Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lavinka123

Zamieszcza historie od: 27 czerwca 2011 - 16:20
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 15:47
  • Historii na głównej: 23 z 39
  • Punktów za historie: 26047
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 345
 
zarchiwizowany

#48887

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z cyklu: nie czyń drugiemu co tobie nie miłe.

Jakiś czas temu miałam wielką przyjemność przeczytać trylogię "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet". Opowiedziałam o tych książkach koledze, który, jako fan kryminałów, niezwłocznie udał się do naszej osiedlowej biblioteki. Jakże wielki był jego w**rw, gdy na 3 stronie odnalazł pięknie wypisaną ołóweczkiem adnotację, która jednym zdaniem demaskowała całą intrygę rozpisaną na 600 kartach książki.

Postanowiliśmy nie puścić tego płazem dowcipnisiowi. Może to podłe i nielegalne, ale wyprosiliśmy u bibliotekarki, która jest naszą znajomą, aby dała nam kartę informacyjną osoby, która jako ostatnia przed moim kolegą wypożyczała książkę. Karty są wypisywane własnoręcznie przez wypożyczających więc mogliśmy porównać pismo z karty do tego z książki. I bingo. Następnie sprawdziliśmy na jaką książkę pan oczekuje (w naszej biblio można sobie zarezerwować książkę) Dzięki cynkowi od pani bibliotekarki przechwyciliśmy książkę (też kryminał, idealnie) i podobnie jak dowcipniś opatrzyliśmy ją odpowiednią adnotacją już na 2 stronie.

Epilog tej historii jest taki, że niestety najbardziej dostało się bibliotekarce, ponieważ to właśnie ona dostała. Dosłownie. Książką w twarz od owego dowcipnisia, który wpadł jeszcze tego samego dnia do biblio i cisnął książką w panią, wrzeszcząc "To skandal!"

biblioteka osiedlowa

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (486)
zarchiwizowany

#45521

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Temat trudny.
Historia o tym jak Moherowa Czwórka (odsyłam do moich poprzednich opowieści) uczyła księdza miłości do bliźniego.

Moherowa czwórka mieszka w sąsiedztwie powiedzmy Ani i Oli - dwóch młodych kobiet, Ania jest lekarką z miejscowej przychodni. Ania i Ola nie robią z ludzi wała, nie udają koleżanek ani sióstr, jak ktoś pyta mówią wprost, że są partnerkami. Wbrew temu co można by oczekiwać, Moherowa Czwórka (aktywne działaczki kościelne) nigdy nie okazała wrogości wobec dziewczyn, w myśl zasady, że każdemu należy się szacunek.
One nie. Za to młody, pełen ideałów wikary owszem. Podobno 3 razy składał dziewczynom wizytę, za każdym razem racząc je tyradą o grzeszności ich haniebnego związku, obficie kropiąc wodą święconą w celu wypędzenia złego i strasząc przyszłymi ogniami piekielnymi.
"Pałka się przegła" gdy wikary bez ceregieli wygłosił w niedzielę płomiennie kazanie na temat okropności homoseksualizmu wymieniając przy tym z imion obie dziewczyny. Oczywiście te, pełne oburzenia dla nieposzanowania ich prywatności ruszyły do księdza po mszy. Nie zdążyły nawet otworzyć buzi. :D Moherowa czwórka była tam przed nimi :D
Co babinki powiedziały księdzu (mniej więcej): (relacja Oli)

Wikary młody zapalony, rozumim, ale POKORY by nie zaszkodziło!!! Wikary zamierza za Pana Boga decydować o zbawieniu!? Jak to tak można ludzi w Domu Bożym obrażać! Ja tam tych księdza świętych szkół nie kończyłam, ale i bez tego wiem, że nawet duchowny nikomu pod kołdrę zaglądać nie może, że napominać można, ale nie do nienawiści innych nawoływać, i to z ambony! Z miłością do wiernych podchodzić należy, tak czy nie?! A o reszcie to już ich sumienie, a potem Bóg zadecyduje, wikary niech się nie wywyższa!

I tak dalej i tak dalej. Wikary podobno tylko na początku próbował dyskutować, ale ostatecznie nie dał rady Moherowej Czwórce.
Proboszcz na szczęście rozsądny, zdaje się że wikary szybko kolejnej mszy nie poprowadzi.

Tylko jakoś tak przykro się robi, że 4 babcie muszą duchownego o szacunku uczyć.

kościół

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 423 (467)

#41684

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja kuzynka (ta sama która rzekomo tłucze męża boksera bez opamiętania :)) jest nauczycielem akademickim. Siedzi sobie ostatnio z okazji dyżuru na korytarzu i coś tam czyta w oczekiwaniu na spragnionych informacji studentów (w czymś a'la pokój nauczycielski był tłok, dlatego siedziała na korytarzu przed). Słychać stukot obcasików, ktoś zmierza w stronę Gosi.

- Cześć! Słuchaj, tu siedzą wykładowcy? - pyta wskazując na pokój.
Gosia odpowiada, że owszem i już zamierza wracać do lektury, ale panna przysiada się i ewidentnie chce nawiązać kontakt.
- Słuchaj, Anka jestem, znasz może dr Piekielną?
- Poniekąd...
- Bo ja właśnie do niej sprawę mam, ona podobno teraz dyżur ma, nie? A ona to taka spoko jest?
- Yyy...
- Bo wiesz ja licencjata teraz piszę i chce żeby mi ona pomogła bo mi koleżanka z tej uczelni mówiła, że ona się zna i że ma takie materiały co by mi pasowały, bla bla bla... Tylko ku**a nie wiem jak zagadać bo jak to jakaś małpa jest? Koleżanka mi mówiła, ze spoko ogólnie, ale że jednak sukowata potrafi być czasem. Wiesz, żeby siary nie było, bo te doktorki to często takie małpy są że hej.... Dobra to ja pukam, oby w środku siedziała.

Gosia siedzi w osłupieniu. Laska puka, jakaś babka jej otwiera, laska pyta o dr Piekielną. Babka patrzy to na Gosię to na laskę...
- No przecież to jest dr Piekielna. - mówi w końcu wskazując brodą na Gosię.

Laska podobno mało nie zemdlała. Gosia na szczęście po pierwszym szoku zaczęła już dostrzegać komizm sytuacji i z uśmiechem nr 5. podeszła do dziewczyny i rzekła:
- Witam, Małgorzata Piekielna, chętnie pomogę pani przy tworzeniu pracy licencjackiej. :)

Wyjaśnienie: Gosia jest z takimi sytuacjami obeznana. Mimo prawie trzydziestki na karku wygląda bardzo młodo, jest dodatkowo drobna. Studenci, zwłaszcza nowi ciągle sądzą, że jest w ich wieku i np. proszą o pożyczenie złotówki na kawę albo pytają o notatki. Szok przeżywają dopiero, gdy Gosia z kieszeni wyciąga klucz do sali i zaprasza ich na zajęcia.

uczelnia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 972 (1032)
zarchiwizowany

#41588

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczorajsza sytuacja z autobusu.
Siedzę obok młodej dziewczyny, na przeciwko nas jest miejsce dla wózków gdzie stoi wózek inwalidzki, a na nim kobieta ok. 30 lat, umysłowo zupełnie normalna.
Co do tego co robi dziewczyna obok mnie wątpliwości nie mam tylko ja bo siedzę blisko i słyszę co dziewczyna szepcze.
Pani na wózku co i raz rzuca dziewczynie gniewne spojrzenia. Z każdym przystankiem jest coraz bardziej czerwona i wściekła. Czuję, że coś się kroi...
W końcu nie wytrzymuje i jak nie ryknie na cały autobus w stronę dziewczyny obok mnie:
-O co ci chodzi ty kur*o!? No z czym masz problem! Tak, nie mogę chodzić no i co?! Nigdy inwalidki nie widziałaś! Przestań pier****ć pod nosem bo to, że nie mogę chodzić nie znaczy że nie mogę ci doj**ać!
-Ale proszę pani, ja...
-Zamknij się! Przestań mnie denerwować! Wiem, że mi wymyślasz pod nosem, masz przestać! I...

Dziewczyna obok mnie ma chyba dosyć i po prostu podnosi ręce z tym co w nich trzyma tak aby wszystko stało się jasne.
Patrzę z politowaniem na panią na wózku. Ta w sekundę zrozumiała co zrobiła, odwraca się od nas i na następnym przystanku wysiada. Naprawdę nie wiem skąd przyszło tej kobiecie do głowy, że młoda dziewczyna przez kilka przystanków nieustannie wyklina ją pod nosem.

Co robiła dziewczyna obok mnie? Otóż po cichutku odmawiała różaniec...

autobus

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 352 (394)
zarchiwizowany

#39745

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ok. godziny 7 rano obudził mnie... dźwięk. Niezidentyfikowany, nie wiadomo skąd. Co jakiś czas znikał, by pojawić się znowu. Ok. godziny 13, moja irytacja osiągnęła poziom, który kazał mi szukać źródła dźwięku do skutku. Padło na balkon sąsiadów nade mną. Nazwijcie mnie idiotką, ale to był jakby... skrzek dogorywającego kruka. Albo wyjątkowo dziwne miauczenie kota. O ile wiem sąsiedzi zwierząt nie mają.

Z mieszanymi uczuciami poszłam zapukać. Otworzyła mi Pani Sąsiadka, kobieta zupełnie normalna, nie żaden plastik-fantastik czy coś w tym stylu, gospodyni domowa i młoda mama.
- Dzień dobry... wie pani, od rana coś słyszę od pani z balkonu i troszkę mnie to irytuje, czy państwo może trzymają jakieś zwierzę na balkonie?
Kobieta w sekundę (dosłownie!) zbladła i jak nie ryknie na całą klatkę:
- O KU**A MAĆ!!! ZAPOMNIAŁAM!!!
Lotem błyskawicy rzuciła się do drzwi balkonowych.
Moje dobre wychowanie natychmiast przegrało w starciu z ciekawością i bez zaproszenia ruszyłam za nią.

Tak, moi Państwo...
Matka Roku o godzinie 6 wystawiła swoją 4-miesięczną córkę w wózku na balkon i... zapomniała.
Dzieciak był siny od płaczu. Nadmienię jedynie, że pogoda dziś nie była najlepsza...
Kobieta chciała mi dziękować, ale zamilkła w poczuciu winy, napotykając mój kamienny wyraz twarzy.
No koniec najlepsze: zmierzam do wyjścia w milczeniu, a ta do mnie:
- Tylko błagam! Niech pani nie mówi mojemu mężowi, on by mnie chyba zabił.

Zastanowię się.

blok

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 365 (401)

#32159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspominałam już o moich sąsiadkach moherach?

Zaznaczę, że moherami nazywam je wyłącznie ze względu na upodobanie do czapek z tego materiału; to miłe starsze panie, nie nawracające nikogo na siłę. Skarżyć mógłby się na nie chyba tylko proboszcz, bo Panie całkowicie opanowały kościół, ale o tym innym razem.

Mimo wieku i skromnej postury Panie pełne są wigoru i zawsze skore do ratowania świata. Nazywamy je na osiedlu Moherową Czwórką. :)

Szły niedawno razem, we czwóreczkę oczywiście. Spotkały 7-letniego syna sąsiada w momencie, gdy ten uczył kota latać. Na jego nieszczęście babinki są miłośniczkami zwierząt. Zarobił pstryczka w ucho, babinki chciały poprzestać na pospolitym pouczeniu, ale że młody nie wykazywał żadnej skruchy, wyrywał się i pokazywał język jedna z Pań zarządziła:
- Tereska, dawaj komórkie, dzwonimy po jego ojca! (swoją drogą to fascynujące, te kobiety NAPRAWDĘ mają telefony do WSZYSTKICH, założę się, że do premiera i papieża też).

Tatuś, wezwany zjawił się za chwilę na podwórku. W tym miejscu należy dodać, że tatuś ma ok. 28 lat, jest typem wiecznego chłopca, parającego się głównie ciągnięciem kasy od matki i piciem z kolegami piwa nad Wisłą.
Sprawa kota została ojcu naświetlona, niestety, ku oburzeniu Pań tatuś nie wykazywał dezaprobaty w związku z zachowaniem syna. Opieprz i kazanie zostało skierowane na ojca. Ten zaczął Paniom odszczekiwać. No i się zaczęło...

-Jak śmiesz! JAK ŚMIESZ?! To ja jak byłeś mały za tobą po parku z piciem ganiałam, jak twoja matka żyły sobie wypruwała w pracy, a ty się teraz tak do mnie odzywasz?! Dorosły chłop, a taki głupi! Czego ty swojego syna uczysz?! Agresji! Mało to od ojca w życiu dostałeś, chcesz żeby on był taki sam!?
-Niech się pani na mnie nie drze!
-A będę! Tyłek ci podcierałam więc mam prawo, prawie takie jak twoja matka, żeby cię do pionu postawić!
Pozostałe 3 panie wtórowały koleżance, ojciec chłopca z każdym słowem coraz bardziej się kurczył. Aż w końcu...
-No tego to ja bym się nie spodziewała! Tereska! Dawaj komórkie, DZWONIMY PO HALINĘ!!!

Tak, tak moi Państwo... :) Zadzwoniono po matkę 27-letniego faceta. :)

Tatuś miał minę jakby miał się rozpłakać, ale babinki pozostały nieugięte. Chłopczyk też jakby zmarkotniał, na wieść o rychłym przybyciu babci.
Halinka przyszła. Wysłuchała relacji koleżanek z kamienną twarzą, kwitując całą sytuację słowami:
- Nooo...! Piwka to ty się długo nie napijesz, samochodu nie zatankujesz! A ty - zakrzyknęła celując palce we wnuka - zapomnij o wieczorynce! I oboje przeprosić mi tu natychmiast!
-Ale mama...
-POWIEDZIAŁAM!
Przeprosili. Babinki ruszyły w swoją stronę, panowie-młodszy i starszy - potruchtali zgodnie za Halinką.

A wiecie co jest w tym wszystkim najfajniejsze?
Za 5 minut chłopczyk wyszedł z klatki, dzierżąc w dłoniach miseczkę z mlekiem dla kota. Kot nie pogardził. Zastanawiam się tylko czy to babcia kazała zadośćuczynić kotu, czy chłopczyka ruszyło sumienie. :)

podwórko

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1520 (1576)
zarchiwizowany

#32236

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro tak spodobała się historyjka o Moherowej Czwórce to dorzucę jeszcze trochę. :)
Jak już wspominałam babinki są z parafią związane bardzo. Bardzo, bardzo. Właściwie to tym zajmują się całe dnie. Mamy dość młodego proboszcza... Mówię Wam, co on się z nimi ma... :)

Razu pewnego babinki były we czwóreczkę na mszy. Całą mszę, jak nigdy kręciły się niespokojnie. Wachlowały się nawzajem, coś sobie pokazywały, gadały. Widać, że poruszone czymś w 100%. Jakoś wytrzymały do końca. Resztę opowiedziała mi znajoma, która poszła po mszy do księdza wraz z innymi po podpis potrzebny do bierzmowania...
Babinki jak huragan (czyli jak zwykle) wpadły na zakrystię.
-Olaboga, o jezusie-maryjo-i-wszyscy-święci-razem-wzięci!!!! OBRAZA BOSKA! Chryste Panie, zmiłuj się!!!
I w ten deseń przez minutę. Ksiądz już zaczął dostawać padaczki z nerwów co też się stało. Pyta.
-No jak to co?! I ksiądz się jeszcze pyta!?! Aniela, czymaj mnie bo nie wyczymie!!! Gdyby ksiądz nie był księdzem to bym przez łeb dała, jak Boga kocham!!! Jak tak można!? Obraza boska!

Wiecie co się okazało? Że ksiądz miał centymetrową plamkę na sutannie (czy tam albie, już nie pamiętam) i one to wypatrzyły. :) Zdarły z biednego proboszcza ubranie i dawaj na sygnale do domu, prać. :)

Wikaremu też się regularnie dostaje, za WTRANCANIE się w aranżacje kwiatowe na ołtarzu. Uprzejmie cytuję: A pójdzie mnie stąd ksiądz, ale już bo jak mietłe wezmę! Ksiądz to się może na Słowie Bożym zna, ale na kwiatach to ani trochę! Duchowny, nie duchowny, ale jak każdy chłop: nic się nie zna, a się wtranca!!!
Wikary nie miał żadnych szans :)

Jeśli chodzi o chórek kościelny i ministrantów to zapewniam, że w całej Polsce nie ma tak wykształconych dzieci jak u nas. Ksiądz i wikary zostali definitywnie odsunięci od rekrutacji bo chcieli przyjmować jak leci. Babinki urządziły casting jakiego nie powstydziłoby się Hollywood. Trzeba było znać obowiązkowy repertuar modlitw i pieśni sakralnych, odpowiednio się ubrać, okazać ostatnie świadectwo i przyzwoicie się zachowywać. Obawiacie się, że mogło zabraknąć chętnych? :) Nic z tego, babinki mają szeroko zakrojone kontakty w świecie babć, a te umiały już odpowiednio zmotywować swoje wnuczęta do stanięcia w eliminacjach... :)

Kościół

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 352 (392)

#30921

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która przez dłuższy czas elektryzowała mieszkańców mojego osiedla.

Jakiś czas temu na osiedlu bawiło się kilkoro dzieci w wieku 5-7 lat. Nagle, nie wiadomo skąd w piaskownicy pojawił się pies sąsiadów i jak gdyby nigdy nic zaczął gryźć jedną z dziewczynek. Pies rasy niezidentyfikowanej, wielkości przeciętnego owczarka. Na osiedlu jak na złość ani jednego dorosłego.
Dziewczynka się drze, pies łapie ją to za nogę to za rękę, inne dzieci płaczą przerażone.

Wtem z klatki wybiega sąsiad, który widział wszystko przez balkon, dopada psa i paroma kopniakami daje mu do zrozumienia, że koniec zabawy. Sąsiad dopada do dziecka i w tym momencie pies gryzie go w łydkę. Porządnie. Sąsiad w wielkim stresie, niestety dusi psa gołymi rękami. Na śmierć. Pies leży bez ruchu, sąsiad rozgania dzieci do domów, a poszkodowaną na ręce, w podskokach do samochodu i na pogotowie. (bo nieźle krwawiła podobno) Dziewczynkę zszywają, ten wykonuje milion tel. do sąsiadów, coby rodziców zawiadomili.

Sprawa przeciw właścicielom psa się odbyła, dostali sporą grzywnę. O ile właściciel zachowywał się zwyczajnie, o tyle jego żona nie. Płakała ciągle, powtarzała jak szalona, że "to był dobry piesek", histerie urządzała piękne na sali rozpraw. Mogłoby być koniec, ale nie na darmo piszę tę historię na piekielnych.

Po jakiś czasie sąsiad-morderca psów, dostaje wezwanie do sądu. Za zabicie psa. Żeby było jeszcze śmieszniej, w dniu rozprawy przychodzi do niego mąż tej histeryzującej właścicielki psa. I mówi:
- że bardzo przeprasza za to, próbował żonę powstrzymać, ale była nieugięta,
- że ona nadal rozpacza po psie, był to jej ukochany zwierzak i nie może pogodzić się z jego śmiercią z ręki człowieka,
- wszystko to wina owego męża: pies parę minut przez zdarzeniem, pogryzł mu telefon komórkowy. Facet ze złości sprzedał psu parę kopów i ten ze strachu zwiał przez balkon. (niskie są) Poleciał prosto do piaskownicy i zaatakował dziewczynkę.
- i dalej: mąż się żonie oczywiście nie przyznał, że to wszystko przez niego, bo ona pewnie by się z nim za coś takiego rozwiodła. Niemniej, facet czuje się winny i zapewnia oskarżonego sąsiada, że jeśli jakiś cudem dowalą mu grzywnę, to mąż po cichutku sam wszystko pokryje.

Sąsiad, człowiek o gołębim sercu (jak na mordercę psów :D) nie chciał być przyczyną rozwodu i zgodził się. Teraz mówi, że gdyby wiedział to by się nie zgodził.
Z niby prostej sprawy (sąsiad zabił psa, bo ratował dziecko!) zrobił się niezły syf. Właścicielka psa powołała na świadków plejadę osiedlowych meneli, którzy za parę złotych zeznaliby nawet to, że sąsiad lata wieczorami na miotle. Urządzała wręcz oskarowe cyrki na sali, płacze, spazmy, zeznała, że sąsiad od dawna dybał na jej psa, że sadysta, a ona teraz musi się leczyć psychiatrycznie bo nie daje rady...

Sąsiad w szoku, nie był gotowy na takie coś, przyznał jedynie, że faktycznie może i nie musiał zabijać psa, ale był w wielkim stresie, obolały, dziecko krwawiło, a pies nie chciał ustąpić.

Sprawa zakończyła się na szczęście uniewinnieniem. Po wyroku, wieczorem, właścicielka napadała jeszcze na sąsiada i zdzieliła go gałęzią przez plecy, cała zalana łzami, nie szczędząc przy tym obelg, spośród których "morderca" było najłagodniejszą. Sąsiad nie wniósł oskarżenia o napaść tylko dlatego, że Mąż po raz kolejny go przepraszał i błagał o wybaczenie.
Właścicielka od dawna nie pojawia się na osiedlu. Czasem tylko widać ją w oknie, nie wygląda dobrze. Ludzie już sami nie wiedzą: współczuć jej czy nie?

Tylko jedno w tym wszystkim miało sens: właścicielka na jednej rozprawie powiedziała: To nie był zły pies, psy nie rodzą się złe. To tylko ja go źle wychowałam.
Ot i prawda. Niestety na takie konkluzje, dla niej, dla pogryzionej dziewczynki i dla psa było już za późno.

osiedle/sąd

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 992 (1074)

#30754

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nawiązując do owej historii http://piekielni.pl/30657
jest i ciąg dalszy :)

Dziś sąsiadka zaatakowała Gosię w osiedlowym sklepie, krzycząc przez pół budynku coś o tym, że jak tak można, że małpa nie żona, bić nie wolno...
Gosia jako osoba dowcipna postanowiła zrobić mini osiedlowy teatrzyk; wzięła się pod boki, zrobiła upiorną minę a′la Bruce Willis, wyprostowała te swoje 154 cm i jak nie huknie:
Mąż jest mój, a nie Pani i będę go lać ile i kiedy zechcę! Chłop musi swoje miejsce znać!

Kobiecina aż się za koleżanką schowała podobno, a Gosia spokojnie poszła do domu gotować obiad w oczekiwaniu na kolejny przyjazd policji....

Na razie jeszcze nie przybyli, ale kto wie, kto wie...

P.S. Mąż zażądał do obiadu mizerii "bo jak nie to idę na milicję i cię wsadzą, świadków już mam!" ;P

sklep osiedlowy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 729 (809)

#30657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie zadzwoniła do mnie kuzynka (właściwie to moja ciotka, ale, że dzieli nas jedynie 9 lat...) spłakana ze śmiechu. W tle słyszałam jeszcze jej ryczącego ze śmiechu męża. Otóż...

Gosia jest osóbką niską i szczupłą, z kolei jej mąż to chłopisko ponad 185cm wzrostu, posiadający szkielet szczelnie obity mięśniami. Nie na darmo. Pan Mąż jest bowiem zawodowym bokserem. :) Tyle wstępu.

Gosia otwiera dziś drzwi, a tu policja, w liczbie 3 mundurowych. Zgłoszenie było. Jakie? Żona tłucze męża. Mąż jęczy wieczorami z bólu. Poza tym żona regularnie urządza sobie orgie z kilkunastoma mężczyznami naraz, wcale się z tym nie kryjąc. Pewnie jest prostytutką. Jeden ciągle zostaje na noc.
Panowie policjanci trochę zmarkotnieli, gdy żoną okazała się Gosia chucherko, a jej mężem - bokser. Zgłoszenie oczywiście poszło od sąsiadki-starszej pani, z którą od dawna mają problemy. A oto i wyjaśnienie:

- Mąż czasem ma obity ryjek bo czasem zalicza pospolity wpi***ol na ringu, taki zawód. Sąsiadka oczywiście uznała, że to Gosia, która ledwo dosięga mężowi do twarzy, go leje.
- Klientami Gosi okazali się jej kursanci, gdyż Gosia, m.in. z zawodu jest szkoleniowcem, a owe szkolenia przeprowadza niekiedy w domu.
- Mężczyzna ciągle zostający na noc to brat męża, który przyjeżdża z innego miasta na zjazdy na studiach.
- I najlepsze. "no a co z tym jęczeniem z bólu po nocach?" Gosia i mąż spuścili wzrok, zakłopotani. No dobrze... Są młodym małżeństwem. Zakochanym bardzo. Tak. Uprawiali seks. Głośno. W nocy. W ogrodzie, niestety.
Panowie policjanci spąsowieli i nieśmiało pytają czy to się regularnie powtarza? Broń Boże, tylko raz w ogrodzie. A jęki podobno często słychać... Cóż. Być może chodzi o to, że Gosia po ciężkim treningu, czasem robi mężowi porządny masaż i on wtedy cichutko postękuje? Niemniej, jak starowinka mogła to usłyszeć we własnym domu, przez własne i ich zamknięte drzwi?

Gosia z mężem rżą ze śmiechu do teraz.
Jest jednak jeden mało śmieszny akcent.

Zaraz po wyjeździe policjantów, niestety bez Gosi zakutej w kajdanki, starowinka wykrzyczała im przez płot, że ona wie, gdzie Gosia pracuje i prześle tam odpowiednie pismo z opisem sytuacji. Na koniec dodała, że ona nie pozwoli na to, żeby żona ladacznica tak katowała biednego chłopaczynę...
Mało śmieszne bo Gosia jest m.in. wykładowcą na uczelni wyższej.

Czego to ludzie nie wymyślą z nudów i zawiści...

osiedle domów jednorodzinnych adult

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1047 (1109)