Profil użytkownika
fanfarelle
Zamieszcza historie od: | 24 lutego 2012 - 17:08 |
Ostatnio: | 25 marca 2015 - 12:09 |
- Historii na głównej: 11 z 15
- Punktów za historie: 8622
- Komentarzy: 106
- Punktów za komentarze: 709
« poprzednia 1 2 3 4 5 następna »
@lezard: Ponawiam moją obserwację, że przyda Ci się kurs czytania ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałam o moim stanie konta, sytuacji życiowej ani szczegółów sytuacji zawodowej i nie zamierzam, to są moje prywatne sprawy. Ale Ty już wszystko wiesz na mój temat. To nawet całkiem zabawne.
@lezard: Przyda Ci się drobny kurs czytania ze zrozumieniem.
@Armagedon: Kałużę to zrobił pan serwisant. A potem zrobił w niej błocko i tak zostawił. Odnośnie metod wychowania dziecka pozwolę się nie wdawać w dyskusję. Wiadomo, że każdy wie najlepiej.
@FrancuzNL: Może masz magicznego mopa. Mój błota nie jest w stanie sprzątnąć, może co najwyżej rozmazać.
@Grejfrutowa: Grejfrutowa, bo wiedziałam, co będzie wymieniał i w którym miejscu to jest. Zresztą sam by jej nie wyniósł, o ile nie jest Herkulesem, więc chociaż to mogło mi rzucić cień podejrzenia, że jednak lodówka zostanie na miejscu.
@FrancuzNL: Zaskakuje mnie Twoja wypowiedź. Miałam (nie)przyjemność mieć deskę barlinecką i płakałam nad nią strasznie. Niszczyła się od wszystkiego, nawet od tego, że sobie przesunęłam odrobinę deskę do prasowania podczas prasowania, robiły się wgłębienia. A w przedpokoju po roku używania mimo uważania wyglądała tak, jakby ze 20 lat miała. Dlatego właśnie deskę barlinecką przywołałam jako przykład. Ale może miałam pecha, nie znam nikogo innego kto by miał, więc nie mam porównania.
@Kamisha: To, że Ty nie znasz, nie znaczy, że nie istnieją. A skoro Cię tak ciekawią "umęczone mamusie", to może Ci wyjaśnię, jak wygląda świat. Widzisz, jedni mają takie szczęście, że dzieci im się same wychowują, inni z kolei mają dzieci o wysokich potrzebach. Jedni wychowują dzieci z mężem, babcią, ciocią i jeszcze 5 innymi rękami do pomocy, inni samotnie. Jedni mają umowę o pracę i urlop macierzyński, potem stać ich na to, żeby posiedzieć na wychowawczym, inni mają umowę-zlecenie, którą w ciąży tracą i o macierzyńskim mogą co najwyżej pomarzyć, zaraz pędzą do roboty. Jednym dzieci śpią całą noc, innym latami spać nie dają. Są bardzo różne sytuacje życiowe. Niektórzy mają dużo szczęścia, ale dla bardzo wielu mam takie proste czynności, jak zrobienie zakupów, obiadu, posprzątanie mieszkania czy nawet wizyta w toalecie na pewien czas po urodzeniu dziecka przestają być prostymi czynnościami. Mam nadzieję, że nigdy nie dowiesz się w praktyce, o czym mówię. Ale mam również nadzieję, że przemyślisz swoje złośliwe komentarze o "umęczonych mamusiach".
@Iceman1973: Iceman, z racji tego, że moje mieszkanie nie tak dawno urządzałam od podstaw, przez chałupę przewinęło mi się całe mnóstwo różnej specjalności fachowców. I bezpardonowo w buciorach drałowali tylko na samym początku. Od momentu, kiedy pojawiła się podłoga, każdy miał jakiś sposób zabezpieczania jej i każdy po skończonej pracy sprzątał, z myciem podłogi jeżeli to było konieczne również. Dlatego pan w naprawdę wstrętnych butach i bez butów na zmianę, ochraniaczy, folii ochronnej na podłogę czy jakie tam jeszcze metody fachowcy mają był dla mnie sporym zaskoczeniem. Do napraw gwarancyjnych miałam wcześniej dwie wizyty (co swoją drogą jest samo w sobie piekielne, jaka jest jakość sprzętów AGD w dzisiejszych czasach), jeden pan miał ze sobą buty na zmianę, odnośnie drugiego nie zwróciłam uwagi, bo i tak wchodził tylko do przedpokoju.
@Grejfrutowa: Hm. Człowiek kupuje nowy sprzęt i ma takie życzenie, żeby przez jakiś przyzwoity czas działał. W istotę jego działania nie jest wpisane szorowanie podłogi z błota. Skoro już firma nawaliła i wypuściła wadliwy sprzęt to powinna dołożyć wszelkich starań, żeby klient z tego miał jak najmniej niedogodności. A tak nie jest. Klient musiał się zwalniać z pracy a potem szorować podłogę. Ale i tak go nazwą roszczeniowym.
@sla: Byłabym ostrożna z tak kategorycznym podejściem do sprawy. Ja np. wychowywałam się w miejscu, gdzie wszyscy ściągali buty jeszcze przed przekroczeniem domu i zostawiali je na wycieraczce - i domownicy, i goście, a w pierwszych latach podstawówki dzieci w szkole nie używały kapci tylko ganiały w skarpetach. Tam zdecydowanie niekulturalnie byłoby nie zdjąć butów przed przekroczeniem progu. Te zasady są trochę względne. Ale tu nie chodzi o to, czy ściągać buty, czy nie. Chodzi o to, żeby wizyta serwisanta nie wiązała się z koniecznością szorowania podłogi czy potencjalnych zniszczeń. Sposobów na osiągnięcie tego jest wiele, ale rzeczony serwisant uznał, że to problem klienta i sam powinien temu zaradzić. I z takim podejściem uważam, że powinniśmy walczyć.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2015 o 11:57
@Grejfrutowa: Twoja wypowiedź jest ironiczna, ale tak właśnie jest. Z racji urządzania mieszkania sporo mi się różnych robotników przez dom ostatnimi czasy przewinęło i większość z nich przychodziła przygotowana: z własnymi foliami, kartonami, odkurzaczami, wiadrami, mopami, po skończonej pracy było czysto. Niektórzy nawet pytali, czy jest w porządku, czy mam zarzuty odnośnie sprzątania to oni coś poprawią, bo szef duży nacisk na to kładzie.
@annabel: Myślałam o tym, ale te w wersji elektronicznej słabo chłoną i potem potrzebny kontakt z innym serwisantem ;)
@czarnaczarna: Nie zdarzyło mi się nikomu do domu wejść w szpilkach i bezpardonowo defilować po delikatnej podłodze, nie wiem, skąd Ci to przyszło do głowy. A sama takiej podłogi nie posiadam. Mówię o tym, że gdyby w obuwiu w takim stanie przemaszerował się u kogoś, kto ma delikatną podłogę, zniszczyłby ją. A on ma przyjść coś naprawić, czy zniszczyć, bo zapomniałam?
@czarnaczarna: A gdzie było napisane, że lodówkę należało gdziekolwiek wynosić? Nawet przesuwana nie była. Odnośnie tego, co można zrobić z dzieckiem nie będę z Tobą dyskutować, nie wiem, jakie masz doświadczenie z dziećmi, ale wiem, że z moim egzemplarzem masz zerowe, więc rada w tym temacie do wartościowych nie należy. Nigdzie również nie napisałam, że dziecko się plątało serwisantowi pod nogami, ale bardzo Ci dziękuję za tę życiową mądrość. Mopem to sobie mogę przelecieć podłogę z codziennego kurzu. To, co mi pan zostawił w domu wymagało porządnego szorowania na kolanach.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2015 o 11:23
@Nyave: Jasne. Dlatego można mieć na zmianę. Bo w tym, co on miał na nogach podłogę typu "deska barlinecka" by najzwyczajniej w świecie zniszczył.
@vonKlauS: Służę odpowiedzią. Serwisant wykonujący naprawę gwarancyjną sprzętu fimy Bosch zawitał do mnie z butami na zmianę.
Karioka, być może jestem ignorantką pod względem anatomii, niemniej zastanawia mnie, jakim cudem pas może zadusić dziecko, skoro ono nie oddycha samodzielnie, tylko dostaje tlen ode mnie za pośrednictwem pępowiny? Moja wyobraźnia tak daleko nie sięga. Zresztą myślę, że jednak przy gwałtownym hamowaniu niezapięty pas (czyli to, co sugerował policjant) jest bardzo kiepskim pomysłem, bo wtedy ląduję brzuchem z dużym impetem na kierownicy, a to już niestety dla dziecka najprawdopodobniej skończy się tragicznie.
jeery22, nie mogę Ci powiedzieć z ręką na sercu, jakie miał intencje policjant, każąc mi odpiąć pasy, bowiem nie mam szklanej kuli ani z fusów wróżyć nie umiem, a w jego głowie nie siedzę. Mógł mieć dobre intencje, mógł po prostu chcieć się pomądrzyć, opcji jest wiele. Prawda jednak taka, że gdybym miała nieco mniej świadomości własnego samochodu, obowiązującego prawa i statystyk odnośnie wypadków, mógłby się przyczynić do stworzenia zagrożenia, a to w tym zawodzie niedopuszczalne. W ten sposób "dobrze radzić" mając na uwadze dziwnie pojęte dobro dziecka mogą wszelkiego rodzaju ciotki-klotki, nie policjant z drogówki.
Grubyjamnik, na pewno nie są to prawie wszystkie samochody. Wiele jeżdżących po polskich ulicach nie jest samochodami najnowszej generacji. W tym, którym ja się poruszałam w tamtym momencie, poduszka wybucha niezależnie od pasów. Obecnie już jeżdżę innym ale i tak zapinam pasy, bo za to, czy ta poduszka się przy niezapiętych pasach odpali czy nie odpowiada elektronika i wolałabym na własnej skórze nie testować jej niezawodności. Tyle w temacie poduszek, bo z oczywistych względów pasy i tak zapinać trzeba, na drodze nas nie tylko drobna stłuczka może spotkać. Zaś komentarz policjanta o instruktorach głupi, bo ja do świeżo upieczonych kierowców nie należę (i raczej na świeżo upieczoną osiemnastkę nie wyglądam niestety), jeżdżę od ponad 10 lat.
Karioka, poprawnie zapięte pasy nie wyrządzą dziecku krzywdy, nie obwija się nimi brzucha. Ja dla pewności używam specjalnego adaptera, zeby mi pas na brzuch nie najeżdżał przypadkowo. Ale to tylko udogodnienie, bo zwykle pasy też się da bezpiecznie ułożyć.
Grubyjamnik, zastanów się: czy w razie wypadku lepiej, żeby życie dziecka było zagrożone ze względu na uraz od pasów, czy lepiej, żeby matka przeleciała przez szybę? Brutalny przykład, ale w drugim przypadku zginą oboje. W dzisiejszych czasach pas jednak nie musi być zagrożeniem dla płodu, wystarczy dobrze zapiąć. Ja używam specjalnego adaptera, żeby to sobie ułatwić. Wprawdzie chwilę wtedy trwa, zanim się w ten cały pas porządnie omotam, jednak przynajmniej nic mi się w nieporzadane miejsce nie przesuwa. A policjant nie miał racji. Niestety z powodu poduszek powietrznych brak zapiętych pasów staje się groźny nawet w momencie pozornie błahej stłuczki. Czujniki, powiadasz? Po pierwsze, 'większość' oznacza, że jednak nie każde auto je ma a po drugie to tylko elektronika i może w każdym momencie zawieść. A ja nie chce testować, czy nie zawiedzie akurat w takim przypadku... Zresztą nawet przy braku poduchy łatwo się brzuchem z kierownicą spotkać z impetem, co na zdrowie dzieciątku też by nie wyszło. Podsumowując, argumentów za szpinakiem pasów w ciąży, szczególnie z odpowiednim adapterem, jest mnóstwo. A jakie są przeciw, bo jeszcze się nie dopatrzyłam?
Na podstawie badań histopatologicznych nie dowie się, jaka była przyczyna poronienia, nie wprowadzaj w błąd. Dowie się co najwyżej, czy nie miała zaśniadu groniastego.
A zdajesz sobie sprawę z tego, że jakkolwiek nie byłby Twój pies ułożony, grzeczny, potulny, kluchowaty i wytresowany, Twoim - nomen omen - psim obowiązkiem jest wyprowadzać go w kagańcu?
Komentarz w kwestii nauczycielek zbędny. Jakbyś dłużej z dziećmi popracował, wiedziałbyś, że są różne przypadki. Dzieci miewają najróżniejsze zaburzenia. Najbardziej obrazowym jest zespół Tourette'a, w którym wulgarne i obsceniczne odzywki są na porządku dziennym, ale i w wielu innych schorzeniach niewłaściwe zachowanie językowe się pojawia a zupełnie zignorowanie przynosi dużo lepszy skutek, niż zwracanie uwagi. Nie wiesz, co to za dziecko było, więc nie oceniaj.
Od razu utnę domysły, jestem za sprzątaniem i sprzątam po moim psie, nieraz zdarzyło mi się przez pół miasta drałować z psią kupą w łapie (a w zasadzie tycią kupką bo i pies mały), budząc zgorszenie przechodniów, niemniej muszę polemizować nieco z logiką. Po pierwsze, nie można tego porównywać do papierka po batoniku, bo taki papierek rzucony będzie się rozkładał setki lat a po psiej kipie nie będziesz miał śladu po kilku dniach. Po drugie, jeżeli nie ma kosza w okolicy, nie muszę tego batonika zjeść, mogę poczekać aż będę w miejscu, gdzie wyrzucenie papierka nie sprawi mi kłopotu. Z psem nie ustalę, że ma się nie załatwiać, bo w promieniu kilometra nie ma kosza. Po trzecie, jak z batonikiem nie wytrzymam, mogę papierek złożyć i schować do kieszeni. Psiej kupy nie. Dlatego Twoja argumentacja, khartvin, kuleje. A ja się nie dziwię, czemu mimo wszystko dużo osób machnie ręką i nie będzie sobie zawracać głowy. Jeżeli chcemy, żeby ludzie nauczyli się sprzątać - bo na takim etapie świadomości jest nasze społeczeństwo, dopiero się UCZY, to nie jest NORMA jeszcze - więc jeżeli chcemy, żeby to było właśnie normą, żeby weszło w krew, ułatwmy ludziom sprawę. Czy postawienie kilku koszy to tak wielki wydatek?