Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Hideki

Zamieszcza historie od: 9 stycznia 2011 - 18:05
Ostatnio: 29 marca 2024 - 15:08
  • Historii na głównej: 25 z 52
  • Punktów za historie: 8658
  • Komentarzy: 619
  • Punktów za komentarze: 1999
 

#79131

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zamówiliśmy z żoną pralkę w pewnym owocowym sklepie internetowym. Na stronie sklepu wybraliśmy produkt, dodaliśmy usługę wniesienia, wybraliśmy termin sobota 8-14, kliknęliśmy "zatwierdź", po czym pojawił się komunikat, że w soboty usługa wniesienia jest niedostępna. No trudno. To może w piątek po pracy?

Wybrany dzień: piątek, godziny: 17-21. Zatwierdź. Kolejny komunikat, tym razem informujący, że towary wielkogabarytowe nie są dostarczane w godzinach 17-21. No nic, przyjdzie któremuś z nas wziąć wolne. Na szczęście miałem wypracowane nadgodziny, więc zaklepałem sobie dzień wolny w piątek i zamówiłem pralkę z wniesieniem w piątek o 8-17 (telefonicznie potwierdziłem u sprzedawcy, że taki będzie termin dostarczenia).

Nadszedł piątek. Według strony kuriera paczka leżała od wczesnego ranka na sortowni koło mojego miasta i czekała na zapakowanie na samochód, którym miała przyjechać do nas. Gdy dochodziła 15:00, a na stronie kuriera nie było zmiany statusu, zacząłem dzwonić kolejno do kuriera i do sklepu. Dowiedziałem się, że:
- kurier nie bierze odpowiedzialności za to, co sklep deklaruje;
- sklep nie bierze odpowiedzialności za to, jak kurier dowozi;
- firmie kurierskiej zmienił się regulamin i nie dowozi już paczek w 24 godziny, tylko w 48;
- sklep nie bierze żadnej odpowiedzialności za to, że na stronie internetowej, w rozmowie telefonicznej i w potwierdzeniu mailowym zadeklarował czas dostawy;
- pracownik infolinii sklepu złożył zapytanie do działu logistycznego, ale nie powie mi, kiedy będzie odpowiedź ani jaka będzie odpowiedź (jeśli kiedykolwiek nadejdzie);
- kurier pojawi się w poniedziałek, gdy nikogo nie będzie w mieszkaniu;
- jeśli kurier nikogo nie zastanie w mieszkaniu, paczka będzie czekała na odbiór osobisty w sortowni pod miastem;
- nie ma możliwości, żebym pojechał moim samochodem na sortownię, zapakował pralkę i pracowników firmy kurierskiej, zawiózł ich do mojego mieszkania w celu wniesienia przez nich pralki, odwiózł ich na sortownię, odebrał od firmy kurierskiej pieniądze za usługę przewozu pralki i pracowników.

W poniedziałek oczywiście przed południem zadzwonił kurier, że czeka z pralką pod mieszkaniem, a ja mu zgodnie z prawdą powiedziałem, że czekaliśmy na niego cały piątek, kiedy to paczka miała być dostarczona, a teraz nikogo nie ma. Kiedy ktoś będzie? Po 16:00. "Ale ja jeżdżę tylko do 12:00". Chwilę zajęło, zanim mój mózg przetworzył fakt, że jedna z popularniejszych, trzyliterowych firm kurierskich rozwozi paczki wyłącznie do 12:00. Powiedziałem, że najszybszy termin, kiedy ktoś o tej godzinie będzie w domu, to sobota, ale nie ma gwarancji, że najbliższa (mieliśmy plany). Dobrze, to firma kurierska się następnego dnia skontaktuje. Acha.

Ponieważ następnego dnia do 15:00 nie było kontaktu, znowu zadzwoniłem kolejno do kuriera i do sklepu. Dowiedziałem się, że:
- godziny pracy kierowców ustalają sami kierowcy i centrala firmy kurierskiej nie ma na to żadnego wpływu (tu na mojej twarzy pojawił się kolejny karpik)
- infolinia sklepu nie ma żadnego śladu po mojej piątkowej rozmowie, więc od nowa musiałem wszystko opowiedzieć; poszło kolejne zapytanie do logistyki; odpowiedź miała być po godzinie.

Jako że odpowiedź nie nadeszła. Po 16:00 wykonałem kolejny telefon. Znowu nikt nic nie wie o mojej sprawie, o zapytaniu do logistyki tym bardziej. Dopiero podczas tej rozmowy zostało założone zgłoszenie, którego losy mogłem obserwować na stronie internetowej sklepu.

Tego samego dnia wieczorem zadzwonił do mnie pracownik sklepu z pytaniem, jakie są moje życzenia/roszczenia. W tym czasie mijał już tydzień od złożenia zamówienia i chciałem jedynie, żeby ta pralka dojechała. Następnego dnia. Najwcześniej o 15:00. Rozmówca powiedział, że będzie w tej sprawie kontaktował się z kurierem.

Nadeszła środa, zbliżały się godziny wieczorne, pojawił się komentarz sklepu pod zgłoszeniem: "zgodnie z pierwotnymi ustaleniami dostawa nastąpi w najbliższą sobotę" - zgłoszenie zostało zamknięte. Otworzyłem je i zapytałem, o które pierwotne ustalenia chodzi. Czy o te z zamówienia, że dostawa miała byś w piątek w godzinach 8-17, czy może o te z wtorkowej rozmowy telefonicznej, podczas której jedynym powiedzianym terminem była środa po godz. 15:00. Następnego dnia przed południem zgłoszenie ponownie zostało zamknięte z komentarzem "zgodnie z pierwotnymi ustaleniami dostawa nastąpi w najbliższą sobotę". Uznaliśmy, że nie ma co kruszyć kopii, tylko cierpliwie poczekamy do soboty.

W sobotę zadzwonił kurier, że ma paczkę pobraniową. Super. Schodzę na dół, żeby mu otworzyć i przytrzymać drzwi wejściowe do klatki. Tu pojawił się karpik nr 3. Pralka. Ważąca ponad 50 kg. Jeden kierowca bez wózka. Chętnie bym mu nawet pomógł, gdybym nie miał zakazu dźwigania ciężarów, o czym go poinformowałem - z jakiegoś powodu zamówiłem usługę wniesienia, prawda?. Biedakowi udało się wnieść pralkę na pierwsze półpiętro, po czym zadzwonił do centrali po pomoc. Co zaproponowała centrala? Żeby klient pomógł wykonać usługę, za którą kasę miała skasować firma kurierska. Połowę drogi do góry udało się kierowcy samemu pralkę wnieść, przy drugiej połowie pomógł mu sąsiad, który z powodu zablokowania przejścia pralką nie mógł się wydostać z budynku.

W XXI wieku dostarczenie paczki do miejscowości oddalonej o kilkaset kilometrów zajmuje 10 dni, mimo że spedycja konna odeszła do lamusa, a technologia skoczyła znacznie do przodu od tamtej pory. Na zakończenie dodam, że kwota pobrania i kwota na zamówieniu były różne od kwoty na fakturze.

sklepy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (189)

#76219

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzwoni numer, który mi nic nie mówi. Odbieram i słyszę "Proszę czekać, za chwilę nastąpi połączenie z konsultantem", a potem cisza. Po kilku sekundach rozłączam się, oddzwaniam i słyszę znowu automat "Kontaktował się z państwem dział utrzymania klienta banku XYZ. Zadzwonimy do Państwa w późniejszym terminie."

Tego samego dnia kolejny telefon i historia jak powyżej. I tak przez dwa tygodnie. W końcu za którymś razem usłyszałem człowieka i moja "rozmowa" z nieznanym numerem trwała dłużej niż kilka sekund.

Gdy opowiedziałem historię znajomym, okazało się, że nie tylko ja jestem zdania, że jeśli dział UTRZYMANIA klienta próbuje się z tym klientem skontaktować, to zostawiając klienta na linii z automatem, a potem z ciszą raczej trudno będzie tego klienta utrzymać...

Bank

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (216)

#65241

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z ramienia Ministerstwa Zdrowia działa instytucja zwana Narodowym Centrum Krwi. Od lat jest problem ze zbyt małą ilością krwi w bankach krwi, przez co np. bywają przekładane planowane operacje i zabiegi. Narodowe Centrum Krwi twierdzi, że robi wszystko, żeby krwi nie brakowało. Jak to wygląda w praktyce? Od lat likwidowane są regionalne oddziały krwiodawstwa. Nie chodzi o jakieś pipidówy, ale o miasta powiatowe z wieloletnią tradycją oddawania krwi, gdzie wśród tysięcy krwiodawców są całe rodziny oddające krew. Oczywiście NCK w zamian wysyła autobusy dla krwiodawców, ale tylko w określone dni, kilka razy w miesiącu. Jak to wygląda w praktyce?

Deszcz, śnieg, upał - krwiodawcy ustawiają się w kolejkę przed autobusem i mokną/marzną/pocą się w oczekiwaniu, aż zostaną wpuszczeni do autobusu (gdzie procedury trwają dłużej niż w stacjonarnej placówce). Naturalnie liczba krwiodawców spada po zamknięciu każdej kolejnej placówki, a w związku z tym jest mniej krwi w obiegu.

A jak to wygląda od strony szpitala, który do tej pory miał punkt krwiodawstwa "pod ręką"? Krwi ciągle brakuje. Karetki non-stop kursują z krwią, co generuje koszty dla szpitala. W skrajnych przypadkach pracownicy prywatnymi samochodami przewożą krew (co jest niezgodne z procedurami, ale niezbędne dla ratowania życia). Lekarze się wkurzają, że nie ma krwi, przez co nie mogą wykonywać operacji. A pacjenci? Mogą się wykrwawić na stole operacyjnym z powodu zbyt małej ilości dostępnej krwi lub nie doczekać operacji, jeśli krew nie dojedzie na czas.

NCK nie jest jednak jedynym winnym. Szpitale i samorządy również mają coś do powiedzenia w tej kwestii. Z początkiem roku został zamknięty jeden z najstarszych oddziałów regionalnych na Mazowszu. NCK twierdziło, że służy to zwiększeniu dostępności krwi (nie, żeby ktoś w to wierzył). Pomimo protestu pracowników, dyrektor szpitala powiatowego bez wahania zgodził się na zamknięcie punktu krwiodawstwa, który jego zdaniem generował za duże koszty dla szpitala. Cóż, pierwsze miesiące ciągłego wysyłania karetek po krew do innych miast pokazały jednak, że wydatki z tym związane wzrosły.

Polska

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 398 (430)

#62521

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam m.in. kartę z T-Mobile w telefonie. Dziś rano zadzwoniła do mnie konsultantka i rozmowa wyglądała mniej więcej tak (jej wypowiedzi były szybkie, praktycznie na jednym oddechu):

Konsultantka: Dzień dobry, nazywam się XYZ i jestem konsultantką T-Mobile. Czy rozmawiam z właścicielem numeru?
Ja: Tak.
Konsultantka: Z racji regularnych doładowań mam dla pana rewelacyjny PREZENT w postaci 120 darmowych minut do wykorzystania w 5 dni - całkowicie za darmo! Rozumiem, że mogę aktywować ten pakiet na numerze telefonu?
Ja: Tak, poproszę.
Konsultantka: Dobrze, to ja aktywuję i jeszcze raz powtórzę, że jest to 120 minut całkowicie za darmo do wykorzystania w 5 dni i jeśli usługa się panu spodoba, to następne dni będą kosztować X zł za miesiąc. Dziękuję i życzę miłego dnia. Do widze...
Ja: Chwileczkę.
Konsultantka: Tak?
Ja: Jak rozumiem, ten darmowy pakiet nie zrobi się samoczynnie po tych pięciu dniach płatnym pakietem?
Konsultantka: Będzie pan mógł zdecydować, czy chce pan dalej z niego korzystać.
Ja: A jeśli nie podejmę decyzji?
Konsultantka: Pakiet zostanie przedłużony na następny okres.
Ja: To nie zgadzam się na jego aktywację.

Kobieta słowotokiem chciała przemycić mi płatną usługę praktycznie bez informowania mnie o tym, że jest płatna. Chyba zacznę nagrywać wszystkie rozmowy...

T-Mobile

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (453)

#62395

przez (PW) ·
| Do ulubionych
We wrześniu zadzwoniła do mnie konsultantka T-Mobile. Stwierdziła, że płacę dużo za rozmowy (mam telefon na kartę), więc ona ma dla mnie super ofertę. Milion minut, trylion smsów, a wszystko za 39,99 miesięcznie.

Moje odmowy i argumenty trafiały chyba na jakąś niewidzialną barierę, bo praktycznie nic do konsultantki nie docierało. Według niej wydawanie 40 zł miesięcznie było dla mnie bardziej opłacalne niż 50 zł na kwartał (tyle mniej więcej mnie kosztują rozmowy na kartę). Zapytałem więc, czy uważa mnie za idiotę lub upośledzonego umysłowo, skoro uważa, że wie lepiej ode mnie, co jest dla mnie lepsze. Odpowiedziała, że tak...

Wysłałem więc skargę na konsultantkę. W odpowiedzi T-Mobile mi napisał, że rozmowa została ponownie przesłuchana, a "we wskazanej rozmowie nie pojawił się żaden zwrot, który można określić, jako obraźliwy. Od początku do końca rozmowa ta przeprowadzona była zgodnie z naszymi zasadami". Cóż, przynajmniej wiem już, jakimi zasadami kieruje się T-Mobile...

T-Mobile

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 465 (555)

#62121

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od 1 września wynajmujemy z narzeczoną mieszkanie w centrum jednego z większych miast Polski. Ponieważ na miejscu nie było internetu, a w klatce i w mieszkaniu była infrastruktura UPC, po zapoznaniu się z ofertami innych okolicznych dostawców tego samego dnia złożyliśmy przez internet zamówienie na usługę Unikalna I na 10 miesięcy (umowa najmu na rok, więc z umową na dłużej woleliśmy nie ryzykować).

Po dwóch dniach do mieszkania przyszedł w wyznaczonej godzinie technik UPC. Okazało się, że w doprowadzonym do mieszkania kablu nie ma sygnału, a że kabel jest na klatce zamurowany, to nie będzie pruł całej ściany, tylko będzie musiał pociągnąć drugi kabel, ale do tego potrzebna jest zgoda wspólnoty. Powiem szczerze, że mnie to zdziwiło, bo w przeszłości w dwóch innych lokalizacjach technicy UPC ciągnęli mi kable do mieszkania i nie potrzebowali na to pozwolenia wspólnoty. Sąsiedzi skomentowali, że trafiliśmy na służbistę, bo oni tego typu problemów nie mieli, gdy podłączali sobie internet z UPC.

Blisko tydzień trwało załatwianie zgody, ale w końcu otrzymałem upragnione pismo i wysłałem do UPC. W ciągu pół godziny zadzwonił konsultant i wypytywał o szczegóły zamówienia (adres, dane kontaktowe, czy chcemy tę samą usługę itd.). Na koniec zapytał, czy poniedziałek godz. 17-19 odpowiada nam jako termin pojawienia się technika. Oczywiście, że tak.

Jednak w poniedziałek do godz. 19 nikt się nie pojawił. Przez 20 minut wiszenia na infolinii dowiedziałem się, że UPC nic nie wie na ten temat i że musiała nawalić ekipa monterska z mojego miasta. Następnego dnia miałem otrzymać telefon z umówieniem się na kolejny termin. Jednak jeszcze w poniedziałek o 20.50 słyszę dzwonek do drzwi. Technik UPC podłączyć internet przyszedł. Twierdził, że on miał zlecenie na 19-21. No cóż, zdarzają się problemy w komunikacji na różnych szczeblach.

Gdy technik działał z wiertarką, narzeczona studiowała umowę i pojawił się zgrzyt. Była na umowie inna usługa (nie Unikalna I, a Unikalna II), umowa miała obowiązywać dłużej (nie 10, a 24 miesiące), kwota abonamentu też się nie zgadzała. Jedyne, co się zgadzało, to dane abonenta.

Blisko 40 minut trwało oczekiwanie na infolinii, a potem rozmowa nas i technika z konsultantem, który robił absolutnie wszystko, żeby wlepić nam umowę na 24 miesiące. Zmienił dopiero ton, jak technik powiedział mu, że widzi przed sobą mail potwierdzający zamówienie usługi na 10 miesięcy.

Z tego co się zorientowaliśmy, przebieg realizacji naszego zamówienia był następujący. Nasze pierwotne zamówienie zostało anulowane (rzekomo na naszą prośbę), po czym prawdopodobnie podczas rozmowy konsultanta z nami po dostarczeniu przez nas zgody wspólnoty konsultant wpisywał zupełnie inne informacje niż te, które otrzymywał od nas. Niestety nie mogę tego nazwać inaczej jak celowym działaniem, skoro tamten konsultant nie proponował nam nic innego, tylko czytał, co było w pierwotnym zgłoszeniu, a my potwierdzaliśmy, że o to nam chodzi.

Ilu klientów w ten sposób dało się zrobić w balona, bo zadowoleni z podłączenia internetu w euforii przegapili fakt, że podpisana przez nich umowa jest inna niż ta, którą zamawiali?

P.S.: Czekam w tej chwili na pierwszą fakturę, w której spodziewam się nieprzyjemnego epilogu. W przypadku zamówienia przez internet aktywacja usługi jest za złotówkę. Jednak "potwierdzenie" przez nas usługi widnieje w systemie UPC jako nowe zamówienie złożone drogą telefoniczną, podobnie jak "odkręcanie" sytuacji w dniu montażu. Spodziewam się na fakturze opłaty aktywacyjnej w kwocie o wiele większej niż promocyjne 1 zł. A wtedy przestanę być wyrozumiałym klientem i to ja będę piekielny.

UPC

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (464)

#61732

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść MademoiselleInconnue o zakładach pogrzebowych przypomniała mi historię pewnego piekielnego grabarza.

Niecały rok temu miałem na głowie załatwianie spraw pogrzebowych jednego z domowników. O ile zakład pogrzebowy i ksiądz pochłonęli znośną i spodziewaną sumę pieniędzy, o tyle grabarz przegiął i to mocno (znałem ceny "rynkowe"). Jak spytałem, czy nie da się taniej, w odpowiedzi usłyszałem, że jeśli się nie podoba, mogę iść na cmentarz komunalny za miastem (grób rodzinny jest na cmentarzu parafialnym w centrum miasta).

Ponieważ czas mnie naglił (wydanie aktu zgonu nastąpiło dopiero 3 dni po śmierci), nie miałem za bardzo wyboru.

Pogrzeb się odbył, minęło kilka miesięcy i przy okazji wizyty przy grobie zmarłego, zobaczyłem na cmentarzu ciekawą informację. Parafia poszukiwała nowego grabarza.

Okazało się, że na starym ciąży wiele zarzutów. Grabarz był bardzo pazerny, bo od co najmniej 2 lat likwidował "aktywne" groby i sprzedawał miejsca na cmentarzu, które ktoś inny wcześniej wykupił. Uprzedzając niektóre komentarze dodam tylko, że groby były opłacone i nie były porzucone.

Jaką trzeba być hieną, żeby wzbogacać się w taki sposób?

Cmentarz

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 430 (504)

#57443

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu pracowałem jako serwisant w dużym sklepie komputerowym. W każdym pomieszczeniu sklepu zamontowany był monitoring. Podczas mojej kariery w tamtej firmie, zdarzyły się dwa znane mi i większości personelu udokumentowane przypadki kradzieży przez pracowników. Mimo to szef rozpowiadał o niemal każdym pracowniku, który odszedł lub został zwolniony, że był złodziejem i dlatego już go nie ma. Pokazywanie zawartości kieszeni kurtki przy wychodzeniu z pracy nie należało do rzadkości.

Jak wielu pracowników przede mną, ja również w pewnym momencie nie przedłużyłem umowy. W dniu odebrania świadectwa pracy szef poprosił mnie, bym jeszcze zobaczył, na czym polega problem w pobliskim hotelu, w którym kilka miesięcy wcześniej rozbudowywałem sieć bezprzewodową. Na miejscu zdiagnozowałem problem i powiedziałem, co trzeba zrobić, ale ponieważ nie byłem już pracownikiem tamtej firmy, poradziłem kierownictwu hotelu skontaktowanie się z moim byłym szefem. Pracownicy hotelu zdziwili się, gdy usłyszeli ode mnie, że to ja odszedłem z firmy. Oni znali wersję, że zostałem zwolniony. Za kradzież.

Kilka tygodni później mieszkałem już w innym mieście. Zadzwonił do mnie kolega z byłej firmy z pytaniami o historię naprawy jednego z laptopów. Powiedziałem, co wiedziałem i myślałem, że to koniec. Potem zacząłem otrzymywać smsy od szefa typu "oddawaj ten dysk sk...u". Nie zamierzałem z nim rozmawiać, więc dowiedziałem się od wspomnianego pracownika, że nikt nie może znaleźć dysku z tamtego laptopa. Znając mojego szefa mógł wejść na serwis, zobaczyć jakiś dysk i zabrać go na sklep w celu sprzedaży (zdarzały się takie sytuacje).

Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że zostałem zwolniony za kradzież, którą stwierdzono po tym, jak zostałem zwolniony. Piekielne jest to, że w pracy każdy był traktowany jak złodziej. Również po tym, jak odszedł z firmy. A oczernianie pracowników poza firmą czemu miało służyć? Przecież mogłem kiedyś obsługiwać tamten hotel, a nawet starać się w nim o pracę! No ale przecież jestem złodziej, więc o zatrudnieniu mógłbym zapomnieć...

sklep komputerowy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 567 (617)

#56950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy poprosił mnie o zajęcie się kupnem prezentu na urodziny jego żony. Znalazłem model, który mnie interesował, następnie sklep internetowy z opcją zakupów na raty i zaczęło się...

Raty miały być w Santander Bank, a odpowiedź na wniosek miała się pojawić do 30 minut. Czekałem dobę i się nie doczekałem. Po zalogowaniu się do wniosku było "brak towaru w sklepie". Według sklepu ten towar był, czyli ktoś kłamał. Ponieważ bank nie wywiązał się z warunków, temat uznałem za zamknięty. Formularz kontaktowy na stronie banku wypełniłem treścią o rezygnacji z usług banku z powodu niedotrzymania terminu z ich strony.

Po dwóch dniach od złożenia wniosku zaczęły się telefony z nieznanego numeru. Ponieważ albo byłem na spotkaniach albo akurat nosiłem towar, nie miałem możliwości odebrać. W wolnej chwili oddzwoniłem, ale usłyszałem "nie ma takiego numeru". Druga próba - to samo.

Następnego dnia zadzwonił ten sam numer, gdy jadłem śniadanie, więc odebrałem. Powiedziałem, że wysłałem już rezygnację i temat uważam za zakończony.

Dwa dni później dostałem e-mail o treści mniej więcej takiej: "Wniosek został zaakceptowany, jednak ponieważ nie udało nam się z Panem skontaktować, proszę zadzwonić pod nr [inny niż ten, z którego do mnie dzwoniono], inaczej wniosek zostanie odrzucony." Odpisałem, że bardzo dobrze, bo już dawno złożyłem rezygnację przez ich formularz, co potwierdziłem później telefonicznie (mimo niemożności skontaktowania się ze mną) i że nie życzę sobie więcej kontaktu ze strony tegoż banku.

Przez kolejnych kilka dni znowu próbowali się do mnie dodzwonić, ale już po prostu nie odbierałem. Do niektórych po prostu nie dociera...

Prezent kupiłem w innym sklepie, raty (w innym banku) dostałem w 15 minut, kurier przywiózł prezent po 2 dniach.

Santander Bank

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (407)

#56711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnie wiele z Was przeglądało super oferty Groupona, Mydeal i w innych tego typu serwisach. Mi się to rzadko zdarza, ale luba pokazała mi ostatnio ofertę na wideo-rejestrator (wiedziała, że po licznych zdarzeniach drogowych noszę się z zamiarem zakupu takiego urządzenia). Brzmiało rewelacyjnie - zamiast normalnej ceny 199 zł z kuponem płaciłbym jedynie 99 zł.

W całej tej ofercie nie mogłem się doszukać modelu. Nie kupię wideorejestratora w ciemno. Musiałem się dowiedzieć, jaką ma rozdzielczość, jakie karty pamięci obsługuje itd. Co mnie zdziwiło, na stronie sklepu, w którym można było skorzystać z tej promocji, również nie było modelu ani producenta. Na pomoc przyszedł wujek Google i po wyszukaniu za pomocą zdjęcia od razu znalazłem model.

Przy okazji chciałem sprawdzić, jak wielka jest to okazja. Na Allegro, Ceneo i innych tego typu portalach najdrożej ten model chodził po 159 zł (a nie 199 zł), najtaniej po 89 zł, a z reguły po 99-119 zł. Oferta z kuponem okazała się być niczym więcej jak sposobem na pozbycie się zalegającego towaru. Oczywiście zgłosiłem to administracji.

Sprawdzajcie wszelkie tego typu oferty, żeby w promocji nie kupić czegoś drożej, niż gdzieś indziej moglibyście kupić bez promocji!

Okazje w internecie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (493)