Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dupelek

Zamieszcza historie od: 29 maja 2015 - 19:15
Ostatnio: 7 lipca 2016 - 20:53
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 1028
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 109
 

#11867

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z pojazdu MPK Kraków, tym razem z tramwaju. Jadę sobie rano tramwajem, puchy jak nigdy, co drugie miejsce wolne. Przystanek. W ostatniej chwili do tramwaju wbiega baba po sześćdziesiątce bijąc chyba rekord świata na 60 metrów, bowiem babie się zachciało brać 10 egzemplarzy Metra (pewnie większość wie o co chodzi). Wiadomo, jak za darmo to trzeba jak najwięcej wziąć. Takie myślenie wśród części starszych osób jest częste. Z racji tego, że wszystkie miejsca interesujące babę były zajęte, to musiała usiąść wraz koło innej pasażerki w tym samym rządku (w Krakowie wagony po naprawie głównej dostawały po lewej stronie podwójne rzędy siedzeń) po wewnętrznej stronie. No i siedzie i się wierci, tu na lewo, tu na prawo i tak cały czas. Wreszcie się wkurzyła ruszyła w stronę przodu tramwaju. Stanęła nad zaspaną dziewczyną (wiecie jak to rano), na oko uczennicy liceum, która siedziała po prawej stronie wagonu, gdzie były pojedyncze siedzenia. I się zaczęło:
- Może byś mi łaskawie ustąpiła miejsca? - mówi babcia
- Nie widzę takiej potrzeby, są inne miejsca wolne, więc nie widzę problemu by sobie pani siadła gdzie indziej. - spokojnie odpowiedziała dziewczyna.
- Ty gówniaro! Wypierda**j stąd! To jest moje miejsce, nie masz prawa tu siedzieć, to moje miejsce! - nakręcała się babcia.
Dziewczyna dla świętego spokoju wstała, siadła na podwójnym siedzeniu koło mnie, a tymczasem dojeżdżaliśmy do kolejnego przystanku. Zobaczyłem, że w okolicach przystanku rozdają próbki jakiś kosmetyków, więc przyszedł mi pomysł na odwet. Powiedziałem do dziewczyny:
- Patrz, jakieś próbki kosmetyków rozdają. Może pójdę wziąć, bo może jakieś drogie.
- Gdzie, gdzie??? - wtrąciła się baba.
- O tam. - powiedziałem.
Baba nagle dostała zastrzyku energii i mówi do mnie:
- O, to ja idę, a Ty zatrzymaj tramwaj i zajmij mi miejsce - mówi kobieta.
- A zdobędzie coś Pani dla mnie? - powiedziałem
- Jak mi miejsce zajmiesz i zatrzymasz tramwaj tak. - powiedział w pędzie moher i pobiegł.
Tramwaj ruszył, rzecz jasna nic nie trzymałem i powiedziałem dziewczynie, żeby sobie usiadła na miejscu, baby. Ruszając zobaczyłem tylko środkowy palec baby i usłyszałem pozdrawiający okrzyk 'Ty ch**u'. Okazało się, że baba z wrażenia wychodząc po te 'gadżety' naprawdę myślała, że zdąży wziąć próbki tych kosmetyków i zdążyć na ten sam tramwaj, bo zostawiła te swoje 10 gazetek. Chytry dwa razy traci.

PS, pogrzebałem później w internecie i się okazało, że ta próbka 'kosmetyków', którą było można dostać za free to była próbka jakieś żelu do rąk w oszałamiającej ilości 15 gram. 50 gram takiego żelu można kupić w sklepie z 3 złote.

MPK Kraków

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 670 (764)

#9940

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, że niektórzy księża traktują to co robią jako zawód do wypychania sobie portfela wiadomo powszechnie. To co opiszę dotyczy księdza malutkiej wsi (200-300) mieszkańców, który przekracza wszelkie granice.

Już na drzwiach do zakrystii może nas uderzyć widok wywieszonego cennika, drukowanego dużymi literami. Ceny za wesela, chrzty itd, są wręcz ogromne. Ponadto w kościele tym należy płacić za miejsca w ławkach - na każdej ławce jest szklana malutka tabliczka/gablotka, w której znajduje się kartka z nazwiskami osób uprawnionych do siedzenia w tejże ławce.

Jak byłam mała (mniej niż 10 lat) i przyjeżdżałam do babci w odwiedziny nie raz "babuleńki" wyrzucały mnie z takiej ławki, albo zgniatały mnie pomiędzy sobą (ławki zakończone są podłokietnikami i nie da się usiąść na tzw. "półdupku").

Mało tego ksiądz wymyślił sobie msze kopertowe - co 3 tyg. na tacę nie zbiera się pieniędzy tylko PODPISANE koperty z większą kwotą. Tydzień później ksiądz z ambony odczytuje kto dał najmniej, a kto nic!

Niezły biznes. A ludzie na to pozwalają!

ksiądz

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 861 (1033)

#38705

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozdrawiam dresa, który wyrwał mi dziś sporą torbę z zakupami i uciekł. Było w niej 1,5 kilo kurzych łapek dla psa.
Smacznego.

dołączam się do pozdrowień

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 810 (876)

#30934

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W liceum do którego uczęszczałem, od zawsze najsurowsza była nauczycielka języka polskiego. Kobieta niesamowicie zdyscyplinowana, zjadła zęby na utarczkach z uczniami. Zwracanie uwagi i strofowanie - to był jej chleb powszedni. Była prawdziwym postrachem szkoły.

Któregoś razu w czasie lekcji wybraliśmy się na sztukę do jednego z warszawskich teatrów. Przed wejściem na salę nauczycielka zebrała uczniów wokół siebie.
- Ma być absolutna cisza, jeżeli zobaczę, że ktoś się źle zachowuje, to mnie popamięta! - Ostrzegła złowrogim tonem.
Cała klasa w absolutnej ciszy zajęła miejsca i grzecznie oczekiwała na rozpoczęcie przedstawienia.

Jednak po 20 minutach spektaklu spokój został zmącony.
- To jest przeraźliwie nudne! - Wykrzyczał starszy mężczyzna siedzący w tylnym rzędzie.
Na reakcję nauczycielki nie trzeba było długo czekać.
- Jak się panu nie podoba, to proszę wyjść! - Odpowiedziała tonem niecierpiącym sprzeciwu.
Mężczyzna udając że nie słyszy, ponownie wyraził swoją dezaprobatę. Nauczycielka wstała z miejsca.
- Proszę wyjść! - Powtórzyła wskazując na drzwi. Mężczyzna z lekkim zakłopotaniem zwrócił się w jej stronę.
- Proszę pani, to część przedstawienia. - Oznajmił ściszonym tonem.
Następnie wdał się w planowy dialog z aktorami ze sceny.

Nawet panująca w teatrze ciemność nie była w stanie ukryć czerwieni, jaka pojawiła się na twarzy nauczycielki.

teatr

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1405 (1471)

#12699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie piekielna, ale zapamiętam chyba na zawsze.
Dość późny wieczór, koło godziny 22.
Przyszła do nas para zakochanych. Zamówili sobie jakiś zestaw, jakaś kanapka promocyjna, teraz już dokładnie nie pamiętam która. Siedzą sobie i jedzą, a właściwie tylko Pani jadła, siedzieli bardzo blisko naszych kas, z boku. Byłyśmy z koleżanką (K), tylko we dwie na kasie. Stoimy sobie i ja nagle słyszę jak Pan (P) mówi do swojej dziewczyny:
(P)Zjedz szybko tą kanapkę, a ja pójdę do kasy i powiem im, że nam dali puste pudełko. Dalej nie słuchałam rozmowy, bo przyszli inni klienci.
Jak powiedzieli, tak zrobili. Za chwilkę podchodzi do mojej koleżanki Pan i przedstawia problem, ja się nie wtrącam koleżanka tylko mówi, że ona na pewno tego nie zrobi. Coś mi nie pasowało, więc podchodzę(J) i pytam o co chodzi:
(J)Dobry wieczór, w czym mogę Panu pomóc?
(P)Bo ja mam taką prośbę, żeby Pani wzięła to pudełko, podeszła za chwile do mojego stolika położyła je i powiedziała, że nie było tam kanapki, więc Pani teraz przynosi. I podaje mi puste pudełko.
Myślę sobie, że może się założył z dziewczyną, więc co mi szkodzi tak zrobić. Pan sobie poszedł, ja poczekałam chwilę i poszłam.
(J)Bardzo Państwa przepraszam, ale w poprzednim zamówieni daliśmy Państwu puste pudełko, życzę smacznego.
No i sobie poszłam. Ale oczywiście jak tylko weszłam za kasy, to obserwuje ową parę. I co się okazało? Pani zadowolona, że dostała niby nową kanapkę, otwiera pudełko, w środku dostrzega inne, małe, czerwone pudełeczko, Pan pada na kolana i coś tam mówi. Ja w szoku, bo koleś się oświadcza! Na koniec przyszedł Pan do mnie i podziękował ładnie oraz powiedział, że dziewczyna przyjęła oświadczyny :)

Mc Donald's

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1074)

#43948

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Epizod o natrętnym wielbicielu z gatunku alkoholikus-taniochus.

Gdy w Polsce pracowałam dorywczo jako konserwatorka powierzchni płaskich w małym hoteliku, to zdarzało mi się wracać dość późno. Pracowałam na weekendy, bo w tygodniu do szkoły.
W tych czasach płaskie dość było ze mnie dziewczę, kształty przybyły z wiekiem.
No ale do rzeczy.

Pewnego zimowego wieczora stoję sobie na przystanku autobusowym i czekam na autobus. Koło przystanku przechodzi pan menel, widząc mnie zatrzymuje się. Serduszko mi pykać szybciej zaczęło, bo przystanek na tzw. zadupiu i żadnej żywej, i trzeźwej duszy. Pan menel zbliża się do mnie i zagaduje:
- A panience to tak straszno nie stać tak?
- Nie.
Tu ohyda paskudnie się oblizuje i kontynuuje:
- Bo ja chętnie panience towarzystwa dotrzymam. Tam krzaki niedaleko, to może się ogrzejemy?
I tu cap łapie mnie za ramię. Krzyczeć: do kogo? walczyć: nie umiem. Ale dowcip jest u mnie zmysłem dość rozwiniętym.
- Jasne, spoko, tylko się odleję.
Pan uśmiecha się, a ja odchodzę kawałek od niego, jakieś pięć kroków. Rozpinam rozporek, wyjmuje ukradkiem butelkę z piciem (taka jak np od Jupika) i "załatwiam się" jak facet. I do tego jeszcze tekst (jak najbardziej męskim głosem):
- Bo widzi pan w tych babskich rzeczach to naprawdę trudno ch*** upchnąć!
Pan menel oczy w słup i uciekł ile sił w nogach.

I jak to poczucie humoru może uratować człowiekowi skórę...

przystanek

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1959 (2031)

#37725

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaobserwowane w sklepie. Nie przeze mnie, ale ufam osobie, która mi to opowiedziała.

Mini market, jeden właściciel ma kilka takich sklepów w okolicy. Rzecz dzieje się przy kasie, nadszedł czas obsługi pewnego pana, który stał przed moją żoną. Pan około sześćdziesiątki z siwymi włosami do ramion, siwą, długą brodą, w koszuli rozpiętej do połowy klatki piersiowej i wytartych dżinsach, jednak według opowiadającej, która zna się na modzie, zarówno koszula, jak i spodnie do tanich nie należały, a wytarte były bo tak wymyślił je twórca. Kasjerka jednak tego nie wiedziała i doszło do tej oto sytuacji. Pan kupił między innymi alkohol.

- Pijak i obdartus – rzuciła pod nosem kasjerka, zamierzenie lub niezamierzenia, ale na tyle głośno, że usłyszała i moja żona i adresat tego komplementu, który był już dwa kroki za kasą, ale po tym się cofnął.
- Słucham? Pani coś mówiła?
- Nie będę z tobą dyskutować.
- A ja jednak chciałbym, żeby pani powtórzyła.
- Tak!? – kasjerka zaczęła się nakręcać – Jakbyś nie chlał to miałbyś na fryzjera i porządne ciuchy!
- Jak się pani odnosi do klientów?
- Ja mam tu prawdziwych klientów, a nie pijaków!
- Pani chyba nie zdaje sobie sprawy kim ja jestem.
- Jesteś zwykłym menelem!
- Takie traktowanie klienta jest niedopuszczalne, dopilnuje, żeby panią zwolniono.
- Możesz mi skoczyć!

W tym momencie podeszła kierowniczka sklepu przyciągnięta krzykami kasjerki.

- O, witaj Heniu, co tu robisz? – spytał widząc pana przy kasie.
- Cześć Gosiu, sprawdzam jakość obsługi. Kogo ty tu zatrudniłaś?
- Ona jest nowa. Co się stało? – kierowniczka zwróciła się do kasjerki.
- Ten żul się awanturuje!
- Kaśka! To jest właściciel!

sklepy

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3946 (4024)

#17519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ojciec mojego znajomego jest lekarzem i prowadzi prywatny gabinet. Jest bardzo wesołym, życiowym i do rany przyłóż facetem. Na dodatek świetny z niego gawędziarz i zawsze można się z nim dogadać, a cen nie narzuca z kosmosu (jak człowiek okaże się zdrowy lub ubogi to czasem nawet nie weźmie za wizytę). Z tych powodów, większość jego pacjentów stanowią studenci (jakieś 90%). Nienawidzi on za to, gdy ktoś jawnie próbuje go oszukać albo myśli, że skoro płaci prywatnie to wszystko mu się należy. Niestety, grono takich to własnie studenci poszukujący sposobu na uzyskanie zwolnienia.
Tu objawia się jego "piekielność". Otóż owszem, wystawia zwolnienie (zwykłe, nie L4), pytając zawsze czy podawać powód, aby uczelnia się nie przyczepiła do "niezidentyfikowanej choroby", a ucieszony delikwent nie sprawdza nawet co ma tam napisane. Tak więc nie raz studenci pokazywali wykładowcom wywołujące śmiech lub przerażenie zwolnienia z powodu np.:
-porodu,
-utraty oka,
-opuchlizny prącia (mój faworyt ;D),
-tymczasowego paraliżu mięśnia zwieracza.

Oczywiście nie raz dzwoniono do niego ze szkół i uczelni lub z pretensjami, ale zawsze zgodnie z prawda mówił, że pacjent odmówił dodatkowych badań, prosząc o zwolnienie tylko na podstawie historii choroby. Ręce i sumienie ma czyste, a nieumiejący się zachować utarty nos.

lekarz prywatny

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 926 (972)

#22855

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia- może nie do końca piekielna, ale sądzę, że warto ją tu opisać.

Mam kolegę, powiedzmy Adama, który jest strasznym kociarzem. Swego czasu miał on 7 kotów, jednak obecnie posiada już tylko 3- dwie kotki i kocura, które uwielbiam. Samiec nosi dosyć intrygujące imię - Sisior ;) Historia będzie o nim właśnie. Dodam jeszcze, że rozmowa toczyła się na dzień po kastracji kocura.

Było to jesienią - wsiadłam do autobusu i spotkałam tam Adama. Siedział on na siedzeniu obok Moherowej Pani. Podeszłam więc do niego, przywitałam się i rozmawiamy. [J]a, [A]dam:
[J]: I jak tam Twój Sisior?
[A]: Aaa smutny taki leży i osowiały. Nic się nawet ruszyć nie chce.
[J]: Ojej, nie dziwię się... ale jakby go ulubiona ciocia pogłaskała, to na pewno, by się ożywił ;)
[A]: Czy ja wiem... nie reaguje nawet na dziewczyny [w sensie kotki], nie chce się z nimi bawić.
[J]: Ale to chyba normalne po kastracji. Przejdzie mu, nic się nie martw!
[A]: No nie wiem... teraz już nic nie będzie takie samo. Dawny Sisior już pewnie nie wróci...
[J]: Ale musiałeś to zrobić - w końcu będziesz miał nad nim kontrolę. Wcześniej to tylko kicie mu były w głowie...

...w tym momencie Moherowa Pani chrząknęła znacząco, zamamrotała coś o Sodomie i Gomorze, że na co jej przyszło na stare lata, że nawet w autobusie ta zdemoralizowana i zepsuta młodzież ;) i ostentacyjnie opuściła miejsce stając przy drzwiach.
Dotarło do nas jak musiała brzmieć nasza rozmowa ;)
Na następnym przystanku Pani wysiadła, a na odchodne zapewniła nas, że będzie się modlić za nas, a my śmialiśmy się jak opętani przez resztę drogi ;)

komunikacja_miejska

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 701 (825)

#28223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spacerowałam sobie ostatnio po poznańskim Starym Rynku, pogoda piękna więc grzech w domu siedzieć.
Tak sobie spaceruję i wtem podchodzi do mnie starszy pan, na oko 80-letni. Podchodzi i pyta:
- Panienko, a nie poszłabyś gdzieś ze mną? Zapłacę. - I spogląda na mnie obleśnie.
Ja w szoku odparowałam, może niezbyt grzecznie:
- A co, do kostnicy pan sam nie trafisz?
Pan się zmył jak niepyszny, a ja się zastanawiam od kiedy dziewczyna w jeansach, czarnym golfie i płaszczyku może być wzięta za prostytutkę.

poznański stary rynek

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 714 (850)