Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bryanka

Zamieszcza historie od: 18 maja 2011 - 15:50
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 14:53
O sobie:

Siedzę w UK. Trenuję konie i ludzi..

  • Historii na głównej: 35 z 53
  • Punktów za historie: 12618
  • Komentarzy: 4882
  • Punktów za komentarze: 42060
 

#24692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Otsego o "robiącym sobie dobrze" dziadku, przypomniała mi historię sprzed ładnych 10 lat.

Czasy gimnazjalne, wiosna w pełni, więc z dwiema koleżankami postanowiłyśmy zrobić sobie wolne od szkoły, a żeby nie marnować pięknej pogody wybrałyśmy się do pobliskiego parku. Usiadłyśmy na ławeczce zasłoniętej przez kilka krzaczorów i plotkujemy w najlepsze.

Na raz do ławki zbliżył się facet z rowerem i spytał czy może na chwilkę sobie usiąść i odpocząć. Nie robiłyśmy mu problemów, w końcu ławki w parku są wspólne. Jednak nie dane nam było zająć się ploteczkami, bo facet klapnąwszy sobie zaczął dosyć długi monolog dotyczący swojego życia osobistego, problemów w pracy, planów na przyszłość, itp.
Jako grzeczne nastolatki słuchałyśmy pana z uwagą, być może chciał się wygadać.

W końcu pan zakończył swoją opowieść pytaniem:
- Czy jesteście tolerancyjne?

Zdziwione odparłyśmy, że tak oczywiście.

- To dobrze. - Odparł... Po czym dobył siurka ze spodni i zaczął "robić sobie dobrze".

Zwiewałyśmy, aż się za nami kurzyło.

Od tamtej pory jak słyszę pytanie dotyczące tolerancji, to przypomina mi się facet "trzepiący sobie" w parku.

Park

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 761 (815)
zarchiwizowany

#25322

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia cecille o bezstresowym wychowaniu i wypadku jeździeckim przypomniała mi moją historię z czasów pracy w pewnej stajni.

Swego czasu pracowałam w pewnym malowniczym miejscu jako osoba odpowiedzialna za poprawne funkcjonowanie niewielkiego ośrodka jeździeckiego. Oczywiście odwiedzali nas ludzie z dziećmi w różnym wieku, żeby pojeździć, albo po prostu pogapić się na duże zwierzaki. Sytuacji piekielnych właściwie nie było. Do czasu...

Pewnego pięknego dnia wychodzę ze stajni i moim oczom ukazała się scenka rodzajowa, która spowodowała, że zeszło ze mnie całe powietrze, a oczy wyszły na wierzch. Mianowicie pewna pani podeszła do pasących się przy ogrodzeniu klaczy, wychyliła się i próbowała wsadzić na grzbiet jednej małego, może 2-letniego berbecia. Klacze na szczęście łagodne, więc wysiłki alternatywnie inteligentnej mamuśki "olały" i po prostu odeszły od ogrodzenia nie robiąc nikomu krzywdy.

Jak berbeć znalazł się bezpiecznie w wózku odzyskałam panowanie nad własnym ciałem i przyznaję, że wstąpił we mnie diabeł. Nawrzeszczałam na kretynkę akcentując kilka zdań ostrą "k*rwą". A co mamuśka na to?

"Bo ja chciałam zdjęcie zrobić synkowi na grzbiecie konika"

Dalej nie pamiętam, bo mi ciśnienie skoczyło...

Niestety to nie pierwsza i nie ostatnia tego typu historia :/ Niektóre dzieciaki mają farta, że dożywają pełnoletności przy podobnie pomysłowych rodzicach.

stajnia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (222)
zarchiwizowany

#24619

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść znajomej. Historia nie ma na celu szerzenia nietolerancji, raczej zahacza o opowieści o Rodzicu Roku, oraz o pojawiające się historie dot. rodziców, którzy nie chcą bądź nie potrafią poradzić sobie z upośledzonym dzieckiem.

Znajoma pracuje w niewielkim sklepie z ciuchami. Zdarzało się dosyć często, że klientki przychodziły z dziećmi. Dzieciaki różne, mniejsze, większe, jedne grzeczne inne rozrabiające, ale zwykle po zwróceniu uwagi siadały spokojnie i czekały, aż mamusie pooglądają/przymierzą ciuszki.

Tego dnia do sklepu również przyszła mama z dzieckiem. Chłopczyk max. 6-7 lat z zespołem Downa. Jego matka zaczęła oglądać ciuchy, a z dzieciaka wyszedł Diabeł. Zaczął biegać po sklepie, zrzucać ciuchy z wieszaków, ogólnie siał ferment i zniszczenie. A mamuśka nic. Dzieciak przewrócił manekina. A mamuśka dalej nic.

Znajoma zwróciła babeczce uwagę i usłyszała:

"Ależ on się tylko bawi i zaraz przestanie...prawda Adasiu, że przestaniesz?"

Niestety Adaś ani myślał przestać, nie wiadomo nawet czy zrozumiał, więc znajoma starała się jednocześnie zapanować nad tworzącym się bajzlem i przemówić babeczce do rozumu. W rezultacie usłyszała:

"Odczep się od mojego dziecka nietolerancyjna kretynko! Jesteś tu od obsługi klientów jak d*pa od s*ania! Skargę na ciebie napiszę!"

Po tych słowach dzieciak został dosłownie wywleczony ze sklepu przez wzburzoną matkę.

I taka refleksja moja - ciekawe czy to dziecko było w ogóle jakoś leczone/rehabilitowane...smutne :(

sklepy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (172)

#24181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uprzedzam - będzie obrzydliwie.

Historia o tym, jaki syf potrafi zrobić kobieta w kiblu. I to na 100% złośliwie.

Pracuję w sklepie znajdującym się w pasażu handlowym. Toalety pracownicze są mniej więcej w połowie pasażu i sąsiadują z toaletami dla klientów.
Tamtego dnia wszystkie kabiny pracownicze w damskim były zajęte (tylko 3 kabiny), więc poszłam do toalety dla klientów. Akurat zwolniła się kabina, wyszła z niej normalnie wyglądająca pani w średnim wieku także nie przeczuwałam, że w środku zastanę coś nienormalnego.
Weszłam... no i wyszłam od razu z miną WTF?!?!?! i głośnym "o fuuuuu!!!".
Ściany kabiny były uroczo wysmarowane "czerwoną cieczą", a na honorowym miejscu nad kiblem wisiał przyklejony zużyty "wkład higieniczny".

Chciałabym pogratulować pomysłowej "artystce" tego alternatywnego dzieła. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Brawo.

sklepy

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 820 (870)

#19725

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed 2-3 lat o piekielnym dziadku - ochroniarzu.

Sytuacja wydarzyła się w sklepie sieci Carrefour Express, dokąd udałam się po koci żwirek do kuwety. Jak przykładna klientka, wzięłam koszyk i weszłam na sklep. Żwirku niestety nie znalazłam (ten oddział sieci był wyjątkowo źle zaopatrzony), więc chciałam sklep opuścić bez żadnych zakupów. A tu zonk! Nie mogę znaleźć "normalnego" wyjścia. Zostawiłam koszyk i prześlizgnęłam się przy kasie.

I wtedy pojawił się piekielny [D]ziadek Ochroniarz. Zastąpił mi drogę i kazał na środku sklepu opróżniać torbę. Na moje lekko sarkastyczne pytanie czy ma uprawnienia do "macania" moich rzeczy wrzasnął tylko, że on mnie obserwował cały czas i widział, że weszłam bez koszyka na sklep! Wytrząsnął z mojej torby jakieś drobiazgi - w tym otwartą paczkę tamponów (ważne!). Ogląda tą paczkę po czym rzecze:

D - No to wzywamy policję, bo jest kradzież.
Ja - WTF?!
D (grzechocząc paczką tamponów) - Wyniosła to pani ze sklepu!
Ja (już z rezygnacją w głosie) - Tak proszę pana. I zużyłam kilka na środku, wśród regałów.

Dziadek widocznie zauważył, że palnął głupotę, więc poburczał coś w stylu "żeby to się już więcej nie powtórzyło" i mnie puścił, a ja do tej pory mam alergię na ten sklep. Zresztą nie tylko ja.

Carrefour Express stolyca.... zadupie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (645)

#18734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moda na kurierskie opowieści co? :D Niestety (stety!) nie doświadczyłam nigdy spotkania z niemiłym kurierem, ale za to mam inną historię z DHLem w tle.

Do niedawna wyjazd z naszej posesji regularnie w ciągu dnia blokowała duża, żółciutka ciężarówka DHLu. Otóż pan parkował sobie na przeciwko naszej bramy, na chodniku i gdzieś wybywał. Gabaryty miał duże, więc i wyjazd był utrudniony, czy nawet głupie przejście przez ulicę (trzeba było wystawić najpierw głowę z za ciężarówy czy nic nie jedzie).

Pewnego dnia stwierdziłam "dosyć tego!" i zadzwoniłam na infolinię DHL, a wcześniej na wszelki wypadek wyszłam i ostentacyjnie obfotografowałam ciężarówkę. Bardzo miła panienka z infolinii powiedziała mi, że niestety ciężarówki są prywatną własnością kurierów i ona wszystko rozumie, ale proponuje zadzwonić do Straży Miejskiej. Podziękowałam, rozłączyłam się. Nie zdążyłam wykręcić nr do SM :)

Przez okno zauważyłam, że z posesji kilkanaście metrów dalej wybiega facet, wpada do owej ciężarówki i szybko odjeżdża. Widać z firmy dali mu cynk "koleś zwiewaj, bo mandat będzie!".

Tak czy inaczej od tamtej pory żółciutka ciężarówka parkuje gdzie indziej :)

domowe historie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 504 (554)

#18491

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia userki cova o specyficznym układzie rodzinnym przypomniała mi historię opowiedzianą przez moją babcię.

ZAZNACZAM, ŻE AUTENTYK!

Historia stara, bo z czasów początku II wojny i okresu powojennego.

Babcia miała sąsiadów przez płot. Młode małżeństwo, bardzo miłe. Los tak chciał, że pan sąsiad tak jak wielu młodych, wyruszył walczyć za Ojczyznę. Niestety nie powrócił. Jego małżonka chodziła w żałobie jak przykazane, cierpiała bardzo, no ale młoda jeszcze była, więc po jakimś 1.5 roku wyszła ponownie za mąż.

Z drugim mężem żyła sobie spokojnie parę ładnych lat, aż tu nagle szok! Rzekomo poległy w boju małżonek powrócił! Okazało się, że długo był w niewoli, a potem, jak wielu, bał się wrócić do kraju. Tak czy inaczej facet wrócił cały i zdrowy do domu, a tu żona z nowym panem mieszka. :D

Babcia mówiła, że nikt nie miał pojęcia jak oni to prawnie pozałatwiali, ale zamieszkali sobie wszyscy razem - dwóch facetów, jedna babeczka i byli całkiem zgodną rodziną, wychowującą wspólnie dzieci (już chyba nawet nie wiedzieli czyje, z którego tatusia :P)

stara historia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (798)

#18225

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o wybieraniu obrączek i piekielnym sprzedawcy przypomniała mi historię, którą opowiedział mi mój narzeczony.

Trzy lata temu mój ukochany postanowił się oświadczyć, ale że nie chciał kupować pierścionka na chybił trafił, spytał jaki mniej więcej sobie życzę i wziął jeden z moich starych pierścionków, żeby rozmiar był dobry. Ja chciałam mieć niespodziankę, więc nie wybieraliśmy owej błyskotki razem.

Gwoli ścisłości - jestem drobną kobitką, więc i ręce mam drobniutkie i chudziutkie palce.

Narzeczony wybrał się do znanej sieci jubilerskiej, wskazał który pierścionek chce kupić i podał pani ekspedientce mój stary pierścionek, żeby "wzięła miarę". I w tym momencie zaczął się cyrk:

[E]kspedientka: Panie co pan mi tu daje! Z dzieckiem chcesz pan ślub brać?!
[N]arzeczony: Ale o co pani chodzi?
[E]: Takich małych pierścionków zaręczynowych NIE MA (!) Z Rumunii(!) pan jest?! Z nieletnią się pan żenić chce?!

Konwersacja zapewne byłaby dłuższa i skończyłaby się pewnie skargą, ale zainterweniowała druga ekspedientka, która doprowadziła transakcję do końca. Narzeczony dostał rabat i przeprosiny.

Teraz śmiejemy się z tej historii, ale w sumie jest to któraś z kolei sytuacja, w której ktoś dyskryminuje osobę drobno zbudowaną.

słynny A.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 565 (659)
zarchiwizowany

#17866

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bukimi o gaśnicach i nie stosowaniu się do zasad przeciwpożarowych w szkołach przypomniała mi absurdalną ale autentyczną sytuację z mojego gimnazjum.

Był to drugi rok reformy, więc w gimnazjum nie było dużo uczniów, dwa roczniki tylko. Nasza Pani Dyrektor była już osobą starszą i możliwe, że miało to duży wpływ na jej działania w czasie sytuacji, którą zaraz opiszę.

Pewnego pięknego dnia pani Dyr. wbiega do naszej klasy i krzyczy, że w szkole jest bomba. Z niewiadomego powodu kazała nam zostać w klasie i nie ruszać się.

Byliśmy w klasie pierwszej, przestraszeni, więc dobra. Siedzimy.

Po jakiejś godzinie do klasy wchodzą panowie chyba ze Straży Pożarnej. Jak nas zobaczyli to prawie się przewrócili z wrażenia. Byli przekonani, że cała szkoła została ewakuowana i nie spodziewali się nas.

Jeden z panów w dosadnych słowach ("Wypier...natychmiast!) kazał nam wyjść.

Potem okazało się, że jakiś uczeń robił sobie jaja i żadnej bomby nie było. Strażacy dowiedziawszy się, że to pani Dyr. kazała nam zostać w klasie, zjechali ją tak, że babeczka się popłakała.

Koniec końców przez najbliższy tydzień mieliśmy w szkole pogadanki z policjantami, strażakami, a także przegląd dróg ewakuacyjnych w szkole (notabene tylko jedno wyjście było otwarte, a reszta pozamykana na kłódki :D)

gimnazjum cudowne

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (211)
zarchiwizowany

#17410

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Candymana o moherkach i transportowaniu pieska autobusem przypomniała mi moją historię sprzed kilku lat.

Nastolatką będąc dostałam od mamy agamę brodatą. Pewnego letniego dnia postanowiłam pojechać z moim Agamem do weta na kontrolę.

Zapakowałam jaszczura w terrarium transportowe i hajda do autobusu. Niestety korzystanie z komunikacji miejskiej z dosyć egzotycznym zwierzakiem to był poważny błąd.

Usiadłam sobie spokojnie z terrarium na kolanach i "podziwiałam widoki" przez okno, Agam baraszkował w terrarium (był przyzwyczajony do podróżowania). Kątem oka widziałam, że ludzie się na mnie gapią - wiadomo, ciekawy zwierzak. Nie przypuszczałam jednak, że trafię na ekoterrorystkę. Przyskoczyła do mnie pewna starsza [p]ani z okrzykiem:

[p] Dziecko, wypuśćże to do lasu! Kto to widział tak męczyć zwierzę!
[Ja] yyy, ale to nie jest leśna jaszczurka...
[p] Jak nie leśna! JA SIĘ ZNAM!!! Męczysz ją! Doświadczenia(!) będziesz na niej robić! Ja was gówniarze znam!

Stwierdziłam, że zignoruję kobietę, ale to był niestety kolejny mój błąd. Baba w przypływie "ekofazy" próbowała wyrwać mi terrarium, a gdy to się nie udało (trzymałam mocno, a jaszczur wkurzony zaczął syczeć), zbluzgała mnie, mojego Agama, moją całą rodzinę do piątego pokolenia wstecz i z wielkim fochem poszła na koniec pojazdu.

Nauczkę miałam na przyszłość - teraz komunikacją miejską przewożę tylko mojego psa.

autobusy warszawskie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (235)