce do mnie. Koleżanka odchodzi na zaplecze, bo wie, co będzie się zaraz działo i nie chce ryczeć ze śmiechu przy klientach.

[Ch.:] Poproszę jeden na "Teda".
[Ja:] Legitymacja, paszport, cokolwiek ze zdjęciem i datą urodzenia?
[Ch.:] Nieee...
[J.:] Ile masz lat?
[Ch.:] Szesnaście.
[J.:] Data urodzenia?
[Ch., triumfalnie i bez namysłu:] Ósmy kwietnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt cztery!
[J.:] Wróć, jak się nauczysz używać kalkulatora w komórce.
[Ch.:] Oj weeeź...

Odchodzi do wyjścia, ja na zapleczu dołączam do koleżanki i razem ryczymy ze śmiechu.

Kino zagranica

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1063 (1163)

#25176

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zemsta jest słodka.
Ocenę, kto był piekielny, pozostawiam Wam. :)

Było to ładnych parę lat temu, ale historia ta ma swoje korzenie jeszcze dawniej, kiedy to pracowałem w jednej ze spółek portowych, gdzie moim przełożonym był Pan A.
Pan A. był osobą wielce wymagającą, jednak jeżeli chodziło o docenienie czyjejś pracy, Pan A. miał swoich faworytów. Tak więc przy podwyżkach lub premiach (a wtedy było o co walczyć) nie było istotne, kto ile i jak pracuje, ale kto z szefciem flaszeczkę obali lub z sąsiedniej wsi pochodzi. Nie pozwalałem sobie na jawny wyzysk, awanturowałem się o swoje, a w odpowiedzi słyszałem zawsze: "Ja tu rządzę i ja oceniam!"
...Dość...

Zmieniłem pracę (prywaciarz, firma produkcyjno-HANDLOWA, budowlanka), awansowałem, znowu awansowałem, zyskałem szacunek podwładnych i szefa, a że firma się rozwijała, szef wysłał mnie za granicę po odbiór nowej maszyny do produkcji. 2 tygodnie zleciały, wracam, maszyna dotrze za jakiś czas tirem, wszystko gra.

Nasze produkty składowane były na placu, gdzie klient mógł je sobie obejrzeć przed zakupem, a pracownicy mieli służyć radą i pomocą. I tak idę sobie po placu, i co widzę? Pan A. w naszym nowiutkim kombinezonie spaceruje sobie między rzędami. O! Dostrzegł mnie, poznał, idzie. Woła:

- O! Cześć P. (peterek64 - ja).
- Dzień dobry Panie A. To już nie w porcie?
- Nie, spółka padła, teraz tu szefem jestem.

Hmm, czy jest coś, czego nie wiem? W końcu trochę mnie nie było, ale żeby tak bez ostrzeżenia ktoś mnie wygryzł ze stołka? Widząc moją konsternację, Pan A. interpretuje ją na swój sposób:

- Nie martw się P, wiem, że tu jest dla ciebie za drogo, ale pooglądać możesz.
- Aha, dzięki. To na razie. - No i poszedłem do biura, dowiedzieć się o co biega.

Okazało się, że jak zwykle, poszukiwaliśmy magazynierów. Pan A. dostał ten etat i tyle. Tego samego dnia poprosiłem wszystkich pracowników do mnie na zebranie. Mina Pana A. - bezcenna. :)
Moja wypowiedź z końca zebrania:
- Dziękuję panom za zaangażowanie w czasie mojej nieobecności. Pamiętajcie: "Ja tu rządzę i ja oceniam!"
Odtąd byłem dla niego Panem P.

Praca

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1071 (1095)

#66276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od roku mieszkam w USA. Ot, tak wyszło. Nigdy mnie tutaj nie ciągnęło. Aczkolwiek serce nie sługa, wybrało sobie przystojnego Amerykanina i wraz z nim przeniosłam się za wielka wodę. Historia nie będzie jednak o tutejszych piekielnych (swoją droga, żadnych jeszcze tutaj nie spotkałam :P), ale o zachowaniu pewnej mojej "znajomej".

Od wczesnej podstawówki miałam przyjaciółkę. Bardzo bliska, wspaniała osoba, która była dla mnie jak siostra. Byłyśmy nierozłączne. Wraz z końcem liceum A. poznała pewnego chłopaka. Szybko zaczęła spędzać z nim i z jego znajomymi większość czasu. Rozumiałam to, w końcu, pierwsza miłość! Ja dość niechętnie spotykałam się z tymi ludzi. Byłam typowym "brudnym metalem" :P, a oni... Panny były fankami różowych tipsów i solarki, panowie - lans, lans, żel i fajne bryki. Niestety, moja przyjaciółka szybko dostosowała się do ich stylu życia. Koniec końców, zupełnie przestała mieć czas na spotkania ze mną. A ja naprawdę starałam się utrzymać ta długą przyjaźń. Powiedziałam jej, żeby odezwała się jak w końcu znajdzie moment tylko dla mnie...

Nie znalazła. Do dzisiaj. Czyli jakieś 10 lat później.

Jak co rano otwieram sobie twarzo-książkę, coby poprzeglądać rożne pierdoły przy porannej herbacie. Wiadomość od A. zupełnie mnie zaskoczyła, nie miałam jej nawet w znajomych. Chyba domyślacie się o co chodzi.

A. zaczęła słodziutko, pytając co u mnie, jak życie, bo oh! tak dawno się nie widziałyśmy i musimy nadrobić ostatnie lata. Ja już to "rozstanie" zdążyłam przepłakać i przeboleć, więc moje odpowiedzi były raczej dość oschłe. Napisałam, że pisze do mnie nieco za późno i o co w ogóle jej chodzi. Dalej słodkim tonem zaczęła mi opowiadać jak to ciężko się teraz jej w Polsce żyje, myślała, żeby gdzieś z mężem wyjechać za pracą... I ktoś jej powiedział, że ja mieszkam w Stanach, więc na pewno - w imię dawnej przyjaźni - będę mogła jej pomóc. Zaśmiałam się w duchu i odpisałam, że nawet gdybym miała taka możliwość, to nigdy bym jej nie pomogła. Słodki ton się skończył, zaczęły się wyzwiska. Zignorowałam ją, zablokowałam.

Wiem, że historia sama w sobie może nie jest tak piekielna, ale niestety otworzyła stare rany. A. nie była jedyną osoba, która nagle sobie przypomniała o moim istnieniu. Dalsza rodzina również wypytuje moich rodziców jak mi się żyje, jak dużo zarabiam, itp. Trochę to smutne.

zagranica

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 508 (622)

#73006

przez ~PatrykTier ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnej prawie narzeczonej. Uwaga! Wstęp jest przydługi, ale kwintesencja całej piekielności na końcu;)

Szczęśliwy i pewny siebie żyłem z pewną dziewczyną w związku. Dziewczyna o nieprzeciętnej urodzie, dobrym sercu i co najważniejsze mająca to coś, czego oczekiwałem od dziewczyny. Spędzaliśmy cztery lata myślą, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Podkreślić trzeba, że była BARDZO zżyta z moją rodziną. Postanowiłem zrobić krok na przód. Kupiłem pierścionek zaręczynowy i schowałem go tak, żeby nie była w stanie go znaleźć. Chciałem się jeszcze wstrzymać z zaręczynami, żeby były na swój sposób wyjątkowe. Czekałem na odpowiedni moment. Dorze zrobiłem, że poczekałem! Cztery lata błogiego przekonania, że ona jest tą jedyną prysło wraz z pojawieniem się "jego". Dwa tygodnie po zakupieniu pierścionka;)

Pewnego dnia "ona" oznajmiła mi, że idzie się spotkać ze starym znajomym, który wrócił z Niemiec do Polski. Nie widziała go bardzo długo a ostatnio spotkała go przypadkiem gdzieś na ulicy. Pomyślałem, że spoko, sam ma dużo koleżanek (chociażby z pracy) z którymi się w tamtym okresie spotykałem i nie budziło to żadnych podejrzeń i zazdrości. Podejrzenia zaczęły się kilka dni później. Podczas rozmowy wynikło, że "on" wyjechał do Niemiec kiedy miał jakieś 3-4 lata. Ona, mogła mieć wtedy 2-3 lata. Musieli więc chyba używać tego samego nocnika, skoro mówiła, o nim "dobry znajomy z dzieciństwa". W praktyce nie mogła nawet go pamiętać, więc poznała go w chwili kiedy "przypadkiem spotkali się na ulicy". Nie przejąłem się tym. Następnego dnia zauważyłem, że piszą do siebie. Trwało to ok. tygodnia, w tym czasie nawet kilka razy "on" zadzwonił kiedy "ona" była obok mnie. Przestało mi się to podobać. Doszło pomiędzy nami do kłótni. Dwa dni się do mnie nie odzywała, ale mimo wszystko nie wskazywało to tego co miało się stać. Po tych wspomnianych dwóch dniach milczenia postanowiłem pójść do niej do domu. Jak dobrze się domyślacie spotkałem tam "jego". "Ona" wypaliła, że "układa im się" i, że nie jest już moją dziewczyną. Dosłownie w ciągu dwóch tygodni odkąd spotkała przypadkowo tego nieznajomego chłopaka była już w nim związku, zapominając wspomnieć swojemu chłopakowi z którym była cztery lata, że wybrała inny kurs z inną załogą na statku.

I wiecie, zdarza się. Różne są związki. Ludzie są ze sobą a tak naprawdę siebie nie znają. Wydawało mi się jednak, że byliśmy naprawdę blisko, że mogłem jej bezgranicznie zaufać... Spędzaliśmy ze sobą każdy dzień wolny przez te cztery lata, wspólne wakacje, wspólne święta, rodziny traktowały nas jak domowników... Dlatego zupełnie się załamałem po tym wszystkim. Moja rodzina z którą "ona" była tak bardzo zżyta przestała utrzymywać z nią jakikolwiek kontakt. Kiedy informacja o rozstaniu się w taki sposób dotarła do naszych wspólnych znajomych jednoznacznie określili, że jest lekko mówiąc niepoważna. Kiedy dotarło do niej, że moja rodzina ją wyklęł i moja kuzynka napisała do niej wiadomość, że wszyscy myśleli, że będzie z nami w rodzinie a ona dopuściła się zdrady i jest skończoną świnią wtedy pojawiły się olbrzymie pretensje w stosunku do mnie, że buntuję wszystkich w koło, że nie daję jej prawa wyboru. Zrobiła z siebie wielką ofiarę całej tej sytuacji. Wszystkiego byłem winny oczywiście ja. Czy to było piekielne? Nie... piekielność miała nastąpić rok po rozstaniu.

Pewnego słonecznego popołudnia do drzwi puka zaprzyjaźniona Pani listonosz. Wręcza mi w kopercie zawiadomienie o tym, że jak najszybciej muszę opłacić mandat za to, że jechałem bez biletu komunikacją miejską. W pierwszej chwili pomyślałem, że musiałem o tym zapomnieć. Jednak zawiadomienie dotyczyło zdarzenia w okresie w którym nie było mnie w Polsce. Dlaczego mandat przyszedł pomimo tego, że nie mogłem to być ja? Dlatego bo w mieście w którym mieszkałem (nie wiem jak to wygląda w innych) kiedy nie masz przy sobie dokumentu potwierdzającym tożsamość wystarczy podać swoje imię, nazwisko, datę urodzenia, pesel oraz imiona rodziców. Kontroler dzwoni na policję, sprawdza czy ktoś taki istnieje i na tej podstawie potwierdza tożsamość pasażera. Pierwsze co zrobiłem zaraz po przeczytaniu wezwania, wsiadłem w samochód i pojechałem do ZTM, zażądałem pokazania mandatu, który był podpisany moim imieniem i nazwiskiem przez kogoś innego. Oczywiście ZTM nic nie mogło zrobić i poleciło mi pojechać na policję. Tam złożyłem zawiadomienie od podszywaniu się pod moją osobę. Przyjęli sprawę. Po jakimś czasie postanowiłem podjechać do nich jeszcze raz, dowiedzieć się czy cokolwiek poszło w tej sprawie do przodu. Wciąż nie wiedziałem kto się podszywa, kto zna wszystkie moje dane razem z peselem Wcześniej jednak pojechałem do ZTM po zrobienie kserokopii mandatu, miałem dziwne przekonanie, ze policja nawet tego nie zrobiła (nie myliłem się :P), ale na miejscu w ZTM powiedziano mi, że złapano osobę, która się podszywała. Próbowała zrobić to ponownie, ale kontrolerzy byli już uczuleni aby reagować na moje imię i nazwisko, od razu wezwali policję.

Zgadniecie kto się podszywał? Ja przed tym jak się dowiedziałem nie pamiętałem, że ktoś taki istnieje. Tak to był "on"chłopak mojej byłej. Otrzymał od "prawie narzeczonej" wszystkie moje dane. Zostałem wezwany na policję na przesłuchanie. Wszystko już wiedzieli. Chcieli mimo wszystko zrobić badania grafologiczne i potrzebowali próbek mojego pisma. Pytali się skąd "on" mógł mieć moje dane i w końcu jaki udział w tym wszystkim mogła mieć "ona". Postanowiłem, że nie będę robił jej problemów i powiedziałem, że "on" mógł zdobyć moje dane w inny sposób niż uzyskanie ich od "niej". Policjanci powiedzieli mi tu cytuję "jesteś poje...y, że próbujesz ją bronic, ale to Twój wybór". A ja po prostu nie chciałem mieć nic wspólnego więcej z tymi ludźmi. Mogłem nawet "mu" postawić sprawę cywilną o zniesławienie oraz podszywanie się pod moją osobę, ale zrezygnowałem. Wystarczyło mi jednak, że prokuratura sama postawiła mu zarzuty. W międzyczasie miałem jeszcze telefon od "niej" w którym przekonywała mnie, że "on" jest bardzo dobry dla niej i chciał to zrobić bo uważał, że potraktowaliśmy ją (ja i moja rodzina) w bardzo zły sposób. I tutaj mnie zamurowało! Dalej groziła mi, że zna sekrety całej mojej rodziny i nie będzie się patyczkowała! Jakie sekrety? Sam chciałbym wiedzieć! W tej chwili szczęka mi już opadła do podłogi, broniłem ją na policji, żeby nie miała problemów a ona jeszcze dzwoniła z groźbami. On, też zadzwonił prosząc mnie żebym nie dawał sprawy "dalej". Tak żałosnego głosu w życiu nie słyszałem. Przykre jest to, że nie usłyszałem żadnego "przepraszam". Po prostu zadzwonił, żeby poprosić mnie o pozostawienie sprawy samej sobie. Jaki morał z tej bajki? Nawet po zjedzeniu z kimś beczki soli może okazać się, że tak naprawdę nic o tej osobie nie wiesz!

komunikacja_miejska

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 354 (408)