Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gro9

Zamieszcza historie od: 22 kwietnia 2011 - 13:38
Ostatnio: 16 lipca 2018 - 5:38
  • Historii na głównej: 15 z 57
  • Punktów za historie: 15226
  • Komentarzy: 65
  • Punktów za komentarze: 327
 

#17158

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu w Empiku

Stałem sobie między regałami - czekając na znajomego który książki wybierał.

Podeszła do mnie jakaś zaaferowana czymś niewiasta z dzieckiem. Obraz - lat 3X - myśląca że czas zatrzymał się na 2X, szpileczki, ciemne okulary za którymi można się schować, ogólnie - tylko panterki brakowało. Dziecko wyglądało na jakieś 9-10 kat i ubrane jakby ktoś go na rapera chciał zrobić - nawet kaszkietówka przechylona w bok.
Nie wiem czy koszulka polo, którą miałem na sobie przypominała strój obsługi - ale jej najwyraźniej się skojarzyło.
[J]a, [D]ama

D - Ej ty, daj mi Harry Pottera. Andrzejek (zmienione) musi być na czasie.
J - A niby dlaczego miałbym pani to dać? Ja tu nie j...

Tu mi przerwano.

D - Jak to dlaczego?!?! Bo to twój zafajdany obowiązek pracusiu za dychę. (pierwszy raz usłyszałem by ktoś użył "pracuś" jako obelgi). A jak nie to wołaj swojego szefa - załatwię ci zwolnienie.

Raz - że chamsko, dwa - że wypowiedź mało sensowna, a trzy - chamstwa "nie zniese". Więc włączyła mi się Piekielna lampka/

J - Proszę pani, książek podawać mi się nie chce, a szefa mojego może sobie pani wołać sama, a mnie w nos pocałować.

Babka mało na zawał nie padła i z rykiem popędziła w kierunku kas.
Po paru minutach wróciła z jakimś gościem - i z rykiem
D - To ten wieśniak mnie obraził - niech pan go natychmiast zwolni z pracy bo mój mąż was pozwie!!!
Gość, z totalnym zdziwieniem - Eeeee, ale on dla nas nie pracuje, to nie jest pracownik sklepu.
J - Proszę pani - to nie mój szef, mój jest w Edynburgu ale jak pani chce to podam adres - pojedzie pani i zażąda mojego zwolnienia, ok?

W tym momencie babka nie wiedząc co z sobą począć zwinęła tylko latorośl i sprintem wyszła ze sklepu.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 854 (926)
zarchiwizowany

#17444

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historyjka sprzed lat kilku - zasłyszane przez moją rodzicielkę. Z morałem - nie każdy dziadek jest zły.

Biuro przepustek pewnej jednostki.
Na biuro przyszedł sobie staruszek i prosi o widzenie z dowódcą jednostki. Grzeczny, cichy i w ogóle. Oficer z biura przepustek go olał i wyjaśnił (wprawdzie grzecznie) - że dowódca nie ma czasu przyjmować ludzi z ulicy. Na pytanie o co chodzi dziadzio odpowiedział: "A bo ja tu kiedyś służyłem, znaczy w jednostce co tu wcześniej była i chciałem zobaczyć jak to wojsko teraz wygląda"
Pan podoficer i ochrona troche dziadka wyśmiali, ale żadnych nieprzyjemności nie robili - po prostu jakiś pomylony dziadek, ale niegroźny. Dziadek usiadł sobie na krzesełkach w salce spotkań i siedzi. Nawet się jednemu żołnierzowi żal go zrobiło - to się przysiadł i dziadkowi opowiada jak t teraz w armii wygląda. Jakieś 30 minut mineło. Akurat przechodził dowódca do drugiej części jednostki (jednostka w 2 częściach przedzielona ulicą). Dziadka zobaczył. .... i tu zonk, !pułkownik! X wyprężył się jak stuna i dziadkowi przepisowo zasalutował. Wszyscy - kopary na ziemi.... A pan [P]ułkownik podchodzi do dziadka i w te słowa:
P - panie generale, co pan tu robi ?
[D]ziadek - a przyszedłem sobie odwiedzić starą jednostke
P - ale czemu pan tu czeka ? dlaczego mnie nie powiadomiono ?
W tym momencie podoficer za szybą chciał wpełznąć pod biurko, a reszta obecnych pragnęła zintegrować się ze ścianami byle być niewidocznymi.
D - ależ nie Janku (zmienione), nie chciałem ci kłopotu robić, zresztą fajne chłopaki, opowiadali mi jak to teraz tu wygląda. (żołnierze za ten komentarz gotowi go byli po stopach całować).
Dziadek dostał zaraz "eskorte" w postaci 2 oficerów którzy go po jednostce oprowadzili i zrobili pokaz terenu i wyposażenia jednostki.
A Dziadek kim się okazał ? generałem na emeryturze który był pierwszym dowódcą jednostki z której powstałą obecnie tam stacjonująca. Pół roku wcześniej przeprowadził się w te strony - jak to określił - "bo umierać chce w domowych stronach". Gość ma (a może i miał - nie wiem czy jeszcze żyje) medali jak gwiazdek na niebie. Zaczynał jako nastolatek na polach II w światowej. A z kilkoma ostatnimi ministrami obrony narodowej był po imieniu....
A do jednostki przyszedł incognito - by nie robić ludziom kłopotu..... Chciałbym poznać tego człowieka...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (350)
zarchiwizowany

#16202

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnym księdzu"

W pewnej miejscowości pod Lubaczowem (podkarpackie) był sobie pewien cmentarz... dość stary..,
Jakież było moje zdziwienie gdy podczas pewnego święta zmarłych zobaczyliśmy dziwny widok.
Na tymże cmentarzu królowały drzewa, dęby dość spore i stare. Jeden w szczególności był dla nas ważny - rósł sobie koło grobu moich dziadków i pradziadków ze strony ojca. Z tego co nam było wiadomo - zasadził go nasz pra-pra dziadek - prawdopodobnie koło grobu żony który już nie istnieje. Dąb miał zdrooowo ponad 100 lat. Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy pieniek (o przekątnej ok. 100 cm)
Co się okazało - proboszcz opiekujący się tym cmentarzem + jeszcze jednym 100 metrów dalej (tamten jest "stary" a ten drógi "nowy") zdecydował że "dla dobra cmentarza" trzeb drzewka wyciąć - na sarym cmentarzu rosło jeszcze ok 15 innych dębów dość starych.

ps. nie wiadomo czemu księżulek niedługo potem sobie plebanie wyremontował i nowy samochód kupił.

Ojca mało szlag nie trafił jak to zobaczył.
Niestety od księżulka usłyszał:" bo to stare było "

Niestety - czarnej mafii nie ruszysz........

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (178)
zarchiwizowany

#15805

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
pewnego razu znajomy miał ciekawą sytuacje:

Wraz ze znajomym pracowali w Szkocji w punkcie napraw komputerów.

Pewnego razu zdarzyło im się dwoje dość ciekawych klientów.
Kalcząc język dość ostro próbowali się po angielsku dogadać co do naprawy przyniesionego laptopa. nie szło im to najlepiej.
Jakież było jego zdziwienie gdy między sobą zaczeli dyskutować po polsku.
Gwoli ścisłości - na lewej piersi ma przykuwającą uwage tabliczke z wypisanymi czerwonymi literami "PAWEŁ" (imie zdecydowanie Polskie)
A kilka sekund wcześniej drugi znajomy krzyknął do niego "Paweł - jak skończysz - chodź tu".
Najlepsze było na koniec - gdy się odezwałw naszym wspaniałym języku - dostał opieprz od klientów :
"o! czemu pan nie mówił że jest Polakiem ? no jak tak można nas okłamywać"
Mówił że kopare z podłogi dłuuugo zbierał.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (44)

#15112

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z bogatych doświadczeń ojca w wojsku.
Czas - lata 80-te - jesień
Miejsce - Poligon wojskowy
Po przeprowadzonych ćwiczeniach w lesie pluton który ojciec akurat nadzorował wracał do koszar (tia.... koszary w formie namiotów....).
Wyżywienie jakie było - każdy sobie może wyobrazić - w standardzie było że żołnierze dodatkowo zaopatrywali się w pobliskiej wsi.
Zaszli do pewnej babci (znajoma ojca) - kobieta lat około 70. 2 synów w wojsku miała i żywiła ciepłe uczucia dla mundurowych. A dodatkowo ojciec pomógł jej kiedyś jak paru pijanych żołnierzy jej awanture zrobiło że obiadu zrobić nie chce. To na obiad zaprosiła, to jakieś ciasto podrzuciła itp.
Zaszli do niej w kilkanaście osób - bo akurat zapowiedziała że 2 świniaki będą po uboju - więc będzie miała na sprzedaż sporo mięska.
Mimo że tylko przyszli kupić mięso - ona się uparła - "gość w domu, bóg w domu" zaprosiła ich !wszystkich! na poczęstunek - kanapki i 2 ciasta które upiekła dopiero co.
Goście wcinają, aż się uszy trzęsą - wyobraźcie sobie takie delicje po wojskowym wikcie...

Nagle słychać - "cholera, ja tą pieprz... jabłoń zaraz spale razem z twoją pieprz... stodołą"
Co się okazało - sąsiad z 2 kolegami - nawaleni ostro - stwierdzili że drzewo tej babci im śmieci - liście spadają za płot (drzewo stare, spore, gałęzie wyciągało nad jego posesje). Wzięli, płot rozwalili na odcinku jakichś 2 metrów i zaczęli jabłonkę siekierą ścinać.
Babcia wybiega i wrzeszczy żeby zostawić i w ogóle co oni sobie wyobrażają. To sąsiad do niej podchodzi i zaczyna nie przebierając w słowach ją wyzywać.
W tym momencie ojciec nie wytrzymał i rzucił "kurde - naszą gospodynie obrażają"
Na co z domu wybiegło kilkunastu chłopa.... co by nie mówić... w mundurach... z kałachami w łapach.
Aby skrócić historie.
Goście nawaleni mało nie pomdleli z wrażenia.
Dostali ochrzan konkretny pod tytułem "jak można tak kobietę obrażać"
Demonstracja "rycerskości" i "znajomości" musiałą im do serca trafić bo na drugi dzień jak wytrzeźwieli - to jabłonkę w miejscu okaleczenia poowijali "bandarzami" a zniszczony płot na całej długości (mimo że zniszczyli tylko jakieś 2 metry) rozebrali i całkiem nowy płotek postawili...

Ojciec mówi że jeszcze długo potem twierdził że co by nie mówić - ale jednak armia z tamtych czasów miała jednak jakieś wartości edukacyjne.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 741 (843)

#14297

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lekką piekielnością wykazałem się sam.
W tym czasie pracowałem na serwisie komputerowym - obsługiwaliśmy głównie urzędy w naszym mieście ale też osoby prywatne do nas przychodziły.

Pewnym razem przyszła do nas kobitka.... po prostu plastic-fantastic-różowastic w pełnym wydaniu, co nie było wtedy normą (akcja sprzed 7 lat)
Przyniosła nam laptopa do przeinstalowania systemu - laptopa przywiózł jej w prezencie chłopak jak wracał z UK z pracy po kilku latach - system angielski, a ona się uparła że chce mieć polski.
Ok. Nasz klient nasz pan.
Zaznaczyła że wszystkie dane "swoje" mają być przeniesione...
Przyznam, że komp był wypasiony pod niebiosa - konfiguracja taka, że jeszcze długo w Polsce nie nazwano by tego standardem.

Akurat mnie posadzono do tego kompa - zczytuję wszystkie dane niesystemowe na dysk zewnętrzny przed ogólnym formatem (1 partycja - dziwne, ale ok).
W pewnym momencie reszta składu słyszy mój histeryczny śmiech. Wpadają z pytaniem 'co jest?'
Ja dopiero po dobrych 3 minutach się uspokoiłem i im pokazuje:
A tam folder - "ukryty" i schowany w "moja muzyka" -> "ślub ani" z około 30 filmikami, na których widać wyraźnie tamtą blondi uprawiającą seks z łącznie ok. 7 gośćmi (OSOBNO) nagrane kamerą (po jakości widać).
Z timestampów widać ,że filmiki powstały w okresie ostatnich 8 miesięcy - czyli jak jej "kochanie" pracowało na tego laptopa...
Powiem szczerze - jak jej kompa oddawałem - trudno było zachować kamienną twarz.... Reszta się ulotniła jak ją tylko zobaczyła żeby się nie śmiać.
Ciekawe tylko jaka była jej mina jak znalazła te filmiki na dysku D: w folderze - "filmiki schować lub skasować".

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 571 (725)

#14267

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o podłączaniu internetu.
Ładnych kilka lat temu gdy zaczynałem studia, pierwsze co zrobiłem po wprowadzeniu się na nowe mieszkanie - to wymuszenie na właścicielu "bloku" (kompleks nad marketem - tak ok 30 mieszkań / oddzielnych pokoi ) założenia internetu.
Wszystko pięknie, ładnie - nawet szybko się uwinęli z okablowaniem i postawieniem sprzętu.
Pewnego dnia wracam z uczelni (informatyka) i w pokoju zastaje współlokatora, właściciela i miłego młodego pana z laptopkiem który coś tam gmera przy moim PC (podobno od 30 minut już się zmagał)... No to pełnia szczęścia - w końcu podłączyli nam neta.

Po pół godzinie już nie byłem taki szczęśliwy - gość po długotrwałych próbach, podłączaniu swojego lapka, kombinowaniu ze switchem, stwierdził że mam skopany system (sporo samodzielnie wprowadzonych modyfikacji) i dlatego mi nie działa net. Że mam sobie przeinstalować windowa i wszystko będzie OK. Trochę się podłamałem - bo odpicowanie kompa do obecnego stanu kosztowało mnie sporo czasu i wysiłku, a teraz od nowa zaczynać trzeba. Poza tym zwracam jego uwagę, że jeszcze miesiąc temu gdy ten komp był u mnie w domu - współpracował z Internetem całkiem ładnie i bezproblemowo. W tym momencie dostałem opierdol z góry na dół od gościa, który stwierdził że on to się tym od lat zajmuje, ma magistra i w ogóle co ja mogę wiedzieć jak dopiero zaczynam studia. Przyłączył się też właściciel który mnie "upomniał" żebym się nie wymądrzał, bo to fachowiec i już w innej jego firmie zakładał i obsługuje siec i w ogóle.

Ja ucichłem - bo co się będę z właścicielem kłócił. Gość się pakuje powoli (bo płytki porozrzucał i inny sprzęt) a ja siadłem do kompa z ciężkim sercem i zamiarem natychmiastowego przystąpienia do formatu.
Ale coś mnie tknęło by nie wierzyć na słowo - szybkie sprawdzenia - faktycznie - coś nie tak - na liście połączeń sieciowych są 2 - bo miałem 2 karty - wbudowaną i "wczepioną" w slot. Patrze z tyłu - faktycznie - kabel wczepiony w port z tej wbudowanej, a w konfiguracji włączona ta DRUGA... Przeczepiłem kabel, sprawdzam.... Działa jak marzenie...
Ze spokojem rzucam do właściciela - "no spoko - już naprawiłem".
Wynik:
Ja - mam net
Pan Magister - został zapytany przeze mnie jakim cudem nie zauważył tego - na co spiekł raka, zaczął coś tam pod nosem mruczeć i szybko wrzucił wszystko do torby i zwiał
Właściciel - szeroko otwarte oczy, zdziwienie i mam u niego od tamtego czasu opinie Profesora (bo magistra pouczałem) :]

Dlatego do wszystkich ludzi - informatycy są różni - jedni dobrzy, inni kiepscy - jak jeden powie że wam się w kompie zepsuł kowalencyjny inicjator bramek logicznych - i trzeba przeformułować matryce mikroprocesorową - co będzie kosztowało 200 PLN... to niekoniecznie spytanie jakiegoś znajomego informatyka o zdanie jest zbrodnią.... a czasem może uratować wam kieszeń.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 504 (582)

#14204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałem dodać historie moich piekielnych znajomych.
Akcja dzieje się kilka lat temu.
Chłopaki bawią się w ASG (repliki broni strzelające plastikowymi kulkami) już od dłuższego czasu i całkiem nieźle im to idzie.

Zaznaczam że mieszkam w mieście przygranicznym. Wybrali się pewnego razu do dobrze im znanego miejsca - zaraz przy granicy, skraj lasu, bunkry. Zabawa zaczęła się na całego - pochowali się i na siebie "polują". Wszyscy mają już sporo doświadczenia i sprzętu - typu mundury maskujące, siatki kamuflujące itp - toteż wygląda to tak że wszyscy poukrywani i powoli się przekradają by znaleźć innych, a samemu nie dać się zauważyć.

W pewnym momencie do zaparkowanych niedaleko samochodów podjechał patrol straży granicznej. 4 żołnierzy wysiadło, podeszło na polane i zaczęli się rozglądać. W tym momencie jeden ze znajomych zdecydował, że lepiej nie ryzykować dalszego ukrywania się i wyjaśnić panom mundurowym że nic się nie dzieje.

I tu piekielna sytuacja - wyobraźcie sobie minę panów mundurowych - od krzaka w cieniu 1,5 metra od nich odrywa się kawałek "krzaka" (siatka maskująca), z M16a2 z podwieszonym granatnikiem i do nich podchodzi...
I powiada - Dzień dobry, nazywam się X Y, my tu się z kolegami bawimy tylko.
Strażnik nadal w szoku - Bawicie?
W tym momencie reszta wyszła - łącznie 8 osób pojawiło się jakby znikąd dookoła panów mundurowych - wszystkie wyglądały jakby z Afganistanu się urwały, mundury, kamuflaż, broń (jeden tachał M60).
Ci zbledli. Ale szybko im wyjaśniono że to tylko atrapy i że to taka zabawa.
Żołnierzy to zaciekawiła, pogadali, pooglądali.

A dowódca patrolu tak to skwitował w rozmowie:
- Kurde chłopaki, jak was zobaczyłem to już sobie pomyślałem - no to dupa, nawet nie ma co po broń sięgać, to jakieś świry albo najemnicy, załatwią nas zanim pistolet wyciągnę, co dopiero do kałacha się składać.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 933 (999)
zarchiwizowany

#14299

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z morałem
Znajomy ma fajnego pieska - owczarek niemiecki - zwie się "Hawk" (z ang. jastrząb).
Zwierzak doskonale tresowany i z absolutnym zacięciem macierzyńskim - chował się od małego z pierwszym pokoleniem dzieci znajomego. Teraz on ma 5 lat i pomaga wychować drugi rzut dzieciarni. Jest partnerem do zabawy 2 letniego syna znajomego. Siedzimy sobie w ogródku ze znajomymi, gadamy o wszytki i o niczym, młody bawi się w najlepsze piłką z ukochanym pieskiem jakieś 7 metrów dalej na trawniczku.
Przyszedł akurat sąsiad ich z żoną - coś tam oddać i podziękować, nigdy nie byli blisko ale znajomy wychodzi z założenia że pomagac sąsiadom trzeba. Już wychodzili.
Ale w pewnym momencie sąsiad rzucił się w w kierunku bawiących się brzdąca i Hawka z okrzykiem - "o kur.. dziecko zagryzie!!!". Ni cholery nie wiem skąd mu to przyszło do głowy. Ale cóż - jego strata.
Aha - nie wspomniałem o pewnym drobnym szczególe - znajomy jest żołnierze zawodowym w jednej z jednostek Polskich wchodzących w skład struktur NATO (jeżdżą na misje pokojowe itp.) a Hawk jest psem szkolonym bojowo - nie mylić z tropiącym - szkolono go do "unieszkodliwiania" celu.
A w tym momencie najwyraźniej poczuł że ktoś zagraża Adasiowi (brzdącowi). Duuuuuuuuuuuuży błąd. Po paru minutach gościa ściągaliśmy z pobliskiego drzewa na którym zakończył przygodę... jedyne szczęście że jak zaczął uciekać to Hawk za większy priorytet uznał obronę Adasia niż ściganie jego.
Najciekawsze było jak pacan zaczął się odgrażać że psa uśpić trzeba bo agresywny (taaaaa O.o) na co dostał spokojną odpowiedź -
"nie ma sprawy - piesek właśnie widział jak w jego mniemaniu atakujesz mojego syna albo jego - chcesz składać skargę - proszę bardzo - zgłoś się do dowódcy mojej jednostki - z chęcią wysłucha jak zaatakowałeś psa będącego członkiem sił NATO, naprawdę - ciekawi mnie jak to potraktują - jako zdradę stanu czy atak terrorystyczny"
Jakoś nie wiadomo czemu gość nie wnosił zarzutów ...
Swoją drogą ciekawy jestem o co ? o obronę dziecka ?? O.o

Morał:
Nie oceniaj książki po okładce.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (233)

#13514

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z głównej przypomniała mi sytuacje której byłem świadkiem podczas leczenia na kardiologii w szpitalu.

Pewnego razu z jednej z sal "kobiecych" dobiegał płacz. Nic głośnego ale zwracało uwagę. Po chwili ludzie zaczęli się interesować - co jest grane. Płakała pewna kobieta tam leżąca - lat około 40. Ludzie na oddziale raczej mili, próbowali dowiedzieć się co się dzieje i w ogóle - ale ta pani ciągle tylko płakała i nic nie chciała mówić. Pielęgniarki też nie mogły się dowiedzieć co jest grane.

Po jakiejś godzinie, podczas której kobieta nie mogła się uspokoić, a ludzie już się poważnie niepokoili przyjechała jakaś młoda dziewczyna - tak ok 15 lat (potem się dowiedzieliśmy że jej córka) i próbuje rozmawiać z matką ale poprzez szloch topornie jej to idzie.

Akurat na w pobliże przypałętała się ordynatorka oddziału kardiologii - kobieta przemiła, niezwykle fachowa i o wiedzy i postawie której większość profesorów by pozazdrościła. I z miejsca lekko opieprzyła pielęgniarki - czemu nic nie robią, że nie można tak kobiety olewać jak widać, że coś jest nie tak. Wyjaśniły grzecznie, że się nie dało.

Pani ordynator poszła do tej pani i jej córki.
Chyba z 40 min tam siedziała, powoli płacz ustał, a w pewnym momencie pani ordynator wypadła z pokoju z taką furią wypisaną na twarzy że ludzie (w tym ja) po prostu spieprzali gdzie się dało byle jej na drodze nie stanąć. Przy tym mruczała pod nosem coś w stylu "ja jej kur.. dam medycynę, jak ją kur.. dorwę to będzie mogła najwyżej króliki kastrować".
Po pewnym czasie wyjaśniło się co było grane:

Przy południowym wydawaniu leków, przy łóżku tamtej pani przypałętała się jedna pielęgniarka już po zakończonej zmianie ale jeszcze coś tam pomagała, stażystka, czy tam praktyki - nie wiem - 3 dzień stażu, ogólne wrażenie - jeszcze nie blondi fantastic, ale niewiele brakuje. I po obejrzeniu karty tej pani zaczęła wygłaszać opinie - że ojoj, że tragedia, bo ona studiuje medycynę i widziała podobne przypadki, że to koniec i max 6 miesięcy życia i rzucała jakimiś łacińskimi nazwami chorób. Przedstawiła jej po prostu widok jak z koszmaru sennego jej najbliższych (i ostatnich) 6 miesięcy życia. Wziętymi najwyraźniej z kosmosu - bo pani była na oddziale 2 dzień i jej dopiero podstawowe badania zrobiono i nie było jeszcze żadnych przesłanek co do tego co z nią jest.

Sprawa skończyła się tak że pani ordynator, wraz z !dyrektorem szpitala! jeszcze w ten sam dzień pojechali do tamtej pielęgniarki stażystki (podobno dyrektor sam nalegał, że z nią pojedzie bo się bał o zdrowie i życie pielęgniarki po spotkaniu z wkurzoną ordynatorką) - zrobili jej nieziemską awanturę o to co ona sobie myśli wygłaszając takie opinie fachowe bez należytej wiedzy, z powietrza.

Nagroda za swój wybryk - wywalenie ze szpitala, wilczy bilet na przyszłość jeśli chodzi o służbę zdrowia i podobno problemy na uczelni (a pani ordynator jest specjalistką wysokiej klasy i w Polsce kontakty spore ma).

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 855 (951)