Profil użytkownika
MrHyde
Zamieszcza historie od: | 13 listopada 2013 - 15:58 |
Ostatnio: | 22 sierpnia 2014 - 20:44 |
- Historii na głównej: 6 z 7
- Punktów za historie: 3900
- Komentarzy: 58
- Punktów za komentarze: 335
Zamieszcza historie od: | 13 listopada 2013 - 15:58 |
Ostatnio: | 22 sierpnia 2014 - 20:44 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@gorzkimem: Nie, kuwa, na tylny błotnik zainstaluję...
@osvinoswald: Pewnie taka z innej beczki.
@Karl: Popieram w całej rozciągłości. A to, że dzwon bije o 5:59 to już wyższa szkoła wchu ja robienia czytelników.
@Irasiad: Taaaak. Ciekawe jak?
@cher: Nie w d***, tylko w torpedzie ;-)
@orzechywloskie: Ano, cóż zrobić :-)
@chiacchierona: No niekoniecznie. Co nie zmienia faktu, że facet chce sobie ułożyć swoje własne życie, a córka mąci, bo pieniądze pachną. Ja to tak odbieram.
Nigdy nie poznamy wersji innych osób w tym zagmatwanym temacie. Jedyne, co mi się nasuwa na myśl, to: Daj żyć innym i nie mąć.
Dziękuję :-) Jutro postaram się wyciągnąć od mojego wspólnika jeszcze lepsze rodzynki. On głównie zajmuje się serwisem, a ja sprzedażą.
@Cytokina: Przynajmniej pozbędziemy się tych, którzy okupują przychodnie i nie rokują na rozmnożenie ;-)
@madic91: Ależ to żadna zbrodnia. Po prostu pisz, co masz napisać i nie sil się na coś, czego nie potrafisz. Uwierz, że na tym portalu są ludzie, którzy bez większego wysiłku potrafią operować porównaniami i słowami, i nawet to im nieźle wychodzi. Niestety Tobie jeszcze daleko do "żąglowania" słowami. Sienkiewicz to Pan nie jesteś.
@lasooch: TAK. Razu pewnego chleba razowego, stałam, jak ta głupia, przed tablicą informacyjną w pewnej klatce schodowej, z nadzieją, że klatka jest pewna w sensie, że nie zwali mi się na łeb i zaczepił mnie facet, który trzymał pudełko z długopisami. Powiedziałam, zanim pomyślałam: - Na chu** Panu te długopisy? - No w sumie to nie wiem, wezmę się chyba za robotę. I rzucił te długopisy na klatkę i poszedł. A dzieci z bloku do tej pory piszą tymi długopisami...
@blaszka: Blaszka, a Ty mieszkasz w największym mieście wojewódzkim na Mazowszu, które uzyskało statut stolicy Państwa polskiego w XVI wieku, która to stolica była bombardowana podczas II wojny światowej przez niemieckie wojska i podniosła się z gruzów? Kurna! Nie można napisać, że chodzi o Klinikę w Poznaniu? To mi nie pasuje, że facet stara się być mądrzejszy niż jest w rzeczywistości, pisząc takie górnolotne teksty. Kapiszi?
Panie Kochany! Nie wiesz Pan co to AKAPIT??? Jeżeli jesteś Pan agentem ubezpieczeniowym, to taki słowotok, jaki Pan uskuteczniasz w tej wypowiedzi, na pewno nie pomoże w zdobyciu klienta. Nim Pan skończysz gadać, to klient zdąży się rozłączyć i zadzwonić do żony, zapytać, co na obiad.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2014 o 19:44
@ihoujin: On stojał na tej klatce w pewnym budynku, w sensie, że się ten budynek nie zawali, czy jak? >>>zaczepił mnie facet w wieku około 35-40 lat, KTÓRY trzymając w ręce pudełko z długopisami. Musi być słowo KTÓRY, bo potem facet powiedział: F: Wspomoże Pani mnie?
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2014 o 19:35
Ty się nie wymądrzaj, bo może okazać się, że ten z długopisami jest bardziej wykształcony od Ciebie, kolego. Pierwsze zdanie: >>>Razu pewnego stojąc przed tablicą informacyjną na klatce schodowej w pewnym budynku, zaczepił mnie facet tak 35-40 lat, w ręce trzymając pudełko z długopisami>>> PO POLSKU POWINNO TO WYGLĄDAĆ TAK: >>>Pewnego razu, stojąc przed tablicą informacyjną na klatce schodowej, w pewnym budynku, zaczepił mnie facet tak 35-40 lat, który trzymając pudełko z długopisami w ręce, itd.>>> Ja bym Pana nie zatrudnił do składania długopisów, bo jesteś Pan głąb.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2014 o 19:08
>>>w Szpitalu Klinicznym w mieście wojewódzkim, którego mieszkańcy na ziemniaka wołają 'pyrka'<<< Boszsz..., co za grafomania, normalnie rynce opadają... Skąd się tacy biorą, co za grosz talentu nie mają i tak na siłę, i na siłę piszą, po to, byle udać inteligentniejszego, niż jest się w rzeczywistości. Bo inteligentnie pisać, to trza umić! A tak, to wychodzą tego typu paszkwile... bleeeeeeee
tęże Swego czasu będąc w owej rzeczonego A i© pan w pisduu, bo tego czyta© sié nie da...
Akapit!
Poczekaj na technika. UPC ma szerokopasmowe łącza, więc nie powinno być problemu w weekendy, ani w inne dni. Być może ktoś podłączył się na lewo do twojego kabla (albo WI-FI), stąd te zamulania.
Może mieszkać na SKRAJU dwóch województw.
R: Dzień dobry, potrzebuję żarówki. W: A jakiej dokładnie? R: Takiej do światła. - Ale do światła w dzień, czy na noc? - Nooo... na noc, ale w dzień też... trochę - Z dużym, czy z małym gwintem? - Eeee no, panie... z normalnym. Z takim jak somsiad ma.. no.. - A jakiej mocy? - Yyy no takom najmocnieszą, żeby dużo światła daw... - 100 Wat? - No tak, Panie, setkę! heheh, znaczy sto vat! - Ale 100W nie sprzedajemy. Zakaz z Unii Europejskiej. - Aaale jak to? - No nie sprzedajemy! Nie możemy! - Aha, a to jakie żarówke moge kupić? - No normalną, taką do światła. - Panie, ja to pierdzielę Pana i te żarówki, idę się napić...
Dobra Restauracja ma dobre kelnerki i kelnerów, którzy na rękę dostają 3000 złotych, a z napiwków mają dużo więcej, niż wypłata.
Było to, jak dobrze pamiętam wszystko. Byłam umówiona z promotorem na godzinę 9. Udało mi się dojechać, promotor podpisał moją pracę, wyznaczył datę obrony na za dwa tygodnie i resztę już miałam zorganizować sobie sama. Pierwszy krok - szczęśliwie kasa w której miałam uiścić opłatę za obronę była czynna od godz. 10. Poczekałam więc 45 minut i udało mi się za pierwszym podejściem. Pora na dziekanat. Planowe otwarcie dziekanatu - godzina bodajże 11:30. Nic to, czekam na otwarcie oczywiście już jako 15 osoba w kolejce. Godzina 11:45 - pojawia się informacja że dziekanat zostanie otwarty godzinę później z powodu trwającego jeszcze pogrzebu jednej z pracownic uczelni. Nie ma się co wkurzać, nikt tutaj nie zawinił. Po godzinie pojawiła się upragniona Pani z dziekanatu, kolejną godzinę przyjmowała delikwentów znajdujących się przede mną, w końcu przyszła kolej i na mnie. Przedkładam Pani wszystkie dokumenty, szczęśliwa że po kilku godzinach czekania będę mogła wrócić do domu. Nagle pani Halinka pyta gdzie mam jakiś dokument, o którym nigdy nie słyszałam (było to zezwolenie lub nie na śledzenie mojej dalszej kariery przez uczelnię). Mówię że nic mi o nim nie wiadomo, że nie ma o nim informacji przed drzwiami dziekanatu, na co słyszę oczywiście, że jest, że mam wyjść, że przyjść z dokumentem. Wkurzyłam się bardzo, bo po pierwsze swoje w kolejce odczekałam, dwa razy sprawdzałam co należy donieść przed obroną. Pytam tylko czy to jedyny brakujący element, na co uzyskałam odpowiedź twierdzącą. Wychodzę, sprawdzam na tablicy – no nie ma informacji o takowym dokumencie. A nie, jest! Przy samych drzwiach wisi kartka z napisami wielkimi jak byk co należy przynieść do dziekanatu aby potwierdzić termin obrony – zdjęcia, indeks, 3 egzemplarze pracy, dowód wpłaty. A obok, na tablicy na której znajduje się kilkanaście kartek wielkości A4 na jednej a nich, niepodkreślona, w żaden sposób niewyróżniona, informacja o tym, że dodatkowo należy donieść ten dokument. No cholera, nie można tego dopisać do tej widocznej dla wszystkich listy? Dodatkowo załamał mnie fakt, że ten dokument musiał być automatycznie wygenerowany przez wspaniały system USOS, czyli internetowy wówczas niewypał (nie wiem jak jest obecnie). Do zamknięcia dziekanatu zostało półtorej godziny, udaję się więc do punktu ksero, gdzie mam możliwość wygenerowania tego dokumentu w systemie. Dopiero po jakichś 10 minut pojawił się ktoś kto był w stanie pomóc mi tego dokonać, wspominając że sam tego próbował cały dzień. Udało się, mam więc do wydrukowania 1 stronę. Kolejka na jakieś 15/20 osób- wiadomo koniec roku, wszyscy drukują stustronicowe prace albo kserują setki stron wykładów od tych, którym chciało się chodzić na zajęcia. Kolejka posuwała się w takim tempie, że po 15 minutach nie przesunęła się w ogóle. Do zamknięcia dziekanatu godzina. Rozpoczęłam więc wycieczkę po każdej osobie w kolejce poczynając od początku, błagając żeby ktoś mnie przepuścił – wszak mam tylko jedną stronę, a w tym tempie nie zdążę do dziekanatu. „Nie mogę cię przepuścić”, „Ale ja mam tylko sto stron”, „Jakbym wszystkich tak przepuszczał…” i tak do miejsca w którym początkowo stałam. Kiedy w końcu udało mi się wydrukować ten jakże potrzebny dokument, w liczbie jednej strony, zajmując niecałą minutę czasu, udałam się powrotem do dziekanatu. Zdążyłam tylko dlatego, że być może z powodu opóźnienia był dłużej otwarty. Wchodzę, przedkładam pani Halince wszystkie dokumenty, na koniec dodaję ów wygenerowany dokument. Pani Halinka sprawdza, wszystko w porządku. Ja już się nawet nie cieszę, jestem tak wściekła na cały dzień, że chcę tylko coś zjeść i wrócić do domu. Nagle zadowolona pani Halinka rzuca mi wszystkimi dokumentami (dosłownie rzuca) na ladę informując, że nie mam wpisu. Ja oczy jak spodki – jak to? Sprawdzam indeks, no są wszystkie wpisy, dodatkowo ostatni sprzed dwóch tygodni, sprawdzałam kilka razy. ItakdaleitympodobniebojaniewiemcotoAKAPIT.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 stycznia 2014 o 19:24
Ja się domyśliłem po drugiej odpowiedzi. Historia zacna, ale trzeba było wtrącić, że w symulacji TIRów są mosty o dopuszczalnej wysokości 3,5m. Wtedy byłoby śmieszniej.