Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Casandra

Zamieszcza historie od: 7 listopada 2010 - 19:55
Ostatnio: 11 lipca 2021 - 1:31
Gadu-gadu: 43829694
O sobie:

Zapraszam na mojego bloga
casandra-pisze-opowiadania.blogspot.com

  • Historii na głównej: 57 z 73
  • Punktów za historie: 38868
  • Komentarzy: 245
  • Punktów za komentarze: 2278
 

#7701

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu wybrałam się na zakupy. Akurat miałam do wykonania misję specjalną a mianowicie zdobyć dla Taty czarny salceson, na który miał straszną zachciewajkę. Oblatałam okoliczne sklepiki, niestety skutek był marny - wszędzie panował deficyt salcesonu. Gdy w końcu go znalazłam, za swój zakupowy sukces musiałam zapłacić małym incydentem z panią ekspedientką:
Podchodzę do lady i proszę o pół kilo salcesoniku.
- Jakiej jest rasy? - zagaduje mnie z uśmiechem miła pani i zaczyna ważyć wędlinę.
Mojej miny w tym momencie nie da się opisać. Zdziwienie,zaskoczenie, oraz przysłowiowy karpik.
- Słucham?! - odzywam się totalnie zaskoczona.
- No jakiej rasy jest piesek?
- Jaki piesek? - zaczęłam się rozglądać dookoła, ale żadnego psa nie zauważyłam.
-No jak to jaki? -kobieta spojrzała na mnie z politowaniem- ten dla którego kupuje pani salceson.
Spojrzałam na nią jak na przybysza z kosmosu.
-Ale ja nie mam psa.
-To po co pani ten salceson? - zdziwiła się.
-Dla taty, bardzo go lubi - zachowanie tej pani najpierw mnie rozśmieszyło a potem zaczęło irytować. Nie wiedziałam do czego dąży ta irracjonalna rozmowa.
- Dla ojca?! Pani chce ojca tym karmić?! - kobieta zrobiła minę, jakbym jej właśnie oznajmiła, że faktycznie mój Tato żywi się odchodami - To się dla psów kupuje! Dla ojca to się bierze szyneczkę.
I tutaj kobieta wskazała mi na wędlinę za prawie 30 zł za kilogram.
A spojrzała na mnie takim wzrokiem, że od razu poczułam się jak wyrodna córka. Myślę sobie - Boże, przecież to jakaś komedia. Ta babka jest chyba niespełna rozumu. Ale nie dam się, będę twarda. Nie dam sobie wcisnąć tej szyneczki. Policzyłam w duchu do dziesięciu i zapytałam najspokojniejszym i najbardziej uprzejmym głosikiem na jaki mnie było stać w tej sytuacji:
-A co, termin ważności się kończy, że ją pani tak zawzięcie proponuje? - ( A masz wredna jędzo - to za zrobienie z mojego taty Azorka czy innego Burka).
W kobietę jakby piorun strzelił. Spurpurowiała i nadęła się ze złości jak balon, a potem z szybkością Kubicy na torze popędziła na zaplecze. Nie ma jej i nie ma. Już miałam dać sobie spokój. No ale salceson! Muszę mieć ten wredny salceson! Nagle wraca ten mój ekspert od psiej karmy. Widać, że kobieta doszła już do siebie, zaleciało od niej papieroskiem, spojrzała na mnie zrezygnowanym wzrokiem i mówi:
-Ale wstyd! Widzę, że to już się po całym osiedlu rozniosło. Co poradzimy, skoro ten szlachcic za dychę (czytaj: szef ) nam to potem z wypłaty potrąca? Musimy ludziom wciskać!
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów - palnęłam ten tekst dla żartu (powiedzmy), a okazał się strzałem w dziesiątkę! Okazało się, że w tym sklepie notorycznie wciskali wędlinę po terminie.
Po dłuższej rozmowie z tą panią zakupiłam w końcu ten nieszczęsny salceson (miał dobrą datę - sprawdzałam!) i udałam się do domu. Reakcja moich bliskich na opowiedzianą historię była jedna - śmiech do łez. Tylko Tato jakoś tak dziwnie przestał o salcesonie wspominać...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 796 (912)

#7592

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, że jest to strona "Piekielni klienci" ale wyjątkowo chciałabym tu opisać IDEAŁ KLIENTA, którego miałam przyjemność obsługiwać. Taki klient zdarzył mi się tylko raz w życiu.
Obsługuję klientów na kasie, podchodzi do mnie mężczyzna, tak na oko 35-40 lat. Już z daleka szeroko się uśmiecha. Od razu robi się milej na widok takiej osoby.
- Dzień dobry - witam się z nim
- O nie! To ja pierwszy powinienem powiedzieć "dzień dobry", w końcu to ja przychodzę do pani a nie pani do mnie - klient cały czas się uśmiecha. Powiem szczerze, że zaskoczył mnie tym zdaniem. Jeden klient na dwudziestu wita się jako pierwszy, bardzo wielu wogóle nie reaguje na powitanie ze strony kasjera.
Zaczynam liczyć jego zakupy i tu kolejne zaskoczenie - wszystkie produkty poukładane a nie szmyrgnięte byle jak (jak to bywa u większości klientów), ziemniaczki zapakowane w siateczkę ( i tu pojawia się mój uśmiech, bo już wiem, że nie będę musiała za moment myć kasy poraz sto pięćdziesiąty z rzędu) warzywa i owoce zapakowane i posegregowane, butelki szklane leżą na taśmie (czyli nic się nie wywróci i nie zbije) a artukuły leżą jeden za drugim a nie w formie piramidki z której zawsze coś spada i ulega uszkodzeniu. Słuchajcie -raj dla kasjera! Jeden z produktów, który chciał zakupić ten pan nie posiadał kodu kreskowego potrzebnego do naliczenia przez kasę.
- Kod kreskowy się oderwał, muszę iść po drugi egzemplarz tego artykułu - informuję klienta i zaczynam się podnosić.
- Proszę nie wstawać, ja się przejdę! Przecież to żaden problem! - zapewnił mnie z szerokim uśmiechem.
Sytuacja jedna na sto. Przeważnie jest tak, że to kasjer zostawia otwartą kasę i lata po sklepie szukając artykułów dla klienta. I choć nie wiem jak szybko taki pracownik wróciłby na kasę to i tak zawsze usłyszy, że był zbyt długo i klient załatwiłby to dużo szybciej.
Ideał klienta (tak zaczęłam go w duchu nazywać) wrócił po krótkiej chwili i jeszcze sam przeprosił za to że był tak długo. Gdyby nie moje bardzo zdrowe dziąsła to zbierałabym szczękę z podłogi. Przyszedł moment płacenia (kwota rachunku wynosiła jakieś 100 zł). Pytam klienta, czy to już będzie wszystko.
-Nie, jeszcze poproszę o szerszy uśmiech, bo bardzo ładnie się pani uśmiecha.
Wiedział jak poprawić humor - jak każda kobieta jestem łasa na komplementy:-)
Wyciągnął banknot o nominale 200 zł i... ZAPYTAŁ CZY MAM DROBNE! Rzecz rzadko spotykana. (Klienci wiedzą, że nie muszą ich interesować drobne w naszych kasetkach i skrupulatnie z tego prawa niewiedzy korzystają). Chciał rozmienić pieniądze, ale jeśli mam problem z drobnymi to on mnie chętnie poratuje - i tu wyjął garść klepaczków. Miał ich zbyt mało by zapłacić cały rachunek lecz wystarczająco dużo by poratować kasjera. I tym gestem facet po prostu mnie rozbroił. Sam sobie zapakował zakupy i nie krzyczał na mnie, że to mój obowiązek, jak to robi wielu klientów. Bardzo grzecznie się pożegnał i ciągle się uśmiechając podziękował za miłą obsługę. Życzył miłego i spokojnego dnia a gdy wychodził szepnął słówko w punkcie obsługi klienta na temat bardzo fajnych kasjerów w naszym sklepie.
Każdy, kto pracuje lub pracował w handlu potwierdzi, że jeden taki klient potrafi poprawić humor na cały dzień i przywrócić wiarę w sens wykonywanej pracy. Nie wierzę ani w cuda ani w garbate aniołki i wiem, że taki klient zdarza się bardzo rzadko. Wiem też, że płacą mi właśnie za cierpliwość i wyrozumiałość dla piekielnych klientów, których mamy przerażającą większość. Podejrzewam, że większość osób, które będą to czytały zapyta: "Co było takiego wspaniałego w zachowaniu tego klienta? Był po prostu uprzejmy. My też tacy jesteśmy. Czym autorka się tak zachwyca?" Myślę, że na to pytanie doskonale znają odpowiedź wszyscy ludzie stojący po tej drugiej (trudniejszej) stronie lady. Bo skoro kasjer zachwyca się zwykła ludzką uprzejmością, to pomyślcie z jakimi ludźmi mamy do czynienia na co dzień...

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 861 (1141)

#7535

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Działo się to w czasie największych mrozów tej zimy. Obsługiwałam klientów na kasie, kolejki były dość spore. Wśród klientów miałam akurat bezdomnego mężczyznę, parę osób za nim stały dwie kobiety, które głośno komentowały wszystko i wszystkich dookoła. Bezdomny jest naszym stałym klientem, robi u nas zakupy codziennie. Jest to człowiek bardzo spokojny i kulturalny. Nigdy nie mieliśmy z nim problemów. Potrafił pakować zakupy ludziom starszym i często proponował pomoc przy dostarczeniu ich pod dom, z nadzieją na poczęstowanie choćby szklanką herbaty czy kawałkiem chleba.

Tego dnia sam jego widok wzbudził odrazę u w/w pań trajkotek. Odsunęły się na odległość metra i zaczęły wachlować gazetami, dając do zrozumienia, że coś im tu śmierdzi. Bezdomny wypakował swoje zakupy - przeceniony chleb i dwie najtańsze konserwy. Przywitał się grzecznym "dzień dobry" i zagadnął na temat pogody. Jak zawsze płacił drobniaczkami, więc czekałam cierpliwie aż odliczy wymaganą kwotę. W międzyczasie wywiązała się taka rozmowa w kolejce:
-Co za smród! - narzekała jedna z trajkotek - czemu taki syf ma prawo wstępu do sklepu?
- A jakie łapska ma brudne! Ja bym nie miała odwagi wziąć od niego pieniędzy! - dodała druga.
Kobiety rozmawiały na tyle głośno, że bezdomny wszystko słyszał. Poczerwieniał z zażenowania i zaczął się mylić przy liczeniu klepaczków. Kobiety dalej ciągnęły temat:
- Pewnie kupił zagrychę do wódy! Patrz jak mu się ręce trzęsą! To na bank alkoholik! Co za wstyd!
Mężczyzna spojrzał na mnie bezradnie i powiedział cicho:
- Pani kochana ja od 10 lat nie piję.
- Nie musi mi pan tłumaczyć, ja rozumiem - pocieszyłam go. - Proszę nie zwracać uwagi na to co mówią, tylko pan wie jakim jest człowiekiem.
Kobiety słysząc to aż zasyczały ze złości. Nie mogły podarować tego, że ich nie popieram. Czułam, że mi się oberwie.
- Niech pani obsługuje a nie gada! Ile można tu stać? - zaczęły mnie upominać (stały może dwie minuty).
Poprosiłam bezdomnego o wysypanie pieniążków na kasę i sama zaczęłam je liczyć. Chciałam mu już oszczędzić tych przykrości. Po przeliczeniu okazało się, że brakuje mu 11 groszy.
- Brakuje 11 groszy, ale proszę się tym nie przejmować. Kiedyś pan doniesie - powiedziałam z uśmiechem.
- Dziękuję! Zaraz oddam, obiecuję! - zapewniał mnie solennie.
- Odda! Bardzo śmieszne - zaśmiała się złośliwie jedna z kobiet -ciekawe skąd weźmie! Pani mu nie wierzy, bo przez takich jak on tylko manka sobie pani narobi!
Mężczyzna speszył się i bardzo szybko opuścił sklep. Postanowiłam nie darować tego tym babom:
- Może jestem tylko kasjerką, która nie ma prawa zabierania głosu, ale to co panie tu przed chwilą urządziły było próbą przeszkodzenia klientowi w dokonaniu zakupów w naszym sklepie. Obraziły panie naszego stałego klienta i nie mogę dopuścić do tego, by to się kiedyś powtórzyło. Pragnę podkreślić, że wszyscy klienci są u nas traktowani jednakowo. A ten pan mimo, że nie ma gdzie mieszkać zachowuje się zawsze bardzo miło i kulturalnie. - powiedziałam to cicho i spokojnie wyraźnie akcentując słowo "kulturalnie". Kobiety najpierw zaniemówiły a potem stwierdziły "że one tak tego nie zostawią". Delikatnie mówiąc - podpadłam im. W trakcie naliczania im zakupów nie odezwały się do mnie nawet słowem, mimo tego, że starałam się je obsłużyć bardzo uprzejmie, nie szczędziłam im słów "proszę" i "dziękuję", a nawet się uśmiechałam jak do każdego innego klienta. Miałam nadzieję, że zmiękną. Nic z tego. W między czasie wrócił bezdomny oddać swój dług:
- Bardzo dziękuję i przepraszam, że tak długo ale musiałem jeszcze nakarmić kota, który wałęsa się u was po placu. Nie mogłem go zostawić bez jedzenia w taki mróz.
Po tych słowach poprosił stojącego obok ochroniarza o pozwolenie spędzenia tej nocy na terenie sklepu. Uzyskał takie pozwolenie (nasz sklep jest całodobowy a pracownikom jest szkoda takich ludzi w taka pogodę, więc gdy mamy pewność, że na zmianie jest fajny kierownik to nie stwarzamy problemów w takich sytuacjach).

Kobiety słyszały całą rozmowę i widziałam po ich zadowolonych minach, że wyczuły okazję do zemsty. Po spakowaniu zakupów udały się prosto do kierownika, a gdy ten nie przyznał im racji zadzwoniły gdzie trzeba i jeszcze tego samego dnia mieliśmy na głowie kierownika regionalnego i kierownika ochrony, którzy przyjechali ustalić, czy to prawda, że po naszym sklepie całą dobę wałęsa się tłum bezdomnych przeszkadzających w robieniu zakupów i urządzających libacje na sklepie i awantury. Zmyto nam głowy, wprowadzono nowe przepisy i zakazy i od tej pory nie jesteśmy już w stanie nikomu pomóc. A wszystko przez dwie trajkotki, które wolą by ludzie zamarzali na śmierć, niż przyznać się do braku kultury i do tego, że nie miały racji.

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1884 (2058)

#7241

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w dużym hipermarkecie. Ostatnio miałam zabawną (dla niektórych) przygodę z jednym z ochroniarzy. Kamil - tak go nazwijmy - uwielbia się przekomarzać, docinać i prowokować. Któregoś dnia miałam z nim małe spięcie w pracy (trochę przesadził z odzywkami). Nie umiem się długo gniewać, więc gdy mnie przepraszał zażartowałam "padnij na kolana i błagaj o życie".Gdybym wiedziała, co będzie potem ugryzłabym się w język... Minęło parę godzin, obsługiwałam klientów na kasie. Akurat był luzik, więc Kamil podszedł do mnie i zaczął po swojemu mi dopiekać w żartach. Akurat przyszedł do kasy klient więc nie wdawałam się w dyskusję tylko ukradkiem pokazałam ochroniarzowi język. Na to Kamil wypalił:
- PADNIJ NA KOLANA I WIESZ CO MASZ ZROBIĆ.
W tym momencie klient którego obsługiwałam cały spąsowiał i dostał ataku kaszlu. Ja wiedziałam co miał na myśli ochroniarz (mam paść na kolana i błagać o życie), ale co musiał sobie pomyśleć ten facet? Spaliłam cegłę i modliłam się w duchu o to, by klient okazał się osobą z dużym poczuciem humoru. Niestety tego dnia los nie był dla mnie łaskawy. Facet po zrobieniu zakupów udał się w kierunku punktu obsługi klienta celem złożenia skargi. Brzmiała ona tak: "Kasjerka w czasie obsługi klienta była namawiana na seks oralny przez kolegę z pracy (...)" Dobrze, że udało się to wszystko wyjaśnić...

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (973)

#4750

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mikołajki za pasem, zbliżają sę święta, więc w sklepach panuje szał na zabawki wszelkiego rodzaju. Do kasy podchodzi starsze małżeństwo, wykładają zabawki na kwotę ponad 600 zł. Wśród zakupów była również bajerancka kolejka elektryczna-wypasione pociągi, mnóstwo bajerów. Klienci wyglądali bardzo sympatycznie więc zagaduję do nich:
- Piękne zabawki. Dzieci się ucieszą. A ta kolejka! Cudo!
Mężczyzna wzdycha i mówi :
- Tak... cały rok na te zabawki odkładałem...
Jego żona zmierzyła go wzrokiem za te słowa, nachyliła się do mnie i mówi szeptem:
- Durnoty plecie, pani go nie słucha. Nie pozwolił mi wymienić mebli w kuchni bo stwierdził, że w tym roku to on spełni swoje marzenie. Zgodziłam się, bo skąd mogłam wiedzieć, że to będzie marzenie z jego dzieciństwa? - i tu znacząco spojrzała na kolejkę...
Uśmiechnęłam się i dorzuciłam rabat 20 %. Wydałam kobiecie resztę i powiedziałam:
- Pieniążki zaoszczędzone na zabawkach, niech pani odłoży na meble do kuchni. Przecież każdy z nas ma jakieś marzenia...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1033 (1349)

#4497

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do kasy podchodzi kobieta z małą córeczką (ok.4 latka). Dziewczynka urządza histerię na cały sklep. Piszczy, tupie nogami i tak się drze, że nie da się wytrzymać. Ciągle słychać:
- Mamo ja chcę lalkę!!!Kup mi lalkę!!! KUP MI LALKĘ!!!!!!! (krzyczy tak z 5 minut)
Wszyscy zatykają uszy, klienci uciekają z kolejki. Wrzask jest tak okropny, że kasjerki zaczynają masować skronie, każdego zaczyna boleć głowa. Kasjerka która obsługiwała kobietę jest blada jak ściana, myli się co chwila z nerwów ale trzyma się dzielnie. Mała piszczy bez chwili przerwy, matka ją ignoruje i jakby nigdy nic spokojnie i powoli pakuje zakupy. W pewnym momencie kobieta nie wytrzymała i chciała dać córce klapsa w pupę, lecz jakaś kobieta ją powstrzymała i zbeształa oburzona:
- No co pani robi?! Dzieci bić nie wolno! Kto to widział żeby dzieci bić! Ja to gdzieś zgłoszę! Widocznie dziecko na oczy zabawek nie widziało skoro tak pragnie dostać tę lalkę!
Matka nic nie odpowiedziała, odsunęła się dalej od kasy i kontynuuje pakowanie zakupów. Dziewczynka już zachrypła ale ciągle urządza histerię i krzyczy jeszcze głośniej. W końcu zaczyna okładać matkę pięściami. Zobaczyły to klientki które właśnie weszły do sklepu:
- Boże kochany! Co za mała diablica! Co za krzyki! Niech ją pani uciszy bo oszaleć można! - klientka zakryła uszy i aż się skuliła.
Matka dziecka spojrzała na nią i mówi spokojnym głosem:
- No przecież mamy bezstresowe wychowanie. Co na nią krzyknę, to jakaś miła sąsiadeczka grozi mi policją. Za klapsa byście mnie ukamienowali na miejscu.. Skoro nie mogę jej wychować po swojemu, to teraz się męczcie...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1653 (1865)

#4457

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja w Biedronce. Stoję w długiej kolejce przy kasie, przede mną stoi mój sąsiad, starszy człowiek. Naszą uwagę zwróciła kasjerka, która twierdząc, że nie ma drobnych nie wydawała klientom całej reszty. Co chwila było słychać jej słodki głosik :
- Będę winna grosika, dobrze? Będę winna 5 grosików, dobrze? Będę winna pani 10 grosików, dobrze?
Przychodzi nasza kolej. Z ciekawości zaglądamy z sąsiadem do jej kasetki a tam tyle drobnych, że aż się wysypuje. Sąsiad się wkurzył, kładzie na taśmie swojego batonika za 69 groszy, podaje kasjerce 50 groszy i mówi milutkim głosem:
- Będę winny pani 19 grosików, dobrze?
Zabrał swój zakup i wyszedł bez słowa. Nie śmiała zaprotestować...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1270 (1384)

#4034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Był piątek, ogromne kolejki. Mogłam iść na przerwę dopiero po 7 godzinach pracy. Padałam na nos. Przy kasie 5 osób, za ostatnim klientem postawiłam tabliczkę "przepraszamy ostatni klient". Mimo tabliczki obsłużyłam jeszcze kobietę w ciąży i 2 starsze panie, bo szkoda mi było by stały w kilometrowych kolejkach. Z ulgą policzyłam ostatnią osobę. Byłam już głodna jak wilk. Zamykam kasę, wstaję i nagle podjechał ze swoim wózkiem pod kasę młody facet, zaczął wyjmować produkty i nawet nie zdążyłam się odezwać a on do mnie:
- Obsłuży mnie pani, czy mam od razu iść do kierownika?!
Osłupiałam po prostu!
- Proszę pana ta kasa jest już zamknięta - informuję go zrezygnowana.
- Pytam coś?! Policzy mnie pani, czy mam iść do kierownika?! Pani wybór! Zamknie pani kasę 5 minut później, albo traci pani pracę! To jak?
Ugryzłam się w język i postanowiłam zrobić ten ostatni wyjątek. Ja zaczynam go liczyć, a on nagle odwraca się i woła kogoś. Nie minęło 5 sekund, a pod moją kasę podjeżdżają 4 załadowane po brzegi wózki zakupów całej jego rodziny!!! Czekali za regałem na jego sygnał! Takiego numeru to mi jeszcze nikt nigdy nie wywinął! Pierwszy raz w życiu miałam ochotę kogoś zamordować. Szwagier tego faceta jak zobaczył moją minę to zawrócił wózkiem, ustawił się w kolejce obok i powiedział przepraszającym tonem:
- Dobra, ja stanę tutaj, mam czas, poczekam... a co mi tam...

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (1033)

#3941

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja przy kasie. Klientka zrobiła zakupy i poprosiła o siateczkę (płatną). Policzyłam ją i położyłam na jej produktach. Z tyłu pakował się klient. Kobieta zapłaciła, zaczęła się rozglądać i pyta:
- Gdzie ta moja reklamówka?
- Położyłam ją tutaj
- Nie ma jej.
Zaczęłam szukać razem z nią. Patrzę na faceta z tyłu, a on jak by nigdy nic pakuje swoje zakupy do siateczki klientki.
- Proszę pana, to jest reklamówka tej pani.
- Tak? - zdziwił się klient - A myślałem, że ona jest tu po to bym się zapakował.
- Ta pani za nią zapłaciła. Proszę jej oddać pieniążki lub kupić drugą.
- Ile? - Pyta facet.
- 34 grosze. - informuję go
- Ile?!
- 34 grosze.
- 34 grosze?! I do tego była porwana! Nie zapłacę!
Kobieta zjechała go od góry do dołu, po dłuższej chwili wściekły facet wyciąga drobniaki i mówi do klientki wyniośle:
- Mam całe dwa złote, nie mam drobnych!
Kobieta się zapieniła, wyrwała mu z ręki monetę i wypaliła:
- Moje zszargane nerwy też kosztują!!!
Klient mruknął " reszty nie trzeba" i poszedł...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (971)

#3910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na sklepie mamy duży wybór warzyw i owoców,są różne rodzaje więc i różne ceny. Ostatnio przyuważyłam jak parka w średnim wieku bierze pomidory w gronie za 7,99 zł , poodrywali szypułki i wymetkowali sobie jako pomidor luz za 5,99 za kilogram. Pomidory w tym momencie były prawie nie do odróżnienia. Podchodzą do mojej kasy i zadowoleni kładą swoje pomidorki. Ja oczywiście liczę je po droższej cenie.Klient oburzony:
- Co pani robi, to są te tańsze!
- Proszę pana, to są te po 7,99.
- A skąd pani wie? - pyta klient - nie da się ich odróżnić!
Klient próbuje się kłócić, więc przyznałam, że widziałam co zrobili. Odzywa się żonka:
- Dobra Wiesiu, TYM RAZEM wpadliśmy, nie ma co się sprzeczać, nosił wilk razy kilka...
Postanowiłam nie wzywać ochrony, zapłacili ile trzeba a na odchodnym mnie pocieszyli:
- Niech się pani tak nie cieszy, ta starsza pani przed nami wyniosła 2 kilo pomarańczy kosztujących 6,99 a pani nie zauważyła różnicy i jej policzyła po 4,99 jako promocyjne.
Szczęka mi opadła po prostu. Parka się uśmiechnęła wesoło, mężuś pokazał mi język na odchodnym i poszli...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1161 (1423)