Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

InuKimi

Zamieszcza historie od: 18 lipca 2011 - 23:38
Ostatnio: 3 lipca 2022 - 9:37
Gadu-gadu: 8754834
O sobie:

Młoda, trochę idealistka, nie znosi wulgaryzmów. Ćwiczy i pasjonuje się Aikido. Lubi anime i mangę, książki i filmy.

  • Historii na głównej: 14 z 20
  • Punktów za historie: 4220
  • Komentarzy: 1271
  • Punktów za komentarze: 3967
 

#17715

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój brat Maciek razem ze swoim kumplem Rafałem, postanowił wyjechać na studia do innego miasta. Razem z nimi pojechała siostra Rafała - Daria. Znaleźli sobie fajne, 2-pokojowe mieszkanko z kuchnią i łazienką tak więc pełen luksus.
W październiku wszystko jeszcze grało, ustalili, że razem co piątek sprzątają część wspólną, razem też zrzucali się na takie artykuły jak papier toaletowy czy środki czyszczące. I tak sobie zgodnie żyli cały miesiąc. W listopadzie Darii coś odbiło, bo postanowiła, że ona nie będzie sprzątała tego "chlewu", że jak chłopaki są takie pedanciki to niech sami czyszczą sobie kibel i wszystko inne.

Najpierw ją olali, bo pomyśleli, że jakieś kobiece sprawy, PMS czy inne cudo, ale nie, księżniczka nie tylko przestała sprzątać część wspólną, ale sprzątać w ogóle. Brudne naczynia po jej jedzeniu leżały sobie grzecznie w zlewie, czekając, aż chłopaki pomyją, drzwi do jej pokoju nie szło otworzyć bo był taki smród potu, starych ubrań i nie wiadomo czego jeszcze.
Maciek z Rafałem opierdzielali ją niemal codziennie, że albo się weźmie do sprzątania, albo ma się wyprowadzać. Daria oczywiście była głucha na ich krzyki, albo odkrzykiwała, że jest siostrą Rafała i nic nie mogą jej zrobić.

Jakoś tak w marcu Maciek zadzwonił, żebym do nich wpadła ne weekend, bo się z Rafałem stęsknili. No i pojechałam. Młody razem z Rafim odebrali mnie z dworca i od razu zaczęli uprzedzać, że jak chcę skorzystać z toalety to lepiej teraz na dworcu, że jak będziemy przekręcać drzwi wejściowe kluczem to mam zatkać nos i biec za Maćkiem do pokoju, żeby się umyć trzeba wejść piętro wyżej do znajomych z roku, żeby zrobić coś więcej do jedzenia niż tosty, też trzeba wejść piętro wyżej. Tak słuchałam ich i myślałam, że może trochę przesadzają, rany jaka ja byłam głupia.
Nawet przez zatkany nos, nie dało się nie czuć tego fetoru. Ten smród ogarniał mnie z każdej strony i gdyby nie chłopaki to pewnie bym się udusiła. W życiu czegoś tak okropnego nie czułam, a miałam okazję być w oczyszczalni ścieków i na wysypisku śmieci.

W ich pokoju, odkryłam chyba z 5 odświeżaczy powietrza, a do tego małą lodóweczkę, toster i jakieś herbaty, makarony i inne rzeczy, które powinny być w kuchni, ale, jak mnie oświecono do kuchni nie idzie wejść, bo jest obok pokoju Dariozaura, jak ją pieszczotliwie nazwali, a bez odświeżaczy nie idzie żyć.
Chłopaki przyznali się, że jakoś tak od lutego nie sprzątają mieszkania (poza swoim pokojem), bo mają dość robienia wszystkiego i po cichu liczą, że może się wyprowadzi. Obmyślili też jak sobie pomóc w przegonieniu jej i to był prawdziwy powód mojego zaproszenia, gdyż byłam im potrzebna.

W sobotę rano Dariozaur poszedł sobie gdzieś, a my uzbrojeni w gumowe rękawice i maseczki na twarzach, wparowaliśmy najpierw do toalety, a tam: na muszli zaschnięta krew, resztki kału, nie spuszczona woda po sikaniu, a do tego ze śmietniczki obok, wysypywały się zużyte tampony i podpaski. Słabo mi się zrobiło, jak to zobaczyłam, ale chłopaki błagali, żebym wzięła te podpaski bo oni się tego brzydzą, a ja powinnam być przyzwyczajona. W końcu dałam się namówić, wsypałam to wszystko do worka i wyniosłam pod drzwi Darii. Dobrą godzinę doprowadzaliśmy samą toaletę do stanu używalności. Następnym krokiem była łazienka, a tam dokładnie ten sam syf, czyli krew w wannie, odpływ zatkany włosami łonowymi, zlew zapaskudzony jakimiś kosmetykami, pralka też czymś uświniona. W łazience spędziliśmy ponad 2 godziny, bo to jeszcze kafle trzeba było doczyszczać. Ostatni etap - kuchnia. Blaty zaczęły zarastać grzybem, naczynia w zlewie praktycznie się ruszały, piekarnik na zewnątrz czymś zachlapany, w środku, jakieś stare zapuszczone jedzenie, które utworzyło dwie kolonie zmierzające do walki o terytorium, lodówka to samo po prostu pleśń na pleśni.

Byliśmy niesamowicie dzielni bo ogarnęliśmy ten syf, potem odkurzyliśmy i zmyliśmy podłogi. Dodam, że całe to zapuszczone jedzenie, cały brud z naczyń, z łazienki ze stołu, kolekcjonowane były w workach. I na koniec najlepsze, wnieśliśmy te worki do jej pokoju i tam wszystko wysypaliśmy na podłogę, na łóżko, osobiście jej podpaski wrzucałam do szafy z ubraniami. Ale na tym jeszcze nie koniec, okazało się, że Rafi zaprosił swoich rodziców, którzy mieli być gdzieś koło 20, a my samo sprzątanie skończyliśmy po 18, gdzie zaczęliśmy o 10. Dodam jeszcze, że księżniczki cały czas nie było w mieszkaniu. Po 20 dzwonek do drzwi, przyjechali, na początku zwymyślali Rafiego, że co im głowę zawraca przecież jest ładnie i czysto i w ogóle i wtedy Maciek pokazał zdjęcia jak wyglądało przed wielkim sprzątaniem, oraz zaprowadził do pokoju Dariozaura. Szok, obrzydzenie, niedowierzanie, a następnie wściekłość malowała się na ich twarzach. Ojciec zadzwonił do córeczki i kazał natychmiast przyjść do mieszkania. Ta od progu zaczęła, że to nie ona, że to chłopaki nie chcą sprzątać, że ona sama nie będzie, a poza tym dlaczego kobieta ma harować, niech faceci coś robią itd. Jak zobaczyła w jakim stanie zostawiliśmy jej pokój (zapomniałam dodać, że zanim żeśmy wszystko tam wysypali, to też zastaliśmy niezły sajgon) to się rozbeczała i zaczęła krzyczeć, że ma depresję, że nie zdała pierwszego semestru i ją wyrzucili, że nic jej nie wychodzi i że się zabije.
Ostatecznie sama musiała posprzątać swój syf pod czujnym okiem rodziców, następnie musiała się spakować i zabrali ją do domu. Po całym zdarzeniu imprezowaliśmy aż do rana (ojciec zostawił nam 500zł zadośćuczynienia), a chłopaki szybko znaleźli sobie nowego współlokatora, który też jest z nimi na roku i nie miga się od sprzątania:)
A co do Dariozaura, to jej ojciec w nagrodę załatwił jej pracę sprzątaczki:)

urocza współlokatorka

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1092 (1170)

#16146

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w mieście uzdrowiskowym, z racji posiadania dość dużego domu moja mama postanowiła wynajmować pokoje. Chciałabym Wam opowiedzieć pewną piekielną historię, która przydarzyła się dość niedawno.

Przeważnie wynajmujemy górne, nieużywane przez nas piętro, lecz z racji tego, że dość dużo ludzi chętnych wynająć pokój dzwoniło tego lata, moja mama postanowiła wynająć jeszcze jeden pokój, który znajduje się na ′naszym′ piętrze. Dodam, że jest to sypialnia rodziców, którzy na ten okres przenieśli się do salonu. Do pokoju rodziców ′wprowadziła′ się na dwa tygodnie matka z synem (ok 7 lat). Dzieliłam razem z nimi ubikacje i łazienkę.

Przez pierwsze dni ich przyjazdu nie zdarzyło się nic ciekawego, dziwnego. Ot wstawali o 8, buszowali trochę w łazience i wychodzili. Piekielni stało się dopiero po paru dniach. Pewnego ranka obudziłam się rano i zobaczyłam chłopca siedzącego przy biurku, grającego na komputerze. Byłam w szoku. Spytałam się go co tu robi, on odpowiedział, że mama przyprowadziła go tutaj. Udałam się do owej pani w celu wyjaśnienia tego. Usłyszałam, że w ofercie na stronie napisane jest, że jest darmowy internet. Nie miała przy sobie laptopa a, że pewnego dnia zobaczyła u mnie komputer to pomyślała, że może go użyć. Odpowiedziałam, że oczywiście, mogłabym użyczyć komputera na parę chwil, lecz jak mogła wejść bez pytania do mojego pokoju, włączyć komputer sadzić dziecko i wyjść, gdy ja spałam na łóżku! Odpowiedziała mi, że miała takie prawo ponieważ jest klientem i może korzystać w tym domu z czego tylko chce. Nie powiem zamurowało mnie to kompletnie. Poszłam do mamy, która delikatnie wytłumaczyła pani jakie są zasady. Przez kolejne dni było coraz gorzej.

Już nie było cichych poranków. Synek codziennie o 7 rano wystawał przed drzwiami do mojego pokoju krzycząc, albo raczej wydając z siebie okropne odgłosy. Tupał, biegał, krzyczał. Matka, rzecz jasna na nic nie reagowała. Każde upomnienia ignorowała. Chłopiec robił dosłownie co chciał. Z racji tego, że w drzwiach nie mam zamka, wchodził do mnie bez przerwy, przeglądał moje rzeczy, zabierał je do siebie. Nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Pewnej nocy, około 3 wróciłam z imprezy. W moim pokoju zastałam panią siedzącą na fotelu! Zszokowało mnie to, spytałam co jest grane. Pani rzuciła na podłogę paczkę prezerwatyw... Zaniemówiłam. Prezerwatywy były moje, to fakt. Jestem dorosła, więc mam prawo posiadać takie rzeczy, nawet gdybym nie była, mogłabym. Paczkę schowałam głęboko za szufladą. Po chwili spytałam pani co ona sobie wyobraża, wchodzić i grzebać w moich rzeczach! Odpowiedziała, że widzi jak jest, matka sobie ze mną nie daje rady, więc ona jej pomoże! Moja mina musiała być wtedy cudowna... dowiedziałam się, że paniusia wiedziała od mojej mamy, że poszłam na imprezę, więc czekała w moim pokoju, aż wrócę, by zobaczyć w jakim stanie będę. Dowiedziałam się, że jestem kompletnie pijana (byłam kierowcą, więc nawet piwa nie powąchałam). W między czasie przeszukała mój pokój. I znalazła. Uznała, że jestem za młoda na seks. Że mam przy niej rozpakować i wyrzucić ′to coś′ jak to określiła, do kosza. I, że mam szlaban na wychodzenie z domu do końca jej pobytu. Z tą kobietą naprawdę było coś nie tak! Spytałam ją spokojnie czy w ogóle wie ile mam lat. Stwierdziła, że 14. Westchnęłam, wyciągnęłam dowód i podałam jej. Już, już myślałam, że zrozumie, że próg 18 przekroczyłam hen hen daleko, ale jednak nie! Uznała, że fałszywy, kazała mi iść spać i jutro stawić się u niej, to pogadamy o uczciwości i moich obowiązkach (?!). Wycieńczona poszłam spać, rano o wszystkim opowiedziałam mamie. Paniusia od tego momentu musiała szukać sobie nowego mieszkania.

Wiem, że historia dość nieprawdopodobna, do tej pory w nią nie mogę uwierzyć. Przepraszam za chaotyczność, ale jeszcze trzęsą mną emocje.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1230 (1306)

#16172

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy byłem bardziej piekielny czy żałosny...

Sobota wczesny ranek. Wypożyczalnia Rowerów Alfa Gdańsk Brzeźno. Godz: gdzieś koło dziewiątej. Rano.
Zostałem obudzony przez Beatę. Noc była ciężka; obok, „na budach” do wczesnych godzin rannych trwała gorąca impreza, która nie dawała szansy zasnąć - a pilnować rowerów trzeba...

Wstałem mocno zamroczony, myślami jeszcze w głębokim śnie. Zacząłem automatycznie wyprowadzać rowery oraz sprzątać nasz mały placyk rowerowy (tylko ciało pracowało, duch jeszcze łapał resztki snu). Zaczęli przychodzić pierwsi klienci, którzy zachęceni piękną pogodą postanowili wybrać się naszymi rowerami na wycieczkę do Sopotu. Beata się nimi zajęła. Ja wolałem zająć się sprzątaniem (nie musiałem przy tym myśleć). W pewnym momencie zaszedł mnie z boku dobrze zbudowany, poważny mężczyzna.
-Mamy problem, czy możemy prosić o pomoc?
Starałem się jak najszybciej obudzić, ale to nie było proste. Niemniej bez wahania zapytałem się w czym jest problem?
- Mamy problem z licznikiem – odpowiedział drugi poważny i również dobrze zbudowany mężczyzna siedzący na rowerze.
Wiecie, taki licznik, co bada ilość przejechanych kilometrów, szybkość, czas, poziom cukru, kalorie i inne różne parametry. Licznik znajdował się na rowerze trzeciego mężczyzny. Starszego Pana w białym kapeluszu. Licznik pokazywał zero zero zero.
Jeszcze jedna ważna rzecz a propos liczników, o której musicie wiedzieć; każdy jest inny. Każdego inaczej się ustawia, w każdym przyciski mają różne funkcje. Raz trzeba nacisnąć prawy, raz lewy, raz dwa jednocześnie, raz trzeba przytrzymać na dłużej, raz dwa razy krótko przycisnąć. Ten był francuski. Wprawdzie nieźle mówię w tym języku, ale niestety nie na tyle biegle, żeby zrozumieć to, co mi licznik pokazywał. Niemniej jestem osobą, która się nie poddaje i zacząłem naciskać różne przyciski. Mijały sekundy. Dwaj poważni panowie starali się mi pomagać, ale jakoś nie byliśmy w stanie sobie poradzić.
Pamiętajcie, że byłem straszliwie, potwornie niewyspany. Choć nie wiem czy mnie to tłumaczy :(

Klnąc w myślach na francuskie wynalazki, już nieco wkurzony, zapytałem się starszego Pana w kapeluszu, nie patrząc mu w oczy, czy ma instrukcje do tego licznika. Odpowiedział:
- No właśnie wyrzuciłem.
Zrobiłem charakterystyczną minę i sarkastycznie odpowiedziałem (prawdę mówiąc prawie wybuchłem):
- I co pan narobił?!? A nie trzeba było wyrzucać. I teraz mamy problem, bo każdy licznik jest inny! Jak ja to mam zrobić?
- To ja wydrukuję jak wrócę do domu. – odpowiedział spokojnie starszy Pan w kapeluszu.
Zaczynałem się poddawać nie mając pomysłu, jak sobie poradzić z tym strasznym francuskim licznikiem. Starszy Pan w kapeluszu również dawał za wygraną. Powiedział:
- Trudno, nie udało się, ale zróbmy sobie zdjęcie.
- Nie ma potrzeby. Przecież nic nie zrobiłem – odpowiedziałem z uśmiechem ale też i ze smutkiem. Niemniej starszy Pan w kapeluszu poprosił jednego z dwóch poważnych panów, żeby zrobili nam zdjęcie. W sumie chciałem protestować że nie rozdaję swoich zdjęć na prawo i lewo, ale trochę mi głupio było po tym jak go objechałem.
Trochę się też zdziwiłem, że co, że taki przystojny jestem? Czy co?
Wyciągnął taki wielki tablet, co był jednocześnie komputerem podręcznym, telefonem, aparatem i czymś tam jeszcze. Starszy Pan w kapeluszu podał mi rękę. Ja się uśmiechnąłem. Zdjęcie zostało zrobione. Dobrze zbudowany, poważny mężczyzna robiący nam zdjęcie pokazał nam zdjęcie na tablecie. No ładnie wyszło. Podaję uśmiechnięty rękę starszemu facetowi w czapce, któremu nie potrafiłem pomóc. Śmieszne. Dziwne. Smutne. I do tego dookoła kilka osób, co ze zdumieniem na nas patrzyło. W sumie nie bardzo wiedziałem o co im chodzi.
Panowie zaczęli zbierać się do dalszej jazdy. W tym momencie Starszy Pan w kapeluszu na do widzenia podał mi swoją wizytówkę. Podziękowałem. Spojrzałem na nią.
I... oniemiałem. Okazało się, że tym starszym Panem w kapeluszu był... Lech Wałęsa. Tak – ten Lech Wałęsa. Stałem przy Panu Prezydencie jakieś dobre 10min. Starałem się pomóc, opieprzyłem, że nie ma instrukcji do tego licznika, zrobiliśmy sobie zdjęcie, patrzyłem na to zdjęcie i nie rozpoznałem.
Śmieszne? Tragiczne!!!
Szanowny Panie Prezydencie, od tamtej pory umiem nastawić wszystkie liczniki. Nauczyłem się. Ze wstydu!!!!

ALFA rowery Gdańsk

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 822 (1016)

#16701

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w kinie.

Puszczamy od niedawna film ograniczony wiekowo - dla widzów powyżej 15 lat; mamy prawny obowiązek żądać od każdego okazania dowodu tożsamości.
W tym kraju każda szkoła wyrabia inną legitymację uczniowską i nie na każdej jest umieszczona data urodzenia. No ale jak ktoś nie ma swojego wieku na legitce, to zawsze zostaje mu paszport, tzw. tymczasowe prawo jazdy (mogą je mieć nawet 16-latkowie), specjalne karty tożsamości, a w ostateczności i certyfikat urodzenia.

Podchodzi dziś do mnie para koło czterdziestki; gdzieś za nimi kuli się jakiś dzieciak, który ledwie mi do ramienia sięga i wygląda, jakby nawet podstawówki nie skończył.
[Kobieta:] Trzy na "The Inbetweeners".
[Ja:] Poproszę dowód tożsamości tego młodego człowieka.
[K:] A po co? On ma szesnaście lat.
[J:] Przepraszam, ale nie wygląda.
[K:] No ale ja jestem jego matką!
[J:] To żaden argument.
[K:] Rozumiesz, co do ciebie mówię? Jestem jego matką i wiem, że ma szesnaście!
[J:] Cieszę się, ale muszę zobaczyć jego dowód tożsamości. Może być na przykład paszport albo tymczasowe prawo jazdy...
[K:] A skąd on niby ma wziąć prawo jazdy, do cholery?! Przecież ma dopiero trzynaście lat!

Patrzę z zainteresowaniem, jak kobieta nagle milknie, robi się purpurowa, potem zaczyna sapać, aż wreszcie z głośnym prychnięciem odwraca się i rusza jak czołg pod prąd kolejki, po drodze waląc pięścią w barierkę i przewracając ją na ziemię.

Kino

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 887 (957)

#6553

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuje na ochronie.
Sklep wielkopowierzchniowy, przedświąteczny szał zakupów. Stoję na linii kas obserwując kupujących gdy podbiega do mnie jakaś starowinka, ubrana schludnie lecz skromnie.
- Panie, leć pan szybko na sklep, bo panu Cygany na sklep wlazły! - krzyknęła szarpiąc mnie za rękaw. Była autentycznie poruszona, więc w pierwszej chwili uznałem, że stało się coś naprawdę poważnego. Nadałem na stacji (krótkofalówce), że mam zgłoszenie iż na sklepie znajdują się osoby nieporządne, najprawdopodobniej narodowości romskiej i że więcej szczegółów podam za chwilę. Gdy kolega z monitoringu potwierdził, wróciłem do staruszki która już złapała oddech.
- Dobrze, co oni robią? Czy zachowują się agresywnie lub próbowali panią okraść?
- Nie...
- W takim razie, widziała pani próbę kradzieży towaru?
- No nie... - w tej chwili zbaraniałem, bo przecież kobiet chwilę wcześniej zachowywała się prawie jak ofiara rozboju.
- To o co chodzi?
- No, Cygany wlazły panu na sklep... Będą kraść! - i w tamtej chwili zrozumiałem, że dla tej klientki KAŻDY Rom to złodziej. Natychmiast nadałem na stacji wiadomość, że to fałszywy alarm. Gdy staruszka to usłyszała niemal opadłą jej szczęka.
- To jak to tak?! Nie wyrzucicie ich?!
- Nie proszę pani, nie mamy do tego podstaw...
- TOŻ TO ZŁODZIEJE! Brudasy! Oni nie mają prawa kupować w sklepach dla ludzkich ludzi!
Musiałem odsunąć się od niej, bo krzyczała tak głośno, że istniało realne zagrożenie dla mojego słuchu. Niestety, jak krok w tył, ona dwa do przodu i ciągnie dalej:
- Jak wy tak możecie! Skandal! [...] Ja to do telewizji podam!
- Proszę się uspokoić. Oskarża pani niewinnych ludzi o złodziejstwo, tak nie wolno...
- Co nie wolno? Jak nie wolno? Gnoju jeden! Nie będziesz mi tu mówił co mi wolno! Sam pewnie jesteś z matki brudaski! Bękart!
Pokrzyczała, pokrzyczała, zebrało się dookoła sporo gapiów, a ta dalej swoje. Gdy zauważyłem, że obserwuje nas również śniadolica rodzina (ojciec, matka i małe, może sześcioletnie, wszyscy schludnie ubrani, typowa rodzina na zakupach) po prostu pękłem.
- Jeśli pani nie zamknie się w tej chwili, za trzy minuty będzie tu policja. Nienawiść i podżeganie do niej jest w tym kraju karalne. - mówiłem to całkiem głośno, co w praktyce oznaczało dobrowolne podłożenie głowy pod topór. Ludzie piszą skargi za mniej obcesowe zachowanie, a każdy taki świstek jest okazją do wywalenia pracownika. - A teraz zechce pani wyjść. - tu popełniłem kolejne przewinienie, bo złapałem ją pod ramię i osłupiałą wyprowadziłem ze sklepu. Jeśli nie dokonuję zatrzymania, nie wolno mi dotknąć jakiegokolwiek klienta.
Musiała być w naprawdę wielkim szoku, że ktoś "śmiał" tak się wobec niej zachować, bo poszła sobie.
Oczywiście, zaraz po wszystkim dostałem ochrzan od kierownika, bo powinienem załatwić to inaczej, a następnego dnia (w ten dzień nie pracowałem) babcia wróciła i zmieszała z błotem mojego zwierzchnika wraz z trzema pokoleniami jego i moich przodków, ale w gruncie rzeczy sytuacja rozeszła się po kościach. Do końca życia nie zapomnę też uśmiechu matki tamtej rodziny.

Ochrona adult

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 847 (1089)

#9945

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą opowiedział mi mój przyjaciel, który jest ochroniarzem w pewnym sklepie.
Otóż któregoś dnia kręciła się tam jakaś dziewczyna, ot zwykła nastolatka; 17, 18 lat. Przeglądała różne ubrania i biżuterię, w końcu wybrała jakiś łańcuszek i poszła do kasy za niego zapłacić. Kiedy wychodziła, bramki zaczęły piszczeć. Kolega już do niej szedł, żeby sprawdzić paragon, a ta nagle jak nie przyspieszy! Zaczęła biec w stronę wyjścia, gdzie zatrzymał ją inny ochroniarz, reagując na krzyki. [K]olega podchodzi do [D]ziewczyny, ona jakby nigdy nic, uśmiech od ucha do ucha.
[K]: No i co teraz? Dlaczego uciekałaś?
[D]: Ja nic nie ukradłam, kupiłam tylko łańcuszek.
[K]: To dlaczego uciekałaś?
[D]: (robiąc przy tym cwaną minę) Aaaa... bo chciałam poczuć się jak w filmie akcji!

Po obejrzeniu jej paragonu, zawartości torby oraz zapisu z monitoringu okazało się, że faktycznie nic nie ukradła. Chyba miała za mało wrażeń :)

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 940 (1028)