Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lavinka123

Zamieszcza historie od: 27 czerwca 2011 - 16:20
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 15:47
  • Historii na głównej: 23 z 39
  • Punktów za historie: 26047
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 345
 
zarchiwizowany

#31191

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wieści z ostatniej chwili!

Moja Mama właśnie urządza imprezkę z okazji udanego remontu łazienki.
Zaproszonych zostało kilku sąsiadów. ONA NIE. Zapukała bo chciała powiedzieć mojej Mamie, że coś od nas pięknie pachnie. Mama otworzyła drzwi, ta zobaczyła w korytarzu sąsiadów... dziwna sytuacja. Moja Mama wybąkała: zapraszam. Sąsiadka nad wyraz ochoczo wkroczyła na solony... :) Imprezka trwa ledwie 40 minut, a ta zdążyła oburzyć się już o za tanie wino, za mało przyprawione jedzenie, brak pieprzu białego w domu, niewygodne krzesło, głupie tematy rozmowy przy stole i Bóg wie o co jeszcze... Sąsiadce powiedziała, że mogłaby już darować sobie sałatkę z majonezem bo i tak dobrze wygląda. Nadmienię jedynie, że owa Pani wygląda jeszcze lepiej, a nie żałowała sobie jedzenia... Na ten komentarz mąż sąsiadki, po 2 kieliszkach za taniego wina nabrał odwagi i uprzejmie stwierdził, że jeśli Pani nie odpowiada towarzystwo, jedzenie i rozmowa to my nie będziemy śmieli jej zatrzymywać...
Odrzuciła teatralnie widelec, orzekła "chamstwo!" i wyszła 4 min temu.
Impreza trwa. :)

dom

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (378)
zarchiwizowany

#29268

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z wczoraj.(no dobra, z dzisiaj)

Warszawski klub, godzina ok. 1 w nocy.

Przy barze siedzi facet wyraźnie już w nienajlepszej kondycji, zalkoholizowany mocno; pan 25+, o posturze dobrze odkarmionego, wysokiego misia. (ważne) Próbuje trochę bajerować barmankę, ale słabo mu idzie. Przerzuca się na laskę stojącą obok niego. Najpierw jest prostacko milutki: "no co tam laleńko?, "piweczko może sobie życzysz?", "no pogadaj ze mną, jesteś taka śliczna" itp. Laska uśmiecha się delikatnie, mówi, że nie, dziękuję, odwraca się i stara rozmawiać z koleżanką. Koleś zaczyna być irytujący. Trąca ją, puka w ramię, bawi się jej włosami. (nigdy nie zrozumiem dlaczego sobie nie poszła po prostu!) Ona tylko co jakiś czas mówi: przestań. W końcu koleś łapie ją za tyłek. Tego lasce było za wiele, odwraca się i posyła kolesiowi pare h**ów itp. I NADAL ZOSTAJE W TYM SAMYM MIESCJU oraz, co gorsza, znowu odwraca się do kolesia plecami. (zero instynktu)Pare osób obok śmieje się z typka co on niestety widzi. Nie wytrzymuje. Wstaje, chwieje się, łapie pannę za włosy i wrzeszczy, że on tu jest mężczyzną, że żadna nie będzie mu odmawiać, zwłaszcza taka owaka... Dziewczyna piszy, wyrywa się, kolesia próbują ogarnąć inni faceci, ochrona już w drodze do miejsca zdarzenia... nie zdążyli.
Szybsza od wszystkich była inna dziewczyna; zwyczajna, zupełnie nie jakaś wyjątkowo wysoka czy potężna, słowem: normalna. Ale, ale... Dziewczyna jednym zgrabnym kopniakiem powala kolesia na podłogę, poprawia mu ryj jeszcze pare razy pięścią i krzyczy: a teraz grzecznie przeprosisz panią, palancie! I wyjeżdżasz, dziś dla ciebie już koniec baletu!
Koleś wyrzuca z siebie zwięzłe "sorry" w stronę napastowanej laski i potulnie wychodzi pod rączkę ze swoją pacyfikatorką. Ochrona asystuje im w drodze do drzwi, ale nie wiem kogo bardziej pilnowali: jej czy jego.
Już na dworze (tak, przyznaję się, ten jeden raz postanowiłam być najpodlejszą odmianą gapia i potruchtałam za całą ferajną, zresztą jak ok. 10% ludzi z klubu) panna opowiada/tłumaczy się ochronie: Bo z nim to tak zawsze jest! Napije się i zaraz jak ostatni cham do dziewczyn się zabiera, a bo to raz już dostał wpie**ol od ochrony, albo jakichś facetów? Ode mnie to i tak najlżej, ale tylko ja go umiem raz,a dobrze uspokoić!
I tak dalej.
Wynikało z tej przemowy, że dziewczyna jest koleżanką tego gościa i już nie raz musiała mu spuścić łomot w celu ukulturalniania go.

Pierwszy raz w życiu widziała dziewczynę, która tak sprawnie i szybko powaliła sporego faceta. Aniołki Charliego stają się teraz jakoś bardziej realne...

Warszawa/klub

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 290 (340)
zarchiwizowany

#28659

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia opowiedziana przez kumpla ze studiów, tak nieprawdopodobna, że mi się w pale nie mieści, na szczęście z happy endem. Publikacja oczywiście za jego zgodą.

Mieszka sobie kolega z 3 innymi kolegami w wynajętym mieszkaniu, każdy ma swój pokój. Wśród nich jest, nazwijmy go - Maciek - chłopaczek z jakiejś zabitej dechami wsi i w związku z tym posiadający wielkie kompleksy. Raczej nieśmiały, drobny, stroniący od imprez. (ważne)
Aż tu nagle, pewnego dnia, Maciek jak gdyby nigdy nic wpada do domu z laską pod pachą. Panna (jak wynika z opisu) typu sex bomba, w panterkę ubrana. Czule gładzi Maćka po policzku, przedstawia się i zaraz znikają oboje w pokoju. Koledzy w szoku. O tym co tam przez kilka godzin robili można było domyśleć się po odglosach. (głośnych) Laska wpadała regularnie, wyglądało na to, że wraz z Maćkiem zostali regularną parą. Koledzy stawali na rzęsach, żeby się od chłopaka czegoś dowiedzieć, ale ten, na pytania gdzie ją poznał itp, odpowiadał jedynie zdawkowo. Po kilku tyg., chłopcy zaczęli się trochę wkurzać bo:
-panna notoryczne zostawiała w łazience części swojej bielizny co nie budziło zachwytu dziewczyn pozostałych lokatorów.
-co tu owijać w bawełnę: w chwilach uniesień lubiła sobie pokrzyczeć. Mieszkanie niewielkie - wszyscy słyszeli. Ani się uczyć, ani skupić na czymś innym.
- nie raz, nie dwa zdarzyło jej się wyjść np. do kuchni, niekompletnie ubranej, np. w same stringi... Koledzy całkiem zadowoleni, ich dziewczyny wręcz przeciwnie, więc koniec końców - oni też nie. :)
- od kiedy zaczęli być razem, Maciek z biednego studenta (jak wszyscy) stał się studentem na skraju nędzy. Żył właściwie na wikcie kolegów.
Na pewnej męskiej, mocno zakrapianej imprezie koledzy po raz kolejny chcieli wyciągnąć z Maćka jakieś info na temat jego tajemniczego związku. Wtem Maciek... rozpłakał się. I wzynał kolegom prawdę. Uwaga.... Panna była wynajętą przez Maćka prostytutką. Chłopak, przez swą nieśmiałość nie miał dziewczyny, przez co czuł się gorszy od kolegów. Chciał im zaimponować i poczuć się lepiej więc płacił regularnie prostututce, żeby do niego przychodziła i generalnie udawała jego pannę. Najbardziej szokujące w tym wszystkim jest chyba to, że oni ani razu nie uprawiali seksu. Panna przychodziła i za zamkniętymi drzwiami jęczała pare godzin, w rzeczywistości malując sobie w tym czasie paznokcie, albo oglądając tv. Zostawianie bielizny i paradowanie po domu prawie na golasa było częścią umowy.
Wyjaśniło się też dlaczego Maciek tak zbiedniał w ostatnim czasie.
Panna zwęszyła dobry interes i kiedy Maciek chciał z nią "zerwać" zagroziła, że wszystko kolegom opowie, narobi mu gnoju w towarzystwie i na uczelni.
Męska impreza zamieniła się w kółko pocieszenia, koledzy solennie obiecali Maćkowi pomóc mu w pozbyciu się dzik*i i potem w przezwyciężeniu nieśmiałości.
Następnego dnia dziewczyna przyszła jak zwykle do Maćka, ale nie zastała go. (specjalnie) Nie wiem dokładnie co chłopcy jej zrobili czy powiedzieli, ale podobno uciekała tak szybko, że malo nóg na klatce nie połamała.
Co do samego Maćka to podobno od paru tyg., przy pomocy kolegów, ciężko pracuje nad zmianą wizerunku, regularnie uczęszczając na siłownię oraz imprezy. :)

mieszkanie studenckie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 319 (357)

#26108

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historie na temat prób porwań, ewentualnie odkupienia zwierząt, opisywane tutaj, traktowałam z przymrużeniem oka. Ludzie przecież się tak nie zachowują - myślałam - ludzie są normalni. Aż do dziś. Mówię Wam - klątwa piekielnych.pl działa.

Wyszłam dziś na spacer z pieskiem znajomej z bloku, Ona robiła coś bardzo ważnego w domu, ja i tak szłam do sklepu - mniejsza z tym. Ni cholery nie wiem jaka to rasa, ale piesek raczej zwraca na siebie uwagę: to jeden z tych maleńkich, superpuchatych, białych stworzonek, które wywołują wręcz niezdrową euforię u dziewczynek z przedszkola. Jak się okazuje u starszych też.

Idziemy, Snołi (Tak, SNOWY, bez komentarza proszę :D) na smyczy; sika, biega, mlaszcze - sielanka. Nagle słyszę, że coś za mną biegnie. Jest coraz bliżej. Potem słyszę piskliwe i bardzo głośne: O JEZUSIE MARYJO!!!
Podbiega babeczka, 50+, mocno zużyty plastik-fantastik. i się drze:
- Jaki piękny! Jaki słodziachny! O Boże, Boże, Boże!
Babeczka za chwilę zaczyna zadawać mnóstwo pytań: a co je, a ile śpi bla, bla, bla. Zimno, chcę iść, no ale cóż, kobieta mocno spragniona wiedzy, chamem nie należy być, więc stoję i odpowiadam, tyle co wiem. Pada pytanie o rasę.
- A nie wiem bo wie pani, właściwie to nie mój pies, ja tylko wyprowadzam.
Kobieta oczy w szparki i zaczyna zadawać "podchwytliwe" pytania. Nagle, jak nie huknie!
- UKRADŁAŚ GO! TY NIC O NIM NIE WIESZ, TO NIE TWÓJ PIESIO, UKRADŁAŚ GO, NA PEWNO! - I tak dalej.

Biorę psa na ręce (jakoś tak odruchowo) i powoli zaczynam się zmywać bo widzę, że z babką coś nie halo. Ta mnie, dawaj za włosy, trzyma i drze się jeszcze głośniej, wzywa ludzi na ratunek, cyrk na kółkach. Wyrywam się i oddalam, ta podbiega i tym razem wyrywa mi z objęć psa, wrzeszcząc, żebym oddawała, ona znajdzie jego właścicieli, itp. idiotyzmy. Zgłupiałam. Co robić? Pies piszczy, bo idiotka go szarpie, ludzie mają nas gdzieś, no przecież nie oddam zwierzaka, bo koleżanka mi nogi z... wiadomo.
W desperacji... ugryzłam ją. Tak, najzwyczajniej w świecie ugryzłam babę w rękę, którą próbowała mi wyrwać psa. Baba w krzyk i nagle, nie wiadomo skąd, obok całej akcji zmaterializowali się dwaj policjanci.

Babsko do nich, że... ukradłam JEJ psa. Szczypię się, bo to przecież musi być sen, to zbyt idiotyczne, żeby było prawdziwe. Czekam co policjanci odpowiedzą. I tu nastaje apogeum mojego szoku.
- Pani Piekielska... dlaczego znowu pani się w jakąś aferę wkręca...?
Ta z mordą; na mnie, że złodziejka, że biedny piesek, na policjanta, że cham i na resztę świata, że niesprawiedliwość, zło i zgnilizna moralna...
- Pani Piekielska, jaki pani pies, przecież ja wiem, że pani dwa koty w domu ma, da pani spokój.
Ucichła. Zmywam się. Ta się drze, że chce złożyć zawiadomienie, bo ja ją ugryzłam i ją bardzo boli (odcisk moich zębów jak w mordę strzelił).
Policjanci generalnie całą sytuację traktują z humorem, wydaje mi się, że babkę dobrze znają. Ten co wcześniej, mówi:
- A skąd mam wiedzieć, że ona panią ugryzła? Może to kto inny. Ja pani nie wierzę, pani Piekielska...
Baba łzy w oczach, pięści zaciśnięte, żenada na maksa. W sumie nie wiem po co tam jeszcze stałam.

I zakończenie.
Policjant ostatecznie potwierdza swoją, piekielną dla baby, odmianę poczucia humoru.
- To co...? (nachyla się nad babą, puszcza oczko z szelmowskim uśmiechem) Zdejmujem odcisk...? Gips jakiś na posterunku na pewno znajdziem....
Babka odchodzi z płaczem, spluwając w moją stronę (nie trafia). Policjanci w szampańskich nastrojach odchodzą, życząc mi miłego dnia. Wracam do domu, z wrażenia zapomniałam co miałam kupić.

między osiedlami

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 615 (651)
zarchiwizowany

#25660

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historyjka będzie o kobiecie świadku Jehowy.
Nie, żebym coś do światków Jehowy miała, ale mnie, a właściwie mojej Matce trafił się wyjątkowo upierdliwy egzemplarz. Babka przychodziła do nas średnio raz w tyg., głuchła na wszelkie sugestie mojej Mamy, że nie, dziękujemy, Mama nie zainteresowana itp. Babka miała to głęboko, nawijała jak karabin przekrzykując nawet wiertatki pracujące w piwnicy. Co jak co, ale zakłócanie spokoju we własnym domu, mojego czy też mojej Matki, wkurzało mnie niesamowicie, więc tylko czekałam kiedy dobry los pozwoli mi kobiecinę spotkać u mych drzwi.
Nastał ten dzień, nieszczęśliwie dla niej bo był to dzień w kótrym dodatkowo dysponowałam mocno wisielczym humorem.
Mama otwiera, po Jej minie od razu skojarzyłam któż to nas nawiedził i jak rakieta wystatowałam do drzwi, w locie podejmując decyzję o, krótko mówiąc... zrobieniu dymu.

[Babka]- Ja pomyślałam, że Pani pewnie jeszcze nie wie....
[Ja] - Aha!!! (wyskakuję zza Matki jak królik z kapelusza)
To PANI!!! TO PANI!!! (postarałam się o minę uciekinierki z oddziału zamkniętego) To Pani mi Matkę na złą drogę sprowadza! To Pani mi tu krzewi pod bokiem te herezje! AAAAAaa... TO PANI!
I tak dalej. Babeczka tylko przez chwilę wyglądała jakby chciała mi odpysknąć. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że chyba na serio ma do czynienia z wariatką i jej twarz z sekundy na sekundę przybierała coraz bardziej przerażoną minę. Mój wywód trwał jeszcze z dobrą minutę, ale takiego finału to nawet ja się nie spodziewałam...
[Ja]- Apeluję do Pani serca! Apelują do Pani duszy! Przejrzyj niewiasto na oczy i wróć na drogę Pana! (na koniec, celując paluchem w babkę) Powiadam ci kobieto, przyjdź tu jeszcze raz, a na policję pójdę, do proboszcza i do prezydenta! To jest chrześcijański dom, nie przychodź tu BO DIABŁEM POSZCZUJĘ!
Babka wydawała się w dostatecznym szoku, chciałam zamknąć drzwi. Wtem po schodach zbiegło tornado. Tornado okazało się trzema sąsiadkami z wyższych pięter, sąsiadkami, które miejscowy kościół, zakrystię i samochód proboszcza znają lepiej niż on sam. Ja babkę pojechałam może i mocno, ale ani razu jej nie obraziłam, nie użyłam ani jednego przekleństywa....
Babinki, każda po 1,5 metra, 45 kg wagi, nie przebierały w słowach. Takiego arsenału inwektyw nie spodziewałabym się nawet po najstarszym szewcu. Kobieta zwiewała, mało laczków na schdach nie pogubiła.
Babinki pomachały jej na koniec, a ja zostałam pouczona, że jakby jeszcze sie tu ta bura s**a z szatanem spółkująca pojawiła to wiem gdzie one mieszkają...
Odeszły, pozostawiając mnie i Mamę w szoku.

Kto był najpiekielniejszy pozostawiam do oceny czytelnikom :)

blok

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (297)
zarchiwizowany

#17756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, której bohaterką jestem ja sama czyli iście piekielny przedszkolak. Hoć historia krótka, będzie długo ponieważ chcę oddać złożony nastrój chwili.

Koleżanka J. będąc dziecięciem z bogatej rodziny zawsze przynosiła do przedszkola jakieś bajery, typu: Barbie syrenka z NOGAMI w ogonie (panie zrozumieją, że była to sprawa zasadnicza jeśli chodzi o syrenki:) Bajery, na widok których reszcie dzieci wychodziły oczy i wydawały z siebie przeciągłe, namiętne "Łaaaaaaaał!"
Pewnego dnia owa koleżanka przyniosła do przedszkola oszałamiającą LINIJKĘ w której wnętrzu była woda i pływały w niej jakieś brokaty, rybki, kamyczki, słowem wszystko co się świeci i mieni. Dzieci oszalały. J. puchła z dumy.
Nie wytrzymałam napięcia i wypaliłam: J. czy mogę sobie narysować kreskę od Twojej linijki, prooooszę!
J. zmarszczyła się chytrze i patrząc na mnie z wrednym uśmiechem, z najwyższym sadyzmem i satysfakcją odrzekła:NIE.
Skamieniałam. "O żesz ty.... głupia krowo!"-obrzuciłam ją w myśli najgorszą obelgą jaka przysżła mi wtedy do głowy. Poprzysięgłam zemstę.
Cały dzień w przedszkolu spędziłam obserwując J. z zaciśniętymi pięściami i szczękami. Byłam żądna krwi! W końcu moja cierpliwość została nagrodzona: J. dosłownie na chwilę zostawiła swoją bezcenną, lanserską linijkę na paprapecie i poszła w inny kąt sali.
Niczym zawodowy szpieg podkradłam się cicho i powoli do linijki i normalnie, nielegalnie buchnęłam ją.
Było mi mało. Chciałam ZEMSTY!
Sprintem pobiegłam do łazienki i tam w szale, za wszystkie moje krzywdy, za pomocą nóżki w czerwonym buciku zabiłam linijkę rozbijając ją w drobny mak na podłodze, po czym z kamienną twarzą wróciłam do sali czekając na epilog.
J. szybko zorientowała się, że linijka zniknęła. Wszczęła alarm, postawiła na nogi wszystkie dzieci, starszaki, 2 nauczycielki i panią kucharkę. Chciała dzwonić na policję.
Wtenczas do akcji wkroczyłam ja, jednoczeście wspinając się na wyżyny podłości i okrucieństwa. Pełna udawanej obojętności, jak gdyby nigdy nic udałam się do łazienki, niby za potrzebą. W łazience, przed lustrem, przybrałam najbardziej przerażoną minę na jaką umiałam się zdobyć i pędem ruszyłam do sali, niczym Anioł Śmierci ogłaszać tragiczną nowinę.
-J. szybko, szyyybko chodź!
J. pełna najgorszych przeczuć rzuciła się w pogoń za mną, do łazienki, a za nią reszta dzieci, naauczycielki i pani kucharka.
-Właśnie to znalazłam, zobacz! KTOŚ JĄ POŁAMAŁ! -zakrzyknełam.
Prawda była okrutna: linijka leżała rozstrzaskana na ziemi w łazience.
J. rzuciała się na ziemię targana najwyższą rozpaczą, a z jej oczu w jednej sekundzie trysnęły słone fontanny. Dzieci wstrzymały oddech, porażone ogromem tragedii. Nauczycielki skamieniały.
Jedynie mała dziewczynka w czerwonych bucikach wolnym krokiem udała się do sali, aby w samotności móc nacieszyć się swoją satysfakcją, pod nosem wciąż, jak melodię z ulubionej bajki, powtarzając: Było mi pożyczyć....
Jeszcze przed zaśnięciem tegoż dnia na jej twarzy błąkał się delikatny, nieśmiały uśmiech pełen sadystycznej radości...
Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia.

THE END

Do dziś zastanawiam się skąd w 5 latce tyle perfidności. :)

przedszkole

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (156)

#17415

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia świeżutka bo ze wczoraj.

Siedzę sobie w kawiarence, książkę czytam, obok mnie przy stoliku kilku chłopaków wiek ok 23-25 lat, siedzą, gadają, piwo piją, ogólnie spoko.
Nagle, jak przysłowiowa burza wpada do knajpy, przy okazji prawie miażdżąc drzwiami kelnera, panienka:drobniutka, szpilki, mini, blond. Włos rozwiany, mord w oczach, pięści zaciśnięte. Jak się miało jendak za chwilę okazać temperamet miała godny piekielnej szatynki.
Chłopak zobaczywszy ją, tylko przez sekudę miał uśmiech na twarzy. Potem przybrał minę kotka do którego biegnie rozwścieczony doberman.
Laska podbiegła do kolesia, chwyciła go za fraki zmusząjąc do wstania i cały czas okładjąc go pięsciami po torsie wrzeszczy:

-Ty parszywy gnoju! Ja ci k***a dam! Że niby tylko do gotowania się nadaję?!Jacek mi powiedział coś o mnie gadał! A kto cię padalcu pociesza jak matka na ciebie wsiada, kto ci kase pożycza! Ty kuta**e złamany, ja dla ciebie wszystko, obiadki, gacie piore, a ty takie rzeczy o mnie mówisz?! Taaaak! Ty śmieciu, koniec z nami!

Tu się panienka lekko zapowietrzyła.

Koleś cały czas nieudolnie próbował się obronić przed jej razami, ale słabo mu wychodziło. Nie dała mu dojść do słowa. I dalej:

- Wszystkie swoje rzeczy znajdziesz na podwórku! Wszystko wyj***łam przez okno! A na spłatę masz tydzień, inaczej koledzy mojego brata się tobą zajmą! Jeszcze mnie popamiętasz skur****nu!

Ci którzy sądzą, że to koniec grubo się mylą. Na koniec zostawiła najlepsze.
Jednym ruchem strąciła WSZYSTKIE browary jakie znajdowały się na stoliku chłopaków i dostojnie skierowała się ku wyjściu.
Przy drzwiach rzuciła teskt, którym ostatecznie załamała chłopaczyne:
-Aha! SWOJEGO X-BOXA TEŻ ZNAJDZIESZ NA PODWÓRKU! Tak, wyj***łam go przez okno, hahaha! Jak się pospieszysz to może COŚ da się jeszcze zrobić, hahaha!

Koleś ukrył twarz w dłoniach i położył głowę na stoliku, koledzy pospadali z krzeseł ze śmiechu, ludzie w konsternacji.
A ja zastanawiam się do teraz: co on takiego o niej powiedział, że tak się wkurzyła...

kawiarnia

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (851)
zarchiwizowany

#17434

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się jeszcze jedna historyjka z rozwrzeszczaną laską w roli głównej.

Stoję sobie w supermarkecie w kolejce, przede mną jakaś parka. Laska ewidentnie przymila się do kolesia, szepcze mu coś czule do uszka, głaszcze po głowie, tuli się. Wszystko z uśmiechem na ustach. Nagle jej rączka niebezpiecznie zjeżdża do rozporka faceta. Bardzo dyskretnie. Reakcją kolesia było jedynie westchnienie i cichutkie, znudzone :Aaaśkaaa, błagam....
Zmiana na twarzy Aśki była natychmiastowa: z zakochanej kobiety zmieniła się w coś na kształt wiewiórki z cieżką wścieklizną. (była ruda)
-Nie! NO KU**A NIE! Mam cię dosyć! Od tygodnia skaczę naokoło ciebie jak idiotka, chodzę na paluszkach, dogadzam jak umiem! Robię wszystko, żeby było ci miło, ale mam juz tego ku**a serdecznie dosyć! To nie moja wina, że cię wylali! (i najlepsze) Dopieszczaj się sam ty.... PEDALE!!!

Wybiegała ze sklepu. Koleś chciał chyba zapałacić za zakupy, ale nie wytrzymał natrętnych spojrzeń i moich pomruków wydawanych przez powstrzymywanie wybuchu śmiechu. Uciekł również.

Swoją drogą uważam, że to niepoważne robić takie sceny publicznie. Z perspektywy widza to śmieszne, ale gdyby na mnie ktoś wydarł się przy ludziach to chciałabym się chyba zapaść pod ziemię.

market z ptaszkiem w logo. :)

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (201)
zarchiwizowany

#12756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jedna z historii o rozbiciu przez dzieciaka zniczy przypomniała mi tę, której świadkiem byłam ja w tamtym roku, podobna w sumie:

Stoję sobie w kolejce przed kramem ze zniczami, obok mnie na oko 35- letna babka, mamusia 5-letniego chłopca, dość znudzonego, bynajmniej niezainteresowanego wybieraniem zniczy. Mały zakręcił się: raz, dwa, trzy - kilka zniczy na ziemi, potłuczonych w drobny mak. Kobita zamarła, zawiesiła złowieszczy wzrok na synu, ten z kolei zamyślił się nad rozwalonymi zniczami, wydając z siebie przeciągłe westchnienie (zupełnie jakby mówił "szlag, znowu" :D)

Babka wzniosła oczy do nieba i lekko znudzonym głosem, zwróciła się do sprzedawcy: To ile za te znicze...?
Facet dokonał szybkiego rachunku w pamięci i obiweścił: 50 zł.
Babka strzeliła wzrokiem, synek zrobił przezornie krok do tyłu, myśle sobie "Aha, będzie jazda." Jakże się myliłam... :)
-Panie! To Pan mi daj 50 zł i bierz tego dzieciaka, jeszcze paczkę chipsów dorzucę, okazja!
Sprzedawca i inni ludzie w śmiech, mamuśka też. Z kolei synek nabrał diabelskiego wyrazu twarzy, poczerwieniał, złapał się pod boki i pełnym oburzenia głosem: CO..?! MNIE CHCESZ OPCHNĄĆ?! ZA 50 ZŁ! NOOO, POCZEKAJ, JESTEŚ U TATY... I U DZIADKA! DOIGRAŁAŚ SIĘ!
Prawie popuściłam ze śmiechu, dzieciak oddalił się wielce obrażony, matka szybko zapłaciła sprzedawcy za szkody i z bananem na twarzy dogoniła synka. Na koniec doszło mnie jeszcze:
-Ja za zbicie zniczy mogę mieć karę, ale ty za to co chciałaś zrobić masz przekichane, mówie ci, tata ci da...

cmentarz

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 287 (309)