Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gro9

Zamieszcza historie od: 22 kwietnia 2011 - 13:38
Ostatnio: 16 lipca 2018 - 5:38
  • Historii na głównej: 15 z 57
  • Punktów za historie: 15226
  • Komentarzy: 65
  • Punktów za komentarze: 327
 
zarchiwizowany

#11727

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dnia wczorajszego z rodzaju - nie wiadomo czy śmiać się czy płakać ...
Znajoma wracała tramwajem do domu, godzina wieczorna, tylni wagon tramwajowy.
W wagonie z 7 osób - większość starszych.
Na jednym przystanku dosiadła się grupa wyrostków tak po 15-16 lat z rodzaju dresikowatego i na cały regulator słucha muzyczek hiphopowych z telefonów.
Jedna babcia zwróciła mu uwagę aby ściszył bo to innym przeszkadza, na co otrzymała wiązankę w stylu "co ty mi tu ku!@ !@$!@ $!@$ !@ $#@! $!@$" zakończoną hasłem "nikt mi nie będzie rozkazywał, robię co chce".
Ludzie wystraszeni - nikt się nie odezwał.
Na następnym przystanku do tramwaju wsiadło 2 panów koksików (obwód bicepsu jak moje udo)- co najlepsze - wsiedli z tyłu i bananowa młodzież ich nie zauważyła.
Przy podjeździe do następnego przystanku jeden z koksików podszedł do młodzieży - wyjął prowodyrowi komórkę z ręki i najzwyczajniej w świecie wyrzucił przez właśnie otwarte drzwi, mówiąc głośno - "kurde balans, nie lubie hiphopu".
Poderwali się młodzieńcy z minami bojowymi... które szybko gdzieś uciekły jak zobaczyli tamtych dwóch... I cichutko zwiali.
Koleżanka po opowiedzeniu tego skwitowała - "no i miałam zgryz moralny - bo nie wiedziałam czy wypada bić brawo"

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (212)
zarchiwizowany

#11378

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To na równi piekielnosc co pytanie do wszystkich zaglądających tu pracowników sklepów sieciowych - wielokrotnie już będąc na zakupach kupowałem wodę mineralną w fajnej foliowej zgrzewce z rączką...
I tu piekielnośc sklepowa - skoro na opakowaniu jest SPECJALNIE nadrukowany kod kreskowy (zakładam że inny niż na wodach)- to czemu zawsze pani kasująca musi skasowac kod z pojedynczej wody ( bardzo często rozrywając przy tym to jakże fajne i wygodne w transporcie opakowanie ) i nabic woda x6.
Pytanie do ludzi w temacie - czy aż tak wielkim problemem jest dodanie do bazy danych sklepu produktu - "6-ciopak wody mineralnej XXX" co umożliwiłoby kasowanie zgrzewki po kodzie kreskowym NA ZGRZEWCE ??

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 77 (153)
zarchiwizowany

#10628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
2 lata temu miesiąc spędziłem na oddziale kardiologi (nadciśnienie) gdzie przydarzyły mi się 2 powiązane ze sobą historie.

Pewnego dnia przyszedł czas na zmianę wenflonu. Siostra która mi to oznajmiła - spytała czy nie mam nic przeciw temu żeby zmieniła mi to X (młoda pielęgniarka gdzieś w moim wieku) bo to pierwszy raz - i czy mi nie przeszkadza.
Ja że ok.
I to był mój błąd :]
Wkłuwa się - pudło, i jeszcze raz i jeszcze...
Za 6 razem się wkłuła - ok.
Pół litra czegoś tam sobie ciurka, a ja zaczytany w jakiejś książce.
Po ok 15 min pan Andrzej (imię zmienione) - łóżko obok - nagle z lekkim przestrachem w głosie: - Michał, patrz, twoja ręka!
Patrzę - a tam na ręce koło wenflonu wybrzuszenie na jakieś 1,5-2 cm w górę!
Ja - lekka panika - naciskam guzik alarmowy - zaraz przybiegła pielęgniarka i zrobiła O.O takie oczy. Się okazało że to też było pudło i płyn mi w tkankę szedł a nie w żyłę...
Ale najważniejsze że po przepięciu na drugą rękę na lewej zostały mi ślady po spudłowanych wkłuciach...
W sumie uczyła się dopiero - nie mam jej za złe.
I tu się zaczyna dopiero przygoda.

2 dni później pana Andrzeja odwiedziła wnuczka - coś koło 20 lat. Jak wszedłem na sale - zrobiła duże oczy i zaczęła o czymś szeptem rozmawiać w dziadkiem. Po chwili dość szybko wyszła, rzucając mi wrogie spojrzenia.
Co się okazało - pytała, co to za ślady na ręce, a pan Andrzej (przemiły staruszek z poczuciem humoru) wkręcił jej, że ja narkomanem jestem na leczeniu - i ledwo 2 dni temu jeszcze heroinę ćpałem....
Miała przezabawną minę podczas następnej wizyty - dzięki bogu Andrzej wyjaśnił jej jak było naprawdę.

Szpital

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (185)
zarchiwizowany

#10293

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu przed udaniem się w coroczną podróż z okazji Wszystkich świętych spotkała mnie ciekawa sytuacja.
Udałem się do sklepu obuwniczego celem zakupienia "eleganckich" butów (znaczy-nie-sportowe).
Przyjemnie zaskoczony znalazłem całkiem fajną parę po przystępnej cenie.
Wszystko ok - tylko że 10 min ponosiłem po powrocie do domu i klops - zdejmując zauważyłem piękny szlaczek na "języku" buta- metalowe okucia otworów na sznurówki zostały niedokładnie zagięte i ostre krawędzie zrobiły wycinanki w skórze buta...
W efekcie na cmentarz pojechałem w obuwiu sportowym.
Dzień później udałem się z reklamacją do sklepu. Wszystko pięknie ładnie, przyjęta - 2 tygodnie na rozpatrzenie.
I tu sie zrobiło wesoło - po 4 O.o tygodniach po wezwaniu do sklepu powiedziano mi że reklamacja nieuwzględniona - bo to nie wada fabryczna (szczęka mi opadła). Jeszcze utrzymując nerwy na wodzy spytałem wpierw sprzedawczyni, a potem kierowniczki sklepu (obie 20-22 lat, tipsy, platinum blond [klony czy co]) czy sobie żartują i niby czyja to wina ma byc ? W odpowiedzi usłyszałem że niezależny i renomowany rzeczoznawca sprawdził i wydał taką opinie.
po 5 minutach kłótni wydębiłem dane osobowe rzeczoznawcy.
Tu już zupełna komedia - mały data-digging wykazał że facet ma wprawdzie własną firmę ale dziwnym trafem był dawniej w zarządzie i nadal jest na garnuszku producentów tegoż obuwia (czyli niezależnośc kontrolowana).
Więc w prosty sposób obeszli większośc niby chroniących klienta przepisó.
Witki mi opadły na takie traktowanie klienta.
Więc kliencie - co byś nie robił - firma zawsze znajdzie sposób by cie wyruchxx

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (164)
zarchiwizowany

#10266

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sumie nie jest to historia śmieszna ale smutna
ale powinna byc przestrogą dla tych co się rozczulają nad ciężkim losem pracownic marketów (nie zawsze warto)
W dniu dzisiejszym mój młodszy braciszek podreptał do marketu znanej polskiej firmy o czerwono-niebieskim logu w Przemyślu prze Lwowskiej z chęcią zakupienia dla naszej rodzicielki prezentu na dzień matki.
Jakież było moje zdziwienie gdy potem zadzwoniłem do niego by się dowiedziec jak mu poszło - otóż wybrał dla swojej mamy bombonierke i coś tam jeszcze i poszedł do kasy gdzie przemiła sprzedawczyni oznajmiła mu że nie przyjmie części należności w pamiątkowych 2 złotówkach (bo NIE) które brat zbierał i przeznaczył na prezent (bo mu brakowało w zwykłych pieniądzach a nie chciał pożycza od mamy bo to miał byc jego prezent [ja mieszkam w innym mieście:/ ]).
Stąd pytanie - jaką szują trzeba byc by nie przyjąc tych monet (nota bene - całkowicie legalnego środka płatniczego którego NIE MAJĄ PRAWA ODMAWIAC) od chłopczyka który chce kupic bombonierke matce (chyba nie trudno się domyślec - dzień matki+bombonierka)
Nie wiem czy u pań w marketach to norma - jeśli nie - ta pani świetnął reklame im robi, jeśli tak - to nawet tam sie nie nadaje...

Swoją drogą słysząc płaczliwy głos brat miała szczęście że w innym mieście jestem.... jestem za równouprawnieniem i nie jestem pewien czy bym poprzestał na skardze - którą i tak wniosę jak wrócę do Przemyśla...

Txxxx

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (212)
zarchiwizowany

#9063

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Widziałem tu wiele historii o piekielnych lekarzach a i ostatnio wychwalającą Irlandzką służbe zdrowia... Dziwi mnie to niezmiernie bo i w Polsce nie cała służba zdrowia jest do bani - przykład:
Rok temu miałem poważne problemy ze zdrowiem (nadciśnienie na poziomie 200/120[tak - to nie błąd - takie miałem])
Wybrałem się do prywatnego gabinetu - lekarz uprzejmie mnie zbadał-po czym skierował natychmiast do szpitala. Po całych tych legędach o służbie zdrowia przygotowany byłem na najgorsze....
A tu niespodzianka - fachowa pomoc medyczna, miłe pielęgniarki które starały się pomagac i z którymi można było pogadac (nawet jednego staruszka który miał poważne problemy psychiczne i sprawiałmase kłopotów (np raz wyszedł sobie z oddziału i przez 1 h go po szpitalu szukali) traktowały przyjaźnie).
Co najśmieszniejsze - Ten sam doktor który mnie do szpitala wysłął - jest tam szefem kardiologii i 2 razy potem (po pół roku i po 1 roku) zrobił mi kontrole z pełnym zestawem badań i nie dopraszał się o jakąkolwiek kase !!
Więc - ludzie - nie wiem, może akurat miałem szczęście trafic na odpowiedni oddział.... Ale fakt jest faktem - SĄ jeszcze w Polsce ośrodki zdrowia na poziomie...
Ps. jak macie coś do czasami niemiłego obnoszenia się pielęgniarek - idźcie do szpitala i przejdźcie się po OIOKu (Oddział Intensywnej Opieki Kardiologicznej) - łużka z ludźmi nieruchomymi, na skraju śmierci, podczepionymi do aparatury, lekko przygaszone światła, cisza i atmosfera jak z grobu.... I pielęgniarki muszą tam 8 h spędzic albo i więcej.... koszmar... ja się dziwiłem że po takich "szychtach" normalne pozostają....

Szpital

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (40)

#8735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak się okazuje piekielni też czasem dostają za swoje.
Jakiś czas temu udałem się do szpitala z problemem z sercem.
Czekając na izbie byłem świadkiem pouczającego wydarzenia.
Przybyły 2 kobiety w podeszłym wieku - jedna wyraźnie starsza, blada i mająca problemy z poruszaniem się (ledwo stałą na nogach).
Z wyjaśnień pielęgniarce wynikało że ta "młodsza" to sąsiadka która przyprowadziła koleżankę bo ta się strasznie źle czuła a karetki nie chcieli przysłać bo mieszkała 100 m od szpitala.
Pielęgniarka kazała jej czekać.
Po 30 min (widać było, że z babcią nie jest dobrze) przyszedł lekarz, obejrzał ją - dosłownie, żadnych badań, diagnoza na oko i stwierdził że "pani jest po prostu stara i stąd to osłabienie, niech nie udaje, wraca do domu i się położy, odpocznie" (dokładnie nie powtórzę, ale taki był sens), mimo że babcia zaczęła pochlipywać, że ona naprawdę się źle czuje i nie udaje. Została z niczym. Do swojej towarzyszki jeszcze tylko powiedziała, że jakby syn tu był to by jej tak nie potraktowali. Lekarz, który był w pobliżu się wkurzył i zaczął jej bardzo niedelikatnie wyjaśniać gdzie ma jej syna.
Babcie się zebrały i powoli poszły.
Nie mija 10 min i wróciły.
Tylko, że zaraz za nimi wszedł synek (jak się potem okazało - wrócił z skądś tam i właśnie szukał matki - sąsiedzi go pokierowali do szpitala). 2m wzrostu, łysy łeb i biceps jak 2x moje udo. Nie wiem ile spędził na siłowni... ale się nie opierniczał.
Posadził babcię na krześle, coś z nią porozmawiał cicho (pokazał palcem na lekarza który był w pobliżu) i udał się na krótką ale treściwą rozmowę.

Podszedł do lekarza, chwycił go za ramię, obrócił i wciąż trzymając, mówi:
- Pan podobno moją mamę stąd wyrzucił.
Lekarz, jąkając się i popatrując na pielęgniarza, (który stał obok, ale był o ponad głowę od synalka niższy i najwyraźniej niegłupi - bo udawał że nic nie widzi), odpowiada:
- Nie no... Nie, że wyrzuciłem, ja tylko, bo ta pani całkiem dobrze wyglądała.. - itd.
W pewnym momencie synek mu przerwał i zakończył jednym zdaniem:
- Pan teraz mamę zbada. Jeśli się okaże, że coś jest nie tak - przyjmie ją na oddział, a jeśli pan stwierdzi, że jest ok, a potem jej się coś stanie - to pan tego będzie żałował do końca życia, czyli jakieś 5 minut.
Największe wrażenie zrobiło chyba to, że przez całą wypowiedź ani razu nie podniósł głosu, mówił całkowicie spokojnie.
Babcia została ekspresowo przebadana i rzeczywiście trafiła na oddział z ciężkim zapaleniem mięśnia sercowego.
A ja pierwszy raz w życiu widziałem jak ktoś skutecznie postawił się służbie zdrowia.

Szpital

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 972 (1074)