Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mijanou

Zamieszcza historie od: 15 sierpnia 2012 - 18:56
Ostatnio: 16 stycznia 2023 - 6:36
O sobie:

Fanka kaw wszelakich i kawowych eksperymentów. Natura typowo kocia: czasem milutka i przyjazna ale nieopacznie podrażniona wysuwa pazurki. Zbieraczka przedmiotów pięknych (czasem jest to cenny flakonik a czasem tęczowo pożyłkowany kamyk znaleziony na drodze), niepoprawna estetka stale dążąca do harmonii wszechrzeczy. Postrzelony rudzielec ale w sumie da się lubić przy odrobinie dobrej woli^^

  • Historii na głównej: 17 z 54
  • Punktów za historie: 14735
  • Komentarzy: 4967
  • Punktów za komentarze: 34213
 

#57520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę w związku z ostatnią nagonką na WOŚP, ale nie tylko.

Tak się ostatnio zastanawiałem, jak to jest, że nasz wspaniały kraj i my, jako społeczeństwo, jesteśmy mistrzami w marnowaniu kolejnych szans, dlaczego praktycznie wszystkie przemiany można skwitować stwierdzeniem: "a miało być tak pięknie". Kto jest temu winny, że wciąż zamiast przeć do przodu drepczemy praktycznie w miejscu? Kiedyś, jeszcze do 1989 roku można było zwalić na "onych" - w zależności od epoki zaborców, okupantów, komunistów - a dziś?

A dziś niestety okazuje się, w moim odczuciu, że piekielni jesteśmy my sami, sami sobie rzucamy kłody pod nogi, lecz pretensje mamy oczywiście do całego świata.
Fakty są takie, że w naszym wspaniałym (mimo wszystko) kraju istnieje dziwny zwyczaj gnojenia i mieszania z błotem tych nielicznych, którzy przynajmniej coś zmieniać próbują, coś robią i do czegoś doszli, czego najlepszym przykładem jest właśnie ostatni cyrk wokół WOŚP.

Nie twierdziłem nigdy i nie twierdzę, że wszystkie kierunki zmian i wszystkie próby robienia czegokolwiek są słuszne i prawidłowe, nie twierdzę, że przy okazji nie dochodziło i nie dochodzi do wypaczeń czy pomyłek. Problem polega jednak na tym, że zdecydowana większość krytyków i oskarżycieli nie próbuje zrobić nic. Siedzą w cieplutkich papuciach przed komputerem czy TV i klną na czym świat stoi na takich Owsiaków, Ochojskie czy innych, ale sami nie mają ochoty ruszyć czterech liter z fotela. Wieszają psy na politykach od prawa do lewa, ale na wybory nie pójdą, bo ważniejsza jest wizyta w centrum handlowym, czy kolejny odcinek mody na sukces.

Dziś sami niszczymy symbole, sami deprecjonujemy to, z czego powinniśmy być dumni, sami na siebie sprowadzamy taki a nie inny los, bo nam się nie chce podnieść dupska z krzesła i po prostu przynajmniej próbować coś zrobić, choćby na mikro skalę, w swoim najbliższym otoczeniu. Łatwiej siedzieć i narzekać, krytykować, obrażać, wtedy czujemy się mocni. "Ale mu pojechałam/em" "Ale ze mnie gość, bo naplułem na tego czy owego" Tak większość niestety myśli i tak uważa.

Jasne, że każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy, każdy ma prawo mieć inne zdanie. Lecz zamiast marnować energię na plucie i pomawianie innych, sam/sama wstań z krzesła i pokaż jak to twoim zdaniem powinno być zrobione.

Pewnie ta historia pobije rekord minusów i poleci do kosza, ale co mi tam, może choć jedna osoba się nad tym zastanowi.

Polska

Skomentuj (193) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 490 (1018)
zarchiwizowany

#55909

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Grupa studentów, w ramach badań i zadań z jednego przedmiotu, postanowiła założyć paręnaście oddzielnych kont na paru portalach/serwisach, aby zbadać reakcję ludzi, na opisane tam przypadki/wypadki.
Jednym z wybranych serwisów był taki z diabełkiem.
Co się okazało:
Na 6 opisanych prawdziwych życiowych historii oraz 6 wymyślonych, dwie wymyślone dostały się na stronę główną, a reszta przepadła w otchłaniach...
Teraz całą grupą studentów piszą prace, jak to człowiek potrzebuje sensacji i wierzy we wszystko, co się nie miało prawa przytrafić, bo tak specjalnie skonstruowane były wymyślone historie, i jak człowiek cieszy się z niepowodzeń innych ludzi, gdzie opisane historie były prawdziwe, ale nie podkoloryzowane.
Jaki z tego wniosek? Ano się obaczy, co studenci napiszą...
pzdr

Uczelnia

Skomentuj (86) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (298)
zarchiwizowany

#49107

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Historia ciągnie się dalej, a ma początek około 4 miesięcy temu.
Otóż pewnego pięknego dnia raczyło mi się dziwnym cudem zdarzyć, że skończyłem lat 18. Cud nad cudami, nieprawdopodobny.
Dla Sów(doborowa jednostka Moher Commando w mojej skromnej okolicy) jednak osiągnięcie pełnoletności przez moja osobę niemożliwe. Na pewno wszystko zmyśliłem, i "udawaną" imprezę też zrobiłem. Dlatego właśnie postawiły sobie za cel informowanie mojej matki i ojca co w danej chwili robię, oczywiście dodając swoje ubarwienia.
Szanowne Sowy dobijając się do drzwi i informując moją matulę o każdym zapalonym przeze mnie papierosie, wypitym piwie itp., doprowadziły moją matkę do białej gorączki("Bo on przecie taki młody jeszcze, a już pali! I pije! Pewnie na kur*y łazi! Macie coś z tym zrobić, bo ja na policję i do biskupa to zgłoszę!").
Przyjechali mundurowi, obejrzeli dowód, pośmiali się, pojechali.
Resztę uwag można było puścić mimo uszu, ale wysyłanie listów do MOPSU i księdza(jestem ministrantem), jest ponizej krytyki. Ksiądz dostał wręcz rozkaz od Sów, aby wywalić "patologicznego pijaka, zboczeńca, palacza i na pewno złodzieja" z kościoła, inaczej list trafi do biskupa.
Jego śmiech słyszałem dwa miasta dalej.
Urok jest taki, że takie stare wariatki mają chyba za dużo czasu na emeryturze. Zaczynam wierzyć w ideę pracy do 67 roku życia dla takich osób.


PS: Chciałbym niezmiernie podziękować supportowi, że wreszcie zbanował Wszechwiedzącego Wszechobecnego Wszechstronnie doświadczonego i Najlepszego Detektywa, Mędrca Siedmiu Ścieżek, Wschodzące Słońce Peru, Eksperta Ze Wszystkich Dziedzin użytkownika fenirgreyback.

Osiedlowe Sowy znów atakują

Skomentuj (101) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (294)
zarchiwizowany

#48981

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Od jakiegoś czasu wprowadziłem do swojego związku pewien miły element.
Jako że z reguły wstaję wcześniej niż moja dziewczyna, a nie zawsze możemy spać w jednym łóżku, zostawiam jej powitalne liściki w formie sms. Z reguły pisze je z bramki, bo dotykowa klawiatura mierzi mnie niemożebnie.
Nie są to może strofy Homera ani haiku, ale moje prywatne życzenia i wyznania miłości w typowym dla mnie, nieco bizantyjskim stylu, doprawionym różnorakimi odniesieniami do literatury oraz flory i fauny. Naprawdę fajna sprawa, bo ukochana osoba zawsze wie, że to co dostaje jest tylko dla niej, wyjątkowe i niepowtarzalne... No właśnie, powinno takie być.
Jakiś miesiąc temu jeden z moich znajomych, Kokos, miał problem z telefonem. Gadzina, telefon, nie znajomy, nie chciała współpracować. Jak na złość, akurat musiał wysłać kilka sms do Play czy innej sieci, której nie obsługują darmowe bramki.
Poratowałem człowieka w potrzebie, zmieniłem hasło w swojej spersonalizowanej bramce Orange. (czy jak to się cholerstwo nazywa) i przekazałem mu, na gg, na czas potrzebny do rozwiązania jego spraw. Głupi byłem, że po wszystkim znów nie zmieniłem hasła...
Wczoraj rano miałem trochę zamieszania. Znalazłem porzuconego owczarka, prowadziłem go przez pół miasta na obroży z łańcucha do kluczy i sznurówce jako smyczy. Potem był problem z jego zagarażowaniem, dylemat co dalej i w końcu załatwianie spraw z znienawidzonym przeze mnie schroniskiem. Przyznaje bez bicia, zapomniałem wysłać sms do mojej ukochanej - ona na szczęście mi wybaczyła, rozumiejąc sytuację. Zadowoliła sie przesłanymi jej zdjęciami Dyngusa Znajdy. Był jednak ktoś, kto nie był równie wyrozumiały.
Jakoś po południu zadzwonił do mnie Kokos.
- Siema - zaczął poważnym głosem - Słuchaj, mógłbyś mi wymyślić jakiś tekst dla dziewczyny?
- Cześć, możesz jaśniej? - odparłem lekko zmieszany.
- No bo ja od miesiąca bajeruje taką jedną. Wysyłałem jej to co tam masz na tym Orange.pl, ale dziś nic nowego nie było i tak głupio... Wyjdzie, ze o niej zapomniałem.
Dalszej części rozmowy nie wypada cytować. Ogólnie, stanęło na tym, że mnie z pyska leciała jadowita piana, a on wyrażał w dosadnych słowach swoje oburzeniem moim nieużyciem, bezczelnością i biadolił, że miesiąc "rwania" poszedł na ryby i nie wróci.
Hasło już zmieniłem, wspólnych znajomych poinformowałem o sytuacji, ale nada ręka mi ciąży...

Kokosowy znajomy

Skomentuj (144) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (517)

#46364

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Wielu z Was nie uzna tego za piekielne, ba, zapewne zgarnę tyle minusów, że aż mnie zaboli - ale mnie zjawisko, które opiszę, doprowadza do szewskiej pasji na przemian z odruchami wymiotnymi.

Czytam wiele forów i stron internetowych, gdzie dopuszcza się komentowanie czy zamieszczanie własnych tekstów. Robię korekty również na portalach internetowych, gdzie piszą często osoby bez wykształcenia w tym kierunku. Dodatkowo wychodzę z domu, spotykam się z ludźmi i słucham rozmów. Doszłam też niedawno do wniosku, że Polacy nie potrafią normalnie wypowiadać się na temat... dzieci.

Jeśli gdziekolwiek, w tekście czy rozmowie, pojawi się temat niemowlęcia - zaczyna się gehenna zdrobnień. Dla wielu ludzi nie istnieje "dziecko" czy "niemowlę". Są dzieciątka, dzieciaczki, dzidzie, bobaski, maleństwa, maluszki, dziubdziusie, bobo, niemowlaczki... I te młode istoty zazwyczaj nie mają normalnych imion. Są Anusiami, Juleczkami, Madziusiami, Jasieczkami czy moje ostatnio ulubione - Bartłomiejkami.

Dzieci te nie posiadają również normalnych części ciała ani wyposażenia pokoju. Mają serduszka - nigdy serca, paluszki - nigdy palce, żołądeczki, główki, włoski, szczoteczki, skarpeteczki, dywaniczki, szafeczki, buteleczki, talerzyczki, zabaweczki, foteliczki... Z tendencją, niestety, do zmieniania tego nawet w skarpetunie czy fotelunie, itp. Jest to nagminne, nawet w tekstach przysyłanych do zamieszczenia na portalu informacyjnym. Autorom czasem ciężko zrozumieć, że nie przejdzie tekst w stylu "A najpiękniejsze skarpetunie dla bobasków robiła pani Hania skądś tam".

Kiedy dziecko jest już nieco większe i można z nim rozmawiać, to wszędzie słychać "A cio telaz moja kluszynka kochana źje na obiadek?". Kiedy niedawno chwilę zakręciłam się obok czteroletniej kuzynki Lubego i mówiłam do niej normalnie, zostałam wręcz ofuknięta, że dziecko straszę i że tak nie wolno, bo nie zrozumie.

Powoli unikam wszelkich miejsc, gdzie pojawia się cokolwiek z dziećmi związanego, bo natężenie powyższych infantylnych zwrotów przekroczyło już dawno masę krytyczną. I wnoszę tu mały apel o opamiętanie się ;)

Skomentuj (129) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 983 (1613)

#45334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Leczyłem kiedyś z "depresji" pewnego młodego mężczyznę. Tłem zgłoszenia było to, że w terenie zabudowanym znacznie przekroczył samochodem prędkość i na przejściu zabił człowieka. Jechał z kolegami. Twierdził, że oślepił go samochód jadący z naprzeciwka.

Oczywiście deklarował, że żal mu ofiary i ma poczucie winy ale na wizytach jakoś nie było tego po nim czuć. Mówił głównie, że ma depresję bo boi się więzienia i miał żal do losu. Trochę pracowałem z nim by nie skupiał się tylko na sobie ale też dostrzegł to co zrobił innym i poczuł jakieś emocje z tym związane.

Po całej prawniczej odysei sąd dał mu 3 lata bezwzględnego więzienia. Faceta widziałem jeszcze na jednej wizycie przed odsiadką. Miał poczucie krzywdy, że dostał tak dużo.

Nie skomentowałem tego ale gdyby ktoś zabił na przejściu moją żonę czy dziecko, bo uważał niesłusznie, że jest mistrzem kierownicy i ograniczenia prędkości go nie dotyczą lub zwyczajnie chciał się popisać, to uważałbym 3 lata więzienia za cholernie niesprawiedliwie małą karę.

życie

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 952 (1066)

#43425

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W wieku 18 lat zaszłam w ciążę. Nie planowałam tego, ale nie była to dla mnie i mojego partnera (nazwijmy go X) tragedia. Mieszkaliśmy wtedy z jego mamą (jego rodzice są po separacji) we Włoszech (jest on Włochem) w dużym mieszkaniu, on pracował od trzech lat, ja kończyłam zaocznie szkołę i pracowałam w cateringu jako kelnerka. Czyli mieliśmy gdzie mieszkać, mieliśmy pieniądze.
Jego ojciec nie był najszczęśliwszy, ale nie komentował i życzył nam szczęścia.
Za to piekielna była reakcja siostry i matki X. Na początku było słodko, aż do porzygania "Ojej, jak cudownie, gratulacje kochana!", "Odłożę ci ubranka po mojej córeczce! Na kiedy masz termin?" To słodzenie trwało jakiś tydzień, a po tym czasie zaczęły napominać o... aborcji.

Zaczęło się niewinnie, ot jakieś wspomnienie o tym, że we Włoszech aborcja jest legalna... Potem pytania "Jesteś taka młoda, nie myślałaś o aborcji?", a potem było już agresywnie. Jego siostra potrafiła do mnie wydzwaniać po kilka razy dziennie z tekstem "Słuchaj, zmarnujesz życie sobie i mojemu bratu. Ja nie popieram aborcji, ale w waszej sytuacji..."
Często w nocy wysyłała mi sms-y typu "Tutaj masz numer do ginekologa, jak coś to zawiozę cię", "No to co? Błagam powiedz, że tak".

Na początku nie powiedziałam X o niczym... sama nie wiem dlaczego, ta sytuacja była dla mnie tak dziwna, że nie wiedziałam jak się zachować. Doszło do tego, że kiedy X wychodził rano do pracy, ja szybko się ubierałam i wręcz uciekałam z mieszkania i wracałam 10 minut przed jego powrotem, tylko żeby nie przebywać sam na sam z jego matką, która cały czas naciskała na mnie.
W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam o wszystkim X. Myślałam, że w jego obecności wyprą się wszystkiego, ale zgodnie stwierdziły "Przecież to najlepsze wyjście z sytuacji".
Następnego dnia wyprowadziliśmy się do jego ojca.

Niestety nie było dane mi zostać matką, bo poroniłam w 11 tygodniu... Wieść dotarła do matki i siostry X, jego rodzicielka pojawiła się w mieszkaniu ojca X ze słowami "Tak bardzo się cieszymy, że poroniłaś, teraz możecie już wrócić do mojego mieszkania!"

rodzina

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1202 (1296)
zarchiwizowany

#41811

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Uczęszczam sobie do technikum. Niestety trafiłam na wychowawczynię, która upodobała sobie kilka osób, w tym mnie na kozła ofiarnego. Nigdy problemów wychowawczych nie sprawiałam, zawsze miałam zachowanie wzorowe, a teraz nagle poprawne. Ale nie w tym problem.
Koszty, które ponosimy są ogromne, np.:

1. ubezpieczenie - 45 zł (rozumiem, trzeba)
2. komitet - 40 zł (rozumiem, niby dla nauczycieli na różne okazje, ale dlaczego- patrz nr 3)
3. raz w miesiącu składamy się po 5 zł dla nauczycieli, samorząd itp. ? to jest to samo co komitet (wszystko trafia do wychowawczyni).
4. obowiązkowe prezenty na dzień nauczyciela - min. 20 zł dla jednego, a jest ich ok. 16.
5. obowiązkowe prezenty mikołajkowe, dla siebie (nie, nie mamy prawa wyboru)- min. 25 zł .
6. prezenty 18-stkowe. wtf? tak, dla każdej z nas (klasa żeńska) musimy na 18 urodziny kupić 18 róż.
7. składki na papier- 10 zł od osoby raz w semestrze. Ile papieru kupią za 270 zł?
8. raz w miesiącu wyjście do teatru, filharmonii- min. 20 zł.

I teraz: wielkie problemy pani wychowawczyni, bo nie mam ochoty nigdzie iść bo zwyczajnie jest mi szkoda pieniędzy, ewentualnie mi coś wypada. Jednak moje zachowanie zostało skomentowane, oczywiście podczas mojej nieobecności tekstem : Ja jej nie rozumiem, MA DUŻO PIENIĘDZY, a nigdzie nie chce chodzić, a jak już zapłaci to i tak nie pójdzie, czy ona jest normalna? mogłaby się odchamić trochę!

Nie pomyślała, że zostanie mi to przekazane przez koleżanki. Moja mama chyba miała dosyć jej komentarzy bo złożyła jej wizytę i grzecznie zapytała skąd wie, że mamy TAK DUŻO PIENIĘDZY. Odpowiedź? "A myśli pani, że po co kazałam im w pierwszej klasie pisać, gdzie pracują rodzice! Oczywiście, że po to żeby wiedzieć kto ile ma pieniędzy i na co go stać, a nie po to żeby wiedzieć gdzie rodziców w szukać w razie "w"!

szkółka

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (303)

#41564

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Do teraz mnie trzęsie, po prostu k*rwa trzęsie.

Mam siostrę, szesnastoletnią, w ciąży.
Wypuścili ją właśnie ze szpitala.

No ale od początku.

Siostra siedzi sama w ławce* tuż przy drzwiach, bo czasem łapią ją mdłości czy złe samopoczucie, poza tym raz nie wytrzymała i zwymiotowała na ławkę, więc woli nie ryzykować.

Ale piątkowego dnia był sprawdzian. Więc do mojej siostry która jest całkiem niezłą uczennicą dosiadła się wytapetowana kruczoczarna "piękność" klasy.
I od wejścia informuje że siostra "nie ma się garbić jak down, bo ona ściągnąć chce i jej kartkę widzieć, bo k*rwa ma osiem pał już i musi z tego wyjść".
Siostra wzrusza ramionami, informuje tylko że może się źle poczuć i sprawdzian się zaczyna. Wykrakała - Łapią ją mdłości. Prosi koleżankę z ławki by ją przepuściła bo idzie do łazienki, ale ona była głucha przez techno w słuchawkach.

Uroczy żółty paw wyleciał na bazarową torebkę koleżanki z ławki.

Na przerwie w łazience urocza pięść wyleciała na brzuch mojej siostry ze słowami "wisisz mi k*rwa pięć dych, ciężarówko j*bana!".

Dziecku nic nie jest co w zasadzie jest cudem.

Siostra nie chce wrócić do szkoły. Boi się że tamta zrobi jej coś gorszego. Donieść też nie warto, bo ta dziewczyna nie ma ani za grosz ogłady, ani sumienia, była w poprawczaku. Dwa razy.
Raz za pobicie, drugi raz też za pobicie i to tej samej osoby, w akcie zemsty za "doniesienie" na nią.

Dlatego siostra powiedziała tylko że się potknęła i uderzyła w umywalkę.

Pozostaje tylko czekać aż dziewucha skończy osiemnastkę - maj przyszłego roku- i wyląduje w pierdlu, a to że wyląduje jest pewne jak to że dwa plus dwa to cztery.

*siostra chodzi do szkoły bo miasteczko ma mało funduszy na nauczyciela który przychodziłby do niej do domu, dlatego musi chodzić do niej póki ma siłę.

małamiejscowość.

Skomentuj (117) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (887)

#40972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem o przeraźliwie piekielnych pracodawcach.

W poprzednim roku szkolnym pracowałam jako lektorka w super extra znanej i lubianej szkole językowej. Umowa była kiepska, bo była to umowa o dzieło, stawka bardzo niska, ale mimo to i tak cieszyłam się z tej pracy (doświadczenie). Nie narzekałam, mimo że przyjemnie mi tam nie było (w przeciwieństwie do moich prywatnych lekcji z wieloma uczniami) - uczniowie w wieku gimnazjalnym, przychodzący bez odrobionych prac domowych, bez żadnej chęci nauki. Chodzili tam tylko dlatego, że zmusili ich zapewne rodzice, którzy za to w dodatku słono płacili.

Około miesiąc temu powinnam była zacząć pierwszą lekcję w nowym roku po wakacjach. Przyszłam nieco wcześniej, bo około 20 minut przed czasem. Nagle podchodzi do mnie pani z sekretariatu i prosi o przyjście aby przedłużyć umowę - ok, idę.

Czytam umowę, czytam... (na szczęście zawsze to robię, ew. proszę o jeden dzień do namysłu) i zauważam, że do starej umowy zostały dołączone trzy karteluszki. Odmówiłam jej podpisania. Dlaczego? Oto niektóre z punktów:

- 8.000 zł kary za odwołanie przynajmniej 2 zajęć później niż 6h przed rozpoczęciem (wcześniej po prostu nie dostawałam za odwołane lekcje pieniędzy)
- 20.000 zł (!) kary za założenie konkurencyjnej działalności w okresie krótszym niż 5 lat po skończeniu z nimi współpracy.
- 20.000 zł kary za zatrudnienie się w szkole językowej i UCZENIE dzieci w wieku szkolnym PO skończeniu z nimi współpracy, w okresie krótszym niż 3 lata.
- 10.000 zł kary za etat w jakiejkolwiek branży w trakcie trwania z nimi współpracy. (aha, dobre sobie:))

Ze szkoły wyszłam, pojechałam wcześniej do domu. Za godzinę dostaję telefon od (P)ani (S)zefowej.

PS: Witam, chciałabym wyjaśnić sytuację z umową. Czy pani rezygnuje?
Ja: Witam, tak. Rezygnuję. Nie poinformowano mnie o zmianach w umowie, poza tym nie zamierzam pracować na takich warunkach.
PS: Ale proszę pani, to tylko na piśmie tak. My musimy się zabezpieczać.
J: Myślę, że już wystarczająco się zabezpieczacie biorąc od klientów prawie 1000 zł za semestr, a lektorom płacąc 30 zł brutto za godzinę.
PS: Ale pani u nas już długo pracuje, wiadomo, że nic pani z tych punktów nie zrobi.
J: Aha, no przykro mi to mówić, ale nie zamierzam przez parę lat po odejściu od państwa czekać aż minie okres grożący grzywną i dopiero zacząć pracować tam gdzie chcę.
PS: To tylko na piśmie. Tak naprawdę chodzi nam tylko o niezakładanie działalności konkurencyjnej! (Halo? Wolny rynek?)
J: Dlatego właśnie rezygnuję, żeby mieć być może za co ją założyć, bo raczej nie uzbierałam takich sum z mojej oszałamiającej pensji.

Dodam tylko, że jest to szkoła bez żadnego programu autorskiego (Takie szkoły językowe zazwyczaj rządzą się innymi prawami). Dostawałam od nich podręcznik, parę wytycznych co do prowadzenia lekcji i testów, i na tym kończyła się ich inwencja twórcza:].

P.S. Wyobraźcie sobie jaką frajdę miały moje gimbuski gdy pierwsza lekcja się nie odbyła. Z tego się cieszę, najpewniej sprawiłam im wiele radości na początek roku!

szkola jezykowa wawa

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 872 (904)