Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Weber92

Zamieszcza historie od: 31 stycznia 2011 - 1:03
Ostatnio: 19 lipca 2011 - 17:34
O sobie:

Przyszły student filologii angielskiej. Organista. Już nie maturzysta, bo wygląda na to, że zdałem ;) Piekielny - czasami.

  • Historii na głównej: 21 z 34
  • Punktów za historie: 4560
  • Komentarzy: 172
  • Punktów za komentarze: 1241
 

#9004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "Krótkie, absurdalne..."

1.
Sklep pierwszy lepszy. Stałem w kolejce za dziewczyną wyglądającą na nieletnią. Ekspedientka sprzedała jej dwa piwa, setkę i papierosy. Panienka zapłaciła stówą, nie pokazując dowodu osobistego i wyszła.
Ja: Poproszę Nevady mentolowe.
Rzuciłem na ladę dziesięć złotych.
Ekspedientka: A dowód?
(cholera! z moją brodą mógłbym uchodzić za ojca tej dziewczyny)
Ja: Nie mam.
E: To nie sprzedam.
Ja: Ale dlaczego, skoro moja poprzedniczka bez problemu zakupiła tytoń i alkohol? Dosłownie na moich oczach! Dwie minuty temu! Jeśli któreś z nas wygląda na nieletnie, na pewno nie jestem to ja.
E: To czemu, gówniarzu, dyszką płacisz? Tamta pani miała sto złotych. Myślisz, że byle smarkule mają tyle pieniędzy?!

2.
Małżeństwo z kociakami w koszyku u weterynarza. Z dość głośnej rozmowy wynikało, że ich kotka zrobiła im "niespodziankę" i oni nie wiedzą, co zrobić z małymi.
On: Może na allegro wystawimy?
Ona: Co?! Ty zgłupiałeś na starość? Dorwał się wieśniak do komputera i teraz wszystko by sprzedawał na allegro! Mnie też byś wystawił na licytację?
On: Oj, nie wiem. Wstydziłbym się wstawić zdjęcie.

dzieła zebrane

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 730 (836)

#8911

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "Piekielni parafianie".

1. Historię opowiedziała mi babcia. Do pewnego księdza przyszła kobieta, która chciała zamówić mszę.
Ksiądz: W jakiej intencji?
Kobieta: Pokłóciłam się z sąsiadką. Chciałabym dać na mszę za to, żeby tę cholerę szlag trafił.
Ksiądz: Nie odprawiamy takich mszy.
Kobieta: Jasne, jasne! Jak nie, to nie, bez łaski. Znajdę sobie inny kościół!

2. Uczę się na organistę. W przerwie między jedną a drugą mszą siedziałem w zakrystii. Nagle patrzę - podchodzi do mnie staruszek. Już chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Przyszło mi do głowy, że dziadek szuka księdza, chce dać na mszę albo coś.
Ja: Pomóc w czymś? Może kogoś zawołać? Proboszcza?
Dziadek: Nie, nie... proboszcza lepiej nie.
Ja: Więc?
Dz: Ja mam taką sprawę...
Wyciągnął z kieszeni sfatygowaną książeczkę, w której rozpoznałem indeks kandydata do bierzmowania.
Dz: Czy mógłby pan podrobić parę podpisów? Z wyprzedzeniem na jakieś trzy tygodnie. To dla mojego wnuczka, on do kościoła nie lubi, a bierzmowanie mieć musi, bo go ojciec obije. Ja go tak kocham, nie mogłem mu odmówić.

A ja owszem, odmówiłem. Nie dość, że księża mają cholernie trudne podpisy, to jeszcze nie znudziło mi się bycie organistą.

kościół

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 425 (595)

#8950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu: moja ciocia prowadzi sklep z odzieżą używaną, krótko mówiąc lumpex. Osobiście uważam, że można tam "upolować" całkiem przyzwoite ciuchy. Ale przejdźmy do sklepowych potyczek...

1. Starsze małżeństwo.
Ona: Kazik... myślisz, że w tych koszach znajdę jakąś fajną spódnicę?
On: (z obojętnością w głosie) Nie wiem, pogrzeb.
Ona: (oburzona) Oj, nie na pogrzeb, tylko na imieniny Maryśki!


2. Matka z córką (ok. 16 - letnią). Matka schludnie ubrana, córka - jakby właśnie wracała z pokazu mody, oczywiście wszystko nowe, markowe.
Córka: Czy naprawdę musimy tu wchodzić?
Matka: Sama chciałaś, żebym cię odebrała ze szkoły, więc wejdziesz tam, gdzie ja będę chciała. Zresztą, jak chcesz, to poczekaj w samochodzie.
C: Jasne, jeszcze będę czekać! Ciekawe jak długo! Teraz będziesz dwie godziny grzebała w tym syfie.
M: Zachowuj się.
C: Modlę się, żeby mnie tu znajomi nie zobaczyli! Nie możesz się ubierać w normalnych sklepach?
M: To jest normalny sklep, tylko ty masz jakieś wyimaginowane problemy.
C: Normalny? Wolę nie wiedzieć, jakie menelstwo chodziło wcześniej w tych ciuchach!
Matka już nieźle wnerwiona, kazała rozwydrzonej nastolatce czekać przy drzwiach, na co tamta zareagowała (jakże by inaczej) wielkim fochem. Było do przewidzenia, że zechce się na kimś wyżyć. Jej wzrok padł na puszystą dziewczynę, która przymierzała sweterek. Dziewczyna zawiniła tylko tym, że niechcący się na nią spojrzała.
C: Czego się gapisz? Przymierzaj to dziadostwo. Pewnie w normalnych sklepach nie ma ubrań dla takich grubasów.
Wtedy właśnie wróciła matka.
M: Ta pani przynajmniej ładnie w tym wygląda, a tobie choćby i tysiąc złotych dać, to i tak nigdy nie ubierzesz się jak człowiek. Do burdelu w takich różach, a nie do szkoły.
(Z relacji cioci wynikało, że "piekielna" miała na sobie różową spódniczkę nieco dłuższą niż mini i oczywiście różową, krótką kurteczkę.)

Jeżeli pannica twierdziła, że wejście do lumpexu jest obciachem, to matka zgotowała jej jeszcze większy.

odzież używana

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 730 (824)

#8851

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia "do śmiechu". Tym razem "piekielnym" był mój dziadek, a rzecz działa się w pewnym markecie w wielki czwartek. Wszedłem, by zrobić zakupy, a dziadek czekał na zewnątrz. To był jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy podczas zakupu fajek proszono mnie o dowód osobisty. Nie miałem.
Ja: Nie mam dowodu, ale mam dziadka, który może potwierdzić.
Kasjerka: O nie! W to, że dowód został w samochodzie jeszcze mogłabym uwierzyć, ewentualnie, że wpadł panu do kanału, ale w dziadka nie uwierzę!
Zawołałem więc dziadka, który wszedł do sklepu z miną sugerującą "fajki, albo w mordę!".
Dziadek: No co pani, nie widzi, że mój wnuk pełnoletni? Nie widzi? Toć chłop jak dąb, dziadka przerósł, a pani się jeszcze zastanawia! I nam opóźnia trasę po sklepach!
Ja: Dziadku, spokojnie, to nic tak bardzo ważnego...
Dziadek: Nic ważnego?! To ja się poświęcam, wtaczam po tych schodach, bo myślę, że wnuka mi krzywdzą, a ty teraz mówisz, że nic ważnego?! (do kasjerki) Sprzedaj mu pani te fajki i jeszcze setkę dla dziadunia, bo się wkurzył.
I wyszedł.

Grunt to rodzinka...

taki jeden

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (818)

#8847

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku tygodni. Leżałem w szpitalu na sali z pewnym facetem. Rzecz działa się po południu. Jedna pielęgniarka zmieniała opatrunki mnie, a druga zajmowała się moim sąsiadem i - jak to kobiety - rozmawiały sobie dość głośno. Byłem jeszcze zbyt słaby, żeby wszystko rozumieć, ale dolatywały do mnie strzępki zdań:
- Jest przystojny... - powiedziała pielęgniarka "od sąsiada". - Nie uważasz?
- Jest, jest, ale ty masz szczęście - dodała "moja".
- I przystojny i obdarzony...
- Dziękuję, nie trzeba było - odezwał się wówczas mój sąsiad. - Chociaż przyznam, że jeszcze żadna kobieta tak o mnie nie mówiła.
Na to "jego" pielęgniarka:
- Panie, ja o moim mężu mówiłam, a pan niech siedzi cicho, bo szwy panu pękną! Mnie tu nie płacą za pocieszanie pacjentów.

Cóż... przynajmniej przez chwilę gościu czuł się szczęśliwy.

szpital

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 509 (593)

#8864

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "Krótkie, absurdalne historie rodem z zakupów i nie tylko" c.d.

1. Trzy lata temu szyłem sobie u krawcowej garnitur na bierzmowanie. Generalnie był w porządku, gdyby nie to, że kieszenie u spodni wyglądały jakby były dziwnie czegoś "wypchane".
Krawcowa: I jak, podoba się panu Filipowi?
Ja: Prawie. Niech pani zobaczy, co ja tu mam w tych spodniach... (wskazując na kieszenie)
K: Nieszczególnie mnie obchodzi, co pan ma w spodniach. Jestem mężatką.
Ja: ...

2. Mięsny. Babcia kupuje kurczaka.
Babcia: Przepraszam, a z czego wy te kurczaki robicie?
Ekspedientka: Kurczaki są... z kurczaka.
B: Taaa? To dlaczego z samochodu dostawczego wychodził Chińczyk?
E: [ZONK]

3. Mama dzwoni z reklamacją do obsługi.
Obsługa: Dzień dobry, w czym problem?
Mama: Internet nam od tygodnia nie działa!
O: Czy mogę rozmawiać z właścicielem? Pan Szymon W. jest obecny?
[telefon zapisany jest na ojca, mimo iż to już nieaktualne; jakoś nigdy nie mamy czasu tego zmienić]
M: Właściciel nie żyje.
O: Aha... ale ja chciałbym jednak rozmawiać z właścicielem.
M: Właściciel nie żyje!
O: Dobrze, zatem przyjmijmy, że w tej chwili pani jest właścicielką.
M: Niech tak będzie. Ja jestem właścicielką.
O: Przecież pani powiedziała, że właściciel nie żyje!

dzieła zebrane

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 518 (646)

#8861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "Krótkie, absurdalne historyjki rodem z zakupów i nie tylko"

1.
Poruszam się o kulach, co niestety nie sprawia, abym był uprzywilejowany w polskiej komunikacji miejskiej. Szczęśliwie, przed świętami poznałem na przystanku sympatycznego, czarnoskórego chłopaka. Nie tylko pomógł mi wsiąść i wysiąść z autobusu, ale również towarzyszył mi przez całą drogę (jako, że jechaliśmy w jedną stronę). Wysiedliśmy tuż obok sklepu spożywczego. Wszedłem tam, mój nowy kumpel również. Pech chciał, że jego zaatakowała pewna babcia.
- O Boże, Murzyn?! Murzyn w normalnym sklepie? Panie (do mnie), pan poznaje tę czarną mordę?! Murzyn!!
(chodziło jej o to "czy pan widzi?").
- Jasne, że poznaję - powiedziałem spokojnie. - Swojego faceta miałbym nie poznać?
Babcia wyszła ze sklepu. Chyba Murzyn i "pedał" w jednym sklepie to za dużo. A "Murzyn" śmiał się razem ze mną.

2.
Wielki Piątek, kiosk.
Ja: Nevady czerwone poproszę.
Kioskarka: Nie sprzedam.
Ja: Potrzebny pani dowód osobisty?
K: Nie, nie sprzedam, bo post jest.
Ja: A skąd pani wie, że jestem katolikiem?
K: Ja pana w kościele widuję, to pan będzie tym nowym organistą, nie? No. To powinien pan dziś pościć. Nie sprzedam. Nie mogłabym później spojrzeć proboszczowi w oczy.
Ja: ...

3.
Inny sklep, w którym próbowałem kupić fajki (i udało się!).
Ja: Nevady mentolowe...
Ekspedientka: A dowód?
(spojrzała na mnie wzrokiem typu "i co teraz, gnojku?")
Ja: Eee... a mam dowód!
E: Kurczę... a założyłam się z koleżanką, że udupię dzisiaj pięciu gówniarzy pod rząd.

4.
Uczę się na organistę i w święta dostałem "zadanie specjalne". Pod koniec mszy świętej ksiądz powiedział:
- I dziękujemy Filipowi W. za to, że zgodził się zastąpić naszego chorego organistę. Polecajmy go Bogu w modlitwie.
- A to był dziś jakiś organista? - spytała swojego męża lekko głucha babcia.
- Był... ale tak się darłaś, że go przekrzyczałaś.
(historię opowiedziała mi mama, która siedziała za nimi w ławkach).

dzieła zebrane:)

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 794 (900)

#8993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "Krótkie, absurdalne...

1. U weterynarza. W kolejce czekała moja mama z kotem, nastolatek z dobermanem i dziewczyna z małym, wykastrowanym kundelkiem. Chłopak być może wiedział, że z ludzi nie wolno się naśmiewać, ale... nigdzie nie było mowy o psach.
- Ale brzydki pies (rechot). Nie stać cię na lepszego? (śmiech). Oooo, ten kundel nie ma jaj! (rechot)
- Taaaak - westchnęła dziewczyna. - Coś was łączy.
Cham "zgasł" natychmiast.

2. Historia z dzisiejszego dnia. Po uroczystym zakończeniu roku szkolnego klas maturalnych poszedłem z kolegą do baru, żeby, mówiąc kolokwialnie, oblać fakt ukończenia liceum.
- Piwo dla absolwentów! - krzyknęliśmy już przy wejściu.
Barman spojrzał najpierw na mnie, później na mojego kolegę, wreszcie na nasze "teczki" z wdzięcznym napisem "ABSOLWENT".
- Witam, witam! Dzisiaj jeszcze jako klienci, czy od razu składacie CV?

dzieła zebrane

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 930 (1044)
zarchiwizowany

#8941

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z serii "Służba zdrowia"

Udałem się do lekarza w celu wykonania tak zwanego "bilansu 18-latka", który powinienem był zrobić w zeszłym roku. Jeśli chodzi o doktora, gorzej trafić nie mogłem.
Doktor: Wyskakuj z gatek i stań do mnie tyłem.
Rozebrałem się zatem i stałem jak głupi przez pięć minut.
Doktor: Dobra, ubieraj się.
Ja: Nawet mnie pan nie dotknął.
D: A po co mam cię dotykać? Przecież widzę, że plecy masz proste. Chciałeś mieć podpis na karteczce, to masz.
Ja: Myślałem, że skoro tu jestem, to pan mnie przy okazji zbada.
D: Ale po co? Zdrowy jesteś, nie?
(dobre pytanie)
Ja: Eee... troszkę mnie uciska w klatce piersiowej.
D: Przejdzie. Ty nie przyszedłeś się leczyć, ty przyszedłeś na bilans.
Ja: Ale to boli.
D: Dobra, dobra, ja wiem co kogo boli. Masz podpis na bilansie? To się ciesz.

"Będę się cieszył, jak stąd wyjdę" - pomyślałem.

Rozważam zmianę przychodni. O ile wcześniej nie zejdę na zawał.

nasza kochana służba zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (226)
zarchiwizowany

#8940

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia koleżanki, która odbywała staż w szkolnym sekretariacie. Do jej obowiązków należało między innymi przyjmowanie interesantów i ewentualne umawianie ich na spotkanie z dyrekcją. Jedną z interesantek była matka uczennicy I klasy. Wparowała bez pukania, dzień dobry również nie raczyła powiedzieć (chyba już wiem, skąd się bierze wątpliwa jakość kultury niektórych uczniów).

Matka: Chcę się widzieć z dyrektorem.
Sekretarka: Dyrektor jest zajęty.
M: Zawsze jest zajęty, jak go potrzebuję. Wczoraj też był zajęty. Tak, to ja do was dzwoniłam.
S: Jeżeli to ważna sprawa, mogę spróbować porozmawiać z szefem, ale wątpię... W tym tygodniu obchodzimy święto patrona, dyrektor nadzoruje próby i...
M: Co mnie obchodzą jakieś święta patrona, skoro moja córka dostała trzecią jedynkę z historii!
S: Takie problemy proszę załatwiać z wychowawcą albo z samym nauczycielem danego przedmiotu. Dyrektor nie ma wpływu na sposób oceniania.
M: Pani mnie nie rozumie! Ja chcę, żeby dyrektor zmienił tej klasie nauczyciela! Moja córka nie będzie chodziła na zajęcia do profesora B.
S: Pan profesor B. uczy u nas od dwudziestu lat, jest sprawdzonym nauczycielem, a teraz przepraszam, ja również jestem zajęta. Jeżeli jest pani uparta, proszę przyjść za tydzień.
M: Ten cały B. nie ma pojęcia o nauczaniu. Przez całą lekcję (uwaga) GADA!
S: A od kiedy obowiązkiem nauczyciela jest milczenie przez całą godzinę?
M: Tu nie o to chodzi. On tak gada, że moja córka nic z tego nie rozumie. Później przychodzi klasówka i jedynka za jedynką, bo nauczyciel nie umie przekazać wiedzy.
S: Nikt się nigdy nie skarżył.
M: Ale ja się skarżę! I jeśli dyrektor nie zmieni im nauczyciela, to ja z dnia na dzień wypiszę moje dziecko z tej szkoły! Też mi renomowane liceum. Przez niego moja córka straciła zainteresowanie historią... Wyobraża sobie pani? W gimnazjum wygrywała wszystkie olimpiady!

To rzekłszy, mamusia dała sobie spokój. Z tego, co wiem, dyrektor nie kiwnął palcem, więc pozostało jej jedynie spełnić swoją groźbę.

I niech się nikt nie dziwi, że nie potraktowali mamuśki poważnie.

sekretariat szkolny

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (262)