Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dussiolek

Zamieszcza historie od: 11 sierpnia 2011 - 0:34
Ostatnio: 12 września 2021 - 12:26
  • Historii na głównej: 17 z 26
  • Punktów za historie: 14620
  • Komentarzy: 172
  • Punktów za komentarze: 1484
 
zarchiwizowany

#28717

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Wielkanocna- przedwojenna, ale bardzo wymowna.

Moja Babcia miała ciotkę Rózię której rodzina żyła w całkowitej nędzy. Nie mieli skrawka ziemi, nie dało się więc nic uprawiać, zwierząt karmić tez nie było czym. Jedyne dochody zyskiwali jak ktoś zechciał zatrudnić ciotkę w polu. Dzieci miała ona czworo, często nie było co jeść...
Córka jej Stasia miała za chrzestną najbogatszą gospodynię we wsi- bezdzietną- ta jednak nigdy rodzinie nie pomagała. Inni kiedy mogli coś dawali, ale wiadomo jakie czasy, każdemu ciężko.

Jednej Wielkiej Soboty wszyscy szli święcić koszyczki. Bogata ciotka miała szynki, kiełbasy, kopę jajek, ciasta i inne dobroci (kiedyś ludzie nieśli wszystko, co mieli jeść w święta), ogólnie jak na wiejskie warunki- wypas. Rózia miała ledwie chleb, kawalątko słoniny i trzy jajka.
I nagle cud bogata ciotka macha ręką w geście królowej i woła:

- (BC) a pójdź no do mnie Stasieńko! Dam ci wielkanocny podarek!
Stasia leci, rodzeństwo szyje wyciąga, takie delikatesy u ciotki, kto wie co zjedzą, radość ogromna... A tu:

-(BC) masz Stasieńko jajeczko! Żebyś wiedziała, że chrzestna dba o ciebie i zginąć ci nie pozwoli!

I dała jej dosłownie jedno jajko.
Staszka szybciutko jajeczko chowa, mówi dziękuję, ale łezki po policzkach lecą, rodzeństwo otwarcie płacze- nadziei sobie narobiły, wiadomo jednym jajkiem się nie podzielą, matka załamana. Szczodrobliwa ciotka na to:

-(BC) patrzcie ludzie jaka to szlachta nawet wdzięczne za dobroć być nie umie! A wy tam czego buczycie? Do was żadnego obowiązku nie mam!

Ludzie pokiwali głowami, a moją prababkę (mimo że akurat była w sumie obca osobą- Rózka była kuzynką jej męża)szlag trafił:
-(P) żebyś ty przez to jedno jajko całe święta głodować nie musiała! A ty Rózia chodźże ze mną. Nie będziecie w święta z pustymi brzuchami biegać. Jakoś się tam podzielimy!
-(BC) no jak żeś głupia i ci zbywa to se karm biedotę!

I poszła.
Moja rodzina dała Rózi co tam mogła choć też się nie przelewało i przynajmniej w święta się najedli...

A bogata ciotka cóż żyła sobie długo jak pączek w maśle, a z nadmiaru dobrobytu kapliczkę murowaną wystawiła w swojej intencji i do dziś dzień jej nazwisko znane jest jako hojnej fundatorki...

miłosierna samarytanka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (277)

#24837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponownie piekielna policja mego miasta. Dziwne, ale autentyk.

Moja koleżanka miała kiedyś tragiczną sytuację życiową. Z tego powodu jej matka zaczęła mieć pewne problemy psychiczne, objawiające się głównie unikaniem ludzi, nie wpuszczaniem nikogo do mieszkania, a co za tym idzie pobytami na mieście tak krótkimi jak tylko się dało.
Pewnego dnia matka ta spotkała na ulicy człowieka, który był powodem wielu tych problemów i nie wytrzymując kolejnych nagabywań, dostała ataku szału. Gościu wezwał policję, ta karetkę i kobietę wzięto do szpitala psychiatrycznego oddalonego o jakieś 70 kilometrów, połączeń komunikacyjnych z naszym miastem brak.

I byłaby to historia jedynie smutna gdyby nie to, że policja nikogo o tym fakcie nie poinformowała. Pomimo, iż widzieli jej dowód z wpisaną dwójką dzieci, pomimo, iż Pan Problem doskonale o nich wiedział i pomimo, iż krzyczała "ja muszę do dzieci, co one beze mnie zrobią, nie mają jedzenia, będą mnie szukać"...

Kiedy matka po kilku godzinach nie wróciła do domu koleżanka zaczęła się niepokoić, wyszła z domu, pochodziła po mieście, zaglądnęła tu i tam, wróciła matki dalej nie ma. Wieczorem już cała w strachu poszła zapytać na komendzie czy coś o niej nie wiedzą. Policjanci odpowiedzieli, że nic im o takiej osobie nie wiadomo, że chwilę nie ma, a już histeria, że pewnie pije gdzieś i wróci rano (Pani L. nigdy nie brała alkoholu do ust, zawsze była na noc pozamykana na cztery spusty). Cóż A. do domu wróciła, nie spała całą noc czekając - matki nie ma.

Zaraz z rana A. poleciała zapytać do szpitala - nie mieli takiego przypadku, pobiegała po mieście nie ma, wizyta na policji - nic nie wiedzą o takiej, nie było interwencji, czekać, bo baluje. A. cały dzień szukała już też nad rzeką, po pustostanach, gdziekolwiek. Matki nie ma, lodówka pusta, ani grosza w domu, więc poza strachem także drugi dzień głodówki. Znikąd pomocy, bo najbliższa rodzina 300km dalej, a na telefonu też nie ma. W międzyczasie wizyta Pana Problemu, który choć doskonale wiedział, co się stało także A. nie uświadomił (chciał niewiedzę koleżanki użyć do swoich celów jak się potem okazało). Za to jej brat nie radząc sobie zupełnie z emocjami zdemolował do reszty mieszkanie.
Kolejna wizyta na policji - dalej nic nie wiedzą, na zaginięcie za wcześnie. Czekać.

Druga noc nie przespana, koleżanka była już pewna, że matka musiała z powodu sytuacji popełnić samobójstwo. Rano ledwo żywa znowu szpital i ponownie komisariat. I eureka - choć Panowie z początku dalej nic nie wiedzieli, kiedy A. dostała histerii ze strachu, głodu i niewyspania policjant nagle orzekł "zaraz ryki, matkę w poniedziałek do psychiatryka zabrali, jest tam i tam, po co to od razu spazmować, pewnie ma lepiej niż w domu".

A. prawie im tam zemdlała z ulgi i wyczerpania. Dopiero wtedy zainteresowali się, czy oni tak sami zostali, czy mają co jeść. Dopiero wtedy powiadomiono opiekę społeczną, która, co dziwne w pełni stanęła na wysokości zadania i wydatnie przyczyniła się do znacznej poprawy losu tej rodziny. Pani L. wróciła po trzech tygodniach. Lekarze orzekli załamanie nerwowe spowodowane położeniem życiowym. Dziś jest całkiem pogodną osobą, tylko dalej trochę unika ludzi, koleżanka przez lata leczy się z duszności nerwicowych, które zostały jej na pamiątkę.

Brat A. miał wtedy niecałe 14 lat, ona sama niespełna 18 wyglądała jednak na młodszą od niego. Była zahukana, chorobliwie nieśmiała, chudziutka i zalękniona. Kompletnie sobie nie radziła. Jak to możliwe, że musiało minąć trzy dni i dojść do kolejnego ataku żeby ktoś raczył poinformować ją co się stało, albo choć zwyczajnie się sprawą zainteresował? Ja mam na to tylko jedno określenie - skandal...

policja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 838 (886)

#24423

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym ja mój tato kryminalistą został.

Pewnego pięknego dnia ktoś dzwoni do drzwi. Mama otwiera, a tam:
(P) Policja, dzień dobry. Czy zastaliśmy Jana Kowalskiego?
(M) No męża nie ma, poszedł z psem na spacer...
(P) Ale jak to? Zwyczajnie na spacer poszedł?
(M) ????
(P) To on nam się na rozprawy nie stawia, wezwań nie odbiera, ukrywa się, a tu zwyczajnie z psem?
(M) Jakie rozprawy, jakie ukrywa, cały czas w domu siedzi, tyle co do roboty, jakie wezwania w ogóle, on nie miał w życiu zatargów z prawem!
(P) A bo on pewnie pani wszystkiego nie mówi, a pani wierzy, że porządny, a my mamy rozkaz doprowadzić go przed sąd...
(M) Ale ja w domu jestem cały czas, pocztę zawsze odbieram, mało wychodzę, żadnych wezwań nigdy nie było.. Musiałabym się z nimi spotkać!!!
(P) No ale Jan Kowalski tak?
(m) No tak..
(P) Syn Jana i Janiny?
(M) Nie... Anny i Pawła..

Na to policja sobie bez "do widzenia" poszła. Mama w szoku została. Po jakimś czasie od ławeczkowców sprzed bloku dowiedzieliśmy się, że drugi Jan Kowalski (nazwisko mamy popularne, imię Tata już raczej mniej) mieszka sobie blok dalej - my mamy numer 1/39 on 1a/36. Miał wtedy 35 lat, Tata 50. Hmmm... Pomyliło się chłopcom. Ponoć go złapali w końcu i poszedł siedzieć. O całej historii zupełnie wszyscy zapomnieliśmy.

Jakieś trzy lata później. Listopad. Godzina 20, czytam sobie w pokoju, a tu walenie w drzwi. Otwiera Tata:
(P) Bry wieczór, policja. Pan Jan Kowalski? Co pan robił 30 czerwca o 23?
(T) Yyyyy... No ja zawsze o tej godzinie już śpię, rano do roboty...
(P) Taaaa, śpię... Ale Roberta Nowaka pan zna oczywiście?
(T) Nie... Pierwsze słyszę...
(P) Jak to nie, a on pana za świadka bójki podaje, razem się rozrabiało, a teraz nie znam!!
(T) Ale ja naprawdę go nie znam!!
(P) Dobra dobra, tak rozmawiać nie będziemy, pójdzie pan z nami na komendę, raz dwa zbierać się!
(T) No ale o co chodzi??
(P) Dobrze pan wie o co! No szybciutko!!!

Ojciec zielony zbiera się do wyjścia i pewnie by posiedział sobie na dołku za upór, gdybym wtedy nie skojarzyła wydarzeń.
Mówię do panów:
(J) A wam ZNOWU nie chodzi o tego drugiego Jana Kowalskiego co mieszka w 1a/36? Już raz chcieliście ojca za niego zamknąć!

Policjanci karpik. Jeden zauważa błyskotliwie:
(P) K..wa wiedziałem, że coś tu nie pasuje!!! No widzi pan, siedziałby pan za niewinność!

I poszli, żadnego przepraszamy, do widzenia.

Cóż dla policji w naszym mieście żaden problem, że blok się nie zgadza, że numer domu inny, że delikwent o 15 lat starszy niż powinien, liczy się sztuka, bo nazwisko dobre. Żeby choć dowód osobisty sprawdzili. Dodam, że za drugim razem była inna para Panów Mundurowych. Facet znowu poszedł siedzieć, a Tata na szczęście zmienił adres, więc trzeci raz go nie nękali, ale w rodzinie ma teraz ksywkę kryminalista...

policja

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 786 (828)

#22582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponownie Pani Z.

Przyszedł taki czas, że Pani Z. zmarła matka. Piekielna zbytnio nie rozpaczała, pogrzeb odprawiła. Jakieś dwa tygodnie później przyszła do mojej ciotki na pogaduchy. Nie żeby się wypłakać - raczej omówić kto na ostatnim pożegnaniu był, w co był ubrany, z kim dyskutował...

Potem rozmowa zeszła już na typowo wioskowe tematy i nagle Pani Z. cała sztywnieje, czerwienieje, łapie się za głowę i zaczyna jęczeć:
-(Z) o Boże, Boże, o mój Jezu kochany, o mój Boże!!

Ciotka zdziwiona, myśli jednak - Z. uczuciowa specjalnie nie jest, ale może żałoba z opóźnieniem ją dopadła. Mówi więc łagodnie:
-(C) No mnie też przykro, ale jej już dobrze tam, już cierpień nie ma, trzeba to jakoś przeżyć...
-(Z) Mój Boże, Boże, to nie to przecie, o Boże!

Ciotka zaczyna się niepokoić...
-(C) No to co się stało, mówże może ci pomóc mogę jakoś...
-(Z) Jezus Mario co myśmy narobili!! Jak mogliśmy nie zauważyć!! O Boże!!!

W tym momencie ciotka już mocno wystraszona, nie wie o co chodzi, zimna ryba Z. popada w coraz większą histerię, nigdy nawet łezki nie uroniła przy ludziach, a tu takie zawodzenie. Cóż, cioteczka zawołała syna, żeby coś pomógł, może po karetkę zadzwonił. W międzyczasie zaczyna Z. potrząsać mocno i mówić głośno:

-(C) POWIEDZ WRESZCIE CO SIĘ STAŁO!!!
-(Z) O JEZU PRZECIEŻ MY MAMĘ ZE ZŁOTYMI ZĘBAMI POCHOWALI!!!! TAK NIEDOPATRZEĆ!!! MÓJ TY JEZU!! TYLE PIENIĘDZY!!!

Ciotka na to wkurzyła się niemiłosiernie, bo omal zawału nie dostała ze zmartwienia, a tu taka rewelacja, więc jej na to odrzekła:
-(C) To idź se ją wykop, jeszcze świeża, albo głośniej wrzeszcz, to się zawsze jakiś chętny znajdzie...

Z. się na to zapowietrzyła, zjadła obiadek (bo na darmo przecie nie przyszła) po czym się obraziła i przez dobre dwa miesiące ciocia miała ją z głowy...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1024 (1042)

#22010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historyjka o piekielnej Pani Z.

Swego czasu rozeszła się po wsi wieść, że mąż Pani Z. ma raka i niedługo mu już przyjdzie na tym świecie istnieć. Pewnego dnia kiedy był już w stanie w którym przez większość czasu leżał moja ciotka zauważyła go pracującego na dachu domu! Pan przekładał obluzowane dachówki. I tak kilka dni z rzędu.
W końcu ciotka zapytała Pani Z.:

-(C) Słuchaj, a co ten twój mąż tam robi na tym dachu przecież sama mówiłaś, że taki chory, z łóżka już prawie nie wstaje, że ci pogrzeb szykować trza... (tak właśnie pani po wsi opowiadała)
-(Z) No jak to co?! Sama mu powiedziałam - właź w końcu ten dach poprawić, bo jeszcze trochę i przeciekać zacznie, a ty zaraz umrzesz, to kto mi to później zrobi, co??

Cóż mąż wlazł... Umarł jakiś miesiąc później...
Dodam tylko, iż Pani Z. na brak pieniędzy nie narzeka i stać ją na to by kogoś wynająć, zwłaszcza, że na obiadki zawsze się do kogoś wkręca, więc mocno przyoszczędza...

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 653 (703)

#21621

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny wnuczek.

Mój Tato pracował kiedyś u kamieniarza, razem z nim zatrudniony był tam pewien chłopak, 25-letni, który miał 92 letnią babcię mieszkającą jakieś 500 kilometrów dalej w małej wsi tzw. Ściany Wschodniej.

Pewnego razu przy okazji jakiejś wizyty babcia poprosiła Pawełka, żeby załatwił nowy solidny, pomnik na grób dawno już nieżyjącego dziadka, bo stary to lastriko, już się sypie, a tak przy okazji nie będą już musieli po jej (zapewne rychłej) śmierci stawiać za swoje pieniądze. Ona za wszystko zapłaci, tylko żeby to porządny granit był, na lata, no ale wnusio fachowiec to będzie wiedział.

Pawełek obiecał, ale wycenił pomnik na pięć tysięcy złotych, bo chce jak najlepszy, dobry kamień kupić. Babcia dała, w końcu wnusio, zaufanie miała.
Pawełek natomiast załatwił i zamontował pomnik z chińskiego granitu- są to bardzo cieniutkie i nietrwałe płyty - warty wtedy około sześciuset złotych! Resztę sobie wziął, po czym uznał że 4500zł. to mała prowizja, bo zadzwonił do babci, że jeszcze 500 trzeba dopłacić. Babcia dała- zupełnie się kobiecina nie orientowała w rynku czy surowcach, a na pierwszy rzut oka pomnik ładny...

Na pytanie mojego Taty czy nie wstyd mu tak własną babcię staruszkę okradać Pawełek rzekł:
- A na ch...j jej lepszy pomnik, albo i te pieniądze, ja je tam lepiej spożytkuję niż by miały na cmentarzu gnić.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 688 (740)

#20963

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dużo ostatnio o Świadkach Jehowy, więc wpisuję się w nurt. Piekielny był mój brat.

W pewną niedzielę, po ostrej, nocnej imprezie został obudzony dźwiękiem domofonu o nieludzkiej 11 godzinie ;). Ledwie dowlókł się do aparatu, bo kac jak rzadko, chrypi w słuchawkę "słucham" i słyszy na to:

-(J) Dzień dobry! Czy wie pan, że już wkrótce nastąpi koniec świata?
-(B) Hmmm, wkrótce to znaczy kiedy?
-(J) No ten termin wciąż się zbliża..
-(B) Ale konkretnie? Kiedy?

W słuchawce zdumiona cisza... Po chwili:

-(J) Tyle jest zła na tym świecie i koniec świata jest już naprawdę bliski, trzeba pomyśleć o zbawieniu...
-(B) Ale ja się o DATĘ pytam!!! Kiedy to nastąpi, bo chciałbym być gotowy w tym momencie ;)
-(J) No tak wie pan, ale my nie znamy tak dokładnie daty i godziny, to Bóg wybierze ten moment, trzeba być jednak przygotowanym w każdej chwili, to już długo nie potrwa..
-(B) Czyli nie wiecie?
-(J) No tłumaczymy, że nie..
-(B) W takim razie proszę wrócić jak już konkretnie ustalicie, kiedy to będzie, a nie tak głowę zawracacie ludziom, zupełnie nie przygotowani! I skąd mam teraz wiedzieć jak sobie sprawy mam poukładać?? Jak nawet nie wiem ile czasu mi zostało!!
(J)- O.o

Chyba do tej pory nie ustalono daty, bo nigdy już do niego nie przyszli ;)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 587 (673)

#19032

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak obiecałam: piekielny brat i kociak. Będzie długo.

Moja koleżanka ma brata, o którym już pisałam, mieszkającego jakieś 80 kilometrów od niej z dziewczyną i jej rodzicami. Pewnego razu trafiła się okazja w miejscowości koleżanki, dom do wynajęcia, bez czynszu, za tak zwaną opiekę nad nim - ot tak żeby było napalone, wietrzone, naprawiane drobne, bieżące usterki, do płacenia jedynie zużyte media.

Piekielny brat stwierdził, że ponieważ ma zostać ojcem (biedne dziecko) to warto by pójść na swoje i z oferty skorzystał. Jednak dom jak to dom, trzeba go ogrzewać. A że węgiel ciężko nosić i na dodatek trzeba najpierw kupić, to postanowił grzać piecykiem elektrycznym. Wszystko ładnie, jednak po pewnym czasie przyszedł słony rachunek. Żeby go nie płacić wpadł na genialny pomysł, by wyprowadzić się potajemnie z powrotem do teściów. Właścicielka mieszkała w mieście 30km dalej, umowy nie mieli, mebli swoich też nie, więc plan się udał.

Minął ponad tydzień od ucieczki kiedy do koleżanki przyszła jego bezpośrednia sąsiadka i mówi:
- Wiesz twój brat gdzieś wyjechał, ale chyba zapomniał o kocie i on tam miauczy i miauczy..
- Ale on nie miał kota...
- A nie, wiesz, mówił mi ostatnio, że wziął kociaka, bo myszy pełno, on teraz tam się cały czas drze, a zresztą siedzi na parapecie więc go widać, może masz klucz to go zabierzesz i się zamknie (tak tylko hałas jej przeszkadzał!)

Koleżanka poleciała, kot rzeczywiście jest i płacze, klucza nie miała, praktycznie więc włamała się wraz z mężem do tego domu żeby kociaczka uwolnić.
Okazało się, że siedział on w SZCZELNIE ZAMKNIĘTYM POKOJU, BEZ WODY I JEDZENIA PONAD TYDZIEŃ!!! Przeżył chyba tylko dzięki wilgoci skraplającej się na szybie...

Wyzywany brat oświadczył, iż zostawił go tam celowo, a jak był głodny to mógł myszy łapać (akurat w zamkniętym pokoju kociak dopiero co odstawiony od matki, który do tej pory jedynie pił mleko) i nie rozumie o co ta awantura to tylko kot...

Kot został cudem odratowany, koleżanka wzięła sobie za punkt honoru go wypaść, jednak mimo specjalnej karmy i mnóstwa jedzenia przestał w ogóle rosnąć i nawet mając prawie rok wyglądał jakby dopiero przejrzał na oczy. Mimo to był uroczym, wesołym, energicznym i garnącym do ludzi stworzonkiem. Niestety miał też manię przebywania blisko źródeł wody i to go zgubiło, gdyż razu pewnego wpadł do beczki na deszczówkę sąsiada i mimo natychmiastowej pomocy i reanimacji zmarł na skutek zachłyśnięcia.

Brat do żadnej winy się nie poczuwał i od siostry usłyszał, że ma się jej więcej na oczy nie pokazywać, ale kary żadnej nie poniósł.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 518 (588)

#19001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny brat po raz drugi (ten sam, co w poprzedniej historii).

Pewnego razu wpadłam do tej koleżanki, a ona mnie prosi czy nie mogłabym jej zajrzeć do telefonu, bo ostatnio nie działa, ona się na tym nie zna, a telefon jej potrzebny.
Prosiła już brata, on owszem pooglądał i powiedział, że może jej to naprawić, ale będzie musiał wziąć co najmniej 50 zł. Na pytanie czy nie mógłby za darmo odrzekł, że to po kosztach i tylko dlatego, że jest jego siostrą, bo inaczej wziąłby stówę.
Koleżanka 50 zł. na zbyciu nie miała, więc telefon trafił w moje ręce. Po spojrzeniu na niego okazało się, że nie widzi on karty SIM, rozebrałam go więc, a tam.... KARTA SIM WŁOŻONA NA ODWRÓT!!!!

Po przełożeniu telefon działał idealnie, a koleżanka zaczęła bluzgać ;). Okazało się bowiem, że chwilę przed wykryciem usterki bawił się tym aparatem właśnie braciszek i specjalnie przełożył kartę, po czym usiłował wyłudzić za to niemałe pieniążki, do czego zresztą się przyznał sklęty telefonicznie, bo jak oświadczył "potrzebowałem kasy, a pożyczyć byś mi nie chciała"!

I kolejne miesiące martwej ciszy pomiędzy rodzeństwem.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 652 (710)

#18999

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnym bracie przypomniana mi przez Coffewithmilk.

Moja koleżanka ma fioła na punkcie zwierząt, ma w domu na raz lub po kolei psy, koty, papugi, chomiki, świnki morskie, króliki, dzieci ;),rybki itd. itd. Z tego też powodu czasem ktoś jej coś podrzuci jak mu się już znudzi.

W taki sposób została posiadaczką żółwia wodnego. Jacyś znajomi zaszantażowali ją, że jak nie weźmie to wypuszczą do jeziora, bo oni już trzymać nie mogą, za duży urósł i tym podobne...
Wzięła żeby marnie nie zginął, po jakimś czasie odwiedził ją brat i zaczął marudzić "daj mi tego żółwia, jest super, będę sobie go hodował, nic mu nie braknie, zadbam o niego, taki ładny".. Dała, bo okazało się, że nowy nabytek próbuje zjeść jej własnego, znacznie mniejszego żółwika, a brat tak zapewniał o opiece.

Po kilku miesiącach odwiedza brata, a on do niej:
- Wiesz ekstra ten żółw był naprawdę zobacz, co sobie z niego zrobiłem, nikt czegoś takiego nie ma!!
- Jak to był, jak to zrobiłem??!

Okazało się, że brat żółwia ugotował (!), a ze skorupy zrobił sobie popielniczkę... Takiej awantury chyba całe miasto nigdy nie słyszało, a sama koleżanka ponad rok do brata się nie odzywała.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 948 (1020)