Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kiniaas007

Zamieszcza historie od: 8 maja 2011 - 17:05
Ostatnio: 21 marca 2021 - 16:25
Gadu-gadu: 2063508
O sobie:

http://gotowaniezkotem.blog.pl/ mój własny kulinarny blog ;)
http://gol-liw.ucoz.pl/ remonty!
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php nasze forum!!

  • Historii na głównej: 17 z 57
  • Punktów za historie: 21383
  • Komentarzy: 1334
  • Punktów za komentarze: 9057
 
zarchiwizowany

#19953

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak mi się przypomniało, po pewnej mojej prywatnej rozmowie na gg..Otóż dlaczego to Kinia nie przepada za klerem, jedna z historii..
Na początku z Lubym mieliśmy pewne zawirowania, odległość, Jego praca, moje studia, wreszcie moja operacja...trudny czas dla Nas obojga..W końcu po jednej z awantur się rozstaliśmy (na pół roku, po czym się zeszliśmy)..Dla mnie to był cios straszny, do tego tuż po operacji, przerwa w studiach...ogólnie jeden z najczarniejszych momentów w moim życiu, jedyny podczas którego miewałam myśli samobójcze...
Zapragnęłam wtedy rozmowy, ot takiej zwykłej rozmowy z kimś zdystansowanym do całej sytuacji, jako, że na psychologa mnie stać nie było, wybrałam konfesjonał...Tyle słyszałam o Kapucynach, że można iść normalnie porozmawiać...Ale oczywiście nie byłoby ważne gdybym nie natrafiła na największego gbura jaki tam był.
Poszłam więc któregoś pięknego dnia, nastawiona na rozmowę, zwyczajne wyżalenie się i usłyszenie, że w moim cierpieniu Pan ma jakiś swój plan...
Wiadomo początek, i chcę przejść do rzeczy, na prawdę potrzebowałam rozmowy. Gdy zaczęłam opowiadać jak bardzo Go kocham, jak mnie Jego odejście zabolało, usłyszałam, że młodym to rodzice powinni wybierać partnerów, a on nie jest od wysłuchiwania żalów...Już było mi przykro, ale jak zaczęłam to skończę...Gdy wyszło na jaw, że poszliśmy do łóżka (dla mnie był to pierwszy raz) usłyszałam, że jestem pozbawioną honoru puszczalską, że dobrze, że mnie zostawił, bo może się czegoś nauczę, że Bóg mnie nienawidzi za to co zrobiłam...
Odpysknęłam się? Walnęłam klechę??
Nie...zaryczana wstałam i wyszłam, i nigdy bardziej nie miałam ochoty odebrać sobie życia jak właśnie wtedy...

Kapucyni

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (270)
zarchiwizowany

#19731

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chyba jedna z najkrótszych historii...
Już wiem, czemu w mojej okolicy przestali chodzić Świadkowie Jehowy...Wiecie czemu?? Właśnie jedna z nich do mnie zadzwoniła na stacjonarny.
[ŚJ]- Czy chciałaby by Pani porozmawiać na temat Biblii, szczęście...blablabla standardowa formułka, więc wiem już z kim mam do czynienia..
[J]- przepraszam, ale właśnie przeprowadzam transfuzję mojemu kotu
[ŚJ} - brak sygnału...
Cóż, wchodzimy w nową erę..może niedługo zaczną pisać na gg??

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (200)
zarchiwizowany

#17633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ;) Mam pewną historyjkę, która dowodzi na pewien dziwny ciąg logiczny kasjerki w TESCO.
Akurat byłam z Narzeczonym w owej świątyni konsumpcjonizmu, gdy mojej Blondynce skończyły się fajki, a jako nałogowy palacz (niestety, pali jak Jego krajan - Smok Wawelski) poprosił, żebym kupiła Mu fajki, gdyż pieniążki były tylko na mojej karcie, a raczej On na Kinię nie wygląda ;), a On w tym czasie pójdzie do Orange zapytać o co kaman z fakturą (inna historia)...idę do kasy przy BOKu i proszę o jakieś czerwone papierosy do 10 zeta...Pani patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem ( w kucyku, zwykłym t-shircie, jeansach i adasiach, do tego bez makijażu, na prawdę nie wyglądam na 24 lata) i w te słowa
- Skoro masz obrączkę na palcu*, to mogę Ci je sprzedać...
Skasowała, zapłaciłam i z miną w stylu o.O polazłam odszukać w czeluściach galerii Lubego.

*obok pierścionka zaręczynowego, na tym samym palcu mam obrączkę ze stali chirurgicznej (wygląda jak zwykła, klasyczna srebrna), identyczną ma mój Luby...ot po to by wiedzieć, jaki to "ciężar" ;>

tesco

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (47)
zarchiwizowany

#16748

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ponownie ;) po małej, niezamierzonej nieobecności postanowiłam powrócić na naszych ukochanych piekielnych ;)
Dobrze, wazelinka pociekła, możemy zatem przejść do piekielnej historii ;)
Od 2-3 miesięcy miałam dziwne stany to totalnej euforii,przez miłość do całego świata, aż do totalnej rozpaczy, potrafiłam się rozpłakać na widok zasuszonej dżdżownicy. Do tego ciągle było mi na przemian słabo i gorąco plus wielki smak na słodkie i kwaśne. Nasza mała diagnoza? Jak nic chyba się rozpączkowaliśmy i chyba pora się jakoś przygotować do powiedzenia o tym rodzicom. Ale jednak nie, nagle okresu dostałam, czyli przedwcześnie mamusią nie zostanę..okres się skończył i znowu to samo - śmiech, miłość, ryczenie plus coraz boleśniejsze miesiączki. Chcąc nie chcąc, Narzeczony mój, w asyście 2 kumpli odeskortował mnie do dowcipnego lekarza (asysta niezbędna, osobiście wszędzie dotrę, tylko nie do lekarza - jakiegokolwiek lekarza), bo już nie mógł patrzeć jak się zwijam z bólu i prawie, dosłownie, wykrwawiam...
Cóż wlazłam do tego przybytku rozkoszy, czyli przychodni z NFZetem, poczłapałam na pięterko pod czujną opieką Miłości Mego Życia (kumple zostali na zewnątrz, gdybym jakimś cudem dała dyla) i odprowadził prosto pod gabinet dowcipnego. Jak pech to pech, nikogo w poczekalni, weszłam więc z marszu...Niestety nie było mojego, bardzo, ale to bardzo cierpliwego Pana Doktora, który zna moją historię choroby (ano, się chorowało na to i na tamto), za to za biureczkiem siedział pan, wyglądem przypominającego prawdziwego Szalonego Naukowca (SN). Siadam, czekam, zero reakcji ze strony SN. Wreszcie nieproszona zaczynam opisywać co mi jest. Gdy skończyłam SN popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, już oczekiwałam diagnozy godnej samego Hałsa, gdy do moich uszu nadleciały te o to słowa...
-To niech Pani zajdzie w ciąże, objawy pozostaną za to pozbędzie się Pani okresów...
Trudno mnie zagiąć, tak bym zapomniała języka w gębie...temu Panu się udało o.O

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (288)
zarchiwizowany

#11877

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś opowiem o pewnym piekielnym listonoszu, która w sumie miała swój mały finał dziś. Ale do rzeczy.
Jakiś czas temu zmienił się u mnie na osiedlu listonosz. Na początku wszytko ładnie, pięknie, potem pojawiły się coraz większe problemy. Zamowiłam paczkę z allegro z roślinkami do akwarium i czekam na nią jak na szpilkach, bo wiadomo, że roślinki takie dość delikatne są. Jakież było moje zaskoczenie, gdy schodząc na chwilę do piwnicy po słoik, zastałam listonosza, radośnie wypisującego awizo na moje nazwisko, twardo twierdząc, że nie było mnie w domu! Ale nic paczka dużych rozmiarów, będę człowiekiem, poleciałam sobie na pocztę, bo i tak miałam iść do biblioteki, która mieści się obok tejże. Odbierając paczkę, podpisałam pozwolenie, żeby listy polecone zostawiać w skrzynce...
Ostatnio czekaliśmy na bardzo ważne dokumenty "na wczoraj" które Luby mój miał zanieść do siebie do pracy (były w krk, teraz jak się do mnie do ck przeprowadził, po prostu ich nie wziął, kto by pomyślał, że będę po prostu potrzebne) inaczej za ponowne ich wyrobienie trzeba by płacić z własnej kieszenie ( jak dla mnie 70 złotych piechotą nie chodzi), czekałam na nie w domu cały dzień, wieczorem schodzę do sklepu (coś koło 17), patrzę do skrzynki - tak moi kochani!!- awizo!!. Krew się we mnie zagotowała, w te pędy na pocztę, w ostatnich minutach wpadłam do tego b*rdelu na kółkach, odpieram polecony, mówiąc, że przecież zostawiałam upoważnienie, czemu nie przyniósł mi do domu, etc...tu następuję przeprosiny...
Kolejnym razem zastałam paczkę w której była torba wielokrotnego użytku na zakupy (dostałam, za udział w jakiejś tam ankiecie) na chama wepchniętą do skrzynki, tak, że koperta była w jednym rogu porwana, a torba lekko nadpruta...
Ale dziś przebił wszystko. Zamówiłam na allegro podstawkę chłodzącą do lapka - dużo siedzę na kompie, pisze licencjat, sprzęt się grzeje a nie chcę go zniszczyć. Nie dość, że nie poszam po wpis bo czekałam na tego *********, to wychodząc na chwilę pod klatkę zastałam awizo (jakze by inaczej) to jeszcze z Anny nagle stałam się Anitą!! Ale dobra, pomyślałam, że może paczka większa niż te które biorą. Na pocztę, nie ma paczki, tamtem ma przy sobie. Nie wytrzymałam, zażądałam kategorycznie rozmowy z kierownikiem listonosza, uzyskałam numer. Zadzwoniłam, złożyłam skargę oraz stanowczą prosbę by paczka jeszcze dziś została mi przyniesiona (nie po to rezygnuję z wpisu, żeby nie mieć jej w domu!!) i groźbę, że jeśli jeszcze raz tak pan postąpi, będę wnioskowała o dyscyplinarne zwolnienie z pracy (skoro praca nie odpowiada, może pora znaleźć inną.). Na koniec dodam, że nie tylko u mnie tak jest, większość moich znajomych ma podobne przygody z panem listonosze.
Sami oceńcie kto był bardziej piekielny. Ja czy listonosz.
Przepraszam, że tak długo...ale jeszcze się we mnie gotuje...

ukochana poczta polska

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (193)
zarchiwizowany

#11330

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
III
Mały wstęp.Jestem dziewczynką trochę większych gabarytów. Za to mój narzeczony jest wysoki i baaaardzo szczupły i na prawdę świetnie wygląda ubrany w stylu wojskowym. Teraz do rzeczy.
Luby w przypływie romantyzmu i gotówki postanowił zabrać mnie na małe bieliźniane zakupy. Wiadomo jakiś seksowny komplecik, co by urozmaicić zabawy w alkowie. Ukochany mój stanął sobie w pewnej odległości ode mnie i przeglądał dla siebie bokserki a ja w tym samym czasie szukałam czegoś dla siebie. Kątem oka zarejestrowałam wchodzącą plastik-fantastik, solarka, tipsy...i wielki wałek tłuszczu (autentycznie większy niż u mnie!!) wylewający się z różowej mini (taki oczo*ebny róż)...Panienka nagle podbija do TŻ, celem chyba wyrwania...Z racji wielkiej ciekawości, przybliżyłam się bliżej (dalej twardo oglądajac staniki) słyszę jak panienka proponuje mojemu loda jeśli kupi jej jakieś tam body!! Już miałam się odezwać (mój wiedział o tym, że słyszę-ciagle się uśmiechał, jeszcze bardziej tipsiarkę nakręcając) gdy tamta, chcąc się chyba lubemu przypodobać, powiedziała:
[P] - widzisz tego kaszalota tam? jak można tak się spaść?? (hej mam tylko 5 kg nadwagi!!) i jeszcze wybiera jakieś koronkowe majteczki. Ciekawe co za idiota by tknął takie COŚ!
[TŻ]- właśnie rozmawiasz z owym idiotą, i nie życzę sobie, by taki kur*wszczemp obrażał moją przyszłą żonę.
Tipsiara zonk, że jak...i wyszła jak niepyszna...a nam komplecik bardzo podniósł libido ;>

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (308)
zarchiwizowany

#11328

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ponownie.
Dziś jakoś naszła mnie wena i przypomniałam sobie kilka historii
I
Moje problemy z Orange...Jakieś 2 lata temu kupiłam sobie telefon w zetafonie w taryfie nowe orange go, gdyż akurat potrzebowałam nowego telefonu (staremu to mogłam co najwyżej wyprawić pogrzeb) no i ten darmowy numer, wiadomo miłość ;) Wszystko elegancko hulało, do mniej więcej stycznia tego roku, kiedy to nagle zaczęło wyskakiwać "usługa TYMCZASOWO niedostepna"...myślę sobie nic się nie dzieje, spróbuję za parę dni...ciągle ten sam komunikat, aż do dziś. Jako, ze jestem osóbką o iście piekielnym charakterku, lecz także mocno leniwą, dopiero ostatnio(jakiś miesiąc temu) zdecydowałam się na mała wycieczkę do salonu orange. Pani najpierw usilnie wmówić mi, że to dlatego, że nie doladowuje konta (co miesiąc minimum 25 zeta), potem, że to awaria systemu, ale już naprawili (ewidentnie chciała mnie zbyć):
[J] - skoro już naprawili państwo system, proszę żeby aktywowała mi Pani ten darmowy numer.
Po kilku próbach, zonk, dalej nie działa. Dopiero potem baaardzo łaskawie zaproponowała, że mogę napisać reklamację, z czego rzecz jasna radośnie skorzystałam. Obecnie od orange dostałam tylko sms, że sprawa w toku.
II
Jeszcze z czasów kiedy pracowałam na kasie w realu. Jako worker, byłam typowym "wynieś, przynieś, pozamiataj", więc rzucono mnie raz na dział z warzywami, gdyż dziewczyny sobie nie radziły (promocja, rodzynki, orzeszki etc na wagę). Nagle patrzę, a jedna stara baba, bierze całą rękę rodzynek, przytknęła do gęby, pomamlała a resztę wyrzuciła z powrotem do pudła...zrobiło mi się niedobrze.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (179)
zarchiwizowany

#10363

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie przypomniała mi się kolejna "szpitalna" historia...i nawet nie wiem jak mam ją zakwalifikować, bo określenie piekielna, jest tu nieadekwatne..
W 2000 roku moja ś.p Babcia (ta od mdlejącego dziadka) z racji zapalenia płuc trafiła do szpitala. Przy poważnej cukrzycy (ponoć w szpitalu zmienili jej insulinę o.O) Babcię choroba pokonała. Wieczorem, zadzwonił tel, że niestety Babcia, przeniosła się do tego lepszego ze światów. Dalszą część opowieści znam z opowiadania Mamy. Rodzice pojechali do szpitala, gdzie Babcia leżała. Mama przedstawiła się, powiedziała w jakiej sprawie no i skierowano Ją do kostnicy...Wchodząc tam, doleciał jej uszu tekst jednej z pielęgniarek
[P] - Ty, patrz trupa se przyjechali pooglądać...
Gdyby nie chodziło o śmierć swojej Mamy (Babci), moja Mama zrobiłaby tam niezłą awanturę...Dopiero po pogrzebie, Rodzice poszli na skargę...

kielce, szpital na kościuszki...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (50)
zarchiwizowany

#10234

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ;] Moja pierwsza historia, więc proszę o wyrozumiałość.
Znalazłam tu dużo piekielnych historii na temat służby zdrowia, dlatego postanowiłam dodać moją historię, niejako w obronie tejże instytucji...
A więc (tak wiem poloniści zgrzytają zębami i szykują kamienie;>) dwa lata temu zaczęłam miewać krew w moczu i pobolewały mnie nerki, ale tu tak, praca, sesja, nowy facet, znowu sesja (tym razem poprawkowa), znowu uczelnia, nie było zbytnio czasu iść do lekarza, zwłaszcza, że nie bolało cały czas, ot miewałam co jakiś czas po parę dni, że pobolewało i była krew w moczu. No i organizm, doszedł do wniosku, że skoro ja go olewam, sam się doprosi uwagi...1 listopada, gdy byłam na grobach, zaczęło mnie tak boleć, że prawie błagałam o kulkę w łeb i wrzucenie do którejś z krypt. Rodzice najpierw myśleli, że symuluję (zaraz po wolnym miałam wielkie kolokwium), ale zabrali mnie na pogotowie. Tam diagnoza, że mam piasek w nerkach i najprawdopodobniej schodzi...Dostałam przeciwbólowe, lekarz zalecił dużo pić (oficjalnie wody, nieoficjalnie wiecie co;>) i heja do domu...Dobrze, że jeszcze wolne...następnego dnia, wieczorem znów powtórka z rozrywki, tym razem ból jeszcze gorszy. Dzwonię na pogotowie a oni z tekstem, że mam wziąć apap i iść spać! Mówię, tłumaczę, w drodze łaski, dostałam telefon do przychodni na Pocieszki (kto z Kielc ten wie), przyjechali dostałam domięśniowo (raczej dotyłkowo) nospę i ketonal. Poszłam spać. Następnego dnia nigdzie nie wychodziłam, było wszystko dobrze. Myślę sobie nic się nie dzieje, jutro idę na ten nieszczęsny kolos...ledwo wróciłam do domu, całą drogę umilając sobie i innym obywatelom, niecenzuralnymi słowami. Jakoś doszłam do domu, prawię płacząc proszę Tatę, żeby zawiózł mnie do szpitala (wcześniej na pogotowiu, powiedziano nam, że urologia jest tylko na Czerwonej Górze, między Kielcami a Chęcinami). Tata poszedł na parking po samochód, Mama mnie spakowała. Jedziemy. Najpierw kolejka do rejestracji. Inteligentne pytanie pani z rejestracji - czy na pewno mnie boli - nie, po prostu, źle mi w domu i chcę się rozerwać trochę na szpitalnym wikcie i opierunku. (to nie było miłe, ale miałam wrażenie, że ktoś mi wyrywa połowę organów wewnętrznych). Przyjęli mnie, od razu mocz, potem USG. Diagnoza - spory kamień, 5 na 7 mm. Zostawiamy na oddziale. Po unormowaniu sytuacji - urografia (usg z kontrastem na nerki). Kolejna diagnoza - nerka na skraju funkcjonowania, konieczna operacja w trybie przyspieszonym (czekałam tylko półtora miesiąca, i tylko na własną prośbę, bo akurat święta wypadały i dobrze zrobiłam, bo po operacji leżałam w szpitalu bite 3 tygodnie). Na prawdę opieka na oddziale miła, pielęgniarki miłe i pomocne, o wszystko można poprosić, nigdy złym słowem czy gestem nie uraczyły nikogo. Lekarze - fachowi. Mnie z racji ciekawego przypadku (młoda osoba i tak zniszczona nerka) wziął pod skrzydła zastępca ordynatora. Bez żadnych znajomości, bez niczego...Jedzenie pyszne, piękne widoki za oknem (szpital w środku lasu http://czerwonagora.pl/ - choć już po 3 tygodniach leżenia tam, tęskniłam za zgiełkiem miasta). Więc nie zawsze służba zdrowia jest taka zła. A i wszystko było na NFZ!!
Sorry, że długo, ale chciałam dokładnie opisać ;]

szpital czerwona góra kielce

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 22 (72)