Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

unitral

Zamieszcza historie od: 14 marca 2012 - 22:14
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 9:20
O sobie:

Po ukończeniu studiów opuściłem ojczysty kraj.
W Polsce bywam jedynie gościnnie lub służbowo.

  • Historii na głównej: 6 z 31
  • Punktów za historie: 5083
  • Komentarzy: 644
  • Punktów za komentarze: 3047
 
zarchiwizowany

#88369

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Życzę wszystkim smacznego z okazji zbliżającej się właśnie kolacji ;)

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (89)
zarchiwizowany

#42021

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To że student nie zna prowadzącego to żadna nowość.
Sam doświadczyłem kiedyś prawie identycznej sytuacji jak w historii http://piekielni.pl/42000#comment_418918 .

Wykłady nieobowiązkowe, ćwiczenia i laborki zaliczone na 5, to z egzaminu zwolniony byłem.
Wesoły więc idę po wpis, wchodzę do pokoju, a tam przy biurkach (było 6 biurek) siedzi 4 "profesorków", oczywiście żadnego do tej pory nie widziałem. Nic dziwnego skoro gabinet nie na mojej katedrze.
Grzecznie mówię "Dzień dobry, ja do Profesora X". Na co rzeczony odwraca się i z uśmiechem informuje mnie "Profesor jest w innej katedrze w pokoju xxx, gdyby go nie było proszę tu wrócić, możliwe że się zjawi".
Zadowolony idę do wskazanego gabinetu, aby pocałować klamkę. Wracam więc jak mnie poinformowano, a owy profesorek mówi że Profesor X był właśnie i udał się na zajęcia na inny wydział (jakieś 20 minut spacerkiem).
Na tamtym wydziale spotkałem 2 kolegów z grupy z identyczną historyjką. Dopiero wracając na właściwy wydział uświadomiliśmy sobie że to piekielny Profesor X nas tak przegonił. :) Ale wpis zdobyłem :)

Profesorek robi tak spacerek wszystkim studentom, których nie widział nigdy na wykładach.

Po kolejne wpisy już nigdy nie udawałem się osobiście do żadnego profesorka :)

Pol Śl MT

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (201)
zarchiwizowany

#41976

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spora budowa nowego centrum handlowego w Wiedniu.
Czas realizacji projektu co najmniej dwukrotnie krótszy niż powinien być.
Norma.
W związku z czym kilka piekielnych sytuacji:
-Za niedotrzymanie terminu ogromne kary - większe niż kwota za wykonanie dzieła.
-Praca od 6 do 20 to norma, 7 dni w tygodniu. Co z tego że większość podwykonawców to drobne rodzinne interesy. Nikogo nie interesuje kto będzie pracował i jak wydajnie. Zapłata w większości za godziny pracy.
-Wszystkie możliwe ekipy naraz w jednym miejscu (wieczorem kleją nową posadzkę a rano układają glazurę, jednocześnie montując sufity i wszystkie inne instalacje nad rzeczoną posadzką).
-Zmiany w projektach średnio 3 razy dziennie. Normalnie nikt nic nie wie i nic się nie zgadza - "czeski film" :)
-Wielkie otwarcie jutro o 8.00 (co z tego że 26 było najważniejsze święto państwowe - wszyscy w pracy! )
-Narzędzie i materiał trzeba mieć przywiązany do nogi aby nie "uciekł" w niewyjaśnionych okolicznościach.
-jakieś 30% materiału się marnuje.

Obraz uzupełnia fakt, ie pomiędzy całym tym zamieszaniem kręcą się klienci pracującej części centrum. Aż niesamowite, że jeszcze nikomu postronnemu nic się nie stało (ciężkie prace budowlane na wysokości a na dole ludzie pod parasolkami popijają kawkę i jedzą posiłki, wszędzie rusztowania, drabiny, kable, materiał, śmieci i inne budowlane buble a pomiędzy nimi ścieżki dla klientów niczym nie zabezpieczone).
No po prostu burdel na kółkach w wykonaniu austriackim.

Myślicie, że to już koniec?
Było by zbyt pięknie.

W ubiegłą sobotę zdarzył się wypadek, tuż po godzinie 16 młody 25 letni malarz spadł z 8 metrowego rusztowania prosto na betonową posadzkę. Nie wiemy czy stracił przytomność czy nie zachował należytej ostrożności. Faktem jest jednak, że rusztowanie nie było należycie zabezpieczone a ekipa pracowała nieprzerwanie od 2 miesięcy po 12 godzin dzień w dzień. Podobno wypili po piwie do obiadu (przypuszczam że powiedzieli prawdę). Tą niedziele mieli mieć wolną.
Doszło do poważnych uchybień, w skutek czego młody chłopak uznał bardzo poważnych wielonarządowych urazów (połamane prawie wszystkie żebra, obojczyki, miednica, pęknięta czaszka i prawdopodobnie kręgosłup, połamane ręce i najważniejsze pęknięcie opon mózgowych, krew z uszu nie wróży dobrze).
W kilka minut przed przyjazdem karetki zabezpieczono rusztowanie, policja na miejscu, bo w budynku znajduje się komisariat.
Opinia ratowników - stan tragiczny - trwa reanimacja - helikopter w drodze.
Całą akcja trwała godzinę.
Ludzie jakoś nie mogli już tego dnia dalej pracować. Praktycznie wszyscy się znają.

W poniedziałek nagła kontrola wszystkich możliwych urzędów.
Co z niej wynikło
Ano nic szczególnego.
Drobne mandaty za niezachowanie kilku nieistotnych przepisów bezpieczeństwa pracy, odgrodzenie stref pracy kolorowymi taśmami, wydłużenie czasu pracy, bo przecież termin oddania już za kilka dni.

A co z malarzem?
Zmarł we wtorek na skutek obrażeń. To oficjalna wersja, a ta prawdziwa?
Lekarze odłączyli aparaturę ze względu na brak możliwości poprawy stanu poszkodowanego. W najlepszym wypadku byłby warzywem do końca życia.
Szkoda młodego człowieka (nie podam jego narodowości specjalnie), jeszcze bardziej jego rodziny i kolegów z pracy, ale czym jest jeden człowiek kiedy liczy się na ogromne pieniądze.

Zaledwie tydzień temu otworzono podobne centrum w innej części miasta, w dniu otwarcia sceny były dantejskie (to co działo się w 200 setnej biedronce pomnóżcie co najmniej razy 100 - ponad 4 tyś zajętych miejsc parkingowych i ogromne kolejki na wjazdach przez cały dzień), sprzedano towar jaki normalnie sprzedaje się prze pół roku. W jednym tylko sklepie z planetą sprzedano prawie 3 tyś telewizorów plazmowych i LCD.

Nauczki brak, ludzkie życie się nie liczy.
Przecież przyjadą inni i zrobią, może nawet taniej.

Na całe szczęście w czwartek byłem tam ostatni raz (mam nadzieję)

Auhof

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (185)
zarchiwizowany

#36309

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W odniesieniu do mojej historii http://piekielni.pl/31243

Znalazłem właśnie taki filmik:
&feature=player_embedded

Oczywiście wedle większości z komentujących moją historię, takie zachowanie jest naganne i powinno skończyć się "powieszeniem obydwu kierowców na przydrożnej latarni z wielkim napisem za co".

Jak jednak sami Widzicie, takie zachowanie nie jest niczym niezwykłym.
Nadal twierdzę i zawsze twierdzić będę, że w mojej historii piekielni byli "niecierpliwi".

Oby niecierpliwych spotykały przynajmniej podobne kary jak pana z poniższego filmiku

zagranica

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (60)
zarchiwizowany

#36312

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnej sąsiadce a może i nie tylko - na całe szczęście nie mojej, tylko z kamienicy obok.
Średnio raz w tygodniu interweniuje u niej policja, 2 razy w tygodniu pogotowie.
Kobieta chora umysłowo wielokrotnie próbowała podpalić mieszkanie, zalać sąsiadów, wyrzuca śmieci na schody, drze się od rana do wieczora - tak, wydziera się jak opętana ( może jest), ubliża wszystkim których widzi, wali zakupami w okna i auta, potrafi ściągnąć gacie na środku ulicy w kierunku ludzi zwracających jej uwagę.
Kilka z tych zachowań doświadczyłem osobiście.
To tylko część jej zachowań.
Pomimo tego że co jakiś czas ląduje w szpitalu czy klinice psychiatrycznej, zawsze wraca i zaczyna się od nowa.
Koszmar sąsiadów trwa.
Wszystkie służby rozkładaj ręce i twierdzą, że nie mogą nic zrobić.
I tego nikt nie rozumie. Jak to nie można zrobić nic z osobą zagrażającą życiu i bezpieczeństwu prawie 50 osób mieszkających w jej kamienicy.
Wczoraj znów zabrała ją policja - wyprowadzili w kajdankach i wpakowali do radiowozu w asyście 8 pracowników służby zdrowia i 5 zastępów straży pożarnej.
Znów próbowała podpalić mieszkanie - tym razem używając benzeny.

Skąd wiem?
Ano stąd, że policjanci po akcji podeszli do mnie poprosić o jakieś worki bo im benzyna z czegoś wyniesionego z jej mieszkania zalała bagażnik. Dlaczego akurat do mnie, bo właśnie rozładowywałem samochód tuż obok ich radiowozu. Chwilę porozmawialiśmy po czym pojechali. Dowiedziałem się, że mają jej już dosyć - może wreszcie się spali wariatka i będzie spokój.

Ciekawe kiedy teraz wróci - ostatnim razem wróciła po 4 dniach.

zagranica

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (192)
zarchiwizowany

#36310

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Teściowie odziedziczyli domek na wsi, wieś zabita dechami, bez sklepu, dostępu do PKSów, jedna droga oczywiście dziurawa:)

Ale historia dotyczy firmy wymieniającej okna.
Jako że domek jest w opłakanym stanie (ma służyć jedynie za domek na lato) trzeba go trochę wyremontować.
Jako że jest to daleko a ja czasu nie posiadam zbyt wiele, Teściowie postanowili wynająć "profesjonalną firmę".
Tak też się stało. I tu byłby koniec gdyby nie fakt wymiany okien na raty, przez 2 rożne ekipy, oczywiście obie do "fachowości" miały daleko.
Ale nieistotne, Teście zadowoleni, okna sąnowe, więc postanowili spytać o ocieplenie budynku - jest tego nie za wiele, może jakieś 150m2 do ocieplenia.
Jeden z "fachowców", wydający się na najmądrzejszego i najbardziej doświadczonego szybko obliczył koszt ocieplenia na 10tyś zł "bez rachunku, żeby szef nie wiedział i nie zdarł więcej, to oni zrobią to jako fuchę".
No ok, telefon wzięty, Teście zbierają pieniądze.
Z ciekawości poprosiłem o wycenę takiej usługi kilka pobliskich firm - oferty od 8 do 12tyś zł oczywiście z rachunkiem.

Póki co Teściowie jeszcze nie zdecydowali się ocieplenie. Czekająna lepszą sytuację finansową.

Ciekawe ilu klientów nabrali "fachowcy" za promocyjną niższą cenę...

usługi

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (114)
zarchiwizowany

#33164

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W czasie 18 godzinnej podróży autem należy czasem się zatrzymać "za potrzebą fizjologiczną"...
Dokładnie wczoraj wieczorem, będąc w trakcie powrotu z Hiszpanii zatrzymaliśmy się na parkingu przy jednej z bramek poboru opłat we Francji.
Jako że "natury nie da się oszukać" zmuszony byłem skorzystać z przybytku w tym celu stworzonym.
Widok jaki zastał mnie jeszcze przed wejściem pozostanie w mojej pamięci na długo. Bardzo długo.

(K woli wyjaśnienia, drzwi do obydwu przybytków znajdują się obok siebie, bezpośrednio od strony parkingu.)

Młoda dziewczyna (najprawdopodobniej Francuzka) w pozycji "na Małysza", stopy usytuowane tuż przed progiem wejścia do damskiej części przybytku, głowa również na zewnątrz, dłonie kurczowo trzymające ościeżnicę, reszta ciała wewnątrz, "oddawała się potrzebie".
No ale nie to było najciekawsze.
Najciekawszy był widok tego co znajdowało się za nią. Najprawdopodobniej już kilkudziesięciu innych "spragnionych" wykonało podobny wyczyn w podobnej pozie z tym jeno wyjątkiem że znajdowali się odrobinę głębiej pomieszczenia.

Do "męskiej" nawet nie próbowałem zajrzeć... 10km dalej było czysto i przyjemnie.

zagranica

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (168)
zarchiwizowany

#32957

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeczytana niedawno historia http://piekielni.pl/30990 nie jest przypadkiem odosobnionym.
Tym razem w wydaniu Angielskim :)
Otóż przebywam właśnie z rodzinką na wczasach w Hiszpanii, w jednej z uroczych mieścinek w "De La Costa Brava".
Hotel 3 gwiazdkowy (jak większość w okolicy), do morza 600m, w ośrodku basem restauracja, stołówka, dyskotek i barki z napojami.
All Inclusive.
80% Anglicy, reszta mieszanina z całego kontynentu i nie tylko :)
Dzień pierwszy. Wstajemy rano, tak koło 8.00 na śniadanko i po drodze mijamy basen, wszystkie leżaki w liczbie około 250 sztuk ładnie ustawione i przykryte ręcznikami. No ok. Może z wczoraj myślę. Wieczorem widzę jak obsługa składa i myje wszystkie leżaki.
Dzień drugi, wstałem tuż po 6.00, wychodzę na taras i co widzę ?
Biegających kilku angoli ze stertą ręczników i zajmujących leżaki.
Kolejne dni to samo.
Nie odchodzą od basenu dalej niż po drinki.
Oczywiście na basen przychodzą dopiero po obiedzie, a do tego czasu leżaki zajęte. Ba, nawet za obrys ośrodka nie wychodzą. Skoro All Inclusive, to po co wyłazić i płacić za coś więcej.

Zapytacie skąd wiem że to angole?
Ano stąd, że razem z połową z nich, jednym samolotem z Londynu przyleciała moja siostra z mężem i córeczką. Nie umieją słowa w innym języku, nie mają żadnej kultury i wieczorami robią taką oborę, że wszyscy inni wychodzą.

I to wszystko za 200€/osoba za tydzień pobytu.
W "lepszych" hotelach tydzień kosztuje 400€ i nie jest All Inclusive. Tam Angoli nie ma.

Uprzedzę pytania, dlaczego ten hotel wybraliśmy? Bo tani, a my potrzebujemy jedynie miejsce do spania, gdyż całe dnie i tak spędzamy poza ośrodkiem.
I kolejne. Obsługa hotelowa, wyposażenie, jedzenie i wszystko inne od strony hotelowej bez najmniejszego zarzutu. Zainteresowanym podam adres hotelu na PW.

zagranica wczasy hotel basen leżaki

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (168)
zarchiwizowany

#31243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jedna z głównych ulic.
Spory ruch.
Pewien kierowca postanowił całkowicie zgodnie z przepisami skręcić w lewo.
Akurat przechodziła przez pasy Pani w widoczny sposób niepełnosprawna, pokonywała przejście w tempie ślimaka.
Kierowca zatrzymał pojazd aby Pani mogła (pomimo czerwonego dla niej światła) spokojnie przejść przez ulicę.
Nie spodobało się to kilku kierowcą, którzy z tego powodu musieli chwilę poczekać na ulicy, gdyż przejazd zablokował skręcający.
Zwykle wyraz niezadowolenia wyraża się naciśnięciem na sygnał dźwiękowy w aucie.
Jak niektórzy wiedzą, Wiedeń objęty jest całkowitym zakazem używania w/w sygnału.
Skręcający nie zrażony tym faktem stał nadal. Inni trąbili. On stał i pozwalał Pani spokojnie opuścić ulicę.
Gdy Pani już opuściła ulicę wysiadł z samochodu, podszedł do niej i przeprosił za zachowanie innych kierowców, to nie spodobało się trąbiącym, zaczęli go wyzywać przez otwarte okna.
Dodam jedynie że łącznie stało około 15 pojazdów w tym 2 autobusy miejskie. Trąbiło może 4 stojących najbliżej. Ja stałem troszkę dalej ,mimo to doskonale widziałem sytuację.
Pan spokojnie powrócił do auta i odjechał.

I tu by był koniec historii, gdyby nie Policja :)
(Nie wiem do tej pory skąd tak szybko wyszli)
Zatrzymali trąbiących, zapewne nie w celu towarzyskim :)

Tak, więc kierowcy. Zrozumcie że odrobina cierpliwości za kierownicą może oszczędzić kilku zł w portfelach, sporo stresu, wstydu i przede wszystkim czasu zmarnowanego na "rozmowę" z policją.

Nie będę nazywał zachowania trąbiących, ale przestrzegam podróżnych jadących przez stolicę Austrii przed nadmiernym pośpiechem, nieuprzejmością na drogach i podobnym zachowaniem.

Kierowcy zagranica

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (143)
zarchiwizowany

#31241

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lato 2007.
Jadę z ojcem i kolegą tureckiego pochodzenia (przebywającym od urodzenia w Austrii, pracującym legalnie i posiadającym wszystkie wymagane przez prawo dokumenty) przez dzielnicę Prater.
Auto na polskich numerach, w bagażniku sporo narzędzi.

Jadę przepisowo i ostrożnie, bo droga mokra - polewaczka.

Zauważam za sobą jakiegoś "holcwagena" z niebieskim kogutem za szybą.
Jadę dalej, pojazd nieoznakowany, nie wiadomo czego chce.
Wyprzedził mnie i zajechał drogę.

Wysiada policjant.
Auto nie oznakowane w żaden sposób.

(P) Dokumenty !
Okazuję wszystkie dokumenty pojazdu i moje.
(P) Od jak dawna we Wiedniu jesteście?
(J) Od prawie 3 lat.
(P) (oczka mu się zaświeciły, mina jak u mordercy) Wiza!
(J) Jaka wiza?
(P) Wiza! Jesteście tu od ponad 3 miesięcy. Wiza!!
(J) (grzecznie) Tak, ale Polska jest w Uni i nie potrzebujemy wizy.
(P) Pracujecie tu! (wskazując na narzędzia) Musicie mieć wize.
(J) Z tego co wiem nie musimy, jesteśmy w uni, prowadzimy własną działalność, mamy wszystkie wymagane dokumenty.
(P) G..no mnie to interesuje (mina coraz bardziej złowieszcza, myśl i pewnie że złapał nielegalnych pracowników w dodatku). Musicie posiadać wize !!
(J) Nie musimy.

Po czym poszedł do samochodu ze wszystkimi dokumentami. Po jakichś 15-20 minutach rozmowy przez radio, wrócił wyraźnie niezadowolony.
Skontrolował dokładnie auto - nawet zmierzył głębokość bieżnika.
Nic nie znalazł.
Za to zażądał rachunków za narzędzia znajdujące się w bagażniku.

(J) (z ironicznym uśmiechem) Na prawie 10 letnie narzędzia, w większości pochodzące z Polski?
(P) Po co wam te narzędzia.
(J) Jak już mówiłem, prowadzimy działalność - mamy dokumenty.
(P) Mmmmm...
(P) Dokumenty kolegów.
Ojciec i kolega podali dowody osobiste.
Dokumenty ojca nie wzbudziły zastrzeżeń, natomiast dokumenty kolegi coś mu się nie spodobały.
(P) "ty" jesteś tu nielegalnie! Te dokumenty są nieważne!
(K) Przepraszam, ale tam jest wiza, pozwolenie na pracę i zameldowanie w firmie.
(P) I co z tego. Jesteś tu nielegalnie !

Kolega zbladł, jak mi później powiedział miał już podobne historie za sobą.

(K) Możemy zadzwonić do ambasady wszystko wyjaśnić.
(P) Nie trzeba, ja wiem lepiej.
(J) Czy długo to jeszcze potrwa? Kolega pracuje tu przecież legalnie i ma wszystkie dokumenty.

Po czym (P) przez radio sprawdził czy (K) jest zameldowany w Austrii.

Następnie rzucił mi na siedzenie wszystkie dokumenty jakie do tej pory zebrał i odjechał bez słowa, za to z miną rasowego mordercy.


Jak tu nie lubić Austriackiej policji ? :)
Gdzie połowa z nich nie wiedziała że Austria jest w Uni, a 90 % nie miała pojęcia że Polska też.
Przypominam, to był środek 2007 roku.

policja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (198)