Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

evlyn

Zamieszcza historie od: 11 stycznia 2013 - 22:46
Ostatnio: 30 stycznia 2016 - 22:51
  • Historii na głównej: 2 z 13
  • Punktów za historie: 2652
  • Komentarzy: 23
  • Punktów za komentarze: 146
 
zarchiwizowany

#67298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień pracy w hipermarkecie.

Otwarcie.
Kojarzące skecz "otwarcie supermarketu"? Dokładnie tak wygląda każdy dzień. Ludzie pędzą na złamanie karku aby coś tylko trafić lepszego niż inni. Rozumiem promocja itd. ale później słucha się, jak im źle stać w kolejce, bo oni starsi, zmęczeni są.


Kolejki do kas.
W 90% kolejki powstają nie z winy kasjerów. Dlaczego stoisz długo w kolejce?
Osoba przed Tobą:
Zapomniała portfela lub pieniędzy,
Płaci kartą, która nie może połączyć się z bankiem i na sugestie, że to może być wina banku i może spróbuje zapłacić w inny sposób, próbuje zapłacić tą samą kartą jeszcze 2 razy z tym samym skutkiem.
Towar bez kodu. Kasjer nie nabije na kasie ceny. Musi wprowadzić kod kreskowy. Taki może uzyskać na dziale z którego pochodzi towar. Niestety to nie zależy od niego tylko pracownika działu jak szybko odszuka ten produkt.
Ile to kosztuje. Podchodzi klient z produktem i chce żeby mu sprawdzić cenę na kasie. Po uzyskaniu odpowiedzi zostawia towar i odchodzi "bo za drogo" i trzeba czekać, aż odpowiednia osoba anuluje paragon. Kasjer nie ma takiej możliwości. To samo tyczy się produktów ponad określoną wartość Przy całym paragonie.
Nie ważenie produktów / złe oznaczone produkty. Czasami ktoś niedowidzi i może się pomylić z oznaczeniem towaru. Osoba, która 3 razy waży brzoskwinie zamiast nektarynek (są tańsze) raczej nie ma problemu ze wzrokiem. Po 1 razie został poinformowany co ma w siatce i jak to się nazywa.
Reszta. komentarze typu: mam, ale Ci nie dam, wcale nie przyśpiesza przyśpieszą w wydawaniu reszty. Czasami opóźnią, ponieważ kasjer może nie mieć jak wydać, bez tej złotówki.
Zapomniałem coś kupić. Paragon nabity a tu nagle przypominam sobi, że cukru nie mam. Zostawiam zakupy i biegnę na sklep. A kasjer siedzi i słucha, że kolejki duże.

Komentarze odnośnie pracowników.
Jak się tułmanie nie chciałeś uczyć to siedź na kasie - do dorabiającego studenta.
Ty tu jesteś, żeby mi służyć - chyba nie, niewolników już zniesli.
Składam skargę na pracownika, bo mnie nie chciał obsłużyć. Jaki był powód? Powiedział, że już jest zamknięty sklep. co z tego, że zamykacie o 21? Ja chcę teraz zrobić zakupy.po 21
to tylko 1 dzień ;-)

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (227)
zarchiwizowany

#63871

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj. W ciągu 4 godzin widziałam "wolontariuszy" popularnej akcji. Niestety wolontariat mizerny, ponieważ przypominało to żebry w wykonaniu kilku nastolatków. Podstawianie puszek pod nos osobom, które:
1. miały serduszka przyklejone
2. dziękowały, ale nie chciały skorzystać
3. udawały, że nie słyszą.

Poważnie, dla mnie to było żenujące. Myślałam, że wolontariusze chodzą po ulicach i uśmiechem zachęcają do udziału w akcji.

Perełką były dziewczyny (6-8), które stały w wejściu do galerii handlowej szpalerem. Można było poczuć się jak na ślubie. Tylko zamiast sypanych groszaków, to machały puszkami przed nosem.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (29)
zarchiwizowany

#61067

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Potrzebuję rady, bo jak ktoś mi nie pomoże to będzie roz*****ol.

Po kolei. Młoda idzie do szkoły. Przy zapisie (w styczniu) razem z koleżanką prosimy, żeby były razem w jednej klasie z koleżanką (czyli 3 dziewczynki). B(aba z sekretariatu - inaczej tej francy nie nazwę)powiedziała, że nie ma najmniejszego problemu, ona to sobie zaznaczy na liście i będzie pamiętała.

Luty.
Telefon ze szkoły, że rejon nie ten i mam przynieść potwierdzenie meldunku w mieście, umowę najmu i parę innych papierków. Przynoszę.

Kwiecień
Lista dzieciaków przyjętych już gotowa, ale Młoda jest w innej klasie niż koleżanki. Pytam dlaczego, skoro miały być razem i B o tym wiedziała. Twierdzi, że to nie prawda, coś mi się pomyliło i nie można zmienić. Daje mi listę do wglądu (pisana długopisem, co ważne) i faktycznie: koleżanki są u pani X, Młoda u pani Y. Ponieważ nie miałam siły i czasu się kłócić opuściłam sekretariat.

Czerwiec.
Dzwoni koleżanka: Młoda jest u pani X. Czyli będą razem w klasie. Cieszy nas to niezmiernie a zwłaszcza Młodą.

Lipiec.

Faktycznie koleżanki Młodej są u pani Y, Młoda u pani X i nikt nie widzi w tym problemu, że było inaczej. Dalej są rozdzielone tak jak wcześniej tylko nauczycielki zmienili. Na moją prośbę o okazanie listy dostaję wydruk. Proszę o pierwszą listę pisaną długopisem. B łaskawie pokazuje mi ją i z satysfakcją oznajmia, że Młoda od początku była u pani X. Na moje słowa, że w kwietniu była w środku listy pani Y, teraz jej dane są usunięte korektorem i wpisany jest ktoś inny, ona zaś jest dopisana ostatnia na liście X B wypaliła, że coś mi się wymyśliło. Stwierdziłam, że nie będę z nią dyskutować i proszę o rozmowę z dyrektorem placówki. Dodatkowo podczas rozmowy przejęzyczyłam się (z nerwów) na co B z satysfakcją poprawiła mnie i zaczęła się rechotać.
Dyrektor nie była lepsza: zaczęła wciskać, że to nauczycielki wybierały sobie uczniów ze względu na adres zamieszkania, że musi być po tyle samo chłopców i dziewcząt w klasie i ona nic z tym nie zrobi.

Na moją prośbę dzisiaj była koleżanka u dyrektor (znają się). Wiecie co? "Oczywiście, że można przenieść do innej klasy! No, ale potrzebny jest jakiś "dowód wdzięczności", żeby można było zamienić dzieci w klasach"
K***a krew mnie zalała. Co ja mam zrobić? Młoda, chce być w jednej klasie z koleżankami, ponieważ ma "zły adres" jest jak śmieć przerzucana na listach, a ja nie mam zamiaru robić souvrnir'ów babom z budżetówki. łapówkarstwo everywhere

szkoła

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (59)
zarchiwizowany

#57710

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chcę pozdrowienia swe skierować do dwóch grup:

1. Kierowca/właściciel firmy przewozowej, który na wizytówkach ma jak byk napisane, że kurs z godz. 11.35 nie jeździ 1 i 2 dzień świąt Bożego Narodzenia, Wielkiejnocy i w Nowy Rok. Dzisiaj żadne z powyższych świąt nie miało miejsca a właściciel numeru telefonu pod który można było dzwonić nie odbierał (to nie pierwsza akcja tego typu). I nie miał ten kurs miejsca.

2. Kierowcom, którzy dzisiaj pomiędzy 12 a 13 jechali trasą Hrubieszów-Zamość i na próby złapania stopa (przeze mnie) głupio się uśmiechali i odmachiwali. Mieli miejsce, bo było widać.

A skąd te pozdrowienia? A no stąd, że stałam z dzieckiem w wieku lat 6 w cholernym mrozie i wietrze i nikt się nie zatrzymał! Czekałam godzinę na busa i zrezygnowana starałam się coś zrobić, bo następny był dopiero za 2 godziny. Serca nie mają czy jak?! Z małym dzieckiem można zamarznąć w biały dzień, bo wszyscy mają to gdzieś, ale potem, w razie "w" to ja jestem patologiczną matką, skoro pozwoliłam na to. Uprzedzając:
niestety nie stać mnie na auto, a jakoś do domu trzeba było wrócić.

Obyście nigdy nie musieli stać jak idioci przy drodze. Czekając na cud

e-74

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (37)
zarchiwizowany

#57457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O ile o przepędzaniu młodych w autobusach przez osoby zwane "moherami" było wiele, o akcji której byłam świadkiem jeszcze nie słyszałam.

Do rzeczy.

W niedzielę odwiedziłam moją babcię (67 lat. Mieszka ona na wsi ok. 1000 "dusz". Razem poszłyśmy do kościoła.
Wybrałam się razem Młodą obejrzeć szopkę, w tym czasie babcia usiadła w ławce. Po chwili przyszła babka ewidentnie młodsza o jakieś 15 lat od mojej babci i kazała jej zejść z tego miejsca! Już, w tej chwili! Zawsze tam siadała, a to że przez ostatnie 20 lat w kościele nie była, nie zmienia faktu, że to miejsce jest jej. A wkoło siedzeń ile dusza zapragnie...

No co, jak co ale tego to ja się nie spodziewałam. Wojna o miejsca w kościele. Może jak za czasów szlachty: podpisywać ławki i po sprawie?

kościół

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (180)

#56960

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak można zostać zwyzywanym za życzenia?

Po kolei.

Ponieważ w moim mieście o pracę trudno, załapałam się do marketu na dział zwany "produkty świeże". Jest to linia prosta: mięso-wędliny-ser-ryby i w zależności od potrzeb staję sobie na jakimś stanowisku i obsługuję.

Nie będę opisywać jak to wygląda, bo nie o to chodzi.
Chodzi mi o to, że klienci to bardzo wymagający ludzie są: a to za tłuste (mięso), a to za sucha (wędlina) itp. itd.
Jeżeli kolejka duża nie jest to mówię, że ja będę to udko czy boczek pokazywać, a klient niech mówi czy chce kupić czy nie.

Sedno sprawy.

Wczoraj trafiła się kobieta ok. 55+ z zamiarem kupna udek z kurczaka i filetów.
(P)aniusia, (J)a.

P: Tylko, żeby te udka nieduże i nietłuste były.
Pomyślałam, że ludzi wiele nie ma, to niech sama decyduje co chce.
J: Mamy tylko to, co w ladach, niech pani sobie wybiera (w domyśle pokazuje które może być).
P: No, ja mam jeszcze mówić co chce. Leniwa i tyle jesteś, nic Ci się nie chce! Ja się wcale nie dziwię, że takie rotacje tu są i was zmieniają lenie jedne*!
Nie powiem, nerw mi się ruszył, ale jeszcze oaza spokoju jestem.
A baba dalej mnie wyzywa. W końcu mówię:
J: Nie będę z panią dyskutowała.
(Widać było, że babsztyl zaczepki szuka)
P: I bardzo dobrze, że nie będziesz ze mną dyskutowała, gówniaro jedna! Ty tu jesteś dla mnie, a nie ja dla ciebie! Masz mi usługiwać!
Przemilczałam to. Co się będę z głupim kłócić.

Po podaniu jej wszystkich sprawunków, pytam...
J: Coś jeszcze?
P: Nie, to wszystko.
J: Dziękuję, wesołych świąt :)
P: Ty gówniaro, ku**o jedna itp. itd. Z kierownikiem chcę rozmawiać!

Ponieważ dyrektor główny się kręcił, proponuję:
J: A może dyrektora zawołać?
P: Sama dam sobie radę!

I w tej chwili wywołano mnie na zaplecze. Bardzo dobrze, bo bym chyba poleciała z roboty.

W sumie za dni kilka święta radości, spokoju...
A ja nawet życzeń nie mogę złożyć, bo to obelga jest dla niektórych.

*stawka 5,5 zł/h. Ja sama zmienię jak coś innego znajdę, to się nie dziwię, że ludzie odchodzą. Jeszcze użerać się z takimi babami za te pieniądze?

P.S. Ludzie miejcie trochę serca dla tych sprzedawców i kasjerów. My też jesteśmy ludźmi, a nie maszynami.

sklepy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (633)
zarchiwizowany

#56961

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Bardzo krótko:

W sklepie tłum jak to przed świętami.
Osoba, która sprząta ma umyć podłogę obok karpi, bo jest mokro i ślisko.
Kulturalnie kilka razy mówi "przepraszam", ale reakcji zero.
Po głośniejszym powiedzeniu "PRZEPRASZAM" słyszy:
- Ja tu kur*a po karpie przyszedłem i się nie ruszę!

Odwraca się i chce odejść. Niestety nie udaje jej się to.
Obrywa metalowym (!) wiaderkiem w głowę i osuwa się na ziemię.

Ten facet, który stał w kolejce uderzył ją w głowę, bynajmniej nie przypadkiem.

Normalnie atmosfera świąt pokoju...

sklepy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (352)

#50587

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu szpital. Piekielny jakich mało.

Młoda wylądowała z zapaleniem płuc na oddziale dziecięcym. Oki, rozumiem, ze jako rodzic powinnam przy niej spędzać jak najwięcej czasu. Dlatego cały dzień przy niej siedziałam i wieczorem pytam czy mam zostać czy mogę iść do domu. Młoda rezolutna mówi, że mogę iść, ona będzie spać. Tak więc przechodząc koło stanowiska PP (pań pigularz) odmeldowywuję się. Ale nie może być tak pięknie. PP w krzyk, że jak to, że małe dziecko, że to mój OBOWIĄZEK siedzieć całą noc przy dziecku, że co ze mnie za matka itp., itd. W końcu jedna poszła do Młodej na salę, zaczęła jej wciskać, że jak to mamusia może sobie iść, że zostaniesz sama w szpitalu itd. Młoda jak to dziecko wzięła wszystko do siebie i zmieniła zdanie. Koniec końców zostałam. Dlaczego to piekielne? Otóż:

1. Pobyt rodzica na oddziale jest dobrowolny.
2. W szpitalu tym pobierana jest opłata za pobyt rodzica w nocy.
3. Mieszkam dokładnie za bramą szpitala. Mam dosłownie 20 m do oddziału, na którym leży dziecko i w każdej chwili mogę przyjść (jestem pod telefonem).

Tak więc muszę płacić za to, że mam prawo być w nocy przy dziecku, ponadto technika PP umieszczania rodziców na oddziale jest im bardzo na rękę: nie muszą zajmować się dzieciakami. W każdej chwili jest czas na kawę i ploty.

Może nie jest tak w każdym szpitalu, ale ten tutaj to porażka.

Wisienka na torcie:
salowa sprząta wszystkie sale i korytarze, za każdym razem omijając świetlicę gdzie dzieci przebywają znaczną część dnia bawiąc się i jedząc. Tak więc kumulują się tam okruszki, zarazki i bakterie, bo pani się po prostu nie chce/nie może.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 574 (664)
zarchiwizowany

#49878

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historie piekielne dwie.

Pierwsza:
Lat temu pięć urodziłam dziecko. Zanim to nastąpiło udałam się do szpitala. Ponieważ miałam rozwarcie a skurczy nie było, podłączono mnie pod ktg. Tak minęła noc i nastał ranek;) Rano obchód miał pan "ordynator" wraz z grupą studentów. "Na oko" ocenił, że porodu nie będzie (nie badając mnie ani nie sprawdzając zapisów ktg, ani nie przeprowadzając ze mną wywiadu) i mam wracać do domu dnia następnego. Przeniesiono mnie na salę patologii ciąży i tam czekałam na wypis dnia kolejnego. Na szczęście pielęgniarka "zaprosiła" całą salę na usg (przeprowadzane przez innego lekarza) i okazało się, że to ostatni dzwonek na urodzenie w sposób normalny dziecka (waga odpowiednia, ułożenie, rozwarcie itp.) i pytanie lekarza:
-Co za konował wysyła Panią do domu w takim stanie?
zburzyło moją wiarę w służbę zdrowia.

Gdzie piekielność (dla mnie największa)?

Otóż poleceniem lekarza od usg było cewnikowanie przeprowadzone przez "ordynatora". Robione było chamsko i sprawiało ból (no jak to możliwe, że ja mam rodzić skoro "ordynator" fachowym okiem stwierdził, iż porodu nie będzie), na co zwróciłam uwagę.
Komentarz:
- Jak nogi rozkładałaś, to nie krzyczałaś, że boli to i teraz się przymknij!
Prawie się popłakałam, ale nie zrobiłam nic. Czego żałuję.

Druga historia jest bardzo podobna:
Dziewczyna, po ciężkim porodzie została zmuszona do nakarmienia dziecka. Była bardzo osłabiona i niemowlę po prostu upuściła. Nikt jej nie pomógł, za to "pan lekarz" zaczął na nią krzyczeć"
- Jak się k****łaś to teraz pilnuj bachora! itp.
Nie wiedział, że za nim stał mąż owej dziewczyny. Pierwszy strzał wyrzucił lekarza przez drzwi (podobno prawie z futryną), kolejny na korytarzu. Następnych nie było, tylko mąż spisał numer prawa wykonywania zawodu. Zgadnijcie kto sprawę wygrał? Lekarz o pobicie, czy małżeństwo o obrażanie?

Dlaczego historie są połączone? Bo lekarzy nic nie nauczy. Czują się bezkarnie w tym przypadku. Zwłaszcza jak widzą młodą dziewczynę, która rodzi swoje pierwsze dziecko...

szpitale...

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (261)
zarchiwizowany

#46633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiele osób ma konta na różnorakich portalach społecznościowych. Ja również je mam.

Pisałam ostatnio do czego posuwa się pracodawca, aby ingerować w prywatne życie pracowników korzystających z fb.

Ponieważ ja nie życzę sobie, aby (w tej chwili były pracodawca) sprawdzał moje konto zablokowałam go na fb.

Co ciekawego wymyślił? Ponieważ wie, że ja konta nie usuwam, a ze swojego sprawdzić nie może co jakiś czas zakłada sobie nowy profil. Ja sukcesywnie blokuję.

Kto jest piekielny? Ja, że nie pozwalam mu zajrzeć co u mnie ciekawego, czy on co pewien czas zakładając nowego maila i nowe konto aby mnie kontrolować?
Powtarzam, że od pewnego czasu już tam nie pracuję.

Ostatnio pomyślałąm, coby pójść do pracy i powiedzieć mu, że mój numer zna. Niech zadzwoni to się szybciej i wygodniej dowie co u mnie.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 43 (217)