Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

wonka0

Zamieszcza historie od: 5 września 2011 - 23:35
Ostatnio: 17 lutego 2020 - 19:26
  • Historii na głównej: 2 z 13
  • Punktów za historie: 2918
  • Komentarzy: 250
  • Punktów za komentarze: 1451
 
zarchiwizowany

#53923

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
kto miał do czynienia ze sklepem bonzoo.pl ?

Zamówiłam u nich po raz drugi, karmę dla psa. Zamówienie złożyłam w piątek 23 sierpnia. W środę 28 sierpnia,dzwonię z pytaniem o zamówienie. Pan mówi,że sprawdzi,i oddzwoni. Po godzinie sama dzwonie. Podobno firma kurierska (siódemka) zagubiła przesyłkę,więc On mi wyśle jeszcze raz karmę i doda gratisy. W czwartek cisza. Dziś dzwonię dowiedzieć się co do jasnej Anielki z tą karmą. Pan mówi,że sprawdzi,w siódemce i oddzwoni. Po godzinie znów dzwonię,pan mówi że właśnie dostał mejla z siódemki,że za 10minut się sprawa wyjaśni. Jak coś będzie widział oddzwoni. No więc czekam. Minęło może z 40 minut,jak znów dzwonię. Odebrał facet i mówi,że musi dojść do komputera,i sprawdzić czy siódemka coś odpisała,oddzwoni. Po 30 minutach znów dzwonię. Pan już nie odbiera ani komórki,ani stacjonarnego.
Firma kurierska po raz drugi zgubiła tą samą przesyłkę?!
Zamówienie składałam na tyle wcześnie,żebym miała jeszcze karmę. Teraz mam jej już ledwo na dnie.

O ile pierwsze zamówienie przyszło szybko,tak to drugie,chyba na piechotę do mnie przyjdzie,o ile dojdzie.

Karmę zamówiłam już z innego sklepu,w którym zawsze kupuję. Skusiłam się na nowy sklep,bo ktoś mi go polecił,i było nieco taniej .

Tak więc ja nie polecam firmy bonzoo.pl

internet

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (25)
zarchiwizowany

#50145

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kupiliśmy z mężem opony bieżnikowane z firmy http://www.gold-gum.pl/ ulica: Księdza Jakuba Jagałły 9 10-371 Olsztyn
Okazało się,że jedna opona powodowała tzw bicie na kierownicy.
Po telefonie do firmy,kazano nam przysłać oponę do reklamacji.
Wyślą do nas kuriera,trzeba jedynie do opony dołączyć formularz zgłoszeniowy, ksero paragonu,wraz z gwarancją.
Kurier zamówiony na środę. W poniedziałek okazało się,że w czasie kiedy ma być kurier, nikogo nie będzie w domu. Dzwonię więc do gold gumu,aby kuriera przesunąć na czwartek.
Pan który odebrał telefon,powiedział że On nie zlecał kuriera,może koleżanka zlecała i słyszę jak się ją pyta czy zlecała,kuriera do nas.
Koleżanka mówi, że tak. Pan każe mi zadzwonić do koleżanki,która jest obok. Proszę go aby po prostu poprosił koleżankę do telefonu,bo jestem poza domem i nie mam jak zapisać numeru do tej Pani.
Facet powiedział,że koleżanka ma swój telefon i na niego mam dzwonić. Jak będę już w domu mam do nich zadzwonić ponownie,to poda mi numer.
Zagotowałam się,zadzwoniłam do męża On zadzwonił do nich,dostał numer do tej kobiety i zadzwonił.
Opona wysłana,wszystko ok.
Ale,nie pisałabym o tym gdyby było wszystko dobrze...

Po dwóch tygodniach dzwonię do gold gumu,zapytać co z reklamacją.
Najpierw usłyszałam,że jeśli Oni się nie skontaktowali to nie wiadomo skąd opona przyjechała,lub nie ma formularza,wraz z paragonem i gwarancją.
Pan nieco spanikował kiedy powiedziałam, że kurier był wysłany od nich, miał wypisany list przewozowy i papiery spakowałam razem z oponą przy kurierze. Przełączył mnie na dział techniczny.
Tam się dowiedziałam,że Pan który zajmuje się reklamacjami jest na L-4,i będzie pod koniec maja. Super,szkoda tylko,że ma kogoś na zastępstwo,kto orientował by się w sprawach. Powiedziałam, że się nie rozłączę dopóki papiery się znajdą.
Pogrzebano w papierach i udało się znaleźć zlecenie. No cud!
Reklamacja została nie uznana. Szkoda tylko, że opona była u dwóch różnych wulkanizatorów,i obaj powiedzieli, że opona jest krzywa,mają problem z wyważeniem jej.
W poniedziałek dzwonię tam znów.

Edytuję:
Opony bieżnikowane kupiliśmy dlatego,że ktoś poprzebijał nam wszystkie 4 opony. Nowe. Miały tydzień. Nie zarabiamy tyle,aby pozwalać sobie na kupowanie nowych opon co tydzień. Może ktoś tyle zarabia. My nie. Mąz ma do pracy 50km czymś dojechać trzeba było. Zdecydowaliśmy się na opony bieżnikowane,bo nie mieliśmy innego wyjścia. Na zimę chcemy kupić nowe opony.
Nie rozumiem,dlaczego się tłumaczę z naszego wyboru...
Kupiliśmy to na co nas było w danej chwili stać. Nie wiem co w tym złego? Mieliśmy brać kredyt na nowe opony,mimo że nie stać nas by było na ratę?

http://www.gold-gum.pl/ ulica: Księdza Jakuba Jagałły 9 10-371 Olsztyn

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (200)
zarchiwizowany

#41639

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dostałam skierowanie z PUP, na rozmowę kwalifikacyjną do sklepu SMYK. Sklep ten miałby być w nowo budowanym centrum handlowym w Gliwicach. Pytałam panią w PUPie,jak wyglądać będzie taka rozmowa,co z tym skierowaniem dalej itp, usłyszałam że "Ona nie wie,bo pracę już ma"... Super.
Przyszłam pod wskazany adres. W korytarzu masa czekających kandydatek. Okazało się że,kandydaci są podzieleni na dwie grupy,na 12:00 i 13:00. Kiedy nadeszła kolej na moją grupę,zostaliśmy poproszeni do sali konferencyjnej,gdzie były dwie panie z Urzędu Pracy,i przedstawicielka SMYKA. Przedstawiono nam ogólnie jak taka praca by wyglądała,jakie są warunki,itp. Przedstawicielka mówi,że teraz będzie z każdym z nas przeprowadzać indywidualną rozmowę.
Rozmowa wyglądała tak: pierwsza osoba z brzegu,podała CV,pani sobie poczytała zadała pytanie np dlaczego chce się pracować w tym sklepie,i wypytała o doświadczenie. Na koniec rozmowy poinformowała,że odezwą się w listopadzie,szkolenie było by w Katowicach,a praca jakoś od stycznia. I tak rozmawiała indywidualnie z każdym. Przy całej grupie kandydatów. Nikt nie dostał konkretnej odpowiedzi,i w sumie wyszło na to że straciliśmy jakieś dwie godziny,na dowiedzeniu się ogólników,które można było podać w ogłoszeniu,jak i można było prosić o wysłanie CV mejlem.
Nie wiem czemu miała ta rozmowa służyć,bo każdemu z nas powiedziała dokładnie to samo.

A z rozmów jakie słyszałam między oczekującymi dziewczynami,wynikało że każdy dostał tą ofertę wciśniętą na siłe,przy podpisywaniu się w urzędzie. Nie ważne było że nie ma doświadczenia,uczy się weekendowo i ma dziecko, albo zwyczajnie nie interesuje kogoś ta oferta.

Edytując,i odpowiadając na komentarze:
Oferta pojawiła się w środę na stronie urzędu. W czwartek o 12:00 byłam w urzędzie prosić o skierowanie na właśnie tą ofertę. Urzędniczka powiedziała,że miejsc już nie ma. Ale jak to,oferta z wczoraj i już nie ma miejsc?! Z łaską dostałam skierowanie. A kiedy pytałam jak taka rozmowa miałaby wyglądać chodziło mi oto,czy rozmowę będę przechodzić tylko z kimś od SMYKA,czy też z kimś z urzędu.
Czekając na rozmowę,słyszałam jak dziewczyny rozmawiały o tym,że większość przyszła się podpisać,i dostały tą ofertę,mimo że jedna szuka pracy jako księgowa,inna farmaceutka.Jeszcze inna że jest sama z synem,uczy się weekendowo,a mąż jest za granicą,i nie może podjąć pracy gdzie pracuje się w weekendy,bo nie ma z kim zostawić syna-nie,nie wnikałam z kim zostawia 4latka jak idzie do szkoły.
Osób które same poprosiły o ofertę było 6,na 30 kandydatów.

I co zdania,że straciliśmy dwie godziny. Ja osobiście się rozczarowałam,że powiedziano nam same ogólniki,myślałam,że skoro kierują nas z urzędu,będzie wiadomo TAK/NIE, ale powiedziano każdemu z nas,że zadzwonią. O to mi chodzi,że nic nie wiadomo,Oni stracili swój czas,my swój,a można to było rozwiązać drogą mejlową. Jedni musieli przesuwać inną rozmowę kwalifikacyjną,inni mieli jakieś plany typu lekarz.

I nie każdego może interesować praca w sklepie. Jedni szukają pracy jako barman,i nie chcą pracować w sklepie. Więc ta oferta raczej ich nie zainteresowała.

I bardzo proszę o nie komentowanie,że bezrobotni nie mają czasu,są zajeci,muszą iść na każda rozmowę.
Ja piszę za siebie i za nikogo innego. Nie jestem winna,temu że komuś nie pasowała oferta

urząd pracy

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 12 (154)
zarchiwizowany

#29771

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przedwczoraj wracałam z psem z porannego spaceru (a było czym biegać, bo mam stukniętego laba ;) ) kiedy szliśmy trawą, wzdłuż chodnika biegnącego przy stadionie osiedlowym, bruno nagle zapiszczał, podniósł przednią łapkę i trzepał nią w panice. Kiedy obejrzałam jego łapę, zobaczyłam wystające szkło z poduszki… wyciągnęłam szkło, bruno zapiszczał jeszcze bardziej, strasznie dużo krwi się polało, pobiegłam z nim do domu. Wsadziłam Go do brodzika wypłukałam łapki, obejrzałam ranę ,nie była głęboka, ale dość mocno krwawiła. Rivanol i acutol pomogły, bruno spał, a ja siadłam do komputera szukając numeru do kompani węglowej, która podobno jest właścicielem stadionu, i chodnika.
Tam dowiedziałam się że, nie jest to już ich własnością (tabliczki że jest to ich teren wiszą, zaraz o nich napiszę )
Wszelkie spółdzielnie mieszkaniowe, powiedziały że to nie ich teren, i nie wiedzą czyje to może być.
Pani w urzędzie miejskim powiedziała, że mam złożyć wniosek, zapłacić 50 zł i jak właścicielem będzie instytucja to uzyskam odpowiedz, ale jeśli to będzie osoba prywatna, to mi nie powiedzą.
Ostatnie co przyszło mi do głowy, to zadzwonić do dzielnicowego. Telefon który znalazłam na komisariat, milczał. Dodzwoniłam się na komendę, przełączyli mnie na mój komisariat osiedlowy, tam się dowiedziałam że dzielnicowy wskazany na internecie, już dzielnicowym nie jest, a jego następca jest na l-4. Pan policjant, poradził żebym dowiedziała się o numer klubu sportowego, i może On wiedzą kto jest właścicielem. Numer widniejący w internecie, jest nieaktualny, jak i adres.
Na terenie stadionu jest knajpa, pracująca tam barmanka, powiedziała że Ona nie wie nawet że się właściciel zmienił, i jak szef się pojawi, to się zapyta. Ale szef będzie dopiero w poniedziałek.
A wracając do tabliczek o których pisałam wcześniej. Tabliczki pojawiły się jakoś zimą. Posprzątano teren wokół stadionu, połatano dziury w ogrodzeniu, przybito tabliczki do drzew przy stadionie, zamknięto wszystkie wejścia na stadion, i pojawił się regulamin mówiący że stadion będzie otwarty tylko w okresie letnim. Wszystko fajnie, ALE no właśnie…
Od kiedy pojawiły się tabliczki mówiące że kompania jest właścicielem, spółdzielnia przestała dbać o chodnik biegnący wzdłuż stadionu. Pojawiły się śmieci, zbite butelki, i nikt tego nie sprząta. Knajpa mająca wyjście na chodnik przy stadionie, sprząta tylko swój teren, ale to na nic skoro tam jest masa szkła. Chodząc tamtędy z psem, staramy się omijać chodnik, i chodzimy trawą, ale, tam też można znaleźć różne niespodzianki – tak jak dziś trafił na jedną bruno.
Mnie nie chodzi o nic więcej jak o posprzątanie tego bajora, bo aż żal patrzeć na ten syf.
Nie pozwolę, aby mój pies kaleczył sobie łapy, tylko dlatego że nie potrafi fruwać, nad tym szkłem. Dziś to był mój pies, a co by było gdyby jakiś maluch uczący się chodzić wbiłby sobie szkło w rękę?

A jeszcze rada osiedlowa. Rada osiedlowa nie wiem, czy usunęła stronę, czy co, ale jej nie ma. Telefon jaki mi się udało znaleźć milczy, a siedziba w której rada powinna być jest zamknięta.
No i teraz już nie wiem co zrobić. Poczekam na tego dzielnicowego, może On cos mi pomoże. Bo na straży miejskiej, dowiedziałam się że, Oni nie są od sprzątania, tłumaczyłam z e niechce żeby Oni tam sprzątnęli, ale, chce znaleźć właściciela. Pan mi odpowiedział, że Oni się tym Ne zajmują. Aż ugryzłam się w język, żeby się nie zapytać czym się zajmują w takim razie.
Historię opisałam w gazecie, która ma swój profil na fb. Wrzucili moją historię na tablicę, no i tam się zaczęło…
Że powinnam sama to sprzątnąć skoro mi przeszkadza – oczywiście, a jak będą połamane ławki na osiedlu, to zorganizuję drzewo, wyhebluje, i zamontuję na ławce, sprzęty na placu zabaw też pospawam, bo po co właściciela szukać, skoro ja to mogę zrobić…
Następnie wysłuchałam o tym że zamiast zajmować się głupotami, powinnam pobiegać po lesie, z psem bo jestem gruba. Nie wiem jaki to ma związek, ale uśmiałam się.
A no i że wszystko można znaleźć necie. Owszem, ale nie właściciela obiektu.

Jeszcze jedno: dzielnicowy dalej jest na L-4, następnie ma nockę, mogę go złapać w dzień dopiero w maju... Dostałam numer do innego dzielnicowego,który jest jutro w pracy. Będę dzwonić i pytać :)

osiedle internet :)

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 44 (190)
zarchiwizowany

#28594

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odnośnie http://piekielni.pl/28551 , przypomniała mi się pewna historia.
Mieszkam w bloku,mam psa i jak każdy normalny właściciel,czworonoga wychodzę z nim kilka razy dziennie na spacery.
Zimą zauważyłam błąkającego się czarnego psa z czerwoną bandamką na szyi. Pies chciał wejść do bloku,wpuściłam go, nawet miałam zamiar przygarnąć go do siebie, bo zimno, pewnie głodny itp. Ale piesek usiadł pod drzwiami na parterze (każde piętro jest zamykane)i czekał. Przyszedł właściciel i psa zabrał.
Kilka dni później znów piesek,chodził po osiedlu,a kiedy czekał aż właściciel weźmie go do domu, załatwiał się na klatce. Zaczęło się to robić,dość uciążliwe, bo wchodząc z dworu, wdeptywało się w kałużę, albo coś "grubszego".
Pytałam sąsiadów czyj to pies,powiedzieli pod którym numerem mieszka właściciel. Pukałam, dzwoniłam cisza...
Wkurzyłam się, i napisałam kartkę że proszę właściciela o wyprowadzanie pieska na spacery, że rozumiem że zimno,ale jakoś wszyscy wychodzą,że załatwianie się psa na klatce,ani nie wygląda,ani nie pachnie ładnie. Kartkę powiesiłam na tablicy ogłoszeń,po chwili zniknęła. Wywiesiłam następną, z tym że po kserowałam ja w ilościach hurtowych :) W międzyczasie, znów dobijałam się do drzwi właściciela, znów nikt nie otwierał. Po jakimś czasie zrywania, i mojego wieszania ponownie kartek, pojawiła się wiadomość od właściciela psa. Że powinnam honorowo przyjść do niego,i powiedzieć mu o problemie. No więc znów pukam,dzwonie,cisza.
Wywiesiłam znów kartkę,że chętnie z nim pogadam,ale niech mi najpierw otworzy,bo już trzy tygodnie usiłuję z nim pogadać.

I stał się cud! Pies dorobił się smyczy i właściciela który była na jej drugim końcu...Zaczepiłam gościa,powiedziałam, że to ja pisałam kartki,facet mnie objechał, że wstyd mu na cały blok zrobiłam. Dziwne bo myślałam,że większego wstydu narobiła mu sprzątaczka która, wydarła się na klatce, że Ona nie będzie sprzątać psich gówien, należących do Pana XX!!

Minęły piękne dwa lub trzy miesiące... Piesek znów chodzi bez właścicieli. Udało mi się dziś dorwać właścicielkę, powiedziałam jej że jak jeszcze raz zobaczę psa samego, to dzwonie do schroniska albo straży miejskiej, żeby psa zabrali. A jak pies dla nich to problem, to niech go uśpią, albo oddadzą gdzieś.
Usłyszałam że mam spier*alać.
Nie popuszczę.

mój blok

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (172)

#24461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc w Biedronce, zauważyłam faceta, który stojąc między regałami, chowa puszkę piwa do kieszeni w spodniach. Żeby było śmieszniej, widział że się na niego patrzę. Podeszłam do kasy, obserwując gościa. Kiedy kasjerka zaczęła kasować moje zakupy, powiedziałam jej że facet przy innej kasie ma w kieszeni schowane piwo.
Kasjerka zawołała ochroniarza, wskazała mu faceta, podziękowała, za moją reakcję.

Kiedy złodziejaszek został skasowany podszedł do niego ochroniarz, podał mu rękę i coś z uśmiechem do niego powiedział, wskazując mu na mnie.
Kiedy przechodziłam obok, usłyszałam jak koleś się przyznał, że ma to piwo schowane. Ochroniarz powiedział:
- Idź Marian, idź.

Gdy następnym razem będą wynosili sejf na plecach, nie powiem o tym nikomu.

biedronka

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 533 (617)
zarchiwizowany

#23919

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o sąsiadach.
Moi rodzice mieszkają w domku szeregowym, składającym się nie z dwóch połówek a czterech ćwiartek :)
Po zmarłym sąsiedzie, ćwiartką domku opiekuję się syn. Mieszka On na stałe w Niemczech, kilka razy do roku przyjeżdża, sprawdzić stan domku.
Zwykle wtedy pytam rodziców, czy był już "powitalny opier**l"
Bo wizyta "Hansa", zawsze oznacza awanturę.
Awantury są o:

Kiedy jeszcze mieszkałam u rodziców, z moim Lubym:

- stawiania auta przy płocie Hansa (każdy domek ma krótki płot, z bramką i z bramą wjazdową) Nigdy nie blokujemy wjazdu, ot czasem ktoś przyjedzie do sąsiadów, i my nie mając możliwości postawienia auta u siebie, stawiamy u Hansa. Teoretycznie Hans może zaparkować u następnego sąsiada, lub w innym miejscu. Nie. On musi parkować u siebie. Więc jest awantura, żebyśmy zabierali nasz samochód.
Żaden inny sąsiad nie ma o to pretensji, każdy stawia auto tam gdzie jest miejsce.

- zimą nikt nie odśnieża u Hansa, więc zawsze śniegu ma sporo, na chodniku i trawniku za bramą. Zawsze jest to nasza wina, bo pewnie swój śnieg przesypujemy do niego.
Straż miejska wezwana do sprawy śniegu. No nic, czekam spokojnie i się śmieję.Strażnicy przyjechali, mówimy o co chodzi, na co jeden strażnik mówi do Hansa " Wezwij Pan kryminologów z NCIS, niech zrobią badania tego śniegu, i powiedzą czy jest to śnieg sąsiadów"

- Luby zaparkował auto na długości naszego płotu, zostawił miejsce dla Panów śmieciarzy, aby mogli wyciągnąć kubły na śmieci. Maska naszego auta wystawała za nasz płot 4 cm!, na płot Hansa. Luby był po nocy więc poszedł spać, ja się zbieram do pracy. Dzwonek do furtki, lecę otworzyć, żeby nie budzili mi męża. Straż miejska, zastanawiam się co znowu?! Panowie dostali zgłoszenie, że pan sąsiad chce wyjechać swoim autem, ze schorowanym ojcem a nasze auto utrudnia mu otwarcie bramy.
Zapytałam strażników z jakim ojcem chce sąsiad wyjechać? Ze schorowanym?! Myślałam, że ów sąsiad leży na cmentarzu od blisko roku, ale chyba pomyliłam pogrzeby .Strażnicy wlepili mandat Hansowi, za bezzasadne wzywanie i coś tam jeszcze.
Aha! Brama Hansa otwiera się do środka,posesji, a nie na zewnątrz :D

- Pies moich rodziców na niego szczeka

- Mamy oddać zgniłe jabłka które spadły z jego jabłoni na nasz trawnik. Tłumaczenia, że po pierwsze jabłka zjedzone, a po drugie, te zgniłe są u nas na kompoście. Po awanturze tata kupił 5 kg zgniłych jabłek na giełdzie i wsypał Hansowi za płot.

- Hans ma bardzo wysoką sosnę, czy tam inną choinkę. Igły z tej że choinki, strasznie się sypią, i bardzo często wpadają nam do kawy, czy obiadu, jak jemy na ogrodzie. Tata kilka razy prosił o przycięcie dwóch gałęzi. Hans się nie zgodził, więc gałęzie zostały obcięte przez nas. Oczywiście tylko tyle, ile były za naszym płotem. Też była awantura.

- Pomagałam tacie kłaść elewację z przodu domu. Hans podszedł i zaczepia mojego tatę, aby mu opowiedział kto i z kim na naszej ulicy. Usłyszał, że jak chce wiedzieć niech idzie pytać gdzie indziej, bo tata materacem nie jest i nie wie.
Hans pyta tatę, dlaczego ten jest dla niego niemiły. W odpowiedzi usłyszał, żeby spierd**ał :P

Jeszcze słówko o innej sąsiadce:

- Mój kocur podobno przychodził, do niej do domu sikać na kasety wideo :D

- W dniu mojego ślubu, zjechało się kilku gości, więc i samochodów było sporo.
Kiedy wychodziliśmy z domu z gośćmi, sąsiadka wyskoczyła, że jakim prawem tutaj tyle samochodów stoi, że ulice blokują (było ich 4), coś jeszcze wrzeszczała, ale tata kazał oddalić się szybkim tempem :)

Sąsiadka zrobiła aferę o samochody, bo jej mężuś nie umie wjechać lub wyjechać ze swojej bramy w innym kierunku niż zawsze. Potrzebuje miejsca nim TIR z naczepą, ma daewoo espero.

U siebie w bloku mam normalnych sąsiadów. No może nie licząc tych z dołu. Zdarza im się odkurzać o 3 w nocy...

sąsiedzi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (192)
zarchiwizowany

#23387

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziewczyna poznaje chłopaka. Ona ma lat 17, On 19. Zaczynają się spotykać. Po miesiącu zostają para. Rozstaja się bardzo burzliwie po trzech latach. Ale o tym później...

Na początku, związku przypadkowo dziewczyna poznaje ex swojego chłopaka. Ta ja wyzywa , ale dziewczyna nic sobie z tego nie robi.
Poznaje jeszcze wcześniejszą ex, ta jej radzi aby uciekała jak najdalej od niego, bo to zło.
Ale dziewczyna to olewa.
Zaczyna zauważać , że chłopak źle odnosi się do swoich rodziców. Interesuje go tylko komputer , i alkohol. Chłopak zaczyna pić coraz to więcej. Związek upływa im na kłótniach, godzeniu się, itp.
Mija rok...
Dziewczyna zaczyna być własnym cieniem .W dniu jej 18 urodzin, chłopak przyjeżdża pijany z kolegą, prosić o pieniądze na wino bo im się skończyły. Żadnych życzeń prezentu. Po awanturze, chłopak obrażony odjeżdża.
Żadnych imprez znajomych, bo albo jest pijany, albo robi siarę. Rodzice się martwią o dziewczynę, nikt Go u niej w domu nie lubi.
Chłopak nie chce iść do pracy, pomimo iż widzi ze dziewczyna ciężko zasuwa w pracy, a jest młodsza od niego.
Po licznych awanturach, chłopak zaczyna prace . Niestety alkohol okazuje się być ważniejszy niż praca. Dziewczyna mimo, tego wszystkiego nadal go kocha.
Chłopak, poznaje na czacie jakąś dziewczynę. Zaczynają ze sobą pisać, wszyscy koledzy wiedza o niej, prócz dziewczyny. Wychodzi to całkiem przypadkiem, na światło dzienne. Dziewczyna wybacza, bo kocha. Alkohol, wieczne awantury z rodzicami chłopaka.
Zawsze w oczach jego matki była winna temu dziewczyna, choć to ona wzywała policje kiedy on dusił swojego ojca żeby dal mu na wino. Sama ze swoimi rodzicami również się kłóciła.
Minęły dwa lata...
Dziewczyna nie ma już siły. Przestało jej zależeć, problemy z nim, w domu, w pracy, jej ojciec zaczyna chorować, chłopak nie jest żadnym wsparciem. Pieniądze na bukiet z okazji dnia kobiet przepił.
Dziewczyna w akcie desperacji, idzie do AA , po wsparcie. Wcześniej, było jej wstyd. Teraz już nie wie co to znaczy. Stawia mu ultimatum: albo AA i ona, albo się żegnają. Chłopak niechętnie, ale idzie do AA. Na jedno spotkanie. Więcej już go tam nie widzieli. Dziewczyna daje za wygraną. Opuszcza chłopaka. Jego ojciec dzwoni do niej i blaga by wróciła do niego bo on pije jeszcze więcej, rzucił kolejna prace, stracił prawo jazdy jeżdżąc po pijanemu.
Rodzice dziewczyny, wyjeżdżają do sanatorium.
Dziewczyna decyduje się na rozmowę z chłopakiem, aby się zmienił, choć ona już do niego nie wróci. Chłopak przychodzi pijany, próbuje ja bić . Dziewczyna ucieka.
W nocy, przyjeżdża pod jej dom pijany, krzyczy, rozwala furtkę. Usiłuje dostać się do domu, U dziewczyny na noc jej jest chrześnica, która ma pół roku. Obawie, że małej cos się stanie, dzwoni na policję. Zabierają go.
Na drugi dzień chłopak wraca, naprawia furtkę, grozi... Dziewczyna się boi. Prosi kolegów, żeby u niej spali. Kiedy koledzy i dziewczyna siedzą w domu, chłopak przed jej domem pobił jej sąsiada.
Znów policja. Podobno zabrali Go na dołek.

Sprawa na policji była założona, ale umorzono z braku dowodów…

Mijają 4lata...
Chłopak jest ze starszą od siebie kobieta ,i piją razem. Nowa kobieta wydzwania do dziewczyny z wyzwiskami .Dziewczyna zmienia numer telefonu.

Dziewczyna ,została narzeczoną. Ślady z przeszłości dają o sobie znać, ale jest szczęśliwa. Nie boi się już niczego :)

Chłopak znika w tajemniczych okolicznościach na jakieś dwa lata. Pojawia się znienacka, twierdząc, że pracował w innym mieście. Do dziewczyny docierają plotki że, podobno siedział w więzieniu.
Ojciec chłopaka umiera na zawał.Gdy tylko chłopak, natyka się na dziewczynę na osiedlu, chce wypłakać się jej na ramieniu.
Dziewczyna jest już silna emocjonalnie, za kilka dni bierze ślub, i łzawa opowieść chłopaka nie robi na niej wrażenia.

Chłopak ma nad sobą jeszcze kilka wyroków, chorą mamę, i brak chęci do pracy.


Chłopak ma nową dziewczynę.

Nie bądź taka głupia jak ja. Pamiętaj.

przeszłość

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 305 (393)
zarchiwizowany

#22238

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia spongebob28 o sylwestrze,zmotywowała mnie,do opisania mojego sylwestra 2011/2012.
Znajomy namówił nas na sylwestra w restauracji "Elefant" w Pławniowicach.
Koszt 250zł od pary,plus 60zł za transport busikiem w 2 strony.Restauracja oddalona od naszego domu około 30km w 1 stronę.
Jedziemy większą grupą znajomych,na miejscu jesteśmy o 20:00,większość gości już jest,kelnerki rozdają już jedzenie,jest ok.
Ale,ale :) Za naszymi plecami jest spory stolik kibiców "Piasta Gliwice",i sąsiaduje im stolik kibiców "Górnika Zabrze". Kibice śpiewają stadionowe przyśpiewki,trochę napięta sytuacja,no ale się bawimy.
Pominę fakt,że stoliki stały wszędzie,nawet zaraz przy wejściu do toalety-która była JEDNA na około 260 osób!!Miał grać zespół,ale mieliśmy DJ...Który za hity uznawał "Zupę Romana",i jakieś Włoskie,Niemieckie stare piosenki.
Jedzenie było takie marne,że za te 250zł,zrobiłabym górę żarcia dla naszego 10cio osobowego stolika.
Poza drobiowym bigosem-tak myślę,bo była tam kapusta,jedliśmy kanapki!!
Powitanie nowego roku było cudowne.
Cała restauracja wychodzi na podwórko,gdzie miał pokza sztucznych ogni.
Jak tylko postawiłam nogę na zewnątrz,tak mąż mnie wciągał do środka,ponieważ kibice wrzucili do ogniska,(przy którym można było się ogrzać)petardę,i zaczęli się między sobą naparzać.
Potem było tylko lepiej.Kibice tłukli się na sali,inni ich uspokajali.A my baliśmy się,że któreś z nas dostanie po głowie butelką.
Transport był umówiony na godzinę 4:00,telefon do kierowcy miał właściciel-który podobno dzwonił po naszego kierowcę,ale ten powiedział,że będzie jak w umowie o 4.
Taksówka wyniosła by nas 180zł,żaden znany nam kierowca nie był trzeźwy,lub był daleko poza domem.
No nic pozostało nam czekanie.
Kiedy dotrwaliśmy do 4:00,okazało się że,kierowca będzie na 5:00.O 5:30 jeszcze go nie było,pojawił się inny kierowca który miał jeszcze 4 wolne miejsca.
Trafiliśmy na kibiców Piasta,którzy lali się w busie jadącym po autostradzie,usiłowali wmusić nam wódkę tekstami "Co?ze mną się nie napijecie?!Wpierd*l?!"
Nie pamiętam kiedy byłam taka szczęśliwa kiedy znalazłam się w swoim łóżku...
Bardzo żałuję,że tak wyglądał nasz pierwszy bal w życiu...

restauracja "Elefant" Pławniowice

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (257)
zarchiwizowany

#21209

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak mi ręce z nerwów latają jak nigdy…
Dziś mój pies został pogryziony. Na szczęście, nic mu się nie stało.
Mój labrador był puszczony luzem na „psiej łące”, widzę że w naszym kierunku idzie kobieta z czymś pokroju wilczura. Również bez smyczy.
Kiedy obieta wręcz histerycznie zaczęła przywoływać swojego psa do siebie, poczułam że jest źle.
Pies wpadł taranem w mojego ,i wgryzł mu się w gardło. Na szczęście szybko je rozdzieliłam, i darłam się do kobiety, żeby zabierała swojego psa, bo inaczej go skopie(pies zaczął startować do mnie).[B]abka zapięła psa, [j]a zaczęłam oglądać swojego, czy coś mu się stało.

[B] Ale się nerwów najadłyśmy
[j] Niech Pani lepiej już idzie, bo nie ręczę za siebie

[B] Ale to też jest Pani wina ,bo miała pani psa bez smyczy!
[j] Sugeruje Pani, że mój labrador zaatakował Pani wilczura?!
[B] Spierd*laj!!
[j] sama spierd*laj!
[B] Ty tutaj nie mieszkasz nie znam Twojego psa, wypierd*laj na swoją ulicę
[j] Jeszcze raz zobaczę Panią z tym psem, dzwonię po policję.
[B] Coś powiedziała?!
[j] To co Pani słyszała!!
[B ]Wypierd*laj zdzi*o!

Poszła zamiatając psem, który ciągle warczał, i bałam się że go spuści ze smyczy.
Na straży miejskiej powiedzieli, mi że mogę złożyć zeznania, i skierować sprawę do sądu.
Ten pies już nie raz zaatakował innego psa, a raz nawet dziecko pod klatką.

Jeśli sąd się tym nie zajmie, to będę chodziła na spacer z psem z gaz rurką, bo niestety mój pies agresji nauczony nie jest, i sam się nie obroni.

Gdyby miała psa na smyczy, to ja bym swojego również zapięła. Na łące jest tak zwyczaj, że jeśli pies spokojny i nic nikomu nie zrobi, to jest luzem, a te nie spokojne są prowadzone na smyczy.

Psia łąka

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (39)