Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aeri

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2011 - 23:54
Ostatnio: 11 lutego 2014 - 6:23
  • Historii na głównej: 4 z 47
  • Punktów za historie: 5525
  • Komentarzy: 58
  • Punktów za komentarze: 145
 
zarchiwizowany

#42367

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomnieli mi się sąsiedzi z góry jakich miałam kiedyś. Sąsiadów nigdy nie było, mieszkanie prawie zawsze puste. Przyjeżdżali tylko na święta i ewentualnie długi weekend, czyli max 4 razy w roku. Ktoś się zapyta jak sąsiad będący tak rzadko w mieszkaniu może uprzykrzyć życie? ZAWSZE jak przyjeżdżali zalewali nas. dosłownie zawsze. A to w kuchni, a to w łazience plama nagle na ścianie. Ja się cieszę że to nie moje mieszkanie tylko wynajmowane podczas studiów, ale wyobraźcie sobie. Wigilia, potrawy w kuchni się robi a tu wielki zaciek.

Zastanawiam się czy skoro zawsze nas zalewali czy w innym mieszkaniu też mieli takie rewelacje...

blok

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (117)
zarchiwizowany

#42073

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skrzyżowania są różne. Na jednym i samochody i ludzie mają zielone i nie wiadomo co robić, drugie mniej piekielne: zmiana koloru u samochodów jest jednoczesna ze zmianą u pieszych, więc trzeba się rozejrzeć. Trzeci typ mój ulubiony i najbezpieczniejszy to: czerwone dla samochodów a dopiero po kilku sekundach włącza się zielone dla pieszych. Żaden pieszy nie wejdzie pod koła samochodu, nawet jak ktoś uważa ze żółte oznacza przyspiesz.

Bezpiecznie? Jedzie samochód, jest daleko, włączyło mu się czerwone, nadal jest daleko ale nie zwalnia, włączyło się zielone dla pieszych a samochód przyspiesza i przejeżdża. Ludzie na światłach mają zielone ale czekają aż król szosy przejedzie.

Do dzisiaj mnie zastanawia co myślał kierowca , który widział z daleka czerwone i ludzi na przejściu przyspieszył.

przejście dla pieszych

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 54 (144)
zarchiwizowany

#40782

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O polskim szkolnictwie.

Mam wrażenie, że postanowili zrobić z Polaków niedouczonych imbecyli.

Zaczęło się jak koleżanka opowiadała mi jak wygląda książka do chemii jaką miała w ręku, bodajże do liceum. Tematy typu "segregacja śmieci", zero nauki o kwasach i zasadach. Wierzyć mi się w to nie chce, a nie znam nikogo z 1 liceum i nie potrafię potwierdzić informacji. Za to mogę podać przykłady z moich studiów.

Wcześniej były jednolite magisterskie, teraz dwustopniowe, ale to mi nie przeszkadza. Rozśmieszyło mnie tylko (a może zmartwiło) jak potraktowano niektóre przedmioty. Przykład dotyczy tego samego przedmioty na tym samym kierunku, na tej samem uczelni.

3 lata temu laboratoria: trzy godzinne zajęcia, co tydzień, przez cały semestr.
teraz: 45 minut, raz w tygodniu, przez pół semestru.

Kilka innych przedmiotów też zostało "zdegradowanych".
Niby fajnie, mniej nauki, łatwiej zaliczyć. Jest druga strona medalu. Zamiast przykładowo 7 "porządnych" przedmiotów mamy 12 różnych, w tym pół semestralne (liczby zmyślone). Jak po takiej zmianie uczelnia ma wypuścić specjalistów?

uczelnia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (154)
zarchiwizowany

#35988

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się moja pierwsza wizyta w Aquaparku we Wrocławiu. Ośrodek zbudowany tak że z jednej strony basen sportowy, po drugiej rekreacyjny czyli top co mnie interesowało.

Wstęp
Dzień spędzony ekologicznie na rowerze, bo na tym łatwiej dojechać to tu, to tam. Jadę właśnie z "tam" do Aquaparku drogami jakimi, że autobusy czy tramwaje nie jeżdżą i zaczyna lać. Burza to nie była, ale ściana deszczu. Na początku myślałam, że się schowam, ale nie było za bardzo gdzie, po chwili byłam cała mokra, więc mi już kolejne krople różnicy nie robiły. Deszcz spowodował, że widoczność była słaba, więc jechałam ostrożnie. Mam też okulary które całe mokre nie ułatwiały mi widoku. W końcu dojechałam, trochę od tyłu i nie z tej strony ale liczy się to że mam gdzie przypiąć rower a i daszek jest.

Historia właściwa.Postałam na wycieraczce, otrzepałam się aby nie ociekać za bardzo i weszłam. Wnętrze mnie zdziwiło, bo jakoś tak niekolorowo. Bez jakiś napisów, więc pytam [P]Panią ([J]ja):

[J]- Czy tutaj jest wejście do basenu?
[P]- tak (i pokazuje tu basen sportowy, tam rekreacyjny)
[J]- to poproszę bilet do aquaparku
[P]- U nas się kupuje bilet na basen sportowy, potem można przejść na część rekreacyjną. Minuta na rekreacyjnym kosztuje tyle i tyle i potem jest dopłata.

Zdziwiło mnie to, bo kto tak robi?

Rozmowa cały czas miła. Poinformowałam że ja bym chciała tylko Aquapark, ale Pani powiedziała że się tak nie da, zapewnia mnie że wejście jest od tej strony, że się nie pomyliłam, oni tak mają. Nie po to jechałam w deszczu by teraz wracać i uwierzyłam. Zapłaciłam za godzinę (trzeba było wejść o pełnej). Fajnie, że przynajmniej nie doliczają czasu w szatni i można spokojnie wysuszyć włosy.

Dopiero jak przeszłam przez bramki na basen rekreacyjny zauważyłam, że jest osobne wejście a przemiła Pani (naprawdę przemiła) mnie zwyczajnie okłamała. Czy nie można było powiedzieć "wejście do Aquaparku jest z innej strony budynku"?

Przypominam. Deszcz, ja nie widzę napisów przez to, wewnątrz zaparowane okulary, a Pani okłamuje mnie z uśmiechem na twarzy, bo nie było mowy żeby nie zrozumiała o co mi chodzi i niechcący wprowadziła mnie w błąd.

Basen sportowy przy aquaparku

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 51 (161)
zarchiwizowany

#33118

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się wycieczka do Pragi (chyba jeszcze podstawówka). Wycieczka trzydniowa, nastawiona na zwiedzanie, niestety cała wycieczka była piekielna.

Dwie nauczycielki potrafiły mówić po czesku, reszta - nie, więc nie rozmawialiśmy z tubylcami. Jeszcze blisko granicy można było się dogadać, ale w Pradze jedyne co usłyszałam od Czecha to coś w rodzaju "głupie Polacy". Długa podróż autobusem zakończyła się w akademiku w którym mieliśmy nocować, jeść i myć się. Mogliśmy tylko przypuszczać, że o czymś takim jak czysta pościel tylko słyszeli, bo nie było pokoju w którym by była czysta. Koledzy widząc krwawe prześcieradło stwierdzili, że wolą spać w fotelach. (Wyglądało to tak, jakby jakaś kobieta dostała okres w nocy). A co powiedziały opiekunki jak usłyszały o plamie? Mamy taką wyobraźnię, na pewno zmyślamy. Nawet nie przyszły sprawdzić.

Dotarliśmy do tego nieszczęsnego akademika tylko po to żeby zostawić rzeczy i pojechać zwiedzać. Zwiedziliśmy chyba całą Pragę. Szybka przebieżka po katedrze (chyba) by za chwilę iść już zwiedzać co innego (naprawdę nie pamiętam co, bo było tego stanowczo za dużo i większości nie zapamiętałam).
Przez 3 dni pokój w akademiku był tylko miejscem do spania, tylko gdzie spać, skoro syf taki że do łóżka strach wejść..
I tak nikt nie był zajęty spaniem, boi noc była jedyną chwilą podczas której mogliśmy czytać lekturę. Pani od polskiego zadała nam książkę (aby nie marnować czasu), którą mieliśmy przerabiać zaraz po powrocie. Cały dzień zwiedzania, potem noc czytania, i tak przez 3 dni, co dla dziecka jest dość męczące. Nie będę tu już opisywać zachowania opiekunek które stwierdziły, że wszystko co złe to przez nas a jeżeli ktoś miał jakieś uwagi to "wydziwiamy".

Po powrocie wszyscy padliśmy a rodzice byli zaniepokojeni czemu po wycieczce dzieci są tak zmęczone.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (27)
zarchiwizowany

#32714

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia typu "my pomożemy i co z tego wyniknie".

Tytułem wstępu napiszę o Jasiu. Jasiu jest mężczyzną pokrzywdzonym przez rodziców i w 100% pokazuje jak nadopiekuńcza matka może skrzywdzić dziecko. Mamusia robiła w domu wszystko, więc dorosły mężczyzna niczego nie potrafi. Za to jako najmłodszy z braci został pominięty przez ojca w "męskich spotkaniach" bo zawsze był za mały. Dodatkowo jego ojciec zepsuł go wmawiając mu, że do niczego się nie nadaje.W ten oto sposób wyrosła lebiega życiowa. Koniec wstępu

Wujek założył firmę, dość dobrze zarabiającą. Sam pracować już nie daje rady - tyle roboty, to pozatrudniał ludzi, oczywiście na początek znajomych. Wśród znajomych był również Jasiu. Biedak został przydzielony do pracownika, który już się na wszystkim zna i jeździ do klientów. Jasiu podczas pierwszych wizyt ma się przyglądać, potem pomagać a za jakiś czas i sam będzie jeździł. Dostanie mieszkanie służbowe (czyli wujek wynajmował mu swoją kawalerkę) - do momentu znalezienia czegoś dla siebie.

Jest dla mnie nie pojęte - w jaki sposób chłopak, który skończył studia techniczne (więc jakoś zaliczał egzaminy) nie potrafił po roku nauczyć się zawodu?? Nawet po dwóch latach nie można było go samego zostawić, bo zawsze coś pomylił. Oczywiście, o tym żeby znalazł własne mieszkanie, można było pomarzyć. Wszystko to trwało do czasu...
... kiedy wujek odwiedził Jasia. To co zastał w kawalerce, spowodowało atak złości. Dostał (aż) 3 miesiące wymówienia, co było błędem, bo okazało się że przez ten czas mścił się. Po wyrzuceniu go z pracy (po dwóch latach prawie nic nie potrafi) i po wyrzuceniu z mieszkania (po trzech miesiącach i tak niczego nie znalazł) Jasiu wyjechał. Potem okazało się, że jednak jak musi to potrafi. Nie miał dachu nad głową, szybko coś wynajął. Nie maił już "bezpiecznej" pracy - podobno sam sobie coś znalazł.

Wniosek - nie pomagać, dopiero jak kogoś zmusi sytuacja jednak sam się przystosuje do życia.

życie

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (127)
zarchiwizowany

#32439

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Uwaga, szokujące i nie dla wrażliwych

Historia o hydraulikach przypomniała mi moją. Coś się stało, kibelek się zapchał i odetkać się nie jak nie chce - decyzja zadzwonimy, Pan naprawi. Naprawił bez problemów (stare ściany się posypały i coś wpadło do rury no i wyciągnął pan kilka cegieł. Osoba ze mnie ciekawska i zapytałam co dziwnego znalazł w rurach jeszcze. Odpowiedź całkowicie poważna zszokowała mnie.

Pan hydraulik wyciągnął z rury niemowlaka. Nie.. nie żartował

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (90)
zarchiwizowany

#32444

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Napisałam raz, ale mało jasno (skargi w komentarzach) więc napiszę ponownie. Ponownie ostrzegam że nie dla wrażliwych i proszę czytać na własną odpowiedzialność.

Wypadek był taki że kibel się zapchał, więc wezwaliśmy hydraulika, ponieważ żadnymi sposobami nie udało się odetkać. Okazało się że ktoś z góry musiał coś robić bo w rurze hydraulik znalazł gruz i cegły. wyciągnął i było wszystko ok.

Coś mnie podkusiło żeby zapytać co najdziwniejszego znalazł Pan w rurach (w całej swojej karierze).

Okazało się, ze pewnego dnia (kilkanaście albo więcej lat temu) Pan wydobył z rury martwego niemowlaka, bo jakaś osoba uznała chyba, że dziecko to chyba za duży ciężar.

Byłam w szoku..

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (289)
zarchiwizowany

#32324

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiele lat temu (5, 6 albo więcej) wypożyczyłam dwie książki, które niestety zgubiłam. W zamian kupiłam nowe tego samego autora, ale inny tytuł (nie mogłam znaleźć wtedy akurat tego tytułu) oraz oddałam kilka bardzo fajnych ale starych książek, aby biblioteka nie była stratna. Wszystko było załatwione, dogadane z panią bibliotekarką. O sprawie zapomniałam.
wczoraj dostałam powiadomienie do zapłaty - kara za przetrzymanie książek. Nieee, nie powiadomienie z biblioteki ale pismo od komornika czy z sądu. W piśmie były wyszczególnione opłaty:
kara za przetrzymanie - x zł
zwrot kosztów za książki - 2x60 zł (można je kupić za max 40)
koszty sądowe czy inne opłaty - y zł

Biblioteki...

biblioteka miejska

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (160)
zarchiwizowany

#17533

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnych sprawozdaniach.
Jeżeli ktoś miał laborki z fizyki/elektroniki/etc. na studiach to wie jakie upierdliwe czasami bywa ich pisanie. Jeżeli ktoś nie wie to to wygląda tak: przez około 3 h robi się jakieś ćwiczenie/robi pomiary albo jeszcze coś i spisuje się wszystko, a potem ładnie na kartkach A4 wydrukowane z wykresami i obliczeniami oddaje na następnych zajęciach.

Pierwsza opowieść o panu z elektroniki. Oddaje sprawozdanie, po sprawdzeniu dostaję ocenę - nie zaliczyłam i muszę poprawić. Do tego akurat sprawozdania była instrukcja napisana przez owego Pana w internecie, więc zrobiłam wszystko tak jak na instrukcji. Sprawdzenie - źle. Zgłupiałam, wzięłam sprawozdanie i sprawdzam czy jest zgodne z instrukcją. Wniosek - albo ja jestem głupia, albo instrukcja ma jakieś błędy, albo ja zrobiłam jakiś błąd, którego znaleźć nie potrafię. Pytam Pana co jest źle:
[P]: Wszystko!
[ja]: ale jak, nie rozumiem
[P]: całe sprawozdanie jest złe

Wtedy dowiedziałam się, że nie należy zwracać uwagi młodemu ambitnemu Panowi, że może zrobił coś źle, bo okazał się Alfą i Omegą i jak jest coś nie tak to tylko moja wina.

Inna historia była o Pani od fizyki - laboratorium.
Nie było mnie na pierwszych zajęciach (na których tłumaczyła jak u niej robić sprawozdanie), ale uzupełniłam te wiadomości na konsultacjach.
Sprawozdanie miało się składać między innymi z punktu który miał mieć nazwę " dyskusja błędów". Podczas JEJ tłumaczenia dowiedziałam się, że mają być to OPISY [WAŻNE!] typu: "błędy w pomiarze były spowodowane bal, bla, bla".
Ogólnie jej sprawdzanie wyglądało tak:
1.znajdywała jakiś błąd (czasami 1 czasami 3) i oddawała sprawozdanie do poprawy
2. Poprawione sprawozdanie sprawdzała i znajdowała kolejny błąd i tak aż do wyczerpania możliwych błędów.
Sytuacja [ja] i [P]ani:
Pani zaznaczyła błąd i oddała sprawozdanie jako niezaliczone - błędem jest nie domknięty nawias typu: 12 [km a nie 12 [km]
[ja]: Ale dlaczego to sprawozdanie jest jako niezaliczone, skoro już tylko nawiasu brakuje (no chociaż 3 mogła dać)
[P]: Bo są jeszcze inne błędy
[ja]: To może Pani zaznaczy wszystkie, to od razu je poprawię
[P]: Nie chce mi się
Po jakimś czasie pojawiały się już całkowicie poprawione sprawozdania, ale dalej nie przyjęte z powodu braku "dyskusji błędów". Zgłupiałam kiedy oddałam kilka praz z "dyskusją błędów" na pół strony i dalej (zdaniem Pani) jest jej brak. Idę do niej na konsultacje, mówiąc, że nie wiem już o co chodzi i co mam źle. Kobieta tłumaczy "dyskusja błędów to jest WYLICZENIE błędów". Ja się upewniłam czy na pewno jej o to chodzi i podopisywałam wyliczania błędów o które prosiła.

Wnioski z obu historii: Takim ludziom nie można powiedzieć, że coś innego tłumaczyli, a potem czego innego oczekują. Pan okazał się po prostu nie kompetentny (tłumaczył z błędami i miał wiele wpadek) i bardzo szybko przestał nauczać na uczelni. Najważniejsze - nie kłócić się, bo się nie zaliczy.

sprawozdania

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (144)