Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szarri

Zamieszcza historie od: 16 grudnia 2010 - 23:29
Ostatnio: 4 listopada 2014 - 20:15
  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 6466
  • Komentarzy: 438
  • Punktów za komentarze: 2005
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
16 stycznia 2013 o 3:13

adzata, ja tam chłopaka rozumiem - jako mały dzieciaczek (3-4 lata) leżałam przez parę miesięcy na nefrologii, gdzie większość dzieci leczona była sterydami - poobgryzane do krwi paznokcie i skórki, kradzieże każdego znajdującego się w zasięgu percepcji produktu spożywczego etc. były na porządku dziennym ;) nie wiem co by było, gdybym miała tak przez cały czas, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić, więc do ssania w żołądku na pewno też (oczywiście dostarczając sobie odpowiednią ilość pokarmu).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 20) | raportuj
1 stycznia 2013 o 16:55

"Moja mama od lat pracuje na karetce..." - jest syreną?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
11 grudnia 2012 o 23:45

Mój chłopak jakiś czas temu spędził kilka dni w szpitalu i naprawdę nieźle się nim zajęli, więc wychodząc kupił pielęgniarkom i swoim lekarzom po czekoladzie (tzn. w sumie mój teść kupił, ale nvmd). Pielęgniarki kilka razy się upewniły, czy na pewno wychodzi i nie wraca, żeby nikt ich nie posądził o branie łapówek... Czekoladą...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 grudnia 2012 o 23:45

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 grudnia 2012 o 23:27

Lenusek, to zaraz koło mnie :D

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
10 grudnia 2012 o 21:07

W Polsce chyba też trzeba mieć pozwolenie na psy niektórych ras, ale to dotyczy tylko psów rasowych - z pseudohodowli "w typie rasy" można już wziąć pieska bez pozwolenia...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
10 grudnia 2012 o 3:08

Kocham zwierzęta - wszystkie - ale nigdy nie zdecydowałabym się na teriera (ani psa którejkolwiek z ras pierwotnych). Nigdy. Ani na bullka, ani na staffika, ani na westa czy yorka. Jasne, że wiele zależy od ułożenia psa i podejścia do niego, ale - ludzie! - zanim przyszła moda na te rasy przez długi czas (czasami wieki) psy do dalszej hodowli były selekcjonowane według klucza. Mój lawerak od wieków miał przeczesywać pole i zastygać bez ruchu na widok bażanta - robi to bez mrugnięcia okiem, choć nigdy nikt nie szkolił go do tego celu ani nie miał na kim się wzorować. Po prostu, dzięki wieloletniej selekcji przodków, ma to wdrukowane w geny. Inne rasy też mają, stosowne do dotychczasowych oczekiwań wobec nich, predyspozycje. Każdy pies ma swój indywidualny charakter, ale decydując się na daną rasę można chyba przewidzieć, że będzie się zachowywał tak a nie inaczej... Nigdy nie zrozumiem ludzi decydujących się na rasę, której pierwotne przeznaczenie predysponuje ją do agresji, waleczności i nieustępliwości. Niech by sobie był najmodniejszy, najpiękniejszy i najsłodszy na świecie - jeśli ktoś lubi wyzwania i jest miłośnikiem rasy, to niech spieprza gdzieś w bieszczadzkie lasy i tam sobie z nimi siedzi. Po co na siłę robić baranka z wilka, skoro można mieć prawdziwego baranka? Bo ma słodszy pyszczek czy dlatego, że sąsiad z klatki obok sobie kupił? Jasne, znam dobermankę, która jest uosobieniem słodyczy, ale jestem absolutnie pewna, że jej próg cierpliwości leży o wieeeeeeeele niżej niż mojej seterki czy buldoga mojego taty. Po prostu. Dałabym się posiekać za psa o charakterze nowofundlanda i wyglądzie czechosłowackiego wilczaka, ale coś za coś - jestem za rozsądna. I wszystkim tego rozsądku życzę...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 grudnia 2012 o 3:11

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
6 grudnia 2012 o 1:15

Sethite, ja wierzę, że się nim opiekujecie :) Odniosłam się do komentarza shepa, który stwierdził, że "taki żółw" nie wymaga wiele. Czyli: "tylko mnie kochaj" ;)) Ja nie lubię gadów, tzn. pasjonatką nie jestem - ale strasznie mnie wkurza, jak rodzice kupują dziecku żółwika (zamiennie z rybkami) jako substytut psa. Żółw nie wlezie pod kocyk jak będzie mu zimno, jak mu obrzydnie karma to nie buchnie kotleta ze stołu, a i od własnej kupy trudno mu uciec. Zadbać właściwie o takie zwierzę jest trudno, ale ludziom się wydaje, że wystarczy kałuża z palemką i coś do jedzenia... Bo przecież nie zasygnalizuje właścicielowi, że jest mu źle, a skoro nie zdycha... I skórę ma twardą, to pewnie odporny i mało czuje.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 6 grudnia 2012 o 1:16

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
6 grudnia 2012 o 1:03

Nie wiesz? Przecież mydło to takie nowe lody ;))

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
5 grudnia 2012 o 23:34

@obserwator - ale taka tygrysica polująca na wolności i usiłująca przetrwać czy zawsze najedzona i z poczuciem bezpieczeństwa, bo karmiona o stałych porach przez ludzi martwymi już zwierzętami?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
5 grudnia 2012 o 23:27

Oj, zdziwiłbyś się. Wrzucenie żółwia do dowolnego pojemnika z wodą i karmienie suszonymi krewetkami to podtrzymywanie go przy życiu, coś jak zamknięcie człowieka w zimnej piwnicy i rzucanie w niego chlebem i butelkami z kranówą. Odpowiedni zbiornik z "infrastrukturą", filtracja wody, żeby nie zwariować z czyszczeniem co dwa dni (a zwykły filtr dla rybek nie da rady), urozmaicone jedzenie, trzymanie odpowiedniej temperatury, jakieś tam specjalistyczne świetlówki, bo coś tam... Gdyby chcieć "takiemu żółwiowi" zafundować odpowiednio komfortowe warunki i mieć czyste sumienie, to okazuje się, że taki powiedzmy kot jest tańszy i łatwiejszy w utrzymaniu.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
5 grudnia 2012 o 23:19

Rozbroiło mnie sprzedawanie pochówka - wyobraziłam sobie owalną drewnianą trumienkę ze złotą tabliczką, a na niej grawer "Tuptuś, żył lat 8" :D :D Kiedyś znalazłam żółwia na placu zabaw, miałam chyba z siedem lat. Był słusznych rozmiarów i szedł sobie po prostu po betonie. Zawinęłam gada do domu, mama wysłała mnie po sałatę i historia skończyłaby się tak jak powyższa, gdyby nie to, że kolega z klasy, w którym akurat się podkochiwałam miał czerwonolicą żółwicę Sylwię. Czerwone plamki były na szczęście stosownie charakterystyczne - byłam z siebie dumna, żółw tymczasowo wylądował w wannie, a potem skończył w akwarium.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
5 grudnia 2012 o 11:16

Mój kolega dorabiał kiedyś w wytwórni opłatków - robili to chyba przy jakimś kościele, bo kolega mocno związany z różnymi organizacjami religijnymi i wiem, załapał się dzięki temu. Może od razu mąkę kropili, żeby było mniej roboty ;)) Myślę, że w takich miejscach można bez problemu kupić hurtowo. Nota bene rozdawał na prawo i lewo ten opłatek - jeśli coś im się krzywo odbiło, ukruszyło, odłamało, wyszło za ciemne/za blade (bo robili też jakieś kolorowe) to mógł brać za darmo, więc wszyscy znajomi wsuwali jak andruty...

Zmodyfikowano 3 razy Ostatnia modyfikacja: 5 grudnia 2012 o 11:17

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 12) | raportuj
5 grudnia 2012 o 11:11

Mementomoris - ależ ja tego nie kwestionuję, bo wiem, że płacą podatki. Każdy płaci, nawet dziecko kupujące w szkolnym sklepiku ;) Co nie zmienia faktu, że od tej konkretnej "zbiórki" odprowadziliby tyle samo co ci chłopcy, czyli nic. Dla budżetu państwa - ganz egal.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 15) | raportuj
5 grudnia 2012 o 7:15

MyCha czemu akurat dla starszej? U mnie wszyscy tak religijni są (z babcią na czele), że ten opłatek i całe święta to w zasadzie pretekst do spotkania się, bo w końcu cała rodzina ma wolne. Aczkolwiek sąsiedzi mogli być zdziwieni...

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 32) | raportuj
5 grudnia 2012 o 0:03

Nie no, po prostu sprytne chłopaki - można się czepiać, że nieletni i bez działalności, ale w sumie księża też by odprowadzili podatek... aż by gwizd szedł ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
4 grudnia 2012 o 23:56

aggh po czym wnosisz że adopcji jest mało? Jest chyba więcej chętnych na rodziców adopcyjnych niż dzieci z odpowiednią sytuacją prawną. Domy dziecka i inne ochronki to głównie dzieciarnia, której rodzicom nie odebrano praw w ogóle albo tylko je ograniczono. W domach dziecka nie ma sierotek...

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
4 grudnia 2012 o 23:34

Lepiej nie chcieć i nie mieć niż myśleć że się chce, a potem stwierdzić, że jednak się odechciało... Ja w teorii chcę być kiedyś matką i nie wyobrażam sobie nie mieć dzieci, a w praktyce panicznie boję się noworodków (że uszkodzę) i całego tego cyrku. Chyba jeszcze nie dorosłam...

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 8) | raportuj
4 grudnia 2012 o 23:21

Vividienne - najadła się matką, a młode chciała zachować dłużej świeże - na potem. Sad but true, były pewnie miliony przypadków podkładania szczeniaczków/kotciaków/dowolnych małych ssaków karmiącym sukom/kocicom itd., które zakończyły się pełnym powodzeniem, ale w drapieżnika i jego jedzenie nie uwierzę.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
22 listopada 2012 o 22:33

Wow, super - spodziewałam się kilku tys. za miesiąc, teraz jest chyba przelicznik 100zł/dzień - fakt, że jest inna wartość pieniądza, ale nadal :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
22 listopada 2012 o 4:33

W Krakowie co jakiś czas są po prostu organizowane akcje wymiany książek (jakiś tydzień temu na wydziale polonistyki w UJ, wcześniej w Galerii Krakowskiej - nawet nie wiem, czy już się ta akcja skończyła, bo rzadko bywam) - ktoś nad tym czuwa, żeby nie przynosić rocznika statystycznego i nie zabierać nowości, nikt nie kradnie i wszyscy są zadowoleni. W GK była nawet zasada dwóch regałów - do '95 i nowsze, za starą książkę można było wziąć tylko starą, a za nową - dowolną. W niektórych knajpkach itd. też stoją sobie regaliki, można poczytać na miejscu albo wymienić - też ktoś sprawuje nad tym pieczę, niejako mimochodem... da się.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2012 o 4:34

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
22 listopada 2012 o 4:10

Kamilus, nie za bardzo masz się czym chwalić. Nie oszukujmy się, nawet dla człowieka szczycącego się brakiem obuwia cztery pary to skrajne minimum - na zimne dni, na ciepłe dni, coś wyjściowego i jakieś klapki basenowe ze względów higienicznych. Mój facet ma chyba więcej butów ode mnie, no ale fakt, rzadko pija wódkę. Call, jaki masz rozmiar stopy? Dostałam kiedyś szpile, dość hardkorowe, ale nie wierzę, że kiedykolwiek pokonam w nich dystans większy niż długość pokoju... Chętnie je puszczę w obieg - niby prezentów się nie sprzedaje, ale chętnie kupiłabym sobie jakieś niższe na ich miejsce :D

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 2) | raportuj
22 listopada 2012 o 3:33

LittleSpitfire, ok, ale jak się potem spłukać?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 listopada 2012 o 0:14

CSpŻ 88/89? Z ciekawości - ile taka impreza kosztowała?

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
21 listopada 2012 o 23:39

Sniegu, przeczytaj sam siebie jeszcze raz - Ty napisałeś o SAMOgłoskach, a Mirame pisała o SPÓŁgłoskach. Nota bene zasada jest bardzo prosta - stawiamy po samogłosce, której po odmianie w języku polskim nie słychać. Dobry przykład z tym Garym - Gary, Garym, ale już Gary'ego - bo wymawia się [garego] i to "y" w wymowie znika. Proste jak budowa cepa ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
16 listopada 2012 o 19:27

Właśnie tak, prawie zawsze tak robię (wiadomo, nie przy pierdołach za 30zł, tylko przy konkretniejszych zakupach) - kilka razy zdarzyło mi się obejrzeć coś w dużym sklepie i sprawdzić cenę w internecie (jeszcze będąc w tym sklepie) ;) O dziwo - czasami naprawdę było tak, że w danym markecie wychodziło najtaniej i od razu to kupowałam, ale kilka razy po prostu wyszłam i zamówiłam w necie, bo różnica była naprawdę duża. A w markecie oczywiście "promocja", "najtaniej" itd. Przy czym nie robię tak w małych sklepikach z niektórymi towarami, np. w sklepach z bielizną w prawdziwych rozmiarach - jest ich mało, więc skoro już w jakimś mogłam stanik przymierzyć, pomacać itd., to wolę zapłacić 30zł więcej, aby przy następnej okazji również móc coś przymierzyć w tym samym sklepie...

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1016 17 następna »