Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kiniaas007

Zamieszcza historie od: 8 maja 2011 - 17:05
Ostatnio: 21 marca 2021 - 16:25
Gadu-gadu: 2063508
O sobie:

http://gotowaniezkotem.blog.pl/ mój własny kulinarny blog ;)
http://gol-liw.ucoz.pl/ remonty!
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php nasze forum!!

  • Historii na głównej: 17 z 57
  • Punktów za historie: 21383
  • Komentarzy: 1334
  • Punktów za komentarze: 9057
 
zarchiwizowany

#41916

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mamy grzybny rok, oj grzybny. Ostatnio oprócz maślaków, podgrzybków była masa rydzów.

Moja rodzina to zapaleni grzybiarze, jeśli tylko jest możliwość znikamy w lesie na długie godziny.

Przedwczoraj też byliśmy i udało nam się wstrzelić w piękny wysyp rydzyków.

Gdzie piekielność?

W ludziach odwiedzających las. Gdzie nie spojrzeć, "szmotki, butelki", zapomniane części odzieży, stare telewizory, zderzaki, pralki i wszelkie inne śmieci, ale to stały widok, prawda?

Nie zdziwił mnie nawet widok dwóch megakup (na prawdę to chyba musiał być guliwer), elegancko przykrytych runem leśnym, jeno zapaszek ostrzegał, przed bombą.

Ale najbardziej zniesmaczył mnie fakt, że jakaś banda kretynów przeszła przez las i wszystko tratowała, obojętnie czy to był psi, muchomor czy jadalny. Skoro przyszli na rydze ( a miejsce rydzowe swoją drogą), to czemu maślaki i sitaczki były zadeptane? I to widać było, że ktoś nie stanął przez nieuwagę, tylko były dokładnie zdeptane, albo wyrwane kopnięciem.

Jakim kretynem trzeba być? Nie zbierasz - ok, twoja broszka, ale może inni by chcieli? Nie mówiąc o leśnej zwierzynie...

Myślenie nie boli, a widok zdewastowanego lasu - już tak.

las

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (335)
zarchiwizowany

#40427

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z rodziną to jednak najlepiej na zdjęciu ;/

Mieszkam z Dziadkiem. Dziadzio od 2000 roku jest wdowcem. Babcia zmarła nagle, w ciągu kilku dni, nie pozostawiając po sobie testamentu.

Dziadkowie mieli troje dzieci, dwóch synów i córkę, a moją mamę. Jeden z synów (najmłodszy) od dwóch lat nie żyje. Pozostaje moja mama i wujek.

Babcia po swojej mamie odziedziczyła dom (ale dalej tam mieszkała jej bezdzietna siostra i najmłodszy syn). Siostra Babci zmarła trzy lata temu.

Żyjący wujek, po ślubie z pewną heterą, nigdy nie interesował się Dziadkami, nawet zmienił nazwisko na żony. Mają dwóch synów. Jeden w moim wieku był u dziadka prawie dwie dekady temu, starszy był tu raz, gdy chciał zaprosić Dziadka na wesele (Dziadek nawet nie poznał go, dla niego to był zupełnie obcy chłop). Synowa od dnia ślubu nigdy tu nie była, uważała naszą rodzinę za coś gorszego. O śmierci drugie wujka, powiadomiliśmy ich przez portal nk, gdzie znalazłam brata ciotecznego, gdyż telefonów od nas nie odbierali. Wujek też latami się nie interesował, dopiero ostatnio, po śmierci drugiego wujka czasami przyjeżdża na pół godzinki.

Po śmierci wujka dom i sad zaczęły popadać w ruinę (okoliczne pijaczki zrobiły sobie tam melinę), dopiero w tym roku został wynajęty, a ja wraz z K i moim rodzicami uprzątnęliśmy ogród (a było co robić), wsadziliśmy tam oprócz pracy także troche grosza i wiele serca.

Teraz wujek wraz z tą swoją harpią się obudzili i chcą położyć łapę na wszystkim, argumentując, że skoro ja wraz z K mieszkam u dziadka, to mamy wystarczające profity, a oni przez lata nic od niego nie dostali!

Nie liczy się to, że nie bywali u dziadka, nie odwiedzali go w szpitalu, nie dzwonili...Im się należy!

I co teraz mamy zrobić?

rodzinka

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (232)
zarchiwizowany

#39872

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś krótko.

W piątek dostałam zawiadomienie, iż na poczcie znajduje się dla mnie przesyłka sądowa. W domu awantura, że z wymiarem sprawiedliwości zadarłam, co ja takiego narozrabiałam...

Dziś pocwałowałam na pocztę, dowiedzieć się czegoż to ode mnie Temida chce.

Przesyłką sądową okazała się...zamówiona na allegro karta pamięci -.-. Skończyły im się druczki do zwykłych awizo więc wypisali na tej...

Nosz kurrrrr....

poczta

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (286)
zarchiwizowany

#34333

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak to wystawiłam pierwszy raz w życiu negatywa.

Postanowiłam wreszcie zaszaleć i kupić sobie aparat cyfrowy. A że leniwe ze mnie stworzonko, na miejsce zakupu wybrałam allegro. Udało mi się dostać fajny, z potrzebnymi wymaganiami, niedrogi aparacik. Ale jak aparat to i osprzęt by się przydał. Dokupiłam na innych aukcjach akumulatorki i ładowarkę do nich. O ładowarce będzie historia.

Wszystko to kupiłam w sobotę, 16 czerwca. Akurat kroił się fajny wypadzik na działkę, toteż fajnie porobić kilka fotek czymś lepszy niż aparat w komórce. Obliczyłam, że najpóźniej w czwartek wszystko powinnam już mieć w domciu.

W poniedziałek rano dostałam maile, że wpłaty wpłynęły na konta sprzedawców. We wtorek aparat był u mnie. W środę jedne akumulatorki, w czwartek drugie. Ładowarki niet. Na moje nieszczęście akurat popsuł mi się laptop i nie miałam dostępu do neta.

Dopiero w niedzielę udało mi się odebrać maile, ale cisza od sprzedawcy, więc sama wysłałam zapytanie co z przedmiotem (gdy kupowałam, a wiadomości do sprzedawcy wyraźnie zaznaczyłam, że zależy mi, żeby ładowarka była przed weekendem już u mnie. Także jeśli idzie o przesyłkę wybrałam priorytet).

Odpowiedź dostałam dopiero w wczoraj po południu, że niestety nie mogą zrealizować zamówienia, bo nie mają przedmiotu na stanie! Na moje pytanie czemu pan nie mógł mi tego wcześniej powiedzieć, nie uzyskałam odpowiedzi.
Pieniądze miały być wysłane od razu po naszej rozmowie telefonicznej (zadzwoniłam po dostaniu maila, chcąc wiedzieć co teraz). Pieniędzy na koncie wciąż nie mam. Więc zgodnie z moją obietnicą, ze jeśli w ciągu 24h nie oddadzą kasy, wystawiam negatywa. Nie polecam użytkownika TanieKupowanie24

allegro

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (201)
zarchiwizowany

#33697

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Heh, już sama nie wiem czy mam płakać czy się śmiać...

Ale do rzeczy. Wymyśliłam sobie na obiad tagliatelle z sosem serowym. Makaron zrobiłam sama, ale po ser trzeba skoczyć do Tesco.

Kupiłam co miałam kupić, w tym małego batonika, bo mimo późnej pory (koło 13stej) jeszcze nic nie jadłam. Spakowałam wszystko do wózka i odeszłam kawałek do jednego z siedzeń, by popakować wszystko do siatki. Otworzyłam sobie batonik i radośnie go konsumuje. Obok mnie przechodzą trzy maniurki, rodem z gimnazjum. Najodważniejsza do mnie z tekstem:
- taka gruba świnia, a jeszcze słodycze żre. Takie jak ty to zamknąć się w specjalnych zakładach powinno.
Spojrzałam na maniurkę wzrokiem znudzonym i nic nie odpowiedziałam, wszak wiadomo, że takie to głupie, a ja nie mam humoru na wdawanie się w pyskówki z gnojarką
- no co grubasie, gębę ci baton zatkał?
- idź się puszczaj gdzie indziej, wizję świata mi psujesz - wreszcie zdecydowałam się odpowiedzieć.
Nastała chwilowa cisza. Ja zbieram się do domu, obiad sam się w końcu nie ugotuje.

Słyszę za sobą "przyjeb jej, przyjeb".

Odwróciłam się, a tamta mierzy się na mnie. Złapałam za rękę (usiłowała mnie zaatakować, więc zgodnie z prawem mogłam już się bronić zastosowując przymus bezpośredni), wykręciłam rękę i zmusiłam do klęknięcia. Gdy jej koleżaneczki usiłowały się na mnie rzucić, wystarczył lekki ruch ręką, by dziewczę zawyło. Podbiegł ochroniarz, spytał co się stało.

Nawet nie dano mi dojść do głosu, zostałam przez gimbazę zakrzyczana, więc zgarnięto nas do "pokoju zwierzeń" na obejrzenia materiału z monitoringu, który potwierdził moją wersję zdarzeń,gdy w międzyczasie udało mi się jednak wyłuszczyć.

Na początku nie chciały podać żadnych swoich danych. Na groźbę wezwania policji, jednej rozwiązała się buzia, że rodzice agresorki są na terenie galerii.

Gdy przybyli, wezwani przez głośniki, ojciec był zadziwiająco spokojny. Poprosił o pokazanie nagrania. Gdy skończył, podszedł do córki i uderzył ją w twarz. Nawet nie pisnęła. Na moje pytanie co robimy z tym całym burdelem, odpowiedział, że jak dla niego to mogę wzywać policję, jednak matka i reszta dziewczyn go ubłagała byśmy się dogadali. Dlaczego? Każda z panien, miała już warunkowo umorzone postępowanie, w sprawie pobicia i nękania jakiejś ich koleżanki ze szkoły i moje zgłoszenie spowodowałoby wydanie wyroku na każdą z nich.

Na moje konto najpóźniej do jutra wpłynie po 2k pln, od rodziców panienek, a każda zostanie wysłana do oddalonych szkół prowadzonych przez siostry zakonne ;)

hipermarket

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (454)
zarchiwizowany

#33631

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak to czasem można się doczekać wsparcia ze strony własnej matki.

Na wstępie pragnę wyjaśnić, że razem z moim K stołujemy się u moich rodziców, płacąc im za to miesięcznie określoną kwotę.

Dziś rano jeden z moich szczurków miał wypadek. Gdy dawałam im jedzonko, Szerszeniowi, łapka się zaklinowała między szczebelkami, i na niej zawisł. Od razy go uwolniłam i po oględzinach nic specjalnego nie znalazłam (ma dość długą i grubą sierść). Po obiedzie postanowiliśmy chłopaków wykąpać. Gdy moja młodsza wycierała Szerszenia zauważyła na ręczniku krew. Okazało się, że naderwał sobie łapkę w pachwince, na długości 2-3 cm, dość głęboko bo mięso było widać. Mój K wraz ze szwagrem, od razu się ubrali i polecieli do jedynej w tym momencie czynnej lecznicy. W między czasie młodsza zadzwoniła do naszych rodziców, mówiąc co się stało. Łącznie było trzy telefony, gdzie moja ukochana matka stwierdziła, że:
"niepotrzebnie szliśmy z nim do weterynarza, bo to drogo, a na szczurach się szybko goi" - Szerszeń dostał szoku, wet go ledwie odratował,
"że niepotrzebnie się martwimy, mamy jeszcze przecież trzy inne szczury",
"że jak ona będzie umierać, to ja z siostrą nawet łzy nie uronimy" - tak, jaaasne, pewnie. Wtedy specjalnie na Kajmany polecę.
Zrobiła mi awanturę, że nie chcę jej w tym momencie sprawdzić konta i zrobię to za chwilę, jak mi ręce przestaną drżeć "mogę więcej do nich nie przychodzić i od tej chwili sama się żywię".
Tak, dzięki mamo, za wsparcie w takiej chwili. Zdałaś egzamin śpiewająco...

rodzinka

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (99)
zarchiwizowany

#30097

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem o kobiecie Rysia, tego z mojej poprzedniej historii. Ze specjalną dedykacją dla BlackMoon ;>

Joasia była piękną dziewczyną, z długimi, kręconymi,lśniącymi, czekoladowymi włosami, zielonymi oczyma, kibicią tak wąską, że człowiek miał wrażenie, że obejmie ją dwiema dłońmi.

Niestety uroda jej, sprawiła, że zwrócił na nią uwagę syn miejscowego notabla. Dlaczego niestety?

Szybko doprowadził do ślubu, bo jakże to, dziewczyna już od dawna pełnoletnia, to dzieci powinna rodzić, o męża i gospodarstwo dbać, a nie szlajać się gdzieś na jakiś studiach. Tak myśleli jej rodzice, i tak też argumentował konkury Marek. Joasia nic nie czuła do niego, ale wola rodziców najważniejsza. Urządzono huczny ślub. Wszystko grało i śpiewało przez pierwszy rok. Potem z Marka zaczęło wychodzić jego prawdziwe ja. Jak większość chłopów w jego wsi nie stronił od kieliszka, a po wódce stawał się agresywny i nieobliczalny. Nie raz i nie dwa pobił Joasię, zwyzywał od kur*ew i szmat. Gdy okazało się, że Asia jest w ciąży, Maruś poszedł to uczcić, świętował przez tydzień, a gdy wrócił, tak bardzo pobił dziewczynę, że ta straciła ciążę.

Nic mu nie pasowało. Wg niego Aśka była leniwa, niegospodarna. Potrafiła nie zrobić obiadu, jemu, tak ciężko pracującemu u tatusia w firmie. Nie docierało do niego, że aby ugotować obiad, trzeba mieć za co kupić produkty, a on wszystkie pieniądze przepijał. Ale to i tak wszystko Aśki wina. Dziewczyna zmuszona była do podjęcia pracy, zatrudniła się w fabryczce mebli, jako sprzątaczka na pół etatu.


U rodziców nie mogła szukać pomocy. Wyznawali zasadę, że wszystko co nas spotyka jest odpowiedzią za nasze czyny, więc najwyraźniej ich córka tak bardzo czymś zawiniła, że Bóg pokarał ją takim, a nie innym chłopem. I powinna z wdzięcznością swój krzyż nosić.

Mijały lata. Dziewczyna stała się kobietą. Przestraszoną, ba wręcz wylęknioną, drżącą na sam widok swojego oprawcy. Niewiele zostało w niej, z tej dawnej Joasi, ciągle uśmiechniętej, żartującej, odważnej. Wprawdzie figurę zachowała, ale ciągle chodziła zgarbiona, włosy straciły blask, ciągle chowane pod chustę. Ciało nosiło ślady ciągłego bicia i niedożywienia.

W 15stą rocznicę ich ślubu, zamiast niego w drzwiach ujrzała policjantów. Okazało się, że podczas libacji, Marek spowodował bójkę z kumplami od kieliszka, a tamci w pijackim widzie zadźgali go nożem. Joasia przez długi czas nie potrafiła z siebie głosu wydobyć. "Nie ma potwora, nie żyje" wciąż kołatało jej w głowie. Nie potrafiła uronić nad nim jednej łzy. Przez cały pogrzeb miała suche oczy.

W tej samej wsi mieszkał nasz Rysio, znali się z widzenia, po śmierci Marka, zaczął Asi pomagać w cięższych pracach. Za parę groszy, a nawet za sam ciepły obiad, kość dla Zgrywusa i możliwość przekimania na stryszku rąbał drewno, nosił wodę ze studni. Ale widział jak kobieta reaguje na zbyt bliską jego obecność. Wiedział, że była mu wdzięczna za pomoc, ale nawyki wciąż dawały o sobie znać.

Wtedy banda gnoi napadła na Rysia, a Zgrywus ich poturbował. Joasia, przełamując się, cichym szeptem opowiedziała swojemu szefowi, jak sprawa wygląda. Dzięki niej Rysiu został stróżem w fabryczce.

Fabryczka się trochę rozrosła, założono monitoring, Rysiu awansował na szefa ochrony, miał pod sobą dwóch podwładnych. Był z tych mężczyzn, którym wiek dodaje uroku. A teraz gdy ciągle umyty, trochę odkarmiony, pachnący, w czystych ubraniach, niczym nie przypominał tamtego zbieracza puszek, mógł podobać się kobietom. Ale jego serce biło tylko dla jednej...

Gdy zaczął porządnie zarabiać, postanowił uderzyć w konkury właśnie do Joasi. Bardzo powoli i ostrożnie ją do siebie przekonywał. Nigdy w jej obecności nie podnosił głosu, mówił delikatnie i łagodnie. Wreszcie postanowił się oświadczyć. Wiedział, że być może Joasia nigdy nie będzie w "pełni" jego, ale i tak całował ziemię po której ona stąpała.

Przy Rysiu Asia odżyła. Zaczęła ładniej i modniej się ubierać, dbać o siebie. Nawet zdarzyło jej się głośniej zaśmiać!

Odbył się cichy, skromny ślub. Wspólnymi siłami odremontowali domek po rodzicach Joasi. Jakież było ich szczęście, gdy okazało się, że jednak będą mieli dziecko, z racji wieku przyszłej mamy jest ona pod stałą opieką lekarzy. Wiadomo, ze będzie to chłopiec, jak na razie ciąża zdrowa, bez komplikacji, termin koniec lipca/początek sierpnia.

PS. Gdy mój Teść mi to opowiadał, sama się popłakałam. Wprawdzie brzmi to jak bajka, ale wiem, że przydarzyło się naprawdę. Dobrze wiedzieć, że takie rzeczy się dzieją. Życie potrafi nas kopnąć w tyłek, a potem wynagrodzić tysiąckrotnie. ;)

pewna wioska w pewnej części Polski

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 462 (516)
zarchiwizowany

#30016

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Był sobie, powiedzmy, Rysiu. Rysiu był dobrym człowiekiem, o miękkim sercu, lecz sponiewierany przez życie. Żona zostawiła go dla kochanka, dzieci nie miał, pracę stracił. Tuła się od jednej meliny do drugiej, ale męczy chłopinę takie życie, bo on z innego materiału jest. Więc zaczyna trochę pić, nie dużo, może 2 piwka dziennie to max, w sumie na tyle starcza jego skromna renta. Ale potrafi zrezygnować z tego, gdy jakiejś babci brakuje do chlebka czy mleczka, gdy trzeba nakarmić bezpańskiego kotka, czy wrzucić do puszki podczas WOŚPu..

Rysiu nigdy nie prosił o 2 złote do piwka, wolał iść pozbierać puszki, komuś pomóc w uprzątnięciu piwnicy, skoszeniu trawnika, kradzieżą się brzydził. Ludzie wiedzieli i prosili o pomoc czy sami oddawali mu makulaturę, puszki czy butelki.

Podczas turnee po śmietnikach Rysiu usłyszał śmiech i wulgarne zawołania, dobiegające od jednego ze śmietników. Banda gnojków bestwiła się nad małym, biednym szczeniaczkiem, którego ktoś najwyraźniej przywiązał do jednego z kontenerów. Rychu szybko skrzyknął kumpli (miał starą nokię, którą ktoś w przypływie miłosierdzia mu sprezentował), pogonili bananowych i zaopiekowali się psiakiem. Oficjalnym opiekunem Zgrywusa (gdyż takie imię otrzymał piesio) stał się Rysiu. Prawie przestał pić, by ukochanemu czworonogowi nic nie brakowało, by było na wszystkie szczepienia, dobre jedzonko czy od czasu do czasu jakąś zabawkę.

Zgrywusik rósł jak na drożdżach. Po roku był wielką kupą futra, wyglądającą jak skrzyżowanie alaskana z owczarkiem niemieckim. Był też cholernie inteligentną i pamiętliwą bestyjką. Parę razy udało mu się podziabać po tyłku bachorów, co go wtedy przy śmietniku dręczyli, ale za swojego pana gotów był życie oddać.

Gnojki postanowili, ot tak dla zabawy, psa otruć, ale ten od obcych nic nie brał, Rysiu zawczasu go tego nauczył. Wtedy idioci postanowili donieść o pogryzieniu. Ale tak bez jakichkolwiek śladów, trochę by było ciężko, więc...

...zaatakowali Rysia, nożem zadali kilka niegroźnych cięć, gdy Zgrywus się na nich rzucił. Bilans? Kilka podartych par spodni, trochę szwów na rany i....kurator dla każdego z chłystków.

Chłopcy nasi mieli "malutkiego" pecha, gdyż całą akcję z daleka widział patrol policji, ale nim zdążyli dobiec, pies zdążył trochę poturbować jaśnie panów inteligentnych inaczej. A że banda, już od jakiegoś czasu, działa niezbyt zgodnie z prawem i była na oku tamtejszej policji, to sami na siebie ukręcili bicz.

Miejscowa ludność, która już miała dość tych gówniarzy, zrzuciła się na piękną budę dla Zgrywusa i roczną karmę. Rysiu też znalazł pracę jako nocny stróż w miejscowej fabryczce mebli. Wprawdzie tylko za spanie i drobną pensje, ale i to dobre na początek.

A Zgrywus? Ustatkował się, przytyło mu się i woli spać, niż ganiać za kotami.

pewna wioska w pewnej części Polski

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 586 (600)
zarchiwizowany

#29682

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak się noszę od dwóch dni, bo nie wiedziałam czy dodać tą historię czy nie, ale dodam, w razie czego zginie w odmętach archiwum.

Kto zna Kielce, kojarzy mniej więcej gdzie znajduje się kościół św. Jadwigi. Są tam trzy przejścia z wysepkami dla pieszych pośrodku jezdni, między pasami. Ja stałam na tej, od strony Słonecznego, bliżej sklepów. Przez pierwszy pas przeszłam bez problemu, natomiast na drugim akurat był cały sznur samochodów.

Moje tradycyjne, rzucone w powietrze, acz nie za głośne "Boszzz, więcej was matka nie miała?" chyba spowodowało powolne wyhamowywanie eLki, bym mogła sobie spokojnie przejść (zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę nic takiego nie miało miejsce, ale zgranie w czasie było idealne).

Gdy eLka stanęła, autobus linii 30, jakby nie dowierzając, że ona faktycznie staje, nawet nie przyhamował, tylko walnął w tyłek micrze (w CK, eLki to najczęściej nissany micry, nie wiem jak jest w innych częściach kraju), choć w korku za szybko nie miał jak jechać (i całe szczęście!). Dobrze, że nie zaczęłam przechodzić, bo impet uderzenia przepchnął eLkę przez pasy i jeszcze dobre 2 metry za nimi. Cały tył micry rozwalony, tylna szyba poszła w drobny mak. Gesty kierowcy autobusu wyraźnie wskazywały, co myśli i wg niego kto odpowiada za tą kolizję (dodam, że było widać doskonale, iż micra hamuje, bo dobrych parę metrów wytracała prędkość). Instruktorowi zostawiłam swoje dane, czekam na kontakt. Żal mi tylko kursantki, która już nie była pierwszej młodości.

Jeśli czegoś się dowiem, dam znać jak się sprawa skończyła...

ulica

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (260)
zarchiwizowany

#29119

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A teraz kolejna historia, wydarzyła się chwilę wcześniej, gdy wracałam do domu.

Ostatnio strasznie dokucza mi zapalenie mięśnia pośladkowego, co sprawia, że momentami nawet przekręcenie się z boku na bok w łóżku sprawia niewyobrażalny ból.

Rano poleciałam "na miasto" po zakupy i do banku. Z powodu właśnie tego zapalenia, zamiast stać w drodze powrotnej, usadowiłam moje szanowne cztery literki, choć nawet siedzenie sprawiało mi ból.

Dwa przystanki dzieliło mnie od celu, gdy wtoczył się (to dobre słowo) ON. Łatwiej przeskoczyć jak obejść. Mnóstwo wolnych miejsc, ale najwyraźniej moje było najlepsze, gdyż stanął nade mną i zaczął coś mruczeć o nastoletnich ku*rwach (taaak wiem, tradycja. Ale!- mam 25 lat, więc już od dawna nastolatką nie jestem. Wprawdzie mam nadwagę, no ależ proszę, na ciąże to raczej nie wygląda), które puszczają się, a on stary i schorowany musi stać. Nie wytrzymałam:
J- Wie pan, że mówienie do siebie, to oznaka choroby psychicznej? Może da coś się jeszcze z tym zrobić?
O- Jak śmiesz gówniaro! Ja stary, zmęczony, powinnaś w podskokach mi miejsca ustępować!Noż ku*rwa mać!
J- Wie pan, mnie na prawdę nie interesuje czym zajmuje się pana matka i nie musi jej pan wzywać, nie boję się jej.
O- Ty ku*rwo coś Ty powiedziała? Ja nie pozwolę swojej matki obrażać!
J- A ja nie pozwolę obrażać siebie. Per "ku*rwo" to może pan mówić do swojej matki, żony, siostry czy córki, ale nie do mnie. Gdyby był pan choć odrobinę wychowany, wiedziałby pan, że o ustąpienie można poprosić, a nie od razy wyzywać, zwłaszcza, że jest mnóstwo wolnych miejsc. I proszę, nie wygłaszać kazań na temat niewychowanej młodzieży, gdyż tym wychowaniem pan nie grzeszysz, ba! nawet za gorsz nie pan nim nie dysponujesz! A tak przy okazji. W ciąży nie jestem, więc nie wiem skąd te insynuacje.
O- Nie dość, że pyskata to jeszcze gruba!
J- Odezwał się motylek, ale się chyba trochę przytyło, nie?

Dobrze, że akurat był mój przystanek, bo przestałabym być miła...

autobus

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (299)