Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DIS

Zamieszcza historie od: 22 grudnia 2011 - 22:22
Ostatnio: 27 czerwca 2017 - 10:39
O sobie:

Florysta z własnym Warsztatem.
Rzadko odpowiadam na komentarze.

  • Historii na głównej: 21 z 26
  • Punktów za historie: 18711
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 242
 

#32241

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukam pracownika. Po ostatnich przejściach mam trochę obaw przed pozostawieniem komuś swojego dobytku, ale nie ma wyboru. Rozmów nie prowadziłam w swojej kwiaciarni, co jest bardzo ważne, a o czym przekonacie się na końcu. W ogłoszeniu nie podałam adresu, ani numeru telefonu, tylko adres email (typu: praca-kwiaciarnia@xx.pl).

Zacznijmy oczywiście od tego, że szukam osoby z doświadczeniem, żebym mogła zostawić taką osobę samą. Wymagam też prawa jazdy (ktoś musi jeździć po kwiaty kiedy pojadę na urlop).

Oczywiście, aplikacji przyszło dziesiątki. Nie ma sensu wspominać o osobach, które przysłały maile z buziaczków, czy innych laseczek88, itd oraz braku nawet słowa w mailu, czy choćby tytułu, bo to się zawsze zdarza.

W końcu wyłuskałam z tej chmary ludzi dokładnie 28 osób. W części aplikacji nie było informacji o prawie jazdy, więc takie osoby pytałam przez telefon. Najczęstszą odpowiedzią było j*bnięcie słuchawką.

Druga sprawa to oczywiście notoryczne nieprzychodzenie na rozmowę. Każda próba dodzwonienia się kończyła się najpierw nieodbieraniem, a potem odrzucaniem moich połączeń. Z 28 zrobiło się 11 osób.

Dziewczyny przychodziły różne. Niektóre z WIELKIMI tipsami, które uniemożliwiają, lub przynajmniej mocno utrudniają pracę, a na informację o potrzebie zdjęcia tego badziewia z paznokci, reagowały oburzeniem.

Jedno dziewczę oznajmiło, że w lipcu jedzie na trzytygodniowy urlop, więc będzie chciała mieć w tym czasie wolne. Cóż, podziękowałam, bo nie szukam kogoś, kto po miesiącu pracy pójdzie sobie na urlop (przy okazji wspomnę, że dziewczę nie pracowało od ponad pół roku).

Inna znowu uznała, że kwiaty potrafi układać każdy, więc wpisała w CV fikcyjne doświadczenie. Podczas rozmowy nie była dość chętna do zademonstrowania swoich umiejętności, więc kazałam jej odtworzyć bukiet z wystawy, co oczywiście jej nie wyszło.

Kolejna przyleciała z koleżanką, która wychwalała ją pod niebiosa, mimo ewidentnych braków w wiedzy i technice. Okazało się też, że jednak nie ma prawa jazdy, ale "jak ją zatrudnię, to zrobi".

I wisienka na torcie.

Dostałam CV od osoby, która w doświadczeniu wpisała moją kwiaciarnię. Bez adresu, tylko nazwa i zakres obowiązków. Do tego dołączyła skan rekomendacji ODE MNIE, z odręcznym podpisem, który nie przypominał mojego ani trochę.

Z wielką przyjemnością zaprosiłam panią na rozmowę kwalifikacyjną i na szczęście przyszła. Nigdy nie zapomnę jej miny po moim przedstawieniu się. Oczywiście nie obeszło się bez zebrania ode mnie opieprzu i zagrożenia sądem, zanim uciekła w podskokach.

Koniec końców znalazłam dwie osoby i czekam teraz na dni próbne.

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1078 (1122)

#31391

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dowód na to, że niektórzy idioci powinni mieć na to specjalne papiery i jaskrawą tabliczkę z ostrzeżeniem na szyi. Nocuje u mnie koleżanka wraz z jej znajomą, Kasią (imię prawdziwe).

Kasi zachciało się frytek, a że gotowych w domu nie mam, bo nie lubię, a do najbliższego fast-foodu daleko, to wzięłyśmy się za obieranie i krojenie ziemniaków i grzanie oleju w głębokiej patelni.

Ok, Kasia myje ziemniaczki i wrzuca je do suchej miski, a ja szukam w szafce obok kuchenki cedzaka, coby paluchów nie poparzyć przy wrzucaniu frytek.

Niestety, tu dał znać o sobie kompletny brak rozumu Kasi, gdyż kiedy się wyprostowałam (stając dokładnie nad patelnią z gorącym olejem), ona podeszła z miską i zwyczajnie pieprznęła wszystkie frytki na patelnię. Razem z wodą, która spłynęła z ziemniaków (a było jej tak kilka głębokich łyżek). Nawet nie zdążyłam odskoczyć zanim zostałam zbombardowana.

Efekt: poparzona lewa ręka od łokcia do wnętrza dłoni, dwa oparzenia na policzku, bo nie zdążyłam się zasłonić, kilka czerwonych plam po zdartej skórze na udzie, która zeszła razem ze spodniami.

Kasia: Sorry, nie pomyślałam.

No co ty?!

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1012 (1072)

#31161

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas drugiego roku studiów udało mi się podjąć dobrze płatną pracę i przeprowadzić do innego lokum. Zamieszkałam w dość sporym domu. Razem ze mną mieszkała jeszcze jedna dziewczyna, w pokoju obok mojego, w następnym jeden chłopak, a w ostatnim dwóch kumpli. Gdybym wiedziała co z nimi przejdę, nigdy bym nie wynajęła tego pokoju.

Byłam w tamtym czasie bardzo otyła, a przy moim kompaktowym wzroście wyglądało to strasznie. Podjęłam więc walkę z nadwagą i skierowałam się do dietetyka. W końcu dietę ustalono, kupiłam rower stacjonarny i wzięłam się do pracy.

Niestety, współlokatorzy nie ułatwiali mi niczego. Rysowali na moich drzwiach wieloryby, zabierali z lodówki wcześniej przygotowane porcje jedzenia ("mniej zeżresz - szybciej schudniesz!"), a podczas imprez dobijali się wraz z pijanymi kumplami, żeby pokazać im wieloryba, tudzież słonia. Innych rzeczy opisywać nie będę, bo niektóre były zwyczajnie obrzydliwe, a reszta nie nadaje się na Piekielnych. Właścicielka domu nie miała zamiaru nic z tym robić. Męczyłam się z nimi cały rok akademicki. Pod koniec byłam już bliska załamania nerwowego.

Swój cel osiągnęłam. Niedawno zrzuciłam ostatnie 10 kilo. Łącznie poszło 40 kilogramów.

A oto finał: Spotkałam ostatnio jednego z chłopaków podczas babskiego wieczoru w pubie. Stawiał mi drinki, jednego za drugim, próbował poderwać, ale zorientował się z kim rozmawia kiedy nazwałam go Maniek (Imię prawdziwe. Zawsze go tak nazywałam kiedy tam mieszkaliśmy). Maniek jest teraz szerszy niż wyższy i chyba trochę przewrażliwiony kiedy ktoś o tym wspomina.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 866 (914)

#30358

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zrządzenie losu, zbieg okoliczności, czy układ planet, sama nie wiem.

Jechaliśmy rano z narzeczonym po ostatnie zakupy na majówkę. Droga prowadzi przez osiedle, a potem nieduży lasek po jednej stronie i domki jednorodzinne po drugiej. Siedzę na miejscu pasażera i bawię się aparatem fotograficznym. Wtem zauważam, że dojechawszy do lasku, znacznie zwalniamy, a moja lepsza połowa krzyczy:

Dis, rób zdjęcia! Wyrzucają psa z samochodu!

Rzeczywiście, przed nami dobrej klasy samochód, jakby dopiero co kupiony, a z niego pańcia niemal wykopuje piękną, czarną psinę.

Robię zdjęcia, pańcia zamyka drzwi, chyba nawet nie zwrócili na nas uwagi. Odjeżdżają, pies galopuje za samochodem. Pojechaliśmy kawałek, dość wolno, bo pies mógł nam wbiec pod koła. W końcu biedak zrezygnował.

Zatrzymaliśmy się przy bidulce. Pies okazał się suczką labradora. Śliczną i grzeczną, tylko okropnie zaniedbaną i trochę za chudą. Jakoś udało się ją zapakować do samochodu. Ukochany poszedł do sklepu z buta (było już blisko), ja pognałam do domu.

Teraz biedna je sobie karmę jakby to był jej pierwszy w życiu posiłek. Jeśli nasz pies ją zaakceptuje, to chyba ją zatrzymamy.

Teraz tylko jedno pytanie: gdzie ze zdjęciami? Na policję?

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1137 (1203)

#29817

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W czasie studiów chciałam dorobić sobie w osiedlowym markecie. Oczywiście, nic nie mogło się tam zmarnować.

1. Przetwory konserwowe.

Jeśli jakiś słoik się rozszczelnił i pokrywka przestawała być wklęsła, panie zabierały taki słoik do kuchni, gotowały zalewę i przelewały z powrotem. Ogóreczki jak nówka! Tylko często były za miękkie...

2. Mięsa.

Całe kurczaki szły na rożen (taki gorący kurczak, rozkrojony, buchał tak potwornym smrodem, że niemal oczekiwało się zielonego obłoczka). Inne kawałki mieliło się i po trochu dodawało do świeżego mięsa, które zaczynało śmierdzieć dopiero przy podgrzaniu, lub dodawało do różnych dań gotowych, gulaszów i mieszanki gotowanych mięs, które sprzedawano jako karmę dla psów.

3. Warzywa.

Też wrzucało się je do gotowców, z tym że nikt nawet nie odkrajał przegniłych części. Te ładniejsze szły do sałatek.

4. Owoce.

Do ciast, bułek, kompotów. Na kompotach zbierała się paskudna rzęsa, którą zdejmowało się łyżką, lub odcedzało gęstym sitkiem.

5. Pieczywo.

Oczywiście szło na tartą bułkę. Z tym, że tarło się też chleb, bułki z lukrem, pączki (po wydłubaniu nadzienia). Bułek było w tym mało.

6. Wędlina.

Do pasztetów, leczo, karm dla psów.

Nigdy nie widziałam, żeby ktoś mył ręce po wyjściu z ubikacji. Mięso po wylądowaniu na podłodze nawet nie było opłukane.

Odeszłam po 2 tygodniach, kiedy wyniosłam ze sklepu karalucha w torebce. Na szczęście zamknęli się niedługo po moim odejściu.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (616)

#29764

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio chyba trafiłam kumulację piekielnych historii.

Mam ja sobie sporo tatuaży. W tym jeden całkiem spory na plecach (dokładnie ten: japanrocks.files.wordpress.com/2010/06/disorder.jpg tylko bez napisów i gwiazdek).

Szykowałam się do wyjścia, kiedy zorientowałam się, że zabrakło mi czegoś, więc musiałam wybiec z domu do sklepu, a że mieszkamy dosłownie naprzeciwko, to naciągnęłam tylko buty i wyszłam. Pech chciał, że w biegu luźna bluzka zamiast zsuwać się z ramienia, odsłoniła plecy.

Stojąc już w kolejce do kasy, poczułam mocne pieprznięcie między łopatki w akompaniamencie wrzasków dostojnie ubranego, wysokiego, wąsatego pana wyzywającego mnie od kobiet lekkiego obyczaju, bezbożnic, heretyczek i innych diablic.
Domyśliłam się, że chodzi o tatuaż, bo już kilka osób mówiło mi, że wygląda jak Jezus, ale tym osobom to nie przeszkadzało, a ja jestem niewierząca. Nie uważam siebie nawet za ateistkę, po prostu wiara obchodzi mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg - mam ważniejsze sprawy. Zanim udało mi się otrząsnąć, oberwałam laską jeszcze raz w krzyż i rękę kiedy spróbowałam się zasłonić.
Z pomocą przyszedł właściciel, który wyrwał mu narzędzie zbrodni i strzelił go w twarz otwartą ręką.

Nie wezwałam w końcu policji, bo i tak kara byłaby zapewne niewspółmiernie niska w porównaniu do czasu spędzonego na komisariacie i w sądzie. Teraz trochę żałuję.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 401 (613)

#29520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem ja byłam piekielna i dobrze mi z tym.

Na koniec zeszłego roku użyłam do dekoracji świeżych jabłek. Piękne, czerwoniutkie, wypolerowane cudeńka zawisły w oknie i stanęły na zewnątrz w wielkiej misie (którą, swoją drogą, ledwo dawałam radę wytargać przed kwiaciarnię, a co dopiero postawić na stole). Był to ostatni tydzień przed Gwiazdką.

Niestety, w ciągu trzech dni z pięciu kilogramów, został niecały kilogram. Dostałam niewielkiej wścieklizny, ale i tak musiałabym je jeszcze przed świętami wymienić, więc postanowiłam się troszkę zemścić i dać kilku osobom nauczkę, aby następnym razem pytały, zanim wezmą coś co nie należy do nich.

Następnego dnia kupiłam na giełdzie najostrzejsze jakie udało mi się znaleźć papryczki. Świeże. Dwa kilogramy. W domu, na balkonie (musiałam się przenieść na balkon, bo inaczej zagazowałabym powietrze na dobre kilka godzin), wrzuciłam je do sokowirówki. Sok przelałam do butelki ze spryskiwaczem. Następnego dnia świeże jabłuszka wyczyściłam, wypolerowałam i każde spryskałam piekielnym soczkiem. Miny podkradających przechodniów: bezcenne. Jedna pani aż się popłakała.

Gdyby choć jedna osoba weszła i zapytała, czy może wziąć sobie jabłko, najpewniej bym pozwoliła, ale nikt nawet nie raczył tego zrobić i zupełnie bez wstydu wkładał łapy do misy i chował jabłko do torby.

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1084 (1160)

#28539

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze się śmieję.

Stało się to pół godziny temu.

Wychodzę po długaśnej kąpieli z łazienki i marzę już tylko o szklance herbaty i łóżku, coby w końcu odpocząć. Dzwonek do drzwi. Otwieram. Policja. Za policjantami sąsiadka.

Za głośno uprawiam LESBIJSKI SEKS.

Narzeczony z pokoju rży pełną piersią i wraca do oglądania rozgrywki dwóch pań w tenisa, którą kiedyś tam sobie nagrał, żeby obejrzeć jak znajdzie czas.

Ba dum tsss.

Za miesiąc przeprowadzka i coraz bardziej nie mogę się doczekać, bo ta kobieta zdaje się co wieczór czatować na choćby najmniejszy szmer, aby tylko wezwać policję, która zaskakująco szybko reaguje.

sąsiadka

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1038 (1078)

#27330

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia o tym jakim dupkiem potrafi być człowiek, z pierwszej pracy. Byłam zatrudniona w jednej z sieciówek odzieżowych. Praca ciężka (odwiesza się ubrania na miejsce tylko po to żeby za 5 minut znaleźć je na podłodze w przymierzalni/porozrzucane wokół stojaków, ale o tym innym razem), ale nie najgorzej płatna, do tego w całkiem fajnym zespole.

No właśnie.

Była w naszym zespole Sylwia. Bardzo fajna dziewczyna, chyba najbardziej lubiana przez wszystkich. Miała jeden poważny problem: arachnofobię, co wydało się, kiedy wpadła w panikę po dostrzeżeniu niedużego pająka w socjalu.

Jeden z kolegów postanowił to wykorzystać dla rozrywki, zamykając ją kiedyś na klucz w naszym pokoju z olbrzymim (naprawdę OLBRZYMIM. Nie mam pojęcia, skąd go wytrzasnął, ale takiego bydlaka nawet ja bym się bała) pająkiem. Dowiedziałam się o tym kiedy usłyszałam jej histeryczne wrzaski z terenu sklepu.

Sebastian (imię prawdziwe) stał pod drzwiami, zanosząc się histerycznym śmiechem. Po otwarciu drzwi Sylwia prawie mdlała i zanosiła się szlochami. Nie była nawet w stanie podejść do tego pająka, żeby go utłuc.

Skutek: Sebastian zwolniony natychmiastowo, Sylwia dostała 2 tygodnie wolnego na odstresowanie, a reszta zespołu przez ten czas sprzątała całe zaplecze i spryskiwała każdy kąt środkiem przeciw pająkom, żeby Sylwia nie bała się wrócić do pracy.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 987 (1069)

#25015

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam własny warsztat florystyczny i w zeszłym roku zatrudniłam pierwszego pracownika, żeby w końcu odpocząć. Miałam dość pracy 6 dni w tygodniu po 12godzin. Dziewczyna, nazwijmy ją K, zaledwie kilka lat młodsza ode mnie, zrobiła na mnie dobre wrażenie podczas rozmowy, potrzebowała tylko lekkiego podszkolenia. Ok, zatrudniłam ją. Wstępnie na miesiąc próbny, potem podpisałyśmy umowę na 3 miesiące, a następnie umowę o pracę. Zarabiała dobrze, bo 2300zł na rękę plus prowizje od zleceń, czyli bukietów ślubnych, dekoracji lokali i wszystkich dużych zamówień. Średnio, dodatkowo nie mniej niż 500zł do każdej pensji. Pracowałyśmy w systemie 2x2, czyli 2 dni pracy i 2 dni wolne.

Dostawami zawsze zajmowałam się ja. K nie miała jeszcze prawa jazdy, poza tym, zawsze lepiej było wszystko kupić samej, niż potem narzekać na jakość kwiatów. Pilnowałam też strat, faktur i generalnie porządku w finansach. Po jakimś czasie zaczęło mi brakować kwiatów. Straty nie zgadzały się z tym, co było sprzedawane (miałyśmy notes, w którym zapisywałyśmy wszystko, co sprzedałyśmy danego dnia, żeby potem porównać z dziennym raportem, ceny i całe "składy" bukietów) i zawsze czegoś tam brakowało. A to kilku róż, a to jakiegoś goździka. Zaznaczę tylko, że zawsze wiedziałam, ile każda paczka ma kwiatów, więc rachunek mogłam robić nawet w głowie, jednak myślałam, że może po prostu coś pomyliłam.

Wszystko wyszło na jaw, kiedy wysłałam mojego narzeczonego do nas, po bukiet dla mojej mamy. K go wtedy nie znała. W skrócie okazało się, że owe braki spowodowane były cwaniactwem K. Narzeczony wrócił z bukietem i oświadczył, że zapłacił 100zł. Patrząc na wykorzystane kwiaty, wszystko się zgodziło, jednak następnego dnia, czytając wypisaną w notesie listę, nie znalazłam bukietu za 100zł, a za 80, wykonany z tych samych kwiatów, tylko z mniejszej ilości. Oczywiście różnicę zgarnęła K. Do tej pory nie wiem ile w ten sposób "dorabiała" sobie miesięcznie, a kiedy jej powiedziałam, że wiem, co robi, uznała, że przecież nie zbiedniałam!

Efekt: natychmiastowe zwolnienie dyscyplinarne, potrącenie z pensji pieniędzy za już brakujące kwiaty i rozpuszczenie wiadomości o złodziejstwie tej osoby do znajomych florystów, żeby nikt sobie nie strzelił w kolano, jak ja zatrudniając ją.

Do tej pory nie zatrudniłam nikogo nowego.

własna firma

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1032 (1072)