Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

InuKimi

Zamieszcza historie od: 18 lipca 2011 - 23:38
Ostatnio: 3 lipca 2022 - 9:37
Gadu-gadu: 8754834
O sobie:

Młoda, trochę idealistka, nie znosi wulgaryzmów. Ćwiczy i pasjonuje się Aikido. Lubi anime i mangę, książki i filmy.

  • Historii na głównej: 14 z 20
  • Punktów za historie: 4220
  • Komentarzy: 1271
  • Punktów za komentarze: 3967
 

#22508

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w akademiku, pierwszy rok. Pokój dwuosobowy, łazienka i kuchnia na korytarzu (wspólna). Mam współlokatorkę - na potrzeby historii dajmy jej na imię Madzia. Madzię poznałam w kolejce do Rady Mieszkańców po przydział pokoju. Wydała się sympatyczna, powiedziała, że studiuje dwa kierunki, nie mieszka w Krakowie pierwszy rok, no cud, miód, malina. Madzia miała zarezerwowany pokój w akademiku, więc podeszła do stolika, podała nazwisko, dostała specjalną kartkę i heja, moja kolej. Padło pytanie, czy chcę być w pokoju z dziewczyną, z którą rozmawiałam, jako istotka niezwykle osamotniona zgodziłam się.
Tak zaczęło się moje piekło.

Już pierwszego dnia okazało się, że dwa kierunki mojej Madzi to bajka. Rzuciła fizjoterapię semestr(!) przed obroną "bo jej się nie podoba", i dostała się na coś z kulturoznawstwem w nazwie "żeby zachować zniżki". Madzia pracuje, na zajęciach jej nie widzieli.
Madzia ze względu na specyfikę swojej pracy chodzi spać o 18 i wstaje o 5. I o ile jej wstawanie nie jest upierdliwe, o tyle sen już tak - ja jestem nocnym markiem. Kilkukrotnie zwracała mi uwagę, że... za głośno przyciskam klawiaturę. Cóż, studiuję polonistykę, pisanie to mój chleb powszedni.
Pewnego dnia mój komputer zechciał paść. Madzia pozwoliła mi używać swojego, zrobiłam to raz. Jej biurko/klawiatura/myszka i cała okolica jest tak zasyfiona, że bałam się, że się przykleję.
Mamy wspólny czajnik. Wodę gotuję w metalowym kubeczku w kuchni. Powód? Herbata śmierdziała mi cebulą.
Madzia nie wietrzy. Bo będzie zimno. Za to grzejnik odkręcony na całego. Może byłabym w stanie jej to wybaczyć, gdyby nie fakt, że spożywa głównie posiłki cebulowo-czosnkowo-kiełbasiane, więc jak wchodzę po weekendzie w domu do pokoju, to zaczynam się zataczać.
Madzia ma sklerozę. Ile to już razy wstawiła ciasto do piekarnika i przypomniało jej się po 3 dniach? Strach, gdyby miała mieszkać sama w mieszkaniu.
Madzia się nie myje. Przez 4 miesiące raz widziałam, żeby umyła głowę.
Madzia nie pierze. Mieszka w tym akademiku 3 lata i nie wiedziała gdzie jest pralnia. Z szafy śmierdzi, a mamy jedną. Swoje ubrania trzymam w szufladzie na pościel.
Madzia nie sprząta - nie jej, to po co?
Madzia nigdy nie używała bankomatu.
Madzia smsy wysyła tylko z gg.
Madzia nie kupuje w supermarketach typu real czy Carrefour - nie będzie wspierać "zła z zachodu".
Madzia obraziła się na bratową, gdy ta skrzyczała ją o wlanie płynu do mycia naczyń (zwykłego!) do zmywarki.
Madzia wszędzie węszy podstęp, wszędzie. Portier celowo sprawdzał jej kartę mieszkańców, bo wiedział, że jej się spieszy i chciał, żeby nie zdążyła na tramwaj.

I wiele, wiele innych. Chcecie więcej?

akademik

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 650 (890)

#23043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
TP: zgłoszenie do techników, że telefon i internet nie działa.
Po 2 dniach odpis techników:

"Do słupa przywiązany byk, brak możliwości naprawy uszkodzonego krosowania, zmiana terminu na XXX".

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 653 (711)

#22355

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Autobus miejski.

Usiadłam obok chłopca ok. 13/14 lat z plecakiem. Za nami ulokowało się dwóch studentów, a na ich kolanach usiadły dziewczyny. Towarzystwo żywo dyskutowało o egzaminie, na który właśnie podążają, umilając sobie podróż wymianą czułości i konsumpcją cukierków w papierkach. Studenci chcąc popisać się przed dziewczynami, wpadli na pomysł wrzucenia nam papierków do kapturów kurtek. Zauważyłam poczynania dowcipnisiów i zbierając się do wysiadania, zwróciłam im uwagę. W odpowiedzi otrzymałam głupkowaty rechot całej czwórki.
Mój małoletni współpasażer sięgnął w tym czasie do plecaka, wyjął napój gazowany, potrząsnął butelką, odwrócił się w kierunku wesołków i odkręcił zakrętkę. Dalej możecie sobie wyobrazić.

komunikacja_miejska

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1520 (1572)

#22422

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Myjemy z moją Mamą podłogę, ponieważ ma pojawić się ksiądz po kolędzie.
- Mamusiu, czy ty naprawdę wyobrażasz sobie że ksiądz będzie sprawdzał czystość podłogi w hydroforni? - zapytałam kiedy robota zaczęła się robić coraz bardziej absurdalna.
- Nie gadaj, mopuj! Dobry mop to życie możne uratować! - odpowiedziała moja Mama. I miała rację.

Cofnijmy się o trzy lata. Moja Mama była wtedy kasjerką w niewielkim supermarkecie, a na drugi etat jego sprzątaczką.

Zmiana zakończyła się jakiś czas temu i w sklepie została tylko ona i kierowniczka zmiany, pani Krysia - kobieta po pięćdziesiątce, z wyglądu i figury wyglądająca jak wielki pomidor w czarnej peruce.

Mama myła podłogę. Jako że panie sprzątające miały do dyspozycji tylko zwykłego mopa, a sala jest dość duża postanowiły ułatwić sobie pracę - używały małego urządzonka do opryskiwania grządek. Pryskały gorącą wodą z płynem do mycia szyb, przecierały mopem i hajda dalej.

Kierowniczka podliczyła utarg, spakowała go w stalową kasetkę i wyszła, żeby zanieść go do biura, znajdującego się w sąsiednim budynku.

Gdy dzielnie brnęła przez zamarznięty parking, podbiegł do niej młody chłopak w bluzie z kapturem. Domyślacie się po co, prawda?

Pani Krysia zarobiła cios w brzuch, a złodziej ruszył do ucieczki przez parking z całodziennym utargiem.

Żeby dobiec do bramy, nasz przedsiębiorczy młody dżentelmen musiał przebiec przez spory kawał parkingu i minąć drzwi marketu. Z tych ostatnich, wyłoniła się zwabiona wrzaskiem kierowniczki moja Mama, która widząc co się dzieje, ruszyła na niego z mrożących krew w żyłach okrzykiem, w którym tętniło echo jej kozackich przodków!

Wyobraźcie sobie uzbrojona w opryskiwacz do roślin i mopa, pięćdziesięcioletnią kobietę w niebieskim fartuszku, jak wyskakuje zza rogu na krzepkiego nastolatka. Od razu widać że jego losy były przesądzone.
Jakkolwiek cios mopem tylko nim zachwiał (i złamał solidne drewniane akcesorium) o tyle gorąca woda z płynem do szyb pryśnięta w oczy zamroczyła go do tego stopnia że oblodzony grunt uciekł mu spod nóg i zarył on twarzą w chodnik.
Obkładany resztką mopa przez 30 lat starszą kobietę (a masz! a masz!) próbował jeszcze uciekać z pieniędzmi, jednak uniemożliwiła mu to pani Krysia, rzucając się na niego całym swoim 120 kilogramowym ciężarem.

I cóż, kawaleria zawsze przybywa ostatnia, prawda? Dopiero w tym momencie na scenę wkroczyli panowie pilnujący sąsiedniego magazynu. W sumie nie można mieć im za złe, bo kawałek do przebiegnięcia mieli.

Złodziej doczekał przyjazdu policji, a mop?

A mop do dziś leży na widoku w sklepie, z odręcznie wypisaną karteczką "złodzieju, pomyśl dwa razy!".

Pamiętajcie dziewczyny: nie karate, ale ściera, zrobi z ciebie bohatera.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1204 (1320)

#21805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o MATCE ROKU. Poważnie, MATCE ROKU. Powtórzę, MATKA ROKU, albo co najmniej tysiąclecia.

Moja przyszywana Ciocia jest dentystką. Bardzo dobrą i właśnie dlatego pracuje z dala od NFZ-u, w swoim własnym prywatnym, gabinecie. Świetnie radzi sobie z dziećmi a poczekalnia jest wyklejona laurkami od młodych pacjentów. Wczoraj kiedy dłubała mi w uzębieniu postanowiła zająć mi czas następującą opowieścią.

Zaczyna się około godziny 11 w nocy, kiedy Ciocię obudził ktoś, kto przycisnął dzwonek do drzwi i nie puszczał (Ciocia ma troje małych dzieciaczków, które od razu się obudziły) przerażona zbiegła po schodach zobaczyć co się dzieje, o tak nieludzkiej porze.

I tu właśnie wkracza MR. Targając pod pachą dziewczynkę w wieku przedszkolnym, oznajmia że wydarzył się "okropny wypadek" i mała natychmiast musi trafić na fotel. Ciocia nie pytając o nic więcej, bo w końcu dziecko może cierpieć, pakuje zapłakaną dziewczynkę na warsztat.
Co się okazało?
Młoda upadła tak niefortunnie, że straciła 3 mleczne ząbki na samym przedzie. Ufff! Czyli nic strasznego! Ciocia posmarowała spuchniętą buzię maścią znieczulającą, wręczyła naklejki i zabawki dla dzielnej pacjentki i oznajmiła MR, że nic się nie stało, mleczaki jak mleczaki, odrosną.

I tu MR wpadła w popłoch!
- Ale jak to, nie wstawi ich pani?
- Nie ma potrzeby, odrosną.
- Ale mu jutro mamy CASTING!
Tak, MR próbowała opchnąć pociechę do jakiejś reklamy proszku do prania, barszczu czy wibratorów w wersji junior.
- Proszę pani, nie ma zagrożenia zdrowia, córki już nic nie boli, proszę sobie już darować ten casting.
- Ale pani MUSI coś zrobić!
- Nie robi się protez mlecznych zębów, a poza tym jest 11 w nocy, ja i moje dzieci chcą spać. 20 złotych proszę i do widzenia.
MR zabrała młodą, zapłaciła i wyszła.

Wróciły 3 dni później. Dziecko było w okropnym stanie, bało się otworzyć buzię.
Otóż MR przerażona oszpeceniem córki zrobiła protezę po swojemu. Mleczne ząbki wkleiła córce do buzi... kropelką.
Dziecko nie tylko wylizało sporo kleju, ale też skleiło pyszczek na amen.
Kiedy na skutek zatrucia klejem zaczęło wymiotować, nie mogło otworzyć ust. Wymiociny leciały noskiem, a mała dusiła się.

MR wstydziła się iść do najbliższego lekarza czyli cioci, wiozła dzieciaka 35 kilometrów do ośrodka zdrowia.
Lekarz widząc co się dzieje, po prostu wybił wklejone ząbki, i w sumie w ostatniej chwili. Razem z protezą poszły inne mleczaki, cześć skóry z podniebienia i naruszono jeden z niewielu stałych zębów.
Całość została spartaczona przez dentystę ośrodka, który sprawił dziecku tyle bólu, że dostawała histerii na widok samego budynku, i tak, na leczenie trafiła do Cioci.

MATKA ROKU, kochani moi, MATKA TYSIĄCLECIA...

Skomentuj (157) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2712 (2774)

#19769

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Rok temu mieszkałam w internacie. Pokoje i współlokatorów przydzielali nam losowo, sugerując się jedynie wiekiem. Oczywiście, ja musiałam trafić na piekielne współlokatorki.

Pierwszą z nich była Dziunia. Dziunia jak to dziunie, wymalowana, wulgarna i niezbyt wychowana. Jej jedynym i wielkim hobby było kładzenie gładzi szpachlowej na twarz - trwało to u niej godzinami. Robienie codziennego wieczornego makijażu zajmowało jej więcej czasu, niż mi wyszykowanie się na ważne spotkanie (prysznic, mycie głowy, przebieranie, pełny makijaż).

Dwie kolejne to były TrÓ Gangsta. Przekleństwa, rysowanie "męskich zwisów" na ścianach, wrzaski, więcej przekleństw. Obie zostały stworzone do wyższych rzeczy niż jakaś tam matura i jakoś do nich nie docierało, że niektórzy tak czasami chcą się pouczyć.

AKCJA WŁAŚCIWA

Pewnego pięknego wieczoru wszystkie trzy przyszły do pokoju nachlane. W internacie teoretycznie za coś takiego można wylecieć, w praktyce wychowawcy nie mogą być wszędzie, a nawet jak kogoś zauważą, zwykle wlepiają warunkowe. W każdym razie, moje kochane współlokatorki wtoczyły się do pokoju akurat wtedy, gdy gadałam przez telefon z moim chłopakiem.

Wyraźnie im się to nie spodobało.

Dziunia: Co, k***, znowu nap**talasz z tym, no... (chwila ciszy) A dupczyłaś się z nim w ogóle?

Ja: Nie... TY się dupczysz, JA uprawiam seks.

Bardzo je ubódł mój brak zachwytu nad faktem, że tak miło przejmują się moim życiem towarzyskim. Szybko opracowały zemstę.

Zemsta polegała na tym, że następnego dnia, gdy przyszłam ze szkoły, zobaczyłam WSZYSTKIE moje książki rozwalone po podłodze i moim łóżku, oraz Dziunie i TrÓ Gangsta siedzące zadowolone w swojej części pokoju.

Niestety, nie przewidziały, że akurat wejdę z wychowawczynią, której miałam do przekazania dokumenty. I że pierwszym, co zobaczy wychowawczyni będzie wielki penis, którego namalowały mi na ścianie nad półką.

Moje kochane współlokatorki długo już sobie w internacie nie pomieszkały.

internat

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 839 (925)

#21055

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dzisiaj mam historię szczurzo-moherową.

Otóż ostatnio mój szczur, Thor, zachorował. Zrobiłam wobec tego to, co na moim miejscu (mam nadzieję) zrobiłby każdy - pojechałam z nim do weta. Niestety, w tramwaju spotkałam Panią Moher.

PM podeszła do mnie nieufnie, zapuściła żurawia aby wiedzieć, co wiozę w transporterku, skrzywiła się i wydarła na cały tramwaj:

- OLABOGA, SZCZUR! ONA WIEZIE SZCZURA! POZABIJA NAS, POCHORUJEMY SIĘ! ŁOBOŻE!

I dalej, w tym samym tonie, tak głośno, że prawie zagłuszyła inny głos, oznajmiający:

- Bileciki do kontroli!

Pani Moher szybko hops! do kontrolera, chwyta go za ramie i ciągnie w moją stronę.

- NO BO ONA WIEZIE DZIKIEGO SZCZURA, NA PEWNO ZARAŻONEGO CZYMŚ!

Kontroler również zagląda do trasporterka.

- No, szczur, całkiem ładny. W przepisowym nosidle. A ja jestem kontrolerem biletów, a nie SANEPIDem, więc bilety poproszę.

Pani moher szybko się na niego wydarła, że jest dupa, nie kanar, że to na pewno nielegalne, a ten szczur w ogóle to nie ma biletu! Niestety, na następnym przystanku musiała wyjść. Wtedy kontroler zagadał do mnie:

- A szczurkowi co jest?

- Ostra biegunka - odpowiedziałam. - Tym się nie da zarazić, ale mam nadzieję, że dla tamtej pani natura zrobi wyjątek.

komunikacja_miejska

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 696 (806)

#10971

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sporo ostatnio historii o "nocnych imprezowiczach" - dorzucę swoje trzy grosze. Kto w tej historii był bardziej piekielny - osądźcie sami.

Było to dawno temu, mieszkałem w warszawskim bloku, miałem 18 lat i szykowałem się do matury. Nazajutrz miała być próbna matura bodaj z polskiego, więc jeszcze trochę się uczyłem, a potem położyłem się spać - bo jak wiadomo nawet pełna głowa wiedzy nie przyda się, jak człowiek jest nieprzytomny. Moja mama gdzieś wtedy na kilka dni wyjechała, byłem sam w domu.

Pech chciał, że mieliśmy takich sąsiadów przez ścianę - "imprezowe towarzystwo", prymitywni, codziennie rzeka alkoholu, wrzaski, przekleństwa, kłótnie, muzyka, jazgot. Kto mieszka (albo mieszkał) w bloku zbudowanym z wielkiej płyty (zwanej długogrającą...), ten wie że właściwości izolacji dźwięku w takim budownictwie nie istnieją. Co gorsza - "duży pokój" piekielnych sąsiadów przylegał bezpośrednio do pokoju w którym spałem.

Jedenasta w nocy - impreza za ścianą. Północ - to samo. Pierwsza w nocy - impreza wyraźnie się rozkręca...

Co robić? Dziś odpowiedź byłaby prosta: zadzwonić na policję. Tylko że wtedy nie było policji, tylko milicja (maturę robiłem w 1989) i generalnie jak człowiek nie musiał, to wolał nie mieć z nią za dużo do czynienia... A impreza trwała. Nie byłem taki odważny, żeby samemu pukać do drzwi za którymi bawi się spora grupka kompletnie pijanych dorosłych ludzi (nie, niestety nie nazywam się Chuck Norris).

O drugiej w nocy nie wytrzymałem. Wpadłem na naprawdę piekielny pomysł... Na szafce przy ścianie dzielącej nasze mieszkanie (i mój pokój) od mieszkania pijanych sąsiadów stał magnetofon (tak, magnetofon, na kasety - takie to były czasy :-).

Nie był to może jakiś cud techniki - ale drewniane, oddzielne głośniki plus wzmacniacz 2 X 35 watów swoją moc miały. Co zrobiłem?

Najpierw ustawiłem głośniki przodem do ściany. Potem ustawiłem potencjometr ("głośność") na maksimum. Potem włożyłem kasetę z V symfonią Beethovena (zawsze lubiłem klasykę...). A potem wcisnąłem "play" i... szybko uciekłem do drugiego pokoju.

Kasety magnetofonowe mają na początku kawałek "pustej" taśmy, tak zwaną rozbiegówkę. Rozbiegówka przewija się jakieś 5-10 sekund. A potem...

TA-DA-DA-DAMMMMM!!!! TA-DA-DA-DAMMMMM!!!!...

Dudniło tak, że czułem drżenie szyb i ścian. Jestem pewien, że obudziłem cały blok (ale większość pewnie i tak nie spała ze względu na imprezę za ścianą).

Imprezowicze wytrzymali 20 sekund. Potem wyłączyli swoją muzykę (jeśli tak można nazwać tę rąbankę, która leciała z ich mizernego Grundiga) i wylecieli na korytarz, żeby zobaczyć CO SIĘ DZIEJE.

Tyle że ja już wtedy szybko wyłączyłem Beethovena (wybacz, mistrzu...). Zapadła cisza. A potem imprezowicze szybko i (sądząc po odgłosach na klatce schodowej) dość nerwowo rozeszli się do domów.

A następnego dnia sąsiadka i jej facet chodzili po osiedlu z jakoś mocno niepewnymi minami i przez bodaj trzy dni nic nie pili.

Wiecie co? Mam wrażenie, że oni w tym pijanym widzie uznali to chyba za coś w rodzaju "memento mori", za śmierć pukającą do drzwi. :-)

Potem jeszcze przez kilka dni różne sąsiadki dyskutowały o tym, co to było za zjawisko...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 778 (882)

#19520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakieś pół roku temu poszedłem sobie do pracy, a żeby na studia dorobić :) Jak to zwykle bywa na początku jest się czymś w rodzaju "Przynieś, podaj, pozamiataj" kawę zrób. No właśnie, kawę...

Jak gdyby nigdy nic przygotowuje ulubiony napój szefa, zasypana, zalana, normalnie jak codziennie rano. Podaję szefowi kawę. Takiej miny idealnie podobnej do "o_O" jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem. Nawet nie zauważyłem, że... z przyzwyczajenia oblizałem łyżeczkę i normalnie włożyłem mu ją do kawy.

Na szczęście szef okazał się spoko i tylko wybuchnął śmiechem proponując, że tę kawę to już sobie mogę wypić, a jemu zrobię drugą :D

praca

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 699 (817)

#19497

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy moja druga połówka ode mnie odeszła, postanowiłem przeprowadzić się na wieś. Miałem tam taka małą działkę nad samym jeziorem z domkiem przypominającym barak. Miałem tam małą gazóweczkę, barek jako kuchnia półeczki, łóżko, kanapę, laptopa i telewizor z satelitą (ważne!). Obok mnie mieszkała moja ciotka z rodziną - sielanka.

OSTRZEŻENIE - DŁUGO BĘDZIE!

No i tak sielanka mijała, fajnie się żyło, aż pewnego sierpniowego popołudnia odebrałem telefon. Była to moja matka chrzestna (grrrrrr...) i zapytała czy jej córka (lat 13) może przyjechać do mnie na wakacje bo "ona z miasta, to by chciała do wujka na wieś przyjechać zobaczyć jak to jest". Termin - od jutra na 4 dni. Zgodziłem się, bo w końcu 4 dni mnie nie zbawią, a i tak się z kuzynką dawno nie widziałem, to pomyślałem - a czemu nie? Przygotowałem łóżko, ja na kanapie będę spał.

Przyjechała. Odmalowana jak stróż w Boże Ciało.
Już na wstępie poraziła mnie ilość jej bagaży. 4 torby na 4 dni to dla mnie lekka przesada, szczególnie że chrzestna wiedziała, że mam mały domek. Ale ok, przeżyjemy.

Dzień 1.
Asia wybuchła wielkimi pretensjami, że nie może rozpakować toreb. Moje pytanie:
- Chcesz iść na spacer z psem?
Odpowiedziała że z chęcią, ale po przejściu nie całych 100 metrów zaczęła narzekać, że ją nogi bolą i że mamy już wracać bo za daleko. Spoko, trochę mnie wkurzyła ale poszliśmy do domu, usmażyłem rybkę, którą złowiłem o czym Asia nie wiedziała. Powiedziała, że to najpyszniejsza ryba jaką zjadła. Ok, dzień jakoś minął, szczerze mówiąc był najmniej piekielny.

Dzień 2.
Wstaję 9 rano, jakiś dzień powszedni, ranek, śniadanie i zaczyna się marudzenie:
- A Nutelli nie masz?
- Boooże, co to jest za ser! Ja jem tylko Ser Drożyzna a ty tu masz chyba jakiś... Eeee nie wiem, jakiś zwykły!
- Co ty jesz? Chleb? A bułek to nie łaska kupić?
Wkurzyła mnie, ale jakoś zjadła płatki z mlekiem, oczywiście "A czemu ty nie masz tych nowych? Tylko te zwykłe starocie?"
Przemilczałem.
Ostrzegłem ją - pies mały ucieka, zamykać furtkę.
- Dobra dobra idź już wujek do tej pracy!
No to wujek poszedł. Dzwoniłem 3 razy żeby się upewnić czy wszystko gra. Odpowiedź była zawsze:
- Tak tak wujek, pracuj sobie.

Podsunąłem jej pomysł aby poszła do mojej cioci obok, ona też ma córkę lat 13, może się zaprzyjaźnią. No i poszła. Godzina 19, wracam z pracy. Już z daleka widziałem, że coś jest nie tak. Zbliżyłem się i ujrzałem moją ciotkę w bramie z wyraźnie skrzywiona miną.
Okazało się, że moja kochana Asia, zwyzywała Martynkę (córka cioci) od najgorszych, ale nie chce nic więcej powiedzieć. Wparowałem do chałupy i szok. Syf, brud wszędzie. Porozwalane chipsy, paluszki, narozlewane, sztućce porozrzucane, a Asia siedzi przed telewizorem i gapi się w jakiś tam program czy tam coś na tych swoich Disneyach Szanelach. Jak się na nią nie wydarłem o bałagan, w 5 minut pokój lśnił. Przez to zapomniałem o ciotce, ale jej twarz którą ujrzałem przez okno przypomniała mi wszystko. Kolejna kłótnia i pytanie, co powiedziała Martynie i dlaczego. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg.
- Bo wujek! Ona nie ma żadnych oryginalnych ciuchów! W szmatach chodzi z lumpeksu pewno. I ona się nie maluje codziennie do szkoły! Ogarniasz to wujek? aA wiesz co jest najgorsze? Że oni tam jedzą ryby, co ten bamber (czyt. po wielkopolsku chłop wiejski, ojciec Martyny) złowi w jeziorze! Fuj! Ohyda! Ona się nie zna na modzie! Nawet satelity nie ma! a komórkę to ma taką, że szook wuja! Nawet MP3 nie odtwarza! Ja się z takimi biedakami nie będę zadawać!

Po zebraniu szczęki z podłogi, powiedziałem w niewybrednych słowach których nie zacytuję co o tym myślę, i że ma natychmiast iść ją przeprosić. Poszła. Kiedy wróciła, powiedziałem jej że ta ryba którą wczoraj jadła na kolacje była złowiona przeze mnie w tym jeziorze. Powiedziała że chciałem ją otruć i że ona idzie spać. No i zasnęła, ja też.

Dzień 3.
Początek dnia taki sam, moja Asiula zażyczyła sobie na obiad pizzę. Ok, wujcio zamówił na 13:30 i poszedł sobie do pracy. Po powrocie znowu szok i żądza mordu Asi w moich oczach. Otwieram drzwi, w telewizorze Disney - nie zdziwiło mnie to. Na kanapie Asia - to też mnie nie zdziwiło. Burdel na kółkach - też mnie nie zdziwił. Ale za to 7(!)kartonów od pizzy i 4 koleżanki na kanapie już mnie zaskoczyły.
- Aśka ku*wa, co tu się dzieje!
- No co, ta pizza była taka dobra, że zamówiłam jeszcze sześć i powiedziałam że przyjedziesz i zapłacisz, w zastaw dałam twoje kluczyki od samochodu (był w naprawie, oddała zapasowe). No i zaprosiłam moje psiapsióły. Będą tu spać, już się dogadałam z jej rodzicami. Ekstra, co nie?
- Nie. Jak my się tu pomieścimy? I co to do cholery ma znaczyć, że dałaś samochód pod zastaw! Piorun cię trzasnął?
- Oj wujek, ja będę spała z dwoma i ty z dwoma, proste. A co to samochód, pójdziesz zapłacisz i masz kluczyki.
- A skąd pieniądze?
- No jak to skąd! Jestem u ciebie na wakacjach, musisz mnie utrzymywać!
- A co do koleżanek, nie mogę spać z nimi bo mnie jeszcze o molestowanie oskarżą! Zwariowałaś?
- Ja już im obiecałam! Rób co chcesz!

Nie wytrzymałem i poszedłem spać na dwór, na krzesłach przykryty kocem. Wyobraźcie sobie: Człowiek z arachnofobią sam na powietrzu w zimną sierpniową noc.
Przeżyłem, ale na Aśke byłem wkurzony.
Wkurzały mnie też jej poglądy. 13 lat, 164cm wzrostu, 38kg wagi i jest za gruba. Nie cierpię takiego myślenia.

Dzień 4.
Obudziłem się, radość nastała - koleżaneczki poszły, ostatni dzień, ona wyjeżdża. Niestety. Telefon:
"Słuchaj Kacper, ja przyjadę po Asie jutro rano, zostanie dzisiaj na noc. Nie mogę dłużej rozmawiać, pa!" Ciśnienie skoczyło. Asi obiad zostawiłem, poszedłem do pracy jak co dzień. Wróciłem wcześniej, o 17. W domu o dziwo czysto, TV Disney, Asia kanapa. Powiedziałem jej dokładnie:
- O 21 wychodzę z kumplami do pubu, idziemy oglądać mecz i na piwo. Jak wrócę, nie chce widzieć żadnych koleżanek i porządek w domu. Jasne?
- Tak wujku, jasne.

No to 21, koledzy podjechali.
Ja nie piłem i całe szczęście, (no może jedno Karmi) bo gdybym był upity to prawdopodobnie siedziałbym teraz w więzieniu za podwójne morderstwo.

Wracam koło północy, miałem wrócić później, ale jakoś tak wyszło (po cichu, myślałem że już Asia śpi) jednak słyszę śmiechy i takie tam. Kontynuowałem ciche skradanie, powolutku otworzyłem drzwi, a tam coś czego się nie spodziewałem za Chiny Ludowe.

Łóżko, w łóżku NAGO (zupełnie nago) Asia i jakiś chłopak, koło nich jakieś zabawki. Jako człowiek ze wsi nie czekałem długo, tylko za widły i dawaj, wygoniłem go na golasa, na odchodne rzuciłem mu gatki, bo żal mi się go trochę zrobiło. Wracam do domu, a tam Asia zaryczana:
- Nie mów nic mamie, ja tyko chciałam spróbować, nie mów proszę, nic nie zrobiliśmy!
- KU*WA ASIA! A jakbym wrócił godzinę później! Aż boję się o tym pomyśleć! Czy ty do jasnej cholery nie myślisz? Obudź się dziewczyno! Za młoda jesteś!
- Ja.. ja na prawdę cię przepraszam, tylko błagam nie mów mamie, dobrze?
- Dobrze, ale ku*wa zapamiętaj sobie, jeszcze raz i już nie będę taki łagodny. I wezmę siekierę, a nie widły!
- Dziękuje wujku.

Ciotka zadzwoniła, że dziękuje za opiekę, Asia świetnie się bawiła na łonie natury, a wujek był taki kochany! Niedługo po tym Asia przyjechała i oddała za pizzę.

Nie wiem czy dobrze zrobiłem nie mówiąc o tym rodzicom Asi, ale serce by mi chyba pękło gdybym ją wydał. Taki już niestety jestem. Ale poprzysiągłem sobie, że już nigdy nie biorę Asi na wakacje.

wiejskie życie z piekielną rodzinka

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 811 (933)