Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

laaqueel

Zamieszcza historie od: 20 marca 2012 - 23:15
Ostatnio: 5 grudnia 2023 - 14:44
  • Historii na głównej: 4 z 11
  • Punktów za historie: 2459
  • Komentarzy: 21
  • Punktów za komentarze: 62
 

#82970

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Szczyt rowerowy.

Ulica. Jadąc wozem, mijam rowerzystę z zamontowanym na kierownicy uchwytem na tablet oglądającego film.

Samobójca?

rower

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (183)

#80606

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kupiłem buty, ale nie jakieś pierwsze lepsze tylko znanej firmy. Miały być wodoszczelne i mrozoodporne, ale biorąc charakterystykę mojej pracy to zrozumiałe. W każdym razie buty za 600zł. No i pierwsze wyjście w tegoroczny chłodny i deszczowy dzień i jeden but po prostu cieknie. Nie chodziłem w kałużach, ale zwykły deszcz i mokry chodnik.
Cóż reklamuje i wczoraj mam odpowiedź, z której po prostu jeb...eł i muszę iść do rzecznika praw.

"Buty XXX zostały uszkodzone wobec ich złego stosowania. ...Kontakt z wilgocią spowodował uszkodzenie spoiwa buta...
W związku z niewłaściwym użytkowaniem obuwia odrzucamy reklamację..."

Wychodzi na to iż buty terenowe z napisem wodoszczelne należy chronić przed wilgocią.
A dodam, że na reklamację odpisał sklep, ale wysłałem jeszcze mail do producenta.

reklamacje

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (198)

#76520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Święta to także czas spotkań z rodziną.
Rozmawialiśmy o wychowywaniu dzieci i tym jak reagować na pewne zachowania. Oczywiście ciężko w tych sprawach o jednomyślność, choć to co zrobiła bratowa ma moją pełną aprobatę, choć dla niektórych może być piekielne (czytaj teściowa i mama).

Bratowa z córeczką czteroletnią były na zakupach, niestety po drodze do kasy mijały dział z zabawkami. Córka złapała lalkę i do koszyka wkłada.
[Bratowa]: Odłóż zabawkę, mamusia nie ma tyle pieniążków, żeby ją kupić. [Córka]nie reaguje na to i próbuje pchać wózek do kasy. Ponowna prośba też nie daje efektu. Cóż, bratowa odpuściła i zapłaciła za wszystko w kasie. Gdzie piekielność? Upatrywałem jej w tym, że tak łatwo się poddała i pozwala córce rządzić, ale nie...

Kolacja. Kanapki z wędliną, warzywami.
Śniadanie podobne, kolejna kolacja też.
Następne śniadanie już tylko chleb z masłem, podobnie i kolacja bez rarytasów. Córka nieco zdziwiona, ale nie komentowała do następnego dnia i śniadania gdy znowu na stole były tylko kanapki z masłem.

[C]: Mamusiu, a gdzie wędlinka?
[B]: Mamusia mówiła, że nie ma pieniążków na zabawkę, ale się uparłaś to teraz nie ma pieniążków na wędlinkę.
Po śniadaniu córeczka z płaczem przybiegła z lalką i mówi, żeby oddać ją w sklepie, bo woli kanapki z wędliną.
Oczywiście babcie uważają ją teraz za złą matkę, która znęca się nad ich ukochaną wnusią, a ja uważam, że to dobra lekcja dla dziecka.

wychowanie

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (685)

#76343

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsza sytuacja skłoniła mnie do napisania historii o piekielnych rodzicach.

Słowo wstępu, ona lat 21, studentka, mieszkająca z rodzicami. Poznaliśmy się dwa miesiące temu przez wspólną koleżankę. Ot, spotkałem je dwie i dziewczyna wpadła mi w oko, poprosiłem koleżankę o kontakt do niewiasty i tak to się jakoś zaczęło.

Zdziwiło mnie to, że na spotkanie przyprowadzili ją rodzice. Obejrzeli mnie dokładnie, czy mam ze sobą jakieś dziwne przedmioty, co mam pod kurtką, jak jestem ubrany. Krótkie przedstawienie planu "randki", pójdziemy na spacer, a dokąd? A o której wrócicie? Poproszę numer telefonu do siebie. No paranoja. Ale, to nie rodzice mi się podobają tylko Loczek.

Loczek mówi z zupełną naturalnością, jakoby to nie było nic dziwnego, że ojciec prokurator wrzuca "na bęben" nowego potencjalnego chłopaka dziewczyny. Że przesłuchał Loczka i naszą kumpelę odnośnie mojego wykształcenia, pochodzenia, przeszłości, karalności... A mama wybierała jej strój na spotkanie.

No ale dobra, mijają dni, jedna i druga niedziela, rodzinne obiady u Loczka, obowiązkowe zresztą nawet dla jej starszej zamężnej siostry. Zero weekendów we dwoje, zero wypadów, bo mama będzie przez tydzień wydzwaniać codziennie i wypominać, jak to córka rodzicom za wychowanie wdzięczna, że od czasu do czasu nie chce rodziców odwiedzić, ciągle wymówki i głupoty w głowie. Co podczas obiadów? Mama codziennie dzwoni do starszej córki i robi przesłuchanie. A w niedzielę weryfikacja tego co mówiła każdego dnia. W poniedziałek byłaś na zakupach mówiłaś, a gdzie? Małżeństwo ze stażem lat chyba 5 czy 6, a się muszą spowiadać z tego co robią. Jak nie chcą mówić, to znów wygadywanie i histeria do czego doszło, że dziecko ma tajemnice przed rodzicami. Ja jako obiekt przesłuchań co robiłem w pracy, jak spędzałem wieczory we dnie, gdy nie widziałem się z Loczkiem.

Znajomość trwa, siedzimy z Loczkiem w jej pokoju przy herbacie. Nagle wpada mama i cap za mój portfel leżący na biurku - w poszukiwaniu prezerwatyw! Kurtkę już sprawdziła. Nawiązałem więc z moją sympatią dialog, dlaczego jej rodzice traktują ją jak pięciolatkę. Ona zaś mówi, że to troska i ona nie widzi w tym nic złego. Cóż, jeśli matka robi córce awanturę za stringi w szafce i jeździ z nią wybierać bieliznę to chyba jest w tym coś nie tak. Rozmowa słowo po słowie zdaje się uświadamiać Loczkowi, że to nie jest normalne, w końcu ma 21 lat. Powinna być decyzyjna choć w takich sprawach jak kolor noszonych rajstop, czy fason butów. Szpilki = wyzywające, jesteś za mała by takie nosić! Jedyne dozwolone obuwie to trampki, baleriny i sznurowane płaskie.

Przyszedł taki dzień, datując go na 17 grudnia roku bieżącego - dziś, dzień spisania tego wszystkiego. Wcześniej umówiliśmy się na wyjazd do aquaparku, 200km od naszego miasta, dlatego też trzeba wziąć auto. Rodziciele zgodzili się, byśmy jechali autem. Nie moje - nie pcham się za kierownicę. Wsiadamy, Loczek wrzuca wsteczny i nagle apokalipsa. Teściu jak nie wybiegnie, jak nie złapie mnie za fraki i każe wysiadać z auta. Ale panie, co ja żem zrobił? Ty kryminalisto jeden ty, piratem drogowym jesteś i widać od razu, to potwierdzone, wiem że miałeś wykroczenia drogowe.

Owszem, dostałem raz mandat jak mnie radar zrobił. Ale o co chodzi do ch*ja?! Już nie wytrzymałem i wygarnąłem gościowi co o tym myślę. A on na to, że jak ja to sobie wyobrażam! Wielkie auto i ja sadzam dzieciaka za kierownicą. No naprawdę ogromne to kombi, pojazd do przewożenia dźwigarów. Loczek NIE MA PRAWA wyjeżdżać sama przez bramę, ona jest za mała, ja jej zawsze wyjeżdżam! Dlaczego ja na to pozwoliłem?! Loczek sama chciała wyjechać tak w ogóle. Postawiła się w tamtej chwili ojcu, że to nienormalne, ma prawko od prawie trzech lat, a ma obowiązek zostawiać auto przed bramą na chodniku i ojciec zawsze je wprowadza do garażu. Tak samo z wyjazdem, ojciec wcześniej wyjeżdża na chodnik i dopiero z chodnika ona ma prawo wsiąść. W końcu jest taka malutka, to jeszcze dziecko! Nie zawsze będzie ktoś, kto będzie mógł za nią zaparkować, a nie potrafić dobrze parkować to wstyd.

Wtedy zejście na mnie obojga rodziców. Że mam zły wpływ na córkę, mam się wynosić, jestem kryminalistą i sprowadzam Loczka na złą drogę. Ojciec mnie prześledził, moja historia kryminalna jest jak Biblia, powinienem się trzymać z dala! Cóż, mandat za prędkość, za picie piwa w miejscu publicznym, wniesienie oskarżenia o stalking na moją byłą i zgłoszenie się na komisariat jako ofiara pobicia. Nie no, kryminalista ze mnie jak się patrzy. Zostałem wręcz wykopany z podwórka, aquaparku nie odwiedziliśmy. Telefon do Loczka po pół godziny. Odbiera tatuś, grozi, krzyczy, straszy policją za nękanie córki, demoralizację. Loczek napisał mi tylko potajemnie, że to chyba koniec, musi się słuchać rodziców, bo oni wiedzą co dla niej dobre.

Syndrom sztokholmski, wmówienie o niesamodzielności i byciu wiecznym dzieckiem obydwóm córkom. Nie mieści mi się to w głowie.

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 431 (465)

#76243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wojna międzypokoleniowa :)

Mój serdeczny kolega się ożenił nieco później niż średnia krajowa. Wraz z ożenkiem zdecydował, że życie pod skrzydłami mamusi należy zakończyć i należy utworzyć samodzielną komórkę społeczną zwaną rodziną. Niestety jego szanowna mamusia nie mogła zrozumieć, że jej ukochany synek, zaledwie trzydziestolatek, chce i może stać się od niej niezależny.

Pomimo znaczącej odległości, nawiedzała go z wizytacją dość często. Zbyt często. Zapewne miłość synowska i przyzwyczajenie powodowały, że niespecjalnie przeciwstawiał się swojej matce. A mamusia powodowała z każdym przyjazdem małe tsunami w jego rodzinie. Z pozoru wszystko wyglądało na pełną zrozumienia troskliwość i chęć niesienia pomocy. Tyle że niesienie tej pomocy objawiało się chęcią dalszego sterowania synkiem i podporządkowania sobie synowej.
Znacie to?

A to okazywało się, że synowa nie potrafi gotować, nie wie jak należy sprzątać, a jak pojawił się wnuk, to i nie potrafi o niego zadbać. Wszystko oczywiście w rękawiczkach, małe złośliwości pod płaszczykiem dobrych rad, prezenty w formie proszku do prania czy nawet papieru toaletowego (bo synowa źle kupuje). Wszystko na tyle umiejętnie, że synowa nie mogła wskazać nic złego, ale czuła się mało komfortowo w tej sytuacji.

Nadszedł czas świąt i synowa przeszła do kontrofensywy.
Zostali zaproszeni do domu szanownej mamusi kilka dni przed świętami.
Wojna została wypowiedziana następnego dnia rano. Babcia, z wielką troską w głosie, stwierdziła, że wnuczek jakiś taki słabowity, pewnie mało spacerów ma, bo matka cały czas poświęca na pracę i przez to zaniedbuje jej i swojego synka.

Po powrocie ze spaceru zastała synową rozwieszającą świeżo uprane firany!
- ja wiem, że przed świętami mamusia była zajęta, ale one były tak zakurzone i szare...
- mamusia pójdzie do okulisty, wiadomo, że na starość (cios bezpośredni) wzrok się psuje, a widziałam, że w cieście skorupki się zaplątały...
- niech mamusia poda przyprawy na stół, bo wczoraj obiad był zbyt mdły...
- to ja odkurzę mieszkanie, bo widzę, że mamie trudno już sięgnąć wszędzie, a wnuczek wrażliwy na kurz, więc trzeba choć raz na tydzień sprzątnąć...

Tego typu pomoc i odzywki trwały dwa dni. Panowie wycofali się na bezpieczne pozycje, a atmosfera w domu gęstniała tak, że smog krakowski się chowa.
Ciosem kończącym (według kolegi) była uwaga synowej:
- mamusia pozwoli, znam się trochę na przeróbkach krawieckich, to trochę poluźnię tę sukienkę, bo widać, że nieco przyciasna się zrobiła...

Od roku wizytacje zmieniły się w wizyty, choć panowie twierdzą, że spotkanie ich pań bardziej przypomina spotkanie dwóch tygrysów przyglądających się który pierwszy okaże słabość.

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 526 (540)

#73617

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rodzinę ze strony mamy mam "moherową". Ja jestem osobą zdecydowanie niereligijną. Ślub nie był naszym priorytetem, ale razu pewnego podjęliśmy wspólną decyzję, że jednak weźmiemy. Oczywiście w USC.

Do mamy regularnie dzwoni jej piekielna siostra (tak, zamiast przyjechać z sąsiedniego miasta, to dzwoni), prawdziwy wojowniczy moher. No i pyta za każdym razem, co u mnie, mama zgodnie z prawdą poinformowała, że wzięliśmy ślub. Taki bez gości i wesela.

Co na to ciotka? Och, jak dobrze, no bo to wstyd na całą rodzinę, tak z kochankiem i nieślubnym dzieckiem tyle lat, to bardzo źle widziane było i demoralizujące dla młodszego kuzynostwa, że ja, najstarsza, powinnam przykładem świecić dla młodszych kuzynek i kuzynów, och jak dobrze, że się wreszcie nawróciłam. A czy aby ksiądz nie miał zastrzeżeń, że z dzieckiem do ślubu, że chyba nie ośmieszyłam się białą suknią i takie tam.
Mama spokojnie odpowiada, że ksiądz nie miał nic przeciwko temu, bo nie został poinformowany, a i jego jurysdykcja do USC nie sięga, więc nie był niepokojony. A sukienkę miałam w pięknym kolorze fuksji.

Ciotka w szał wpadła, że to przecież jeszcze większy wstyd dla rodziny, co babcia na to, pewnie zawał przeszła, bo to już w ogóle nie rokuje na ślub kościelny i że to może zaszkodzić jej synkowi, który za ponad rok przyjmuje święcenia kapłańskie. Ojoj, oby się nie wydało, bo jej synek może mieć kłopoty w pracy z powodu naszego ślubu cywilnego. I że wobec tego nas na te święcenia nie zaproszą, bo jak się wyda, to będzie taaaki wstyd, bo rodzina księdza musi być wręcz kryształowa i bez cienia wątpliwości.
Babcia to chyba najmniej waleczna osoba w całej rodzinie.

Minęło wiosna, lato, jesień i zima, ciotka zgorszona dzwoniła jakby mniej. Uaktywniła się wiosną przyszłego roku, bo tuż tuż święcenia jej synka. I tak wydzwaniała do mojej mamy co tydzień z każdą bzdurą, no generalnie szczegółowe sprawozdanie ze wszystkiego. I do babci, rzecz jasna, też.
Rodzice, babcia, pojechali na to wydarzenie.
Co się okazało, w tym samym czasie, kiedy ciotka wydzwaniała z każdą bzdurą, córka ciotki, moja kuzynka a chrześniaczka mojej mamy, wnuczka naszej wspólnej babci, na początku studiów będąc, wyszła za mąż! Tylko ciotka w ferworze przygotowań, zapomniała poinformować. Dla mnie luzik. Matka nieco zmieszana, ale przyjęła do wiadomości bez komentarza. Coś tolerancyjna się zrobiła. Po imprezie znowu cisza do października, kiedy cioteczka postanowiła poinformować moją mamę, że została babcią. I tu się zaczyna sytuacja odwracać, trolling mojej mamy mistrzowski i przez ciotkę to pewnie moja mama zostanie uznana za piekielną.
Rozmowa mniej więcej taka:

C(iotka): (dajmy na to) Ania urodziła córeczkę.
M(ama), Ojej, ale gdzie, w Polsce?
C: Nie, no przecież oni się nie wyprowadzali nigdzie.
M: No to ja wiem, ale gdzie urodziła?
C: No jak gdzie, no w szpitalu, w naszym mieście.
M: A to u was jest taki specjalistyczny odział?
C: No ale jaki specjalistyczny? No normalna porodówka i odział noworodkowy.
M: A co z dzieckiem, jakie ma szanse?
C: (wytrącona z równowagi) Ale na co szanse? No bo nie rozumiem.
M: No a jest w inkubatorze, samo oddycha?
C: (wkurzona) No ale w jakim inkubatorze, no niby dlaczego w inkubatorze, duże, zdrowe dziecko, 55 cm, 3500 wagi, jaki inkubator?
M: O szok! Taki duży wcześniak?!
C: A skąd tobie przyszło do głowy, że to może być wcześniak? kto ci powiedział, że wcześniak?
M: No umiem liczyć? W maju czerwcu ślub, a w październiku dziecko, to jest max 5 miesięcy, czyli dziecko w piątym miesiącu ciąży to przecież skrajny wcześniak i nie każdy ma szansę na przeżycie. Bo chyba w tak katolickiej rodzinie, z księdzem w dodatku, to chyba nikt nie uprawiałby seksu przed ślubem, w tak młodym wieku i nie brał ślubu w czwartym miesiącu ciąży z powodu tejże ciąży! Taki wstyd i demoralizację tuż pod okiem księdza wykluczam zupełnie, więc jedynie wcześniak wchodzi w grę. No chyba nie brała w pośpiechu ślubu z powodu ciąży, tylko żeby starszemu bratu nikt uwagi nie zwrócił.

Rezultat: ciotka obrażona, babcia musiała godzić swoje zwaśnione na jakieś 2 lata córki. Jednej i drugiej się oberwało, młodszej za wtykanie nosa w nieswoje życie, starszej za niepohamowany sarkazm. Choć po następnych paru latach przyznała, że akcja mamy podobała się wszystkim.

mohery

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 501 (549)

#68337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Najpierw odłóżcie jedzenie, potem czytacie.

Praca, która polega na kontakcie z ludźmi mniej lub bardziej chorymi może wzbudzić rozmaite uczucia. Bywałam już rozbawiona, zniesmaczona, współczująca, czasem obrzydzona, ale jeszcze nikt nie wprawił mnie w osłupienie. Do czasu. Historia zdarzyła się jakiś czas temu, musiałam się pozbierać aby to opisać.

Przychodzi do mnie kobieta chora na anginę, z receptą na antybiotyk. Pani z wyglądu i zachowania klasa średnia wyższa, lat trzydzieści parę. Lek z recepty wydaję, dodatkowo coś do ssania, witaminki, probiotyki, zalecenia ode mnie, itp gadka szmatka. Pani nagle na pożegnanie pyta się:

- Chciałam się jeszcze spytać pani, czy jak ja teraz jestem chora, to czy mogę dziecku jedzenie przeżuwać, bo ona mi nie gryzie?

Mój świat stanął. Trybiki w głowie przestały trybić. W głowie miałam jedynie jedno zapętlające się zdanie: "ona przeżuwa jedzenie i pluje nim dziecku na talerz...". Nie wiem jak wyglądałam, ale na pewno miałam lekki opad szczęki. Pozbierałam się szybko, domknęłam szczękę, ale jedyne inteligentne zdanie na jakie wpadłam to:

- Aha... a ile dziecko ma lat?
- 2,5 roku.
- Mm... to może lepiej blenderem miksować...
- Dobry pomysł pani mi dała, dziękuję, do widzenia!
- Do widzenia...

Nie palę, ale na kawę musiałam pójść. Nie wiem do dzisiaj, jak to skomentować. A może ktoś z was też przeżuwa bądź przeżuwał jedzenie dziecku, a ja po prostu jakichś nowych metod karmienia nie znam?

Apteka

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 691 (741)

#27750

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mieliśmy niedawno w mieście niezidentyfikowany obiekt grasujący.
Zaczęło się od historii, że pan ów zaczepił jakąś studentkę wracającą z ceremoniału wyrzucania śmieci, z prośbą o przekazanie mu portfela. Plotki żyją swoim życiem, a łączność w akademikach działa bardzo sprawnie, więc poszła fama, że mężczyzna ten to notoryczny gwałciciel, morderca, zbir o sławie dorównującej chyba tylko Kubie Rozpruwaczowi.

Blady strach padł na wszelkie kobiety w okolicach okołoakademikowych, niektóre uzbrajały się w noże, tasaki, inne zrezygnowały z wyrzucania śmieci.

Była też ona. Blondynka. Ale to nie ma nic do rzeczy.
A może...

W każdym razie pani portierka przyjęła na siebie rolę sierżanta szkolącego oddziały komandosów i wykładała dziewojom techniki samoobrony. Domowej roboty. A to, że palce w oczy, a to, że perfumy, dezodorant wycelować w patrzały, dać po oczach i w nogi.

Miałam okazję wysłuchać tych rewelacji od owej blondyny. Zarzekała się, że stosuje się do zaleceń. A na dowód wyciągnęła z kieszeni swojej kurtki śmiercionośną broń. Dezodorant.
W kulce...

Myślę sobie tylko, że byłoby ciekawie oglądać laskę smarującą kulką oczy napastnikowi.
Oby Darwin się pomylił...

blondynka

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1302 (1378)

#65292

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tatuś.

Przez moje szczenięce lata był prężnym filarem podstawowej komórki społecznej, z zadań rodzicielskich wywiązywał się jak należy, normalna rodzina 2+2. Przyszedł jednak taki moment że rodzice się rozeszli, bywa i tak.

Po rozwodzie zostałem z bratem przy matce, ojciec zaczął być rodzicem dochodzącym ale i w tej roli spisywał się bez zarzutu, kontakt z synami utrzymywał, z byłą żoną relacje miał dobre i tak by to sobie pewnie trwało, gdyby ojciec nie stwierdził że coś musi w swoim życiu zmienić. Zmienił diametralnie.

Jak miałem 13 lat, wyemigrował z nową partnerką do kraju nieograniczonych możliwości, wielkich karier, mleka i miodu, oczywiście, do Stanów. Jak wyjechał tak słuch o nim zaginął, nie dzwonił, nie pisał, w żaden inny sposób nie dawał znaku życia. Przestał utrzymywać jakikolwiek kontakt nie tylko ze mną i bratem ale nawet z własnymi rodzicami. Ponieważ światek Polonii wcale taki duży nie jest, jakieś tam wieści o nim dochodziły do Polski, głównie o kolejnych dzieciach które mu się rodziły ale sam nigdy znaku życia nie dał.

18 urodziny, matura, studia, pierwsza praca, ślub, w końcu własne dzieci, wszystko to odbywało się bez nawet wirtualnego udziału szanownego rodziciela. Często się zastanawiałem jak można ot tak zerwać kontakt z własnymi dziećmi, a mając swoje, stało się to dla mnie niezrozumiałe jeszcze bardziej. No ale nic to, jego życie, jego wybory.

I oto po 25 latach milczenia stał się cud, tatuś przypomniał sobie o potomkach zostawionych w Polsce i postanowił dać znać że żyje i dalej pragnie wypełniać swoje rodzicielskie obowiązki.

Właśnie dostałem od ojca zaproszenie do znajomych na facebooku :)

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 896 (964)

#65243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie śmiesznie/obrzydliwie - zależy od wrażliwości czytającego.
Sobota, godzina 22. Pusta dwupasmówka, prowadząca w stronę jednego z większych miejskich osiedli. Jedziemy powolutku, z prędkością patrolową. Z drugiej strony nadjeżdża czerwone audi starego typu, prędkość niewielka ale tor jazdy z prostym ma niewiele wspólnego. Nietrzeźwy na bank.

Szybka decyzja, robimy nawrotkę i zatrzymujemy.
Kolega podchodzi do audicy od strony kierowcy, tamten opuszcza szybę, standardowa formuła (prawo jazdy i dowód rejestracyjny samochodu poproszę). Facet mocno zmieszany, coś tam się rozgląda, kombinuje jak koń pod górkę, ale w końcu podaje stosowne dokumenty... Kumpel bierze i... dokumenciki coś się lepią, a kierowca zmieszany wyciera rękę w tapicerkę siedzenia... Kolega zagląda głębiej przez szybę i zaczyna rozumieć...

Na szybie uchwyt na telefon, telefon włączony, a na ekranie pani z dużymi hmm... argumentami, oddaje się "ćwiczeniom" na gibkość z dwoma wąsatymi grubasami. Kierowca ma spodnie do połowy półdupków zsunięte, a kolor jego twarzy z sekundy na sekundę bardziej przypomina przecier pomidorowy.

Tak.. pan postanowił umilić sobie podróż z pracy oddając się "innym czynnościom seksualnym" za kierownicą.
500zł i 6 punktów karnych bez żadnej dyskusji.

Kolega z patrolu 30 minut spędził na stacji przy umywalce. Praca w policji to nie taka bułka z masłem :)

Pan kierowca był trzeźwy.

policja

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (903)