Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aeri

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2011 - 23:54
Ostatnio: 11 lutego 2014 - 6:23
  • Historii na głównej: 4 z 47
  • Punktów za historie: 5525
  • Komentarzy: 58
  • Punktów za komentarze: 145
 
zarchiwizowany

#17261

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o lekarzach, pechu w chorobie i "koleżance". Długa ale ważne jest opisanie wszystkiego.
Podczas jednego semestru miałam długą przygodę z chorobą. Pewnie każdy z was miał tak: objawy pojawiają się w piątek i do poniedziałku jesteście zdrowi. Co najmniej denerwujące. Ja miałam podobnie.

WAŻNE!
Gorączka, która pojawiła się w piątek i ból gardła - zwykłe przeziębienie. Wzięłam garść tabletek i zawinęłam się w naleśnika. Sobota i niedziela - dnie w których o lekarza trudno - to dalej ssanie tabletek na gardło i inne aspiryny. W poniedziałek jeszcze gorączka trzymała, więc w myśl zasady - lepiej całkowicie się wykurować niż iść na zajęcia ;-) - poszłam na zajęcia we wtorek. Środa i czwartek w miarę dobrze, ale w piątek zaczyna się wszystko od nowa.

Mam nadzieję, że można się trochę zdenerwować, że drugi weekend stracony, ale nic w poniedziałek poszłam do lekarza i diagnoza - zapalenie gardła (przyjęta zostałam dobrze). Przepisany antybiotyk.

Tu muszę napisać, że biorę antybiotyk poprawnie, czyli do skończenia opakowania i nie przestaję "bo już mi lepiej" aby wybić wszystkie paskudy.

No i rzeczywiście spokój.. był.. przez około tydzień. Zaczynam zastanawiać się "co jest ze mną, przecież chorowita nie jestem". W tym momencie już chyba ze3-4 razy mnie nie było na poniedziałkowym wykładzie(ważne!).

Kolejny lekarz, tym razem przyjęcie typu "następny i byle szybko" cała wizyta chyba minuty nie trwała. Nie zdążyłam powiedzieć nic poza "gardło mnie boli" a już trzymałam receptę na kolejny antybiotyk. Tym razem diagnoza (usłyszana prawie za drzwiami) - angina. Znowu pomogło, znowu na jakiś tydzień, może dwa (nie pamiętam).

Trzeci lekarz, ale przygotowana na możliwość trafienia na "szybkiego lekarza" od wejścia zaczęłam opowiadać, że już z miesiąc weekendy spędzam w łóżku i jak biorę antybiotyki to gorączki nie mam a jak tylko przestaję to wracają objawy. Tym razem lekarz mnie zbadał i zdiagnozował jakąś bakterią trudną do zabicia, strasznie uciążliwą [bla, bla bla...]. Dał mi mega silny antybiotyk, jakieś osłony dodatkowe (poza normalną), ogólnie podczas brania tych tabletek źle się czułam, ale lekarz ostrzegał, że tak będzie, więc się nie martwiłam.

W taki sposób straciłam około 2 miesiące weekendów + poniedziałki, czasami też wtorki. Uznacie, że nie jest to piekielnie, bo nie stało mi się nic strasznego. W sumie nie, z jednym wyjątkiem.

Nieszczęsny wykład w poniedziałek. Byłam na nim na początku semestru ze 2 razy, potem podczas chorób na jakimś się pojawiłam, a po chorobach (chorobie?)były jeszcze jakieś 2 zajęcia. Z prowadzącym nie było problemów, bo zajęcia nieobowiązkowe. Problemem okazała się "koleżanka" z którą, jak mi się wydawało, miałam dobry kontakt. Ludzie z grupy często pożyczali skserować notatki, akurat ktoś jej oddawał te, które chciałam pożyczyć i skserować. Jak zapytałam czy mogę usłyszałam:

- Nie
- Dlaczego?
- Bo nie było cię na wykładach

Odpowiedź zbiła mnie z tropu, ale to żart nie był. Ona nie wierzyła, że byłam około 2 miesiące chora, a ja nie zamierzałam jej tego udowadniać.

koleżeńska życzliwość

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (101)
zarchiwizowany

#17227

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielności "humanistów" (tutaj o ludziach bojących się matematyki i fizyki).

Pewnego pięknego dnia spotkałam się z dawno niewidzianą koleżanką, potem jeszcze z jej koleżankami i takie "babskie" gadanie. Z tym że koleżanki wszystkie na kierunkach typu bibliotekoznawstwo (nie mam zielonego pojęcia co tam się robi), a ja jedyna z politechniki. Jedna z dziewczyn opowiada o jakimś fascynującym i niezwykłym projekcie i jak podczas tego robiła ankiety. Celem podtrzymania rozmowy chciałam opowiedzieć jak z pewną grupą zaczynamy robić robota (wiedząc, że nie znają się na elektronice nie zamierzałam zanudzać szczegółami technicznymi). Zaczęłam zdanie "a wiecie, ja ze znajomymi mamy zamiar zrobić robota, który.." tu zdania nie dokończyłam, bo wszystkie jak jeden mąż odwróciły się mówiąc "aha" i zaczęły rozmawiać o czymś innym.

Wyjaśnienia dla czytelników:
1.Jeżeli chodzi o robota, to żeby było jasne - to nie jest takie hop-siup, tylko ciężka praca z której byłam dumna, więc oczami wyobraźni widziałam już "wow robisz robota? O.o".
2.Na 100% mnie usłyszały, bo wszystkie patrzyły się na mnie czekając co powiem, ale po słowie "robot" straciły jakiekolwiek zainteresowanie.

Wyjaśnienia dla mnie

1.Ich "humanistyczne" umysły maja reakcję obronną na jakiekolwiek przejaw terminologii technicznej a słowo "robot" może doprowadzić do tego, że usłyszą nowe wyrazy typu "układy scalone", co może spowodować zwarcie i pewną śmierć.
2. Ich inni znajomi robią bez przerwy różnego rodzaju maszyny i opowieść o kolejnym robocie by ich zanudziła.

Innym razem ja byłam trochę piekielna dla humanisty, który w sumie też był piekielny. Ów humanista bez przerwy robił wywody czemu humaniści są lepsi i bardziej wartościowi od "ścisłowców". Bez nich nie było by kultury i sztuki. Zaczął przekraczać granicę mówiąc "po co komu fizycy/matematycy/inżynierowie". Jemu fizyka nie jest potrzebna do życia bo dla niego ważne ze samochód jedzie, a nie ważne jak to się dzieje. Ogólnie super rasą i przyszłością tego świata są humaniści, a inżynierowie i wszyscy techniczni to głupcy nie umiejący czytać.
Pomyślałam o wszystkich mostach, drogach, budynkach i innych rzeczach stworzonych dzięki "nie-humanistom" po czym powiedziałam: "może Twój samochód który zaprojektujesz będzie ładny, ale mój będzie jeździł". Po czym odeszłam zadowolona widząc minę mojego rozmówcy wyrażającą brak jakichkolwiek szarych komórek w jego mózgu.

Nie chcę tutaj mówić "humaniści są niepotrzebni" bo świat taki jaki teraz mamy zawdzięczamy im i ścisłowcom. Chodzi mi o ignorancję ludzi nie umiejących całkować z jaką często się spotykam.

ignorancja

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (27)
zarchiwizowany

#17198

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko, ale na temat. Słowem wstępu - znam dwóch braci:
Starszy skończył studia na politechnice, pomaga rodzinie z komputerami, zwłaszcza bratu, który kompletnie się na nich nie zna(samemu nic nie zainstaluje w komputerze).
Młodszy za to humanista, konkursy jakieś wygrywał, swoją małą książkę napisał, ogólnie z pisaniem nie ma problemów.

Historia właściwa:
Starszy, żeby skończyć studia musiał napisać magisterkę, co było dla niego mordęgą. Uczciwy chłop, to sam pisał a nie kopiuj/wklej. Jak była gotowa poprosił brata i znajomych o pomoc - sprawdzenie błędów. Piekielny okazał się brat, który poprawił mu to za "jedyne 200 zł". Starszy zgodził się, ale postanowił, że następne naprawy kompa już nie będą gratis.

Ja się tylko pytam - jakim trzeba być bratem, żeby za przeczytanie pracy i zaznaczenie czy coś jest nie tak wziąć 200zł?

W komentarzach pojawiła się obrona przedsiębiorczego brata, wiec muszę napisać, że nie była to profesjonalna korekta czyli siedzenie kilka dni nad tekstem, ale zwykłe sprawdzenie ortografów i ewentualne zwrócenie uwagi "to zdanie nie ma sensu".

brat

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (218)
zarchiwizowany

#16831

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia, nawet kilka (więc może być długo, ale warto) o piekielnym sąsiedzie z góry.

Pierwsza jest taka, że budowaliśmy garaż, a dość blisko miejsca gdzie miał stanąć jest zabytkowy mur. Sąsiadowi chyba się nudziło, więc chciał nam jak najbardziej uprzykrzyć całe budowanie. Najpierw wysłał pismo, że tam garażu nie powinno być bo tam stoi ów mur (żeby to jeszcze jakiś wielki zabytek był, ot mur, gdzie miejscami widać kamienie, ale cały wygładzony, pomalowany a przez lata kilka graffiti się pojawiło). Decyzja taka, że między murem a garażem ma być taka a nie inna odległość. Kilka lat później zbudował sobie dwa garaże (A co!), zabierając kawałek podwórka dla dzieciaków. Żeby oba się zmieściły, to już jego jest tuż obok muru, ale tego się nikt nie czepia.

Druga to taka, ze zrobił sobie remont. Co w tym strasznego? Przecież każdy ma prawo remontować. Ja nie mam pojęcia co on tam robił, ale przez prawie ROK codziennie od 8.00, a czasami od 7.00 do wieczora wiertarka, młotek, wiertarka młotek i pełno innych odgłosów niemalże bez przerwy. Na to rady nie było, przez niecały rok można było zapomnieć o odpoczynku w mieszkaniu.

Dochodzimy do trzeciej historyjki, która była następstwem remontu. W naszym bloku każdy używa piecyka gazowego do podgrzewania wody (popularnie zwany junkersem), każdy też ma swój komin aby się nie zaczadzić. Po bolesnym remoncie sąsiada, nasz piecyk zaczął odmawiać posłuszeństwa. Zastanawiamy się co jest, przecież piecyk nowy, fachowiec sprawdza, ale wszystko ok, mimo to zdarzają się wypadki. Przykładowo leje się ciepła woda, on po chwili gaśnie, ale gaz dalej się ulatnia, sama prawie nie straciłam przytomności. Przyszli kominiarze i stwierdzili że sąsiad podpiął się pod nasz komin. Nic się nie dało zrobić, bo kominiarzy nie wpuścił, tylko pismo spółdzielnia wysłała, żeby to naprawił. Po kilku tygodniach wysyłali kominiarzy i dowiadujemy się że sąsiad dalej używa naszego komina. Do tego zamknął się w domu i udaje, że go nie ma (a wiemy, że był bo chciał przez komin zabrać szczotkę kominiarzom). Ogólnie poszła sprawa do sądu, bo przecież takie coś to narażenie życia, a facet się zabunkrował u siebie i nie ma jak z nim porozmawiać. Policja była - tym panom też nie otworzył a sprawę umorzono. Na jego nieszczęście spotkał wściekłą matkę na schodach, a ta go zjechała z góry na dół, po czym w cudowny sposób udało mu się podpiąć do jego własnego komina.

Wybaczcie, że długo. Dodam jeszcze tylko, że facet ponoć ma córkę i żonę, ale ja osobiście ich nie widziałam. Do tego sam każdemu chyba zakładał sprawy o niedorzeczne rzeczy i przemyka się tylko, żeby na nikogo nie wpaść przypadkiem.

sąsiedzi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (146)
zarchiwizowany

#16763

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Napiszę o przyjaźniach damsko - damskich, będą dwie historyjki, które zniechęcają do "psiapsiułek.

Pierwsza jest dla mnie bolesna, bo przyjaźń od pierwszej klasy podstawówki. Ja i Anna(tak ją nazwijmy)nie rozłączne przez 6 lat podstawówki, porem 3 lata gimnazjum cały czas razem i w jednej klasie, dopiero w liceum zaczęło się pogarszać, bo dwie różne klasy pozwalały na widywanie się tylko na przerwach. Nowi znajomi i pierwsze miłości sprawiły, że widywanie stało się coraz rzadsze. Normalne niby, ale spotkania w liceum wyglądały tak:

Ona siedzi z koleżankami, rozmawia z nimi, ja przychodzę i poza "cześć" żadnej reakcji. Często byłam po prostu ignorowana. Przykładowo - przerwa "obiadowa" (chyba 20 min) na której ona czyta książkę, przysiadam się, na moje cześć kiwnięcie głową i czytanie dalej. Stwierdziłam, że jak nie chce to ja nie będę już za nią latała, ale smutno mi było.

Koniec tej historii odbył się na studiach. Dzięki ówczesnej naszej-klasie przypomniałyśmy sobie "jak fajnie było w podstawówce i gimnazjum". Zauważyłam chęć odnowienia kontaktów co mnie nawet ucieszyło. Spotkania wyglądały tak:
Spotykamy się w pubie, z jej znajomymi. Ona rozmawia z koleżankami, ja z nowo poznanymi ludźmi. Stwierdziłam, ze nie ma sensu wracać do takich znajomości.

Druga historia jest dla mnie dziwna. Pierwszy rok studiów, poznanie nowych ludzi i nowych koleżanek. Jedna wydała się bardzo sympatyczna, od razu się polubiłyśmy. Razem idziemy coś zjeść, razem do centrum handlowym, umawianie się na jakiś film, ogólnie znajomość wychodząca poza uczelnię. Pewnie wiecie jak wygląda zwyczajowe przywitanie dwóch bliskich koleżanek. Przyjacielskie tuli-tuli i całusy w policzki. Tak to wyglądało przed wakacjami. Po wakacjach z mojej strony przywitanie takie samo, ona jakoś tak niechętnie. Ze zwyczajowego buzi w policzek zostało miłe "cześć". Podchodzę pogadać - ucieka "bo jej się coś przypomniało". Ogólne unikanie mnie. Pytam czy coś się stało, ogólna odpowiedź "wydaje ci się". Zasadę mam, że nie będę ludzi na siłę uszczęśliwiać swoją osobą, jak będzie chciała to podejdzie. Aktualnie nie zauważa mnie na ulicy, ani w autobusie.

Może to nie są piekielne historie, ale ja się pytam - Co jest? Może ze mną jest coś nie tak, że nagle ktoś przestaje mnie znać, może to one uważają, że nagłe zerwanie kontaktów. Jeżeli ktoś miał podobnie napiszcie w komentarzach.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (34)
zarchiwizowany

#16692

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O Piekielnej służbie zdrowia. Będzie długo, ale proszę o cierpliwość.

Historia stara, która przydarzyła się ciotce która rodziła. Tak jakoś wyszło, że termin wypadł w okolicy Bożego Narodzenia. Badania i takie tam - wszystko ok, zapisanie na cesarkę z powodu dużej wady wzroku (dla niewtajemniczonych: przy dużej wadzie wzroku rodzić samodzielnie nie można, bo albo się ekstremalnie pogorszy wzrok, albo oślepnie). 24, albo 25 grudnia- ogólnie cisza i spokój, dopiero późnym wieczorem (na pewno po 20.00) zaczynają się skurcze.

Przyjazd do szpitala, przy rejestracji siedzi jakaś niekompetentna osoba i obsługuje ciotkę, która zaczyna rodzić karze czekać (sic!). W końcu łaskawe przyjęcie do szpitala, potem traktowanie takie:

- Pani sobie pójdzie tam, weźmie piżamkę szpitalną a potem tam i się przebierze.

Takie dreptanie to tu, to tam, odbywało się samemu, bo mąż nie był upoważniony wejść. Żadna pielęgniarka też nie pomogła kobiecie, która co chwila ma skurcze, które są bardzo bolesne. Do tego w piżamce i kapciach po korytarzu, w którym nie było ciepło nawet jak się w kurtce stało. Potem jeszcze iść na 2-gie piętro po USG, na inne po coś innego, wszystko schodami, bo szpital dba o kondycje przyszłych matek.

W końcu udało się dostać na salę porodową a mężowi udało się dojść pod drzwi i czekać. Miała być cesarka - takie skierowanie, ale figa. Lekarzom się odwidziało i "siłami natury będzie lepiej". Dziecko wyjść nie chce, zaczyna się wyciskanie, czyli pielęgniarki skaczące po brzuchu przyszłej matki. Przyszły ojciec zdenerwował się i jakieś kilkaset złotych później lekarz łaskawie zgodził się na cesarkę i to był najlepszy pomysł. Dlaczego? Dziecko było obwiązane pępowiną i za każdym razem kiedy pielęgniarki naciskały na brzuch było duszone.

Wszystko wydarzyło się 9 lat temu, kuzynowi nic nie jest, tylko teraz smuci się z powodu końca wakacji.

szpital

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (204)
zarchiwizowany

#16595

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając różne historie o ludziach ubogich a uczciwych aż mnie coś trafia jak pomyślę o moich sąsiadach z dołu (mieszkanie w bloku). Pod moim mieszkankiem jest sobie rodzinka hmmm... specyficzna. jak byłam młodsza tam zawsze były imprezy nocne. Tatuś czasami schodził prosić o ciszę, często nie grzecznie, a dość ostro, ale nie o tym chciałam. Sytuacja wygląda tak, że nigdy nie wzywaliśmy policji (nikt z bloku tego nie robił), bo nie lubimy kłopotów. Chce też powiedzieć, że nie jesteśmy rodziną, której przeszkadza wszystko i często tolerowaliśmy różne zachowania.

Lata mijały, została w mieszkaniu młoda dziewczyna lat około 22 z małym nieplanowanym dzieckiem (lat około 3)i jej matka.
Co ważne obie nie pracują, płacą połowę czynszu, nie płacą za media. Skąd mają jakieś pieniądze - nie wiem. Oto przykłady czemu mogę nazwać je Piekielnymi.

1. Nie pracują nie dlatego, że nie ma pracy, tylko im się nie chce. Aby pomóc im miały propozycje:
Sprzątanie w aptece 3h dziennie za około 800 zł miesięcznie,
praca w banku na jakimś mało ważnym stanowisku
praca w dużej firmie (gdzie nie trzeba wykształcenia ani nic), ale nie one za marne pieniądze nie będą pracować.

2. Młoda zaprasza jakiś mężczyzn, puszcza radio na max i otwiera okna. Jak zesz łam na dół usłyszałam że "jest przed 22.00", odpowiedziałam, że zgodnie z prawem hałasować nie można przez cały dzień i dałam do zrozumienia, że albo ściszy albo przyjedzie policja.

3. Pewnego dnia dziecko zaczęło płakać. Nic dziwnego dzieci czasami płaczą. Te wyje już 20 min, pół godziny i nie przestaje. Płacz straszny i zaczynamy się martwić czy dziecko biją czy obdzierają ze skóry czy co jest. Pukanie zakończyło się wyzwiskami. Słychać jak młoda krzyczy, jakiś facet też. Miarka się przebrała, bo oni sobie mogą robić co chcą, ale żeby dziecku coś miało się stać (bo czemu już ponad 30 min płacze?)tego już za wiele. Ktoś zadzwonił po policje, policja po opiekę społeczną, która sprawdziła czy się coś małemu stało. Na szczęście dziecku jakaś wielka krzywda się nie działa.

Ogólnie czekam na eksmisje lokatorów, ponoć były im proponowane mieszkania, ale żadne im się nie spodobało. Nie chcą proponowanych mieszkań, to będą pod mostem. Żal tylko dzieciaka, bo to nie jego wina, że taką matkę ma, która uważa, że najlepiej uspokaja się dziecko krzykami.

sąsiedzi

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (141)
zarchiwizowany

#16548

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poczta Polska jest znana z niedostarczania przesyłek. Mnie również się zdarzyło nie dostać jakiejś albo co bardziej wkurzało dostać ale niekompletną. Przykład:

Mamusia moja ma koleżankę w Holandii i ta czasami wysyła nam paczki. Wszystko ładnie zapakowane i ułożone przychodzi. Najczęściej jakieś ubrania i drobiazgi. Po którejś z kolei paczce dzwoni owa koleżanka i pyta:

- Podobają się wam perfumy?
- A smakują takie a takie czekoladki?
- A pasuje na córkę taka bluzka/sukienka?

Na wszystkie pytania odpowiedzi są podobne - zdziwienie że coś takiego miało być w paczce.
Okazuje się, że pracownicy poczty (którzy - nie wiadomo)biorą taka paczkę, wyciągają co lepsze i zalepiają taśmą i dostarczają.

poczta

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (224)
zarchiwizowany

#16339

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lubię przeglądać internet, strony typu piekielni.pl, ale ostatnio zaczyna mnie denerwować pewne zjawisko. Weźmy przykładowo Piekielnych - serwis o ludziach z piekła rodem. Pierwsze historie, piekielne, sprawiające, że włos się jeży na głowie, takie jakie powinny być. Dochodzą do tego historie piekielne ze szczęśliwym zakończeniem, czyli "piekielny ma za swoje".

Zaczęły pojawiać się historie "No nie było piekielnie, ale ciekawe". Super, historyjki ciekawe i interesujące trafiają na główną, fajnie się czyta, jest ok. Zadaję sobie wtedy pytanie czy to piekielni czy ciekawe-zdarzenia.pl?

Jest sporo przykładów historyjek ciekawych, ale wołam do moderatorów/adminów serwisu. Jeżeli nie chcecie żeby piekielni się zniszczyli zamieszczajcie na głównej historie piekielne, a dla ciekawych otwórzcie nowy serwis. Demotywatory już dawno przestały demotywować, niech Piekielni zostaną piekielni!

internet

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (50)
zarchiwizowany

#15211

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniałam mi się mój Piekielny dzień. Było to około 4 lata temu, zaraz po rozstaniu z Piekielnym, kiedy jeszcze byłam miła. Piekielny miał swoją pralkę, którą miał odebrać, a że nie mógł osobiście wysłał Panów Od Pralki (POP). Ważne w tej historii jest to, że miałam telefon na kartę, były również, ale akurat jego stan konta był na 0. Zgodziłam się na 2 uprzejmości (o ja głupia!).
1. Być w mieszkaniu o 13.00 i to KONIECZNIE o 13.00, bo POP mają TYLKO wtedy czas.
2. Być w mieszkaniu o 3.00 - 4.00 nad ranem i go przenocować bo o tej godzinie przyjedzie do miasta pociągiem, a dopiero rano dnia następnego dostanie klucze do nowego lokum.

Rano miałam zrobić coś ważnego, więc dotarcie na 13.00 graniczyło z cudem, ale udało się. Kontrolny telefon do POP pozwolił ustalić że oni za jakieś 20-30 min będą, bo korek. Ok, nie ma sprawy poczekam.
14.00 - zadzwoniłam, bo dawno minął czas oczekiwania, dowiedziałam się ze korek jest większy niż myśleli, więc już ZARAZ będą.
Czekam, nie wychodzę, nudzę się myśląc, że przyjdą w każdej chwili.
15.00 - Telefon z pytaniem co jest, standardowy korek, ale już dojeżdżają. POP przyjechali około 15.20, weszli buciorami do łazienki, ani dzień dobry ani przepraszam. Po 5 minutach dowiedziałam się "Jaka ona ogromna (pralka)", "jaki wielkolud!" Tamta była na 3,5 gk albo na 4, a nie na 6-7 kg jak inne pralki, więc nawet mniejsza. Ja nie wiem co sobie myśleli i czym przyjechali po pralkę, może maluchem? No, ale zmierzą i dadzą znać czy się zmieści do samochodu czy nie.
Zmierzyli pralkę, zeszli i czekam:5, 10, 15 min.. Zadzwoniłam i dowiedziałam się że oni już dawno temu pojechali po inny samochód. Zdenerwowałam się, bo ile ich kosztuje zadzwonić domofonem i powiadomić mnie? Oczywiście zapewnili, że za 30 min będą. Znając już ich 30 min poszłam kupić coś do jedzenia i zjadłam w domu na, tak na wszelki wypadek. Łaskawie pojawili się po 18.00 i zabrali pralkę.

Pierwsze zadanie wykonane i czeka mnie tylko wstawanie o 3.00 i czekać na byłego. Jako iż tam nie działał dzwonek do drzwi a domofon nie był za głośny postanowiłam włączyć budzik na 3.00. Zadzwoniłam dowiedzieć się czy pociąg ma opóźnienie czy nie, ale się nie dodzwoniłam. Telefon powtórzyłam w okolicy 4.00 - również nic. Udało się dodzwonić po 5.00 i coś co mnie zapewniło, że rozstanie to był dobry pomysł.
Odebrał i usłyszałam pretensje, że go budzę, że on się prze ze mnie nie wyśpi i w ogóle jaka to ja niedobra że o tej porze dzwonię...
Witki mi opadły bo i dzień zmarnowany i noc stracona. Cieszę się, że teraz mam swojego księcia z bajki :3

były i Panowie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (199)