Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ubycher12

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 10:55
Ostatnio: 7 marca 2013 - 13:41
O sobie:

U-boot;
1) Osobnik nieobliczalny, rzędu milionus ideos et minutos, podgrupy maniak literatus. Wysoce niebezpieczny dla otoczenia z powodu wykazywania wrodzonych tendencji samobójczych poprzedzonych okrzykiem "Patrznato" względnie "Potrzymajmipiwo".
2)Określenie niespełnionego rysownika i pisarzyny
3)Maszyna pseudointeligenta, zdolna pracować do 72h bez przechodzenia w tryb uśpienia, napędzana nikotyną i alkoholem etylowym
4)Wg niektórych "Największy świr o twardej dupie i złotym sercu"

  • Historii na głównej: 46 z 79
  • Punktów za historie: 45406
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 2080
 
zarchiwizowany

#14153

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia użytkownika Marcuss przypomniała mi jedną z początku tego roku akademickiego.
Uprzedzam, będzie jak z amerykańskiej komedii!

Spotkałem razu pewnego na WSP kolegę. Ja akurat wyszedłem z akademika się przewietrzyć, a on skończył zajęcia. Siedzimy więc przy piwku i gadamy o różnych bzdetach. Tu muszę wspomnieć, że kolega to zatwardziały kawaler (nie, nie podrywacz, ani "zaliczający"), po prostu ma uraz do kobiet i jest do płci pięknej dość negatywnie nastawiony. Jakoś temat zeszedł własnie na te rejony i kolega (nazwijmy go [M]ichał) mówi:
M - Nie wiem. Nie mówię, że nie rozumie, ale jak dla mnie to kobieta do szczęścia nie jest mi potrzebna. Gotuję, piorę sam, k***s mnie na tyle nie swędzi, a jak powiesz, że może jestem gejem to Cię palnę!
J (ze śmiechem) - Spoko! Nic się nie odzywam!
M - No bo widzisz, jeśli będę chciał założyć rodzinę...
J - To co? (chwila ciszy) To co zrobisz?
I w tym momencie obróciłem się przodem do niego i zauważyłem, że Michał zamarł z puszką w połowie drogi do ust, usta rozdziawione "w karpika", oczy mało mu z orbit nie wyszły i kompletnie zero reakcji na otoczenie. Moja mina "WTF?!", pomachałem mu przed oczami ręką, a Michał nic, na dodatek obrazu dopełniło to, że (DOSŁOWNIE!) zaczął się ślinić. Pierwsza myśl: jakiś atak! Panika lekka z mojej strony, ale z ciekawości podążyłem za jego wzrokiem. Prawie pusto, tylko w jakiejś odległości od nas przechodziła dziewczyna, ot najzwyklejsza w świecie, dłuższe kasztanowe włosy, prosta sukienka, jak dla mnie była za daleko, żeby oceniać wygląd, ale dziewczę przyznaję dość powabne, chociaż bez fajerwerków (kwestia gustu).
J - No i co? jednak jakaś zagięła na Ciebie parol!
I ze śmiechem lekko go pchnąłem, a kolega bez wydawania jakiegokolwiek dźwięku spadł z ławki, STRACIŁ PRZYTOMNOŚĆ! Ja już panika na całego. szybko układam w bezpiecznej pozycji, sprawdzam puls i krzyczę do ludzi na sąsiedniej ławce, by dzwonili na pogotowie. Całe szczęście, że jedna z tych osób znała się bardzo dobrze na pierwszej pomocy, bo ja w szoku ledwo się poruszałem.
Karetka przyjechała po 5 minutach (200m od WSP jest szpital). Lekarz już po docuceniu i zabraniu Michała do karetki powiedział, że to po prostu szok (czy jakoś tak) i zabiorą go na obserwację.

Przy kolejnym spotkaniu, kolega kategorycznie zabronił mi wspominać o tamtym wydarzeni, bo "nigdy nie miało miejsca".

WSP Opole

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (360)
zarchiwizowany

#14028

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponownie Adaś ;)
Jak już pewnie zauważyliście, młodu ma bzika na punkcie Ozzy'ego.
Razu pewnego wybraliśmy się w piątkę (ja, on, jego rodzice i znajomy) na koncert do pobliskiej miejscowości, gdzie gwiazdą wieczoru miał być Paweł Kukiz i Piersi. Na miejscu okazało się, że nagłośnieniem zajmują się moi znajomi z czasów gdy jeszcze sam w nagłośnieniach siedziałem. Załatwili mi oni wejściówkę za scenę. Po koncercie chciałem zdobyć autograf dla koleżanki, więc przy okazji zabrałem Adaśka, żeby zobaczył sobie jak to wygląda z drugiej strony.
Cudem dorwałem piosenkarza, gdy ten miał wsiadać do samochodu. Chwila rozmowy i autograf gotowy. Kukiz zagadnął wówczas młodego:
-I jak podobał Ci się koncert?
-No fajnie było... ale Pan słabo udaje Ozzy'ego.

Ja zrobiłem się czerwony, piosenkarz w śmiech i wyciągnął z samochodu plakat z autografami, dopisał dedykację "Dla młodego rockmena" i wręczył Adasiowi.
Jego rodzice wróżą mu od tego czasu karierę krytyka muzycznego.

*Dla niewtajemniczonych: zespół ma w swoim repertuarze cover kawałka "Paranoid" Black Sabbath śpiewany w oryginale właśnie przez Ozzy'ego.

Adaś ;)

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (314)
zarchiwizowany

#12912

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem maniakiem Wiedźmina (książkowego, a nie tylko gry). Pewnego dnia wyszedłem mając wybitnie dobry humor (po megaważnej dla mnie rozmowie) i ruszyłem do koleżanki. Jako, że przed chwilą odłożyłem czytany przeze mnie po raz n-ty pierwszy tom sagi, w przypływie lepszego nastroju zacząłem mówić po "wiedźmińsku" (taka mieszanka staropolskiego i wiejskiej gwary-kto czytał wie o czym mówię), do tego słuchawki ze ścieżką dźwiękową w uszach.
Zatrzymałem się w umówionym miejscu na ławce pod jednym z wydziałów. Odpaliłem papierosa i odpłynąłem w świat Sapkowskiego. Po chwili telefon, koleżanka w drodze, ale ma mały poślizg. Nie było problemu dogadaliśmy się, że dalej będę czekać (co ważne nadal mówiłem "wiedźmińską" mową). Siedziałem więc dalej przy drugim papierosie i na wszelki wypadek (wołanie koleżanki) tylko jedną słuchawką w uchu. W pewnym momencie zanuciłem pod nosem (tak przynajmniej mnie się wydawało, ale wiadomo-słuchawki):
-Zapachniało powiewem jesieni. Z wiatrem zimnym uleciał słów sens. Tak być musi, niczego nie mogą już zmienić brylanty na końcach twych rzęs.
Tu od strony pleców dobiegło mnie głębokie westchnięcie i słowa "słyszałaś to?". Nie powiem pierwsza moja myśl "Ja pie... Podryw na Wiedźmina xD" ale nadal siedzę i słucham muzyki. Po chwili zmaterializowały się przede mną dwie dziewoje, jedna[Dz] ot najzwyklejsza w świecie, druga o zgrozo! [P]lastik-fantastik.
Dz -Cześć! Studiujesz tu?
J -Cześć. Znaczy nie w germanie. Ja z filologi polskiej na Koperniku.
P -O Boże! To ty pewnie dużo czytasz!
J -Chcąc, nie chcąc muszę. Ale fakt, czytać lubię.
P - Tak! My słyszałyśmy! Ty tak pięknie z kimś przez telefon rozmawiałeś, to było takie romantyczne (tu z mojej strony mina: O.o)! O Boże! To było takie piękne! A jak później jeszcze taką piękną piosenkę zaśpiewałeś (no ja "śpiewem" w życiu bym tych moich odgłosów nie nazwał ;P) to mi powietrza brakło!

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale z niezręcznej sytuacji wybawiło mnie przybycie kumpeli. Gdy odchodziłem Barbie zdążyła podbiec i wcisnąć kawałek kartki z jak się okazało numerem telefonu. Puenta nastąpiła po po 15 minutach, gdy przechodziłem obok owego wydziału i blondi siedziała na kolanach i całując się z jakimś facetem. Jej koleżanka mnie zauważyła i tylko z przepraszającą miną rozłożyła bezradnie ręce, a ja zdołałem jedynie zdusić śmiech i w duchu życzyć powodzenia dziewczynie z takim podejściem.

akademiki

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (288)
zarchiwizowany

#12726

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed trzech minut ;)
Mieszkam w akademiku, a pod oknami mojego pokoju znajduje się śmietnik (DUŻY kontener z 6 klapami). 3 razy dziennie, zawsze dokładnie o tej samej porze (dosłownie! Zegarek można co do minuty nastawiać!) przychodzi "kontrola sanepidu", jak to zwykliśmy nazywać, czyli meneliki szukający puszek. Wiadomo-studenci to znalezisk dużo. Nasza brać studencka jest raczej przychylnie im nastawiona z jednym wyjątkiem-hałas po nocach/nad ranem towarzyszący gnieceniu puszek.

Wróciłem właśnie do swojego pokoju od znajomych z drugiego końca piętra. Ot mała imprezka, kulturalnie troszeczkę wódki i pyszna cytrynówka mojej i kolegi produkcji. Słyszę zza okna, że "sanepid" sprawdza zawartość kubła i to nad wyraz głośno. Po chwili odzywa się głos z przeciwległej części budynku (mój akademik to dwa "bloki" i parterowy łącznik, tworzący kształt litery H) i jak wynika z wypowiedzi po raz kolejny upomina żulika, aby ten przestał hałasować i poszedł gdzieś indziej, bo nie mogą spać.
Minęła minuta ciszy i ponownie gniecenie. Nerwy zaczęły mnie brać, bo mimo iż nie miałem snu w planach, hałas irytował. Ponownie słychać poprzedni głos, ale tym razem zbieracz zaczął coś wrzeszczeć w odpowiedzi. Nerwy mnie puściły, więc otworzyłem okno i wypaliłem:
-Panie! Do chol*ry jasnej! Ja tu wódkę leję, a pan się tak tłuczesz, że rozlewam, bo się skupić nie mogę!
I tu pomachałem mu flaszką, którą właśnie miałem schować do lodówki. Żulik obrócił się, spojrzał na mnie, na butelkę, znów na mnie i wypalił:
-Jaką wódkę?! Przeca (;D) widzę, że to jakieś siki!
-Panie jakie siki? Cytrynówka na spirycie! Sam robiłem!
Żulik wytrzeszczył oczy, przyjrzał się mi i tym razem spokojnym i cichszym głosem:
-Panie trzeba było tak od razu! Takiego skarbu to wstyd rozlać! Ta mi tu o spaniu pier**li, jak już ludzie do pracy wstają! Ja tylko na cygarety chciałem dozbierać. Ale bluźnił nie będę, takie rarytasy to rzecz święta! Już mnie nie ma.

Rozbawiło mnie to na tyle, że podałem mu dwa papierosy, a żulik grzecznie poszedł w swoją stronę.

A teraz zastanawia mnie czy teraz owe zachowanie było przejawem życzliwości czy po prostu żulik uznał mnie za podobnego mu? O.o

WSP Opole

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (337)
zarchiwizowany

#11197

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dużo podróżuję i przeżyłem WIELE historii z piekielnymi współpasażerami, ale to co mnie dziś spotkało przeszło wszelkie moje wyobrażenia. Historia miała miejsce w autobusie MZK Opole i przyznam szczerze nie jestem z niej zbyt dumny.
HISTORIA DŁUGA.
Otóż obudziłem się bardzo wczesnym rankiem (ok 5.00) po większej imprezie. Spać się mnie nie chciało, więc szybka kawa i pytanie "Co zrobić z pozostałym do zajęć czasem?". Szybkie spojrzenie w portfel: kasy mniej niż kot napłakał, ale 3 bilety studenckie są, więc stwierdziłem, że pojadę na cmentarz przy granicy miasta, zobaczyć na groby bliskich moich znajomych, którzy wyjechali jakiś czas temu do Niemiec.
Kac męczył mnie nieznośnie, ale ratował mnie fakt, że było jeszcze dosyć chłodno. Wsiadłem do MZtki i szczęściem trafiłem na znajomego z uczelni (co ważne znajomy nosi dready). Kolega nie wyglądał zbyt ciekawie, okazało się, że miał nockę w pracy, na dodatek nie mógł skoczyć po jakieś jedzenie na przerwie, a jest cukrzykiem, więc tylko poprosił, abym się odsunął i dał mu spokojnie oddychać, bo naprawdę jest mu słabo(za żadne skarby nie chciał usiąść, twierdząc, że wtedy na bank zaśnie i nie dostanie się do domu) . Mówię: -Ok, jak coś będę obok. I tak też zrobiłem. Na następnej stacji wsiadła [P]iekielna babcia, (nie ulegam stereotypom, ale klasyczny "moher") i usiadła obok mojej stojącej persony. Przejechaliśmy kawałek, widzę po koledze, że zmienia barwy i nagle PACH! Leży jak długi na podłodze. Od razu podbiegłem, podobnie jak trzy dziewczyny z tylnej części autobusu (koleżanki z roku owego kolegi, je prosił o to samo co mnie). Liznąłem co-nieco o postępowaniu i pierwszej pomocy w takich przypadkach, więc od razu do roboty, jednej z dziewczyn kazałem dzwonić na pogotowie, drugiej lecieć do kierowcy, żeby zatrzymał autobus. Trzymam głowę kolegi na kolanach, ręką w chusteczce sprawdzam czy nie ma niczego w ustach, coby się nie zadławił. Tu odzywa się piekielna:
P-Zostaw to! Naćpał się pewnie! Na co to se ręce brudzić? Jeszcze HIVa dostaniesz! Ja bym to zostawiła i dała zdechnąć, ćpuny je**ne! Jeszcze się spóźnię prze niego!
Zazwyczaj jestem spokojny, ale paniusia trafiła na jeden z moich "czułych punktów" tym tekstem, na dodatek "dzień po imprezie" i bardzo trudnej sytuacji osobistej wystarczyła iskra do BOOM!!! A że piekielna nie przestawała trajkotać, więc przekazałem głowę kolegi jednej z dziewczyn, a sam wstałem i poszedłem do piekielnej (mimo iż jestem BARDZO chudy, jestem dość wysoki -185cm bez butów) złapałem mohera za podbródek i przystawiłem tak by miała twarz ok 5-4cm od mojej i wycedziłem przez zęby:
-Kolega jest czysty i zasłabł, ale ja mam HIV i parę innych zakaźnych, o których nawet PANI nie słyszała, więc... (tu chuchnąłem jej w nos wczorajszym, imprezowym oddechem) spierdzielaj STARA RASZPLO zanim jeszcze bardziej skrócę twój marny życiorys!
Babcia zakryła przerażoną twarz, ale twardo bluzgała nas przez rękaw, więc dodałem:
-Oj, bo zaraz będę zarażać! - i uniosłem RĘKĘ w jej kierunku. Uciekła pełnym pędem na przód autobusu. Na najbliższym przystanku czekała już karetka, zabrali kolegę, zapytali czy pozostali się dobrze czują, na co piekielna wypaliła:
-Panie! Tamten satanista na mnie chuchnął! On ma HIV! Dajcie mi szczepionkę! Szybko! Bo ja przez niego umrę!
Czy się doczekała cudownej szczepionki-nie wiem, ponieważ pozostała na przystanku z sanitariuszami, a ja pojechałem dalej.

Uwagę o sataniście puściłem mimo uszu-przyzwyczaiłem się chodząc w spodniach moro, czarnych koszulkach, chuście na głowie i łańcuchach przy pasie.
Nie, nie mam żadnej zakaźnej choroby, a kolega dzwonił przed chwilą, że nic mu nie jest i było to zwykłe zasłabnięcie od temperatury i zaduchu, a on sam został zwolniony 20min po przywiezieniu ;)

MZK Opole

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (320)
zarchiwizowany

#10107

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótka historia pokazująca, że "gdzie chęci - tam sposób".
Zalecenie na niedużą imprezę, nie zapowiadało się nic złego. Na miejscu okazało się, że ekipa oświetleniowa jest ze Śląska i wszyscy jak jeden mąż mówią całkowicie dla mnie wtedy niezrozumiałą gwarą. Pozostali z naszej ekipy jakoś się dogadywali, jednak ja, ku obustronnej frustracji, nie potrafiłem dojść do porozumienia z żadnym z oświetleniowców.
Wtedy jeden z nich wpadł na prosty a genialny pomysł.
I tak przez całą imprezę wszystkie niezrozumiałe dla mnie słowa mówili do mnie... po angielsku :)

nagłośnienia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (310)
zarchiwizowany

#10106

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak każdy wie: gdzie celebryci tam paparazzi.
Podczas nagłaśniania większego koncertu trafił się jeden wyjątkowo piekielny przedstawiciel tej profesji. Nasza konsoleta znajdowała się w niedużej odległości na wprost sceny, na specjalnym podwyższeniu. Wcześniej ustawiono "bramkę" oznaczoną napisem "Wstęp wyłącznie dla ochrony i służb technicznych". Już podczas prób zauważyliśmy, że jeden wyjątkowo uparty dziennikarz starał się do tam dostać, ale cały czas "odbijał się" od stojących tam ochroniarzy, którzy mimo jego natarczywości cały czas kulturalnie wypraszali go do miejsc mu dostępnych. Przed finałowym występem mieliśmy dosłownie 5 minut przerwy więc większość z nas ruszyła do namiotu na tyłach po kanapki, kawę, etc. Jako, że jedyny nie czekałem na wrzątek pierwszy wróciłem do stołu. Już z daleka zauważyłem, że na naszym miejscu stoi ów dziennikarz i czeka na rozpoczęcie występu. Podszedłem i grzecznie zwróciłem uwagę, że nie ma prawa tu przebywać. W odpowiedzi usłyszałem:
-Spie*****j gówniarzu! Wiesz kim ja jestem?! Ja jestem z ****(tu padła nazwa gazety)
-Przepraszam, ale naprawdę nie może pan tu być.
-A poszedł mi stąd, bo jeszcze zarobisz!
Nie miałem co z tym zrobić, więc pobiegłem do reszty załogi. Tam tylko na mnie prychnęli i powiedzieli, że mam zgłosić to ochronie. Podszedłem do najbliższego ochroniarza, niestety ten stwierdził, że nie może się stąd ruszyć, ale nadał przez krótkofalówkę komunikat i po chwili jego dwóch barczystych kolegów wyprowadziło awanturującego się delikwenta, który zdążył poprzestawiać i rozregulować nam trochę sprzętu (widać zasłaniał mu widok), co zaowocowało przesunięciem się koncertu o dodatkowe 30 minut.

Od tamtej pory ZAWSZE przed odejściem zapisuję automatyczne ustawienie suwaków na stole.

nagłośnienia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (259)
zarchiwizowany

#10105

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia z nagłośnieniami w tle.
Jechaliśmy na zlecenia na jakąś tam imprezę. Podczas jazdy do kierowcy zadzwonił szef z prośbą, aby zakupić przy okazji dwa dobrej jakości przedłużacze z listwą. Zatrzymaliśmy się vanem wyładowanym po brzegi sprzętem (w tym samochodzie byłem tylko ja i kierowca, a i tak musiałem trzymać skrzynkę z narzędziami na kolanach) przed sklepem elektryczno-budowlanym. Kierowca kazał mi wejść i wybrać dwa kable, a on w tym czasie zapali i wejdzie jak będzie trzeba wypisać fakturę. Chcąc nie chcąc wchodzę do sklepu i zagaduję do [S]przedawcy:
[J]a - Dzień dobry. Potrzebuję dwie listwy, znaczy przedłużacze, ale jakieś lepszej jakości (szef miał logiczne nastawienie - zapłać raz a więcej, niż mało a częściej).
S - A jakie mają być?
J - Czwórki lub piątki (chodzi ilość gniazdek w listwie).
Facet obrócił się ogarnął półki wzrokiem i ponownie spojrzał na mnie.
S - A jakie uziemienie?
Tym pytaniem zbił mnie z tropu, pierwszy raz w życiu usłyszałem, żeby istniała jakaś różnica, ale nie chcąc wyjść na ignoranta powiedziałem:
J - Nie wiem, jakieś lepsze dużo sprzętu mam i szkoda by było gdyby miało się wszystko poprzepalać.
Sprzedawca zrobił coś czego bardzo nie lubię - obrzucił mnie z politowaniem spojrzeniem typu "widzisz? Ty to nic nie wiesz i ja tu jestem najmądrzejszy".
S - Dużo sprzętu masz, mówisz? A jakiego jeśli można wiedzieć?
Nie dość, że przeszedł do mnie na "TY" to jeszcze powiedział to z tak złośliwym uśmiechem, że postanowiłem utrzeć mu nosa.
J - Aaa... Długo by gadać. Ale w samochodzie przed wejściem mam kilka sztuk, to może pan rzucić okiem i sam mi pan doradzi. Tuż przed wejściem stoi. (wszystko mówiłem naturalnym tonem jakby nigdy nic)
S - No dobrze, pokaż co tam masz.
Wyszliśmy, van stał tyłem do wejścia, więc otworzyłem drzwi demonstrując pakę zawaloną pod sufit różnego rodzaju sprzętem (w większości dość drogich marek).
J - Niech pan sam spojrzy.
Gdy sprzedawca zajrzał do środka z wrażenia aż usiadł na chodniku z wytrzeszczonymi oczami. Powoli kiwnął kilka razy głową, podniósł się i weszliśmy do sklepu. Idąc za nim usłyszałem tylko jak mówi do siebie: "kilka sztuk. K***a, ja pier***e...".

Po chwili kierowca podał dane do faktury i ruszyliśmy dalej z dwoma porządnymi kablami na moich kolanach.

nagłośnienia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (261)
zarchiwizowany

#8968

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia dotyczy jednego z moich pierwszych sposób dorabiania i pierwszego w moim życiu piekielnego zleceniodawcy.
Uwielbiam pisać i na to zajęcie poświęcam bardzo dużo czasu każdego jednego dnia. Za sprawą szkolnej koleżanki udało się mi uzyskać zlecenie na opowiadanie do niedużej niszowej gazety regionalnej, w której pracowała jej kuzynka.
Po kilku telefonach uzgodniliśmy, iż najpierw podsyłam próbkę, a po aprobacie całość. Po wysłaniu odczekuję 2-3 dni i dzwonię.
-Dzień dobry. Z tej trony XY, dzwonię w sprawie opowiadania, którego wstęp państwu wysłałem.
-Tak, tak. Wiem o co chodzi, muszę przyznać, że jesteśmy pod wrażeniem (tu cała lawina słodzenia).
-Czyli rozumiem, że możemy porozmawiać o moim honorarium.
-Tak, tylko wie pan jest tu taki mały problem (czerwona lampka się mi zapaliła w głowie), bo wyszła nam bardzo nieciekawa sytuacja w redakcji i nie możemy nikogo zatrudnić nawet na pojedyncze zlecenie... Jedyna opcja to taka, że nie zapłacimy panu całości od ręki, tylko coś w rodzaju kilku rat, tak żeby tu się nam wydatki w papierach zgadzały...
Szczerze mówiąc sytuacja zaczęła mi już zdrowo śmierdzieć, ale byłem strasznie zawzięty.
-Mogę zapytać ile takich rat miałoby być?
-Myślę, że 5 byłoby idealnie.
-Więc zróbmy tak, że podzielę moje opowiadanie na kilka części i po każdej racie będę przesyłać kolejny. Jeśli pani się zgodzi wyśle pierwszy fragment zaraz po otrzymaniu pierwszej wpłaty.
-Świetny pomysł! Nie będzie z tym problemu. Za chwilkę zadzwoni do pana ktoś z księgowości po wszystkie dane do przelewu. Miłego dnia życzę!

Czekam więc grzecznie na telefon z księgowości. "Chwilka" jak się okazało trwała 2,5h
-Słucham.
-Dzień dobry. Tu redaktor VZ, czy rozmawiam z panem XY? (tonem tak sztucznym, że nawet idiota wyczułby co się kroi)
-Dzień dobry.Tak przy telefonie.
-No to posłuchaj mnie pan. Ja tu szanse daje, że w wschodzącej gazecie może swoje wypociny publikować, a pan mi tu jeszcze chcesz warunki narzucać? Co to ma być za wysyłanie w kawałkach ja się pytam? My tu kulturalnie, młodym talentom pomagać chcemy, a pan jakby tego w ogóle nie widział! Nie dość, że masz pan czelność za taką promocję zapłaty żądać, gdzie to pan powinien nam płacić, to jeszcze z góry pieniądze chce...
Zamurowało mnie, bo sam nie znam wszystkich mechanizmów publikacji, więc facet mógł mieć rację, ale skoro mimo nerwów redaktor nie zapomniał o "pan" i nie wrzeszczał jak opętany, obiecałem sobie załatwić to na spokojnie.
-Proszę pana, primo, to tylko moja propozycja, z która do państwa wyszedłem, zabezpieczając się przy tym na brak umowy, a w konsekwencji zapłaty (specjalnie starałem się brzmieć "inteligentnie"). Secundo, gdyby była to całkowicie moja autorska praca, prawdopodobnie za honorarium uznałbym promocję mojej osoby, jednak dostałem od państwa wytyczne co do tematyki, BARDZO dokładnej długości i zawarcia morału, a za przeproszeniem "pod dyktando" za darmo pisać nie zamierzam. Więc niech się pan redaktor prześpi z tym problem i zadzwoni jutro z podjętą decyzją.
Usłyszałem tylko, że jutro się odezwie i ledwie słyszalne "dousłyszenia".
Na drugi dzień cisza, kolejne tak samo. Telefony ode mnie były nieodbierane, na mail'e żadnej odpowiedzi, a opowiadanie w ostateczności wylądowało w koszu.

Jeśli mam być szczery, to może rzeczywiście poniosła mnie tu ambicja, jednak naprawdę nie mam zamiaru nigdy pisać dyktowanych tekstów za frajer. A pasja pisania widać pozostanie niedochodowym pożeraczem czasu ;)

gazeta

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (222)
zarchiwizowany

#8920

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardzo nietypowa jak na mój gust. Robię zakupy w pobliskim markecie. Z racji zakończonej sesji udaję się do kasy alkoholowej w celu zakupienia Jack'a Daniels'a 0,5 (wraz z dwoma kolegami piliśmy go tylko "od wielkiego dzwonu"). Stoję grzecznie w kolejce, nadchodzi moja kolej.
[J]a -Dzień dobry! Jack Daniels 0,5 poproszę.
[K]asjerka -Mogę prosić o dowodzik?
(Na słowa "proszę/prosić" reaguję nader wielką życzliwością)
J -Ależ oczywiście. (podaję dowód, w tym momencie sytuacja zmienia się diametralnie)
K -Rocznik '90, tak?
J -No tak. Najlepszy na świecie psze pani!
K - SPIERDZIEL*J MI GÓWNIARZU! Myślą tacy, że na studia poszli to od razu na Daniels'y ich stać?! Matce byś pieniądze wysłał, a nie chlejesz luksusy! (tu krew mnie zalała, bo komentarze na temat mojej matuli biorę bardzo do siebie)
J -Niech pani łaskawie zakończy tą żałosną przemowę i poda mi towar za który chcę zapłacić.
Butelka została skasowana z donośnym prychnięciem, a ja korzystając z okazji, że w kolejce czekało kilka osób wypaliłem:
-Proszę państwa nie wiem czy wiecie, ale właśnie odebrałem chleb od ust mojej mamie, aby oblać dobrym alkoholem egzamin, na którym polega 70% studentów mojego kierunku. Tak przynajmniej twierdzi ta pani!
Ukłoniłem się niczym w teatrze i opuściłem sklep.
Po drodze zahaczyłem o biuro kierownika. Dowiedziałem się między innymi, iż ta pani często wszczyna podobne awantury ponieważ jest sfrustrowana tym iż ma już 40 (!!!) lat a syn-student nie chce na nią łożyć...

TESCO

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (363)