Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

InessaMaximova

Zamieszcza historie od: 25 października 2015 - 21:52
Ostatnio: 12 marca 2022 - 1:54
  • Historii na głównej: 4 z 33
  • Punktów za historie: 721
  • Komentarzy: 722
  • Punktów za komentarze: 2445
 

#74762

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ktoś sprzedaje auto za prawie 200.000 PLN na allegro. W ogłoszeniu kilka zdjęć, w tym masakrycznie nieostre zdjęcie wnętrza. Tak nieostre, że nie widać zegarów, przycisków, nie wiadomo, jak autko wyposażone. Właściwie widać tylko, że kierownica z lewej i automatyczna skrzynia biegów (a może nie).

Treść ogłoszenia:
"Sprz. ałdi, stan jak na zdj, więcej info na tel. XXX-XXX-XXX".

Tak się zastanawiam, co sprzedający ciekawego zrobił w czasie, który zaoszczędził na napisaniu ogłoszenia.

analfabeci są wśród nas

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (178)

#83014

przez ~nielubidzieci ·
| Do ulubionych
Nie cierpię dzieci. Po prostu nie znoszę tych miniaturowych ludzików. To znaczy, już z dwunastolatkiem porozmawiam, ale słowo "dziecko" kojarzy mi się z drącym zapłakanym smarkaczem. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że sam jeszcze niedawno takim łebkiem byłem (mam 17 lat), ale po prostu nie mogę wytrzymać w towarzystwie dzieciaków. Z tego powodu wydałem oficjalny zakaz zbliżania się dzieci do mojego pokoju. Z jednej strony jest to prośba dość egoistyczna, bo po prostu nie chcę widzieć dzieci na oczy, ale z drugiej myślę przy tym o swoich rzeczach i pasjach.

Nie raz już zdarzyło się, że jakieś trzyletnie dziecko otworzyło szafkę (lub ktoś mu pomógł), wyciągnęło moje rysunki i komiksy, nad którymi naprawdę długo się starałem, po czym albo je podarło, albo je pomazało flamastrami. Zawsze, kiedy nie było mnie w domu, a jakieś dziecko wpadło z rodzinną wizytą, zawsze ktoś musiał wyciągnąć moje drogie kredki akwarelowe, żeby dziecko sobie porysowało. Kredki te zawsze kończyły kompletnie stępione, czasem nawet połamane. Dwa lata temu musiałem sobie odmalować pokój, bo jakiś gówniarz (czyt. słodki kuzynek) narysował "słodkiego kotka" na ścianie. Poza tym moje pamiątki z dzieciństwa, które trzymałem na wysokich półkach, były często zdejmowane przez dorosłych i dawane dzieciom do zabawy (czyt. niszczenia). Jak przychodziły dzieci, to było jakieś 90% szans na to, że będą sobie coś chciały wziąć do domu. Często są to moje drogie kredki, pędzle, czasem nawet szkice (jako kolorowanki). Ja nie miałem nic do gadania, bo każda moja zwrócona uwaga była odwracana przeciwko mnie i cała rodzina była na mnie obrażona. Musiałem się zatem godzić na takie traktowanie.

W końcu kilka szczerych rozmów przekonało (tak mi się przynajmniej zdawało) dorosłych w mojej rodzinie, że mój pokój to moja własna, prywatna strefa, do której tylko ja mam wstęp.

Minęło kilka lat, znalazłem sobie nowe hobby. A jest to konkretnie zbieranie różnego rodzaju elektroniki, głównie tej przeznaczonej na rynek rozrywkowy. Chodzi mi tu o wieże stereo, głośniki, ale także stare konsole do gier (Pegasusy, PS1, Segi, wiecie o co chodzi). No i dwa dni temu stało się to:

Przyjechała kuzynka z mężem i córcią. Córcia czteroletnia, nie może usiedzieć na tyłku przez sekundę. Ostatnim razem, gdy tu była, mój pokój był jej bawialnią. A teraz, kiedy drzwi zamknięte na klucz zagradzały jej drogę do wielkiej krainy zabaw, jedyną naturalną reakcją na tę niedogodność była histeria. Były krzyki, piski, wrzaski, rzucanie się na podłogę, uderzanie podłogi pięściami i nogami, bo pokój jest zamknięty. Mąż kuzynki wskazał we mnie palcem i rozkazał "Ty, otwórz Wiktorii pokój". Kiedy odmówiłem, usłyszałem jakieś teksty o "księciu i jego królestwie", że mi się "w dupie poprzewracało" i inne takie. W pewnym momencie zorientowałem się, że ktoś sięga po klucze w mojej kieszeni. Była to moja matula, która mimo moich protestów otworzyła pokój i wpuściła do niego dzieciaka. Może bym złapał za rękę i dokonał samoobrony, ale na własną matkę ręki nigdy nie podniosę. Moja żywiołowa reakcja została zbyta krótkim "Cicho, dziecku żałujesz?" od mamy.

Nie minęło 5 minut, jak młoda bawiąc się moim samochodzikiem po biurku strąciła głośnik, któremu pękła plastikowa obudowa przy uderzeniu z podłożem. Reakcja rodziców małej? "Trzeba było takich delikatnych rzeczy nie dawać na widok, wiedziałeś przecież że Wiktoria przyjedzie się z tobą pobawić." Na wymieniony wyżej głośnik wydałem jakieś 100zł.

Kiedy Wiki dorwała się do moich rysunków, które często zajmowały mi kilka dni, wiedziałem, że nie będzie co zbierać. Rysunki skończyły podarte, pomalowane moimi kredkami i zwyczajnie zniszczone. Mi nie wolno było się odezwać, za to rodzice zarówno i moi, jak i jej, zaśmiali się pod nosem i powrócili do stołu rzucając krótkie "no, bawcie się ładnie".

Wtedy Wiktoria pokazała palcem na moją półkę, krzycząc, że "ona chce". Sprawdziłem, czego wymaga moja kochana podopieczna i stwierdziłem, że z całą pewnością chce kartridż z Super Mario World na konsolę Super Nintendo. Nie są to drogie rzeczy, ale nie są to też wyjątkowo tanie rzeczy. A już w szczególności nie stać mnie na to, żeby rozdawać te gry każdemu. Postanowiłem, że pokażę jej nośnik z grą z daleka, ale ona wyciągnęła rączki i próbowała doskoczyć, bo "ona chce się tym pobawić". Kiedy srogo stwierdziłem, że to nie służy do zabawy, zaczęła ryczeć. Wtedy dosłownie w mgnieniu oka pojawił się mąż kuzynki, wyrwał mi grę z rąk i podarował córeczce ze słowami "wujek się tak tylko pomylił, możesz sobie wziąć to do domu!". Kiedy zaalarmowałem, że to moje, on tylko spojrzał na mnie z politowaniem i poszedł do pokoju.

Kiedy pilnowałem Wiktorię, żeby nie zrobiła z grą czegoś niestosownego, mama zawołała mnie do stołu. Kiedy odkrzyknąłem, że nie mogę zostawić dziecka samego, kuzynka oświadczyła, że ona zaraz podejdzie zajrzeć co Wiktoria robi. No więc przyszedłem, usiadłem i rozmawiałem.

Po dwóch godzinach pojechali do domu, a ja wróciłem do pokoju. Momentalnie stwierdziłem, że czegoś tu brakuje. Okazało się, że z pokoju zginęło nie tylko Super Mario World, ale także segregator na gry do Game Boya i sam Game Boy Color. Pierwsze co zrobiłem, to ostrzegłem rodziców, a ci tylko odpowiedzieli, że to pewnie ja zgubiłem gdzieś w tym bałaganie, przecież to niedorzeczne oskarżać własną rodzinę o kradzież.

Wtem podwędziłem telefon mamy, znalazłem numer do tej kuzynki i zadzwoniłem ze swojego. Od razu zapytałem, czy nie mają może moich gier, na co usłyszałem, że tak, Wiktoria niechcący wrzuciła to do torebki. Kiedy poprosiłem o oddanie mi moich rzeczy, zostałem wyśmiany. Przecież to zabawki, ja jestem jakiś niepoważny, nie będzie ze mną rozmawiać, dopóki nie dojrzeję, po czym się rozłączyła.

Na szczęście znałem adres do kuzynki, wyczaiłem w Google Maps jak tam dotrzeć i wczoraj zajechałem do nich autobusem.

Odstawiłem szopkę, że jak nas wtedy odwiedzili, to stwierdziłem, że za rzadko się widujemy i tak dalej. Od razu zacząłem udawać, jak to ja się nie chcę bawić z moją kochaną małą kuzynką w jej pokoju. Kiedy tam wszedłem, młoda od razu pokazała mi swoje lalki, kucyki, puzzle z lalkami i kucykami na obrazkach i inne pierdoły. Wtedy na jej biurku znalazłem swojego Game Boya. Cały zalepiony plasteliną, ekran pomazany flamastrami, ale pomyślałem, że przeczyszczę i naprawię go sobie w domu.

Teraz musiałem tylko znaleźć gry, a wśród nich były Pokemony, których zapisany stan gry miał już kilkanaście lat. Kiedy młoda była pochłonięta graniem na moim telefonie, przeszukałem jej pokój. Pod łóżkiem znalazłem segregator, w którym były tylko dwie gry. W pudełku na klocki znalazłem kartridże, co do jednego, spakowałem je do segregatora, kiedy zauważyłem, że wszystkiemu przyglądał się mąż kuzynki. Od razu do mnie z łapami, że co ja sobie myślę, okradam dziecko, jestem ZŁODZIEJEM. Powiedziałem, że przyszedłem tylko odzyskać swoją własność, na co usłyszałem, że powinienem się wstydzić, tak okradać dziecko. Że jestem bezczelny, dziecinny, jak ja tak w ogóle mogę oszukiwać czteroletnią dziewczynkę! Przejechałem taki kawał drogi za jedną zabawką! Może się jeszcze popłaczę!

Na te obelgi zabrałem dziecku swój telefon, powiedziałem jeszcze raz, że to jest moja własność, nikt nie ma prawa nią zarządzać nawet jeśli jest to jakaś głupia zabawka. Dziecko w krzyk, bo ona chce grać, po czym po prostu sobie wyszedłem na przystanek, czekać na autobus powrotny.

W domu stwierdziłem, że Game Boy nie był nawet uruchomiony, bo miał w sobie moje stare baterie, całkowicie rozładowane. Nikt na tym Game Boyu nie grał, po prostu został ukradziony dla samej kradzieży, żeby dziecko miało. W to, że dziecko samo wrzuciło konsolę i segregator z górnej półki w szafie do torebki nigdy w życiu nie uwierzę. Tym bardziej, że raczej zauważyłbym dziecko zakradające się do torebki zawieszonej na krześle tuż obok mnie. Było to coś na zasadzie "ukradniemy wujkowi coś, bo i tak ma tego dużo, będziesz się tym bawić nawet jak nie umiesz tego obsłużyć".

ALE TO JA JESTEM ZŁODZIEJEM.

dzieci

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 303 (367)

#68162

przez ~czytonormalne11 ·
| Do ulubionych
Czy to normalne?!

W 2. klasie podstawówki poznałam Anię. Zaprzyjaźniłyśmy się. Z czasem zaczęła opowiadać mi o swoim życiu.

Mówiła, że matka i starszy brat traktują ją jak służącą. Ania sprzątała, zmywała itd. Jedyne, czego nie robiła, to gotowanie. Nawet gdy przychodziłam do Ani, mama nie ukrywała, że traktuje ją jak popychadło.

Uważacie że piekielne? Przeczytajcie to.

Jak już mówiłam, Anka miała starszego brata (o 8 lat). Brat robił z Ani niewolnicę. Po prostu ona mu usługiwała, a on, jeśli zrobiła coś "źle", dawał jej w twarz. Własny brat ją bił. W twarz. Chciałam powiedzieć rodzicom, ale Anka błagała mnie, bym nie mówiła.

Gdy byłyśmy trochę starsze (5-6. klasa) Ania wyznała mi, że brat traktuje ją jeszcze gorzej. Bił ją tak mocno, że biedaczka na kolanach błagała go, by przestał. Jednak nie powiedziałam nikomu, bo Ania nie chciała, w dodatku bałam się reakcji brata Anki.

Było tego więcej. Ania nosiła za matką zakupy np. po 7 pełnych reklamówek. Ania była już wtedy w gimnazjum, więc była "odważniejsza" i spytała, czemu matka jej nie pomoże. Co usłyszała?

"Ja cię urodziłam! Ty mi się powinnaś kłaniać za to, że żyjesz! Bezczelna jesteś!”.

Ania wytrzymała w domu do matury. Na studia postanowiła się wyprowadzić. No i wyprowadziła się. Później poślubiła dość bogatego faceta i żyli tak przez parę lat.

Czemu dopiero teraz o tym piszę?

Przed chwilą zadzwoniła do mnie Ania i spytała, co zrobić, bo matka do niej zadzwoniła (nr tel. Ania ma od 10 lat ten sam) i powiedziała z wyrzutem, że jak taka bogata, to czemu się z rodziną nie podzieli, "bo ty Ania wiesz, że zawsze na moją pomoc liczyć mogłaś”.

Poradziłam Ani, by się nie dzieliła.

dom

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 290 (484)

#69697

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Najświeższe ogłoszenie z jednego z "serwisów" komputerowych:
"Firma XYZ poszukuje świeżo upieczonego Technika informatyka z co najmniej 4 letnim doświadczeniem pracy w serwisie komputerowym."
Pod spodem takie karteczki z nr tel do odrywania.

I teraz mi powiedźcie jak ku**a uzyskać 4-letnie doświadczenie mając 20 lat i kończąc technikum.

Ps. Jedyne wyjaśnienie moim zdaniem to wieczorówka.

praca

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (249)

#8768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w PKS.
Jechałam ze swoim labradorkiem - piesek bardzo zadbany, wyszkolony, mega grzeczny, od małego dużo podróżował z nami, więc umie się zachować, uwielbia ludzi i ufa każdemu.
Pierwszy raz jednak jechaliśmy PKS, sprawdziłam jakie są zasady przewozu, wiec piesek miał i książeczkę i kaganiec.
Stoimy w kolejce do autokaru, jesteśmy już na schodach, piesek siedzi bez ruchu. Nagle tuż za nami głośne komentarze jakichś pań:
- Co to ludzie już sobie nie wymyślą, no. Wszędzie te brudne, srające i zapchlone psy muszą wpychać?
Na co druga:
- Zaraz powiemy kierowcy, niech to bydle stąd wyrzuci!

W tym momencie dochodzę do kierowcy i pokazuję kupione wcześniej 2 bilety.
Kierowca pyta:
- A ten drugi to za kogo? (piesek siedział za mną)
Ja odsuwam się by go pokazać.
W tym momencie jedna z pań:
- Panie, pan tego cholerstwa chyba nie wpuści?! Ciekawe co na to sanepid?!
Na to kierowca popatrzył na pieska, który jak to labek zwykle szybko zjednuje sobie ludzi i wyciągnął do niego rękę. Na moją komendę psiak podszedł do kierowcy, oczywiście dał się pogłaskać i jeszcze polizał go po ręce. Kamień spadł mi z serca, już widziałam że kierowca kupiony (bo co prawda przepisy PKS pozwalają na przewóz zwierząt ale wiadomo - ostatecznie decyduje czynnik ludzki ;) )

Kierowca popatrzył na mnie i mówi cicho:
- Pani sobie z nim usiądzie na końcu to będziecie mieć więcej miejsca i tam się położy (czekało nas 5 godzin jazdy). - Po czym bardzo głośno dodał: - Oj piesku, piesku, jakby wszyscy pasażerowie byli tacy fajni, grzeczni i spokojni jak ty, to dużo milej by nam tu wszystkim było!
Więcej komentarzy ze strony pań piekielnych nie słyszałam...

pks

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 871 (955)

#35863

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kasta pielęgniarek ma u mnie +10 do szacunku.

Zaczęło się wczorajszego ranka. Przez sen zaczęłam wymiotować. Raz. Drugi. Trzeci raz był krwawy. We mnie narasta przerażenie, mąż bierze mnie pod pachę, znosi do samochodu i wiezie do szpitala.
Oczywiście, pół stolicy nie miało kiedy się tam wybrać, tylko specjalnie czekało na nas. Nic to, jesteśmy przyzwyczajeni. Uzbrojona w hałdę papierowych ręczników i woreczki czekam na swoją kolej. Po korytarzu co jakiś czas przechodzi ktoś z personelu. Traf chciał, że bluznęłam krwią pod nogi jakiejś [l]ekarce. Może była w moim wieku, może rok starsza lub młodsza - nie wyczułam. Ale wyczułam bezbrzeżną wręcz odrazę, kiedy spojrzała na mnie i otworzyła usta.

[L] Takie ścierwo nawet przychodzić nie powinno, pieniądze z podatków i mój czas marnuje.

Gdybym akurat nie usiłowała nie udławić się rzygowinami, pewnie spróbowałabym rzucić się jej do gardła. Mąż chyba już się przymierzał, ale uprzedziła go [p]ielęgniarka, która szła za tamtą lekarką.

[P] A takie k*restwo na stażu powinno pamiętać, za co mu płacą. Bo dyplom po medycynie i ciocia w NFZ, to nie kanonizacja.

Wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do łazienki, uspokajając po drodze. Byłam zbyt skołowana, żeby zareagować na miejscu, ale jeżeli teraz czyta to ona lub ktoś z jej rodziny - dziękuję.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1956 (1998)

#14034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku lat mieszkam i pracuję na Wyspach Brytyjskich. Pewnego razu firma wydelegowała mnie i kolegę do wdrożenia projektu u poważnego klienta. Obowiązywał nas w tym czasie strój tzw „biznesowy”. Warto wspomnieć, że mój kolega jest hindusem i to o bardzo ciemnej karnacji, co oczywiście nie przeszkadza mu być świetnym fachowcem w swojej dziedzinie. W pewnym momencie, idąc z kolegą po korytarzu rozmawiałem przez telefon i akurat końcowe uprzejmości z rozmówcą wymieniałem po rosyjsku.
Słyszało to dwóch malarzy pracujących na korytarzu. Nagle starszy malarz odzywa się do młodego (po polsku):
- No, popatrz Kaziu, jak ta Anglia na psy zeszła, same rusy i czarnuchy tu rządzą.

Powiedział to na tyle sugestywnym tonem, że kolega hindus praktycznie domyślił się o co chodzi, a mnie zrobiło się wstyd za rodaków. Postanowiłem trochę utrzeć im nosa. Wtajemniczyłem kolegę i ten ochoczo się zgodził. Na przerwie nauczyłem kolegę kilka słów po polsku, które potrafił wypowiadać zupełnie bez obcego akcentu, czyli bez żadnych R, SZ, CZ itp.
Nieco później idąc tym samym korytarzem spostrzegłem owych panów i specjalnie stając przy nich, zacząłem mówić do kolegi po polsku coś mniej więcej w tym stylu, żeby przykuwało uwagę słuchacza:
- A wiesz, że po ostatniej imprezie jak wracaliśmy przez park, to ta Jolka taka nawalona była, że wpadła w krzaki, a jak się podnosiła to całą sukienkę rozerwała i tej jej wielkie cyce na wierzch wylazły i tak szła taksówki szukać.
W tym momencie mrugnąłem do kolegi, a ten powiedział swoją wyuczoną, polską kwestię:
- No nie, ale jaja!!!
I wybuchnęliśmy śmiechem.
Gdy już się wyśmialiśmy starszy z malarzy jakoś tak dziwnie wzrok odwracał a młodszy, Kazio, się pyta:
- A skąd panowie umieją po polsku?
I tu mnie poniosło na fali, więc wypaliłem:
- Wychowaliśmy się w tym samym sierocińcu pod Rzeszowem.

Wielka Brytania

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 666 (776)

#13544

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś okazałem się piekielnym pracownikiem ;)

Kupiłem żel do golenia. Była na nim naklejka "wyślij SMS pod numer ... wygraj atrakcyjne nagrody!". Patrzę, numer za złotówkę plus VAT. No to wysłałem. I o dziwo, wygrałem. Parę dni potem przyszło powiadomienie treści "Gratulujemy, wygrałeś zestaw kosmetyków! Wypełnij formularz ze strony ... i wyślij pocztą, nagroda dotrze..." i tak dalej. Że byłem w robocie, szybko puściłem formularz na drukarkę, i w czasie przerwy obiadowej dalej wypełniać z bananem na twarzy. Salka kuchenkowo jadalna, sporo osób z różnych działów. I przyuważył mnie [S]zef.
[S] Co tam wypełniasz?
[J] Talon na darmową maszynkę do golenia! (I uśmiech od ucha do ucha)
[S] Maszynkę? (z coraz dziwniejszą miną).
[J] No i jeszcze żel pod prysznic!
Szef zszedł do szeptu:
[S] My ci chyba za mało płacimy. Chodź do salki spotkań...

I tak Gilette zafundowało mi ze 20% podwyżki. No i fajną maszynkę! :D

firma informatyczna

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1149 (1267)

#55612

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem posiadaczką legwana zielonego imieniem Mucha.

Historia będzie o tym jak do mnie trafił.

Na początek poznajmy Kasię - dziewczyna jak się przekonałam tępa, nieodpowiedzialna i niemyśląca. Czarne farbowane włosy, szpachelka samoopalacza i styl ubioru pasujący do trendów z pobocza autostrad.

Kasia kupiła legwana. Chyba pierwsze co zrobiła po zakupie to zdjęcia na fejsika podpisane "Móóój przystojniaczek ;oo ;*". I byłoby wszystko ok, gdyby do mnie nie napisała. Tutaj dodam, że pracuję w sklepie zoologicznym.

Wiadomość rozszyfrowywałam 15 minut, dopóki nie zrozumiałam o co jej chodzi.

Kasia chciała oddać zwierzątko do nas, bo zrobiło się brzydkie, brązowe, nic nie robi cały dzień i ją bije ogonem (tak bronią się legwany). Umówiłyśmy się że wpadnę, obejrzę go i w razie czego zabiorę do sklepu.

TO, co ja do cholery zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Prawie półmetrowy legwan siedział w może 12 litrowym akwarium na trocinach i trawie drugiej świeżości. jakieś 17-20 stopni to katorga dla takiego zwierzaka. Jednak hitem był wciśnięty jeszcze basen (mistrzyni organizowania przestrzeni) z wrzątkiem. Myślałam że wyleję jej go na głowę. Bo sądziła, że we wrzątku się ogrzeje to nie będzie musiał się ocieplać świetlówką, która kosztuje całe 30 zł.

Wybaczcie, ale sądzę że decydując się na takie zwierzę trzeba się liczyć z pewnymi wydatkami na wyprawkę. Jeśli ktoś nie zamierza choćby spróbować zapewnić mu podstawowych warunków, to niech sobie kupi chomika, a nie próbuje szpanować jak to ujęła Kasia "super egzo zwierzem".

Poinformowałam ją, że zabieram go dziś. Wyszłam na fajkę na klatkę i po chwili dostałam pakunek. Wiecie w czym mi go przyniosła? W foliówce, do której wrzuciła jeszcze jego papiery. Nie odezwałam się ani słowem.

Mucha odzyskuje powoli kolory, już się przyzwyczaił. I mam nadzieję że zapomniał o koszmarze.

A Kasia.. poinformowała już połowę znajomych że zamierza kupić węża. I dobrze. Mam nadzieję że ją wpier*oli.

zwierzęta

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1317 (1379)

#80207

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja wydarzyła się dość dawno, więc opiszę wszystko najlepiej jak pamiętam.

Bohaterowie: Moher 1; Moher 2; Starsza Pani; Ja.

Na początku pragnę zaznaczyć, iż nie jestem niewychowanym chamem, nauczono mnie, że jeśli się czegoś chce, to się to mówi. Był to okres prac wakacyjnych. Dzień zakończenia mojej roboty (sprzątanie podczas jarmarku). Po sowitej wypłacie pojechałem od razu do sklepu po swój pierwszy dotykowy telefon i słuchawki bezprzewodowe(jestem melomanem, cóż poradzić ^_^). Wsadziłem starą kartę pamięci, powiązałem słuchawki, wsiadam do tramwaju, siadam i odpalam muzykę, a gdy zagłębiam się w odmętach nut, to po prostu mnie nie ma. W pewnym momencie playlista się skończyła, na słuchawkach cisza, a w tle:

Moher 1 - Bachor niewychowany, siedzi taki, a ja już nóg nie czuję.
Moher 2 - Patrz pani, rodziców to to pewnie nigdy nie słuchało.
Moher 1 - Albo patologia jakaś, jak dziecka nie potrafią kultury nauczyć.

Gadały tak głośno, że słyszeli chyba wszyscy w wagonie. Poczułem na sobie wzrok tych wszystkich osób, było mi tak głupio, że mogłem się pod ziemię natychmiast zapaść. Nagle czuję dość silne klepnięcie w bark:

Starsza Pani - Przepraszam cię młody człowieku, czy ustąpiłbyś mi miejsce, bo ja na końcowy jadę, a nie dam rady całą drogę stać.

Wtedy na mojej twarzy pojawił się najbardziej bezczelny uśmiech jaki tylko potrafiłem zrobić, spojrzałem na mohery i powiedziałem:
- Ależ oczywiście, proszę bardzo - po czym wstałem. Starsza pani również spojrzała w stronę wrednych bab.
- Dziękuję ci bardzo - i usiadła. Miny moherowych pań: bezcenne.

Nie wiem kto był bardziej piekielny: ja, mohery czy starsza pani...

Dla obeznanych. Jechałem z Przymorza na Stogi, sytuacja wydarzyła się na Łąkowej.

Gdańsk Tramwaj Mohery.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (211)