Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lapis

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2011 - 21:43
Ostatnio: 9 sierpnia 2020 - 19:24
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 293
  • Komentarzy: 851
  • Punktów za komentarze: 4956
 

#37920

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia zaszczurzonego http://piekielni.pl/33156 przypomniała mi podobną. Będzie obrzydliwie.

Praktyki. Pierwszy rok, jeszcze wtedy pielęgniarstwa.
Studenci jak to studenci, wiadomo, na samym dnie szpitalnej hierarchii.
W każdym razie, oprócz mycia pacjentów, arcyważnego składnia ligniny i tego typu czarnej roboty, ktoś wpadł na pomysł żebyśmy pozbyli się wydzieliny z woreczka, na którego końcu była pacjentka.

Pacjentka owa miała, pomijając fachowa terminologie, kawał rury przez nos aż gdzieś do dwunastnicy. Resekcja jelit i te sprawy.
Młody wtedy byłem i głupi, rwałem się do roboty, żeby tylko udowodnić swoją przydatność.
Ja nie zrobię? - myślę sobie.
Pacjentka fachowo zawieziona do łazienki, w asyście dwóch koleżanek. Miseczka podstawiona, worek, z czymś mętnożółtym wesoło dynda.
Rękawiczka, otwieram...

Przerwa na reklamy: nigdy nie byłem obrzydliwy. Od samego początku żadne zapachy, widoki, świeże czy podkiszone, no nic nigdy mnie nie ruszało. Taka cecha wrodzona bardziej, niż umiejętność nabyta. Do tego kawał ze mnie wtedy był chłopca, a i zdążyłem zaprawić się już w bojach.

...ciemno się zrobiło. Nie jestem świadom dokładnego rozwoju wypadków. Jedyne czego byłem w stanie doświadczyć, to smród wżerający się w czaszkę. Piekielna woń, spoza czasu i przestrzeni, przeklęta przed wiekami. Ogarnęła całe moje jestestwo i poczęła wypalać w mej duszy znak po wsze czasy. Starożytny, ogromny i nieokrzesany absurd istoty człowieczeństwa...

...no wali jak Cthulhu z paszczy.

Doszedłem do siebie po tym jak szanowna pacjentka, raczyła zamknąć sobie kranik, wylać zawartość z miseczki, otworzyć okno celem przewietrzenia i wytrzaskać mnie po mordzie. Nie upadłem na szczęście, trzymałem się kurczowo umywalki, bo inaczej wpadłbym w wielkiego soczystego pawia. Po krótkiej inspekcji organizmu, doszedłem do wniosku, że nie mojego. Po koleżankach ani śladu. Ogarnąłem się, gębę odmyłem, odstawiłem pacjentkę na salę.

Nieco później dowiedziałem się że była to planowa akcja pielęgniarek, celem przytemperowania studenciaka. Bo cytuję: "Za mądrzę mu z oczu patrzy".
Siostry kiedy już musiały to robić, zakładały maseczki, flizelinowe fartuszki i smarowały się grubo maścią Vicka pod nosem, żeby stłumić zapach.

Do tej pory nie wiem co to było.

Za akcję odwetową o mało nie wyleciałem z praktyk, ale to już inna historia.

służba_zdrowia

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 918 (972)

#37846

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność specjalistyczna, długa i mało zabawna, dla wielu może być niezrozumiała, dlatego na końcu dodatkowo wyjaśnienie w czym rzecz.

Pracuję w szpitalu.
Mam u siebie w grajdole takiego doktorka ("D"). Oficjalnie ortopeda, a dla mnie prywatnie, stolarz (para szpitalne określenie ortopedy) niskiej klasy. Jedynym rodzajem uznawanego przezeń leczenie jest gips. Najlepiej od żuchwy, po staw skokowy.

Sytuacja I:
Praca, sączę kawę. Przychodzi do mnie siostra ("S").
-Szary, coś mnie w łokciu rwie...
-A ja mam zimną kawę... I kto ma gorzej?
-No obejrzałbyś, ty się na stolarce znasz.
Biorę oglądam, wyginam na wszystkie strony, każę pomachać odnóżem chwytnym, w końcu robię prościutkie badanie neurologiczne. Ewidentnie trącony nerw łokciowy, zniesienie czucia, i pierwsze oznaki ręki szponiastej.
-Siostra pronto do lekarza, bo żel rozgrzewający to na to nie pomoże. Tu trzeba porządnie przylać, bo jak poleci dalej, to szlag rękę trafi.

Dwa dni później, telefon że "S" na zwolnieniu. I dobrze, myślę sobie, posłuchała się. I poszedłem pić kawę. Nie minęły trzy godziny, przyszła druga zmiana i słyszę jak ktoś rzecze:
- "S" ma rękę w gipsie, grafik się rozsypie...
Zamroziło mnie.
-Jak to "S" ma rękę w gipsie?
-No widziałam dzisiaj ją w gipsie.
Łapie za telefon.
-"S" byłaś u lekarza?
-No byłam...
-I jak zdiagnozował?
-Zapalenie pochewek ścięgnistych...
Zbaraniałem.
-I w gips cię zapakował?
-No, zgięciowy na 3 tygodnie...
Potrzebowałem dobrze dwóch minut żeby ogarnąć absurd sytuacji.
-Niech zgadnę: "D"?
-...
-Ściągaj to ***estwo w tej sekundzie i jeszcze dziś do innego lekarza.

Diagnoza: lekkie porażenie nerwu łokciowego na skutek nawykowego skrzywienia kręgosłupa.

Wyjaśnienie: sytuacja jest absurdalna na dwóch poziomach. Po pierwsze gips: jako taki stosowany powinien być tylko i wyłącznie na połamane kości. I to nie przy wszystkich złamaniach. Unieruchomienie takiego stanu zapalnego, powoduje potężne spustoszenie w takich strukturach. Ubytki są praktycznie nie do odratowania. Proces dochodzenie do ładu z takim stawem jest co najmniej kilkukrotnie wydłużony. Innymi słowy - gips w takiej sytuacji to skazanie na kalectwo.
Natomiast wyższy poziom absurdu osiągnęła sama diagnoza: pytam się ja, jak można zdiagnozować zapalenie, przy braku większości charakterystycznych dla niego objawów?

Sytuacja II
Dzwoni kolega.
-Szary, plecy mnie bolą.
-Powinny, jesteś świeżo po ślubie.
-Nie mądraluj tylko weź przyjedź.
Przyjeżdżam, pokazuje gdzie go boli. Oglądam, każe się powyginać. Myślę, kombinuje nie do końca jestem pewien co to może być.
-A u lekarza byłeś? - pada sakramentalne pytanie.
-No byłem i nawet zdjęcie mam i taką karteczkę. - i tu podaje mi kopertę z fotą opisem i zleceniem na zabiegi rehabilitacyjne.
-A od razu nie mogłeś?
-Szary, bo to mi się coś nie podoba.

Biorę RTG, zaglądam mu w człowieka. No jest kregosłup, jak byk poszerzeniu łuku S1, krążek poczuł zew wolności. Nic tragicznego ale trochę trzeba nad tym popracować. Patrzę na kartę zabiegową...
Magnetronik, laser punktowy, ćwiczenia grupowe...
Pieczątka: "D".
Popatrzyłem na kolegę. 5 lat AWF. Sylwetka której spartanie mogliby zazdrościć i ruchy dzikiego kota.
-Ty, rozebrał cię chociaż?
-No wiesz, w zasadzie to nie.

Wyjaśnienie: oba te zabiegi mają tak naprawdę niewielką potwierdzoną skuteczność. Może w jednym, dwóch schorzeniach. Coraz częściej słychać głos pytający czy to aby nie placebo. Mimo to przepisywane są na masę. Kasa, kasa...
Co do ćwiczeń: takie ogólnousprawniające grupy ćwiczeniowe są dobre, jak ktoś ma bóle zwyrodnieniowe, z tak zwanej starości, bądź różnego rodzaju pomniejsze bóle mięśniowe, spowodowane długim czasem pracy za biurkiem, itp.
Człowiek musi się rozruszać porządnie, organizm resztę zrobi sam. W przypadku gościa, o którego mięśnie brzucha można złamać nadgarstek, potrzebne są mocno specjalistyczne i dosyć agresywne ćwiczenia, które doprowadzą kręgosłup do ładu. Ale to trzeba najpierw pacjenta obejrzeć.

I tak oto proszę państwa kończy się smutna i przydługa historia o tym jak pacjent jest załatwiany na masę, aby szybciej, na każdym możliwym kroku.
W obu przypadkach rzecz mogłaby się skończyć co najmniej źle. Kiedy pomyślę ilu ludzi trafia na lekarzy tego pokroju, ogarnia mnie przerażenie. W XXI wieku w ponoć cywilizowanym kraju, młodych ludzi leczy się metodami, które są przestarzałe od co najmniej 20 lat.
Skalę bajzlu w służbie zdrowia, widać dopiero kiedy się siedzi wewnątrz niej.

Chyba się wypisze z tego interesu.

służba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 656 (738)
zarchiwizowany

#37405

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako iż spodobały wam się historie z odmowami wypłat odszkodowań, kolejne kilka tym razem opowieści odszkodowań samochodowych i pieszych.

Nr 1.
Wg notatki.
Jadący ulicą wpadł w dziurę głębokości ok 20cm. Zdarzenie miało miejsce na słabo oświetlonej ulicy, a dziura była wypełniona wodą. Uszkodzenia samochodu urwanie koła, prędkość pojazdu wynosiła około 40km/h.

Odmowa. Powód "kierujący pojazdem powinien przewidzieć stan drogi i wjechał na swoja własną odpowiedzialność".

Nr 2.
Zima. Traktorek odśnieżający uliczkę osiedlową, uszkodził bardzo poważnie 3 samochody.

Odmowa wypłaty odszkodowania z OC. Powód "W czasie walki z klęską żywiołowa ( 8cm śniegu) podjęto niezbędne działania".

Nr 3.
Wg notatki policji i z pogotowia.
Pani (74 lata) przechodząc po przejściu dla pieszych (nieodśnieżonym), przewróciła się i doznała skomplikowanego złamania ręki z przemieszczeniem.
Odmowa. "Nie można wykazać czy pani miała obuwie przystosowane do poruszania się w trudnych warunkach terenowych, zatem zakładamy, że takie nie było gdyż doszło do upadku. W związku z tym, pani sama przyczyniła się do zdarzenia".

ubezpieczenia

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (681)

#36888

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Przygód z moim "kochanym" współpracownikiem ciąg dalszy...
Ponieważ nie reaguję na jego zaczepki, poszedł o krok dalej, ale po kolei.

W najbliższą sobotę mam swój ślub i wesele, a od poniedziałku jadę w podróż poślubną na 2 tygodnie. Wesele, itp. od półtora roku planowane (wiadomo jak z terminami).

Na początku tego roku w styczniu złożyłam podanie o urlop - tak na wszelki wypadek, żeby potem mi nie odmówili. Niestety nie przewidziałam jednego...

Mój "ukochany" współpracownik podania o urlop nie składał. Złożył je dopiero na początku lipca - jak naszego szefa nie były (miał swój urlop). Wczoraj szef wrócił i zgadnijcie co się okazało.

Moje podanie od stycznia leżało nie podpisane. Dlaczego? Argument szefa - "żeby nie było, że was oboje nie ma. więc czekałem aż obydwoje podania złożycie".

A zgadnijcie w jakim terminie mój "ukochany" kolega chce wziąć urlop? Dokładnie w tym samym terminie co ja.

I co na to nasz szef? Wczoraj ogłosił, że żadne z nas nie dostanie w tym terminie urlopu. Bo tak. Bo to będzie dla nas kara za to, że nie umiemy się dogadać. Moje argumenty, że ten urlop od początku roku planowałam, że komunikowałam to już daaawno temu, jakoś do szefa nie trafił. Kazał nam tylko dziś przyjść z nowymi podaniami o urlop - na wrzesień.

Cóż... ja właśnie skończyłam pisać dwa podania - jedno o urlop w tym terminie co wcześniej, oraz drugie wypowiedzenie pracy. Szef albo podpisze jedno albo drugie. Bo jakoś nie uśmiecha mi się wesele i całą resztę przez debila przekładać...

Zobaczmy co z tego wyniknie. Starcie dziś o 13:00...

praca

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1164 (1208)

#35876

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zajmuje się malowaniem powierzchni stalowych farbami ognioodpornymi, praca ma to do siebie, że jest brudna. Wracam z ciekawymi białymi zaciekami po łokcie, na twarzy i w zaroście.

Temat przewodni: Stary człowiek i może...

Jadę sobie, śmierdzący benzyną, uwalony farbami po łokcie, słucham muzyki.
Widzę, że babka na mnie patrzy i coś mówi, szybki stop mp3.
-... I jak nie będziesz się gnojku jeden uczyć, to skończysz jak ten chłopak. (bla bla bla)
Nachyliłem się do przodu i spojrzałem na kobietę.
- Pani, ja dzisiaj 300zł dniówki dostałem. Studiuję i mam maturę. A pani ile dzisiaj zarobiła? - piękny uśmiech.

Tutaj miejsce na epitety, ludzie są bardzo przewrażliwieni jak podchodzi się do nich kulturą i zwróceniem uwagi. Ogólnie, że takie gnoje to za byle gówno 300zł dostaną, a ona biedna musi tydzień pracować na taką kwotę.

Na to wychyla mi się pan dziadek o aparycji podstarzałego amanta, poprawia sobie wąsa i rzecze zalotnie.
- A chce pani szybko trzysta złotych zarobić?

I biadolenie się szybko skończyło, kobieta uciekła czerwona z autobusu na najbliższym przystanku.

Uwaga na starego świntucha.

Autobusik

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1256 (1292)

#36701

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Piekielna rodzina i piekielny sędzia z prokuratorką.

Opiszę wam co mi zafundowała rodzina, by rodzeństwo miało lepiej. Sedno tej sprawy to to, że brat się dogadał z rodzicami iż zamienią się mieszkaniami. Brat pójdzie na 3 pokoje, a rodzice na kawalerkę. Tylko jest/był/jeden problem, JA zameldowany i mieszkający po powrotach z trasy.

Jako kierowca zestawu, potocznie TIRA, 90% czasu spędzam za granica i za kierownicą, po kilka tygodni. O alkoholu można wtedy tylko sobie pomarzyć.
Ale jak wreszcie wracam do domu na parę dni, to chcę odpocząć.

Było to w zeszłym roku w sierpniu, osłupiałem trzymając urzędowe pismo, wezwanie do prokuratury na przesłuchanie.
....wzywa się pana....w sprawie nadużywania alkoholu do złożenia wyjaśnień...".
I dalej: "Strona wezwana może być za nieusprawiedliwione niezastosowanie się do wezwania ukarana grzywną...".

Po 8 miesiącach znam już sposób jak pozbyć się członka rodziny z domu, ba nawet go ubezwłasnowolnić!!!
To był początek moich problemów z alkoholizmem, którego nie było.
Zdziwienie szybko minęło.
Przyszła seria upokorzeń.

Pierwsze z nich - zeznania w Prokuraturze.
Pani prokurator z miną "ty metylu, wyrobię premię na twojej sprawie", przepytała mnie i po wszystkim myślałem, że to już koniec. Niestety to był początek.
Przyszło następne wezwanie na sprawę w sądzie rejonowym, o zastosowanie przymusowego leczenia odwykowego. No i się zaczęło.

Na sprawie odczytano, że moja matka zeznała iż od 20 lat pije alkohol ciągami, co 2 dni, itd. Że po spożyciu jestem agresywny, rodzina się mnie boi.
Jestem typem „domatora” (nie lubię bezproduktywnego łażenia po klubach, wolę obejrzeć film albo porozmawiać ze znajomymi przez sieć) w weekend (zwykle w sobotę) starałem się zrelaksować. Wyglądało to tak, że wypijałem 3-4 piwa, siedząc cały czas w moim pomieszczeniu, słuchając muzyki, oglądając filmy. Zeznania matki to jedyne dowody, lecz co to dla prokurator A. Od początku jestem zastraszany, obrażany na sali sądowej, wyszydzany, nakłaniany do wymeldowania się z domu. Sprawa zakończyła się skierowaniem na badania.

Po powrocie z zagranicy po 7 tygodniach zostaję aresztowany, skuty jak bandyta i przewieziony na komendę. Tam czekam ok godziny na więźniarkę. Zostaje przewieziony do do Rodzinnego Ośrodka Diagnostycznego na przymusowe badania.

Kolejne upokorzenie:
Denerwowałem się, ale kto by zachował stoicki spokój po aresztowaniu.
Pytania zadawane przez psycholog panią udającą przyjazna mi osobę są podchwytliwe. Kiedy pan pierwszy raz spróbował alkoholu? A kto to pamięta?? Pewnie ok 18 roku życia.
W opinii pacjent nie pamięta. Niedbale pisząc na wyrwanej kartce kredką, lub ołówkiem.

Badanie u psychiatry:
Zostałem potraktowany ja zwierzę, zważony, wzrost, 3 pytania - dużo piję?=nie, często?=nie. ile piję?=2-3 piwa raz po raz, lampkę, dwie wina z kobietą...
Teraz zastanawiam się, czy to nie było właśnie pytanie z gatunku podchwytliwych, na które prawidłowa odpowiedź brzmi: "Co to znaczy od kiedy? Ja nie piję.", czy coś...
Zapisano w opinii: "Spożywa głównie piwo i wino.
Stan psychiczny: świadomość jasna, orientacja pełna, napęd wzmożony, nastrój także, mowa prawidłowa, uwaga pamięć prawidłowa. Funkcje intelektualne w badaniu orientacyjnym w normie.
Wniosek:
Na podstawie akt zeznań matki badanego stwierdzamy zespół zależności alkoholowej!!!
Wskazuje na to przymus picia, utrata kontroli nad piciem, picie ciągami!!!
Winien podjąć leczenie ambulatoryjne, w wypadku nie podjęcia w trybie stacjonarnym /zakład zamknięty/.
Wykorzystano przeciwko mnie wiedzę o konflikcie rodzinnym (który istnieje od wielu lat).
W opinii kilkukrotnie biegli powołują się na akta: "Z akt wynika, że badany ma trudności z powstrzymywaniem się od rozpoczęcia spożywania alkoholu oraz zakończeniem już rozpoczętego picia, co wskazuje na utratę kontroli i przymus picia, czemu opiniowany stanowczo zaprzecza.
Zaprzecza wszystkim danym z akt sprawy, jest poirytowany każdym pytaniem, dotyczącym spożywania przez niego alkoholu".

Co było w aktach sprawy, jakie "dane"?
Zeznania mojej matki.
- Cała wizyta trwała 5 minut. Po tym czasie ci ludzie wydali opinię, która może zaważyć na całym moim późniejszym życiu!!!
Gdybym dla świętego spokoju podjął leczenie, stracę uprawnienia i możliwość dalszej pracy. Kto zatrudni pijaka?? W pracy muszę mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym poddał się i dał zamknąć w psychiatryku..., lepiej nie myśleć. Musiałem walczyć.

Na sprawach jestem zastraszany, że mogę zostać zamknięty w ośrodku na okres 2 tygodni, a jak sędzia zechce to nawet na 6 miesięcy w celu kolejnych badań, mających stwierdzić czy jestem osoba uzależnioną od alkoholu. Z własnej woli chodziłem co dzień na policję w celu przebadania na alkomacie, by mieć jakieś dowody, że nie jestem osoba uzależnioną. Po niecałym miesiącu usłyszałem od policji że mam wyp..., bo oni już mnie badać alkomatem nie będą, a problemy zaczęły się po ok 7 dniach chodzenia - widocznie prokuratorka się dowiedziała i nakazała utrudniać mi życie.

Np. czekałem po 1.5 godz na badanie alkomatem, później nie chciano mi wydać wydruku. Po kolejnej entej wizycie na alkomacie, pod domem już na mnie czekali i pościg jak w amerykańskim filmie, mało mnie nie potrącili na parkingu, z takim impetem idiota w niebieskim berecie wjechał. Zostałem zapakowany do suki i przez radio, że zatrzymano pijanego i apiać curyk na alkomat wynik 00. Na zażalenie wysłane do Prokuratury w Bydgoszczy, o bezprawne zatrzymanie i doprowadzenie (dla mnie to było aresztowanie, w końcu skuty byłem), otrzymałem odpowiedź, że nie stwierdzono by doszło do przekroczenia uprawnień art.7 k kodeksu postępowania cywilnego oraz art. 26 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Bo biegli stwierdzili u mnie zespół zależności alkoholowej.

Każda instytucja do której zwracam się o pomoc, powiela błędnie wyciągnięte wnioski i sugeruje się tylko zeznaniami mojej matki w aktach, nie zwracając uwagi na brak jakichkolwiek dowodów wskazujących na uzależnienie z mojej strony. Wydruki z policyjnego alkomatu nie są dowodem dla sędziego, mimo że chodziłem tam prawie cały miesiąc aż odmówiono mi dalszych badań alkomatem.
Przedstawiane przeze mnie argumenty oraz dowody nie są wcale brane pod uwagę. Odnoszę wrażenie, że zostałem skazany już na początku sprawy, co jest dla mnie niezrozumiałe, gdyż to sąd powinien być bezstronny i udowodnić mi winę, a nie ja muszę bezskutecznie jak na razie udowadniać swoją niewinność. Być może jest to zemsta panie prokurator za skargę którą na jej działania napisałem.

Odbyła się kolejna rozprawa i kolejne upokorzenia.
Przesłuchanie biegłej A.
Brak słów, zrobiła ze mnie furiata, który na badaniach wedle niej krzyczał, był agresywny, itd. Na moje pytanie dlaczego w takim razie nie wezwała policji, która jest piętro niżej, żadnej sensownej odpowiedzi. Podczas zeznań, pseudo lekarski psychologiczny bełkot. Myślą, że im bardziej książkowo, tym lepiej. Ogólnie same kłamstwa. I tacy ludzie są biegłymi?? Terapeutami??
Przerost ambicji.

Władza nad losem człowieka w długopisie trzymanym w ręce.
Znów usłyszałem, że mogę wylądować na oddziale zamkniętym za kwestionowani opinii biegłych, by tam po miesiącu na przykład obserwacji (pewnie polegającej na szprycowaniu delikwenta), orzeczono czy jestem uzależniony od alkoholu.
Oraz, że mogę stracić licencje do wykonywania zawodu.

Wyobraźcie sobie teraz:
- A gdybym ja złożył doniesienie na swojego sąsiada na przykład. Napisał na was, że jesteście alkoholikami. Też byście zostali wysłani na badania? Najprawdopodobniej tak.
- Każdy wniosek, który jest kierowany do np. Prokuratury, Gminnej Komisji Rozwiązywania problemów Alkoholowych (piękna nazwa nie prawda??), jest kierowany dalej. Dopiero biegły psychiatra z psychologiem stwierdzają, czy dana osoba wymaga leczenia.
I tak są bardzo bardzo zasmuceni i że kiedyś było o wiele lepiej, bo w ogóle było o niebo łatwiej zamykać ludzi na przymusowym odwyku niż teraz...
- Nie ma żadnej selekcji, żeby oddzielić wnioski ewidentnie bezzasadne.
Sprawa ciągnie się nadal od 11 miesięcy.

Gdybym nie miał nowego nie bojącego się sądu, lub będącego w układzie przedstawiciela prawnego, zostałbym skazany na leczenie zamknięte, bez dowodów. Ale na szczęście przedstawiciel, z moją mała pomocą, nie bojąca się powiedzieć że sędzia (który prawie wpadł po tym w szał, wykazując prywatne zaangażowanie ,brak profesjonalizmu zawodowego, na kierunkowanie świadków, by odpowiadali na nie korzyść itd, ogólna żenada na sprawie, gdy sędzia bardzo podniesionym głosem neguje to iż nie jest bezstronny, przepisy prawa itd/, nazwijmy go Kłamcą, zapomniał chyba o tym, że powinien być obiektywny. A jak można zinterpretować wypowiedź sędziego, cytuję: - kierowcy tirów (totalna nieznajomość tematu, opierająca się pewnie na oglądaniu tv i tirówkach? TIR to umowa międzynarodowa dotycząca przewozów towarów), wszyscy wiedzą, że kierowcy tirów nie piją, ale CHLEJĄ!!!
Ponownie mnie straszył, że jak zechce, to mnie zamknie w psychiatryku nawet na 6 miesięcy na obserwacje.

Utemperowała go pani, za próby ponownych działań na moją szkodę. I mogę potwierdzić iż po prostu pan sędzia zachował się po chamsku, kompletnie nie profesjonalnie, uraziło jego ego iż ktoś kwestionuje to co on na SWOJEJ SALI SĄDOWEJ ROBI!!! Ale po ponownych upomnieniach zauważył, iż nie ma do czynienia z kimś, kto się boi jego krzyków (bo ma za sobą PRAWNE PRZEPISY!!) i pewnie po rozprawie z prokuratorem rozmawiał typu, no teraz będzie już dym i co teraz?
Ja dzień przed rozprawą dostałem tel z kancelarii, że może bym wpadł jeszcze coś obgadać. Chyba mam namierzany tel albo coś, bo jak wyjadę, to mam od 6mcy policję na plecach. A nr ode mnie telefonu zażądali. Jak mówiłem, że na mnie polują, to w sumie nie bardzo wierzyli w kancelarii.

I jak podjechałem przed sprawą pod kancelarię, nagle światła, syreny, normalnie film amerykański. Od razu alkomat, oczywiście 00. Trzymali mnie z 30 min i adwokat to widział. Co w końcu uwiarygodniło mu iż jestem zastraszany przez policję. Teraz mam jak bandyta kuratora!! Sędzia oczywiście mnie straszy,ł że jak przyjdzie, a mnie nie będzie to.....
Pod wieczór miałem propozycję pracy, ale musiałem odmówić, bo jako niekarany nie mogę pracować, czekając na kuratora, który nie wiadomo kiedy i o której przyjedzie, itd, bo znowu jak poprzednio bandytę ze mnie zrobią, który po 7 tyg ciężkiej pracy wraca do pop... kraju i wpada policja, skuwa kajdankami i pokazuje wszystkim ZŁAPALIŚMY BANDYTĘ. A okazuje się, że słowa sędziego są tyle warte co... jak nie są na papierze zapisane!!! Tak nie ma sprawy, polecony przyjdzie, pana nie ma, to żadnych sankcji nie będzie. Żadnego poleconego nie było, ale policja się wykazała. I ten sam kłamca co obiecywał, że jakby co podpisał że mają mnie aresztować. Brak słów na tych ludzi. Władza uderza do głów!!

Kolejna rozprawa za ok 6miesięcy.Do tego czasu czekają mnie badania w psychiatryku, wizyty kuratora, a do pracy wyjechać nie mogę, bo jak mnie nie będzie znowu, każą mnie aresztować. Zerwałem kontakty z rodziną, chyba to nikogo nie dziwi oprócz sędziego i prokuratora. Brat będąc pupilkiem mamusi, nawiasem mówiąc chorej psychicznie wedle mnie i wielu ludzi, rozpuszczony jak dziadowski bicz, roztacza rządy, chcąc przejąc z majątku rodziców/ojca/jak najwięcej się da. Jest działka z domkiem, już podobno mu obiecana, garaż murowany, z którego po prostu wyp... ojca samochód i parkuje swój. Ale to nic w porównaniu z jego chamstwem i bezczelnością do jakiej jest zdolny.

Wracam z trasy, wchodzę do garażu, a tam połowy moich i ojca rzeczy nie ma. Farby do samochodu, części, itd wszystko pooooszło w piz...du. Bo brat od swojej Piekielnej połowicy poprzywoził jakieś badziewie z wystawek i nie było na to miejsca. Więc wyp... co szło żeby wstawić i do mnie - zabierz rower, bo nie mogę Piekielnicy roweru wstawić. Myślałem że go ....
Jeszcze mam oszczędności na trochę ale topnieją, a i samochód się prosi o warsztat. Pracowałem ciężko, nikomu w drogę nie wchodziłem, zniszczono mi życie i być może karierę zawodową.

Opary absurdu aż dławią, zastanawiam się, pod którym mostem będzie mi najwygodniej, gdy skończą się pieniądze. Może stonka zasponsoruje mi jakiś duży karton na zimę?

patologia w sądach i prokuraturach

Skomentuj (204) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1506 (1612)

#35674

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Starszy brat strasznie naciska na mnie w kwestii ożenku. Dobrze mu gadać, bo sam znalazł swoją kobietę w wieku szesnastu lat, ślub wzięli dwa lata później i są razem do dziś, dzieci im się rodzą, pies już nie sika w domu i ogólnie żyć, nie umierać, a jak już umierać, to całą rodziną w wypadku samochodowym w drodze do Disneylandu.

Pytania: „no to masz już kogoś?”, „kiedy poznam bratową?”, „a może jednak wolisz chłopców?” albo „chcesz zostać starym kawalerem?” trochę mnie irytują i brzydnie mi na nie odpowiadać.

Presja jakaś jest, oczy mi się przewracają już na sam widok brata, bo gnida jedna zawsze porusza ten wątek. Ja rozumiem, że trudno o lepszy temat niż moje życie miłosne, ale bez przesady, nawet celebryta musi czasem odpocząć. Przez niego wydaje mi się, że goni mnie czas. Jeszcze chwila, a niczym Ted Mosby spędzę co najmniej osiem sezonów, poszukując małżonki jak wariat.

No i proszę, co nacisk robi z człowiekiem. A właściwie co posiadanie brata robi z człowiekiem.

- Słuchaj, koleżanka mojej Iwonki aktywnie szuka – powiedział mi któregoś razu, kiedy akurat u niego byłem.
- Czego szuka?
- Mężczyzny. Silnego, inteligentnego i przystojnego. Niby nic się nie zgadza, ale zdaje się, że jesteś mężczyzną, więc najważniejszy punkt odhaczony. Możesz spróbować, nie?
Brat to oczywiście złośliwiec i żartowniś, bo jestem wyjątkowo silny, inteligentny i przystojny, a męski tak, że nie muszę pryskać się Axe, żeby panny za mną latały.
- Nie uznaję randek w ciemno.
- A jakiekolwiek uznajesz, Casanovo?
Pokręciłem głową z dezaprobatą dla bratowego poczucia humoru.
- Uznaję, uznaję... A znasz ją chociaż? – zapytałem.
- No pewnie, ładna, zgrabna i powabna!
- Pan Konkretny. Coś więcej?
- No... Marysia się nazywa. Rok młodsza od ciebie, nie ma dzieci, zresztą w takim wieku to wiadomo, że nie ma, bo to gównia.rstwo jeszcze. Singielka.
Popatrzyłem na brata jak na idiotę. Przydałby się Nicolas Cage i napis: „You don’t say?”.
- Singielka, a to ci nowina.
- Oj, dobra, mówię wszystko, co wiem, tak? Ogólnie ponoć miła dziewczyna, Iwona ją chyba lubi. Co ci szkodzi? A nuż okaże się, że to miłość twojego życia? Nie pójdziesz na tę randkę i już do śmierci będziesz tułał się po nieprawych łożach, bo ominie cię jedyna okazja, by poznać Marysię! A jak się nie polubicie, to od czego są okna w łazienkach, jak nie od tego, by nimi uciekać? A może chociaż ci da?
Brat mógłby przemawiać do piłkarzy w szatni. Co za motywacja!
- No dobra, co mi tam.

Umówiliśmy się na neutralnym gruncie, we w miarę eleganckiej kawiarni. Jaśnie panna spóźniła się dość znacząco. Słowa brata o miłości mojego życia błądziły mi po głowie, dlatego nie zmyłem się po dwudziestu, trzydziestu, a nawet czterdziestu minutach nieobecności Marysi. W końcu może wpadnie tu zaraz z rozwianym włosem, a ja, oszołomiony jej niesamowitym pięknem, ledwo zwrócę uwagę na pełne skruchy tłumaczenia, że w drodze do restauracji napotkała kotka w stanie przedzawałowym i uratowała mu życie. Czy coś równie chwytającego za serce.

Nie widziałem jej na zdjęciu, ale od razu domyśliłem się, że to właśnie ona weszła do środka. Można to było poznać po kilku szczegółach. Przede wszystkim po tym, że obcego faceta zapytała:
- Przepraszam, malegowno?
Podniosłem się i podszedłem do niej. Byłem szarmancki, odsunąłem jej krzesło i w ogóle; jestem prawie pewien, że okoliczne damy zapragnęły w tym momencie paść przede mną na kolana. Bez skojarzeń.

Jakaś niezobowiązująca gadka na początek. Czekałem na wyjaśnienia odnośnie jej spóźnienia, ale skąd. Wzięła menu i zaczęła wodzić wzrokiem po nazwach potraw, jak gdyby nigdy nic. Głupio było mi tak wypalić: „Dlaczego, do cholery, przylazłaś godzinę później?”. Całe szczęście zdołałem wyrazić się delikatniej:
- Coś cię zatrzymało?
Marysia popatrzyła na mnie znad karty dań.
- To znaczy?
- Przyszłaś godzinę później.
- Chciałam sprawdzić, czy jesteś, no wiesz, wierny.
- Wierny?
- Czy poczekasz. Poczekałeś. Jesteś wierny, posłuszny i... Nie zrozum mnie źle! – krzyknęła, widząc moją zdziwioną minę. – To są bardzo dobre cechy!
Umiem udawać, że wcale nie mam ochoty wyciągnąć bazooki. Ze spokojem zapytałem:
- Twoi byli nie spełniali tych warunków?
- Tak, ale nie rozmawiajmy o tym, bo to są świeże rany. Ile masz ze sobą pieniędzy? Nie wiem, co mogę zamówić. Nie wyglądasz mi na jakiegoś bogacza, nie chcę ci za bardzo opróżnić portfela.
Trochę mnie zatkało. Bezpośrednia babka, nie ma co.
- Zamów co chcesz – odparłem słabo.
- E, nie ma tak. Ja nie mam przy sobie nawet grosza, nie chcę potem świecić oczami. Proszę cię, myśl trochę – to mówiąc, wyjęła kartkę i coś na niej zapisała.
Mam taki średnio wspaniały i pewnie powszechny talent, że z łatwością czytam tekst do góry nogami.
„Niezbyt odpowiedzialny”, rozczytałem.
- Przepraszam, to o mnie? – Wskazałem palcem na papier.
Marysia zaśmiała się wstydliwie.
- Muszę robić notatki. Ostatnio zaliczam tyle randek, że potem nie pamiętam, kto jest kim.
- Czyli to jakiś casting?
- Tak, coś w tym stylu. Czytam to i sprawdzam, kto najbardziej się nadaje.
- Do związku.
- I do związku, i na ojca... Nie chcę, żeby moje dzieci miały jakieś złe geny, to chyba normalne.
- Oczywiście.
Marysia uśmiechnęła się.
- Ale nie mówmy już o mnie, proszę. Powiedz mi coś o sobie.
- Hmm, dobrze. Powiem ci coś, czego jeszcze nigdy nie mówiłem żadnej kobiecie. – Nachyliłem się nad stołem i spojrzałem jej głęboko w oczy. Wyglądała na zafascynowaną. – Przerażasz mnie i uważam, że powinnaś udać się do lekarza.
Marysia wciągnęła gwałtownie powietrze i szybko naskrobała coś na kartce. „Niezbyt uprzejmy!!!”.
Jestem pewien, że później uzupełniła notatki o jeszcze jedną rzecz.
„Wyszedł po dziesięciu minutach randki!!!”.

Castingu nie przeszedłem, bo się nie odezwała.

Mario, dlaczego? Moje serce krwawi. Będę Ci wierny i posłuszny! Proszę, zadzwoń.

randka

Skomentuj (121) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1597 (1707)

#35611

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak zostałem chorym psychicznie dzieckiem z rodziny psychopatów.

W pierwszej lub drugiej klasie szkoły podstawowej na zadanie domowe z matematyki mieliśmy ułożyć opis do działania (4*6)+5=x.
Następnego dnia pani jak co miesiąc zebrała zeszyty na weekend żeby sprawdzić wszystkie zadania.

W poniedziałek rozpętało się piekło. Natychmiast po wejściu do klasy, pani wychowawczyni zaprowadziła mnie do pedagoga. Ten po dość długim wykładzie o moich rzekomych zboczeniach i urazach psychicznych uwierzył w końcu że w zadaniu pomagał mi tata.
Ojca wezwali do szkoły z pracy. Podczas rozmowy mojego rodziciela z pedagogiem i bodajże dyrektorką pochlipywałem na korytarzu. Pełen przestrach dla małego dzieciaka.

Koniec końców po zawiłym tłumaczeniu się mojego rodziciela za zadanie, dostałem 5 z dopiskiem "nieodpowiedniej treści zadania".

A oto jak brzmiał całkiem zabawny (wg. mojego ojca) tekst zadania:
"Hrabia Dracula miał po 4 trupy w 6 trumnach. Oprócz tego luzem leżało 5 zwłok. Ile nieboszczyków ma Hrabuńcio?

Odp: Hrabia Dracula ukatrupił 29 osób.

P.S. Zadanie znalazła jakiś czas temu moja mama na klasowym portalu społecznościowym, wstawione przez moją wychowawczynie z podpisem "Ciekawe co z tego ucznia wyrosło :)"

szkoła podstawowa

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 906 (944)
zarchiwizowany

#36530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moim hobby jest airsoft. Tak, wiem, że to hobby dla dorosłych, tak samo jak GTA :) Czasem wyruszam z kumplami na nocne marsze do pobliskiego lasu. Wszyscy jesteśmy dość słusznej postury, i wyglądamy na więcej niż 15 lat (spokojnie mógłbym kupić piwo, gdybym pił :P.)

Tak więc na jednej z takich ,,wycieczek" będąc w lesie nocą podzieliliśmy sie na trzy grupy po dwie osoby ( nie miałem wtedy munduru, miałem na sobie jedynie spodnie moro, i jakąś grubszą bluzę, a na tym kurtkę (no i maskę, bo gra już się zaczęła). Ja poszedłem na chwilę do lasu, podlać drzewo, a mój kumpel stanął na drodze, i założył na głowę czerwoną chustę, żeby nie dostać kulki. ( mamy taką zasadę, że nieważne czy się dostanie czy nie, można założyć czerwoną, lub odblaskową chustę, i wtedy do tej osoby się nie strzela.) Idę w las, karabin przewieszony na plecach, i nagle słyszę krzyk (nie taki jak na horrorach ,,aaaa!" tylko raczej desperacki rozkaz ucieczki), i ucieczkę paru osób. Spojrzałem w tamtą stronę z przerażeniem - żadnych niepokojących znaków. Można oddać urynę. Gdy skończyłem, wyszedłem na drogę, i zobaczyłem jak mój kumpel stoi zdziwiony, jednak gdy mnie zobaczył schował twarz w dłoniach i się śmieje.

- Co jest?
- Będąc w lesie nie zauważyłeś nic dziwnego?
- Nie...
- Może jakichś ludzi?
- Ano. Chyba najarani, bo uciekali przed czymś.
- Wybiegł chłopak z dziewczyną. Facet złapał mnie za ramię i powiedział żebym spier... bo w lesie jest Jason. Tak. Chodziło o ciebie.


Aby zrozumieć cały ,,fun" tej sytuacji, zostawiam link do maski. ( Niestety w komentarzach, bo nie mogę wkleić w historii :/ )

Las

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (136)

#31601

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał...
Tyle, ze miłość niejedno ma imię. Oj, niejedno...
Czasem bywa wesoło. No - jak komu...

Siedzę w Izbie Przyjęć, w szpitalu pod egidą Aresa, praktyki studenckie. W korytarzu zamieszanie: załoga karetki z wyraźnym wysiłkiem taszczy nosze, na których spoczywa, przykryty prześcieradłem, pokaźny pakunek. Z daleka wygląda, jak spory zawodnik sumo. Z bliska: dwoje młodych ludzi, płci przeciwnych, bądź co bądź. Leżący piętrowo. Przykryci prześcieradłem. O kolorach oblicza wyraźnie wskazujących, że ich przodkowie ganiali bizony po prerii...
Słowem - klasyczne uwięźnięcie. Pani się zestresowała i postanowiła przytrzymać partnera ciut dłużej. No, może postanowiła to nadużycie semantyczne. Bo żadne prośby zakleszczonego Romeo nie dawały rezultatu. Toteż wezwali ratowników. I dzielnie znosili podejrzane kaszlnięcia i skowyty dobiegające z najbliższego otoczenia. Poszedłem za nimi na blok operacyjny. Tam przełożono zgrany tandem na stół i do akcji wkroczyli fachowcy. W osobach Chirurga i Anestezjologa.

Najpierw ten pierwszy:
- Pani się rozluźni, pomyśli o czymś miłym, to kolega wypadnie...
- Łatwo panu mówić!!!
No faktoza...
Ale próbuje jeszcze raz. Tym razem, razem z chirurgiem, wpadli na myśl, że zblokują nerw sromowy zastrzykiem, co powinno zakończyć walkę.
Ba... Ale jak tam dotrzeć?
Za chwilę anestezjolog zanurkował w okolice areny rozkoszy. Już sam widok doktora, który układa się w pozycji trzeciego do orgii, wywołał w nas dziki rechot. Ale kiedy młodzianek z przerażeniem zakrzyknął:
- Panie, tam nie, weź pan tą igłę, to moje jaja są!!! -
Cała załoga tarzała się po podłodze ze śmiechu...
Po długich rozważaniach, anest stracił opanowanie. Uśpił dziewczę, my wyciągnęliśmy (oczywiście pod ramiona) nieszczęsny korek wraz z właścicielem. Koniec sprawy.

Koniec? Ano pogotowiarze, w amoku, zapomnieli wziąć z domu jakiekolwiek ubrania poszkodowanych... Którzy siedzieli zawinięci w służbowe prześcieradła. Dobiło ich pytanie pielęgniarki, tego wieczora ewidentnie wulkanu intelektu:
- Czy mają państwo pieniądze na taksówkę?
Odpowiedź młodego - bezcenna:
- A gdzie, pani zdaniem, mielibyśmy je schować?

Na drugim biegunie - szczyt perwersji i złego smaku.
Dyżur. SOR. Sobotnia noc - obfitująca w konsumentów, pobitych i całą śmietankę towarzyską mojego miasta.
Wjeżdża karetka. Na noszach pan, koło pięćdziesiątki. Brudny, sponiewierany, szlochający jak skrzywdzone dziecko..
Dorosły facet łkał w głos, nie mogąc wydobyć artykułowanego dźwięku.
Potem zaczął mówić.
A załodze poopadały żuchwy.
Pan prezes był na spotkaniu biznesowym. Które przeciągało się do nocy. A że był ludzkie panisko, odprawił kierowcę i samochód służbowy - po co chłopak ma nocować w aucie?
Koło drugiej w nocy meeting dobiegł końca.
Prezes postanowił udać się do domu spacerkiem - piękna noc, lato, okazja przetrzeźwieć...

W połowie drogi wypadło iść przez park. Zamieszkały, jak się okazało, przez sześciu zmenelałych zwyroli.
Którzy, za nic mając majestat prezesa, wtłukli mu solidnie, obrali z portfela, zegarka i komórki, a potem... zgodnie i pospołu, w sześciu biedaka wydupcyli...
Jak się możecie domyślać, straty materialne okazały się niczym wobec tak nagłego i brutalnego pogwałcenia drogi przez pięćdziesiąt lat jednokierunkowej...
I chociaż obrażenia fizyczne łatwo dało się zaopatrzyć, prezes wymagał dłuższej psychoterapii.
Tak to upadła teza, że spacery służą zdrowiu...

służba_zdrowia

Skomentuj (100) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1369 (1467)