Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Limonka

Zamieszcza historie od: 18 lipca 2012 - 15:47
Ostatnio: 13 września 2016 - 13:41
  • Historii na głównej: 8 z 12
  • Punktów za historie: 5741
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 650
 
zarchiwizowany

#75092

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama jest starsza kobieta, ktorej latwo wcisnac kit.. Tyle razy powtarzam - rozmawiasz z jakims operatorem, a nie ma mnie? Podaj moj numer albo sie rozlacz. No, ale jednak.
Dzisiaj dowiedzialam sie, ze dostala telefon (umowe predzej koniec sierpnia) z jakiejś firmy krzak pod nazwa: nasza sa. Twierdzi, ze zarzekala sie, ze nie chce zadnego telefonu ani umowy. Dzisiaj jak dostala ten telefon zadzwonila tam aby zrezygnowac. Dodzwonic sie graniczy z cudem. Minelo 14 dni wiec nie moze juz zrezygnowac, a jak zrezygnuje to grozi jej 500 zl kary pienieznej za zerwanie.
Moze ktos mial podobny problem? czy da sie jakos ominac ta kare? Jak stosownie napisac ta reklamacje?
Z gory dziekuje bardzo - pisane z telefonu na szybko wiec dlatego tak niezbyt poprawnie :)
Prosze o pomoc drodzy Piekielni!
I od razu przestrzegam przed tą firmą. Telefony u nich to zapchane poczta glosowa fejki!

nasza sa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (29)

#70158

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu: ludzie są straszni.
Byłam dziś u fryzjera, siedzę sobie grzecznie w poczekalni i chcąc nie chcąc słyszę dialog:
F - fryzjerka
K - klientka

F: No ludzie są straszni, podli, najgorsze jest to, że najczęściej nic nie możemy zrobić. Co takiemu można? Najlepiej skopać tyłek, ale to niezbyt legalne.
K: Dlatego ja się cieszę, że mamy świnie proszę Pani.
F: Dlaczego? Jak to się ma do podłości ludzi?
K: No jak mnie wku*wi jeden z drugim to idę do tych świń, mogę je sobie skopać nawet! I one nic nie powiedzą, nie zgłoszą tego, nie awanturują się. Jak łopatą przypierniczę to też się nie poskarżą! Świetnie się idzie wyżyć. - Zdania te okraszone w epicki śmiech, bo to przecież bardzo zabawne.

Aż wyjrzałam zajrzeć na minę fryzjerki.. Wskazywała na coś pt. "kobieto , masz szczęście, że już jesteś po strzyżeniu".

Opada dosłownie wszystko.

ludzie

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 382 (446)

#66800

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje w sprzedaży. Opowieści (niestety) stałych klientów.

1. Pan Kowalski bardzo często do nas przychodzi, żeby sobie po prostu porozmawiać. Pożalić się bardziej, bo nie ma komu innemu.
Pan Kowalski to starszy, miły pan. Pieniędzmi nie śmierdzi jak to się mówi. Ma 860 zł renty i... wnuka na utrzymaniu. Tak, bo jego córka stwierdziła, że ma nowe plany i chce zacząć życie od nowa. Wyjechała do Grecji z mężem, zostawiając dziecko dziadkom. Jego żona jeszcze nie ma renty - jest na bardzo małym gospodarstwie, zero przychodu praktycznie, a on dodatkowo choruje na astmę. Walczą o alimenty, ale jakoś bezskutecznie..

2. Przychodzą do mnie Państwo starsi. Od kilku miesięcy ciągnie się jedna i ta sama sprawa. Sąd odsyła do operatora. Operator do sądu.
Przybliżać całości nie będę, opiszę pokrótce.
Małżeństwo ma syna. Synek sobie wyjechał do Anglii żyć swoim życiem. Nikt nie wie gdzie się dokładnie podziewa, zero znaku życia. Wszystko by uszło, prawda? Tyle, że nie zrezygnował z abonamentów i innych rzeczy na siebie, które miał w Polsce, a sporo tego było. Rodzice wcześniej zapisali mu mieszkanie na niego z adnotacją, że mogą tam mieszkać do śmierci (nie wiem jak to brzmi prawnie poprawnie więc przepraszam, mówię kolokwialnie tak jak mi to ci państwo przekazali:) ).
Synek był zameldowany w jakiejś tam małej kawalerce więc i tam listy naglące przychodziły. Zbierało się zbierało.. Aż w końcu kolega tam mieszkający zlitował się i stertę makulatury starszemu państwu zaniósł. Wyobraźcie sobie ojca mającego problemy z sercem jak zobaczył rachunki na 35 tysięcy. Wezwania na rozprawy sądowe i wezwania do zapłaty.

I tak się zaczęło. Od sądu do operatora.. Od operatora do sądu. I wszyscy ręce rozkładają, odsetki rosną, a oni boją się, że jeśli sprawy nie załatwią, to stracą mieszkanie.
Jak to jego własny ojciec do mnie powiedział "Wie pani.. Tak naprawdę to lepiej nie mieć dzieci, chcesz być dobrym rodzicem, a oni cię w ch*ja zrobią". Tyle, żalu jeszcze w życiu od nikogo nie słyszałam.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 469 (509)

#38199

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie dość, że sama temperatura działa mi na nerwy, to jeszcze jakaś kobieta uparła się rozmawiać z moim ojcem. Cóż, problem tylko w tym, że On nie żyje od 7 miesięcy. Zaczęło się tak:

Pierwszy telefon:
Ja: Słucham?
(K)obieta: Robert?
J: A kto mówi?
K: Przepraszam, to chyba pomyłka .
I się rozłączyła, nawet nie dając dojść mi do słowa.

Drugi telefon:
K: Dodzwoniłam się do Roberta Kowalskiego?
J: Rozmawia pani z Jego córką.
K: To rusz tyłek i zawołaj go do telefonu! (władczym tonem który nie znosi sprzeciwu).
J: No będzie to problemem, bo niestety tata nie żyje od 7 miesięcy.
Piiip sygnał...

Trzeci telefon:
K: Nie rób sobie ze mnie jaj gówniaro i dawaj Roberta do telefonu!
J: Nie wiem czy pani mnie dobrze zrozumiała, ale ojciec nie żyje i nie podejdzie do telefonu. Po drugie nie jestem dla pani gówniarą i prosiłabym trochę milej.
Kolejne rozłączenie.

I tak jeszcze sześć kolejnych razy. Zaraz chyba mnie coś trafi, nie dość, że rana jeszcze nie zabliźniona, to jeszcze baba nie umie zrozumieć dwóch prostych słów (aczkolwiek bolesnych dla mnie).

Dom

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (729)

#37932

przez (PW) ·
| Do ulubionych
U wujka miesiąc temu zdiagnozowano raka, złośliwy z przerzutami do tego podeszły wiek. Nic się nie da zrobić. Stan pogarsza się z dnia na dzień. Każdy przygotowany, że lada chwila zejść mu się może z naszego świata. Cóż ciotkę odwiedzam często coby jej pomóc i przy wujku, jak i w obejściu. Dzisiaj również tam byłam (niestety), wujek stan agonalny, karetka wezwana. Ja załamana, roztrzęsiona, a co na to ciotka?
- Ku*wa, a mówiłam, że sufit trzeba skończyć? Dom nie pomalowany! Jak ja gości przyjmę? Wstyd! Mówiłam ch*jowi (mowa o jej synu), że ma to ku*wa skończyć, bo jak staremu się zejdzie, to tylko wstyd i nic więcej!

Cóż, bo najważniejsze jest "co ludzie powiedzą", a nie, że odchodzi bliska osoba! A jak!

Rodzina

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 557 (639)
zarchiwizowany

#38447

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spotkałam się dziś z koleżanką z czasów licealnych. Powspominałyśmy trochę i tak zeszliśmy na temat Romów co to mieszkali na przeciwko naszej szkoły. Przypomniała mi się pewna nie ciekawa historia. Było to pewnego razu kiedy to uczęszczałam na kurs. Kurs ten odbywał się po lekcjach i trwał kilka godzin wiec do domu dane mi było wracać ok. 19:30-20. Czekam więc sobie sama przed szkołą na transport. Zapalić mi się chciało a, że śmietnik po drugiej stronie ulicy to i tam podeszłam (byłam już wtedy pełnoletnia). Palę sobie spokojnie papieroska i widzę, że obserwuje mnie pewna otyła Romka. W końcu gdy jestem gdzieś w połowie kobiecina zdecydowała się podejść i zapytać o fajkę. Miałam całą paczkę i musiała to widzieć więc głupio mi było zaprzeczyć to i poczęstowałam. Stoimy sobie ona też odpaliła i w końcu pyta się czy mi nie powróżyć.. Za darmo powtórzyła kilkanaście razy mimo mojej odmowy. Próbowałam odejść, ale ta mnie za ramie złapała i jak nie ściśnie. W okolicy sami Romowie więc i krzyczeć nie chciałam bo pewnie bym pogorszyła sytuację. W końcu się zgodziłam, ale uprzedzilam, że kasy żadnej nie mam. Wyrecytowała pewnie wyuczoną na pamięć formułkę (patrząc mi przy tym w oczy tak intensywnie, że prawie bym była skora uwierzyć wtedy). Skończywszy mówi, że małe dziecko ma na utrzymaniu i sama jest, a bezrobotna i zwykle to 50 (!) zł bierze za swe wróżenie. Tu zaczęła się Piekielność przez duże P. Tłumaczę babie, że mówiłam iż kasy żadnej nie mam (w plecaku owszem i 100zł w miałam bo gdzieś tam jeszcze się wybierałam). Ta nalega, ja odmawiam. Próbuję odejść, nic no babsko mnie nie puści, pół bloku wyszło Romów popatrzeć na to co się dzieje. Myślę sobie jak nic skończę swój żywot. Wygrzebałam więc z portfela drobniaki jakieś i dałam kobiecinie.. Wtedy zaczęła mi wyrywać portfel i plecak tutaj już kompletnie zbladłam i nie wiedziałam co robić miałam tyle szczęścia, że akurat radiowóz jechał. Drzeć się zaczęłam nie miłosiernie, Romów się nabiegło jeszcze więcej, a radiowóz jak od niechcenia zatrzymuje się. Panowie wyszli, popatrzyli kazali babce mnie puścić i myślicie, że coś zrobili? Niee, gdy ta tylko mnie puściła od razu wsiedli do auta i odjechali z piskiem opon. Ja miałam to szczęście, że szybko biegałam.. Wiałam jak nigdy w życiu jeszcze. Mało piekielnie? Obok mnie i tej baby przeszło ok. 5-6 ludzi zwykłych nie zwracając najmniejszej uwagi na moje prośby. Niby nic wielkiego się nie stało, ale wtedy (i w przyszłości tylko utwierdziwszy) zostały zrujnowane moje poglądy na temat tolerancji i szacunku do mniejszości.

Szkoła

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (181)

#36885

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak dla mnie to ta historia jest bardziej śmieszna niż piekielna. Choć koleżanka innego zdania jest..

Koleżance coś ucho jakby "przytkało". Każdy z nas ma czasem takie wrażenie, tylko u niej jakoś nie chciało to minąć, do tego pojawiły się szumy. Zdecydowała się w końcu, że pójdzie do lekarza rodzinnego. Tam opowiedziała całą sytuację, że może wystarczyłoby tylko przepłukać, ale na wszelki wypadek też by sobie sprawdziła czy wszystko jest w porządku. Lekarz rodzinny twierdził, że nie potrzebne to, ale jak już MUSI, to wypisze to skierowanie do laryngologa. Koleżanka oczywiście odczekać swoje musiała, czyli jakieś 2 tygodnie. Przez ten czas praktycznie już nic nie słyszała na to ucho. Nadszedł ten jakże wspaniały dzień. Kolejka szybko minęła, koleżanka wchodzi do gabinetu i opowiada co to Jej się przytrafiło.

Lekarka: Skończyła mówić? To jak to z tymi szumami jest? Duże?
Koleżanka: No takie dosyć uprzykrzające normalne funkcjonowanie.

Lekarka zaczęła coś wypisywać. Ani razu nie wykonała żadnego badania. Koleżanka dostała świstek i została niemal wywalona z gabinetu. Zaskoczona tym patrzy na papier, a tam nic innego jak skierowanie do PSYCHIATRY. Mało się w pierwszym momencie nie rozpłakała, ale później obie pokładałyśmy się ze śmiechu. Cóż, skarga poszła, a koleżanka znalazła innego laryngologa, na szczęście nie okazało się to niczym poważnym.

Służba zdrowia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (628)

#36665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hoduję ptaszniki.
Różne od tych dla początkujących po tzw. "jadusy" dosyć niebezpieczne dla człowieka, a tym bardziej dla dzieci. Do niedawna o mojej pasji wiedziało osób niewiele czyt. najbliżsi. Gdzieś tam wieść oczywiście się rozniosła po sąsiadach co to ja za "badziejstwo" w chałupie trzymam.

Akurat dziś jedna z sąsiadek przeprosiła się z tym "badziejstwem" i wparowuje mi do domu (drzwi przeważnie otwarte na oścież) bez dzień dobry z dziećmi z Niemiec. Oj to tak odległa kraina, takich nowości nigdy dzieci nie widziały - skwitowała, po czym bez ceremonialnie kazała pokazać pająki. Nie docierały stwierdzenia, że to nie dla dzieci i nie na pokaz, bo to nie zoo. Zgodziłam się pokazać maluchy - podrostki które nie mogą zrobić krzywdy, nie przebiją nawet kłami skóry. Sąsiadce oczywiście było mało i miałam pokazać CAŁĄ hodowlę, czyli cały pokój zapełniony terrariami. Nie podobało mi się to ani odrobinę i odmówiłam wypraszając sąsiadeczkę z domu (bardzo uprzejmie choć ta obraziła się oczywiście).

Tu by historia miała koniec, ale nie.. Wróciła moja rodzicielka ze sklepu. Aczkolwiek zastanawiam się czy moja matka nie nadaję się do psychiatry (odrębny temat wolę go nie poruszać). Co zrobiła moja kochana matula? Przeprosiła sąsiadkę, wzięła dzieci za rączkę i sruu do pokoju z ptasznikami. Nawet tego nie zauważyłam, bo byłam w kuchni, a pokój jest zaraz przy wejściu od drzwi w lewo. Nagle słyszę głośny trzask dochodzący z tego pomieszczenia i piski.

Najadłam się strachu jak nigdy w życiu. Terraria mam zamykane na zamki grzebieniowe, coby ich nie powołane swędzące ręce nie otwierały, ale oczywiście dzieci zrzuciły jedno z mniejszych. Skutek? Rozbite terrarium, zapłodniona samica Haploplelmy lividum na wolności (tu odnośnik można sobie zobaczyc jakie to jadowite: http://www.terrarium.com.pl/zobacz/haplopelma-lividum-195.html). Dzieci na szczęście głupie nie były i się ewakuowały jak najszybciej. Ja ganiałam ptasznika przez 1,5h po całym pokoju, a łatwo złapać go nie było bo cholera szybka jest. Od sąsiadki usłyszałam tylko, że jestem popie*dolona, a matka tylko rozłożyła ręce i znów gdzieś poszła w siną dal.

Zrobiłam klasyczny facepalm po tym wszystkim. Nie chodzi mi już nawet o to, że straciłam terrarium bo to rzecz nabyta, ale jak by ptasznik ukąsił któreś z dzieci? Kto poniósł by za to odpowiedzialność? Oczywiście ja jako nieodpowiedzialny hodowca, a media zapewne znów by miały ubaw nagłaśniając jakie to straszne potwory są z tych ptaszników. Od dziś pokoju już nie zapomnę nigdy więcej zamknąć na klucz (przeważnie go zamykałam, chociaż nigdy takiej sytuacji nie miałam i zapominało mi się często). Cieszę się tylko, że ominęły Poecilotherię, bo wtedy by było chyba jeszcze gorzej...

Własny dom..

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 445 (565)

#36405

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Normalnie samej mi się serce kraje i ryczeć się chce jak pomyślę o ludzkiej bezmyślności oraz tępocie. Miałam przed chwilą odwiedziny swojej dalszej sąsiadki. Jak Ona do mnie przyszła nie mam pojęcia. Ledwo się porusza o lasce, a do przejścia miała cztery domy dalej. Kobieta ma już grubo po 80, więc wiek bardzo ładny, tylko pogratulować, za to rodziny już nie bardzo. Babcia mieszka sama jak palec, a odwiedza ją nie kto inny jak jej wnuczuś. Wnuczuś ma już ponad 20 parę latek, a nadal nie pracuje. Nieciekawy typ koksa, co się ponoć w narkotykach babrze.

Kończę sprzątać dom i nagle dzwonek do drzwi. Już się bałam, że jakaś plota przyleciała opowiedzieć cóż to pięknego dzieje się na wsi, ale nie, oto ukazuje się moim oczom rzeczona staruszka cała zapłakana i roztrzęsiona. Zapraszam od razu ją do środka i pytam co to się stało. Wywiązała się o to taka rozmowa: (b)abcia i (j)a
B: Wiesz Limonko bo ja bym do ciebie prośbę miała. Jak będę mieć to ci oddam, naprawdę. Oddam. (i tak w kółko o tym oddaniu)
J: Ale co się stało? Bo nie bardzo wiem o co chodzi. Niech Pani mówi to pomogę.
B: No bo wiesz wnuczek wczoraj u mnie był.. Potrzebował pieniążków to mu dałam odrobinę miał mi zrobić również zakupy, ale chyba coś się stało bo nie przyjeżdża.

Tu zaświeciła mi się czerwona lampka. Od wczoraj? Widziałam go rano czyli wychodzi na to, że staruszka od wczoraj nie miała zrobionych zakupów.

J: No, ale jak to tak? Od wczoraj nie ma Pani nic do zjedzenia? Dobrze zrozumiałam?
B: Nie ma tak źle mi tam dużo nie trzeba, ale jakbyś miała serek topiony śmietankowy i kromkę chleba, albo dwie. Ja Ci później oddam, naprawdę.
Tu normalnie mi łzy w oczach stanęły. Słyszałam od swojej babci jak tego wnuczusia Ona wychowywała, bo matka go miała w d*pie, a ten teraz Ją tak zostawia i do tego bezczelnie oszukuje oraz okrada?

J: Niech pani chwileczkę zaczeka.

Wzięłam portfel i poleciałam szybko do sklepu. Zrobiłam odpowiednie zakupy.

Babcia zjadła jeszcze u mnie obiad i dopiero wybrała się do domu. Okazało się, że wnuczuś zabrał jej około 2000zł.

Byłam dziś ponownie u niej.
Porozmawiałyśmy trochę wytłumaczyłam jej, że lepiej by było gdyby znalazła się w domu seniora. Jednak co się okazało? Pan koksik nawciskał babci, że to samo zło i będą ją tam zamykać oraz głodzić... Ręce mi opadły, ale po godzinie tłumaczenia zgodziła się. Koniec? Nie. Wychodzę sobie zadowolona z jej domu z zamiarem znalezienia coś blisko nas, abym rzeczywiście mogła czasem panią seniorkę odwiedzić i kto mi zastawia drogę w furtce? Nie kto inny jak pan koksik. Gówniarz zaczyna warczeć i wypuścić nie chce.

Szczerze mówiąc na początku mnie zamurowało. Chłop jak dąb ze 2 metry ma i zastawia mi jedyne wyjście. Poczułam się jak jakieś zwierzę w klatce. Dopiero po kilku minutach udało mi się odzyskać mowę.
J: Odsunie się pan? A tak w ogóle to gdzie pan się podziewał miał pan zrobić zakupy babci, a ona głodna chodziła.
K: A może się odsunę, a może nie? Co się spieszy do domku taaa? - I cedzi przez zęby, a mnie co raz bardziej ciśnienie skacze.
J: Tak śpieszę się narzeczony na mnie czeka (tu skłamałam bo luby w pracy dopiero za nie długo ma wrócić, ale myślałam, że chociaż trochę ukorzy to tego chłopca)
K: Aa to d*py dać trzeba nie? Ee to idź, idź - i odsuwa się.
Próbowałam się obok niego przecisnąć, a ten nagle jak mnie nie chwyci za ramię, nachyla się i wrzeszczy mi do ucha:
- Jak cię tu jeszcze raz ku*wo mała zobaczę, to oskarżę o kradzież. Babci zginęło 2 tysiące prawda? Starucha zapomina się... Kto jej uwierzy, że ja to wziąłem? Uważaj co robisz. - I puścił.

Prawie biegłam do domu cała roztrzęsiona. Patrzyłam na ramię nieźle mnie ścisnął, ale chyba zna się na tych sprawach kryminalista jeden, bo nawet najmniejszego śladu nie ma, żeby na obdukcję iść. Cóż, teraz to mam nie złego stracha, bo co jeśli ten gówniarz ma rację i może oskarżyć mnie o kradzież?

wieś

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 868 (946)

#36237

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj z Lubym mieliśmy piękną noc. Słowem wstępu On wstaje na 5 do pracy, a ja w zasadzie nigdy już zasnąć nie umiem ponownie.

Położyliśmy się spać więc ok. 23, wykończeni to i zasnęliśmy bardzo szybko. Godzina 00:30 nasz kochany sąsiad zaczyna sobie walić młotem w przyczepę. Krew mnie zalewa, bo nie cierpię jak mnie ktoś budzi. Dobra, rozumiem żniwa, może zaraz przestanie? Pozamykałam okna, żeby chociaż trochę zagłuszyć ten huk. Nagle słyszę jak podjeżdża kombajnem kuzyn sąsiada. Pewnie stara maszyna znowu się zepsuła, cóż po co rano naprawiać, lepiej teraz, już, natychmiast. I tak o to tłukli się do godziny 4 nad ranem.

Budzę się o tej 5, luby do pracy, a ja? Okazałam się być bardzo piekielna, cóż kobitka zaradna odrobinę jestem to i sobie wiertarkę wzięłam i postanowiłam bramę naprawić. Kij, że nie przytomna, ale efekt jaki piękny? Sąsiad otwiera zaspany okno i drze się, że cisza nocna, spać nie daję i później mogę to zrobić. Odpowiedziałam mu tylko, że jak on może kombajn do 4 naprawiać to i ja o 5 mogę sobie bramę po dokręcać.

Ot "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie".

Gospodarze

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 909 (1015)