Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nikusia1

Zamieszcza historie od: 31 grudnia 2012 - 1:52
Ostatnio: 14 kwietnia 2021 - 12:01
Gadu-gadu: 12092265
  • Historii na głównej: 30 z 36
  • Punktów za historie: 6349
  • Komentarzy: 142
  • Punktów za komentarze: 480
 

#78122

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ach, kierowcy...

Jechałam wczoraj na popołudniową maturę. Większość drogi do szkoły to prosta, szeroka jezdnia w terenie niezabudowanym - nic tylko mknąć. Co jakiś czas do tej drogi głównej dochodzą jakieś poboczne małe dróżki z wiosek, które się omija. Plucha, była, deszcz padał. Jechałam szybko, ale ostrożnie, na liczniku około 70-80 km/h.

Przed sobą po lewej zauważyłam wspomnianą wiejską dróżkę podporządkowaną, a na niej samochód jadący w stronę drogi głównej, jechał powoli, zwalniał przed skrzyżowaniem tych dróg, nic nie zapowiadało, iż mógłby zrobić coś zaskakującego, więc jechałam sobie spokojnie nie zmieniając prędkości. Zrównałam już się niemal z panem kierowcą oświeconym, gdy ten w przypływie natchnienia muzą kretynizmu ruszył. Szybko ruszył i wjechał mi prosto pod koła. Tak, z bocznej drogi, prosto pod koła rozpędzonego samochodu, po tym, jak się zatrzymał i (chyba) rozejrzał. Nie, nie było opcji, by mnie nie widział - żadnych drzew, krzaków ani innych uczestników ruchu.

Hamulec w podłogę, rzuciło mną na kierownicę i zatrzymałam się. Tak blisko, iż zderzakiem niemal dotykałam jego samochodu, który stał pod kątem, bo przede mnie już się nawet nie zmieścił. W tym momencie wirtuoz kierownicy chyba zreflektował się, że popełnił błąd i nim do mnie dotarło, co się dzieje (a uwierzcie, że mnie jako kierowcę z niespełna półrocznym stażem zszokowało to dość mocno), lekko cofnął i wyruszył jak z procy. Nigdy nie widziałam tak szybko odjeżdżającego samochodu.

Naprawdę rozumiem wiele, że można się zagapić, nie zauważyć, ale co myśli człowiek, który zatrzymuje się, by wjechać wprost pod szybko jadący samochód, gdy ten będzie już blisko?
Cóż, przynajmniej adrenalina dała energię na napisanie egzaminu. :P

Kierowcy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (125)
zarchiwizowany

#77599

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wakacje, lato, ciepły i miły dzień, późne popołudnie. Czekałam na autobus ciesząc sie piękną pogodą i obserwując okolicę. Przede mną była droga - ot taka zwykła, trochę ruchliwa, bo łącząca dwa dość ważne w okolicy miasteczka. Po drugiej stronie, dokładnie na przeciwko mnie przystanek "w drugą stronę". To właśnie na ten nieszczęsny przeciwny przystanek przyszedł równie nieszczęsny młody chłopak. Jako że był jedyną osobą na horyzoncie, patrzyłam sobie spokojnie na jego poczynania, bez większego przejęcia jego losami, aż nagle chłopak usiadł i... Bezceremonialnie zaczął przebierać spodnie. Tak, ot tak ściągnął jedne, wyjął drugie i po chwili je założył. Nigdy się za pruderyjną osobą nie uważałam, ale nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Odwróciłam tylko wzrok w inną stronę i zaczęłam wmawiać sobie, że to się nie zdarzyło.

Ktos mi może wyjaśnić - dlaczego?

Dziwni ludzie

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (18)

#77431

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uprzejmość boli. Odnoszę wrażenie, iż bycie uprzejmym sprawia niektórym ludziom wręcz fizyczne cierpienie, dlatego unikają bycia miłym jak ognia.

Czekałam na autobus w miejscowości X. Cierpliwie czekałam, mając na uwadze, iż zapewne 10 minut to się spóźni jak zawsze. W międzyczasie podjechał inny busik, ani tabliczki ani żadnego innego znaku dokąd zmierza ten wehikuł. Ludzie się wtłaczali. Jakaś miła i bardzo kulturalna pani zapytała mnie, czy nie wiem, dokąd ten bus zmierza. Odpowiedziałam, że niestety nie, zatem pani zwróciła się z tym samym pytaniem do kilku innych pasażerów przeciskających się do busa. Nie wiem, czy państwa przerażała odpowiedź, dokąd jadą, czy to było zbyt wiele, ale jedyne, co kobieta usłyszała w odpowiedzi, to niemiłe burknięcia, z których nic nie wynikało. Mogła też zaobserwować wiele unoszonych w górę ramion i złych spojrzeń. Zagubiona rozejrzała się po przystanku.

Uzmysłowiłam sobie, że chyba nikt tej kobiecinie nie pomoże, więc zapytałam, dokąd chce jechać. Do Y. Super, jadę tym samym busem, to nie ten, pani poczeka, już nadjeżdża. Kobieta popatrzała na mnie z wielką dozą wdzięczności i poszła za mną do odpowiedniego autobusu. Wsiadła, zapytała nieśmiało kierowcę, ile kosztuje bilet. Spojrzał na nią, wywrócił oczami i z irytacją rzucił "5 zł". Pani jeszcze mniej śmiało zadała kolejne pytanie o to, czy pan nie byłby tak uprzejmy i nie powiedział jej, jak będą dojeżdżać do punktu Z. Pan nie byłby na tyle uprzejmy, co dał do zrozumienia złośliwą uwagą: "przystanek pani chyba zobaczy", a na kolejną uprzejmą prośbę i tłumaczenie, że nie zna, że nie wie, odbąknął coś pod nosem, co miało chyba znaczyć, by dała mu spokój. Pani usiadła zrezygnowana.

Wiem, że nie jest to jakieś bardzo straszne i piekielne, ale czy naprawdę zwykła i kulturalna odpowiedź jest tak trudna? Musimy zachowywać się, jakby nas stado os pogryzło? Nasuwa mi się tylko "Kochani ludożercy Nie zjadajmy się". Nie zjadajmy, bo aż przykro patrzeć, naprawdę.

Ludzie uprzejmość kultura osobista

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 286 (298)

#76700

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piszę hobbystycznie różne rzeczy, zdarza mi się te twory wysyłać na konkursy literackie, gdzie często spotykam się z uznaniem, a to się wiąże z przyznaniem nagrody. Nagrodę trzeba jednak odebrać i tu zaczynają się, potocznie mówiąc, jaja. O kwiatkach spowodowanych kompletnym brakiem organizacji, mogłabym mówić godzinami, ale teraz będzie tylko o jednej sytuacji.

Był sobie konkurs ogólnopolski dla młodzieży, organizowany przez jakieś ważne instytucje historyczne, pod patronatem TVP. Moja twórczość przypadła komisji do gustu, więc zostałam zaproszona na rozdanie nagród do Warszawy. Nie za bardzo miałam ochotę fatygować się przez pół Polski, by uścisnąć rękę kilku Bardzo Ważnym Ludziom oraz dostać dyplom i pewnie niezbyt oszałamiającą nagrodę, dlatego moja nauczycielka zadzwoniła do organizatorów. Dwa pierwsze telefony zostały odebrane przez panie, które nie czuły się kompetentne, aby zdecydować, czy dyplom można pocztą nadać. Przy kolejnej próbie udało się - jakaś starsza i miła pani poprosiła o adres i obiecała wysłanie.

Minął miesiąc. Nic. Minął drugi. Nic. Kolejne telefony do ludzi, którzy nic nie wiedzą, by trafić na kogoś poinformowanego. Oni wyślą. No dobra. Nic. Minął kolejny miesiąc i tak - nadal nic. Mnie tam na tym nie zależy na tym jakoś bardzo, ale wydaje mi się, że gdy jakaś instytucja bierze się za organizowanie konkursu, warto byłoby zadbać o tak nieistotną sprawę, jak nagrodzenie laureatów.

organizacja konkursy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (185)
zarchiwizowany

#76240

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie zdaję semestru w szkole. Otóż ja, uczennica zawsze najlepsza w klasie z tysiącem nagród, wychwalana przez całą kadrę, w tym semestrze śmiałam zachorować. I to tak porządnie zachorować, że trzy tygodnie nie byłam w stanie wyjść z łóżka i zwijałam się z bólu, donosząc do szkoły tylko kolejne zwolnienia od lekarza (podkreślam - od lekarza, bo to ważne). Na nic jednak zwolnienia mi się zdały, na nic zdały się rozmowy z wychowawcą, co do mojej sytuacji z ocenami, właściwie to wyszło, jakbym celowo zachorowała i była nieobecna. Otrzymałam dziś informację o zagrożeniu z języka angielskiego, bo za wszystkie sprawdziany, kartkówki i próbne matury (a było tego trochę), których nie pisałam, nauczycielka wystawiła mi jedynki. Powiecie, że to nie koniec świata, że nie zawsze można być najlepszym. Zgoda, w tym semestrze nawet dwa by mi wystarczyło. Jednak według tej cudownej instytucji zwanej dalej szkołą, powinnam nagle cudownie wyzdrowieć i zaliczyć w dwa tygodnie z samego angielskiego trzy arkusze maturalne, dwa sprawdziany i pięć kartkówek, bo w przeciwnym wypadku będę zobowiązana pisać egzamin z całego semestru (na co w klasie maturalnej przygotowując się do matury z dość trudnych, ścisłych przedmiotów nie bardzo mam czas).
Według lekarza pod żadnym pozorem nie powinnam teraz wychodzić. W poniedziałek jednak planuję wyjść, by porozmawiać z dyrekcją o przyjaznej polityce szkoły wobec ucznia i to ucznia, który regularnie tę szkołę w czymś reprezentuje. Nawet człowiek w spokoju chorować nie może.

Szkoła

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (161)

#76135

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie to kolejna historia szkolna, absurdalna, zabawna i niemalże zupełnie niepiekielna, jednak opisywane tu zdarzenia są moim zdaniem tak niedorzeczne, iż warte opowiedzenia.

Otóż zmieniła nam się dyrekcja, nowy dyrektor jest nieco... Kompetentny inaczej (pisałam już o nauczycielce chemii, która ma mniejszą wiedzę niż uczniowie), jednak bardzo chce zmieniać szkołę na lepsze. W przypływie swej wspaniałomyślności zdecydował się zamknąć całą szkołę na klucz i nie wypuszczać nikogo niezależnie od motywu czy wieku. Absurdem wydało nam się, że ludzie w przedziale wiekowym 16-20 muszą prosić panie woźne, by otworzyły im drzwi i udowadniać, że skończyli już lekcje (bo panie przed 13:20 nie chciały wypuszczać). Hitem jednak jest to, że uczniowie to się łatwo nie poddają.

Zaczęły się... konspiracyjne wypady po bułki do sklepu obok. Tak, po bułki, tak, konspiracyjne. Wygląda to mniej więcej tak, że koło okna (okna mają mniej więcej wysokość 60 cm, warto dodać) gromadzi się około dziesięciu chłopa. Robią tłok, dwóch z nich wyskakuje przez wspomniane już okno i biegną do sklepu. Kupują prowiant dla całej grupy, a kilku ludzi stojących na czatach wpuszcza ich, kiedy nie ma nauczyciela w pobliżu. Ach, kto by pomyślał, że kupienie drożdżówki może dostarczać tylu emocji. :D

Szkoła

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 263 (309)

#75528

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie historyjka szkolna. Mało piekielna, bo nikt się nie pobił, nikt nikogo nie zabił, ale nieco odbiera wiary w uzyskanie jakiejkolwiek pomocy w razie potrzeby.

Kolega A. szedł raz korytarzem, w pewnym pośpiechu, bo do dzwonka czasu nie zostało wiele. Z naprzeciwka nadchodził On. On rozpychał się ramionami i każdy musiał zejść Mu z drogi, bo inaczej wręcz warczał na ludzi samemu idąc środkiem. A. się nie odsunął, a raczej nie zszedł maksymalnie pod ścianę - przesunął sie w bok, oczekując, iż osoba z naprzeciwka zrobi to również w drugą stronę.

Cóż, nie spodobało się to Jemu. Zaczął krzyczeć na (wyższego od siebie, swoją drogą) kolegę. Oczywiście bardzo wulgarnie, zwyzywał go w trzy pokolenia wstecz. Określił wieloma ładnymi epitetami, których głównym celem było ukazanie małości i słabości A., a których nie będę przytaczać ze względu na dobre maniery. Ostatecznym przesłaniem było, że A. jest ciotą i prostytutką, tak jak wszystkie kobiety w jego rodzinie i tym podobne mało oryginalne obelgi.

Myślicie, że to piekielne, iż gość zwyzywał obcą osobę za to, że nie zeszła mu z drogi? To co powiecie o nauczycielu, który stał obok i widząc tak agresywne zachowanie swojego ucznia spojrzał bez zainteresowania i się odwrócił, udając, że niczego nie widział...

Szkoła nauczyciele

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (245)

#74915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wrzesień nadszedł, to i powrót do szkoły. Będzie o nauczycielce chemii, pani M.

W zeszłym roku dyrekcja w szkole nam się zmieniła, ktoś też wpadł na genialny pomysł połączenia nas (zespołu szkół średnich) z gimnazjum na przeciwko. Skutkiem tegoż działania był głównie fakt, iż nauczyciele gimnazjum i szkoły średniej zostali przemieszani i rozrzuceni po tych dwóch placówkach, a raczej nauczyciele gimnazjum przybyli do naszej szkoły wspierać obciążonych kolegów po fachu, bo po co zatrudniać kogoś nowego. Tak się zdarzyło, iż moja grupa z rozszerzonej chemii dostała belfra z gimnazjum, panią M.

1. Pani M. była przerażona samym faktem nauczania, takie odnieśliśmy wrażenie. Urywała zdania, drżały jej ręce, a gdy zadawaliśmy pytanie, spoglądała spłoszonymi oczami jelenia na autostradzie. Obawialiśmy się, iż pewnego dnia po prostu ucieknie.

2. Moja grupa liczy 15 osób, sami pasjonaci, a jak nie pasjonaci, to ludzie, którzy muszą i chcą napisać tę nieszczęsną maturę z chemii, dlatego już od pierwszej lekcji zasypaliśmy nauczycielkę pytaniami. Nie potrafiła powiedzieć o maturze zupełnie nic, nawet tego, ile czasu trwa, nie mówiąc już o jakimś zakresie materiału, najczęściej występujących zadaniach itp.

3. Pani M. nie znała materiału, w ogóle. Patrzała do książki, czytała z podręcznika. Robiła pauzy w wypowiedziach i doczytywała. Nie potrafiła odpowiedzieć nam na żadne pytanie. Chemia to głównie zadania, dlatego robiliśmy... Najprostsze z podręcznika. Nigdy nic na wyższym poziomie, nigdy nic na poziomie maturalnym. Kiedy pytaliśmy o rozwiązanie jakiegoś zadania, nigdy nie podejmowała się zrobienia go szybko przy nas na lekcji, tylko mówiła, iż musi zrobić w domu, nawet jeśli było to coś, co zajmuje 5 minut. Do tego lekcje były tak tragicznie powolne i nudne, iż robiłam dwa razy więcej niż nauczycielka w międzyczasie pisząc smsy i przysypiając. Dodam, iż skończyłam z piątką, a obiektywnie pod maturę nie potrafię po drugiej klasie nic.

Nie jesteśmy jednak ludźmi bezczynnymi. Od razu zaczęliśmy działania, głównie za moją sprawą. Pisaliśmy petycje, wychowawczyni wręcz zamieszkała u dyrektora błagając o zmianę, my również koczowaliśmy pod jego gabinetem. Do szkoły najpierw z grzecznymi prośbami, później z szumnymi awanturami przychodzili rodzice. Słyszeliśmy, iż rozważy zmianę na drugi semestr. Oczywiście wynik rozważania negatywny. Niby oficjalnie ktoś dawał pani szkolenie z zakresu matur, ktoś ją uczył, ale my nie odczuwaliśmy zmian, po prostu. Nadal poziom był śmiesznie niski, a lekcje prowadzone tak tragicznie, iż czuliśmy, jak tracimy tam czas. Dyrektor nas - mówiąc wprost i brzydko - olewał. Miał rozważyć zmianę od nowego roku.
Właśnie zaczął się nowy rok szkolny, nasza klasa maturalna. Już wiemy, że pora szukać korepetytorów z chemii - tak, na planie lekcji widnieją zajęcia z panią M, mimo iż świetna nauczycielka chemii (mieliśmy z nią lekcje w pierwszej klasie) po odejściu maturzystów miała wolne godziny. Ech, witaj szkoło.

edukacja szkoła

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (226)
zarchiwizowany

#74876

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nastał ten moment w mym życiu, iż po drogach poruszam się samochodem oznaczonym wielką literką L. Tego dnia akurat padło na naukę zawracania. Po kilku próbach w miejscu, gdzie nie ma szansy, by cokolwiek utrudniło manewr, przyszedł czas na wyruszenie na drogi. Jechałam spokojnie, a instruktorka co jakiś czas wydawała polecenie zawrócenia. A teraz przejdźmy do rzeczy.

"Mknęłam" właśnie długą, prostą drogą, widoczność świetna, tylko na końcu zakręt. Dostaję polecenie - zawrócić z użyciem infrastruktury. Rozejrzałam się, droga pusta absolutnie, więc zaczęłam. Wjechałam w wyznaczone miejsce, znowu sprawdziłam uważnie, nadal wszystko zupełnie puste, wyjechałam - nadal pusto. Niestety jak to bywa, gdy człowiek robi coś trzeci raz w życiu, nie wyszło mi idealnie, toteż stanęłam nieco na ukos. Akurat wtedy w lusterku zauważyłam wyjeżdżające zza zakrętu tira. Jak to większość kierowców ciężarówek - człowiek jechał szybko, bardzo szybko. Pani instruktorka uspokaja: "On też cię przecież widzi, Nikusia, spokojnie, ruszamy, jedynka, kierunk... Nieważne, szybko, ruszaj i jedziemy!". Tak, pan kierowca nie pofatygował się, by zacząć hamować, tylko pędził na nas,zaczynając się niebezpiecznie zbliżać. Jak można tak bardzo nie mieć wyobraźni...

Kierowcy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (28)

#73450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyobraźcie sobie państwo taką nieco abstrakcyjną sytuację. Uczennica, zwykle zdrowa i w pełni sprawna siedzi na podłodze i nie potrafi poruszyć nogami, które nagle zostały sparaliżowane. Obok niej jej przerażony i zatroskany chłopak.

Szybko zbiega się pół grona pedagogicznego w tym szanowna dyrekcja, która pierwsze o co pyta to "Co braliście?", po czym przesłuchuje wspomnianych wyżej uczniów, jakby właśnie znaleziono przy nich amfetaminę. Tłumaczenia, że są zupełnie czyści i nigdy kontaktu z narkotykami nie mieli na nic się zdają, dyrekcja jest wręcz przekonana, że są naćpani.
Na miejsce przyjeżdżają rodzice poszkodowanej, a raczej chorej, którzy tłumaczą, iż to nie narkotyki, a choroba córki.

Co robi grono pedagogiczne? Ano opowiada matce o tym, iż chłopak jej córki ma na boku inne kobiety i zajmuje się sprzedawaniem narkotyków. Dodają również, iż ich pociecha obraca się w złym towarzystwie. Nie, nie ma innej kobiety, a z narkotykami nie ma nic wspólnego.

A jeśli my, ludzie, dla których szaloną imprezą jest picie herbaty, jesteśmy złym towarzystwem, to nie wiem, jaka jest definicja dobrego. Jednak wracając do sedna sprawy, kiedy pani matka uczennicy ich wyśmiewa, wzywają przyjaciółkę chorej i każą jej "mówić wszystko co wie, dla dobra koleżanki".

Po czym, kiedy naprawdę się okazuje, iż wcale nie zdemaskowali największego gangu narkotykowego w tej szkole złożonego z trójki odludków, nikt nie usłyszał nawet głupiego "przepraszam".
A ja tych ludzi szanowałam.

Szkoła

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 303 (357)