Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

fuin

Zamieszcza historie od: 29 lipca 2012 - 23:32
Ostatnio: 4 października 2015 - 15:03
O sobie:

studentka ;3

  • Historii na głównej: 4 z 14
  • Punktów za historie: 5379
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 95
 
zarchiwizowany

#68882

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trzymajcie mnie... Tyle się nasłuchałam o fatalnych lokatorach i o tym, że nie powinno mieszkać się z właścicielem. Myślałam, że te historie to tylko legendy, bajki, wymysły znudzonych życiem... ale jednak nie.

Od dnia 1 września wynajmuję pokój u Starszej Baby i jej kota Maciusia (tak! Właśnie tak on też jest osobą wynajmującą). Zaczęło się niewinnie, a to słoik powinien stać w innym miejscu, mam nie zapalać lampy o 19 bo przecież jasno i widać, a mój mały ręcznik w łazience ma zniknąć bo nie pasuję kolorystycznie do płytek. Jednak ostatnie 3 dni przekonały mnie, że baba jest nienormalna.

Zażyczyła sobie mieć internet w swoim komputerze, ja mam iść i kupić "tą antenę od netu" bo ona się nie zna. No ok, kupiłam, kasę oddała ale halo! A kto zainstaluję? No ja, w porządku i zaczęło się. Okazało się, że jej komp to stary rzęch nie odpalany od 5-6 lat z Windowsem XP, a do tego nie działa stacja dysków. I to na pewno moja wina! Bo ja nie chcę jej uczyć! Bo ja od początku jej nie lubię! Tłumaczę pani, że nic nie poradzę na stary sprzęt i oprogramowanie. Coś poburczała, ale niby ok. Następnego dnia mam to oddać do sklepu i przynieść pieniądze. Zrobiłam to i zaczęła się kolejna rozmowa. Tym razem odnośnie czynszu.
[S]tara [B]aba [J]a

ST - A czy ty wiesz, że dzisiaj jest już 30?
J - Tak.
ST - No to gdzie czynsz?
J - Płacone jest do 1 dnia nowego miesiąca, przelew dostaję z pracy pierwszego, więc będzie pani otrzymywać pieniążki 1.
ST - CO?! JAK TO?! Przecież WSZYSCY wiedzą, że płaci się PRZYNAJMNIEJ 5 dni przed pierwszym! Ty mnie oszukujesz, Ty chcesz mnie okraść, Ty jesteś wstrętna dziewucha i jak tak dalej pójdzie to się pożegnamy!
Po czym wyszła z mojego pokoju. Następnego dnia czepiała się o wszystko, o siatkę w lodówce i wino bo zabierają zimno innym rzeczom, o dużą ilość produktów w mojej szafce o ( UWAGA ) to że nie pościeliłam łóżka. Okazało się, że baba wbija mi do pokoju! Nawet sama się przyznała, że to robi bo to w końcu jej dom.

Powiedzcie mi co ja mam robić? Czy ktokolwiek się orientuję i byłby tak uprzejmy i powiedział mi czy jeśli złożę wypowiedzenie najmu teraz to będę musiała za listopad płacić? Umowę mam na czas nieokreślony i jest zapis o okresie wypowiedzenia (30 dni). Pomocy...

wroclaw wieczysta filar

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (152)

#65078

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem tak niesamowicie zła! Co prawda minęło już trochę czasu od momentu, kiedy ta sytuacja miała miejsce, ale zaraz zrozumiecie dlaczego nadal mnie to wkurza.

Zakończyłam niedawno praktyki, kierunek studiów - fizjoterapia, rok 3, semestr V. Do wyrobienia było około 160 godzin zegarowych, plus minus 20 dni innymi słowy (piszę jakby ktoś miał problem z przeliczeniem tego na ilość dni). Miejsce odbywania praktyk - szpital miejski w Poznaniu. Termin realizacji 30.10.2014r - 30.01.2015r. Co prawda studiuję dziennie, ale każdy piątek był wolny i co drugi poniedziałek, a do tego uczelnia dała nam dwa tygodnie przerwy od zajęć, żeby chociaż na start już połowę móc zrobić. Zatem jak widać czas był.

W dniu kiedy odbierałam mój dziennik praktyk, czyli 23.01.2015r moja Opiekunka Praktyk zapytała się co z Anką. Okazało się, że Ani zostało jeszcze kilka dni do zrobienia i uda jej się zaliczyć praktyki jeśli będzie chodzić codziennie do końca miesiąca (nie licząc niedzieli). Stwierdziłam, że przekaże jej tą wiadomość, w końcu może chora? Może coś się stało? Ale nie, Ania doskonale wiedziała w jakiej jest sytuacji. Wzruszyłam ramionami tylko bo skoro wie, to więcej jej nie trzeba uświadamiać.

Styczeń się skończył, ja już dziennik mam oddany, spotykam Anię na zajęciach i pytam się czy ciężko było tak codziennie chodzić na praktyki. Dziewczyna wybuchła śmiechem... dlaczego? Otóż: poszła w poniedziałek (26 stycznia) do Opiekunki Praktyk i powiedziała jej, że ona nie ma już czasu chodzić na praktyki, dużo nauki, do tego praca, dlatego przyniosła już teraz dziennik i ona prosi o pieczątki i podpis JUŻ TERAZ, bo ona nie ma czasu, a przecież pokazała, że umie.

I wiecie co? Babka stwierdziła, że ma racje, nie ma problemu, dała jej co chciała i pożegnały się. Innymi słowy, Anka olała jakiś tydzień praktyk. Prawda była taka, że jej się nie chciało. Ania nie pracuje, a nauki owszem trochę było, ale o wszystkim wiedziała o wiele wcześniej.

Krew mnie zalewa jak o tym myślę. Nie zawiniła tutaj Ania, która ma generalnie większość rzeczy w tyłku tylko opiekunka praktyk (tak, już nie z wielkich liter). Jak można SKRACAĆ praktyki?! Jak można stwierdzić, że wszystko już Ania umie, gdzie doskonale wiem z własnego doświadczenia, że popełnia sporo błędów (np pacjentce, która była po operacji i miała ranę przechodzącą przez brzuch pionowo nie założyła pasa stabilizującego, co mogło prowadzić do powstania przepukliny i nie tylko).

Ja wiem, że wiele osób myśli, że fizjoterapia polega na masażu - BŁĄD. To ja pracuję z pacjentami po amputacjach, to ja uczę chodzenia o kulach pacjentów po artroskopii, to ja idę do ludzi ze stopą cukrzycową, to ja ćwiczę z pacjentami na OIOMIE (ćwiczenia bierne zapobiegające min powstawaniu przykurczom), to ja zajmuję się pacjentami po udarach, którzy czasem nie pamiętają jak się używa widelca.

Uwielbiam moją przyszłą pracę, daje ona niesamowitą satysfakcję, ale na samą myśl, że ktoś może trafić do osoby niedouczonej i olewającej praktyki, które są przecież właśnie po to by wykluczyć błędy dostaję furii! Wyobraźcie sobie, że ktoś z waszej rodziny po operacji potrzebuje rehabilitacji i dostaje właśnie taką osobę.

Brak słów.

szpital uczelnia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 434 (586)

#58018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A chciałam pomóc...

Skończył mi się bilet miesięczny Mpk. Najbliższy punkt, gdzie mogłabym go kupić znajdował się na przystanku Dębiec (Poznań). Jest to ostatnia/pierwsza stacja więc tramwaj często stoi na przystanku otwarty, tak żeby inni mogli do niego wejść. Zdarza się, że odjazd jest np o 7.40 ale tramwaj juz od 7.35 stoi i można wygodnie sobie usiąść :)
Mam nadzieję, że wytłumaczyłam to dość jasno, teraz akcja właściwa.

Stoję sobie gdzieś z tyłu, do mojego tramwaju jeszcze dobre 5-6 minut, bawię się telefonem i co chwila zerkam czy może nie podjeżdża nic szybciej - wiadomo mogłabym moje 4 litery posadzić ;) W miedzy czasie na przystanek doszła grupka dzieci w przedziale wiekowym jak na moje oko 7-9 lat. Wraz z nimi były trzy panie. Obrazek miły dla oka, dzieci w żółtych kamizelkach słuchające się opiekunek.

Wtedy podjechał tramwaj, a ja cała zadowolona załadowałam się do środka, poza mną jeszcze kilka osób weszło i czekamy na odjazd. Jak już wcześniej pisałam stałam z tyłu więc w tramwaju również z tyłu usiadłam. Nagle słyszę śmiechy za sobą, odwracam się i oczom nie wierzę. Dwóch chłopców w żółtych kamizelkach urządziło sobie zabawę typu wskakiwanie do tramwaju i wybieganie, tak na zmianę. Podeszłam do nich i poprosiłam, żeby przestali tak się bawić bo:
1. Przewróci się któryś na schodach i będzie płacz (nie był to niskopodłogowy)
2. Drzwi się zamkną, któryś nie zdąży wyskoczyć i pojedzie na wycieczkę sam.

Niestety zignorowali mnie, zero reakcji. Pomyślałam sobie, że to nie moje dzieci, głosu podnosić nie będę, a obok przecież stoją ich opiekunki. Wiedząc, że tramwaj zaraz ruszy wybiegam do pani i mowię jak sprawa wygląda, jednym tchem, ale nadal grzecznie, bez krzyku. Co odpowiedziała?
- Nie interesuj się!
Oczy jak 5zł zrobiłam i dosłownie w tym samym momencie zauważyłam jak tramwaj odjeżdża. Dla mnie to nie problem, mieszkam 4 przystanki dalej i mogę jechać każdym z trzech tramwajów, który wyjeżdża z tamtej stacji. Problem jednak miała ta pani, ponieważ podszedł do niej jeden z chłopców i z przerażoną miną oznajmił jej.

-Proszę Pani, Kamil pojechał.

Chyba nie muszę mówić dalej co się działo. Może trochę w tym jest mojej winy, może powinnam zwyczajnie złapać każdego za kark i siłą wyciągnąć z tramwaju, ale w tych czasach można zostać oskarżonym o wszystko i strach zrobić cokolwiek.

A chciałam pomóc...

komunikacja_miejska

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 845 (929)
zarchiwizowany

#49118

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sobota, czas odpoczynku, relaksu i w moim wypadku zrobienia zakupów na kolejne kilka dni. Wybrałam się do najbliższej Biedroneczki, napakowałam jogurtów, warzyw i owoców, nieco słodkiego i do kasy!

Dla tych co nie odwiedzają tego przybytku powinni wiedzieć, że w biedronce nie da płacić się kartą, od taki wymóg. Przed sklepem jest nawet bankomat, żeby klient mógł ewentualnie pobrać te 50zł na zakupy. Wracając do historii...

Podchodzę do kolejki, przede mną przynajmniej pięć osób: starszy pan, kobieta z dzieckiem, dwie młode dziewczyny i ONA. Pani niczym nie wyróżniająca się tak naprawdę. Miły uśmiech, ładna brunetka, ubrana skromnie,a koszyk jej był wręcz przepełniony zakupami. Myślę sobie: pewnie robi zapasy dla rodzinki, fajna sprawa :)
Szmery chodzących ludzi dookoła przerwał mi jej ciepły głos. Zapytała się dziewczyn stojących przed nią czy może ona zapłacić kartą. Odpowiedź ich oczywiście brzmiała: nie. Nie zniechęcona jednak to samo pytanie zadała kobiecie z dzieckiem, odpowiedź była podobna. W końcu odwróciła się w moją stronę.
Pani - Przepraszam, wie pani może czy mogę zapłacić tutaj kartą?
Ja - Niestety nie, przed sklepem jest bankomat jesli nie ma pani gotówki.
Uśmiechnęła się jedynie. No nic, widać ma pieniążki, do portfela zaglądać nie będę. Kolejka minęła,nadeszła jej kolej. Cena zakupów powyżej 80zł. Już się domyślacie zapewne co się stało, prawda? Jej pisk był wręcz ogłuszający.
Pani - JA NIE WIEDZIAŁAM, ŻE NIE MOŻNA KARTĄ PŁACIĆ, OSZUŚCI!
Kasjer w zielonym mundurku spojrzał zdziwiony, w końcu pewnie słyszał, że 4 osoby powiedziały jej, o tym. Zachował jednak stoicki spokój (respekt dla pana :) ) i poinformował klientkę, że ewentualnie może poczekać aż ona pójdzie wypłacić pieniądze. W tym czasie obsłuży innych. Pani się zapowietrzyła, zostawiła WSZYSTKIE zakupy przy kasie, nawet nie w koszyku tylko nadal na tej takiej półce gdzie kasjerzy odkładają zeskanowane produkty i wybiegła.
Pomogłam włozyć jej produkty do koszyka bowiem całkiem dobrze blokowały kolejkę. Pani nie wróciła, w kazdym razie do czasu aż moje zakupy zostały skasowane i mogłam spokojnie wyjść.
Nigdy nie zrozumiem takich ludzi...

sklepy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (243)
zarchiwizowany

#43230

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przez długi czas żyłam w przeświadczeniu, że na świecie panuje ogólna znieczulica. Czy to na los biednych, chorych, pokrzywdzonych zwierząt lub ludzi. Im większe miasto tym gorzej, znalezienie osoby o dobrym sercu graniczy ponoć z cudem.
Moja mama jednak wiele lat wpajała mi do głowy iż należy być życzliwą i dobrą dziewczynką.(chyba jedyna jej nauka która nie poszła w las)
Z racji tego, że mam ćwiczenia na studiach z Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy Medycznej oraz posiadam apteczkę pierwszej pomocy czuję,że mym obowiązkiem jest nosić ją ze sobą. Skoro w końcu ją zakupiłam i co tydzień mam możliwość pogłębiania wiedzy na temat ratowania życia to jak najbardziej chcę korzystać z tej szansy. A teraz do rzeczy... Opisze dwie sytuacje, które miały miejsce 2 oraz 5 dni temu.

1. Wracam właśnie z Uczelni, jest koło 19. Zmierzam do sklepu, a żeby kupić jakiś ser i chleb na kolacje. Po drugiej stronie ulicy stara się iść jakiś Pan. Dlaczego stara? A no dlatego, że ledwo się trzymał na nogach, co chwila przystawał, opierał się o budynek albo zapierał o swą kulę. Cały czerwony, dyszy i opuszcza głowę. Nie miałam pojęcia co mu może być, pierw pomyslałam, że po prostu mu słabo. Podchodzę do niego i spokojnie pytam:

Ja - Przepraszam, czy wszystko w porządku, może pomogę jakoś?
Pan - A sp*erdalaj!

Cóż... nie to nie. Swoją agresywną odpowiedzią przekonał mnie, że jest zdrowy. Trochę jeszcze obserwowałam jak drepta do Żabki i wita się już w drzwiach z innym Panem.

2. Byłam zmuszona udać się do punktu ksero, moja drukarka jak na złość wyzionęła ducha. Byłam tam pierwszy raz, bardzo rzadko zdarza mi się wychodzić z domu pomijając uczelnię i sklep. Tym razem to ja zostałam zaczepiona. Miły staruszek poprosił mnie o wezwanie taksówki, bo on słaby, zmęczony a do domu daleko. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że to nie problem. No ale czy mogłabym mu na nią pożyczyć jakieś 10zł? Oj... tu już niekoniecznie bowiem miałam 5zł w kieszeni. Sumienie jednak mnie ruszyło, w końcu co gdyby mojej babci zdarzyła się podobna sytuacja? A wiadomo, że emeryturka nie wielka. No ok wspomogłam go tą 5 taksówka zamówiona. Tylko, że ja muszę wrócić do domu i udać się innym razem do ksero.
Dzień następny, ponownie idę ja sobie do punktu K i co widzę na rogu? Tego samego Pana, który rozmawia z kimś. Tyłem do mnie jest i mnie nie widzi. Pierwsza myśl moja - zapytam jak się czuje i czy dojechał do domu bezpiecznie chociaż mając 5zł to wątpie. Nie zapytałam go, a dlaczego? Bo będąc parę kroków za nim usłyszałam
P - A wczoraj taką młodą tępą p*zde zaczepiłem, nie mogłem uwierzyć, że dała się nabrać. 5 zł mi dała! Hue hue ale głupia hue hue hue!

I właśnie do mnie dotarło skąd ta całą znieczulica ludzka się bierze...
W ogóle nie mam pojęcia jak on z tej taksówki się wywinął. Nie oceniajcie mnie proszę, wiem że postąpiłam naiwnie, ale cóż zrobić jak widzi się człowieka, który prawdopodobnie potrzebuje pomocy?

miasto

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (200)
zarchiwizowany

#42624

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trochę piekielnie o prawie oraz o ludziach.
Na moim roku jest pewna osoba, nazwijmy ją sobie X. X z początku niegroźny, całkiem miły, w prawdzie nadpobudliwy i specyficzny, ale dało się wytrzymać. Na czym polegała owa specyficzność? W przeciągu tygodnia wiedziałam już o X chyba wszystko:
-gdzie się urodził
-z kim uprawia sex
-gdzie uprawia sex
-ilu zrobił krzywdę(np pobił)
-ilu planuje ją zrobić
-ilu z jego otoczenia popełniło samobójstwo(teraz nawet mnie to nie dziwi...)
-kto zdaniem X jest tępą szmatą urwą itp

To jest tylko kilka rzeczy, było ich więcej, ale nie ukrywam, że te najbardziej mi utkwiły w pamięci. Mimo wszystko nadal odpowiadałam X w sposób miły, nie miałam nic przeciw, żeby usiadł obok mnie ani nie dokuczałam.
Kilka tygodni temu odbyła się niewielka impreza integracyjna mojej grupy. Trochę alkoholu, masa chipsów i muzyka. Wszyscy dobrze się bawili, nikt nikomu nie wadził, było wesoło i przyjemnie. Do czasu... X dostał furii. Nie wiem dlaczego, oszalał i już. Podbiegają do mnie koleżanki
-Fuin idź z nim pogadać, w końcu się z nim zadajesz! - uwierzcie mi, one wręcz błagały o to. No nic, poszłam do X i pytam się.
-Co jest? Wszystko ok?
-Spier*alaj! Zaraz wy*ebie Cię przez okno! Upie*dole Ci łenb urwa!
Mówiąc to już szedł do mnie i wręcz zamachnął się, szczęście chłopaki z roku odciągnęli X. Wystraszona i z walącym sercem wyszłam na powietrze. Dodam, że X niczego nie pił.*
Trzy dni po tym X zagaduje do mnie jak gdyby nic. Zadowolona i uśmiechnięta, całkiem na luzie. Moja odpowiedź na wszystkie pytania X czy próby podania chociażby ręki.
-Prosiłabym Cię X o to, abyś dał mi spokój, ostatnio pokazałeś mi do czego jesteś skłonny i nie mam zamiaru dłużej znosić twojego towarzystwa.
Po prostu bałam się, nie będę ukrywać tego, wystraszył mnie nie na żarty. X dostał szału, była wielka awantura, chyba z pół uczelni słyszało. Zaczął grozić mi i koleżankom, które mnie broniły.
Później dostawałam od X różne smsy, że się zabije jak z nim nie pogadam, że MNIE ZABIJE jak nie dam mu powiedzieć co chce powiedzieć. Później oskarżenia, według niego jestem kłamliwą świnią, nic takiego nie miało miejsca, on nigdy by mi nie groził.
Kilka osób dostawało później kolejne smsy od niego typu ,,tylko śmierć to rozwiąże".

Czas na piekielność o której wspomniałam na początku:
- okazało się, że X ma tzw żółte papiery
- uczelnia (nie tylko moja!) nie ma w obowiązku sprawdzania takich rzeczy
- z X nic nie można zrobić bo w końcu nikt nie ucierpiał
- X pobił na innej uczelni pewnego Y do nieprzytomności
- policja nic z tym nie zrobi bo nie widzi podstaw
- z kolei jeśli ja chociażby go od siebie odepchnę mogę zostać oskarżona o naruszenie nietykalności osobistej (nie wiem czy dobrze napisałam, chodzi o nieumyślne uszkodzenie ciała po prostu)
- jeśli X zrobi coś komuś z roku to będzie wina moja i koleżanek, dlaczego? Bo nie podjęłyśmy stosownych kroków

Wniosek? Póki nic się nikomu nie stanie nie ma powodów do chociażby rozmowy z nim, a jak już się stanie to nasza wina bo nic nie zrobiliśmy. Tylko co to są te ,,stosowne kroki"?
Może wy mi jakoś doradzicie co zrobić bo nawet teraz ręce mi się trzęsą na samą myśl o tym, że chociażby usiądzie on za mną na wykładzie...

*cały czas był z nim mój kolega z roku i zarzekł się, że X nic nie pił ani nie brał

xyz

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (197)
zarchiwizowany

#41631

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja wiara w ludzi jeszcze żyła, broniła się ostatnimi siłami przed bezdusznym zduszeniem i zmiażdzeniem przez obecne społeczeństwo. Dziś jednak umarła w sposób nieco śmieszny i nieco piekielny...

Niedawno rozpoczęłam studia na wydziale fizjoterapii, jutro mam już pierwsze kolokwium z anatomii a dokładniej kości (kto miał wie ile trzeba poświęcić czasu na to). Rano spotkałam się ze znajomymi z roku i od 9 do 20 siedzieliśmy nad atlasami i po raz kolejny po kolei każdą kosteczkę badaliśmy. W ciągu tych godzin miałam jedną przerwę na obiad i tyle jeśli chodzi o odpoczynek. Nietrudno się domyślić, że wracając tramwajem byłam jak zombie, które marzyło o gorącej kąpieli o łóżku. Oparta o chłodną rurkę przy oknie i z muzyką na uszach już miałam wizję rzucania się w miękką pierzynę. Nagle poczułam ból, nieduży ale jednak. Mózg jednak zignorował, w końcu i tak nie ma sensu reagować. Dużo czasu nie minęło i ponownie, i znowu i tak z 3-4 razy. W końcu odwracam wzrok i widzę babunię z laską, berecikiem i torebką w ręce. Patrzy na mnie życzliwie, mysle sobie ,,moze zachwiała się po prostu?" Uśmiechnęłam się i ponownie wróciłam do marzeń. Dodam, że miejsc dookoła wolnych było trochę, chyba ze 3. Ja wolałam stać bo zwyczajnie zasnęłabym gdyby moje cztery litery znalazły się na ,którymś z nich. Ponownie oberwałam w łydkę, wyciągam słuchawki z uszu i co?
-Niewychowana gówniara! Co tak sie k*rwa gapisz?! Suń leniwe dupsko! K*rwa k*rwa!
Prawie upuściłam torbę z wrażenia, słodka babcia zmieniła się w plującą jadem kobrę.
J - Co proszę?
B- No suń się k*rwa, głucha jeszcze?
Całkowicie nie wiedziałam o co jej chodzi, ale cóż, jak chce to ok. Przełknęłam gorzkie słowa i ponownie łóżko przywoływałam.
B - Jeszcze
J - Co jeszcze?
B- No jeszcze tą dupe rusz krowo jedna!
J - Grzeczniej może jednak bym prosiła.
B - Suniesz dupe wreszcie?
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do najbliższego wolnego miejsca.
B - Tam nie! Tam ja chce siedzieć!
J - To czemu pani chciała bym odsunęła się od szyby?
B - Bo ja patrzeć muszę na bloki, żeby wysiąść.
J - No to niech pani patrzy, a ja posiedze sobie tu, co pani wadzi?
B - Z szacunkiem k*rwa!
J - Nie dziś...
Machnęłam tylko ręką, pozostali pasażerowie udawali, że nic nie widzą, w sumie. Co się dziwic nie ich sprawa, prawda? Baba ponownie zaczęła szturchać mnie laską, zaczynało mnie to poważnie denerwować. W końcu zirytowana złapałam za tą jej "broń".
B - Ło boże! Bartuś, bija babcie!
Tak... z końca tramwaju wyszedł dresik, nie zeby wielki jak wół, ale z pewnością większy niż ja. Wiązanki jego słów juz nie przytoczę. Zostałam wywalona na kolejnym przystanku, dobre 40min od domu. Nikt nic nie widział, nikt nic nie zrobił. A ja teraz siedzę i przeklinam siebie, że nie miałam więcej pieniędzy ani biletów na drogę.

PS trzymajcie za mnie jutro kciuki

komunikacja_miejska

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (264)
zarchiwizowany

#40946

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj. Miejsce akcji osobowy do Poznania, czas około 10.

Odziana w ukochaną czerń,a konkretniej w lekki płaszczyk z szarymi guzikami oraz spódnicę i proste balerinki jadę ja sobie nie wadząc nikomu. Wpatrzona w przemijający świat za oknem, muzyka na uszach i lekki uśmiech (jedna z ulubionych piosenek leciała akurat). Z racji tego, że był to zwykły osobowy co chwila jakieś stację się trafiały. Na jednej z nich wszedł nieznany mi chłopak. Ubrany skromnie w bluzę z kapturem i jeansy(szczescie ze nie dres). Stanął tak obok mego siedzenia i wbił gały. Akurat miejsce wolne było więc przesunęłam się, żeby mógł również usiąść. Ten jednak nadal, stoi, po chwili zaczyna sapać i coś pomrukiwać. Pociąg nadal stoi. W końcu zaciekawiona wyłączam muzykę i pytam czy coś się stało?

-Ja? Ja miałbym koło CZEGOŚ TAKIEGO JAK TY usiąść?! Brzydzisz mnie, ta czerń, te włosy! Wyglądasz jak żywcem wyjęta z kostnicy, powinnaś się wstydzić, jak możesz pozwalać by inni na ciebie patrzyli. Wszystkie takie wybryki jak ty, te wszystko rockowe panienki, gotyckie szmiry i puste plastiki powinny się pier*olić i umierać jak im Bóg kazał!

Zatkało mnie trochę, na twarzy nie miałam makijażu jedynie krem nawilżający,blond włosy w kok spięte bo długie i przeszkadzają. Może worki pod oczami z niewyspania?
Nagle do przedziału wchodzi dziewczyna, podgolone kłaki na czaszce, kolczyki w każdym miejscu na twarzy, nos ,ucho, brew, warga, policzek, broda. Ciuchy,nie żeby celowo wyglądały na "zmaltretowane" czy "brudniejsze", po prostu śmierdziały,a brud jakby kleił się wręcz. Ćwieki też w wielu miejscach jak np buty pasek mankiet od porwanej koszuli. Nie krytykuje oczywiście, każdy ma swój gust, ale już bałam się co ten facet jej powie. Nie myliłam się, facet odwrócił się do niej i powiedział...

-O już jesteś kochanie, zająłem ci miejsce.

pkp

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (254)
zarchiwizowany

#40814

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie sądziłam, że spotkam kiedykolwiek Artura (dla nie rozumiejących http://piekielni.pl/38584). Los tak jednak chciał, niestety...
Wracałam do domu z dworca pkp około godziny 20. Po drodze mijałam cmentarz oraz mały sklepik ze zniczami, ruszona tęsknotą za rodzinką postanowiłam "odwiedzić" ich jeszcze dziś. Maszerując wolnym krokiem stwierdziłam, że dawno u Baśki nie byłam, ostatnio chyba 3 miesiące temu stawiałam jej światełko. Szybkie spojrzenie do torby, znicz się znajdzie na pewno:)
Będąc dość blisko już usłyszałam śmiechy, wiadomo jednak, że o 20 nie jest już widno jak za dnia i poczekać musiałam, aż światła latarni pozwolą dojrzeć mi nieco więcej. W oddali 2 sylwetki rysują się przed oczami. Dziewczyna i chłopak, jej nie znam, ale jego... Już wiedziałam, że muszę być ostrożna bo inaczej zaczaskam go laptopem czy innym sprzętem. Ślepia moje dostrzegły "wielkiego Pana Psychologa" przez wielkie P! O czym rozmawiali? Jedynie co udało mi się wyłapać to takie słowa jak ,,bohater", ,ta głupia pi*da" ,,gdyby nie ja byłoby gorzej". Nie rozumiałam z tego nic, parka jednak mnie w końcu dostrzegła i nadszedł czas na wyjaśnienia.

J - No cześć
A - Hej! - odpowiedział mi prawie, że krzycząc, czyżby stres?
J - Widzę, że przyszedłeś do Baśki, zrozumiałeś coś w końcu? - naiwnie wierzyłam, że powie coś w stylu ,,przyszedlem ja przeprosic" albo nie wiem... moze ze chłopak ogarnie się po prostu?
A - Wiesz, nie mogę rozmawiać, musze isć, ja i koleżanka no wiesz. - już miał się ewakuować kiedy to jego koleżanka wkroczyła. Dodam, że nie był z niej plastki ani nic, wyglądała na sympatyczną dziewczynę.
(K)oleżanka - Nie bądź taki skromny! Opowiedz jej jak walczyłeś o jej życie - tu wskazała na nagrobek. Znieruchomiałam, kaszlnełam niby to teatralnie. Artur natomiast skinął potwierdzająco, nadal jednak chciał oddalic sie jak najszybciej.
J - Tak? A jak niby?
K - Bo kolo niej kręciła się taka zazdrosna szmata o jej talent i jak ta biedna dziewczyna miała wypadek to tamta zołza zaczęła ją tylko dobijać i wmawiać, że nie ma po o żyć. Gdyby nie mój Artur to pewnie zabiłaby sie juz pierwszego dnia a on tak o nią walczył! (z gory mowie ze tylko wyłapałam z jej potoku słow ale slowo daje ze sens nie zmieniony). Tutaj chłopak stojąc za dziewczyną schował twarz w dłonie.
A - Chodzmy juz proszę...
K - ale..
A - Chodz!
Szarpnął ją i zniknęli mi z oczu. Wybaczcie, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Rzuciłam tylko z całej siły torbą o kostkę przed grobem ,dźwięk tłuczonego znicza troche mnie ocucił, ale... jak tak mozna?!

cmentarz

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (291)
zarchiwizowany

#40265

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed kilku minut. Trzymajcie mnie bo coś mnie trafi zaraz...

Od jakiegoś czasu mieszkam już na stancji, czekając aż zaczną się studia. Rano najczęściej czytam książki lub idę na zakupy w zależności od dnia i chęci. W mieszkaniu mam 3 współlokatorów. Z reguły nie ma między nami spięć, uzgodniliśmy kto w jaki dzień sprząta, kto wynosi śmieci i zmywa naczynia. Wszystko ładnie pięknie... poza jedną dziewczyną. Od 4-5 dni osoba ta nazwijmy ją M zaczęła uznawać, że co moje to jej. Cukier to nie problem, woda w kranie też. Nie widziałam problemu póki nie zauważyłam, że... ubywa mi kosmetyków. W końcu nie zużywam całego opakowania szamponu w 3 dni, a puder mój też nie ginie sam z siebie. To było jednak jeszcze do przełknięcia. Dzisiaj wybrałam się z przyjaciółmi do baru mlecznego na ciepły posiłek. Postanowiłam jednak wrócić wcześniej gdyż jutro czeka mnie dużo spraw do załatwienia od samego rana i wypada wyspać się. Wracając zauważyłam coś, mianowicie światło paliło się w moim pokoju. Szybka analiza, na bank nie zostawiłam włączonego. Krew się we mnie zagotowała, jak szalona wklepałam kod do domofonu i wbiegłam na górę, a w moim pokoju była... M z psiapsiółkami(najprawdopodobniej). Co robiły? Bawiły się na moim komputerze!

J - M co ty robisz? W ogóle, kto pozwolił ci tutaj wejść?
M - Przecież mówiłaś, że będziesz po 22. - odparła spokojnie i wróciła do przeglądania zawartości mojego dysku. Koleżaneczki bardziej speszone jednak przeprosiły i już chciały wyjść.
M- Ej! No nie idźcie ,macie pełne prawo tu być.
J - Właśnie, że nie to moj pokoj...
M - Ale mieszkanie mojego wujka!
Nie powiem, tym tekstem rozbroiła mechanizm, który trzymał me nerwy na wodzy.
M - I co się czepiasz? Jak będę chciała to cię wypie*dole z tego pokoju na zawsze więc lepiej bądź milsza.
Nie wytrzymałam, złapałam dziewuchę za ramię i wyrzuciłam,tak dosłownie wyrzuciłam ją, z pokoju. Psiapsiółki zmyły się, komputer wyłączyłam natychmiast.
M - Ty szmato! Zobaczysz, zaraz zadzwonię do wujka i wyje*ie cię! Ty ku*wa zobaczysz!

Cóż, niech dzwoni. W między czasie zajrzę na gumowe drzewko czy nie ma ciekawych ofert pokoi dla studentów.

lokatorzy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (259)