Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gro9

Zamieszcza historie od: 22 kwietnia 2011 - 13:38
Ostatnio: 16 lipca 2018 - 5:38
  • Historii na głównej: 15 z 57
  • Punktów za historie: 15226
  • Komentarzy: 65
  • Punktów za komentarze: 327
 
zarchiwizowany

#24274

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprawa rozchodzi się o brak myślenia niektórych ludzi.
Gdzie - tu zdziwienie - na piekielni.pl.
Sprawa:
jest historia niejakiej "asiula90xx"
http://piekielni.pl/24266
W skrócie opowiada o tym że jej narzeczony ma rente i a ZUS odmawia mu możliwości uczciwej pracy ze względu na specjalność tej renty. I przez ZUS ten chłopak musi na czarno pracować.
Sprawa prosta zdawałobysię - ewidentna wina ZUSu....
ALE - w tej historii ta dziewczyna o inteligencji cegły całkiem JAWNIE przyznała że jej narzeczony robi coś za co TĄ RENTE STRACI...
Dowolny urzędnik ZUSu który tą historie przeczyta może bezproblemowo gościa zlokalizować i wziąć pod lupe. A myśle że inspektor podatkowy nie będzie miał problemu z ustaleniem faktów.
A co ZUS wie dzięki inteligencji laski:
Klient któremu można odebrać ręte:
- mężczyzna
- 22 lat (wyraźnie pisze że 3 lata jeszcze może ją pobierać - limit to 25)
- ma ręte po matce wywalczoną drogą sądową
- sprawa rozchodziła się o to że matka 0,5 roku przed śmiercią nie pracowała (ile takich spraw moglo być ???)
- gość wysyłał pisma do ZUS w tej sprawie

Przecież z tymi danymi nawet ślepy gościa znajdzie... Nawet jak pozmieniała informacje (mam nadzieje że to zrobiła ale się nie łudzę) to kluczowe info o matce pozwoli go zidentyfikować bez problemu.

I w ten sposób facet stracił 3 lata ręty... bo piekielni.pl są popularnym portalem i nie wierze by nie znalazł się jakiś urzędnik ZUSu który kto przeczyta a który będzie dostatecznym chamem że go podkabluje.

Dlatego ludzie - apel - INTERNET NIE JEST ANONIMOWY - jak nazwiecie szefa Andrzej zamiast Paweł a nick macie "qdasdasq" to wcale nie znaczy że szef który UCZESTNICZYŁ w zdarzeniu po którym zjechaliście go w piekielnych was nie pozna. Trochę myślenia - portal ten jest czytany W CAŁEJ POLSCE a nawet za jej granicami - pomyślcie czasem o konsekwencjach zanim napiszecie historie - bo szef który jest piekielny - będzie też dość piekielny by wam się dobrać do skóry za taki wpis....

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (219)
zarchiwizowany

#23255

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W dniu dzisiejszym:
Rozdział pod tytułem Urząd skarbowy

W tamtym tygodniu dzwonią do mnie z US. Sprawa: musi pan przynieść jeszcze raz formularz VAT 7 (mam własnął działąlność gospodarczą co zusza mnie do comiesięcznego składania takiegoż formularza i uiszczania podatku VAT). Na poprzednim nie ma podpisu. O.o
Ja zdziwienie maksymalne. Ale kombinuje. Obsługuje mnie urząd skarbowy w X (miejsce dawnego zamieszkania) a pracuje w Y - 100 km dalej. Dotąd korzystałem z tego że tam mieszka moja rodzina którą odwiedzam w prawie każdy weekend i po prostu zostawiam formularz który matka zanosi w dzień pracujący do US (200 m od domu). Ale nic. Kombinuje:
- czy nie może tam Pani wpisać po prostu mojego nazwiska drukowanymi literami i tyle - na moją odpowiedzialność - nie bo przepisy nie pozwalają (tak myślałem ale warto było spróbować)
- czy jak matka przyjdzie może jej pani wydać ten formularz, ja podpisze i po weekendzie odniesie go ? Nie bo tam jakieś stemple są itp. (O.o co - skopiuje je sobie i wykorzystam w niecnych celach ??) Ale nic - też się tego spodziewałem. Pani stoi twardo w postawie że ja mam brać dzień wolny 5 h (łącznie w obie strony) gibać by napisać 7 liter mojego nazwiska.

No cóż - jak trzeba to trzeba - ide wziąć dzień wolny z pracy. W ostatniej chwili jednak przypomniałem sobie - przecież ja mam 2 egzemtlarz tego formularza (zawsze daje 2 - 1 dla urzędu a 2 po ostęplowaniu zatrzymuje do rachunkowości). Ten 2 leży u mnie w domu w dokumentach w tamtym mieście, ze stemplami i wszystkim - a najważniejsze MOIM PODPISEM (swoją drogą - oba wypełniałem równocześnie - jak mogłem podpisać jeden a nie drugi). Szybki telefon czy moge podmienić ten za tamten - Może pan.
Ufffff - kamień z serca (na stope). Matka zanosi ten formularz - przyjęte. I tu się zaczyna piekielność - oddaje tamten i prosi o zwrot tego "niepodpisanego". Pani urzędniczka już go "daje" ale co to ? zapodział się !! A przecież "tu leżał". Po prostu nie ma.... Matka mówiła że mało nie ryknełą śmiechem widząc tandetnie udawane zdziwienie i (prawdziwe) zdenerwowanie urzędniczki.
Wniąsek - pani Zafajdana Urzędniczka zgubiła dokument a żeby zatrzeć ślady - bo by jej sie opiernicz dostał - chciała mnie zmusić bym tracił cały dzień pracy i tłukł się pociągiem a potem pewnie na miejscu bym się dowiedział że "ups, zgubiło się, prosze przynieść jeszcze raz".
Pomijam fakt że matka dotarła za 2 razem. 1 raz w poniedziałek była tam pare minut przed 16 i pocałowałą klamke. Mimo że w poniedziałek urząd ma być otwarty SPECJALNIE do 17. Ale pani z pokoju obok powiedziała że miłe panie stwierdziły że akurat nie ma petentów to idą do domu.

Wniąsek urzędniczki US mają cie kliencie dokładnie i całkowicie "w poważaniu". Bo to TY jesteś dla URZĘDU a nie US dla CIEBIE.

Tylko jeśli można prosić o opinie.
Bo nie mogę się zdecydować - złożyć skarge i doprowadzić do ich zwolnienia czy nie ? Z jednej strony zwaliły na mnie swój błąd i moim kosztem chciały go naprawić... Z drugiej jednak nie wiem czy to nie byłąby przesada....


Tak - można je uwalić. Zgubiły dokument. Podstęplowany i oficjalny. To wbrew pozorom spora przewina. Technika jest prosta. Składasz skarge na nie do ich bezpośredniego przełożonego. Jak to nie podziała (albo przełożony zbyje to jakąś drobnostką typu - "reprymenda") - składasz skarge do przełożonego tego przełożonego na nie i ich przełożonego że nic z tym nie zrobił. I tak idziesz w góre. Za każdym razem zaznaczając że jak nic się nie zrobi to rozgłosisz sprawe. W końcu docierasz do poziomu gdzie urzędnikowi bardziej zależy na opinii niż na jakimś podwładnym. Więc spuszcza winę dół maksymalnie pokazowo. Wtedy działa zasada kozła ofiarnego - wina leci w dół jak najniżej bo każdy chce jej siępozbyć w dół aż trafi spowrotem na te panie - które zostanął pokazowo i bezpruderyjnie zwolnione. Technika przetestowana - raz w ZUSie urzędnik chciał mnie wyrolować - sracił stołek (mimo wygrażania mi jaki to on nie jest wszechpotężnypodbijacz pieczątek) jak skarga dotarła tym sposobem do szefa wojewódzkiego oddziału.

Więc pamiętajcie - urzędnik jest DLA WAS a nie na odwrót. I da się walczyć z ich poczuciem niezniszczalności...

I prośba - oceńcie - należy im się czy nie ? Bo jednak troche mnie sumienie swędzi i nie jestem pewien.

Urząd Skarbowy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (184)
zarchiwizowany

#21871

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Hmm
Pod wpływem wczorajszego zdarzenia i czytanych tu postów doszedłem do wniąsku... Sporo z pracowników którzy spotykają sięz "piekielnym" zachowaniem sami sąkompletnie piekielni....

zapewne zostanę za to zlinczowany ...
ale cóż...

Dzwonię wczoraj po pizze - ranek wczesny (dla niektórych pewnie jeszcze noc).
Odbiera miła pani: "pizzeria xxx słucham ?"
Ja - "Witam, chciałem złożyć zamówienie"
[S]przedawczyni -"Przykro mi - zamówienia przyjmujemy od 11"
"Aha - to przepraszam, zadzwonie później"
Niby wszystko ok - ALE - patrze na zegarek - 10.45
Myśle wtf ??? Nie można było zapisać na potem ?????

Naszła mnie pewna myśl:
Polska gospodarka zawsze będzie za zachodnią z jednego poważnego powodu: w Polsce pracownik ma firmę bardzo często głęboko w du.. puki mu się wypłaca pensje...
Widziałem tu wiele historii o klientach uznawanych za piekielnych którzy zachowali się po prostu ekscentrycznie - jak np obwieszony psami gość który poprosił panią na stoisku z wędlinami o pokrojenie chleba i wędliny by sobie kanapkę mógł zrobić.... Czy też ktoś kto chciał kupić coś ale kasa jeszcze nie była otwarta i musiał czekać 30 min...

W handlu jest bardzo prosta zasada - ja-klient mam pieniądze, sprzedawca ma towar... sprzedawca chce moje pieniądze za co niestety musi rozstać się z towarem.
Widziałem już kilka krajów za zachodnią granicą - i panuje tam ogólny pogląd że puki klient chce wydać pieniądze - sprzedawca ma zrobić wszystko by je zdobyć. U nas - NIE - sprzedawca ma gdzieś czy coś sprzeda - pensja jest więc ′czy się stoi czy sięleży - 1000 złotych się należy′.

Nie widzę absolutnie żadnego powodu by sprzedawca nie miał przyjąć zamówienia - mówiąc że np - będzie opuźnienie bo piec nierozpalony/dostawcy nie ma jeszcze... Tak samo - kasa zamknięta - OK - wpisuje towar na karteczke i biorę pieniądze - i rano się wklepie towar do kasy- problem ? TAK - bo to nie należy do standardowych obowiązków - więc my Polacy mamy to gdzieś...

Dla kontrastu przytoczę zasłyszaną historię - u znajomego w pracy prszyszła do firmy rodzina z zamiarem kupienia bletu lotniczego.
Pech chciał że firma tylko pośrednio z branżą związana i nie kupuje się u nich biletów...Co zrobiono ? Wbrew sklepowym praktykom nie trzaśnięto im drzwiami przed nosem. Nie. Szef firmy - gość ważny i dziany ponad miarę wzią ich do gabinetu i wyjaśniła co i jak - gdzie bilet kupić itp. Pomógł im jak się dało - dlaczego ? bo mimo że nie zarobił na tym ani złotówki - zarobił "punkty" do imagu firmy - i kto wie czy ta rodzina albo ich znajomi nie wybiorą tej firmy jak będą potrzebowali usług które oferuje. Bo zrobiła na nich dobre wrażenie.

Dlatego włąśnie sprzedawcy którzy warczą na klienta czy też odmawiają mu próźb które mogliby spełnić bez problemu i bez ingerencji w standardowe funkcje - powinni być natychmiastowo zwalniani - bo robią OKROPNY image firmie.

Teraz możecie kamienować

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (38)
zarchiwizowany

#19842

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia krótka ale pouczająca.
Znajomego losy życia zagnały do Grecji.
Popracował jakiś czas w różnych zawodach aż w końcu mu się znudziło i zaczął szukać pracy w zawodzie przez Przeznaczenie, wykształcenie i zamiłowanie mu przeznaczony - informatyk, dokładniej automatyczny tester oprogramowania (pisze automatyczne testy - takie mini programy do testowania programów/stron internetowych).
I tu zdziwienie z jego strony - złożył papiery w kilku firmach - pierwsza rozmowa, nie spodziewał się niczego bo firma duża i raczej myślał że małe szanse bo w podane wymagania się łapał ledwo ledwo....
A tu zdziwienie - menadźer prowadzący rozmowe - irlandczyk (firma też z UK pierwotnie) - tylko usłyszał że Polak - mało się nie zaślinił z podniecenia, i chciał go przyjąć od ręki proponując naprawde bardzo, BARDZO dobre warunki finansowe.
Kumpel niewiele myśląc się zgodził, podpisują papierki i wywiązała się rozmowa - i tu się wyjaśniła sytuacja - menadźer mówi że tu (Grecja) BARDZO trudno o dobrego pracownika, bo tutejsi nie dość że żądają kosmicznych pensji [nawet jak na warunki Europejskie] to jeszcze kultura pracy jest na zasadzie - poopierdzielać się ile wlezie, prace zrobić na odwal się - byle było a potem jeszcze jęczą że ciężka praca i wyzysk i w ogóle ich wykorzystują... 8 h pracy dziennie - GRANDA - w to chcą wliczone 1 h wolnego na luncz itp. minimum. A nadgodziny ? Jak jest jakikolwiek projekt i cisnął terminy to jak trzeba choć 0.5 h zostać dłużej - to odrazu chcą spisane umowy za nadgodziny - 200% normy pensji - mimo że płace i tak są bardzo dobre.
A jakimś dziwnym cudem Polacy mają w Europie świetną opinie jako informatycy - pracowici, dokładni, a jak się trzeba przyłożyć i zostać czasem dłużej - nie ma sprawy, dla dobra firmy są w stanie się poświęcić.
Jedyna sytuacja ujemna to ta że jak się znajomy dochrapał możliwości awansu na szefa teamu - jego menadźer prawie się popłakał że straci takiego programistę testów na rzecz zarządzania teamem - i wyprosił od znajomka zostanie na stanowisku za cene podwyższenia pensji do poziomu szefa teamu...
Nie wiem jak się sprawy mają w Grecji w innych odnogach rynku - ale zaczynam troszkę rozumieć skąd u nich ten kryzys....

Grecja

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (302)
zarchiwizowany

#19170

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zdarzenie sprzed chwili

Chwile temu zauważyłem brak jakże ważnego artykułu jakim jest woda mineralne. Postanowiłem udać sie na krótki spacerek celem zakupienia go. Biorąc pod uwagę dzisiejsze święto - jedynym źródłem był sklem "nocny" otwarty zawsze. Wchodzę. Kolika dość długa - wiadomo - w takie dni gość ma sporo klientów, wśród nich zapominalscy tacy jak ja jak i skacowani szukający kolejnego browara. Stoje sobie....
Nagle do sklepu wpada kobieta - lat może z 25 z córką - berbeć może z 5 latek. Mała do mamy mówi - "ale kubusia". Kobieta patrzy na kolejke - z 8 osób i prosi "przepraszam pańswa - za 10 minut mam pociąg - czy mogłabym tylko szybko córce kupić coś do picia ?" Ludzie w kolejce wszyscy - ok, czemu nie i się odsuwają "o jedno miesce w tył".
I tu problem - bo gość stojący zaraz za kupującym - tylko zerknął - i nic nie mówi, nie zauważa nawet. Kobieta do niego - "przepraszam - mogłabym tylko sok kupić przed panem??"
W odpowiedzi usłyszałą tylko "spier..... su.."
O dziwo - żaden kark czy dres - tylko przedstawiciel bananowej młodzieży - szczupły, wysoki w markowych ciuchach, z lasencją u boku - która na tą odzywkę tyko chichotać zaczęła (tak myślę - spod makijażu tylko nos wystawał więc równie dobrze mogła się dusić....).
Kobieta skonsternowana. A cała kolejka zaczęła na niego patrzeć jak na coś co trzeba szybko zakopać... albo skopać ... na jedno wyjdzie...
Kolesia puka w ramie gość za nim i prosi - "ej, ziom, przepuść panią"
Co zostało skwitowane "spierda....", gość nawet nie podniósł wzroku znad swojego Iphona 7 i 3/4.
I tu był błąd.
Gość za nim wtedy złapał go za ramie (tu dodam - był to jakiś steryd z ramieniem jak moje udo), obrócił go i spytał "masz jakiś problem ??"
Gość - oczy w słup, wydał tylko dźwięk "yyyyyyyyyyy....."
Sterydzik do kobiety : "pani kupuje - kolega ma jakiś problem, pogadamy sobie".
W sumie nic sienie stało.
Kobieta kupiła sok i wyszła.
Cały czas sterydzik trzymał bananowca za ramie i patrzył na niego jakby się zastanawiał - "zjeść czy połamać bananowca ?"

A morał tego taki - jak masz więcej kasy niż rozumu - nie znaczy że jesteś królem świata ani nietykalnym... Kasa rodziców nie uratuje cię przed brakiem mózgu...

24-godzinny

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (322)
zarchiwizowany

#17444

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historyjka sprzed lat kilku - zasłyszane przez moją rodzicielkę. Z morałem - nie każdy dziadek jest zły.

Biuro przepustek pewnej jednostki.
Na biuro przyszedł sobie staruszek i prosi o widzenie z dowódcą jednostki. Grzeczny, cichy i w ogóle. Oficer z biura przepustek go olał i wyjaśnił (wprawdzie grzecznie) - że dowódca nie ma czasu przyjmować ludzi z ulicy. Na pytanie o co chodzi dziadzio odpowiedział: "A bo ja tu kiedyś służyłem, znaczy w jednostce co tu wcześniej była i chciałem zobaczyć jak to wojsko teraz wygląda"
Pan podoficer i ochrona troche dziadka wyśmiali, ale żadnych nieprzyjemności nie robili - po prostu jakiś pomylony dziadek, ale niegroźny. Dziadek usiadł sobie na krzesełkach w salce spotkań i siedzi. Nawet się jednemu żołnierzowi żal go zrobiło - to się przysiadł i dziadkowi opowiada jak t teraz w armii wygląda. Jakieś 30 minut mineło. Akurat przechodził dowódca do drugiej części jednostki (jednostka w 2 częściach przedzielona ulicą). Dziadka zobaczył. .... i tu zonk, !pułkownik! X wyprężył się jak stuna i dziadkowi przepisowo zasalutował. Wszyscy - kopary na ziemi.... A pan [P]ułkownik podchodzi do dziadka i w te słowa:
P - panie generale, co pan tu robi ?
[D]ziadek - a przyszedłem sobie odwiedzić starą jednostke
P - ale czemu pan tu czeka ? dlaczego mnie nie powiadomiono ?
W tym momencie podoficer za szybą chciał wpełznąć pod biurko, a reszta obecnych pragnęła zintegrować się ze ścianami byle być niewidocznymi.
D - ależ nie Janku (zmienione), nie chciałem ci kłopotu robić, zresztą fajne chłopaki, opowiadali mi jak to teraz tu wygląda. (żołnierze za ten komentarz gotowi go byli po stopach całować).
Dziadek dostał zaraz "eskorte" w postaci 2 oficerów którzy go po jednostce oprowadzili i zrobili pokaz terenu i wyposażenia jednostki.
A Dziadek kim się okazał ? generałem na emeryturze który był pierwszym dowódcą jednostki z której powstałą obecnie tam stacjonująca. Pół roku wcześniej przeprowadził się w te strony - jak to określił - "bo umierać chce w domowych stronach". Gość ma (a może i miał - nie wiem czy jeszcze żyje) medali jak gwiazdek na niebie. Zaczynał jako nastolatek na polach II w światowej. A z kilkoma ostatnimi ministrami obrony narodowej był po imieniu....
A do jednostki przyszedł incognito - by nie robić ludziom kłopotu..... Chciałbym poznać tego człowieka...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (350)
zarchiwizowany

#16202

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnym księdzu"

W pewnej miejscowości pod Lubaczowem (podkarpackie) był sobie pewien cmentarz... dość stary..,
Jakież było moje zdziwienie gdy podczas pewnego święta zmarłych zobaczyliśmy dziwny widok.
Na tymże cmentarzu królowały drzewa, dęby dość spore i stare. Jeden w szczególności był dla nas ważny - rósł sobie koło grobu moich dziadków i pradziadków ze strony ojca. Z tego co nam było wiadomo - zasadził go nasz pra-pra dziadek - prawdopodobnie koło grobu żony który już nie istnieje. Dąb miał zdrooowo ponad 100 lat. Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy pieniek (o przekątnej ok. 100 cm)
Co się okazało - proboszcz opiekujący się tym cmentarzem + jeszcze jednym 100 metrów dalej (tamten jest "stary" a ten drógi "nowy") zdecydował że "dla dobra cmentarza" trzeb drzewka wyciąć - na sarym cmentarzu rosło jeszcze ok 15 innych dębów dość starych.

ps. nie wiadomo czemu księżulek niedługo potem sobie plebanie wyremontował i nowy samochód kupił.

Ojca mało szlag nie trafił jak to zobaczył.
Niestety od księżulka usłyszał:" bo to stare było "

Niestety - czarnej mafii nie ruszysz........

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (178)
zarchiwizowany

#15805

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
pewnego razu znajomy miał ciekawą sytuacje:

Wraz ze znajomym pracowali w Szkocji w punkcie napraw komputerów.

Pewnego razu zdarzyło im się dwoje dość ciekawych klientów.
Kalcząc język dość ostro próbowali się po angielsku dogadać co do naprawy przyniesionego laptopa. nie szło im to najlepiej.
Jakież było jego zdziwienie gdy między sobą zaczeli dyskutować po polsku.
Gwoli ścisłości - na lewej piersi ma przykuwającą uwage tabliczke z wypisanymi czerwonymi literami "PAWEŁ" (imie zdecydowanie Polskie)
A kilka sekund wcześniej drugi znajomy krzyknął do niego "Paweł - jak skończysz - chodź tu".
Najlepsze było na koniec - gdy się odezwałw naszym wspaniałym języku - dostał opieprz od klientów :
"o! czemu pan nie mówił że jest Polakiem ? no jak tak można nas okłamywać"
Mówił że kopare z podłogi dłuuugo zbierał.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (44)
zarchiwizowany

#14299

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z morałem
Znajomy ma fajnego pieska - owczarek niemiecki - zwie się "Hawk" (z ang. jastrząb).
Zwierzak doskonale tresowany i z absolutnym zacięciem macierzyńskim - chował się od małego z pierwszym pokoleniem dzieci znajomego. Teraz on ma 5 lat i pomaga wychować drugi rzut dzieciarni. Jest partnerem do zabawy 2 letniego syna znajomego. Siedzimy sobie w ogródku ze znajomymi, gadamy o wszytki i o niczym, młody bawi się w najlepsze piłką z ukochanym pieskiem jakieś 7 metrów dalej na trawniczku.
Przyszedł akurat sąsiad ich z żoną - coś tam oddać i podziękować, nigdy nie byli blisko ale znajomy wychodzi z założenia że pomagac sąsiadom trzeba. Już wychodzili.
Ale w pewnym momencie sąsiad rzucił się w w kierunku bawiących się brzdąca i Hawka z okrzykiem - "o kur.. dziecko zagryzie!!!". Ni cholery nie wiem skąd mu to przyszło do głowy. Ale cóż - jego strata.
Aha - nie wspomniałem o pewnym drobnym szczególe - znajomy jest żołnierze zawodowym w jednej z jednostek Polskich wchodzących w skład struktur NATO (jeżdżą na misje pokojowe itp.) a Hawk jest psem szkolonym bojowo - nie mylić z tropiącym - szkolono go do "unieszkodliwiania" celu.
A w tym momencie najwyraźniej poczuł że ktoś zagraża Adasiowi (brzdącowi). Duuuuuuuuuuuuży błąd. Po paru minutach gościa ściągaliśmy z pobliskiego drzewa na którym zakończył przygodę... jedyne szczęście że jak zaczął uciekać to Hawk za większy priorytet uznał obronę Adasia niż ściganie jego.
Najciekawsze było jak pacan zaczął się odgrażać że psa uśpić trzeba bo agresywny (taaaaa O.o) na co dostał spokojną odpowiedź -
"nie ma sprawy - piesek właśnie widział jak w jego mniemaniu atakujesz mojego syna albo jego - chcesz składać skargę - proszę bardzo - zgłoś się do dowódcy mojej jednostki - z chęcią wysłucha jak zaatakowałeś psa będącego członkiem sił NATO, naprawdę - ciekawi mnie jak to potraktują - jako zdradę stanu czy atak terrorystyczny"
Jakoś nie wiadomo czemu gość nie wnosił zarzutów ...
Swoją drogą ciekawy jestem o co ? o obronę dziecka ?? O.o

Morał:
Nie oceniaj książki po okładce.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (233)
zarchiwizowany

#13913

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając jedną z historii przypomniały mi się własne perypetie.
Gwoli wyjaśnienia - domofon u mnie pod "klatką" ma klawiature - czyli trzeba wystukac kod po danego mieszkania.
Pewnego razu w nocy (tak 3.00) - Domofon:
[J]a
[K]oles

K - (bełkocząc) Hej, tu Kazik, weź mnie przenocuj bo po imprezie nie mam jak za kółko wsiadac.
(chwila refleksji - paru ludzi o tym imieniu znam ale to żaden z nich )
J - Eeee ziomek, nie wiem kim jesteś ale nie mam zamiaru nikogo nocowac, pomyliłeś się, daj ludziom spac - i odłożyłem słuchawke.
Po chwili - kolejny dzwonek
K - Kur.. weź se Piotrek nie rób jaj potrzebuje przenocowac kur...
J - Stary - nie jestem Piotrek tylko XX, a jak jeszcze raz do mnie zadzwonisz to zejdę i ci mordę sklepie.
K - o kur.. ... sorry stary.

Nie powiem - nie wyspałem się dzięki nocnemu gościowi.
Ale dość pozytywnym motywem było co innego: Rano pod drzwiami znalazłem kartkę wyrwaną z notesu z koślawo napisanym - "Przepraszam" i zawinięte w to 100 PLN

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (51)